Opowiadanie ,,Terra Incognita" / 16404 znaków

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Orson
Ośmioł
Posty: 686
Rejestracja: ndz, 05 kwie 2009 18:55

Opowiadanie ,,Terra Incognita" / 16404 znaków

Post autor: Orson »

,,Terra Incognita”

Robert skrył się w cieniu parasola. Zamieszał kilka razy kawę, stuknął łyżeczką w porcelanową filiżankę i westchnął cicho. Przez ulicę Chmielną, jak zawsze, przechodziło mnóstwo osób, najczęściej po to, żeby tylko przejść. Taki zwyczaj, lans, jak mawia młodzież, do której Robert zaliczał się jeszcze kilkanaście lat temu. W Polsce nie żyło mu się najlepiej. Nie dlatego, że był murzynem i żydem. Nawet nie dlatego, że był gejem. Od czasu do czasu ktoś krzyknął za nim czarnuch, raz oberwał jajkiem. O jego religii i pochodzeniu prawie nikt nie wiedział. Sam nie pamiętał, kiedy był ostatnio w synagodze. Nazywał siebie niepraktykującym członkiem społeczności wyznania mojżeszowego. Sprytne omówienie pozwalające mu zapomnieć, że głęboko gdzieś ma wiarę rodziców, dziadków i przodków. Kilka lat temu rozwiódł się z żoną, kiedy zauważył, że jednak woli mężczyzn, w szczególności niebieskookich blondynów. Zostawił ją z dwójką dzieci i wcale się nie dziwił, że go nienawidziła. Ostatnią osobą, a także pierwszą, która nazwała Roberta pedałem, była właśnie eksżona. Miał niezłą pracę, uroczego kochanka, przemiłych sąsiadów i puszystego, milutkiego kota. Roberta dręczył smutek. Wszechogarniający, przeradzający się czasem w lęk smutek. Towarzyszył mu za każdym razem, kiedy spojrzał w polskie niebo, usłyszał polską mowę, czytał o polskiej historii. Mógł się wynieść. Do rodzinnego Abratik, do przyjaciół w Londynie, do ciotki w Barcelonie. Mógł i wielokrotnie próbował, zawsze zawracając z lotniska do domu. Polska była dla niego albumem zdjęć, z monotonnymi, szarymi okładkami i fotografiami prezentującymi wachlarz uczuć, emocji, wspomnień. Robert nie umiał uciec od wspomnień. Nie umiał uciec od Polski. Właściwie kraj Lachów nadal był jak terra incognita, przypominając o innych białych plamach na mapie sumienia. Wypił łyk ciepłej kawy, całkowicie niekomponującej się z upalnym południem, powoli zanurzył się w miękkim oparciu fotela. Skąpaną w złotych promieniach słońca, spalinach, śpieszących się przechodniach, śmierdzących bezdomnych, potoku słów Warszawę nie dałoby się odróżnić od innych europejskich stolic, gdyby nie była warszawska. Warszawska- nie umiał znaleźć innego określenia. Albo coś było warszawskie, albo nie. Warszawa zdecydowanie warszawska była, choćby z definicji.
- Dzień dobry. Coś się stało? W czymś panu pomóc?
Kobieta zjawiła się niczym duch, przerywając rozmyślania. Robert spojrzał na nią, w pierwszej chwili myśląc, że to jeden z pałętających się po ulicy biedaków, proszących o kilka złotych na ,,coś tam”. Na żebraka nie wyglądała. Była biała, w zasadzie przeraźliwie blada, młoda i uśmiechnięta. Przekrzywiła głowę odwzajemniając spojrzenie.
- Coś się stało? W czymś panu pomóc? – powtórzyła mrugając do niego radośnie.
- Nie, dziękuje. Wszystko w porządku.
- Na pewno coś się stało. Mogę pomóc.
Musiała należeć do zielonoświątkowców, mających niedaleko stąd zbór. Tylko oni są tak natarczywi, ustępują jedynie świadkom Jehowy. Że też właśnie dziś, kiedy cudem dostał w pracy wolny dzień, musiała się taka przyplątać.
- Nic się nie stało, proszę mi uwierzyć. I nie chcę rozmawiać o Bogu – powiedział przewidując kolejne pytanie nieznajomej. – Naprawdę dziękuje.
Kobieta mrugnęła radośnie. Nachyliła się tak blisko, że wśród smrodu ludzkiego potu unoszącego się w rozgrzanym powietrzu, wyczuł jej orzeźwiający, intensywny zapach. Jakby spryskała się świeżo wyciśniętym sokiem z fiołków.
- Ale stanie się. Nie chce pan zobaczyć? Ja pomogę.
- Nie kręcą mnie takie zabawy. Jeden figielek w bramie to nie dla mnie. Zresztą jesteś kobietą. Nie obraź się, ale to nie mój target. Dziadek siedzący dwa stoliki dalej wygląda na chętnego. Idź, pogadaj z nim.
Odwróciła się na pięcie i odeszła, znikając w tłumie. Więc nie pobożna panienka, tylko dziwka. Świat jest pełen niespodzianek. Pierwszy raz widział, żeby na tej ulicy pałętały się prostytutki. Z drugiej strony nic nie wskazywało na to, że panna zajmuje się tym, czym się zajmuje. ,, Strzeżcie się wilków w owczej skórze”. Święte słowa. Skłamał jej- nie miał nic przeciwko jednorazowym numerkom w miejskiej bramie. Pech dziewczyny polegał na tym, że nie była blondynem, nawet nie miała błękitnych oczu. Dopił kawę, spojrzał na zegarek. Późno, po pierwszej. Czas odwiedzić Adama.

