Pocałunek śmierci

Moderator: RedAktorzy

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Pocałunek śmierci

Post autor: karla »

Mój bilet:
Sędzia nieomylny
Z tawernianych opowieści

Short, którego pisałam na WT4 miał być w założeniu zamkniętą całością. Z czasem zaczęłam się jednak zastanawiać jak mógłby wyglądać ciąg wcześniejszy (bo z wiadomych przyczyn nie dalszy:)) tej historii. I tym sposobem powstał poniższy tekst. Potraktowałam go "treningowo", tj. mniej skupiając się na samym temacie, a bardziej na poprawności gramatycznej, stylistycznej, ortografii czy jasności przekazu. Będę bardzo wdzięczna za wytknięcie miejsc, gdzie jednak się to nie udało (a pewnie trochę ich będzie:))


POCAŁUNEK ŚMIERCI

W komnacie panował półmrok. Ciężkie kotary były zasunięte, a ogień w kominku dogasał. Lekki ruch powietrza, który wywołał otwierając drzwi, sprawił, że płomienie zadrgały, a po podłodze zatańczyły cienie. W powietrzu unosił się ciężki zapach drewna sandałowego, jaśminu i czegoś, co kojarzyło się z upalną, letnią nocą. Zamknął ostrożnie drzwi, uważając, by nie zaskrzypiały i nie stuknęły o framugę. Rozejrzał się dookoła, bacznie nasłuchując. Pomieszczenie wyglądało na puste. Na ścianach nie było żadnych gobelinów, mogących skrywać za sobą wnęki z ukrytymi strażnikami. Przed kominkiem nie spał ani jeden z cesarskich chartów. Przede wszystkim jednak, nie było samej Cesarzowej. Azariel poczuł ukłucie niepokoju. Według jego przełożonych, uzupatorka zawsze spędzała wczesne popołudnia w swoich komnatach. Kiedy jednak jeszcze raz zlustrował wzrokiem pomieszczenie, dostrzegł po lewej stronie drzwi. Były takiego samego koloru jak ściany, dlatego nie zauważył ich z początku w panującym półmroku. Teraz, kiedy wzrok zaczął się do niego przyzwyczajać, widział coraz więcej szczegółów. Ścisnął mocniej w dłoni sztylet i niczym kot zaczął się skradać w stronę wejścia do drugiej komnaty, najprawdopodobniej sypialni.
- To miałoby sens – pomyślał z przekąsem. - Dziwka zmęczyła się porannymi audiencjami, a teraz śpi, upojona torturami, którym dopiero co kazała poddać kilku nieszczęśników. Tych, którzy zbyt nisko się skłonili lub mieli czelność kichnąć w jej obecności.
Z ponurych rozmyślań wyrwał go niespodziewany dźwięk. Odwrócił sie błyskawicznie, z wyciągniętym przed siebie sztyletem, gotowy do ataku. I wtedy ją zobaczył. Rzeczywiście spała, choć nie w sypialni, a na sofie obok kominka. Wysokie oparcie całkowicie zasłaniało drobną postać, ale Azariel i tak przeklął się w duchu za nieuwagę. Gdyby przypadkiem zbudziła sie, kiedy stał odwrócony plecami, miałaby szansę wszcząć alarm. Mężczyzna wziął kilka głębokich oddechów, a następnie zbliżył się ostrożnie do swojej ofiary. Cesarzowa jeszcze raz westchnęła przez sen i obróciła sie lekko. Jej wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu, który sprawił, że wyglądała niemal jak mała dziewczynka. Azariela uderzyło, jak młoda i niewinna się wydawała. Nigdy nie posądziłby tej kobiety o tak straszliwe zbrodnie, gdyby oczywiście nie odczuł ich na własnej skórze. Stanął nad śpiącą postacią, zamierzając zakończyć misję.
- Za Malewię – pomyślał. - Za moją zniewoloną ojczyznę.
Wyciągnął rękę z morderczym ostrzem, jednak zawahał się przed zadaniem ciosu. Wiedział, że powinien się spieszyć, tylko kwestią czasu było, aż ktoś odkryje ciało martwego strażnika w korytarzu. Nie mógł jednak oprzeć się pokusie podziwiania choć jeszcze przez chwilę tej pięknej istoty. Pięknej, lecz złej - upomniał się w duchu. - To tylko skorupa, która skrywa wnętrze, rodem z największych koszmarów. Ręka, cały czas wyciągnięta przed siebie, zaczęła drżeć. Nie wiedział, czy przyczyną było zmęczenie, czy... coś innego. Nie miał żadnych skrupułów, kiedy zabijał strażnika przed drzwiami, a przecież był to niewinny człowiek, wykonujący jedynie swoją pracę. Jednak teraz coś go powstrzymywało. Pot spływał mu po twarzy i szczypał w oczy, nie wytarł go jednak, jakby w obawie, że każdy niepotrzebny ruch może pozbawić go resztek odwagi. Sekundy płynęły leniwie, łącząc się w minutę, dwie, trzy... Miał wrażenie, że członki ma wykonane z kamienia, a jedyną żywą część ciała stanowi serce. Waliło w piersi jak oszalałe.
- Niczym ptak usiłujący wyrwać się na wolność - przemknęło mu przez głowę idiotyczne porównanie. Był pewien, że w panującej ciszy, jego bijące serce brzmi niczym odgłos bicia w bęben. Jakby w odpowiedzi na te obawy, oczy Cesarzowej zaczęły się otwierać. Przez moment widział wszystko, jak w zwolnionym tempie, a chwilę później czas przyśpieszył do prędkości galopującego konia. Ruch Azariela był tak szybki, że jego ciało przypominało rozmazaną, ciemną plamę.


