Pożegnanie
http://www.fahrenheit.net.pl/forum/viewtopic.php?t=2253
Zobaczę, co będzie...
http://www.fahrenheit.net.pl/forum/viewtopic.php?t=2314
Gorzko, gorzko
http://www.fahrenheit.net.pl/forum/viewtopic.php?t=2470
****
Wnuczka
Księdza Andrzeja przywieziono do hospicjum pod koniec lata.
Był równie stary, co chory.
Umierał.
Nowotwór płuc przesuwał się powoli, ale systematycznie zjadał wszystko, co napotkał na swej drodze, zostawiając strawione i wydalone szczątki w formie bólu, lęku, rozgoryczenia, smutku.
Ksiądz mówił mało lub bez sensu.
– Niedługo zacznie się wymarsz na Niebo – potrafił zawiadomić podczas śniadania, kiedy pielęgniarka podsuwała mu do ust łyżki pełne zupy mlecznej.
– Nie można wyruszyć na Niebo. Niebo jest w nas. W środku każdego wierzącego człowieka – tłumaczyła cierpliwie, jak małemu dziecku, wykorzystując regułkę zapamiętaną z lekcji religii.
– Bzdura – księdza czasami irytowały wysłużone hasła, a wtedy puste dziąsła rozsiewały wokół kropelki mleka. – Niebo jest na zachód stąd. Na zachód od ziemi Nod.
– Siostra nie rozumie – mówił innym razem, a w jego głosie pobrzmiewała pobłażliwość, wynikającą z głębokiej wiedzy, znacznie przewyższającej wiedzę rozmówcy. – To nic. Mówiłem to do innych. Oni zrozumieli.
– Kto zrozumiał? – pytała wówczas i odruchowo spoglądała na łóżka goszczące pozostałych cicho umierających.
– Jestem obserwowany. Przez was, przez tych, o których obecności nie chcecie mi mówić i tych, których obecności nawet nie podejrzewacie. Wszyscy czekamy. Ona przyjedzie.
– Kto?
Nie odpowiedział od razu.
Informacje o tej, która ma przyjechać, podawał stopniowo.
– Moja wnuczka – przyznał na początku.
– Naprawdę jakąś ma? – dopytywali się pacjenci, reanimowani na chwilę plotką i skandalem.
– Miał, nie miał... Co komu do tego? – pielęgniarka ucinała temat za każdym razem. – Nie takie rzeczy się zdarzają. Koloratka też może uwierać.
– Ona jest córką Szatana –ujawnił na koniec.
Pierwszą zapaść ksiądz Andrzej dostał na wiosnę.
Dyżurująca wolontariuszka oglądała właśnie wieczorne wiadomości. Mieszając herbatę śledziła migające obrazy. Nie zauważyła księdza. Nawet nie przyszło jej do głowy, że stary człowiek znajdzie w sobie tyle siły, aby wstać i przejść całą szerokość korytarza. Posłyszała dopiero hałas za plecami. Odwróciła się gwałtownie, wylewając na siebie zawartość szklanki. Trzymał się poręczy krzesła, dzięki któremu tu dotarł, przestawiając je przed sobą niczym rehabilitacyjny balkonik.
– Czas tułactwa dobiega końca – zaśmiał się.
I upadł nieprzytomny.
Przez kilka dni próbowali nawiązać z nim kontakt. Bezskutecznie. Leżał na swoim łóżku, kurczowo ściskał postrzępiony róg poszwy, szklistego wzroku nie odrywał od drzwi. Czekał. Oni też.
Później jakby wrócił do siebie. To znaczy, reagował na głos, potrafił odpowiednio wcześniej zawiadomić o zbliżającej się potrzebie fizycznej, domagał się spacerów po korytarzu. Sadzali go wtedy na wózek i całość popychali wzdłuż ściany do stolika z ustawionym na nim akwarium. Godzinami mógł patrzeć na poruszające się w zielonkawej wodzie rybki. Później zaczął wyłudzać pieniądze na pokarm dla nich. Wręcz natarczywie przypominał o wrzucaniu drobnych do ustawionego specjalnie w tym celu wiklinowego koszyczka.
– To takie moje skrzywienie zawodowe. Wiecznie zbieram na ofiarę – żartował, próbując wskrzesić gasnące wraz z nim poczucie humoru.
Poza tym uważnie obserwował każdego z nielicznych odwiedzających, zwłaszcza kobiety.
Wciąż czekał.
– Kto tu? – ksiądz Andrzej otworzył oczy, wyczuwając czyjąś obecność.
– Tylko ja – lekarz poprawił choremu koc. Zaglądał tu często w czasie nocnych dyżurów. Z wszystkich dźwięków starał się wyłapać świszczącą pracę z trudem pompujących powietrze płuc.
Chory odwrócił głowę do ściany. Lekarz zbliżył swoją twarz do twarzy chorego. Poczuł opary wypalającego się życia.
– Czy ksiądz wie, gdzie ona aktualnie przebywa? – zapytał cicho. – Postaram się ją sprowadzić, tylko proszę mi powiedzieć, gdzie ona jest?