* * *
Z nieba lał się żar. Spocony dotarł do szarej, obdrapanej kamienicy. Prawie biegiem wszedł do klatki schodowej, postał chwilę delektując się chłodem. Musi zrzucić parę kilogramów. Przy stresującym trybie życia serce mu kiedyś nie wytrzyma i wybuchnie niczym elektrownia w Czarnobylu. Pracował w dużej informatycznej firmie jako analityk systemowy. Robota może niezbyt ciężka, ale co się wysłucha krytycznych uwag szefa, to jego. W dodatku znajomi z pracy… Normalni ludzie mają kolegów z pracy, częściej nazywanych przez nich przyjaciółmi. On miał znajomych, częściej nazywanych przez niego robotami. Roboty były nudne, gadały w kółko o tym samy, najczęściej o piłce nożnej, a przy okazji uwielbiały zaglądać mu przez ramię w ekran komputera. Jakby nie mogli skupić się na własnych zajęciach. Nie narzekał, płacili nieźle, niewiele wymagali. A roboty i szefa znosił, choć tłumienie chęci przylania któremuś z nich niekorzystnie odbijało się na zdrowiu. Miał wrzody, niedawno dorobił się hemoroidów. Sama słodycz życia. Spojrzał na kręte, wąskie schody niknące w pół-mroku wnętrza kamienicy. Winda nie działała tu od kilku miesięcy. Zagroził nawet Adamowi, że nigdy więcej do niego nie przyjdzie, jeśli nic z nią nie zrobi. Najwidoczniej użył za słabego straszaka, bo dźwig windy nadal był popsuty. Robert schwycił się poręczy i powoli ruszył ku górze. Zatrzymał się na czwartym piętrze, przetarł rękawem spocone czoło i zapukał w drzwi. Otworzył mu Adam. Rozczochrany, zaspany blondyn spojrzał na Roberta tak, jak patrzy się na namolną sąsiadkę chcącą po raz setny pożyczyć karton mleka.
- Czego chcesz? – zapytał ziewając.
- Umawialiśmy się. Zarezerwowałem stolik, wiesz, w tej małej knajpie na Foksala. Tak jak chciałeś.
- Możliwe. Ale mi się odechciało.
- Jak to?
- No tak to. Właściwie to w ogóle odechciało mi się z tobą spotykać. Poznałem kogoś i w ogóle, nie chce mi się powtarzać tego całego pożegnalnego szajsu.
- Jak to?!
- No właśnie tak. Przynajmniej nie zostawiam cię z dwójką małych dzieci – na twarzy Adama, mimo zaspania, można było dostrzec ironiczny uśmiech. – Chciałem powiedzieć ci wcześniej, ale się nie złożyło. No… no to na razie.
Zamknął drzwi tuż przed nosem Roberta, dało się słyszeć głuchy dźwięk przekręcanej zasuwy. Nie spodziewał się, że kochanek może go zostawić. Tak po prostu, w ciągu kilku minut. Nigdy nie kochał Adama, zresztą obce było mu uczucie miłości. Lubił jego dotyk, lubił jego głos, towarzystwo. Spotykali się od lat, odkąd opuścił żonę. A teraz? Rozciągała się przed nim perspektywa nieznanego. Nie miał pojęcia, co będzie dalej. Zmęczony usiadł na zimnych kafelkach. Tuż za jego plecami drgnął dźwig, zapaliła się zielona lampka, a drzwi windy rozwarły się z łoskotem. Odwrócił się. Była blada i pachnąca, tak jak wtedy na ulicy. Przekrzywiła głowę w charakterystyczny dla siebie sposób.
- Coś się stało? W czymś panu pomóc?
- Słuchaj no – zaczął, a zdezorientowanie szybko przerodziło się w gniew – powiedziałem chyba wystarczająco wyraźnie, że dzięki za usługi. Podsłuchiwałaś, tak? Śledziłaś mnie? Może i jestem zdesperowany, ale nie na tyle, żeby płacić ci za seks.
- Stało się – stwierdziła smutno – Stanie się. Ma pan problemy. Ja mogę pomóc. Pokazać.
Była dziwką, a w dodatku obłąkaną dziwką. Zostawił ją samą bez słowa i zbiegł po schodach. Musiał się położyć, musiał się przespać. Mechanicznie odtworzył drogę do domu, nawet nie zauważył, kiedy znalazł się w łóżku. Zasnął szybko.