Uciekał. Wybiegając z komnaty, niemal wyrwał z framugi masywne, dębowe drzwi. Wbiegł w kałużę krwi, która zgromadziła się w niewielkim zgłębieniu podłogi, nieopodal ciała strażnika. Czerwone kropelki rozbryznęły się dookoła, plamiąc nieskazitelną biel ścian. Nie starał się zachować ciszy, wiedział, że jego jedyną szansą na przeżycie była natychmiastowa ucieczka. Zbiegł kilka kondygnacji w dół, a następnie wskoczył w boczny korytarz i zaczął liczyć mijane drzwi. Przy piątych zatrzymał się i szarpnął za klamkę. Zgodnie z jego informacjami, nie stawiały oporu. Pokój należał do któregoś ze służących, należących do spisku. Kątem oka zauważył niezaścielone łóżko i porozrzucane ubrania. Podbiegł do okna i przez chwilę walczył z nim bezskutecznie, zbyt spanikowany by zauważyć małą zaszczepkę u dołu. Jednak płynąca w żyłach adrenalina sprawiła, że w szczupłych ramionach młodego człowieka obudziła się ogromna siła. Jeszcze jedno potężne szarpnięcie i droga do wolności stanęła otworem. Wskoczył zwinnie na parapet i wyjrzał na zewnątrz. Wszędzie panował zupełny spokój, nie widać było biegnących strażników, ani nic innego, co wskazywałoby na piekło, które za chwilę się tu rozpęta. Zmierzył w myślach odległość, która dzieliła go od bruku. Wiedział, że to nie więcej niż cztery metry, ale z tej perspektywy wyglądała niemal jak przepaść. Musiał dobrze wylądować, gdyby skręcił kostkę, byłoby to równoznaczne z podpisaniem na siebie wyroku powolnej i bolesnej śmierci. Wziął głęboki oddech i zeskoczył na chodnik. Nogi się pod nim ugięły i uderzył bokiem w twardy bruk, jednak uniknął przy tym poważniejszych obrażeń. Błyskawicznie się podniósł, otrzepał ubranie z kurzu i spokojnym krokiem skierował się w stronę bramy. Nie chciał zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi, zwłaszcza, że wrót pilnowało dwóch strażników. Udało mu się szczęśliwie wmieszać w grupę podpitych mieszczan i bez zbędnych trudności opuścił mury miasta. Nie miał jednak żadnych złudzeń, lada moment w mieście zaroi się od zbrojnych, szukających zamachowca. Puścił się biegiem w stronę ciemniejącej na horyzoncie linii lasu. Do zbawczego cienia brakowało około pięćdziesięciu metrów, kiedy usłyszał bicie zamkowego dzwonu, a chwilę później rozległ się tętent końskich kopyt.


Kiedy Azariel dobiegł do lasu, wiedział, że jest uratowany. Znał tu każde drzewo, kamień, czy wystający korzeń. Nawet najlepszy tropiciel nie był w stanie go odnaleźć, jeśli sobie tego nie życzył. W momencie, kiedy pięciu konnych wjechało między drzewa, na próżno rozglądając się za samotną postacią, którą ścigali, młody zamachowiec był już daleko. Siedział bezpiecznie ukryty w jamie, wykopanej prawdopodobnie przez wilczycę, wyglądając przez zasłonę zarastających częściowo wejście porostów. Wiedział, że będzie musiał przesiedzieć na zimnej i wilgotnej ziemi cały dzień, lecz nie to było jego największym zmartwieniem. Zawiódł. – To jedno słowo rozbrzmiewało mu raz po raz w głowie. W krytycznym momencie odwrócił się i uciekł, zaprzepaszczając tym samym, być może jedyną szansę na zabicie przywódczyni najeźdźców i oswobodzenie swoich rodaków z niewoli. Nadal nie mógł w to uwierzyć. Tylu ludzi pokładało w nim swoje nadzieje, a on uciekł, niczym zwykły tchórz. Zdawał sobie sprawę, że ta chwila słabości będzie drogo kosztować wszystkich mieszkańców Malewii. Cesarzowa nigdy nie przegapiła okazji do nałożenia na nich kolejnych podatków, czy innych restrykcji. Nie chciał nawet wyobrażać sobie, jaką karę wymyśli za próbę zamachu na jej życie. Jestem skończony – westchnął. - Konspiratorzy, moja jedyna rodzina, nigdy tego nie wybaczą. Zmarnowałem miesiące niezwykle misternych i niebezpiecznych przygotowań. Wielu ludzi ryzykowało życie, aby zdobyć niezbędne informacje, umożliwiające włamanie się do cesarskich komnat. - Im dłużej nad tym myślał, tym bardziej był przygnębiony. Po zakurzonej twarzy, spłyneły gorące łzy, rysując dwie jasne, faliste linie.


