Opowiadanie "Bogowie Panteon" / 16tys znaków

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Husiaty
Pćma
Posty: 234
Rejestracja: sob, 17 lis 2007 14:29

Opowiadanie "Bogowie Panteon" / 16tys znaków

Post autor: Husiaty »

To ja idę na pierwszy ogień... Bo ktoś musi chyba. Ciekawe, czy będę pierwszą śnieżką, a za mną spadnie lawina tekstów :-)

Tekst miał iść na konkurs o "Platynowy Kałamarz" (ostatecznie poszedł inny)
Tematem konkursu jest: Słowa mają wielkie znaczenie. Zwłaszcza te wychodzące z boskich ust. - czyli spotkanie z Bogiem lub bóstwem.
Wrzucam tutaj pełny tekst do flekowania (mam nadzieję że nie za duży, napisałem w topicu ilość znaków, żeby kogoś nie przerazić... ;-))

Zaraz zobaczymy, jak bardzo pogorszyły się moje umiejętności od czasu zamknięcia NWL i braku flekowania... ^^

EDIT: pożarło mi wszystkie myślniki na początku dialogów... Nie wiem czemu, to kwestia OpenOffice'a?

BOGOWIE PANTEON
Kłopoty nie pojawiają się nagle. Zazwyczaj, zanim wejdą do naszego życia, pukają do drzwi i dają nam sporo czasu na dokładne przyjrzenie się im przez judasza. Problem w tym, że zaraz po wstępnych oględzinach mówimy sobie – nie, to przecież nie może być tak straszne, jak wygląda – i wpuszczamy kłopoty do naszego życia. A jak powszechnie wiadomo – okazują się takie, na jakie wyglądają. A często nawet gorsze.
Krag od ponad dwóch godzin siedział na zapleczu. Wcześniej odbył dosyć nieprzyjemną rozmowę z wysłannikami papy Fernando, którzy na odchodne sprezentowali mu parę siniaków, a za które nie zdążył nawet podziękować.
Postawmy sprawę jasno: Krag Ferguson był dłużnikiem, a jego wierzyciel jednym z wielu bezwzględnych mafiozów z miasteczka. Sytuacja już na wstępie wydawała się dosyć trudna, a potęgował ją fakt, że Krag Ferguson w bonusie był też krasnoludem. Krasnolud bez forsy, a wręcz z długami, wydaje się dosyć podejrzany.
Wszystko zaczęło się od pewnego dnia na początku jesieni, gdy Krag dostał wiadomość od Związku Krasnoludzkich Karczmarzy, w skrócie ZKK. Nie miał możliwości pojawienia się na ostatnim z posiedzeń, które to odbywały się średnio co miesiąc. W związku z tym pozostali członkowie, wykazując się nie tyle uprzejmością, co bardziej zawodową i rasową solidarnością, przysłali mu list z krótkim sprawozdaniem obrad oraz wnioskami, które nie były zbyt optymistyczne. Susza, która wyniszczyła prawie połowę plonów z doliny rzeki Granges, miała dotknąć przemysł piwowarski. Spodziewano się, że już na początku ziemi mogą wystąpić braki w zapotrzebowaniu na złoty trunek, a do wiosny ceny będę co najmniej trzy razy wyższe. A co za tym idzie, prognozowano utratę klienteli, która do krasnoludzkich barów ściągała głównie za piwem i... piwem. I może trochę za wieczornymi bójkami, które i tak nie odbędą się przecież bez piwa.
- Co tam masz, wujku?
Robert, barman w karczmie „Krag na Tak”, młody chłopak o bystrym spojrzeniu oraz jedyny przedstawiciel niekrasnoludzkiego personelu, wychylił się za ladę, próbując dojrzeć treść listu. Nazywał Fergusona wujkiem, odkąd ten wyciągnął go z sierocińca i zatrudnił, z początku jako zwykłego sprzątacza, a potem, gdy chłopak podrósł i przybrał na sile, na stanowisku barmana. Robert, choć niezwykle szczupły, miał prawie dwa metry i sprawiał, że klienci trzy razy zastanawiali się przed wszczęciem jakiejkolwiek burdy.
- Nic ważnego... Starzy z ZKK wciąż straszą wyższymi cenami.
- A ty znowu ich olejesz?
Krag sapnął, chowając list z powrotem do koperty. Rzadko stosował się do rad i sugestii ZKK, choć czasami były one bardzo trafne. Do związku należał głównie z jednego powodu – konsekwencji spowodowanych ewentualnym nienależeniem, a co za tym idzie – zepchnięciem na branżowy margines.
- E tam znowu oleję. Uprzejmie zignoruję to ostrzeżenie – odparł.
Robert wyprostował się. W jego oczach dało się odczytać nutkę niepokoju, jednak nic więcej już nie powiedział, tylko zabrał się za przecieranie kufli. Krasnolud włożył kopertę do kieszeni.
- Zawołaj mnie, jak będziemy otwierać – powiedział i obróciwszy się na pięcie, ruszył na zaplecze.
Z początku karczma „Krag na Tak” trzymała się dosyć nieźle. Wedle scenariusza, gdy spadły pierwsze śniegi, do Fergusona dotarły sygnały o spodziewanych w najbliższym czasie brakach. Jednocześnie dowiedział się, że wielu karczmarzy już teraz tworzy zapasy. Z tego też powodu prawdziwy kryzys nastał o wiele wcześniej, nieco przed końcem zimy. Śniegi powoli puszczały, gdy Krag przyznał się przed samym sobą, że nie ma już funduszy na zakup piwa, którego ceny sięgnęły niebotycznych wysokości. Baryłka za dziesięć złotych monet, czyli prawie pięć razy więcej, niż w sezonie. Jednocześnie brak towaru w karczmie groził momentalną utratą całej klienteli, czyli bankructwu.