* * *
Blada nieznajoma stanęła w progu jego domu. Zamknęła drzwi, weszła bezszelestnie do salonu. Patrzył na nią bezradny, kiedy wyjmowała z biurka wszystkie pamiątki. Chciał ją powstrzymać, krzyknąć, lecz zdołał jedynie wydać z siebie ciche, żałosne stęknięcie. Uśmiechnęła się do niego i wskazała smukłą dłonią na stół. Ustawiła przedmioty od najmniejszego, do największego. Ania zawsze tak robiła, pamiętał doskonale. Zdjęcie Roberta i Ani na wakacjach, książka podarowana przez Adama na dwudzieste siódme urodziny, talizman, który od zawsze nosiła matka, koperta z pierwszymi ściętymi włosami Kacperka. Przetrzymywał to wszystko od lat, w ciemnej, zamkniętej szufladzie. Nie chciał pamiętać, starał się zapomnieć. Kobieta pokazała mu śmierć Władysława Łokietka i powrót Józefa Piłsudskiego z twierdzy w Magdeburgu. Po raz kolejny przeczytał ,,Pana Tadeusza”. Przed oczami śmignął Wałęsa, Moniuszko, Wyspiański i Kadłubek. W tle grała muzyka, smutna, powolna, nastrojowa. Chyba któryś z ,,nokturnów” Chopina, a może i nie. Widział swoje życie na tle tego kraju, chciało mu się wymiotować, płakać. Smutny wzrok ,,Hamleta polskiego” przeszył go na wskroś. Bał się, bał się przeraźliwie. Teraz widział to, co miał: Adama, pracę, dom, pieniądze, przyjaciół, lecz tak odległych, że na horyzoncie majaczyły zaledwie ich zarysy. Wszystko to otaczały białe plamy. Terra Incognita jego duszy. Kobieta zbliżyła się, położyła mu rękę na gardle. Dusił się ulatującymi myślami. Otworzył nieme usta gotowe do krzyku. Spojrzała mu w oczy.
Robert obudził się spadając z łóżka.
Leżał na ziemi, sam. Oczy bolały go nieznośnie, musiał spać bardzo długo. Podniósł się, odsłonił żaluzje, spojrzał na zegarek. Miał jeszcze godzinę do pracy. Ubrany był dokładnie w to samo, w co wczoraj, kiedy wrócił do domu i położył się na łóżku. Powoli, jakby spodziewając się, że zobaczy ducha, przeszedł do salonu. Wszystko było na swoim miejscu, w jak najlepszym porządku. Tradycyjny bałagan nie został zmącony przez żadną obłąkaną prostytutkę. Uśmiechnął się sam do siebie. Musi być z nim wyjątkowo niedobrze, skoro zaczyna bać się własnych snów. Może się starzeje? Przestraszony, ale też rozbawiony tą myślą stanął przed umywalką, obmył twarz. Mimowolnie spojrzał w lustro. Na szyi, tuż nad lewym obojczykiem, widniały czerwono-sine smugi. Pięć czerwono-sinych odcisków, każdy innej długości, mogący odpowiadać poszczególnym palcom u ręki. Umył się szybko, przebrał i wyszedł do pracy. Nie myślał o niczym. W końcu to tylko sen.
Na zewnątrz także obyło się bez zmian. Ciepłe, duszne powietrze zmieszane ze smrodem potu przypadkowych osób, zapachami z pobliskiej drogerii i ciężkim swądem spalenizny uderzyło go na dzień dobry. Niezależnie od pory dnia, z wyjątkiem głębokiej nocy, zdawało mu się, że zawsze mija niezliczone ilości ludzi. Jakby nigdy ich nie ubywało. Ostatnio odkrył, że przechodnie ni z tego, ni z owego irytują go. Ktoś się dziwnie spojrzał, jakaś staruszka w tramwaju kaszlnęła nad jego głową- to było już powodem do wewnętrznego opanowywania nerwów. Odsunął od siebie myśl o starości, która jeszcze kilka chwil temu nawet go bawiła. Podniósł się z siedzenia i wyszedł na przystanek tuż pod budynkiem firmy, w której pracował.
- Dzień dobry pani Kasiu, jakieś wiadomości dla mnie?
- Właściwie to tak – zaczęła niepewnie sekretarka – Pan Żabnicki chce się z panem widzieć. Natychmiast, jak to powiedział.
Wizyty u Żabnickiego, szefa działu, nigdy nie były miłe. Władca robotów uosabiał ich cechy i chyba na własne życzenie wyrzekł się przysługujących programowo resztek człowieczeństwa. Robert wszedł do przeszklonego pokoju szefa i usiadł na wskazanym przez niego fotelu.
- Panie Robercie, mam złe wieści.
- Tak?
- A nawet bardzo złe. Złe dla pana, nie dla nas. Widzi pan, nasza firma nie lubi nieróbstwa. Jesteśmy rzetelni. Mogę wiedzieć, czemu nie było pana w pracy od tygodnia i nie odbierał pan od nas telefonów?
- Słucham? To jakaś pomyłka, miałem wolne tylko wczoraj, zresztą sam pan mi udzielił wolnego dnia.
- Udzieliłem panu wolnego dnia w poniedziałek. Tamten poniedziałek, konkretnie siódmego lipca. Dzisiaj mamy szesnasty lipca, środę.
- Niemożliwe… To musi być jakaś…
- Nie drogi panie Robercie, nie – powiedział Szef z nieskrywaną satysfakcją. – To nie jest pomyłka. Zrobił pan sobie wolne przez ponad siedem dni, zawalając końcową fazę projektu. Niewybaczalny błąd, niewybaczalny.
Robert patrzył na niego osłupiały, ciągle mając nadzieję, że to spóźniony prima arpilisowy żart. Żabnicki nigdy nie żartował, prawdopodobnie nie umiał.
- Panie Robercie, jestem zmuszony zwolnić pana.
- Chwila, ja byłem w pracy przedwczoraj i cztery dni temu. Byłem i tydzień temu. Żądam wyjaśnień.
Szef położył przed nim księgę z wpisami, które musieli składać pracownicy po zakończeniu każdego dnia pracy. Pod jego nazwiskiem, od ósmego do szesnastego lipca nie widniał żaden podpis, nawet wyblakły ślad tuszu.
- Proszę porozmawiać z resztą zespołu. Nie było pana, panie Robercie. Proponuje zrobić sobie przerwę od pracy, udać się do lekarza. Do lekarza specjalisty – powtórzył i uśmiechnął się kącikiem warg.
W drodze do domu Robert myślał dużo, właściwie bił się z myślami. Tracił wszystko, jego życie zawalało się dzień po dniu jak domek z kart. Postanowił, że będzie się procesował. Miał dzisiaj słabszy dzień, nie miał siły bronić się przed szefem. Poda firmę do sądu za bezpodstawne zwolnienie i fałszowanie dowodów. To skandal, nie mogli wymyślić niczego głupszego. Przecież wszystko pamiętał. Trzy dni temu jeden z robotów imieniem Tomek pożyczał od niego pieniądze, przedwczoraj pani Kasia uśmiechała się tak miło. Pamiętał, wszystko, pamiętał doskonale. Pozwie firmę do sądu i wygra. To pewne.
Drzwi do domu były uchylone. Klamka zwisała bezwładnie, jakby ktoś ją wyrwał, a następnie z grzeczności włożył z powrotem na miejsce. W salonie przewrócono stół do góry nogami, zrzucono kwiatki z parapetu i kilka książek. Robert przeszukał całe mieszkanie. Zginęły pieniądze, złoty zegarek, egzemplarz ,, Murder on the Orient Express” z autografem Agaty Christie. Ktoś otworzył niewielki, ukryty za szafką sejf kradnąc z niego karty kredytowe, numer konta i kartkę z PIN-em. Robert poczłapał do łóżka i rzucił się na nie. Czuł przez spodnie wibracje komórki, czuł znany zapach dusznego powietrza, łaskoczące, spływające powoli krople potu z czoła. Nerwowo zamknął i otworzył oczy. Zamknął i otworzył. Powtórzył to kilkadziesiąt razy, do momentu, kiedy nie miał siły już ich otwierać. Na przekór wszystkiemu i wszystkim zasnął.