Mijały godziny, a Azariel stopniowo się uspokajał. Wiedział, że nie da się cofnąć feralnych zdarzeń, zaczął więc obmyślać dalszy plan działania. Najprawdopodobniej nie miał szans na rehabilitację w oczach pozostałych spiskowców, postanowił więc zniknąć, dla własnego bezpieczeństwa. Musiał się tylko przedostać do domu Tobiasza, gdzie miał ukryte na czarną godzinę oszczędności. Poza tym chciał z nim porozmawiać, przeprosić za wszystko i błagać o zrozumienie. Przybrany ojciec był jedyną osobą, której potępienia by nie zniósł. Kiedy już obrał cel, łatwiej było odsunąć od siebie wyrzuty sumienia i skupić się na teraźniejszości. Wypełzł więc z nory i ostrożnie rozejrzał się po okolicy. W lesie panowała cisza, nie licząc śpiewu ptaka, ukrytego w koronach drzew. Nasłuchiwał jeszcze przez chwilę, a kiedy nadal nie słyszał niczego niepokojącego, skierował się w stronę miasta. Gdy dotarł na miejsce, księżyc był już wysoko, a na bezchmurnym niebie lśniły gwiazdy. Są niczym władcy – pomyślał Azariel, zadzierając głowę. - Patrzą z góry, nieczułe na ból i nieszczęścia ludzi. Zamyślił się tak glęboko, że nie usłyszał cichych kroków, dochodzących zza rogu najbliższego budynku. Dopiero zderzywszy się z nadchodzącym człowiekiem, opuścił głowę z zamiarem wymamrotania kilku słów przeprosin. Głos zamarł mu jednak w gardle, gdy spojrzał prosto w twarz cesarskiego strażnika. Za nim stało dwóch kolejnych. Być może nie zwróciliby uwagi na idącego człowieka, gdyby nie jego ubłocone ubranie i włosy. To, w połączeniu z nagłym przerażeniem w oczach młodzika, natychmiast obudziło podejrzenia. Azariel nie zdążył w jakikolwiek sposób zareagować, w jednej chwili stał zaskoczony, a w następnej był już prowadzony w stronę miejskiego więzienia. Walka nie miała sensu, czuł ostrze włóczni dotykające pleców i wiedział, że próba ucieczki skończy się śmiercią. Kiedy został doprowadzony na miejsce przez milczących zbrojnych, w głowie zaświtała mu malutka iskierka nadziei. Nie został zaprowadzony do piwnic, gdzie mieściły się sale tortur, lecz wtrącony do wspólnej celi. Trzymano w niej pijaczków zakłócających spokój, nieuczciwych kupców czy kieszonkowców. Sam spędził w tu kiedyś noc, za pobicie pewnego kuglarza. Wtedy skończyło się na chłoście i niewielkiej grzywnie. Lecz kiedy tylko zakratowane wrota zamknęły się ze zgrzytem, niepokój powrócił ze zdwojoną siłą. W pomieszczeniu było wyjątkowo dużo osób. Oprócz kilku starszych ludzi, śpiących na pryczach, Azariel doliczył się aż piętnastu młodych mężczyzn. Wszyscy byli raczej wysocy i ciemnowłosi. Jak ja – uświadomił sobie. Oznaczało to, że był w poważnych tarapatach. Zostało mu jedynie mieć nadzieję, że cesarzowa nie przyjrzała się dokładnie twarzy zamachowca i nie będzie w stanie go rozpoznać. Z drugiej strony, miał nieprzyjemne wrażenie, że wtedy każe zabić wszystkich. Ku przestrodze.
Czas wlókł się niemiłosiernie, Azariel siedział pod ścianą i pogrążał się w coraz większej rozpaczy. Prawie nie docierały do niego rozmowy pozostałych współwięźniów, deliberujących nad powodem swojego uwięzienia. Tak właśnie było w Malewii – straż miejska zwykle nie informowała aresztowanego o zarzutach. Nieszczęśnik dowiadywał się tego dopiero podczas procesu, o ile oczywiście takowy się odbywał. Z czasem rozmowy zaczęły cichnąć, a ludzie kolejno zasypiali. Przez małe okienka sączyło się blade światło, zapowiedź nadchodzącego świtu. Niedługo po tym, jak miejskie dzwony wybiły siódmą, drzwi celi się otworzyły i wszedł nadzorca więzienny.
- Wszyscy aresztowani wczoraj po południu lub później, za mną! - krzyknął.
Kilku śpiących więźniów zerwało sie na równe nogi, z minami świadczącymi o tym, że nie zdawali sobie jeszcze sprawy z tego, co się działo dookoła. Szybko jednak ustawili się w rzędzie i wyszli wraz z innymi z pomieszczenia. Azariel stanął na końcu, nie śpieszył się na zewnątrz. Intuicja podpowiadała mu, że nie czeka tam nic przyjemnego. I nie mylił się.
Zostali poprowadzeni kilkoma wąskimi uliczkami, prosto na mały placyk z tyłu zamku. Był pusty, jeśli nie liczyć kilku strażników, przyglądających im się z uśmiechami, nie wróżącymi niczego dobrego. Chwilę później na plac przybyła sama Cesarzowa. Mimo wczesnej pory, wyglądała olśniewająco. I nie chodziło tu o piękne szaty, czy biżuterię. Charakteryzowała się specyficzną, niewymuszoną elegancją, o której marzyła każda kobieta. Jeden ze stojących przed Azarielem mężczyzn poruszył się niespokojnie.
- To czarownica. Słyszałem, że jednym pocałunkiem potrafi skraść mężczyźnie duszę – szepnął.
Młody buntownik zadrżał. Również słyszał podobne plotki, ale zawsze uważał je za pozbawione sensu wymysły przestraszonego pospólstwa. Aż do dzisiaj. Kiedy zobaczył jak Cesarzowa całuje pierwszego z podejrzanych, zachwiał się i prawie zemdlał ze strachu.
Kolejka mężczyzn stojących z przodu, niebezpiecznie szybko się skracała, a chwila, w której zdrada Azariela miała zostać ujawniona, zbliżała się nieuchronnie.Gdy nadeszła jego kolej, wyprostował się i popatrzył Cesarzowej prosto w oczy. Naiwnie wierzył, że udawana pewność siebie ją zmyli. Kiedy jednak delikatne, kobiece wargi zetknęły się z jego spierzchniętymi ustami, nadzieja umarła. Nie udało mu się stłumić westchnięcia. Z głębi świadomości, wbrew rozpaczliwym próbom zapanowania nad chaotycznymi myślami, wyrwało się wspomnienie planowanego zamachu. Cesarzowa odsunęła się, by jeszcze raz spojrzeć w oczy swemu niedoszłemu mordercy. Nic nie powiedziała, skinęła tylko lekko głową. Uderzenie buławy powaliło go na ziemię. Na chwile przed tym, jak stracił świadomość, uzmysłowił sobie błąd, który popełniono. Zamachowcem powinna być kobieta.
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Awatar użytkownika
Buka
C3PO
Posty: 828
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 16:55
Płeć: Kobieta