Miał wtedy całkowitą rację, gdy siedząc na zapleczu powiedział:
- I tu źle.. I tu niedobrze.
I mając dwie możliwości – zwiększenie cen lub zaprzestanie kupowania piwa – wybrał trzecią. Zapożyczył się u mafii. Na dosyć sporą sumą, o dużym procencie, ale przetrwał zimę.
Siedząc na zapleczu i rozmasowując siniaki zastanawiał się, w jaki sposób spłaci część długu, która przypadała na wiosnę. Papa Fernando lubił o sobie przypominać i choć Krag miał jeszcze trochę czasu na zwrot pieniędzy, to profilaktycznie został pouczony o oddawaniu należności na czas.
- Cholera – zaklął Ferguson, gdyż nic lepszego nie przychodziło mu do głowy. Oparł łokcie na stoliku i zasępił się. Gdyby chociaż piwo nie było takie drogie, zatopiłby smutki w alkoholu, a tak. - Cholera – zaklął ponownie. Pozostawało mu tylko słowne wyładowywanie emocji.
Po południu postanowił zwołać naradę personelu składającą się z barmana Roberta, emerytowanego księgowego i sprzątaczki, Rebeki, która swoją obecnością zaszczycała bar aż dwa razy w tygodniu. Krag zaczął od wyłożenia całej sprawy, szczędząc szczegółów i ograniczając się jedynie do przedstawienia sytuacji finansowej. Gdy skończył, zapadła cisza przerywana jedynie przez lekkie pochrapywanie księgowego. Dug był, nawet jak na krasnoluda, niezwykle stary i nie raz zdarzało mu się zapaść w drzemkę, z której po prostu nie wypadało go budzić.
- Czyli że nie dostanę pensji? - Zapytała w końcu sprzątaczka, głosem, który by nawet kamień przyprawił o poczucie winy. Na jej twarzy malowała się dezorientacja.
- Panno Drojewian, pensja nie jest teraz najważniejsza. Ważą się losy całej karczmy...
- Właśnie, że jest – przerwała Rebeka, nie kryjąc złości, który wylała się zaraz po zrozumieniu problemu na swój sposób. - Nie po to haruję tu tyle godzin, żebyś mi pan na koniec powiedział, że zapłaty nie dostanę!
Krag chciał się odgryźć, ale Robert kopnął go pod stołem dając do zrozumienia, że w bitwie ze sprzątaczką nie ma szans na zwycięstwo. Tym bardziej, że bitwie z panną Drojewian nawet remis wydaje się nieosiągalny. I bez zniżania do swojego poziomu biła doświadczeniem.
- Postaram się zadbać również o pensję panienki – wycedził przez zęby Ferguson. Rebeka tylko prychnęła pogardliwie i skrzyżowawszy ramiona, spoglądała to na barmana, to na właściciela karczmy. Widocznie to zapewnienie ją usatysfakcjonowało i teraz obserwowała tylko, niczym drapieżny ptak, który szybując wysoko na niebie, wprawia w zakłopotanie nawet najodważniejszego królika.
- Masz jakieś pomysły, wujku?
- Póki co żadnych... Mógłbym zapożyczyć się u kogoś innego, aby spłacić te długi, ale to przecież błędne koło... Cholernie żałuję tej pożyczki.
- Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem - Robert poklepał go po ramieniu. - Mam odłożoną jakąś sumkę...
Twarz Kraga rozjaśniła się nieznacznie, a on sam nawet lekko uniósł z miejsca.
- Sumkę? Być może będzie starczyła na spłatę pierwszej raty. Kupi mi trochę czasu... Może postawię w wyścigach świń?
- Miałem na myśli coś nieco innego, wujku – rzekł barman, osadzając Fergusona z powrotem w krześle. - Moglibyśmy wykorzystać część tych pieniędzy na kupno rady. Są trudne czasy, ludzie tracą głowę, może warto byłoby zaufać mądrzejszemu?
Krag popatrzył się to na Roberta, to na Rebekę, jak gdyby szukał na ich twarzach wypisanego wyjaśnienia.
- Jakiej znowu rady?
- Od Bogów oczywiście.
- Czyli że co? - Krag nie dawał za wygraną. Krasnoludy z reguły nie oddawały czci żadnym bogom, dlatego też sam pomysł wydawał się dla niego dosyć nowatorski.
- Wyrocznia. Musisz się do niej udać i zasięgnąć rady, co robić w tak trudnej sytuacji... Ona powinna ci pomóc, wujku.
Karczmarz sapnął w zamyśleniu... Wyrocznia. Wtedy, na początku kryzysu, też zastanawiał się nad wybraniem się w to miejsce kultu, nierozwiązanych zagadek i tajemniczych, niezrozumiałych odpowiedzi. Robert wydawał się być niezwykle religijny i to właśnie od niego Krag usłyszał o tej instytucji. Coś na kształt grupy ludzi, którzy doradzają w czasie kryzysu. Od tamtego czasu zupełnie o tym zapomniał.
- A pieniądze po co?
- Czymś trzeba kapłanom zapłacić za fatygę.

