Nie chce iść

Moderator: RedAktorzy

Zablokowany
Awatar użytkownika
Buka
C3PO
Posty: 828
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 16:55
Płeć: Kobieta

Nie chce iść

Post autor: Buka »

Drżącymi rękoma wklepuję adresy do Warsztatów, w których wzięłam udział:

http://www.fahrenheit.net.pl/forum/viewtopic.php?t=2253
http://www.fahrenheit.net.pl/forum/viewtopic.php?t=2314
http://www.fahrenheit.net.pl/forum/viewtopic.php?t=2866

głęboki wdech... i zamieszczam tekst.

NIE CHCE IŚĆ

Wszystkie stacje telewizyjne oraz radiowe, a także lokalne i ogólnokrajowe gazety od rana trąbiły o tym samym - dziś żegnamy profesora Zygfryda Belekryta, zasłużonego dla kraju polityka, sławnego na całym świecie ze swych proeuropejskich poglądów, pracy dla swej ukochanej wspólnoty unijnej autora wielu książek, pokazujących historię z nowej perspektywy, oczywiście obiektywnej. Guzik prawda! Całe szczęście, że ten stary pryk wreszcie umarł. Przynajmniej nie będzie już opowiadał bzdur. Co prawda jestem pewna, że teraz zostaniemy dosłownie zasypani całą lawiną dyskusji na jego temat. O tak, uczeni socjologowie będą wskazywali rolę profesora w kształtowaniu świadomości społecznej, jacyś inni specjaliści będą ubolewali, że dopiero po śmierci tego wielkiego (ogromnego, rzekłabym nawet, nosił chyba kołnierzyk rozmiar 50) człowieka dostrzegamy jego geniusz. Zaiste, był geniuszem - tak ustawił sobie życie, że tylko głupio gadał i dostawał za to niemałe pieniądze. Teraz pewnie publicyści będą drukować jedni przez drugich biografię i drogę do sukcesy Belekryta. Jego wrogowie taktownie przemilczą cały burzliwy okres i wreszcie będzie spokój. Znajdą się inni, o których ludzie zaczną mówić.
Dzień był deszczowy, przynajmniej w mojej części kraju, bo gdy tylko z nudów włączyłam odbiornik telewizyjny, mym oczom ukazał się ubrany w piękne mundury oddział warty honorowej, skąpanej w słonecznym blasku. Pewnie było im gorąco. Stali jednak niewzruszeni wedle przykrytej flagą trumny. Kamera przesunęła się nieco w lewo, objęła skromną mównicę z dwoma mikrofonami, przypominającymi lufy karabinów. Tylko jak w tak małej mównicy zmieściliby się aż dwaj strzelcy?
Z zamyślenia wyrwały mnie słowa komentatora: ,,Proszę państwa, za chwilę usłyszymy przemówienie głowy państwa, pana..."
Tak, tak, zaraz usłyszymy przemówienie każdego, kto tylko dorwał się do władzy. Po obecnym prezydencie głos zabiorą jego poprzednicy, następnie premierzy ostatnich kilkunastu lat, a żeby stworzyć pozory kameralności przyjaciele zmarłego.