– Myślę, że w Rzymie – usłyszał niewyraźny szept. – Stoi na szczycie jednego z siedmiu wzgórz i zbiera siły. A pozostali stoją obok niej. Ku zagładzie zmierzają, czy ku zwycięstwu? Kto zasiądzie na dwudziestu czterech tronach, a kto zostanie żywcem zrzucony do ognistego jeziora gorejącego siarką? Która ze stron jest szatanem i która zniszczy swe narzędzia? Niosący w sobie wszystkie tajemnice. Znający początek i jak nikt inny, bojący się końca. Najbardziej cierpiący, tracący wszystko, posiadający tak niewiele. Kim są, co przynoszą? Jakie mają imiona? Każdy może przydzielić im inną rolę, nadać inną nazwę, oczekiwać po nich czegoś innego. Wykląć lub czcić. W większym lub mniejszym stopniu nieodmiennie się bać. Ja się boję. Nie ich samych, ale tego, na co od tysiącleci chcą się porwać i co wkrótce się wypełni. A ty się boisz, synu?
– Czy pan doktor wie, co on mi powiedział? – kleryk, zaglądający do hospicjum w każdy pierwszy piątek miesiąca, nie potrafił ukryć, że osobliwe wyznania chorego, wytrąciły go z równowagi. – Że ta jego domniemana wnuczka, gdyby próbować ją określić w realiach naszej wiedzy i profesji, to półdiablica. Niewiasta dosiadająca Bestii szkarłatnej. Wielka Nierządnica. Że towarzyszy jej demon trzymający się zawsze kilka kroków w tyle. Boże – odruchowo złamał trzecie przykazanie – takie słowa w ustach księdza. Ja chyba muszę kogoś o tym zawiadomić.
Lekarz, patrząc na nerwowy taniec palców na sutannie, zastanawiał się, czy jest świadkiem naruszeniem tajemnicy spowiedzi.
– Kogo ksiądz chce zawiadamiać? Kongregację do Spraw Wiary? – zakpił – I o czym? Że jakiś starzec bez przerwy mówi o Sądzie Ostatecznym? Że nawet wypada to bardzo przekonująco? Że za wiele razy przeczytał Apokalipsę Świętego Jana, bo chyba na tym głównie opiera się ten bełkot, i że z jakichś przyczyn rzuciła mu się ona na rozum?
– A jeżeli to opętanie? – strzelił kleryk.
Lekarz z trudem powstrzymał ogarniający go atak histerycznego śmiechu.
– Jasne, w piwnicy kręci się kilka bezpańskich kotów. Może któryś z nich to chowaniec? Proszę księdza, chciałbym, żeby to było takie proste.
– Proste? – kleryk wyprostował się na krześle.
– Przestałbym mu podawać końskie dawki morfiny, a wezwałbym egzorcystę. Pozbyłbym się również dziwnego wrażenia, że to przerzut do mózgu.
Tej nocy kolejna zapaść zastała księdza Andrzeja śpiącego. Spodobał jej się ten stan.
Już się nie budził. Nawet jeżeli otwierał oczy, to i tak nie docierało do niego nic z realnego świata. Tak miało pozostać do ostatniego oddechu.
Młoda kobieta stawiała szybkie kroki. Nie wyglądała na zagubioną w nieznanym otoczeniu, na szukającą jakiejkolwiek pomocy. Pewnie pokonywała przestrzeń ciemnych korytarzy. Bez wahania wybierała najprostszą drogę.
– Pani do kogo? – krzyknęła za nią pielęgniarkę. Nie czuła się pewnie i cieszyło ją, że lekarz jest tuż za nią.
Dziewczyna nie zwalniała kroku. Odwróciła się i przez chwilę szła tyłem. W jej oczach dostrzegli po równi zdziwienie możliwością pojawienia się jakichkolwiek wątpliwości i kpinę z tego, że je w ogóle mają. Nie odpowiedziała.
Podążyli za nią.
Zatrzymała się dopiero przy łóżku pogrążonego w śpiączce. Rozejrzała się. Przysunęła biały taboret. Usiadła.
– Pani jest jego wnuczką? Naprawdę? – zapytała pielęgniarka.
– Nie takie rzeczy się zdarzają – odpowiedziała powoli, jakby najpierw ktoś jej musiał podpowiedzieć tekst. Pielęgniarka gwałtownie drgnęła.
W hospicjum nikt nie potrafił ukryć swojego zainteresowania przybyłą.
Siedziała niemal bez ruchu. Nasłuchiwała. I patrzyła. Patrzyła na dziadka. Ale też obserwowała otoczenie. Jakoś dziwnie obserwowała. Jakby spojrzeniem potrafiła wykryć każde pęknięcie, plamę rozprzestrzeniającej się pleśni, mysie ścieżki, koty w piwnicy, z których jeden mógłby okazać się chowańcem.
I jakby umiała czytać w myślach.
Nie podobała im się ta półdiablica księdza Andrzeja.
Kilka godzin później lekarz stwierdził u księdza Andrzeja ustanie pracy serca.