Droga dzieląca od upragnionej odpowiedzi, choć nie zawsze dosłowna, musi być długa i uciążliwa. Takie po prostu są zasady – nic za darmo. A że bogowie teoretycznie nie otrzymują zapłaty za „usługi”, to niech chociaż mają trochę atrakcji w postaci męczącego się ziemianina.
Dość, że Krag musiał przebyć dosyć długą drogę przez „trakt handlowy”, który na wiosnę zmieniał się w bagno pełne ukrytych kolein, w których Ferguson zdążył już umoczyć obie nogi do kolan. Pomimo to nie zdawał się być zrażony, a wręcz przeciwnie – każdy kolejny krok dawał mu motywację do jak najszybszego postawienia drugiego kroku. Być może dlatego, że w innym wypadku jego noga zostałaby wciągnięta w głąb bagna, a on, chcąc, nie chcąc, poleciałby za nią.
W ten sposób utrzymywał dosyć dobre tempo i w niedługim czasie zboczył z traktu, kierując się w boczną ścieżynkę prowadzącą do podnóża Wzgórza Wyroczni.
Świątynia kształtem przypominała wbite w ziemię jajko, dokoła otoczona białymi kolumnami oraz wyłożona marmurową płytką. Na górze nie było żywej duszy i tyle wiatr leniwie przechadzał się po zabudowaniach. Krag, ani trochę nie zrażony, ruszył w kierunku dużych, dębowych drzwi, które wielkością wydawały się być przeznaczone dla olbrzymów. Pomimo to pchnął je z łatwością i wszedł do przyciemnionego pomieszczenia, wypełnionego kolorowymi poduszkami i zapachem taniego kadzidełka z suszonego kwiecia.
- Słucham?
W samym środku sali, na wymoszczonym z poduszek legowisku, siedziała postać przypominając człowieka, lecz o głowie niedźwiedzia. Skórę w paru miejscach porośniętą miał gęstym futrem, a na ciało narzuconą białą tunikę, w pasie przewiązaną purpurową szarfą.
- No słucham? - spytał ponownie niedźwiedziowaty, intrygująco kłapiąc szczękami. Krag przełknął ślinę i przestąpił z nogi na nogę.
- Ja do Bogów – rzekł niepewnie, rozglądając się dokoła nieco zbyt nerwowo.
- Do trzech razy sztuka... Słucham?
- Pan Bogowie, jak mniemam?
- Bogowie Panteon, we własnej osobie – potwierdził niedźwiedziowaty, ani trochę nie poirytowany. Miał już wiele spotkań ze śmiertelnikami i wiedział, że dla prawie każdego z nich taka wizyta zdarza się jeden jedyny raz, bez przygotowania ani suflera. Było to nierzadko bardzo wstydliwe i Bogowie starał się być wyjątkowo wyrozumiały.
- Jest taka sprawa...
- Domyślam się. Inaczej nie byłoby cię tutaj.
Krag ponownie przestąpił z nogi na nogę, nie bardzo wiedząc, jak zacząć. Niespodziewany wygląd wyroczni sprawił, że całe ułożone przez niego wcześniej przemówienie, niemal monolog, rozpłynął się, pozostawiając za sobą pustkę i zdenerwowanie. Ferguson przez chwilę nawet zastanawiał się, czy nie dać nogi za pas i uciec z powrotem do przytulnej karczmy, jakkolwiek złe wieści go tam czekają. Na pewno lepsze, niż rozmowa z niedźwiedziem leżącym na środku sali w dość dwuznacznej pozycji.
- Bo mam problem z firmą – zaczął wreszcie. - Prowadzę krasnoludzką karczmę, jedną z lepszych w mieście i wszystko układało się dobrze do czasu kryzysu. Piwo podrożało, a ja, nie zrobiwszy wcześniej zapasów, musiałem zapożyczyć się u papy Fernando, żeby mieć fundusze na zakup niezwykle drogiego już piwa. Teraz co prawda kryzys niemal minął, ale ja tonę w długach, a do tego pierwszą ratę muszę spłacić już na końcu wiosny.
- To już wszystko? - zdziwił się Bogowie, przekrzywiając głowę.
- No... Właściwie tak. Chodzi o długi. Nie wiem co z nimi zrobić, prawda?
- Najlepiej, to chyba spłacić.
Krag przez chwilę spoglądał badawczo na Bogowie, spodziewając się nagłego wybuchu śmiechu albo zapewnienia, że ta dziwaczna rada, to tylko niesmaczny żart. Jednak im dłużej przyglądał się niedźwiedziowatemu, tym mocniej jego obawy stawały się realne.
- No tak, spłacić – zaczął, starając się wyjść z tego w miarę zgrabnie. - Ale problem polega na tym, że nie mam funduszy na spłacenie.
- W takim razie po coś pan pożyczał? - Zdziwił się Bogowie Panteon.
Fergusona zamurowało. Pomijając fakt, że nigdy nie zastanawiał się nad tą kwestią, pytanie było przeraźliwie głupie w swej prostocie. Pożycza się po to, żeby mieć pieniądze... Bo nam brakuje. Tak, to chyba główny powód.
- Po co pożyczać, skoro potem trzeba z czegoś oddać? Czas wbrew pozorom jest dla nas bardzo wyrozumiały. Wystarczy poczekać, zarobić. Zawsze jest jakaś alternatywa.
- Rozumiem. Problem w tym, że jesteśmy już po fakcie – powiedział krasnolud. - I potrzebuję rozwiązania.
- No tak, jasne. Jak pojawiają się problemy, to ludzie nagle odnajdują kogoś. Mówią: „Bogowie, czemu mnie opuściliście?” Rzecz w tym, że to nie ja ich opuściłem, tylko oni tak naprawdę nigdy się ze mną nie trzymali. I tu jest, jak to mówicie, pies pogrzebany.
- Więc co? - wyjąkał Krag, kompletnie otumaniony.
- Jak to: co? Co pan myślisz, że ja daję recepty na życie? Nie. Co innego – cuda. Wyleczę z choroby, nawrócę, zmienię żelazo w złoto, ale nie mam mowy o żadnym biznesplanie. To nie w moich kompetencjach, bo to kwestia etyki. Nie mogę ingerować w decyzję śmiertelników, ot co.
- Żelazo w złoto – powtórzył Ferguson, olśniony tą możliwością.
- W pańskim przypadku odpada – naważyłeś pan kłopotów, to trzeba się samemu wykaraskać. Problem ludzi polega na tym, że nie rozumieją przydarzającym im się przygód, że tak to nazwę. Każde zdarzenie, to nauka, nic nie dzieje się bez przyczyny. Życie trzeba traktować jako jedną wielką lekcję – dla samej wiedzy.
- Ostatnio przyszedł do mnie taki chłopak – kontynuował Bogowie niemal jednym tchem. - Mówi, że nie wie, co chce robić w życiu i żebym mu doradził jakąś robotę. Wyobrażasz sobie? Ja mu na to: chłopcze, czemu miałbym ci mówić, co masz robić w życiu. To ty wybierzesz! On mi na to, że nie chce podjąć złego wyboru – że jego wuj narzeka na bycie dekarzem odkąd pamięta i nie chce podzielić losu tegoż wuja. Czy ktoś pomyślał, że wuj i tak będzie narzekał, nieważne, jaka by mu się nie trafiła robota? Poza tym, każda ścieżka jest dobra. Chłopak też miał mi za złe, że mu nie doradziłem.
Ludzie są wolni, nie potrzebują pomocy. Wystarczy dobrze się zastanowić... Wyjście z trudnej sytuacji przyjdzie samo!
- Czyli nie dostanę żadnego rozwiązania, Bogowie? - zapytał Krag, siląc się na obojętny ton, choć cały gotował się ze złości. Przebył tu taki kawał drogi po to, żeby usłyszeć niedzielne kazanie jakiegoś zwierzęcia? W głowie się nie mieści... Jak wróci, to zrobi niezłą awanturę Robertowi. Chłopak jeszcze sika do góry, a już takie rady daje starszym...
- Rozwiązanie jest na wyciągnięcie ręki. Nie ma skrótów, nie ma krótszych dróg. Można tylko przeczekać, nic więcej.
- Jasne – skwitował Krag Ferguson, obracając się na pięcie i ruszając w kierunku wyjścia. Tracił tu tylko czas, na głupotach Panteona. To prawda, nie ma łatwiejszych dróg, powinien na to wpaść przed zawierzaniem w możliwości mało wiarygodnej wyroczni, która w dodatku nie dość, że okazała się facetem, to jeszcze zwierzakiem. A może pod tą kupą tłuszczu i sierści jest kobietą? Kto wie...
- Hola hola, panie. A zapłata? Nie na darmo chyba sobie strzępiłem języka?
Krag prychnął pogardliwie, nawet się nie obróciwszy.
- Sam pan wyczaruj, żelazo w złoto, racja? - I wyszedł.