* * *
Kobieta obudziła Roberta głaszcząc delikatnie po twarzy. Przestraszony chciał zerwać się na nogi, ale zdołał jedynie bezsilnie napiąć mięśnie. Serce biło mu wolniej, krew krążyła ospale. Nieznajoma obeszła łóżko tak, że ledwo ją widział. W pokoju pachniało fiołkami.
- Stało się. Ostrzegałam Robercie.
- Teraz już wiem. Nie jesteś żadną dziwką. Wynajęła cię moja żona, tak? Wariatka, myślałem, że jej przeszło. Ile ci zapłaciła? Dam więcej, a potem znikniesz.
- To nie tak Robercie, to nie tak- głos kobiety był cichy i spokojny – Ja jestem żeby Ci pomóc. Coś się stało?
- Stało się. Czego ty chcesz?
- Pomóc Ci. Pokazać. Ty wiesz co.
- Co?
Kobieta wynurzyła się z pustki naprzeciwko niego. Wydawała się być tak blada, że prawie prześwitująca. Słabe światło księżyca przenikające przez żaluzje padało na nią i rozświetlało, jak zwiewny, eteryczny byt.
- Chcę pokazać ci twój świat. Prawdziwy. Terra Incognita.
- Ja nie chcę! – krzyknął spazmatycznie – Tu jest mój świat, mój dom, moje życie!
- A gdzie jest twoja dusza? Nie bój się. Pójdź ze mną. Bez duszy tracisz wszystko.
Wstał powoli, zbliżył się do bladej, teraz krystalicznie białej panny. Jedna ze ścian błysnęła nieśmiało, poruszyła się, a następnie rozstąpiła bezdźwięcznie ukazując to, co starał się ukryć. Zobaczył ziemię nieznaną, przepełnioną lękiem, niepewnością i pożądaniem. Czuł to wszystko wcześniej, teraz jeszcze intensywniej, niż dotychczas.
- Ja poświęcam dzieci swoje, gdy wiatr śpiew im piosenkę. Pójdź tam ze mną, odnajdź duszę. Schwycę cię za rękę.
Delikatne palce przeniknęły jego dłoń, postąpił kilka kroków ku jasności.
- Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las. Wesoło będzie płynąć czas. Przedziwne czary roztoczę w krąg, złotolitą chustkę dam ci do rąk.
Stanął na progu do nieznanego. Dusił się ulatującymi myślami. Otworzył nieme usta gotowe do krzyku. Spojrzała mu w oczy. Chciał zapytać się kim jest, czemu go wybrała. Przecież jest tylu innych. W ostatniej chwili zrozumiał. To była ona.
Schwycił ją za rękę, zagryzł wargi. Matka Polka przekrzywiła głowę, jak to miała w zwyczaju. Uśmiechnęła się. Dalej było już tylko to, czego nie znał, a to, co znał, miało pozostać nieznanym.
,,Mówię po hiszpańsku do Boga, po włosku do kobiet, po francusku do mężczyzn, a po niemiecku do mojego konia" Karol V Obieżyświat