Niemal natychmiast dziewczyna zaczęła pakować wszystkie rzeczy zmarłego do starej walizki. Lekarz kilkakrotnie przechodził obok sali i zaglądał do środka. W końcu zdecydował się wejść. Podał jej zniszczony portfel.
– To też należało do pani dziadka. Bał się kradzieży. Prosił, żebym to trzymał u siebie – wyjaśnił.
Zajrzała do środka. Zobaczyła jeden banknot o najmniejszym nominale i trochę monet. Wyjęła banknot, wsunęła w dżinsy. Zamknęła portfel i rzuciła na wierzch skromnego dobytku zmarłego.
– Już mu się wszystko pod koniec myliło. Na przykład mówił, że jest pani córką Szatana – zaśmiał się sztucznie. Wydawało mu się, że wypowiedziawszy głośno zdanie pulsujące wewnątrz czaszki, pozbędzie się obaw i wątpliwości. Że tamta je rozwieje wzruszeniem ramion.
Dziewczyna zamknęła walizkę. Odgarnęła ciemne włosy opadające na oczy.
– Faktycznie, pomyliło mu się. Nie jestem córką Szatana.
Podniosła bagaż i ruszyła do wyjścia. Odwróciła się przy drzwiach.
Dwa spojrzenia spotkały się na krótką chwilę. Jedno zaskoczone, drugie nieporuszone żadną emocją.
– Jestem córką najbliższego przyjaciela Szatana.
W korytarzu wyjęła pieniądze z kieszeni i wrzuciła do wiklinowego koszyczka przy akwarium.
Wnuczka
Moderator: RedAktorzy
- hundzia
- Złomek forumowy
- Posty: 4054
- Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
- Płeć: Kobieta
Witam Weterankę, jak dotąd nie miałam przyjemności poznać, więc pozwolę sobie zacząć.
Były puste bo irytowały go wysłużone hasła? Podmiot zaginął.
- Hyyyy, yyyy...
świszcząca praca?! To jaka to? A te z trudem pomupjące powietrze płuca... ciężkostrawne. Choć zrozumiałe. Ale trzeszczące jak cholera, gdy dżuma wokół szaleje ;-P
Dobrze, że ja wiem, co to chowaniec, ale niektórzy czytelnicy, mogą czuć się zdezorientowani. Zwłaszcza, ze wspominasz o tym drugi raz, a wcale nie wydaje mi się to aż tak ważne.
Lekarz stwierdził?! A nie rozdarł się wczśniej monitor? A dyżurna nie stwierdziła tego przypadkiem pierwsza, jak rozjazgotał jej sie alarm w dyżurce? Ech... pominę milczeniem dywagacje na temat medycyny, wterynarii i innych takich fizjologicznych spraw...
Ale wiesz o istnieniu przecinków? Bo trochę ich brakuje. To taka pierwsza myśl, po przeczytaniu.
Nie obraź się, opinię końcową wyklepię jutro, bo oczki mi się kleją. Muszę przeczytać jeszcze raz, w całości, bez przerw na wypisywanie wątpliwości. Wtedy powiem ci, co sądzę o twoim utworku.
Skojarzenia mam paskudne. Może tak było w zamierzeniu, ale zgrzytnęło i to straszliwie. Dlaczego stracił zęby? Przez nowotwór płuc? No, to jakaś nowość dla mnie.księdza czasami irytowały wysłużone hasła, a wtedy puste dziąsła rozsiewały wokół kropelki mleka.
Były puste bo irytowały go wysłużone hasła? Podmiot zaginął.
powtórzenia. Wpadka, a tak łatwo możnaby jej uniknąć.mówił innym razem, a w jego głosie pobrzmiewała pobłażliwość, wynikającą z głębokiej wiedzy, znacznie przewyższającej wiedzę rozmówcy.
Znów powtórzenie, a naprawdę, drugi zaimek nie był potrzebny.To nic. Mówiłem to do innych. Oni zrozumieli.
Długie zdanie, bez przecinków :) ciężkie. Ale poza tym, całkiem ładne.pytała wówczas i odruchowo spoglądała na łóżka goszczące pozostałych cicho umierających.
Na początku czego? Żeby miało to ręce i nogi, sugerowałabym zmianę miejscową zdań, albo wyjaśnienie.Informacje o tej, która ma przyjechać, podawał stopniowo.
Moja wnuczka – przyznał na początku.
Gdybyś trafiła na kogoś innego, może by przeszło. Jednak dla mnie, reanimacja, ma dość specyficzny, dość medyczny wydźwięk. I w tym znaczeniu, bardzo mi się nie podoba.dopytywali się pacjenci, reanimowani na chwilę plotką i skandalem.
AUUA!!! pierwszej zapaści! Wrrr.... to takie prywatne zboczenie, ale mimo wszystko, jest to błąd.Pierwszą zapaść ksiądz Andrzej dostał na wiosnę.