Nie pomyliłam się. Wszyscy do znudzenia powtarzali z przejęciem te same słowa, ,,nieodżałowana strata”, ,,żal, żal, niewypowiedziany żal”. Faktycznie mogliby już przestać używać w kółko tych samych zwrotów. Och, dziwne, doprawdy, że wszystkie te wzniosłe przemówienia nie przeszkadzały pani prezydent miasta szeroko się uśmiechać. A to co? Nagle spoważniała? No tak, kamera w jej stronę, nie wypada się dziś szczerzyć. Jeszcze się poszczerzy, choćby i jutro.
Spojrzałam na zegarek. O tej porze powinno być coś ciekawszego w programie, ot, na przykład prognoza pogody. Ale przemowy się już skończyły, zaczęto grać oklepany do niemożliwości utwór żałobny (nie dziwię się, że ludzie przy nim płaczą, bo muzycy niemal zawsze biedny marsz zarzynają) i zaczęto przygotowywać się do opuszczenia trumny do wspaniałego, bogato zdobionego grobu. Pół kraju pewnie śledzi tę ostatnią drogę profesora ze ściśniętym gardłem i wyciąga na wierzch filozoficzne pytania. Jakby się zastanowić, to społeczeństwu dobrze zrobi coś takiego.
Hm, a co to? Trumna się zatrzymała, pewnie gdzieś zaklinowała. Jeden z grabarzy nerwowo spojrzał na potężną drewnianą skrzynię i schylił się, by jej pomóc. Minęła chwila, podczas której napięcie stawało się coraz widoczniejsze.
- Nie chce iść! – wyrwało mi się.
I rzeczywiście. Profesor zdecydowanie nie chciał iść pod ziemię. Z trzaskiem tak donośnym, że uchwyconym nawet przez odległe mikrofony, przez wieko przebiły się dwie rozcapirzone ręce. Zaskoczeni i nade wszystko przerażeni grabarze odskoczyli od dołu. Cały plac ogarnął krzyk, a właściwie pisk skrajnie przestraszonych żałobników.
Mi także szybciej biło serce. Czyżby lekarze się pomylili co do stanu profesora Belekryta? Jedynie stracił przytomność? Lecz skąd taka siła? Z desperacji? Lęku przed zasypaniem żywcem? Wątpię. Wystarczyłoby mu zacząć wrzeszczeć.
Panika. Uczestnicy pogrzebu, czy też jego namiastki, stracili kontrolę nad sobą. Ciekawe, czy operator kamery zachował zimną krew i świadomie uwieczniał rozgrywające się sceny, czy raczej zwyczajnie uciekł, od odpowiednio ustawionego sprzętu.
Zanim cokolwiek się wyjaśniło, transmisję przerwano. Standardowo wystąpiły ,,problemy techniczne, przepraszamy”.
Czego świadkiem właśnie byłam? Po głowie zaczęły mi już się błąkać fantastyczne tłumaczenia owego zajścia. Oczyma wyobraźni zobaczyłam doskonałą zbrodnię, w której związana i zakneblowana, może nawet oszołomiona ofiara została zamknięta w trumnie znamienitego historyka, by skonać w męczarniach pod metrem ziemi. Kolejny raz w życiu żałowałam, że nie zostałam jednak dziennikarką, ponieważ do opinii publicznej trafiają nieprzyzwoicie małe skrawki ważnych informacji.