Awatar użytkownika
Orson
Ośmioł
Posty: 686
Rejestracja: ndz, 05 kwie 2009 18:55

Post autor: Orson »

Właściwie, to może niestosownie, że opublikowałem tekst 4 minuty po wyznaczonym czasie. Niby zgodnie z regulaminem, ale mimo wszystko dosyć ,,cwaniacko" i niestosownie. Tłumacze się tym, że wyjeżdżam, a dostęp do komputera, na którym znajdują się napisane przeze mnie teksty, przez kilka dni będzie niemożliwy. Natomiast bardzo zależy mi na tym, aby ktoś ,,Terra Incognita" rozbebeszył, stąd mój pośpiech.
Proszę o ewentualne wybaczenie. Więcej grzechów nie pamiętam, ale za wszystkie żałuje. Obiecuje poprawę i wyrzeczenie.
,,Mówię po hiszpańsku do Boga, po włosku do kobiet, po francusku do mężczyzn, a po niemiecku do mojego konia" Karol V Obieżyświat

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Post autor: No-qanek »

Moje odczucia po czytaniu.

Styl dosyć gładki, nic specjalnie nie zgrzytało, ale zrobię jutro łapankę na przytomnie to coś sie na pewno znajdzie ;-)

Co do fabuły - jest jakiś pomysł, tylko on jedną drogą, a opowiadanie drugą. Początek i koniec sie zgadzają. Tylko co się wyprawia w środku? Jakie znaczenie mają te wydarzenia?
Że niby Polska wydaje się oswojona, ale naprawdę dla żyda, murzyna, geja jest ona tajemnicza i niebezpieczną krainą, gdzie nagle rzuca cię chłopak, okradają cię i znikasz na tydzień?
Jeszcze dwa ostatnie rozumiem - zniknięcie to może być metafora urwanego filmu :P

Po prostu mam wrażenie, że dostałem opowiadanie, z ktrego ktoś wyrwał sens, a nawciskał różne przypadkowe wydarzenia.

No, jutro będzie dokładniej ;-)
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Problemy z tożsamością podmiotów (klasyka), niezdolność do prawidłowego używania myślnika (klasyka), poza tym - OK.

Fabularnie - nie OK. Reszta zaraz.

edit:
Problem zaczyna się tutaj:
Polska była dla niego albumem zdjęć, z monotonnymi, szarymi okładkami i fotografiami prezentującymi wachlarz uczuć, emocji, wspomnień.
Wynika mi z tego zdania, że Polskę bohater zna, jest z nią związany przez wspomnienia i emocje.
Ale:
Robert nie umiał uciec od wspomnień. Nie umiał uciec od Polski. Właściwie kraj Lachów nadal był jak terra incognita, przypominając o innych białych plamach na mapie sumienia.
Dlaczego zatem chciał uciec, skoro był związany? Nie wynika, że były to złe wspomnienia, nie wynika, że emocje były niedobre. Okej, potem wychodzi, że Robert się rozwiódł i porzucił dzieci, bo zorientował się, że jest homoseksualistą, ale... Ale co z tego? Jakoś nie widzę powiązania.
I dalej: jak się to ma do określenia "ziemia nieznana"? Ładna gra słowa z białymi plamami sumienia, jednak dla mnie kompletnie jest to niezrozumiałe.
Autor mi wyjaśni, co miał na myśli.

Tak, od tego się zaczął problem fabularny dla mnie. Nijak nie potrafię powiązać, na czym polega owa "nieznaność" Polski dla bohatera, przeciwnie - wychodzi mi, że zna Polskę całkiem nieźle, żyje tu, ocenia, etc.

I dalej: kwestia Matki-Polki. A co to za Matka Polka? Jeżeli miałby mi się kojarzyć symbol współcześnie, to raczej pejoratywnie. A jeżeli romantycznie - to nie dałeś mi żadnych tropów, żeby tak odbierać tę postać. Jej "osadzenie" w fabule jest dla mnie całkowicie niepojęte. Zjawia się, próbuje ostrzec Roberta, po czym okazuje się Matką Polką, cokolwiek to znaczy.

Związki fabularne, proszę Autora. Tego mi brakuje, by zrozumieć, o co chodzi. Łapię tok zdarzeń do zakończenia. I zakończenie w świetle wcześniejszych wydarzeń nijak mi się nie wiąże z resztą tekstu.
O czym pisałeś, Autorze? O problemach egzystencjalnych geja-murzyna-żyda niepraktykującego? O Polsce - ale jakiej Polsce? Co do tego ma Matka Polka, która robi za prywatną wyrocznię bohatera? I jak się w tym wszystkim mieści termin "terra incognita"?

Nie kapuję, zwyczajnie nie kapuję...