Ooo! Doktorki się usmieją! Zapaść! Łazi po korytarzu! Nawet z balkonikiem! Ha! I do tego gada!Zapaść miał przed, czy po spacerku?Zapaść, kojarzy mi się z problemami krążenia, lub nerek, niekoniecznie nowotworem. Człowiek, który ma mieć zapaść, nawet jeśli o tym nie wie, ma takie objawy, że ledwie by wstał z łóżka, nie mówiąc o spacerku! Musiał być nielicho zdeterminowany. A i rak płuc jakoś przestał o sobie dawać znać. gdzie ta butla z tlenem co powinien ciągać za sobą, co? trochę utrudniłaby mu manewry,a bez niej to wiesz, był taki kawał: Co powiedział dziadek, jak zabrałeś mu Jasiu maseczkę tlenową?nie przyszło jej do głowy, że stary człowiek znajdzie w sobie tyle siły, aby wstać i przejść całą szerokość korytarza. Posłyszała dopiero hałas za plecami. Odwróciła się gwałtownie, wylewając na siebie zawartość szklanki. Trzymał się poręczy krzesła, dzięki któremu tu dotarł, przestawiając je przed sobą niczym rehabilitacyjny balkonik.
– Czas tułactwa dobiega końca – zaśmiał się.
I upadł nieprzytomny.
- Hyyyy, yyyy...
Oj, to mi się zdaje, bardzo po polskiemu ;-)świszczącą pracę z trudem pompujących powietrze płuc.
świszcząca praca?! To jaka to? A te z trudem pomupjące powietrze płuca... ciężkostrawne. Choć zrozumiałe. Ale trzeszczące jak cholera, gdy dżuma wokół szaleje ;-P
Nieświeży oddech?Poczuł opary wypalającego się życia.
Polskawego języka ciąg dalszy. Świadkiem naruszenia/złamania tajemnicy spowiedzi!zastanawiał się, czy jest świadkiem naruszeniem tajemnicy spowiedzi.
Strzelił w co, lub w kogo? Strzela się na pytanie, gdy nie zna się odpowiedzi. Zaryzykował, zasugerował. Do tak “poważnego” tekstu, potoczne określenie - “strzelił”, jest jak cios między oczy. Po narratorze spodziewalabym się poważniejszego tonu.– A jeżeli to opętanie? – strzelił kleryk.
No, to ci się naprawdę udało! :):( O tym samym pomyślalam, szkoda, że znam to z własnego doświadczenia :(Pozbyłbym się również dziwnego wrażenia, że to przerzut do mózgu.
Hej! Personifikowanie przypadłości nie jest tu wskazane. Dotąd był to tylko objaw choroby, nie postać. Bądź konsekwentna!Tej nocy kolejna zapaść zastała księdza Andrzeja śpiącego. Spodobał jej się ten stan.
Więc pewnie szła po liniach prostych? W szpitalu wszystkie drogi są proste, o ile wiesz gdzie iść i nie pomylisz znaków ;-P Co masz na myśli najprostszą drogę? Jechała windą, zamiast drałować po schodach? Korytarze są korytarzami, raczej nie wiodą zakosami.Pewnie pokonywała przestrzeń ciemnych korytarzy. Bez wahania wybierała najprostszą drogę.
Kto nie czuje się pewnie? Pielęgniarka czy Ona? I do tego literówka. A na onkologii się nie krzyczy. Tam ludzie umierają. Nawet dzieci to czują i zamykają paszcze, a dorośli tym bardziej.– Pani do kogo? – krzyknęła za nią pielęgniarkę. Nie czuła się pewnie i cieszyło ją, że lekarz jest tuż za nią.
Że co proszę?! A teraz proszę o przekład na język ludzki. Polski lub angielski, wsio radno.W jej oczach dostrzegli po równi zdziwienie możliwością pojawienia się jakichkolwiek wątpliwości i kpinę z tego, że je w ogóle mają.
Stop! Ksiądz jest w śpiączce będącej efektem guzu mózgu czy w komie po zapaści? Owiera te oczy, ale nie reaguje, GCS około 12, czy też warzywko, któremu ostatecznie siada serce? Tzn. faktyczne odmóżdżenie? Wierz mi, różnica jest. Nie wiem dokładnie, znam całkiem dobrze fizjologie ssaków, ale lekarzem nie jestem, a jednak, bardzo mi tu coś nie pasuje.Zatrzymała się dopiero przy łóżku pogrążonego w śpiączce.
koty w piwnicy, z których jeden mógłby okazać się chowańcem.
Dobrze, że ja wiem, co to chowaniec, ale niektórzy czytelnicy, mogą czuć się zdezorientowani. Zwłaszcza, ze wspominasz o tym drugi raz, a wcale nie wydaje mi się to aż tak ważne.
No, to, zaprawdę powiadam ci, zabrzmiało bardzo profesjonalnie! <ironia mode off>Kilka godzin później lekarz stwierdził u księdza Andrzeja ustanie pracy serca.
Lekarz stwierdził?! A nie rozdarł się wczśniej monitor? A dyżurna nie stwierdziła tego przypadkiem pierwsza, jak rozjazgotał jej sie alarm w dyżurce? Ech... pominę milczeniem dywagacje na temat medycyny, wterynarii i innych takich fizjologicznych spraw...
