Opowiadanie ,,Spoczywa w pokoju" / 29857 znaków

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Orson
Ośmioł
Posty: 686
Rejestracja: ndz, 05 kwie 2009 18:55

Opowiadanie ,,Spoczywa w pokoju" / 29857 znaków

Post autor: Orson »

,,Spoczywa w pokoju”

Drobna mgiełka przedostała się przez szparę w okiennej framudze i zmieszała z tytoniowym dymem. Fazil odłożył fajkę, podszedł do okna, oparł się o parapet. Słabo oświetlona Herbage Street, na którą miał widok z swojego niewielkiego mieszkania, wydawała się tonąć w półmroku jesiennego wieczoru. Przechodnie byli jeszcze widoczni, gdy spacerowali obok dwóch, ustawionych równolegle do siebie latarni, jednak już parę kroków za nimi, znikali w ciemnościach i delikatnie unoszącej się nad ulicą mgle. Wilgotne, zlepiające płuca mleko utrzymywało się od kilkunastu dni. Nie padało już od tygodnia, co w Londynie, o tej porze roku, zakrawało na pogodową anomalię. Fazil rozejrzał się po pomieszczeniu. Meble straszyły starością, stały tutaj odkąd pamiętał. Nieaktualny kalendarz z zeszłego roku pokrył się grubą warstwą kurzu tak, że nie wiadomo było, czy wydrukowana na nim data roczna to 1886, czy 1889. Na ścianach pojawił się grzyb. Fazil zakleił go gazetą, ale pleśń przedarła się, ozdobiła szary papier mdłą żółcią. W dodatku zaczęła kończyć się nafta, jedzenie i cukier. Herbata bez cukru, to nie herbata, więc w zasadzie do picia pozostawała woda. I ta niedługo się skończy, jeśli w przeciągu kilku dni nie zostanie opłacony czynsz. Stara Urbarowa domagała się zapłaty już miesiąc temu. Biorąc pod uwagę jej sknerstwo i tak długo odwlekała nakaz spłaty rachunków. Od otrzymania ostatniej pensji, Fazil zdążył znacznie odchudzić oszczędności. Nastał odpowiedni moment, żeby zabrał się do roboty. Usiadł za biurkiem, wziął do ręki stosik listów. Zawieszenie w wykonywaniu zawodu, zwolnienie z posady, list z ponownym przyjęciem, zawieszenie w wykonywaniu zawodu, zwolnienie z posady, list z ponownym przyjęciem. Przejrzał powtarzające się kilka razy wiadomości, porównał ich daty. Wychodziło na to, że przywrócili mu stanowisko. Już piętnasty raz. Praca detektywa w służbie Jej Królewskiej Mości była, w jego przypadku, wyjątkowo kapryśna. Subtelność nie stanowiła mocnej strony Fazila, a wielu świadków, w zasadzie ofiar, działania detektywa, zgłaszało pretensje, żądało odszkodowań. Faktycznie- zdarzyło mu się wykoleić pociąg podczas pościgu za mordercą, wysadzić w powietrze pracownie królewskich magów, czy kamienicę wraz z jej mieszkańcami. Może i działał zbyt dosadnie, ale najwidoczniej Państwowe Służby Porządku nie umiały obyć się bez jego usług. Pomimo strat w sprzęcie i ludziach, każdą sprawę doprowadził do końca. Gordon, szef PSP, zawsze powtarzał mu, że wyciąga go z kłopotów po raz ostatni, zawsze robił też przy tym tak samo groźną minę, jakby chciał wzbudzić w Fazilu poczucie winy. Bezskutecznie, rzecz jasna. Detektyw spojrzał w lustro. Na łysiejącej głowie pojawiły się pierwsze kosmyki siwych włosów. Kosmata brodawka na czubku nosa i blizna ciągnąca się przez lewy policzek, też nie prezentowały się najlepiej. Na dodatek garb, prezent od hobgolińskiego klątwiarza, którego aresztował za zabójstwo trzech osób w Leeds. Fazil Gardula nie był najprzystojniejszym mężczyzną w Londynie, ale też nie musiał być przystojny. Pieniądze załatwiały wszystko, czego potrzebował- sex, wygody, znaczki pocztowe do kolekcji. Problem pojawiał się wtedy, gdy pieniędzy nie było.
Usłyszał pukanie do drzwi.
- Wejść – powiedział, siadając za biurkiem.
Do pomieszczenia weszła Lisa. Lisa, młodziutka sierota, która za parę szylingów pracowała dla niego jako goniec, wieściła albo kolejne rachunki, albo robotę. Nie wiedział gdzie mieszkała, kim byli jej rodzice. Właściwe, nie wiedział o niej nic, poza tym, że zawsze dowiadywała się tego, czego chciał i była nieziemsko brudna. Dziewczynka zamknęła cicho drzwi i podeszła do okna.
- Mgła się trzyma, a dawno nie padało. Dziwaczne się dzieją rzeczy, sir.
- Nie płacę ci za podziwianie zjawisk atmosferycznych.
- Jeśli już o tym, to w ogóle mi pan ostatnio nie płaci, sir.
- Co za bezczelny i bezwzględny bachor. Zdarłabyś ze mnie ostatnią koszulę. Aż strach pomyśleć, co z ciebie wyrośnie. Masz coś dla mnie?
- Jest dla pana informacja, sir. Ważna informacja, sir.
- Tak?
- Chodzi o pracę, sir. Ponoć nic wielkiego, ale ważne.
,,Nic wielkiego, ale ważne” mogło oznaczać tylko prywatne zlecenie od zrozpaczonej wdowy, ubogiego handlarza bronią, albo robotnika. ,,Nic wielkiego, ale ważne” łączyło się z wieloma rzeczami, ale na pewno nie z zastrzykiem gotówki.
- Powiedz, że dziękuje i nie jestem zainteresowany.
- Ale sir, to ważne!
- Nie jestem zainteresowany.
- No ale…
- Wynocha! – ryknął podrywając się na nogi. – Wynoś się, zanim wylądujesz na bruku!
- Ale to od pani Lacentry! Zresztą, ja już jestem na bruku, jakby pan chciał wiedzieć, sir…
- Od Lacentry? – zapytał opadając ciężko na krzesło. – Chyba, że tak. Więc, o co chodzi?
- Nie wiem do końca. Strasznie syczała, ciężko było zrozumieć co i jak, ale coś, że problem, że natychmiast, że lepiej pan, niż ktokolwiek inny. Się zdenerwowała chyba, ale kto ją tam wie.
Fazil zamyślił się. Lacentra w kłopotach, wzywająca go na pomoc? To nowość. Zupełna nowość, a biorąc pod uwagę fakt, że wisiała mu niemałą sumę, a do biednych osób też nie należała, wypadało przyjrzeć się sytuacji bliżej. Najwyżej, jeśli okaże się, że gra jest niewarta świeczki, sprawę przejmie ktoś inny, albo oficjalnie PSP, a on odbierze dług. Odzyskana pożyczka wraz z odsetkami, jakie niewątpliwe sobie naliczy, powinna starczyć na zaległy czynsz i produkty. Może i na odmalowanie ścian? Wszystko zależy od tego, jakich argumentów użyje. Był pewien, że po dwóch miesiącach przerwy od pracy, nie wyszedł z formy.
- W takim razie idziemy – powiedział biorąc ze stolika rewolwer i rapier – Klient nasz pan.
- Za panem naprawdę ciężko nadążyć, sir.
- Nie twoja w tym głowa, żeby mnie rozumieć, smarkulo. Idziemy.