Kapłan jeszcze raz przetarł niedźwiedzią maskę, po czym ostrożnie odłożył ją na miejsce, obok sztucznej sierści i kłów. Z natury był dosyć pedantyczny i po skończonej robocie wszystko odkładał na swoje miejsce, tak jak i teraz. Jeszcze tylko przemyć twarz w zimnej wodzie i może zabierać się za nocną zmianę. Niedługo zejdą się koleżanki z drugiej pracy, już zmierzchało.
Miał nadzieję, że prawdziwa wyrocznia wróci w miarę szybko. Bo ile można robić na dwie zmiany – Boga Przyszłości i kapłana Bogini Rozkoszy Rekate? A kapłan zdecydowanie wolał tę drugą pracę...

Pewnie zastanawiacie się, co przydarzyło się potem karczmarzowi Fergusonowi? Papa Fernando odkrył w sobie cząstkę człowieczeństwa i postanowił dać mu jeszcze trochę czasu na spłatę długu. „Krag na Tak” zaczęło się cieszyć dużą popularnością i Ferguson zdążył ze spłatą. Teraz spokojnie prowadzi swoją karczmę i jest zadowolony z życia, przestał też ignorować raporty od ZKK.
Naprawdę w to uwierzyliście? Tak naprawdę uciekł z miasta i słuch po nim zaginął. To, co stało się z Kragiem, to tylko i wyłącznie wybór czytelnika. Bo ludzie są wolni i nie potrzebują pomocy, a najlepsza historia ma dowolne zakończenie...
Ostatnio napisałem bestsellera, tylko jakoś kiepsko się sprzedaje...

Awatar użytkownika
Buka
C3PO
Posty: 828
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 16:55
Płeć: Kobieta

Post autor: Buka »

Husiaty, niech Cię drzwi ścisną. Miałeś jakieś pół roku, żeby doszlifować tekst. Ponoć nawet go na konkurs chciałeś wysłać. A tymczasem w nim są literówki :\ Zamiast ,,zimą" to ,,ziemią", zamiast ,,będą" to ,,będę"... A to pierwsze akapity dopiero :\ Nie zachęca do dalszego czytania.
I pamiętaj, że tekstów miało się nie edytować!

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Cóż... Zaczniemy zatem, tak? Wypada przypomnieć, jak to było, a skoro tekst równie stary, jak poprzednie Warsztaty, to nie ma się co ograniczać.

Pominę, że uważam zamieszczanie starego tekstu, który na jakiś konkurs chyba poszedł, za kompletny brak ergonomii (tekst odpadł, co jest wystarczającą recenzją, że nie był dobry) - nie moją sprawą jest myśleć za Autora.

Ale wiem, dlaczego to jest zły tekst, Autorze. Cóż... Bo jest nieprzemyślany, łagodnie mówiąc.

Trochę łapanki - na początek. Zapraszam innych spragnionych do zabawy również - dawno już tego nie robiliśmy, co? :)))

No, to wio!
BOGOWIE PANTEON
Co to za idiotyczny tytuł jest? Znaczy, że to są bogowie czegoś (świata, krainy) o nazwie (znaczącej) Panteon? Gratuluję. Normalnie, aż drżę z niecierpliwości, co będzie dalej. Bardzo obiecujący początek...
Kłopoty nie pojawiają się nagle. Zazwyczaj, zanim wejdą do naszego życia, pukają do drzwi i dają nam sporo czasu na dokładne przyjrzenie się im przez judasza. (...) A jak powszechnie wiadomo – okazują się takie, na jakie wyglądają. A często nawet gorsze.
Krag od ponad dwóch godzin siedział na zapleczu.
Łączność między faktem, że przez judasza można pooglądać kłopoty, a tym, że Krag siedzi na zapleczu, to jaka jest? I kim są my, z którymi fraternizuje się narrator?
Wcześniej odbył dosyć nieprzyjemną rozmowę z wysłannikami papy Fernando, którzy na odchodne sprezentowali mu parę siniaków, a za które nie zdążył nawet podziękować.
Klasyka stylu. Zdanie złożone podrzędnie i schodkowo.
Sytuacja już na wstępie wydawała się dosyć trudna, a potęgował ją fakt, że Krag Ferguson w bonusie był też krasnoludem.
Znaczy, ten bonus, to niby dla nas? Bo do wyimaginowanych nas zwracał się narrator. My zatem stwierdzamy, że nie widzimy żadnego bonusa w fakcie, że bohater jest krasnoludem. Nijak nie możemy dostrzec bowiem korzyści dla nas, Autorze.
Krasnolud bez forsy, a wręcz z długami, wydaje się dosyć podejrzany.
Nie, nie wydaje się podejrzany. Nam się wydaje tylko finansowo niestabilny. Nie mamy pojęcia, dlaczego ktoś, kto ma kłopoty z pieniędzmi, jest podejrzany.
Nie miał możliwości pojawienia się na ostatnim z posiedzeń, które to odbywały się średnio co miesiąc. W związku z tym pozostali członkowie, wykazując się nie tyle uprzejmością, co bardziej zawodową i rasową solidarnością, przysłali mu list z krótkim sprawozdaniem obrad oraz wnioskami, którenie były zbyt optymistyczne. Susza, którawyniszczyła prawie połowę plonów z doliny rzeki Granges, miała dotknąć przemysł piwowarski.
3 na 3. Bardzo sztampowa składnia.
Spodziewano się, że już na początku ziemi mogą wystąpić braki w zapotrzebowaniu na złoty trunek, a do wiosny ceny będę co najmniej trzy razy wyższe.
Podkreślone zdanie niby co ma znaczyć, bo nie rozumiem? Co ma ziemia (gleba) i jej początki (cokolwiek to znaczy) do braków w zapotrzebowaniu?
I co to znaczy braki w zapotrzebowaniu? Znaczy, skończył się popyt czy podaż, Autorze, bo nie czaję? Jeżeli popyt, to podwyżka cen jest kompletnym nonsensem. Jeżeli podaż, to nie braki w zapotrzebowaniu, lecz w zaopatrzeniu, IMAO.
A co za tym idzie, prognozowano utratę klienteli, która do krasnoludzkich barów ściągała głównie za piwem i... piwem.
A właśnie. Spada popyt, a krasnoludy (chyba?) podnoszą ceny. Nic dziwnego, że tracą klientów.

cdn. później.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Husiaty
Pćma
Posty: 234
Rejestracja: sob, 17 lis 2007 14:29

Post autor: Husiaty »

Buko: starałem się jeszcze przed wysłaniem tutaj, na forum, wyłapać literówki,
przeoczyłem widocznie...
Małgorzato: napisałem dwa teksty, jeden z nich poszedł - ten wydawał się gorszy, więc został.