Nie jestem pewna czy załapałam pointę. A tak ładnie się zapowiadało.– Jestem córką najbliższego przyjaciela Szatana.
Ale wiesz o istnieniu przecinków? Bo trochę ich brakuje. To taka pierwsza myśl, po przeczytaniu.
Nie obraź się, opinię końcową wyklepię jutro, bo oczki mi się kleją. Muszę przeczytać jeszcze raz, w całości, bez przerw na wypisywanie wątpliwości. Wtedy powiem ci, co sądzę o twoim utworku.
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
- mirael
- Mamun
- Posty: 175
- Rejestracja: sob, 13 paź 2007 22:59
Re: Wnuczka
A może jednak fizjologicznej?? Bo jakie to są potrzeby fizyczne? Nabranie energi kinetycznej w celu spadnięca z łóżka?Talto pisze:Pożegnanie
To znaczy, reagował na głos, potrafił odpowiednio wcześniej zawiadomić o zbliżającej się potrzebie fizycznej, (...)
Przeczytaj se (sobie) to zdanie. Jeszcze raz, no jeszcze jeden! Żartowałam nie będę się znęcać:P Ale po co ta całość? po co wzdłóż ściany? A wogóle nie mogli tej szafki przysunąć do łóżka? Albo łóżka do szafki? W szpitalach wszystko ma takie sympatyczne kułeczka:PTalto pisze: Sadzali go wtedy na wózek i całość popychali wzdłuż ściany do stolika z ustawionym na nim akwarium.
Wnosze o zmiane rybką wody bo je szlag trafiTalto pisze: Godzinami mógł patrzeć na poruszające się w zielonkawej wodzie rybki.
Talto pisze: Później zaczął wyłudzać pieniądze na pokarm dla nich.
A wcześniej ten pokarm to skąd brali? Rybki miały głodówkę?
Się chłopakowi humor zaostrzył PNMSPTalto pisze: – To takie moje skrzywienie zawodowe. Wiecznie zbieram na ofiarę – żartował, próbując wskrzesić gasnące wraz z nim poczucie humoru.
A może szybkim krokiem?Talto pisze: Młoda kobieta stawiała szybkie kroki.
Plus wszystkie uwago poprzednika. Nie rozumiem dlaczego zdania wypowiadane przez majaczącego księdza są lepiej zbudowane niż narracja. Pointy nie zrozumiałam zupełnie, przykro mi.
..::Reality Is Almost Always Wrong::..
Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?
Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?
- hundzia
- Złomek forumowy
- Posty: 4054
- Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
- Płeć: Kobieta
Na litość boską!
Toż to, dosłownie, gryzie w gałki oczne!
Talto:
Przeczytałam powtórnie. Tekst byłby dość ciekawy, choć sam pomysł trąci mi Danem Brownem, Kingiem, Egzorcystą (wszystkimi częściami naraz, zwłaszcza The Beginning) i tego typu schematami.
Występuje u ciebie trochę błędów stylistycznych, taki galimatias w zdaniach, a brak przecinków nie poprawia zrozumiałości tekstu.
Początek jest nieco poszarpany, starasz się personifikować chorobę i objawy, ale w efekcie końcowym wygląda to dość absurdalnie. Nowotwór który się porusza, pożera, wydala może i ładnie wygląda, ale sensu nie ma za grosz. Nie ma to nic wspólnego z faktyczną fizjologią, ktoś o minimalnym choć wykształceniu medycznym, ubawiłby się po pachy. A podobne porównania do istoty żywej nie wyglądają nawet ładnie. Nie wiem, jak ty rozumiesz pojęcie nowotworu, ale dla mnie to nie jest istota, nie zachowuje się jak bakteria, żeby żarła i wydalała szkodliwe produkty przemiany. To tkanka. Złośliwie przekabacona tkanka, która na dobrą sprawę tylko się rozrasta i raczej niczego nie wydziela. Zwłaszcza za ból, który jest dziełem samego, zaatakowanego organizmu.
Używasz zbyt często tych samych słów. W samym pierwszym akapicie, to ledwie dziewiętnaście linijek, cztery razy występuje słowo “mówić”, lub jego wariacja.
Cały tekst jest trochę chaotyczny, zdania poszarpane, wiem, że miały podnieść napięcie, zaciekawić, ale nie za bardzo wyszło. Czasami brzmi jak wyliczanka wykonywanych kolejno działań. Każdy prawie dialog kończy się określeniem czyjejś czynności. Nadmierna szczegółowość i tendencja opisywania też bywa drażniąca i mało poprawna.
Inna sprawa:
Zbyt dużo niedomówień. Proroctwa, wizje, dla kogoś kto nie orientuje się w tematyce biblijnej czy teologii, taka gadka jest zbyt enigmatyczna, zwłaszcza, że zakończenie, niczego nie wyjaśnia, a pointa, dodatkowo zaciemnia obraz.
Nie wiem, czy załapałam, ale znam takie powiedzenie: Szatan jest największym na świecie humanistą. Jest najbliższym przyjacielem człowieka. Towarzyszy mu na każdym kroku, opiekuje się nim, nigdy nie jest zmęczony obserwacją, podczas gdy Bóg, czasem zamyka uszy na ludzkie wołanie.