* * *
Fazil Gardula zatrzymał się przy wejściu do hotelu ,, Barakuda”, zamienił kilka słów ze strażnikiem i wszedł do środka. Już wcześniej kazał Lisie poczekać na zewnątrz. Zdawało mu się, że mała, z dnia na dzień, śmierdzi coraz bardziej. Tego by brakował, żeby podczas pracy, męczył go smród niemytego ciała. Fazil przeszedł przez pusty hol, skręcił w lewo i pchnął ciężkie drzwi. Schodził wąskimi schodami, opierając się o ścianę. Lacentra, mimo swojego fachu, nie lubiła gości. Będąc właścicielką niewielkiego, lecz luksusowego hotelu na obrzeżach Londynu, wynajmowała szereg ludzi zajmujących się klientami. O dziwo, odkąd Fazil przekroczył próg ,,Barakudy”, nie spotkał żywego, ani martwego ducha. Zszedł na sam dół, do słabo oświetlonego, przypominającego bardziej loch, niż czyjeś mieszkanie, pokoju.
- Lacentra – powiedział, kłaniając się lekko przed wylegującą się nieopodal istotą – Kopę lat. Nic się nie zmieniłaś.
Licz uniosła na jednej z wężowatych macek swoje kościste, pokryte cienką skórą ciało i spojrzała pustymi oczodołami na Fazila. Wygięta niczym bumerang głowa przekrzywiła się lekko.
- Witaj. Ciesszę ssię, że tak sszybko przybyłeśś. Najlepiej, jeśśli od razzu weźźmiessz ssię do pracy.
- Nie, nie, moja księżniczko, nic z tego. Najpierw porozmawiamy o wynagrodzeniu. O wynagrodzeniu i o tym, co jeszcze mi wisisz.
- Nie chcessz wiedzieć wpierw, w czym rzecz?
- Nie. Najpierw chcę wiedzieć, czy w ogóle chce mi się tobie pomóc. To jak? Ile mi jesteś winna? Trzy tysiące funtów, dobrze pamiętam?
Lacentra podniosła się z miękkich poduch tak, że jej postać niemalże przysłoniła całą ścianę. Macki zawirowały nerwowo, jakby oddając rozdrażnienie. Proces przemiany w licza, choć bolesny i oszpecający, dawał Lacentrze możliwość wiecznej, materialnej egzystencji. Fazil pamiętał właścicielkę ,,Barakudy” jeszcze z czasów, kiedy była młodą, dobrze zapowiadającą się czarodziejką, która pracowała jako biegła w jednym z królewskich sądów. Kiedyś podkochiwał się w niej sam Gordon, jednak na wieść, że obiekt jego westchnień postanowił uwięzić swoją duszę w kaptordze i przemienić się w kościste monstrum, stracił ochotę na dalsze zaloty. Serce nie sługa.
- Trzy tyssiące – powtórzyła licz.
- Doskonale. Dorzućmy do tego jeszcze dwa za odsetki, osiem za sprawę, jaką do mnie masz i jestem do twojej dyspozycji.
- Nieplanowane odssetki, nic o nich wtedy nie mówiłeśś.
- To, że ty pozostajesz, nazwijmy to, niezmienną, moja księżniczko, nie oznacza, że świat się nie zmienia. Mój świat potrzebuje dodatkowych dwóch tysięcy funtów, twój mojej pomocy.
- Nieplanowane odssetki… Aż ossiem tyssięcy za robotę…