Post autor: Buka »

Przeczytałam:)
Dobrze się czyta, bardzo ładnie budujesz napięcie - sceny, w których bohater ucieka czyta się szybko, żeby jak najprędzej zobaczyć, co się stanie. A i pomysł zgrabny (cały). Jedyne co mnie nie przekonuje, to to, że Azariel tak szybko wrócił do miasta (nieco lekkomyślne, niepodobne do kogoś, kto miesiącami współpracował ze swoimi towarzyszami, by opracować jedną, ważną, akcję).

Łapanka:
Rozejrzał się dookoła
Spróbuj rozejrzeć się inaczej;)
Kiedy jednak jeszcze raz zlustrował wzrokiem pomieszczenie, dostrzegł po lewej stronie drzwi.
Trzebaby przemiksować ostatnie słowa, bo tak, to czytelnik czyta, że coś się znajdowało po lewej stronie drzwi i kropka. I dopiero jak się cofnie, to łapie, o co chodzi.
Z ponurych rozmyślań wyrwał go niespodziewany dźwięk. Odwrócił sie błyskawicznie, z wyciągniętym przed siebie sztyletem, gotowy do ataku. I wtedy ją zobaczył. Rzeczywiście spała, choć nie w sypialni, a na sofie obok kominka.
A co to był za dźwięk?
Gdyby przypadkiem zbudziła sie
A co to są te groźne sie, które można zbudzić?
zbyt spanikowany by zauważyć małą zaszczepkę u dołu
Co ujrzeć? O.O

EDIT: byk taki, że się go przestraszyłam

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Post autor: karla »

Z ponurych rozmyślań wyrwał go niespodziewany dźwięk. Odwrócił sie błyskawicznie, z wyciągniętym przed siebie sztyletem, gotowy do ataku. I wtedy ją zobaczył. Rzeczywiście spała, choć nie w sypialni, a na sofie obok kominka.
Buka pisze: A co to był za dźwięk?
A o taki:
Cesarzowa jeszcze raz westchnęła przez sen
Widocznie jednak za mało czytelne to jest, mój błąd:)
Buka pisze:zbyt spanikowany by zauważyć małą zaszczepkę u dołu
Co ujrzeć? O.O
Kurcze, chodziło mi o taka małą drewnianą dźwigienkę zabezpiecząjacą okno np. przed otworzeniem go od zewnątrz, nie wiedziałam tylko jak to ustrojostwo nazwać...
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Awatar użytkownika
Buka
C3PO
Posty: 828
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 16:55
Płeć: Kobieta

Post autor: Buka »

Kurcze, chodziło mi o taka małą drewnianą dźwigienkę zabezpiecząjacą okno np. przed otworzeniem go od zewnątrz, nie wiedziałam tylko jak to ustrojostwo nazwać...
Zasuwka?