Za to orientuję się w błędach, to może przy nich się zatrzymam na chwilkę.
Skłamał jej- nie miał nic przeciwko jednorazowym numerkom w miejskiej bramie
Myślnik tu powinien być. Oddzielony od innych wyrazów spacją. Znaczy: Skłamał jej - nie miał...
(Wiem, na FF nie wchodzi automatycznie dłuższa krecha, ale w Wordzie wchodzi bez problemów).
Przy stresującym trybie życia serce mu kiedyś nie wytrzyma i wybuchnie
Serca wybuchają? Frazeologia, jak mi się zdaje. Poetyckość na manowcach.
schody niknące w pół-mroku wnętrza kamienicy
Czemu pół-mrok, a nie półmrok? Po co to podzielenie, które może służyłoby podkreśleniu znaczenia, wyeksponowaniu go, gdyby ten półmrok był ważny. A przecież nie jest, bo to tylko opis otoczenia.
Roboty były nudne, gadały w kółko o tym samym, najczęściej o piłce nożnej, a przy okazji uwielbiały zaglądać mu przez ramię w ekran komputera. Jakby nie mogli skupić się na własnych zajęciach. Nie narzekał, płacili nieźle, niewiele wymagali.
I te roboty mu płaciły? Nagła zmiana formy orzeczenia utrudnia zrozumienie, o kogo chodzi. Bełkot tu jest.

To tylko z przykładów wyrwanych. Jest więcej, rzecz jasna, ale powtarzalne.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Orson
Ośmioł
Posty: 686
Rejestracja: ndz, 05 kwie 2009 18:55

Post autor: Orson »

Polska była dla niego albumem zdjęć, z monotonnymi, szarymi okładkami i fotografiami prezentującymi wachlarz uczuć, emocji, wspomnień.
Wynika mi z tego zdania, że Polskę bohater zna, jest z nią związany przez wspomnienia i emocje.
Ale:
Robert nie umiał uciec od wspomnień. Nie umiał uciec od Polski. Właściwie kraj Lachów nadal był jak terra incognita, przypominając o innych białych plamach na mapie sumienia.
I teraz pytania Małgorzaty:) :
Dlaczego zatem chciał uciec, skoro był związany?
Bo odczuwał nieuzasadniony smutek, absurdalny lęk, sam na dobrą sprawę nie wiedział czemu. To jest w tekście.
Nie wynika, że były to złe wspomnienia, nie wynika, że emocje były niedobre. Okej, potem wychodzi, że Robert się rozwiódł i porzucił dzieci, bo zorientował się, że jest homoseksualistą, ale... Ale co z tego? Jakoś nie widzę powiązania.
Powiązania między czym, a czym?
I dalej: jak się to ma do określenia "ziemia nieznana"? Ładna gra słowa z białymi plamami sumienia, jednak dla mnie kompletnie jest to niezrozumiałe.
Autor mi wyjaśni, co miał na myśli.
Autor już wyjaśnia, a raczej spróbuje wyjaśnić:).
Terra Incognita odnosi się bardziej do znajomości bohatera własnej osoby, niż do Polski. Nawet jeśli do Polski, myślałem, że poprzez wyraz ,,Właściwie", uda mi się zaznaczyć, że bohater zna nieco Polskę i mimo tego, że ją zna, wydaje mu się nadal nieznana. Białe plamy sumienia miały właśnie określać Terra Incognita jego osobowości, a sama Terra Incognita miała się odnosić do Polski, do kraju.
Myślałem, że mi się udało, najwidoczniej nie:).

Tak, od tego się zaczął problem fabularny dla mnie. Nijak nie potrafię powiązać, na czym polega owa "nieznaność" Polski dla bohatera, przeciwnie - wychodzi mi, że zna Polskę całkiem nieźle, żyje tu, ocenia, etc.
Zna, ale wydaje mu się, że nie zna. To już problem bohatera, a najwidoczniej i czytelnika. Jeśli tak, to zaczyna być to problemem Autora i coś trzeba z tym zrobić, poprawić znaczy się:).
I dalej: kwestia Matki-Polki. A co to za Matka Polka? Jeżeli miałby mi się kojarzyć symbol współcześnie, to raczej pejoratywnie.
A czemu pejoratywnie? Jako określenie osoby, kobiety jest raczej pozytywne. Jako określenie kraju, to już Twoja własna, subiektywna ocena:). Matka Polka jest synonimem Polski jako takiej. I jako synonim występuje, przychodzą i pomagając bohaterowi odnaleźć duszę. Na poły w rozumieniu romantycznym, na poły we współczesnym. Zamotałem, czy tak?:)

O czym pisałeś, Autorze?
To poniżej:)
O problemach egzystencjalnych geja-murzyna-żyda niepraktykującego?
Zgadza się:)
O Polsce - ale jakiej Polsce?

O takiej, jaka jest w rozumieniu bohatera. Znana teoretycznie, ale praktycznie mu obca, wydająca się być tytułową terra incognita.
Co do tego ma Matka Polka, która robi za prywatną wyrocznię bohatera?
Prywatna wyrocznia przybiera postać Matki Polski, a następnie pomaga bohaterowi odnaleźć duszę. Najwidoczniej ją utracił.
I jak się w tym wszystkim mieści termin "terra incognita"?
To wszystko to, co jest nieznane, lub było znane, ale się zagubiło- kraj, dusza bohatera, on sam, białe plamy na sumieniu (próba wymazania niektórych zachowań, działań).
Nie kapuję, zwyczajnie nie kapuję...
Jeśli czytelnik nie kapuje, to albo jest coś nie tak z Czytelnikiem, albo z Autorem. W tym wypadku myślę, że zdecydowanie z Autorem, bo Czytelnik zwany Małgorzatą ma wszystkie, lub większość cech pretendujących ją do zrozumienia. Czyli zamotałem. Trzeba odmotać i poprawić.