***
Dostali za swoje. Wszyscy. Bo przecież życzenia się spełniają. Nie za często, niekoniecznie te, które powinny, lecz jednak. Jeszcze onegdaj znane persony wypowiadały się na temat nieodżałowanego (och!) braku profesora Zygfryda Belekryta i jednogłośnie prawiły, że o wiele lepiej byłoby dla świata całego, gdyby nieboszczyk był wśród nas. No to wrócił. Jakoś dziwnym trafem nikt się z tego powodu nie ucieszył. Profesor swoim zwyczajem począł głosić długie wykłady, podczas których w środku zapominało się początek, że nie wspomnę o stanie skupienia przy ich końcu, nie zawsze udzielające odpowiedzi na stawiane mu pytania, lecz z całą pewnością bardzo mądre. Dokładnie te same wywody, za którymi przedstawicielom państwa przyszło tęsknić aż trzy dni. Trzeba jednak powiedzieć szczerze, że zachowywali się paskudnie, gdyż zamiast skupić się na uczonych wypowiedziach cudownie ożywionego historyka, wszyscy skupili się na słowach zwykłych lekarzy. Twierdzili oni, że nie potrafią wyjaśnić, dlaczego profesor nadal układa swe przemowy, ponieważ według wszelkich badań nie żyje. W Internecie założono kilkanaście amatorskich stron, z których większość była fanklubami zombie. Tu, gdzie każdy był anonimowy i szczerze mógł pisać, co mu ślina na język, bądź dowolna inna wydzielina na palce przyniesie, zadawano już pytania, czy wobec takiego stanu rzeczy najsławniejszy z uczonych wróci do świata polityki, a nawet, czy będzie ubiegał się o stanowiska rządzące w Unii Europejskiej, z racji zgłębienia niedostępnej zwykłym śmiertelnikom wiedzy. W sumie więcej było pytań niż odpowiedzi, a te ostatnie prześcigiwały się w absurdalności.
Rzecz jasna władze dyplomatycznie nie zajęły żadnego konkretnego stanowiska. Życie pozagrobowe widocznie wykraczało poza ich kompetencje.
W mediach pokazywano różne reakcje ludzi na sprawę niezwykłego profesora, zwykle podbuzowanych staruszek w beretach mimo niemal trzydziestostopniowego upału, krzyczących coś o sądnym dniu.
Sam, zdałoby się zainteresowany, pan Belekryt niczym się nie przejmował. Interesowało go tylko to, by znajdować się w gronie słuchaczy.
W końcu jacyś mądrzy ludzie postanowili, by (jakby nie patrzeć) cudem zajął się Kościół. Pojawiły się różnorakie głosy. Jedne, że lekarze zwyczajnie są w błędzie, człowiek za bardzo ufa nowoczesnej medycynie, drugie, że zaiste mamy do czynienia z cudem. Profesor zmarł za wcześnie i nie zdążył czegoś niesłychanie ważnego światu objawić. Wreszcie dało się zauważyć głos trzeci, że szatan opętał ciało biednego uczonego i kto wie, czego się lada moment dopuści, a dusza nie może zaznać spokoju po śmierci.
Trudno mi było wyrobić sobie własne zdanie w tej kwestii, ponieważ nie były dostępne chociażby nagrania z wykładów profesora. Do kontaktów z nim wyznaczono pewne małe grono. Nie wiadomo więc było nawet, jak profesor obecnie wygląda. Czy rzeczywiście przypomina zombie z takich horrorów, tak, jak chcieliby tego internauci z fanklubów?
Nie ja jedna byłam niezadowolona z pracy dziennikarzy. Opanowali oni bowiem do perfekcji sztukę gadania dużo, lecz bez treści (potrafili przez bite pół godziny debatować nad tym, że tak naprawdę niczego nie wiedzą, oczywiście nie mówiąc tego wprost). Byłam jednak nie mniej zdziwiona od władz, gdy w całym kraju wybuchły protesty i lud zażądał rzetelnej informacji. Z powodu jednego profesora, który nie potrafił nawet odejść w pokoju, jak nakazuje obyczaj, zatrzymano wszelkie zakłady, a protestujący wyszli na ulice.
Władze nie wymyśliły niczego nowego, oddały sprawę z powrotem w ręce Kościoła. Z początku niechętnie, duchowni przejęli w końcu inicjatywę. W porozumieniu z Watykanem ustalono, że zacząć należy od wypełnienia egzorcyzmów. Później dokładny jego opis trafił do opinii publicznej. Z całą pewnością stwierdzono, że w ciele profesora nie ma złych duchów. Co ciekawe, chociaż kamery niczego takiego nie zarejestrowały, osoby biorące udział w egzorcyzmach zarzekały się, że pod koniec dało się zewsząd słyszeć przenikający na wskroś, niesamowity, niski głos:
-WEŹCIE GO SOBIE. JA GO NIE CHCĘ – STRASZNIE GŁUPIO GADA.