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Post autor: karla »

Niezupełnie, bo zasuwka to: zamek składający się z ruchomej sztabki wsuwanej do specjalnego otworu A w oknie nie było żadnego otworu.
Znalazłam taka definicję:
zaszczepka - haczyk do zamykania drzwi od wewnątrz
I to mi bardziej pasuje jednak.
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Awatar użytkownika
Buka
C3PO
Posty: 828
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 16:55
Płeć: Kobieta

Post autor: Buka »

Znalazłam taka definicję:
zaszczepka - haczyk do zamykania drzwi od wewnątrz
Jeśli to słowo istnieje, to jak najbardziej możesz go użyć! Myślałam, że to jakiś regionalizm skrajny, którego poza ciasnym kręgiem nigdzie nie uświadczysz i którego nie rozumiałaby większość czytelników;)

Awatar użytkownika
BlackHeart
Pćma
Posty: 221
Rejestracja: sob, 01 gru 2007 08:48

Post autor: BlackHeart »

Ach, a jednak się doczekałem dalszej (albo raczej wcześniejszej) częśći :) Chwała Ci, Karla, bo jak już pisałem Twój warsztatowy tekst mnie zainteresowałe.

Przeczytałem i nie zawiodłem się :) Fabuła nie tylko ciekawa, ale również w miarę realistycznie poprowadzona. Główny bohater ma ludzkie słabości, a to się naprawdę rzadko zdarza. A szkoda, bo to nadaje tekstowi takiego niepowtarzalnego smaczku. Zarzutów co do języka właściwie nie mam. Czytało się płynnie i przyjemnie.

Krytyka natomiast znajdzie się, jak będę miał chwilę czasu. Na razie tylko komplementy ;)

Gratuluję.

Awatar użytkownika
KPiach
Mamun
Posty: 191
Rejestracja: śr, 18 sty 2006 20:27

Post autor: KPiach »

Bardzo udany tekst. Czyta się płynnie. Opisy plastyczne, nie ma problemu z wizualizacją. Umiejętnie, moim zdaniem, operujesz tempem. Potrafisz zarówno zwolnić jak i przyspieszyć gdy akcja tego wymaga. Podobało mi się!
Nie daj mi spokoju tylko jeden szczegół. Położenie zamku Cesarzowej. Azariel skacząc z okna wylądował na bruku i od razu miał możliwość wtopienia się w tłum. A pierwsza, jak zrozumiałem, brama prowadziła poza miasto. Zamek z oknami na ulice, po których włóczą się pijaczkowie? Niby drobiazg, ale stanąłem w tym miejscu i zacząłem się zastanawiać czy czegoś nie przeoczyłem.
I jeszcze w kwesti tej zaszczepki, gdyby nie komentarze pod tekstem nie miałbym pojęcia o co chodzi. A w sumie, myślę że zasuwka byłaby zupełnie na miejscu i chyba nikt nie zastanawiałby się głębiej nad konstrukcją okna. Zamknięte i już.
Kończąc, karla, dawaj więcej takich kawałków!
Myślenie nie boli! Myślenie nie boli! Myślenie... AUĆ! O, cholera! To boli!

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Post autor: karla »

BlackHeart pisze: a jednak się doczekałem dalszej (albo raczej wcześniejszej) częśći :)
A pisałam już, że to właśnie któraś twoja wypowiedź odnośnie warsztatowego shorta mnie do tego zainspirowała? Nie? No to już piszę ;)
BlackHeart pisze: Krytyka natomiast znajdzie się, jak będę miał chwilę czasu.
W takim razie czekam z niecierpliwością. I już się zaczynam bać.
KPiach pisze: Azariel skacząc z okna wylądował na bruku i od razu miał możliwość wtopienia się w tłum. A pierwsza, jak zrozumiałem, brama prowadziła poza miasto. Zamek z oknami na ulice, po których włóczą się pijaczkowie? Niby drobiazg, ale stanąłem w tym miejscu i zacząłem się zastanawiać czy czegoś nie przeoczyłem.
I tu mnie masz. Tak mi sie śpieszyło ratować bohatera (przynajmniej chwilowo), że nie napisałam, że najpierw musiał przejść zapewne przez jakiś dziedziniec, a potem dopiero uliczkami w stronę bramy. Chciałam uniknąć nic nie wnoszących zdań typu: "szedł, szedł i szedł aż doszedł" ale jak widać przedobrzyłam.
KPiach pisze:I jeszcze w kwesti tej zaszczepki, gdyby nie komentarze pod tekstem nie miałbym pojęcia o co chodzi. A w sumie, myślę że zasuwka byłaby zupełnie na miejscu i chyba nikt nie zastanawiałby się głębiej nad konstrukcją okna.
Pewnie tak. To niestety wynikło z mojej ignorancji: skoro ja wiem o co chodzi to inni też powinni ;) Dzięki Buko i KPiachu za sprowadzenie mnie na ziemię.
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Offek