Chcę podpatrzeć moje nowe błędy, głównie po to go wysyłam.
Na razie na łapankę nie będę odpowiadał, poczekam na więcej błędów, będzie sprawniej ;-)

Pozdrawiam,
Husiaty
Ostatnio napisałem bestsellera, tylko jakoś kiepsko się sprzedaje...

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Post autor: No-qanek »


Małgorzato: napisałem dwa teksty, jeden z nich poszedł - ten wydawał się gorszy, więc został.
Jesteś pewny, że nie wkopujesz się jeszcze bardziej?
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Metallic
Kadet Pirx
Posty: 1276
Rejestracja: sob, 22 mar 2008 21:17
Płeć: Mężczyzna

Re: Opowiadanie "Bogowie Panteon" / 16tys znaków

Post autor: Metallic »

Husiaty pisze: Kłopoty nie pojawiają się nagle. Zazwyczaj, zanim wejdą do naszego życia, pukają do drzwi i dają nam sporo czasu na dokładne przyjrzenie się im przez judasza. Problem w tym, że zaraz po wstępnych oględzinach mówimy sobie – nie, to przecież nie może być tak straszne, jak wygląda – i wpuszczamy kłopoty do naszego życia. A jak powszechnie wiadomo – okazują się takie, na jakie wyglądają. A często nawet gorsze.
W tym akapicie uderzyła mnie niespójność logiczna - najpierw piszesz, że kłopoty widziane przez judasza wcale nie wyglądają na takie złe. A potem, że okazują się takie, na jakie wyglądały, a nawet gorsze - a przecież nie wyglądały na złe? Nie wiem, jak bardzo się rozdrabniam, ale po zwyczajnie podczas czytania pomyślałem - bzdura.

Chciałem zrobić więcej, ale dziś nie dam rady. Oczy mi wysiadają.
"...handlarz starym książkami odkrywa, że jego zarośnięte chwastami, najzwyklejsze w świecie podwórko jest znacznie dłuższe, niż się wydaje - w istocie sięga ono aż do samych bram piekieł."

Awatar użytkownika
Laris
Psztymulec
Posty: 916
Rejestracja: czw, 11 gru 2008 18:25

Post autor: Laris »

Sytuacja już na wstępie wydawała się dosyć trudna, a potęgował ją fakt, że Krag Ferguson w bonusie był też krasnoludem.
Fakt, że był krasnoludem w bonusie potęgował trudną sytuację? Kupy się to nie trzymi, kolego.
Krasnolud bez forsy, a wręcz z długami, wydaje się dosyć podejrzany.
To zdanie też jakieś takie koślawe. Nie można go było nieco inaczej sformułować?

Szczerze mówiąc, leń mnie ostry dopadł i łapanki jakiejś większej nie będę robił, ale co mi się w oczy rzuciło:
1. Narrator próbuje być ironiczny i chyba zabawny. Mówię od razu, że mu to nie wychodzi.
2. Koślawych zdań pojawia się najwięcej na początku. Potem chyba już nie chciało mi się ich szukać.
3. I o co w końcu chodziło w tym wszystkim? Bo drugi raz kończę to czytać i nadal nie wiem. o.O
Najmniej pamiętam zajęcia w szkole,
bo żaden z nas się tam nie nadawał.
Awantura - Pokolenie nienawiści

Awatar użytkownika
BlackHeart
Pćma
Posty: 221
Rejestracja: sob, 01 gru 2007 08:48

Post autor: BlackHeart »

Czas sprawdzić, czy się nie zakurzyłem aby. Margota trochę już przerobiła, ale pozwolę sobie zacząć od początku.


=============
BOGOWIE PANTEON

Przepraszam, ale nie rozumiem. Dlaczego "panteon" jest w mianowniku? A może to jednak dopełniacz i w tekście występuje jakaś "panteona" w liczbie większej niż jeden?

=============
Kłopoty nie pojawiają się nagle

Taaak, uwielbiam, gdy narrator serwuje mi złote myśli. Pół biedy jeśli można by to przypisać któremuś z bohaterów tekstu, ale to tu chodzi o pierwszy akapit, na litość boską. I co ma z tym czytelnik zrobić? Zadumać ma się nad tym? No, to wtedy to już nie moje podwórko. Nigdy nie komentowałem traktatów filozoficznych.

=============
na dokładne przyjrzenie się im przez judasza

Chyba przez "judasz? Cieniutko coś z tą fleksją.

=============
zaraz po wstępnych oględzinach mówimy sobie

My, znaczy się kto? Niech narrator raczy nie przekładać własnych refleksji na czytelnika.

=============
mówimy sobie – nie, to przecież nie może być tak straszne, jak wygląda –

Myślnikami to można wydzielić zdanie wtrącone, ale z pewnością nie używa się ich do wydzielania mowy niezależnej. Od tego, panie dzieju, są dwukropek i cudzysłów.

=============
Krag od ponad dwóch godzin siedział na zapleczu.

Zapleczu czego? Co ma ten biedny czytelnik zobaczyć oczyma wyobraźni? Zaplecze supermarketu?

=============
Wcześniej odbył dosyć nieprzyjemną rozmowę z wysłannikami papy Fernando, którzy na odchodne sprezentowali mu parę siniaków, a za które nie zdążył nawet podziękować.

Pogrubienie moje. Ten papa Fernando to nie podlega odmianie przez przypadki? O koślawym stylu Małgorzata już wspomniała.

=============
Krag Ferguson był dłużnikiem, a jego wierzyciel jednym z wielu bezwzględnych mafiozów z miasteczka.

Pominę już może kwestię stylu. Miasteczko, czyli nieduże miasto, tak? Z pewnością ciekawe życie się tam toczyło, skoro tych "bezwzględnych mafiozów" było "wielu".

=============
Sytuacja już na wstępie wydawała się dosyć trudna, a potęgował ją fakt

Że co proszę? Co to znaczy potęgować sytuację? Potęgować można, na ten przykład, ból głowy kiepsko napisanym tekstem.

=============
że Krag Ferguson w bonusie był też krasnoludem

Co najwyżej: "bonusowo był też krasnoludem", chociaż nie widzę w tym fakcie żadnego bonusu. Margota też o tym już wspomniała.