Przy stresującym trybie życia serce mu kiedyś nie wytrzyma i wybuchnie
Serca wybuchają? Frazeologia, jak mi się zdaje. Poetyckość na manowcach.
,,Muszę się zatrzymać, bo serce mi wybuchnie". Tak się mówi, przynajmniej ja tak słyszę:). Czyli błąd?


Roboty były nudne, gadały w kółko o tym samym, najczęściej o piłce nożnej, a przy okazji uwielbiały zaglądać mu przez ramię w ekran komputera. Jakby nie mogli skupić się na własnych zajęciach. Nie narzekał, płacili nieźle, niewiele wymagali.
I te roboty mu płaciły? Nagła zmiana formy orzeczenia utrudnia zrozumienie, o kogo chodzi.

Roboty, to roboty- koledzy, o czym pisałem wcześniej. Te roboty, pod którymi kryją się Ci koledzy. A płacili Ci, którzy zarządzali firmą. Już nie koledzy-roboty. Myślałem, że kiedy wyjaśnię kim są koledzy, będę mógł używać wyrazu koledzy i roboty zamiennie, włącznie z ich osobami. Najwidoczniej nie mogę, albo mogę, albo nie wiem:).
Zamotałem?:) Pewnie tak.
Ja tu tylko odpowiadam na postawione pytania, co nie zmienia faktu, że nie upiera się przy swojej racji. Jak jest błąd, chcę wiedzieć czemu, ot tyle:).

PS Wreszcie zmobilizowałem się i sprawdziłem na czym polega zasada tożsamości podmiotów. Sprawdziłem, zrozumiałem i dziękuje za zwrócenie uwagi:).

Edit: Zamiast ,,Małgorzaty" było ,,Małgorzareżaty", czy jakoś tak:). Dodałem PS.
,,Mówię po hiszpańsku do Boga, po włosku do kobiet, po francusku do mężczyzn, a po niemiecku do mojego konia" Karol V Obieżyświat

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Zmiana formy orzeczeń wprowadza błąd. Wiem, że koledzy to roboty, ale przecież nie oni płacą, prawda? A z ciągu zdań wynika, że oni płacą głównemu bohaterowi.
To najłatwiejsze do poprawienia - trzeba wstawić podmiot w ostatnim zdaniu z cytowanego fragmentu lub dopisać zdanie o szefach (z konkretnym, a nie domyślnym podmiotem).

Co do powiązań. No, nie wynika mi, że bohater zna Polskę, a jakby jej nie znał. Nie wynika mi, bo podkreślasz cały czas (fabularnie choćby), że tu mieszka, pracuje, żyje. I ma oceny. Stwierdzenia różne. Nie wyszło mi nigdzie, że zna, a jakby nie znał.
Nie ma tego - skąd zatem mam wiedzieć, że chodzi o ziemię nieznaną, skoro dla bohatera jest najwyraźniej znana? I co z jego duszą? Gdzie tu kwestia duszy? Czy własnego wnętrza - że to właśnie ziemia nieznana? Przecież się poznał na sobie (przynajmniej w jednym aspekcie - orientacji seksualnej) i dokonał wyboru (a zatem podjął decyzję) życiowego w tej kwestii => poznał samego siebie w tym aspekcie, gdzie tu zatem terra incognita?

I dalej: gdzie problemy egzystencjalne? Że Roberta wywalono z pracy? Też bym wywaliła, jakby mi pracownik zniknął na tydzień bez usprawiedliwienia i zawalił deadline. I nie miałoby to nic wspólnego z rasą, wyznaniem i orientacją seksualną. Jeżeli to miały być problemy geja-murzyna-żyda niepraktykującego, to proszę mi dać problemy stosowne. Np. że bohatera inni żydzi/rodzina/otoczenie traktuje źle/dobrze z powodu wyznania, że ma konflikt z księdzem na osiedlowej parafii, czy coś. Wyznaniowe kwestie. Albo seksualne: że z powodu homoseksualizmu bohater ma problemy z czymś.
Podobnie z włamaniem - bohater został okradziony tak normalnie. Mnie też tak okradziono kiedyś, ale nie dlatego, że jestem białą-kobietą-redaktorką-gadułą-antyfeministką-cokolwiek, tylko dlatego, że złodziejowi udało się wyłamać zamek do mieszkania.

To dlatego nie widzę powiązań. Ani postaci bohatera (żyda-murzyna-geja) z wydarzeniami, ani z kwestią polską (jakakolwiek ta kwestia jest), ani z tytułem i terminem "terra incognita". Nie widzę potwierdzenia w fabule, że właśnie o tym napisałeś.

Co do Matki Polki - romantycznie jest to uosobienie ojczyzny. Współcześnie "matka Polka" to określenie pejoratywne też: niezadbana, skupiona na dzieciach, niekoniecznie inteligentna. Nie dałeś mi wskazówek, Orsonie, który symbol/skojarzenie/związek mam wybrać. I nie, wielka litera mnie nie ruszy. Używasz wielkiej litery przy zaimkach osobowych w II osobie (Cię, Ciebie) z bliżej nieznanych mi powodów*. Znaczy, wielkim literom ufać nie mogę w Twoim tekście. Patriotyczno-martyrologiczno-wzniosły nijak mi nie pasuje do wydarzeń opisanych. Współczesny - nie pasuje mi do opisanej kobiety (nie ma dziecka pod pachą). Nie wiem, co z tym zrobić. Symbol znikąd, nijak nie "osadzony" w fabule.