Re: Pocałunek śmierci

Post autor: Offek »

Parę uwag, na razie bez końcówki opowieści, bo na więcej czasu nie starczyło, ale będzie dalszy ciąg:
karla pisze:uzupatorka
Literówka mam nadzieję? :)
Dziwka zmęczyła się porannymi audiencjami, a teraz śpi, upojona torturami, którym dopiero co kazała poddać kilku nieszczęśników.
Pod względem gramatycznym niby wszystko dobrze, a jednak w czytaniu "zgrzyta" mi to "którym", no i zbyt finezyjne jak na myśli skrytobójcy.

Jej wargi wygięły się w delikatnym uśmiechu, który sprawił, że wyglądała niemal jak mała dziewczynka.
Znowu subiektywne odczucie. Wyginać się w kontekście uśmiechu przywodzi mi na myśl raczej grymas, wykrzywienie. Na pewno nie "delikatny uśmiech".
czas przyśpieszył do prędkości galopującego konia...
Trudno zmierzyć prędkość galopującego konia (przynajmniej kiedyś było trudno), stąd też moje odczucie niezbyt fortunnego porównania ;)
...zbyt spanikowany, by zauważyć
Brak przecinka.
Wiedział, że to nie więcej niż cztery metry, ale z tej perspektywy wyglądała niemal jak przepaść.
Co wyglądało? Wiem, że odległość, ale to dopełnienie "ginie" w czytaniu, bo mamy nowe zdanie.
Do zbawczego cienia....
Jaką właściwie mamy porę dnia lub nocy? Cień sugeruje mi, że to dzień, a początek opowieści raczej mówi o porze nocnej lub wieczornej.
Znał tu każde drzewo, kamień, czy wystający korzeń.
Zbędny przecinek.
W momencie, kiedy...
"Kiedy" już określa czas. Ewentualnie "W chwili gdy..." lub "W momencie, gdy...".
zaprzepaszczając tym samym, być może jedyną szansę...
Bez przecinka lub ewentualnie: zaprzepaszczając tym samym, być może jedyną, szansę...".
podatków, czy innych restrykcji.
Zbędny przecinek.
Po zakurzonej twarzy, spłyneły gorące łzy, rysując dwie jasne, faliste linie.
Te faliste linie mnie zastanawiają. Gdy to czytam, widzę, dwie falujące, białe kreseczki, jak szlaczek. Jakoś do "trasy" łez nie pasuje mi to zbytnio.

Część z tych uwag to odczucia subiektywne dość, wiec nie koniecznie należy się z nimi zgodzić oczywiście. Niech się Szanowana Autorka nimi za bardzo nie przejmuje.
Ogólna ocena na koniec. :)
pozdrawiam
Offek

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Post autor: karla »

Dzięki Offku:) Do kilku uwag się odniosę, z pozostałymi w zasadzie się zgadzam.
Offek pisze:
uzupatorka
Literówka mam nadzieję? :)
Of corse ;)
Offek pisze:
czas przyśpieszył do prędkości galopującego konia...
Trudno zmierzyć prędkość galopującego konia (przynajmniej kiedyś było trudno), stąd też moje odczucie niezbyt fortunnego porównania ;)
A czy jest tu gdzieś słowo o konkretnej szybkości? Chodziło jedynie o oddanie wrażenia ogromnej szybkości. Czy gdybym napisała np. "pędzącego wichru" to też byłoby źle, bo ciężko to zmierzyć? ;)
Offek pisze:
Do zbawczego cienia....
Jaką właściwie mamy porę dnia lub nocy? Cień sugeruje mi, że to dzień, a początek opowieści raczej mówi o porze nocnej lub wieczornej.
Niezupełnie. W komnacie panuje półmrok, bo kotary są zasunięte. A ponieważ są grube, nie przepuszczają praktycznie wcale światła słonecznego. Stąd jedynym "oświetleniem" jest dogasający kominek. Zresztą kilka zdań dalej jest wyraźnie napisane, że to wczesne popołudnie .
Offek pisze:
Po zakurzonej twarzy, spłyneły gorące łzy, rysując dwie jasne, faliste linie.
Te faliste linie mnie zastanawiają. Gdy to czytam, widzę, dwie falujące, białe kreseczki, jak szlaczek. Jakoś do "trasy" łez nie pasuje mi to zbytnio.
Ale nie jest to też idealnie prosta linia. Zwykle łza płynie sobie z kącika oka, wzdłuż nosa, potem skręca w stronę kącika ust, na koniec kapie po brodzie. Czyli robi się lekka falka.
Spierać się jednak nie będę, to już indywidualna sprawa czytelnika jak wyobraża sobie "faliste linie łez" (ale to brzmi O_O)

