Kajaj się,
Nath, kajaj. :P
Po prostu chcę, żeby każdy Autor próbował nowych form też. Może moje rozczarowanie, że to znowu ta forma, co już była, wynika po prostu z faktu, że pamiętam to rozwiązanie u Ciebie. I liczyłam, że teraz błyśniesz nowym. Nadal mam w oczekiwaniach czytelniczych: "Zaskocz mnie, Autorze!" - nic się nie zmieniło. :P
Dobra, kolejny tekst, w którym fantastyka umknęła.
Hundzia: Odprawa.
Po pierwszym czytaniu zaczęłam się zastanawiać, gdzie ta fantastyka jest. Przez chwilę nawet na upartego szukałam (przy drugim czytaniu). Szukałam choćby śladu, że tam jest jakiś totalitaryzm w tle, na przykład (w końcu, nie zakładałam, że UFO będzie), że coś w tym tekście umknęło mi wyraźnie. Ale nie umknęło,
Hundziu. I przy całym zadowoleniu, że uciekłaś ze skojarzeń mistycznych, brak fantastyki mnie rozczarował.
Już Ci i Flamenco, i Ika zwrócili uwagę, zatem nie będę bić piany, dlaczego tej fantastyki nie jesteśmy w stanie znaleźć. Nie ma jej i tyle.
I, jak w przypadku Natha, tekst trafiłby pod krechę, gdyby nie napad ludzkiej życzliwości mojej (będę się z tego leczyć, przyrzekam).
No, dobra, wiemy, czego nie ma. A co jest?
Narracja, która relacjonuje beznamiętnie i z dystansem, bez tego, co bohater myśli, a jedynie to, co bohater czyni (notabene: typowa dla bajek, ale u Ciebie, Hundziu, nie wyszło aż tak restrykcyjnie, pojawiają się emocje bohatera), jest uprawniona, oczywiście, jeżeli ma cel. O tym potem, na razie, co w tej narracji mi zazgrzytało głośno i nieprzyjemnie.
Pat odetchnął. Denerwował się, że coś zapiszczy
Z ulgą zatrzasnął drzwi,
Tu schizofrenia narracyjna. Jeżeli postanowiłaś stosować narrację z dystansu, trzeba było referować tylko to, co czyni bohater, nie interpretować, jakie emocje się za tym kryją.
Jak w bajkach, np. księżniczka płacze, a nie – księżniczka jest smutna.
Albo – albo, Hundziu. Przy takiej narracji nie ma kompromisów.
Taka narracja nie uruchomi również automatycznie domyślności odbiorcy. Czytałam tekst i nadal nie rozumiem, co zrobić z tym fragmentem:
Kontrola celna.
- Do Londynu? - Celnik był młody, smagły i dziwnie znajomy. Pat pokiwał głową w odpowiedzi.
- Proszę rozłożyć ramiona i stanąć w rozkroku, maszyna się zepsuła.
Pat odetchnął. Denerwował się, że coś zapiszczy i każą mu się rozebrać. Strażnik nader pobieżnie przesunął czujnikiem wzdłuż obrysu ciała.
- Toaleta jest tam. - Uśmiechnął się niewymuszenie.
Do podkreślonego wszystko było jasne. Potem już nieco mniej. Owszem, strażnik wydał się bohaterowi znajomy (dlaczego „dziwnie”, tego nie potrafię uzasadnić), ale to jeszcze nie znaczy, że razem przygotowali ten zamach. Nie. Kibel, gdzie ukryta jest paczka (z bombą, jak myślę) wyskakuje mi znikąd i przeszkadza. I tylko dlatego się domyśliłam związku, że czytałam Twój tekst kilka razy, Hundziu. Normalnie, mącipole.
Celnik ścigał go spojrzeniem. Wciąż uśmiechał się lekko.[Celnik się uśmiechał, podkreślam.]
- O Fatimo! Allah Potężny, Wielki, gniewa się na tych, którzy wprawiają ciebie w gniew, a zadowolony jest z tych, którzy dają zadowolenie tobie – recytował półgłosem w rodzinnym języku. [Celnik, jak wynika.]
No, normalnie, podmioty się pomieszały, jak wynika z pogrubień, czyż nie? Klasyka błędów.
Ale zatrzymałam się jeszcze przy kwestiach językowych. Podkreślenie we fragmencie cytowanym zrobiłam, ponieważ będę uprzejma i nie zauważę błędu tożsamości podmiotów. Znaczy, Pat Kelly recytował w rodzimym (nie rodzinnym) języku. Jaki to język?
(Przekleństwo). A tym bardziej było dosadne, gdyż wypowiedziane w dialekcie gurani, tak często używanym przez jego przyjaciół.