Awatar użytkownika
Feline
Kurdel
Posty: 756
Rejestracja: pt, 01 sie 2008 11:06

Post autor: Feline »

Jeśli można: z czego było wieko trumny?

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

To ja sobie trochę poużywam, bo mam nadmiar energii...
(...) sławnego na całym świecie ze swych proeuropejskich poglądów, pracy dla swej ukochanej wspólnoty unijnej autora wielu książek [swych, rzecz jasna?], pokazujących historię z nowej perspektywy, oczywiście obiektywnej.
Oczywistość obiektywizmu w ujęciu historii nieco mnie zastanowiła, skoro autor rzeczonego ujęcia (profesor o trudnym do zapamiętania nazwisku) prezentuje swoje poglądy i są to poglądy o określonym spektrum (proeuropejskim). Na dodatek, obiektywizm w historii sam w sobie jest oczywistością (przynajmniej w założeniu, bo jak się przełoży na praktykę, to niekoniecznie). Ale pewnie podejrzliwa jestem.
Zdanie zwróciło moją uwagę przez zaimki, których nie lubię, nie przez treść.
teraz zostaniemy dosłownie zasypani całą lawiną dyskusji na jego temat.
No, rozumiem, stylizacja na mowę potoczną, ale czy naprawdę aż tak trzeba przeginać?
O tak, uczeni socjologowie będą wskazywali rolę profesora w kształtowaniu świadomości społecznej, jacyś inni specjaliści będą ubolewali, że dopiero po śmierci tego wielkiego (ogromnego, rzekłabym nawet, nosił chyba kołnierzyk rozmiar 50) człowieka dostrzegamy jego geniusz.
A nieuczeni socjologowie? Nadopis, IMAO. Wiem, wiem, mowa potoczna.
Nie to najważniejsze jednak. Zgrzytnęło mi użycie tytułu zmarłego osobnika, do którego narratorka ma stosunek wyraźnie już zaakcentowany (nie tylko następnymi zdaniami, lecz również wcześniej). Dlaczego zatem tytułuje gnidę, skoro go nie znosi? Podejrzewam, że Autorka też ma problem z zapamiętaniem nazwiska postaci... :P
Teraz pewnie publicyści będą drukować jedni przez drugich biografię i drogę do sukcesy Belekryta.
Ach, jednak pamiętasz nazwisko, Autorko. :P
Tak mi się zdaje, że publicyści nie są od drukowania, ale pewnie mowa potoczna. Jednak: ta SUKCESA? Tego się nie da zwalić na stylizację.
Jego wrogowie taktownie przemilczą cały burzliwy okres i wreszcie będzie spokój.
Jaki burzliwy okres?! I czemu wrogowie mieliby taktownie milczeć? Nieobecni nie mogą się bronić, dziwne zatem byłoby milczenie w tak sprzyjających okolicznościach przyrody...
Fragment początku pisze:Wszystkie stacje telewizyjne oraz radiowe, a także lokalne i ogólnokrajowe gazety od rana trąbiły (...)
Otwarcie drugiego akapitu pisze:Dzień był deszczowy, przynajmniej w mojej części kraju, bo gdy tylko z nudów włączyłam odbiornik telewizyjny(...)
Po tych dwóch cytatach doznałam zmieszania. Początek sugeruje, że narratorka ma włączony telewizor. A tu nagle okazuje się, że nie - włącza go dopiero teraz. Chyba się coś pokićkało w obrazowaniu, Autorko.
Proszę państwa, za chwilę usłyszymy przemówienie głowy państwa, pana..."
Zda mi się, że głowę państwa należy tytularnie wprowadzać. Znaczy, prezydenta winno paść, szczególnie w wypowiedzi dziennikarskiej.
Trumna się zatrzymała, pewnie gdzieś zaklinowała.
Buka nie czuje, kiedy rymuje? :P
Brzydkie współbrzmienie.
Jeden z grabarzy nerwowo spojrzał na potężną drewnianą skrzynię

Feline pytał, z czego było wieko trumny. Myślę, że znalazłam odpowiedź. :P
Nienienie, to tylko taki wtręt.
Oczyma wyobraźni zobaczyłam doskonałą zbrodnię, w której związana i zakneblowana, może nawet oszołomiona ofiara została zamknięta w trumnie znamienitego historyka, by skonać w męczarniach pod metrem ziemi.
Na czym polega doskonałość owej zbrodni? Bo mnie się zdaje, że wydarzenie dowiodło właśnie niedoskonałości takiego uczynku. Znaczy, coś mi tu śmierdzi i nie jest to bynajmniej gnijące truchło.
stwierdzenie narratorki pisze:Profesor swoim zwyczajem począł głosić długie wykłady, podczas których w środku zapominało się początek, że nie wspomnę o stanie skupienia przy ich końcu, nie zawsze udzielające odpowiedzi na stawiane mu pytania, lecz z całą pewnością bardzo mądre.
kolejne stwierdzenie narratorki pisze:Trudno mi było wyrobić sobie własne zdanie w tej kwestii, ponieważ nie były dostępne chociażby nagrania z wykładów profesora. Do kontaktów z nim wyznaczono pewne małe grono. Nie wiadomo więc było nawet, jak profesor obecnie wygląda. Czy rzeczywiście przypomina zombie z takich horrorów, tak, jak chcieliby tego internauci z fanklubów?

Czy mi się zdaje, czy te wypowiedzi są sprzeczne?

No, dobra, nie chciało mi się szukać dokładniej. Z tym tekstem są dwa problemy. Pierwszy, to nieciągłości. Narratorka zaznacza swój stosunek do zmarłego uczonego (i nie jest to stosunek przychylny). Po czym jednak tytułuje go, mówi o nim per pan... Sprzeczne sygnały, znaczy.
Nieciągłości w opisie zdarzeń dotyczą kwestii włączenia telewizora i opinii narratorki w temacie wykładów zmarłego profesora. I myślę, że to kwestia pomylenia narratora bezpośredniego z wszechwiedzącym, Buko. Szczególnie właśnie w przypadku owej opinii narratorki o wykładach zmarłego.