Jeszcze jedno słówko do Buki, bo mi wyleciało z głowy wcześniej:
Buka pisze:
Rozejrzał się dookoła
Spróbuj rozejrzeć się inaczej;)
Proszę bardzo. Na boki. Kiedy stoisz np. na przejściu i rozglądasz się czy nic nie jedzie to nie robisz chyba tego dookoła? (chociaż biorąc pod uwagę ilość wariatów na naszych drogach powinnaś :D).
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Awatar użytkownika
Nieznany
Fargi
Posty: 376
Rejestracja: pt, 11 sty 2008 17:49
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Nieznany »

Karla, świetny tekst, jakże się cieszę, że Ci zalinkowałem to forum. :)))

Kilka drobiazgów już przedpiścy wyłowili, więc nie będę po nich powtarzał. Co tu dużo pisać - podobało się i już! Brawo, Karla, brawo, łapki same mi się do niego układają. :D
Na prawdę zważam i "naprawdę" piszę razem.
Naprawdę zważam i "na prawdę" piszę osobno.
Moja schizofrenia ma się lepiej, dziękuję.

Offek

Post autor: Offek »

Zanim sobie poczytam dalej, to jeszcze się odniosę do poprzednich swoich odczuć. Nie by dręczyć Autorkę, lecz ukazać jej, jak łatwo czytelnik (taki jak ja czyli jeden, co nie znaczy, że inni będą robić to samo :) wpada w pułapki.
karla pisze:
Offek pisze:
czas przyśpieszył do prędkości galopującego konia...
Trudno zmierzyć prędkość galopującego konia (przynajmniej kiedyś było trudno), stąd też moje odczucie niezbyt fortunnego porównania ;)
A czy jest tu gdzieś słowo o konkretnej szybkości? Chodziło jedynie o oddanie wrażenia ogromnej szybkości. Czy gdybym napisała np. "pędzącego wichru" to też byłoby źle, bo ciężko to zmierzyć? ;)
Czemu dla mnie niefortunne już wyjaśniam. Tekst mi sugeruje, że jestem w świecie niewspółczesnym, jakaś zamierzchła przeszłość, a tu nagle "prędkość galopującego konia" i nieco mi się to kojarzy z zegarem mierzącym prędkość. Tu właśnie prędkość jest dla mnie dysonansem Gdyby było "zaczął pędzić jak galopujący koń" tego subiektywnego skojarzenia by nie było. Ale podkreślam to odczucie subiektywne, nie traktuj tego jako błąd.
Offek pisze:
Do zbawczego cienia....
Jaką właściwie mamy porę dnia lub nocy? Cień sugeruje mi, że to dzień, a początek opowieści raczej mówi o porze nocnej lub wieczornej.
Niezupełnie. W komnacie panuje półmrok, bo kotary są zasunięte. A ponieważ są grube, nie przepuszczają praktycznie wcale światła słonecznego. Stąd jedynym "oświetleniem" jest dogasający kominek. Zresztą kilka zdań dalej jest wyraźnie napisane, że to wczesne popołudnie.


Tak, bo Cesarzowa lubiła odpoczywać we wczesne południe.
Niby moje przeoczenie, ale zauważ, że zastawiłaś na mą wyobraźnię małą pułapkę - w komnacie półmrok, pachnie coś, co się kojarzy z nocą, skrytobójca, płomienie dogasają. Odruchowo wyobraźnia podąża za sygnałami i widzi noc, nie czeka na zdanie o popołudniowej porze, bo przecież musi zobaczyć scenę już, od początku akcji. A tu nagle wczesne południe, całkiem psujące obraz, który już widziałam "oczyma duszy mej". ;) Gdybyś mi zasugerowała, tak, jak tu - zauważ, że to grube kotary nie przepuszczały światła słonecznego, nie byłoby tej pułapki, obraz byłby jednolity i spójny dla tej mej kapryśnej "duszy".
Ale nie jest to też idealnie prosta linia. Zwykle łza płynie sobie z kącika oka, wzdłuż nosa, potem skręca w stronę kącika ust, na koniec kapie po brodzie. Czyli robi się lekka falka.
Spierać się jednak nie będę, to już indywidualna sprawa czytelnika jak wyobraża sobie "faliste linie łez" (ale to brzmi O_O)
Mi falistość się kojarzy z falą, w miarę regularnym kształtem. Ale to znowu subiektywne bardzo, bo falisty to też "przypominający falę pod jakimś względem".
Niech będzie, że za dużo szlaczków mi kazali w I klasie rysować ;)