Czy taka miała być pointa? Że nie była Antychrystem, pomiotem szatana, bo jej matka, czy ojciec została poczęta przez księdza (jak zresztą w kilku innych filmam czy książkach – ot, choćby Słudzy Ciemności Koontza – gdzie uważano chłopca za Antychrysta, bo jego matka była zakonnicą, gdy pozwoliła uwieść się podejrzanie demonicznemu Lucasowi)? Czy Ksiądz czuł się winny, że to może z jego winy, a może tylko odkrył, że jego dziecko puściło się z jakimś napalonym diabełkiem?
Zresztą i tak mało trzyma się kupy. Wnuczka, będąc podejrzaną o demoniczne pochodzenie, bo człowiek uświęconego stanu złamał śluby czystości, powinna raczej być jego córką. Jak dotąd nie spotkałam się z motywem Antychrysta w drugim pokoleniu, kim zatem była matka, czy ojciec, jeśli ksiądz Andrzej jest dziadkiem dziewczyny? Skąd takie podejrzenia, dlaczego umierający na raka człowiek w to wierzył? Bo mu rak wyżerał mózg? Taka prozaiczna odpowiedź? To czym zasugerował się narrator, że przedstawia Wnuczkę tak, a nie inaczej? Ja od początku byłam przekonana, że to wizje chorego człowieka, ale narrator rozbudził moje podejrzenia. Czy końcówki nie da się ukazać jaśniej? Bo bez dobrej końcówki, wcześniejsze czytanie nie miało sensu.
Czy też może chodziło o to, że zrodzona została z Człowieka, w wyniku ludzkiej słabości? A cała reszta, w tym jej dziadek, byli w błędzie? Bo takie zakończenie najbardziej by mi pasowało. Tylko nie jestem pewna jakie były twoje zamiary. Przez co właśnie, zniszczyłaś końcowy efekt. Musiałam się ostro nagłówkować.
Pomysł nienajgorszy, pointa, ujdzie w tłumie, bo nie pociągnęłaś stereotypu i obalasz wszystkie wcześniejsze przypuszczenia. Ładnie natomiast pokazałaś, jak łatwo ludzi zasugerować. Jak bardzo stęsknieni są nowości, jak dość mają szarej monotonni i każda, najgłupsza nawet sugestia potrafi ożywić ich dzień doszukując się rzeczy, które nie istnieją. Takie ujęcie sprawy bardzo mi się podobało, ale wykonanie takie sobie.
Tytuł: Zdradza treść. Spodziewałam się czegoś o wnuczce, a skoro najważniejszą postacią w opowiadaniu był jednak umierający Ksiądz – od razu na myśl przyszedł mi temat Antychrysta. Spaliło przyjemność. Zaraz po pierwszym akapicie.
Uważam, że całość, jest ledwie zarysem czegoś, co mogłoby mi się naprawdę spodobać, taki nieopierzony jeszcze ptaszek. Szkic pomysłu, ogólnie i po łebkach napisany.
Do poprawienia. I powodzenia dalej :)
mirael pisze: po co wzdłóż ściany? A wogóle nie mogli tej szafki przysunąć do łóżka? Albo łóżka do szafki? W szpitalach wszystko ma takie sympatyczne kułeczka:P
Jak ty chesz zmieniać wodę za pomocą rybki?!mirael pisze: Wnosze o zmiane rybką wody bo je szlag trafi
Toż to, dosłownie, gryzie w gałki oczne!
Talto:
Przeczytałam powtórnie. Tekst byłby dość ciekawy, choć sam pomysł trąci mi Danem Brownem, Kingiem, Egzorcystą (wszystkimi częściami naraz, zwłaszcza The Beginning) i tego typu schematami.
Występuje u ciebie trochę błędów stylistycznych, taki galimatias w zdaniach, a brak przecinków nie poprawia zrozumiałości tekstu.
Początek jest nieco poszarpany, starasz się personifikować chorobę i objawy, ale w efekcie końcowym wygląda to dość absurdalnie. Nowotwór który się porusza, pożera, wydala może i ładnie wygląda, ale sensu nie ma za grosz. Nie ma to nic wspólnego z faktyczną fizjologią, ktoś o minimalnym choć wykształceniu medycznym, ubawiłby się po pachy. A podobne porównania do istoty żywej nie wyglądają nawet ładnie. Nie wiem, jak ty rozumiesz pojęcie nowotworu, ale dla mnie to nie jest istota, nie zachowuje się jak bakteria, żeby żarła i wydalała szkodliwe produkty przemiany. To tkanka. Złośliwie przekabacona tkanka, która na dobrą sprawę tylko się rozrasta i raczej niczego nie wydziela. Zwłaszcza za ból, który jest dziełem samego, zaatakowanego organizmu.
Używasz zbyt często tych samych słów. W samym pierwszym akapicie, to ledwie dziewiętnaście linijek, cztery razy występuje słowo “mówić”, lub jego wariacja.