Drugi problem, to kwestia akcentów. Właściwie do końca nie wiedziałam, co jest w tym tekście istotne. Mam wrażenie, że kwestia rzeczywistej inteligencji/mądrości zmarłego a jego wizerunku medialnego rozmyła się. A przecież na to właśnie wskazuje puenta.
Dla mnie - dlatego jest nieśmiesznie. Brakuje zwyczajnie jaskrawego kontrastu. Że publika twierdzi (lub media, zajedno), że zmarły był geniuszem elokwencji, a tu demon wredny, co opętał - oznajmia, że cesarz jest nagi.
Może również jest to wpływ narratora, że puenta nie zaskakuje. Narratorka przecież już wie i informuje odbiorcę, że wizerunek publiczny zmarłego, to pic na wodę, fotomontaż. Jak zatem ma mnie zaskoczyć, że demon też to powie? Jestem przygotowana, więc puenta nie wybrzmi.

No, znaczy - słabo... :(((
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Buka
C3PO
Posty: 828
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 16:55
Płeć: Kobieta

Post autor: Buka »

Wow, aż mnie zatkało jak na drugi dzień po wstawieniu znalazłam komentarz od Małgorzaty! :) Dziękuję uprzejmie, dziękuję również Feline za przeczytanie tekstu.
Feline pisze:Jeśli można: z czego było wieko trumny?
Małgorzata pisze:
Jeden z grabarzy nerwowo spojrzał na potężną drewnianą skrzynię
Feline pytał, z czego było wieko trumny. Myślę, że znalazłam odpowiedź. :P
Owszem, znalazłaś^^
Małgorzata pisze:Oczywistość obiektywizmu w ujęciu historii nieco mnie zastanowiła, skoro autor rzeczonego ujęcia (profesor o trudnym do zapamiętania nazwisku) prezentuje swoje poglądy i są to poglądy o określonym spektrum (proeuropejskim).
Chodziło mi o taką ironię. Żeby powiedzieć takie ,,tak, jassssne, on zawsze ma rację, jest bezstronny i w ogóle"...
Zdanie zwróciło moją uwagę przez zaimki, których nie lubię, nie przez treść.
Przeklęta zaimkoza >:/
Dlaczego zatem tytułuje gnidę, skoro go nie znosi? Podejrzewam, że Autorka też ma problem z zapamiętaniem nazwiska postaci... :P
Nie mam problemu z zapamiętaniem nazwiska Belekryta, wręcz je lubię, bo w przeciwieństwie do wielu imion rodem z fantasy możne je łatwo przeczytać:D
A co do tytułowania gnidy - zdarza się, że jakaś osoba przesycona niechęcią do drugiej osoby tytułuje ją, nasączając każde słowo jadem... No, na przykład wyobraź sobie, że ktoś przez zaciśnięte zęby mówi ,,oczywiście, szanowny panie dyrektorze".
Dobra, tak czuję, ale nie upieram się, bo ekspertem nie jestem.
Jednak: ta SUKCESA? Tego się nie da zwalić na stylizację.
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Paręnaście razy to czytałam tak dogłębnie, a jednak mi umknęło:\
Jaki burzliwy okres?!
Wrzawę w mediach.
Chyba się coś pokićkało w obrazowaniu, Autorko.
Chciałoby się powiedzieć: ,,no"...
Zda mi się, że głowę państwa należy tytularnie wprowadzać. Znaczy, prezydenta winno paść, szczególnie w wypowiedzi dziennikarskiej.
Czyli, że winno być ,,...głowy państwa, pana prezydenta..."?
Na czym polega doskonałość owej zbrodni?
Doskonała, gdyby się udała;) Bo nikt by trumny nie otwierał. Raczej.
Czy mi się zdaje, czy te wypowiedzi są sprzeczne?
No... drugie stwierdzenie dookreśla to, co było zaczęte w pierwszym, a w pierwszym jest tak jakby z punktu widzenia profesora Belekryta co się dzieje (ktoś go słucha i jest ok), a w drugim tak bardziej z dystansu jak to wygląda.
I myślę, że to kwestia pomylenia narratora bezpośredniego z wszechwiedzącym, Buko.
Zapewne masz rację. Pierwszy raz próbowałam narracji pierwszoosobowej w takim opowiadanku.