I obiecany dalszy ciąg:
W lesie panowała cisza, nie licząc śpiewu ptaka, ukrytego w koronach drzew.
Prawie wymarły las - to zamierzone?
Są niczym władcy...
Tu pozwolę sobie na refleksję, choć błędu warsztatowego nie popełniła Autorka. Ale się nie mogę nie napisać, że rzeczywiście nie nadawał się nasz bohater na skrytobójcę. W takim momencie snuć refleksje o gwiazdach i zapomnieć o pogoni. Z takim pewnym Kordianem mi się skojarzyło - romantycy wiecznie żywi. ;)

[qoute]Azariel nie zdążył w jakikolwiek...[/quote]
Zbędne, nic nie wnosi, a czytelnik zaczyna przez chwilę się zastanawiać, jak to bohater mógł zareagować.
nieuczciwych kupców czy kieszonkowców.
Czy=lub, skoro cela wspólna, towarzystwo mieszane, to logiczniejsze wydaje sie być "i".
Sam spędził w tu kiedyś noc, za pobicie pewnego kuglarza.
Zbędne "w", ale to zapewne literówka. Zbędny też przecinek. Zauważyłam, że masz czasem tendencje do oddzielania części zdania, które tego nie wymagają. Czasem można zaakceptować taką pauzę przed rozwiniętą przydawką (interpunkcja wbrew pozorom pozwala na pewną swobodę niekiedy), ale czasem - jak powyżej - jest nieuzasadnione.
Lecz kiedy tylko zakratowane wrota zamknęły się ze zgrzytem...
Za wiele zdań pomiędzy "iskierką nadziei", a cytowanym wyżej zdaniem.
Gubię tu na przestrzeni paru zdań związek przeciwstawny, który tłumaczy skąd to "lecz" się wzięło.
...z uśmiechami, nie wróżącymi niczego dobrego.
Mimo wczesnej pory, wyglądała...
...szaty, czy biżuterię.
Kolejka mężczyzn stojących z przodu, niebezpiecznie szybko się skracała..
Zbędny przecinek x 4.
Kiedy zobaczył, jak Cesarzowa...
Brak przecinka dla odmiany.

Teraz ogólnie, tekst w miarę poprawny, mam małe zastrzeżenia nie tyle do poprawności stylistyki, co raczej małego urozmaicenia. Czasem pocięłabym zdania, gdy sytuacja robi sie bardziej napięta. Zostawiła zdania złożone tam, gdzie akcja zwalnia. Brakowało mi tez jakiegoś "pazura", nerwu, ale może sylwetka bohatera (Autorko wybacz, ale mdły on nieco, ale być może takie było zamierzenie) niejako go wyklucza.
Fabuła mnie nie zaskoczyła, ale ja jestem z tych trudnych czytelników.
Całkiem jednak udana wprawka.

pozdrawiam
Offek

Awatar użytkownika
karla
Sepulka
Posty: 90
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 19:45

Post autor: karla »

Offek pisze:
nieuczciwych kupców czy kieszonkowców.
Czy=lub, skoro cela wspólna, towarzystwo mieszane, to logiczniejsze wydaje sie być "i".
Teoretycznie tak. Ale w praktyce oprócz wymienionych "profesji" było jeszcze całkiem sporo innych. Gdybym użyła "i" zamknęło by to niejako listę na tej właśnie trójce.
Ale z interpunkcją to mnie dobiłaś :/ Spędziłam nad nią masę czasu i miałam nadzieję, że będzie przynajmniej z grubsza poprawna. Puffff...... <westchnęła ciężko>
Wystarczą opuszczone spodnie i chwila nieuwagi, by ktoś nieżyczliwy dobrał ci się do dupy.

A.Sapkowski Narrenturm

Offek

Post autor: Offek »

karla pisze:
Offek pisze:
nieuczciwych kupców czy kieszonkowców.
Czy=lub, skoro cela wspólna, towarzystwo mieszane, to logiczniejsze wydaje sie być "i".
Teoretycznie tak. Ale w praktyce oprócz wymienionych "profesji" było jeszcze całkiem sporo innych. Gdybym użyła "i" zamknęło by to niejako listę na tej właśnie trójce.
To może: "...kieszonkowców i innych mętów podejrzanego autoramentu." ;)
Ale z interpunkcją to mnie dobiłaś :/ Spędziłam nad nią masę czasu i miałam nadzieję, że będzie przynajmniej z grubsza poprawna. Puffff...... <westchnęła ciężko>
Na pocieszenie napiszę, że znam niewiele osób, które z tym sobie radzą ot tak. Pomaga zdecydowanie dobra znajomość gramatyki (dlatego np. przed "czy", które zastępuje "i" nie ma przecinka, a przed "czy" będącym spójnikiem w zdaniu złożonym nadrzędno-podrzędnie już jest).
Ale ja bym się tak bardzo nie przejmowała, od interpunkcji to redaktorzy i korektorzy są, gorzej, jak wytną przecinek, który mógłby sobie całkiem spokojnie być i na dodatek melodykę zdania zmieniać ;)

pozdrawiam
Offek

PS. Przepraszam, opuściłam wcześniej: raczej niewróżącymi - imiesłów łącznie z nie.

Zablokowany