Bohater zna gurani, ale to nie jest jego język rodzimy, nie wynika z tego zdania. Wynika, że przyjaciele znają gurani, wniosek zatem: Pat mógł się od nich nauczyć i przeklina, bo w tym języku przekleństwa brzmią mu bardziej dosadnie. Mój syn przeklina po angielsku, bo
fuck brzmi mu bardziej dosadnie niż
ku**a (i na rodzimy bluzg babcia reaguje gwałtownie, a angielskiego zwyczajnie nie rozumie), ale to nie znaczy, że językiem rodzimym Progenitury jest angielski.
Znaczy, Pat recytował pewnie po irlandzku? A może po angielsku? Oba języki są urzędowe w Irlandii, a Pat jest tubylcem. Nooo? Co to miało być? Bo mnie się zdaje, że tu normalnie bałagan jest, mnóstwo niespójnych sygnałów rzucasz, Autorko.
Tak sobie tutaj ględzę o narracji i szczegółach, ponieważ próbuję cały czas dociec, po co ta narracja jest taka zdystansowana i behawioralna. Czemu służy odcięcie odbiorcy od postaci, beznamiętność założona? Nie kreacji postaci, bo Pat Kelly beznamiętny nie jest, nie zachowuje się tak w najmniejszym stopniu, wręcz przeciwnie. Ale narrator robi wszystko, żeby dystans odbiorcy do postaci pozostał jak największy. Chociaż to, co jest opisywane, bynajmniej nie skłania do zrozumienia tego dystansu: Pat jest normalny, zachowuje się normalnie, jak człowiek. Ten behawioryzm mnie drażni, ponieważ nie rozumiem celu takiej narracji.
Chyba, że jest to Autorska ucieczka. Hundziu, uciekłaś, żeby nie pokazać, że zamachowiec, to też człowiek? No, to Ci się nie udało, wychodzi mi nadal, że człowiek, tylko narrator jakiś dziwny. Może to miało być właśnie pole interpretacji dla mnie lub innych odbiorców? Że zamachowcem może być każdy w tłumie, na lotnisku, w sklepie, etc. Że zamachowiec jest zwyczajny, dopóki nie zrobi zamachu? To nadal nie uzasadnia behawioralnej narracji, bo zwykły opis też podołałby, a może nawet dałby silniejsze związanie z postacią i tym silniejszy kontrast, zaskoczenie: normalny facet, a tu nagle terrorystą się okazał. Usiłuję powiedzieć, że nie rozumiem aż tak restrykcyjnego dystansu narracyjnego. Nie pasuje do kreacji bohatera ani trochę. A co zabawne,
zwykła narracja również pozwoliłaby ten dystans utrzymać, a uniknąć poczucia niewygody. Nie musiałaś, Autorko, dawać refleksji własnych, czy bohatera, stosując zwykłą narrację (znaczy, nie jestem pewna, czy nie musiałaś, ale formalnie nie ma obowiązku).
Na dodatek Pat Kelly nie jest też muzułmaninem w znaczeniu, o jakim pisał Bettelheim. Ta linia interpretacyjna również jest zatem poza moim zasięgiem. Niewygodnie mi w tym tekście, Autorko.
A niewygodnie mi nie tylko dlatego, że nie potrafię wyjaśnić celu narracji. Nie rozumiem celu tego utworu. Co chciałaś mi zrobić, Hundziu? Dać mi do myślenia? Ale nad czym (poza kwestią celowości zabiegu narracyjnego)? Nad logistyką zamachu? W tym tekście jest tylko to: opis, jak zostaje popełniony zamach. I nic więcej. Nie ma tła, które mogłoby naprowadzić na przemyślenia, dlaczego Pat zamachu dokonał. Wychodzi mi: ponieważ był wyznawcą islamu. Oczywiście, cel zamachu (ten bezpośredni) jest dla mnie jasny: amerykańscy żołnierze lecą do Iraku, więc Pat im to uniemożliwia radykalnie. Zakładam, że Pat wierzy, iż Allah nie popiera obecności Amerykanów w Iraku. I... to wszystko.
Ten tekst jest płytki. Nic więcej w nim nie ma. A terroryzm to nie jest temat płytki. Kiedy się bierze na warsztat terroryzm, szczególnie w pobliżu znaczącej terrorystycznie daty, to neutralność nie ma racji bytu. Zza tekstu winna wychynąć opinia Autorska, myśl nadrzędna, wątpliwość, cokolwiek. Cel winien być wyraźny. Po co jest ten tekst? Co przez ten tekst chciałaś wyrazić, Autorko? Po co opisałaś zamach terrorystyczny?
Jeżeli sięgasz po taki temat tylko po to, żeby zrealizować temat warsztatowy i uciec od mistyki, to za mało dla mnie, żebym była zadowolona z lektury. Kreatywnie, owszem, udało się => uciekłaś z pola standardowych skojarzeń. Po drodze zgubiłaś fantastykę. I głębię wyrazu też, jak mi się wydaje.
Bez żalu ten tekst, Hundziu, znalazłby się pod kreską.