- Lacentro – westchnął Fazil i usiadł w fotelu naprzeciwko niej – przecież znamy się dobrze. Dawno się nie widzieliśmy, ale znamy się dobrze. Pomijam już to, że ty tutaj potrzebujesz pomocy. Czy myślisz, że nie wiem, że ostatnie pogodowe szaleństwa, to twoja sprawka? Przecież jesteś specjalistką od magii atmosferycznej. Znasz też prawo. Nie wiem, komu i do jakich celów potrzebna jest osłona mgły, ale wiem z pewnością, że wynagrodzenie, jakie dostałaś, nie pokryje kaucji, którą trzeba będzie za ciebie wpłacić. Królewski Instytut Magii ostatnio znacznie zaostrzył kary, za nie rejestrowanie potężniejszych zaklęć. Oczywiście, mogę się mylić, że to twoja robota. Pokaż mi kaptorgę i zobaczymy, czy tak jest. Być może, KIM nie wie, o rzucanych przez ciebie czarach, ale twoja dusza rejestruje wszystko.
- Niech ci będzie – syknęła rozzłoszczona licz – dosstaniessz sswoje pieniądze. Wiedz, że wysstawiassz nasszą przyjaźźnińń, na ciężką próbę.
- Jestem skłonny do takich poświęceń, księżniczko – powiedział detektyw uśmiechając się szeroko. – Teraz możesz mówić, w czym rzecz. Zamieniam się w słuch.
- Dzissiaj, późnym popołudniem, jeden zz moich pracowników, Jonatan, popełnił ssamobójsstwo w ssalonie dla gośści. Wsszystko na to wsskazzuje, że ssamobójsstwo, ssam zzobaczyssz. Ja nie chce rozzgłossu. Nie ssłuży interessom.
- Kto był wtedy w salonie?
- Trójka moich obecnych klientów: hrabia Alvarezz Blanco, sszef Wolnego Zzwiązku Zzawodowego Drwali i Sstolarzy Yrgęw i jakiśś krassnolud, nie pamiętam jak ssię nazzywa, ale dobrze płaci. Mówią, że Jonatan grał na pianinie, nagle wsstał, zzgassił śświatło. Potem ussłysszano huk i zznalezziono go martwego, z rozzsstrzeloną sszyją. Ssamobójsstwo.
- Pozwól, że ja to ocenię.
- To na pewno ssamobójsstwo. Chłopak zzakochał się w jednej ze ssłużek. Nazzywała ssię Ofelia. Tydzień temu zzaginęła. Zz tego, co wiem, nie odnalezziono jej do tej pory. Wieszz, jak to jest- miłośść to delikatna kwesstia.
- Nie, nie wiem i wątpię, żebyś ty też wiedziała. Gdzie są goście?
- Na górze, w salonie, zamknięci.
- Zamknięci?
- Mówiłam: nie chcę rozzgłossu. Jest jesszcze cośś.
- Tak?
- Miej na oku hrabiego Blanco. Dziwny ossobnik z niego, a ponoć nie lubili ssię z Jonatanem. To wsszystko, co wiem. Zzałatw problem dysskretnie. Miewassz kłopoty z ssubtelnością, ale inaczej nie zzapłacę.
- Postaram się nie zrobić bałaganu. Tak, czy siak- zapłacisz.
Lacentra prychnęła, a jej macki zafalowały gniewnie.
- A jeśśli nie?
- To rozwiążę sprawę z ramienia PSP i przy ich pomocy, zamiast wysłać tylko raport. Teraz, kiedy wiem o popełnionym przestępstwie, nie mogę się wycofać. Taka już etyka mojego zawodu.
- Przecież ty…
- Przyjęli mnie z powrotem. Póki co, jestem tutaj jako prywatny detektyw, zawsze mój status może się zmienić. Chyba, że wolisz wynająć innego śledczego? Ach, zapomniałem- nie masz pewności, że ktoś inny nie wpadnie na twój pogodowy biznes i bogowie wiedzą, co jeszcze. Widzisz, ze mną da się dogadać, z innymi może być różnie. Mamy się licytować dalej?
Licz osunęła się w milczeniu na poduchy.
- Cieszę się, że się rozumiemy. To gdzie jest ten salon, moja księżniczko?

