W polskiej konwencji literackiej myślnikiem wydziela się, wbrew temu, z czym kojarzy się nazwa tego znaku, kwestie dialogowe. Cytowana wypowiedź kwestią dialogową nie jest.- Co za cwana małpa! - pomyślał Autor. - Udaje! A niech jej zresztą tam! Rób se[,] co chcesz, wredne babsko!
Brakuje też przecinka - zaznaczyłam.
Ale to bez znaczenia. Znaczenie ma dysonans polekturowy.
Tekst miał być śmieszny, nie o czymś (ja wiem, to herezja jest).
Szkoda, że nie przemyślałaś zatem tego, co wiesz. Właśnie dlatego, że tekst nie jest o czymś, nie jest także śmieszny. Jak każdy dowcip bez puenty.
Nonsens w oparach absurdu z udziałem dziwnych, nie wiadomo skąd się biorących postaci. Chaos.
Ale PO CO? Ten nonsens? W rzeczywistości wcale nie ma tu nonsensu, jest tylko bałagan. Zapowiadasz na starcie tekst autotematyczny i komiczny, przepychanki Autora ze swoimi postaciami - absurd, owszem, ale nie nonsens, jak mi się zdaje. Niemniej, terminologia jest nieistotna. Istotne jest, że zaczynasz opowiadać dowcip, Autorko, wskazujesz, w jakiej będzie konwencji (pozycjonujesz to dialogiem Autor-Mirabella) i...
No, właśnie. Potem pojawiają się kolejne postaci, dowcip rozwija się wg przyjętej na początku konwencji, zakonnica, troll, cenzor, pitu-pitu...
Tekst się kończy. Mechanicznie li tylko.
Żeby ująć to łopatologicznie (i w uproszczeniu), pozwolę sobie przytoczyć dowcip.
"Rżewski umówił się na nocną schadzkę w hotelu. Dama, przez baczenie na swą reputację rzecze:
- Poruczniku, widzę was o północy. Tylko na Boga, zdejmijcie buty...
Noc. Ba, północ. Hotel śpi. Nagle stukot jak cholera. Z pokoju, w peniuarze tylko wybiega dama:
- Rżewski, co to znaczy?! Miał pan iść boso...
- Buty mam w rękach - odpowiada porucznik.
- To co tak stuka?!!"
Nikt się nie śmieje?
Bo ten dowcip nie jest śmieszny.
To nawet nie jest dowcip.
Jest taki, jak Twój tekst, Autorko.
Brakuje mu tego:
"- Ostrogi."
Teraz niektórzy się uśmiechnęli, mam nadzieję.
Teraz jest dowcip.
Zarzut: niezamknięta forma, Autorko. Brak konkluzji, zamknięcia, zakończenia (w tym literackim, nie literalnym sensie).
Nie widzę tu żadnej logiki. Nawet w najdurniejszym tekście może się trafić wcale ładne i nawet mądre (jak sentencja) zdanie, jak ślepej kurze - ot, matematyka tu się wkrada dyskretnie. Ale to nie sprawi, że cały tekst stanie się nagle rewelacyjny czy choćby poprawny. Analogicznie może być w przypadku Twojego tekstu*.Nie wydaje mi się również, aby było to nudne - to, co jest zabawne, raczej nie bywa jednocześnie nudne, tak mi się jakoś nasuwa logicznie. A może się mylę?
Ten Twój jest jak przytoczony przeze mnie dowcip bez ostatniej wypowiedzi. Początek może się wydać zabawny tym, którzy znają serię dowcipów o pułkowniku Rżewskim. Na podobnej zasadzie zabawne jest już zdanie: "Przychodzi baba do lekarza...". Ale jeżeli nie dokończy się tego dowcipu, nie będzie śmiechu.
Proste, prawda?
Podstawowy błąd "redakcyjny"** - brak zakończonej fabuły. Nawet w nonsensie, absurdzie, grotesce i innych szaleństwach komizmu jest metoda - czytelna dla odbiorców po lekturze tekstu. U Ciebie natomiast jej brak, przez co mamy do czynienia ze zbiorem chaotycznych aluzji, z których absolutnie nic nie wynika, poza obojętnym pytaniem: "ale o co chodzi?".
Z tej perspektywy jest to przekaz (tu: tekst), który nie spełnia podstawowej funkcji: komunikatywności***. Nie na poziomie płytkich struktur języka, lecz na wyższym. Łopatologicznie rzecz ujmując: rozumiem każde zdanie z osobna, nie rozumiem jednak całości, jaką te zdania tworzą. A każdy komunikat, który nie jest zrozumiały, kwalifikuje się do worka z etykietą: "bełkot".
To fascynujące zjawisko, szczególnie, gdy bełkot jest tworzony celowo i z pełną świadomością, czego jednak Ty nie zrobiłaś - wszak celem Twojego tekstu była rozrywka, jak sama napisałaś, Autorko. Nie wiem, jak Tobie, ale mnie się wydaje, że nuda i rozrywka raczej się wykluczają...
A tekst niezrozumiały w najlepszym przypadku jest irytujący. Ale tylko dla tych, którzy jeszcze nie przywykli. :P
Dla starych wyjadaczy (a takich na ZWF nie brakuje), to zwyczajna nuda. Rutyna. Tekst o niczym i bez konkluzji.
Marny i mierny.
Słaby.
Autorka pisze:Do typowego wstępu, rozwinięcia i zakończenia mam wstręt od podstawówki. Mogę coś takiego urodzić, ale to takie standardowe... Nuda, jak w polskim filmie.
Ach, ten Sturm und Drang Periode. Jakże łatwo Autorom in spe jest skreślać coś, co ludzkość w całokształcie szlifowała przez tysiące lat rozwoju języka i jeszcze przez parę stuleci mozolnie przenosiła na pismo. A przecież to dzięki tym "nudnym" szablonom dowcipy są śmieszne a opowieści zajmujące. Czyli mają to, czego w Twoim tekście znaleźć się nie uda, Autorko. Opanowałaś język na tyle, by radzić sobie ze tymi nudnymi jak polski film obyczajowy regułami składni i fleksji, zatem (jak zakładam optymistycznie) wiesz, że właśnie dzięki nim wyrazy można ułożyć w zrozumiałe zdanie, a nie dostrzegłaś, że dzięki linearnej kompozycji wstęp-rozwinięcie-zakończenie, zrozumiała staje się opowieść? Co więcej, większość bardziej skomplikowanych form/kompozycji w prozie twardo stoi na fundamentach tej właśnie nudnej bazowej struktury.
Nigdy nie zastanawiałaś się, dlaczego?
Arogancja Autora bezlitośnie mści się na tekście, niestety. Taka karma...
____________
*ponieważ cierpię na atrofię poczucia humoru, ufam opinii Neulargera, że zabawne fragmenty były.
**wzięłam w cudzysłów, bo to jest nadużycie semantyczne - ten tekst z dużym prawdopodobieństwem nie trafiłby przed oczy redaktora, poza okolicznościami warsztatowymi (i mam na myśli dowolne warsztaty, nie tylko ZWF), więc o redakcji nie ma mowy.
***przy założeniu, że kod (tu: język polski) jest wspólny/znany stronom biorącym udział w akcie komunikacji.