Cały tekst jest trochę chaotyczny, zdania poszarpane, wiem, że miały podnieść napięcie, zaciekawić, ale nie za bardzo wyszło. Czasami brzmi jak wyliczanka wykonywanych kolejno działań. Każdy prawie dialog kończy się określeniem czyjejś czynności. Nadmierna szczegółowość i tendencja opisywania też bywa drażniąca i mało poprawna.
Inna sprawa:
Zbyt dużo niedomówień. Proroctwa, wizje, dla kogoś kto nie orientuje się w tematyce biblijnej czy teologii, taka gadka jest zbyt enigmatyczna, zwłaszcza, że zakończenie, niczego nie wyjaśnia, a pointa, dodatkowo zaciemnia obraz.
Nie wiem, czy załapałam, ale znam takie powiedzenie: Szatan jest największym na świecie humanistą. Jest najbliższym przyjacielem człowieka. Towarzyszy mu na każdym kroku, opiekuje się nim, nigdy nie jest zmęczony obserwacją, podczas gdy Bóg, czasem zamyka uszy na ludzkie wołanie.
Czy taka miała być pointa? Że nie była Antychrystem, pomiotem szatana, bo jej matka, czy ojciec została poczęta przez księdza (jak zresztą w kilku innych filmam czy książkach – ot, choćby Słudzy Ciemności Koontza – gdzie uważano chłopca za Antychrysta, bo jego matka była zakonnicą, gdy pozwoliła uwieść się podejrzanie demonicznemu Lucasowi)? Czy Ksiądz czuł się winny, że to może z jego winy, a może tylko odkrył, że jego dziecko puściło się z jakimś napalonym diabełkiem?
Zresztą i tak mało trzyma się kupy. Wnuczka, będąc podejrzaną o demoniczne pochodzenie, bo człowiek uświęconego stanu złamał śluby czystości, powinna raczej być jego córką. Jak dotąd nie spotkałam się z motywem Antychrysta w drugim pokoleniu, kim zatem była matka, czy ojciec, jeśli ksiądz Andrzej jest dziadkiem dziewczyny? Skąd takie podejrzenia, dlaczego umierający na raka człowiek w to wierzył? Bo mu rak wyżerał mózg? Taka prozaiczna odpowiedź? To czym zasugerował się narrator, że przedstawia Wnuczkę tak, a nie inaczej? Ja od początku byłam przekonana, że to wizje chorego człowieka, ale narrator rozbudził moje podejrzenia. Czy końcówki nie da się ukazać jaśniej? Bo bez dobrej końcówki, wcześniejsze czytanie nie miało sensu.
Czy też może chodziło o to, że zrodzona została z Człowieka, w wyniku ludzkiej słabości? A cała reszta, w tym jej dziadek, byli w błędzie? Bo takie zakończenie najbardziej by mi pasowało. Tylko nie jestem pewna jakie były twoje zamiary. Przez co właśnie, zniszczyłaś końcowy efekt. Musiałam się ostro nagłówkować.
Pomysł nienajgorszy, pointa, ujdzie w tłumie, bo nie pociągnęłaś stereotypu i obalasz wszystkie wcześniejsze przypuszczenia. Ładnie natomiast pokazałaś, jak łatwo ludzi zasugerować. Jak bardzo stęsknieni są nowości, jak dość mają szarej monotonni i każda, najgłupsza nawet sugestia potrafi ożywić ich dzień doszukując się rzeczy, które nie istnieją. Takie ujęcie sprawy bardzo mi się podobało, ale wykonanie takie sobie.
Tytuł: Zdradza treść. Spodziewałam się czegoś o wnuczce, a skoro najważniejszą postacią w opowiadaniu był jednak umierający Ksiądz – od razu na myśl przyszedł mi temat Antychrysta. Spaliło przyjemność. Zaraz po pierwszym akapicie.
Uważam, że całość, jest ledwie zarysem czegoś, co mogłoby mi się naprawdę spodobać, taki nieopierzony jeszcze ptaszek. Szkic pomysłu, ogólnie i po łebkach napisany.
Do poprawienia. I powodzenia dalej :)
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
- mirael
- Mamun
- Posty: 175
- Rejestracja: sob, 13 paź 2007 22:59
Przepraszam za błędy... takie są skutki pisania bez słownika:Phundzia pisze:Na litość boską!mirael pisze: po co wzdłóż ściany? A wogóle nie mogli tej szafki przysunąć do łóżka? Albo łóżka do szafki? W szpitalach wszystko ma takie sympatyczne kułeczka:P
Choć mogę się mylić;Phundzia pisze:Jak ty chesz zmieniać wodę za pomocą rybki?!mirael pisze: Wnosze o zmiane(komu? czemu?) rybką wody bo je szlag trafi
Toż to, dosłownie, gryzie w gałki oczne!
..::Reality Is Almost Always Wrong::..
Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?
Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?
- hundzia
- Złomek forumowy
- Posty: 4054
- Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
- Płeć: Kobieta
Mirael:
Tu nie chodzi o słowo zmiane,ale o rybki!
To co napisałaś rozumiem tak:
Wnosisz o zmianę wody, bo coś szlag trafi, nie wiem jakie "je", za pomocą urządzenia zwanego rybką.