=============
Krasnolud bez forsy, a wręcz z długami, wydaje się dosyć podejrzany.

Komu się wydaje podejrzany? I dlaczego? Dobra, nie będę powtarzał po przedpiśczyni.

=============
Wszystko zaczęło się od pewnego dnia na początku jesieni, gdy Krag dostał wiadomość od Związku Krasnoludzkich Karczmarzy, w skrócie ZKK

Po pierwsze, tekst (szczególnie stylistycznie) doskonale obszedłby się bez tej informacji o jesieni. Po drugie, czytelnik nie jest idiotą. Nie trzeba mu łopatologicznie skrótów przedstawiać.

=============
które to odbywały się średnio co miesiąc

A to informacja po co? Co to kogo obchodzi i, co ważniejsze, jakie to ma znaczenie dla fabuły? Daleko mi do wycinania wszelkich detali nie niosących treści niezbędnej do zinterpretowania utworu, ale wiele szczególików w tym tekście nie spełnia nawet funkcji stylistycznych. Mącisz, autorze. Piszesz, byle pisać.

=============
W związku z tym pozostali członkowie

W związku z czym, pozwolę sobie zapytać? Bo na pierwszy rzut oka, zdaje się, że w związku z tym, że karczmarze się spotykali co miesiąc. Pustosłowie zaczyna przeszkadzać.

=============
wykazując się nie tyle uprzejmością, co bardziej zawodową i rasową solidarnością, przysłali mu list z krótkim sprawozdaniem obrad oraz wnioskami, które nie były zbyt optymistyczne

Noż, cholernie miło z ich strony! Sęk w tym, że w biznesie (jakimkolwiek zgoła) solidarność przestaje się liczyć, gdy w grę zaczynają wchodzić pieniądze. Myślę, że niewielu podzieliło by się, bądź co bądź, cennymi informacjami z konkurencją.Trochę to dziwne, tym bardziej wysyłanie listów. Gościa nie było, to niech sam przyjdzie i się dowie, co w trawie piszczy - raczej takie podejście miałby zdrowo myślący kupiec (a karczmarz też kupiec, jakby nie patrzeć). Dobra, ale już nie wnikam. Interpretuję to chyba w kontekście polskiej mentalności, gdzie chamstwo... A już mniejsza.

=============
Susza, która wyniszczyła prawie połowę plonów z doliny rzeki Granges, miała dotknąć przemysł piwowarski.

Skoro "wyniszczyła", to "dotknęła" chyba, nie? Poza tym Granges... za blisko stąd do Gangesu. Tworzenie nazw własnych nie jest takie proste. Większość czytelników, jak się zdaje, nie przepada za zbytnimi podobieństwami do istniejących nazw. Trochę to miesza w głowie. Ale możliwe, że się czepiam. Tak czy siak, nie jest to wytknięcie błędu, lecz rada na przyszłość.

=============
Spodziewano się, że już na początku ziemi mogą wystąpić braki w zapotrzebowaniu na złoty trunek

Mniejsza o literówkę. Intryguje mnie inna rzecz - co ma wspólnego susza z zapotrzebowaniem na piwo?

=============
A co za tym idzie, prognozowano utratę klienteli, która do krasnoludzkich barów ściągała głównie za piwem i... piwem

I jeszcze za... piwem. To dopiero nieporadność stylu, co się zowie. Poza tym, rzecz jasna, chmiel i pozostałe niezbędne składniki można dostać tylko w jednym miejscu na świecie - w dolinie Grangesu. Dziwny jest ten świat (że tak sypnę wyświechtanym cytatem).

=============
I może trochę za wieczornymi bójkami, które i tak nie odbędą się przecież bez piwa.

Kolejne złote myśli narratora? No, to ten narrator mało jeszcze w życiu widział.

=============
- Co tam masz, wujku?

Powiedziały zawieszone w powietrzu usta. Bo tak naprawdę, nie wiadomo, kto to mówi. Po kwestii dialogowej następuje wyjaśnienie, kim jest Robert, a że to on mówił, to można się tylko domyślać.

=============
barman w karczmie „Krag na Tak”

Z niezdrowej ciekawości zapytam - głupszej nazwy ten krasnolud nie mógł wymyślić? Co to, śmieszna ma niby być? Nie jest (jak mniemam, nie tylko dla mnie), a nadaje się co najwyżej na plakat wyborczy.

=============
Robert, barman w karczmie „Krag na Tak”, młody chłopak o bystrym spojrzeniu oraz jedyny przedstawiciel niekrasnoludzkiego personelu, wychylił się za ladę, próbując dojrzeć treść listu

Pogrubiłem podmiot i orzeczenie. Widzisz Ty, autorze, w jakiej one są odległości? Tak się nie pisze. To zdanie jest zagmatwane i żeby je zrozumieć, trzeba przez nie brnąć, niczym przez bagno. Poza tym, nieźle się musiał ten barman wychylić. Przypominam, że krasnolud siedzi na zapleczu. Czyli, że zaplecze nie znajduje się za ladą, lecz przed nią. Oto dzieło szalonego architekta.

=============
Robert, choć niezwykle szczupły, miał prawie dwa metry i sprawiał, że klienci trzy razy zastanawiali się przed wszczęciem jakiejkolwiek burdy.

Jak rozumiem ten efekt uzyskiwał dzięki młodemu wiekowi i podobieństwu do stracha na wróble?

=============
- Nic ważnego...

A ten wielokropek to po co? Żeby było bardziej, no... tego... dwuznacznie? Mrocznie? Profesjonalnie?

=============

Przykro mi, autorze, ale nie dam rady dalej. Niestety, ten tekst nadaje się tylko do kosza. Gdyby redaktor miałby go przygotowywać do druku, musiałby poprawiać prawie każde zdanie, napisać go od nowa. Ja zaś, chcąc to to poprawić, siedziałbym tu jeszcze ładnych parę godzin.

Zamiast wytykać paluchem wszystkie błędy, pozwolę sobie tak ogólnie się wypowiedzieć.

Husiaty, masz poważne problemy ze stylem. Zdania brzmią nienaturalnie i nie trzymają rytmu. Rozpisujesz się, mnożysz ozdobne detale, ale nie potrafisz ich ulokować w tekście, by nie wyglądały sztucznie. Jedyne, co mogę polecić, to abyś czytał, czytał i jeszcze raz czytał.

Poza tym, miałeś jakieś pół roku na doszlifowanie tego tekstu, dlatego nie znajduję uzasadnienia dla literówek czy błędów logicznych.