To dlatego mam problem z odbiorem. O co chodzi? Bo ani nie o Polskę bohatera, ani o problemy bohatera geja-murzyna-żyda niepraktykującego...
_________
*Sakralizacja języka tu nie wchodzi w grę, epistolarny fragment też to nie jest, ani też wypowiedź quasi-listowna, w której forma grzecznościowa ma uzasadnienie (tu, na forum choćby jest uzasadnienie, w dialogu utworu literackiego - nie, choć są wyjątki, które tu nie mają zastosowania).
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Ebola
Straszny Wirus
Posty: 12009
Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
Płeć: Nie znam

Post autor: Ebola »

A ja mam pytanie do autora:w jakim sensie używa w tym tekście określeń murzyn i żyd. Najlepiej definicja
1. Bohater był murzynem, bo...
2. Bohater by żydem, bo...

Dziękuję.
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!

Awatar użytkownika
Orson
Ośmioł
Posty: 686
Rejestracja: ndz, 05 kwie 2009 18:55

Post autor: Orson »

Bohater był murzynem, bo miał czarny kolor skóry.
Bohater był żydem, bo jego rodzice byli żydami i był wyznania mojżeszowego.
Dodam też, że bohater był homoseksualistą, bo seksualnie interesowali go mężczyźni:).
Za chwilkę postaram się odpowiedzieć Małgorzacie:).
No i już odpowiadam.
Faktycznie, pisząc ten tekst w pewnym momencie chciałem chyba zbyt wiele przekazać, a mi to nie wyszło. Umieściłem elementy, o których chciałem pisać, a nie scharakteryzowałem istoty zagadnienia.
Rozumiem i dziękuje za uwagę. Zaraz padnie mi bateria w laptopie, a nie mogę znaleźć nigdzie ładowarki, stąd moja lakoniczna odpowiedź:P.

Edit: literówka i cała reszta wesołej kompanii.
,,Mówię po hiszpańsku do Boga, po włosku do kobiet, po francusku do mężczyzn, a po niemiecku do mojego konia" Karol V Obieżyświat

Awatar użytkownika
Ebola
Straszny Wirus
Posty: 12009
Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
Płeć: Nie znam

Post autor: Ebola »

Polecam więc słownik ortograficzny, raz i dwa. Nadal wprawdzie nie wiem, czy był czarnoskórym Zydem czy Murzynem wyznania mojżeszowego, bo to akurat robi pewną ortograficzną różnicę, ale tak czy inaczej gdzieś tu jest błąd. :)
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Post autor: rubens »

Kawe na ławę, Ebolo, bo się kolega nie domyśli - Z DUŻYCH LITER, BULWA NAĆ! :P
Niecierpliwy dostaje mniej.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

<spiskowiec mode/on>DUŻYMI LITERAMI<spiskowiec mode/off>, bulwa mać, Rubensie... :P
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Orson
Ośmioł
Posty: 686
Rejestracja: ndz, 05 kwie 2009 18:55

Post autor: Orson »

Ano racja, racja.
,,Mówię po hiszpańsku do Boga, po włosku do kobiet, po francusku do mężczyzn, a po niemiecku do mojego konia" Karol V Obieżyświat

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Post autor: No-qanek »

Orson, już wyłapanie błędów miałes, ja wiele nie dodam (poniedziałek okazał się krótszy niż myślałem :/)

Czytałem post, gdzie tłumaczyłeś "o czym to jest". I zorzumiałem mniej więcej tyle, co z opowiadania. Nadal nie rozumiem o czym to jest.
O tym, że dla bohatera Polska jest znana, ale nieznana?

O rozterkach Murzyna-Żyda-homosia? Ale gdzie te rozterki, problemy egzystencjonalne?

Jak dla mnie nie ma tu nic ciekawego. Jest koleś, który traci pracę (bo tajemniczo znika na 7 dni), okradziony i rzucony przez chłopaka, a te wydarzenia podsypanę tajemniczą Matką-Polką. Ale co z tego?
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Ellaine
Klapaucjusz
Posty: 2372
Rejestracja: sob, 25 lut 2006 22:07
Płeć: Kobieta

Post autor: Ellaine »

Przeczytałam całe, ale też niebardzo rozumiem o co biega.
Poza tym chciałam zapytać, czy nie należałoby pod koniec dać pewnej adnotacji, że wrzuciłeś fragment z "Króla Olch", J.W. Goethego w swobodnym przekładzie W. Szymborskiej? To znaczy, zawsze mi się wydawało, że miło by było... Ale jeśli się mylę, to bardzo przepraszam.
Piękne kłamstwo? Uwaga! To już twórczość - S. J. Lec
Cudnie, fajnie i gites - gdy definitywnie odwalę kitę - J. Nohavica
Rękopis znaleziony w pękniętym wazonie

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las.
Wesoło będzie płynąć czas.
Przedziwne czary roztoczę w krąg,
złotolitą chustkę dam ci do rąk.
To "Król Olch"?!
Nie tylko wypada, ale obowiązkowo należy dać informację - przypis na dole, to minimum.
So many wankers - so little time...

ODPOWIEDZ