A żeby było logicznie i znaczyło wnioskowanie o zmianę wody dla rybek, zanim trafi je szlag, powinno być napisane tak:
Wnoszę o zmianę wody rybkom, bo je szlag trafi.
Już pomijając fakt, że wnoszę też bardzo po polskiemu brzmi. Wnioskuję, przedstawiam/składam/przedkładam wniosek, postuluję, żądam, bo nie wiadomo co ty wnosisz na forum. Chyba że wnosisz coś do dyskusji, ale co? Lecz to juz moje czepialstwo.
Tu nie chodzi o słowo zmiane,ale o rybki!
To co napisałaś rozumiem tak:
Wnosisz o zmianę wody, bo coś szlag trafi, nie wiem jakie "je", za pomocą urządzenia zwanego rybką.
A żeby było logicznie i znaczyło wnioskowanie o zmianę wody dla rybek, zanim trafi je szlag, powinno być napisane tak:
Wnoszę o zmianę wody rybkom, bo je szlag trafi.
Już pomijając fakt, że wnoszę też bardzo po polskiemu brzmi. Wnioskuję, przedstawiam/składam/przedkładam wniosek, postuluję, żądam, bo nie wiadomo co ty wnosisz na forum. Chyba że wnosisz coś do dyskusji, ale co? Lecz to juz moje czepialstwo.
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
- Tenshi
- Pćma
- Posty: 201
- Rejestracja: pn, 28 sty 2008 22:19
- Płeć: Kobieta
Kolejne uwagi w czasie czytania tekstu:
1. Próbujesz chwycić czytelnika za wątrobę, wydalaniem bólu i takich tam. Wyszło dość kulawo.
2.
3. Komentarze między poszczególnymi wypowiedziami bohaterów są drętwe i sztuczne. Narrator wpycha się na siłę.
4. Nie zaczynasz z dużej litery po wypowiedzi bohatera, a czasami powinnaś.
5. Strasznie to urywane. Jakbyś rzucała marchewką, ziemniakami i kotletem osobno, zamiast całym daniem na raz. (znaczy "rzucała'... no podawała)
6. Twój styl daleko odbiega od literackiego. Nie czyta sie tego płynnie.
7. Nadużywasz takich "fajnych zakończeń" - ale to powinny być zakończenia całości, a nie wciąż wtykane "Wciąż czekał" "Powiedział" "Potem upadł". To jakby każdy malutki akapit był rozdziałem. wychodzi to źle, bo człowiek tak trochę "urywa" czytanie. (Próbuję to jak najbardziej zrozumiale opisać ;], ale chyba wyszło chaotycznie).
8.
9.
10.
11. Pointe może i skumałam, ale nie poprawiła ogólnego wrażenia. Tekst wyjątkowo mierny. Fabuła zerowa, opisy zerowe, jeden wielki przepis na... nic.
Ten.
1. Próbujesz chwycić czytelnika za wątrobę, wydalaniem bólu i takich tam. Wyszło dość kulawo.
2.
To jedno drugie wyklucza? ;]Ksiądz mówił mało lub bez sensu.
3. Komentarze między poszczególnymi wypowiedziami bohaterów są drętwe i sztuczne. Narrator wpycha się na siłę.
4. Nie zaczynasz z dużej litery po wypowiedzi bohatera, a czasami powinnaś.
5. Strasznie to urywane. Jakbyś rzucała marchewką, ziemniakami i kotletem osobno, zamiast całym daniem na raz. (znaczy "rzucała'... no podawała)
6. Twój styl daleko odbiega od literackiego. Nie czyta sie tego płynnie.
7. Nadużywasz takich "fajnych zakończeń" - ale to powinny być zakończenia całości, a nie wciąż wtykane "Wciąż czekał" "Powiedział" "Potem upadł". To jakby każdy malutki akapit był rozdziałem. wychodzi to źle, bo człowiek tak trochę "urywa" czytanie. (Próbuję to jak najbardziej zrozumiale opisać ;], ale chyba wyszło chaotycznie).
8.
Za dużo komentarzy w tym stylu. Nic nam nie mówią, tylko wybijają z czytania.Boże – odruchowo złamał trzecie przykazanie
9.
Jej?! Tej zapaści? Bo tak wynika z tekstu.Tej nocy kolejna zapaść zastała księdza Andrzeja śpiącego. Spodobał jej się ten stan.
10.
Forma przepisu na ciasto. Wbij. Ubij. Wywal bo nie wyszło. Zero jakichkolwiek opisów tez razi ;]Zatrzymała się dopiero przy łóżku pogrążonego w śpiączce. Rozejrzała się. Przysunęła biały taboret. Usiadła.
11. Pointe może i skumałam, ale nie poprawiła ogólnego wrażenia. Tekst wyjątkowo mierny. Fabuła zerowa, opisy zerowe, jeden wielki przepis na... nic.
Ten.
Ponoć, wchodząc między wrony, musisz krakać jak i one. Smutne to, bo przecież wiadomo, że większość wron wysławia się nader fatalnie...