Piszesz, że były dwa teksty, a lepszy posłałeś na konkurs. Gorszy poszedł tutaj. Nie wiem zatem, co chciałeś osiągnąć. Pokazać swoją twórczość od gorszej strony? Udało Ci się. Proponuję jednak byś podesłał tu tekst, który sam uważasz za dobry. Wtedy możemy już obszerniej porozmawiać.

Mimo wszystko, połamania pióra życzę.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

A ja chyba wiem, jak opisać swój odbiór. Na przykładzie i za pomocą analogii.
Wyobraźmy sobie, że ktoś (ktokolwiek) opowiada nam dowcip o blondynce.
- Co to jest blondynka pod prysznicem?
Tu krótkie wtrącenie, że chodzi o ten tramwaj, co nie chodzi, a następnie pada puenta:
- Sztuczna inteligencja.
...
- Uwierzyliście? A nie, bo: grunt to zdrowie!

Jak rzekł narrator tego tekstu:
Bo ludzie są wolni i nie potrzebują pomocy, a najlepsza historia ma dowolne zakończenie...
W sytuacji, w jakiej ten tekst w chwili obecnej egzystuje, morał brzmi okrutnie fałszywie... A już szczególnie fałszywie brzmi mi stwierdzenie o dowolności zakończenia. I nie będę nawet prosić, żeby mi Autor udowodnił, że to stwierdzenie jest prawdziwe - dowodem na fałszywość tezy jest właśnie tekst, który popełnił.
QED, Husiaty.

Założyłam (na wyrost, w moim przypadku), że ten tekst jest prześmiewczy, że tu jest jakaś gra z konwencją. Niestety, nie załapałam, jaka. Narrator gada, jakby to była gawęda. Ale na końcu rzuca mi w twarz, że zwraca się do czytelnika. Znaczy, syndrom psa czyli suki, tyle że na poziomie kompozycji.
Komizm miał zapewne być. Daruję sobie poszukiwania z góry skazane na klęskę w przypadku kogoś, kto nie ma poczucia humoru, a zatem nie jest w stanie na czuja znaleźć. Czyli w moim przypadku. Zatrzymam się na chwilę przy tytule - nazwie, która najpierw nic mi nie mówiła, nie tworzyła spójnej całości. Oczywiście, jak już doszłam do fragmentu w świątyni, okazało się, że to takie imię i nazwisko. Okazało się, że jeden bóg nazywa się Bogowie Panteon. I nawet nie jest tak naprawdę bogiem. I? Z nonsensownego bełkotliwego tytułu w nonsensowną bełkotliwą nazwę własną, która ma coś znaczyć, ale... No, co ma znaczyć i czemu służyć? Jak została wykorzystana, widać na fragmencie:
Mówią: „Bogowie, czemu mnie opuściliście?” Rzecz w tym, że to nie ja ich opuściłem, tylko oni tak naprawdę nigdy się ze mną nie trzymali.
Gra słowna nie wychodzi. Jaki cel zatem przyświecał tworzeniu takiej nazwy postaci?
I tak jest z całym tekstem. Wiem, że miało coś w nim być. Niestety, absurd służy pewnym określonym celom. Historia też winna mieć cel, żeby nie pozostawiała po lekturze tylko pytania: ale o co chodzi? A właśnie to pozostaje jedynie.

Pewnie dlatego, że niezależnie od zakończenia, i tak nie wiadomo, o czym opowiadałeś, Autorze. O kapłanie z głupawym pseudo, o Fergusonie, który nie miał kasy, a w bonusie był krasnoludem i to podejrzanym, czy autotematycznie rozważałeś możliwości konstruowania historii, czy też pokazywałeś mechanizmy powstawania stereotypu w fantasy? Czy może jeszcze o czymś innym? Znalazłam sygnały (potencjalne), które mogłyby wskazywać na powyższe zagadnienia, ale żadne nie zostało nawet wyraziście wskazane, więc nie mam pewności.

Ta historia się nie klei, bo nie ma celu. Nie wiadomo, o czym napisałeś.

Z kawałków łapankowych, które rzuciły mi się w oczy:
Pomimo to nie zdawał się być zrażony, a wręcz przeciwnie – każdy kolejny krok dawał mu motywację do jak najszybszego postawienia drugiego kroku.
ŁAŁ! Dawno nie widziałam tak wynaturzonego zdania, chociaż w tym tekście zdań mniej lub bardziej okaleczonych jest w zasadzie większość. Że nie wspomnę o jednej z potwornych fraz (podkreśliłam), która zyskuje na popularności – język literacki się rozwija, jak się zdaje, i zmierza ku formom wykręcającym aparat mowy i budującym kulawy rytm wypowiedzi. No, ja rozumiem, nowatorstwo musi być, płynne zdania są przecież taaaakie <ziew> nudne...!
Świątynia kształtem przypominała wbite w ziemię jajko, dokoła otoczona białymi kolumnami oraz wyłożona marmurową płytką.
Te kolumny i marmurowa płyta przypominają jajko (wbite w ziemię lub nie, co za różnica) – jak żywe. Ciekawe, co za zwierze jaja z kolumnami znosi?
Ferguson przez chwilę nawet zastanawiał się, czy nie dać nogi za pas
Uczcijmy minutą ciszy zamordowaną frazeologię...
Na pewno lepsze, niż rozmowa z niedźwiedziem leżącym na środku sali w dość dwuznacznej pozycji
Tu konfrontacja, jak ta dwuznaczna pozycja wygląda:
W samym środku sali, na wymoszczonym z poduszek legowisku, siedziała postać przypominając człowieka, lecz o głowie niedźwiedzia. Skórę w paru miejscach porośniętą miał gęstym futrem, a na ciało narzuconą białą tunikę, w pasie przewiązaną purpurową szarfą.
Może mi Autor wyjaśni, co w powyższym opisie wskazuje na wzmiankowaną dwuznaczność, bo nie udało mi się dojść samodzielnie...
Zapalmy też świeczkę na grobie spójności fabularnej.
W jego oczach dało się odczytać nutkę niepokoju,
O, synestezja, jak książki kocham!
Jednocześnie brak towaru (...) groził (...) bankructwu.
Znaczy: bankructwo było zagrożone, ponieważ nie było towaru. Normalnie, economic fantasy...