No, znaczy - słabo... :(((
Bu. :(((
Szkoda :(

Awatar użytkownika
Feline
Kurdel
Posty: 756
Rejestracja: pt, 01 sie 2008 11:06

Post autor: Feline »

Buka pisze:
Feline pisze:Jeśli można: z czego było wieko trumny?
Małgorzata pisze:
Jeden z grabarzy nerwowo spojrzał na potężną drewnianą skrzynię
Feline pytał, z czego było wieko trumny. Myślę, że znalazłam odpowiedź. :P
Owszem, znalazłaś^^
No to trochę dziwnie wychodzi:
przez wieko przebiły się dwie rozcapirzone ręce
Czy ktoś próbował przebić się gołymi, rozcapirzonymi ręcami przez drewniane wieko trumny? Niechby nawet było tylko z cienkiej sklejki.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Odniosę się bez cytowanie, OK?

Jeżeli chodzi o ten kawałek z głową państwa, wystarczy tak:
A teraz przemówi głowa państwa, prezydent (Iksiński)...

Skoro już przy tytułach jesteśmy, to, zgoda, niejeden raz sama przez zaciśnięte zęby syczałam tytuł adwersarza lub znienawidzonego osobnika. Tyle, że w tekście, niestety, nie wyszło owo syczenie (czy inna opcja afektywna). To jedno z ograniczeń. Gdybym słyszała narratorkę (na żywo, w realu), to zapewne żadnego poczucia nienaturalności nie miałabym. Jednak ja jej nie słyszę, Buko, ja widzę.
Tak się zastanawiam, jak mogłabyś rozwiązać tę kwestię? Zapewne jakimś zdaniem wyjaśniającym, w końcu, jesteśmy w głowie narratorki. Np.
Media znowu wychwalały pana Belekryta. Pana! ch** tam, nie pana!
(Przepraszam za wulgaryzmy, chciałam podkreślić wyraziście, aż do przesady).
Zważ również, że wspomniałaś o sarkazmie (jednak zacytuję):
Buka pisze:Żeby powiedzieć takie ,,tak, jassssne, on zawsze ma rację, jest bezstronny i w ogóle"...
No, właśnie... Żeby wyrazić dokładnie, musiałaś coś zrobić z zapisem, prawda?
To kolejny sposób, by przełożyć to, co się mówi emotywnie, na to co, się pisze emotywnie. Znaczy, onomatopeja. Professssor Belekryt. :)))

Co do kwestii wyjaśnień wykładów - sama powiedziałaś, zmieniłaś perspektywę narracyjną. A dlaczego? Narratorkę mieliśmy tylko jedną. Bezpośrednią, personifikowaną. Ona nie mogła wiedzieć, przynajmniej sądząc po opisanej sytuacji. Narrator bezpośredni ma ograniczenia nie tylko gramatyczne (czasowniki w I osobie, możliwość stylizacji, etc.). Jeżeli robisz z niego człowieka, musisz mu dać nie tylko zalety (możliwość wyrażania opinii, uczuć, refleksji, nawet funkcję porte-parole), lecz także ograniczenia (nie wie wszystkiego, lecz tylko to, co jest w jego zasięgu, czego doświadcza, czego się dowiaduje w sposób dostępny człowiekowi).
Stąd właśnie błąd struktury, IMAO. Pomieszanie - narrator bezpośredni, który jest człowiekiem (no, kobietą :P), a wykazujący cechy wszechwiedzącego.

No, słabo, słabo - bo puenta nie wybrzmiała. Wiesz, z Autorami (bez względu na płeć), jest jak z mężczyznami: poznaje się ich po tym, jak kończą... :P
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Buka
C3PO
Posty: 828
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 16:55
Płeć: Kobieta

Post autor: Buka »

Ok, dzięki, Małgorzato ^^

Feline - moja narratorka też się dziwiła.

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Feline pisze:Czy ktoś próbował przebić się gołymi, rozcapirzonymi ręcami przez drewniane wieko trumny? Niechby nawet było tylko z cienkiej sklejki.
Znane nam z opowiadań i powieści zombie maja nadnaturalną siłę. Chyba o to chodzi.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
Buka
C3PO
Posty: 828
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 16:55
Płeć: Kobieta

Post autor: Buka »

Tak, o to chodzi.

Zablokowany