Delikatnie mówiąc, Autorze, nie przemyślałeś tego tekstu na żadnym poziomie - ani języka, ani kompozycji, ani nawet tematyki...

edit: Poprawka w cytacie.
Ostatnio zmieniony śr, 24 cze 2009 19:50 przez Małgorzata, łącznie zmieniany 1 raz.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Husiaty
Pćma
Posty: 234
Rejestracja: sob, 17 lis 2007 14:29

Post autor: Husiaty »

Na początku dziękuję za komentarze, wyjątkowo szybkie, jak na dopiero co otwarte Warsztaty.
Postaram się odpowiedzieć na większość - jeżeli nie odpowiadam, znaczy, że komentarz jest według mnie trafny i przeczytwaszy go, postaram przyswoić sobie tę wiedzę na przyszłość ;-)

Na początku - warsztat się nie zmienia w zależności od tekstu - jasne, jeden lepiej pomyślany, drugi słabiej... Ale to, jak go napiszę, mało się różni. Więc chodzi po prostu o styl i tutaj bardzo ładnie widać, że wciąż robię masę błędów, szczególnie, gdy porywam się z motyką na słońce (odnośnie punktu 1 Larisa, a i nie tylko) i tworzę zdaniowe łamańce, próbować ironizować... Ale lepiej wyżej postawić sobie poprzeczkę i nadrabiać, w końcu przeskoczę ;-)

No-quanek - sądzę, że nie. Wiadomo, że nie jestem geniuszem i nie urodziłem się z piórem w ręku. Mówię otwarcie, do czego przeznaczałem te teksty. Nie uważam, że są bardzo dobre - po prostu geneza powstania "Bogowie Panteon"

Metallic: Musiałem się zagalopować wyjątkowo...

Dalej:
Bonus trzeba zastąpić w takim razie. Zmienić zdanie najlepiej...
Tytuł nawiązuje do końca.

Małgorzato: wydaję mi się, że jeżeli brakuje towaru, to ceny wzrastają (z powodu suszy brakuje towaru?), w związku z tym ceny rosną ----> ubywa klientów. Zgadza się?

Blackheart: tylko ograniczę się do przeczytania komentarzy i wyciągnięcia jak najlepszych wniosków. Bez bólu nie ma nauki ;-)

Dziękuję za komentarze i pozdrawiam,
Husiaty

EDIT: doczytuję nowe komentarze Małgorzaty

I kolejny edit: o co chodzi z zadłużonym krasnoludem? Tzn. czemu zadłużony krasnolud nie może wydawać się podejrzany? Bo jeżeli to nie błąd składni, albo czegoś podobnego, to wychodzi na to, że to ingerencja w mój świat. Więc chyba bezpodstawne?
Mam na myśli: w moim świecie krasnoludy bez forsy mogą być podejrzane tak samo jak orangutany mogą obsługiwać wyrzutnie rakiet, prawda? Poprawcie mnie, jeśli się mylę...
Ostatnio napisałem bestsellera, tylko jakoś kiepsko się sprzedaje...

Awatar użytkownika
Laris
Psztymulec
Posty: 916
Rejestracja: czw, 11 gru 2008 18:25

Post autor: Laris »

Husiaty, racja jest Twojsza, ale świata to nam raczej nie przedstawiłeś w swoim opowiadaniu. Nic nie wspominałeś o rzeczonych orangutanach z wyrzutniami rakiet, ani innych Panzerkampfwagenach XIXE. ;)
Dążę do tego, że nigdzie nie powiedziałeś, że krasnoludy zawsze były przy forsie. Co lepsze, bliżej zapoznaliśmy się tylko z jednym z brodaczy. I najważniejsze - to wygląda jak fragment całości, a więc nie najlepiej.
Najmniej pamiętam zajęcia w szkole,
bo żaden z nas się tam nie nadawał.
Awantura - Pokolenie nienawiści

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Małgorzato: wydaję mi się, że jeżeli brakuje towaru, to ceny wzrastają (z powodu suszy brakuje towaru?), w związku z tym ceny rosną ----> ubywa klientów. Zgadza się?
Niezupełnie to napisałeś.
stosowny fragment pisze:Spodziewano się, że już na początku ziemi (zimy) mogą wystąpić braki w zapotrzebowaniu na złoty trunek, a do wiosny ceny będę co najmniej trzy razy wyższe. A co za tym idzie, prognozowano utratę klienteli, która do krasnoludzkich barów ściągała głównie za piwem
"Braki w zapotrzebowaniu", oznaczają brak popytu, czyli: klienci/dystrybutorzy/sprzedawcy nie będą chcieli złotego trunku. A jak spada popyt, to podnoszenie cen jest gwarancją klęski, gdy mamy do czynienia z dobrami kupowanymi z małym zaangażowaniem (wszystkie towary nieluksusowe). Zapewne chciałeś napisać o spadku podaży, czyli brakach w zaopatrzeniu. Ale nie napisałeś, Husiaty...

edit: W kwestii krasnoluda Laris wyjaśnił lepiej ode mnie, o co chodzi. :P
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Husiaty
Pćma
Posty: 234
Rejestracja: sob, 17 lis 2007 14:29

Post autor: Husiaty »

I znowu szamotanina. Muszę o wieeeele więcej uwagi przykładać do zdań w takim razie (głównie do tych wielokrotnie, połamanie złożonych)
A co do krasnoluda - racja. Zapoznałem z tylko jednym. A sugerując, że bez forsy = podejrzany, logicznie rzecz biorąc "niepodejrzany" = przy kasie.
Nie chcę się sprzeczać, bo i tak czytelnik ma rację. Skoro jest zgrzyt, choć teoretycznie go nie ma, to trzeba poprawić.

Pozdrawiam i dziękuję za krytykę
Husiaty ;-)

A, i polecam się przy następnych tekstach... Za miesiąc, a mam nadzieję, że ponad miesiąc.
Ostatnio napisałem bestsellera, tylko jakoś kiepsko się sprzedaje...

Awatar użytkownika
Metallic
Kadet Pirx
Posty: 1276
Rejestracja: sob, 22 mar 2008 21:17
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Metallic »

Najlepiej polecisz się, publikując tekst, który sam z siebie zachęci do czekania na następny...
"...handlarz starym książkami odkrywa, że jego zarośnięte chwastami, najzwyklejsze w świecie podwórko jest znacznie dłuższe, niż się wydaje - w istocie sięga ono aż do samych bram piekieł."

Awatar użytkownika
Husiaty
Pćma
Posty: 234
Rejestracja: sob, 17 lis 2007 14:29

Post autor: Husiaty »

Wszystkie teksty, które publikuję i piszę zmierzają do tego właśnie momentu - żeby zaczęły się podobać ;-)
Ostatnio napisałem bestsellera, tylko jakoś kiepsko się sprzedaje...

ODPOWIEDZ