* * *
Salon, na pierwszy rzut oka, wydawał się niewielki. Gdyby usunąć z niego zajmujący ogromną przestrzeń bar, pianino, stoliki wraz z fotelami, z pewnością jego wielkość zwiększyłaby się wizualnie. Na niskim suficie wymalowano roześmiane cheruby. Wyłożone mahoniem ściany zdobiły elektryczne kinkiety. Nieopodal trzaskającego cicho kominka, stał wypchany niedźwiedź. Wszystko to sprawiałoby wrażenie niezwykłej przytulności, gdyby nie leżący po środku pomieszczenia trup. Przesłuchanie Yrgęwa i krasnoluda nie wniosło do sprawy nic nowego. Szef Wolnego Związku Zawodowego Drwali i Stolarzy, drzewiec Yrgęw, z typową dla swojej rasy lakonicznością, potwierdził relację Lacentry. Krasnolud Oluf Vongurda, przebywający w ,,Barakudzie” emerytowany najemnik, dodał jedynie, że Jonatan zachowywał się dziwnie od dłuższego czasu. Detektyw zbliżył się do martwego ciała Jonatana. Młody blondyn z rozerwaną od strzału szyją, leżał w kałuży krwi. Fazil podniósł znajdujący się nieopodal zwłok pistolet skałkowy, z którego oddano śmiertelny strzał. Gdyby sam nie używał dwulufowej, popularnej jeszcze pięćdziesiąt lat temu pieprzniczki i archaicznego rapiera, uznałby Jonatana za dziwaka. Pistolety skałkowe wyszły z użycia na początku XIX wieku. Fazil nie znał nikogo, kto używałby takiej broni. Twarz młodzieńca wykrzywiał nienaturalny grymas, z ust wystawał kawałek papieru. Detektyw schwycił za koniec kartki i mocnym, zdecydowanym ruchem wyszarpnął ją z zaciśniętych zębów denata.
- Spoczywa w pokoju – przeczytał na głos, zapisane pochyłym pismem słowa. – Nie bądź tego taki pewny, chłopcze.
Jeśli Jonatan faktycznie popełnił samobójstwo i sam napisał to zdanie, byłby to pierwszy przypadek w karierze Fazila, kiedy nieboszczyk zapewnia z tak wielką pieczołowitością, że po śmierci jest z nim wszystko w porządku. Gardula podrapał się po garbie, wyprostował na tyle, na ile mógł i usiadł naprzeciwko czekającego na przesłuchanie hrabiego Blanco. Blady, wyglądający na zmęczonego życiem wampir, spojrzał spokojnie na śledczego.
- Drogi panie, naprawdę nie mam zbyt wiele czasu. Proszę się streszczać.
- Nie, drogi hrabio. Będziemy tu siedzieć tyle, ile trzeba. Teraz, proszę, odpowiadaj hrabio na moje pytania. I tylko odpowiadaj. Co sprowadza hrabię do Londynu?
- Interesy.
- Jakie?
- Duże. Pan wybaczy, naprawdę się śpieszę.
- Hrabio, nie utrudniaj proszę sprawy. Albo załatwimy ją tutaj, na miejscu, albo będę musiał hrabię oddelegować na najbliższy komisariat. Proszę mi uwierzyć, że tam, przesłuchanie nie będzie się dobywało w konwencji kulturalnej pogawędki. Zatem, co to za interesy?
- Handel bawełną – westchnął cicho Blanco – mam zamiar eksportować ją do Skonfederowanych Stanów Ameryki, w tym celu wyznaczyłem spotkanie ze wspólnikiem, właśnie w Londynie.
- Skąd hrabia pochodzi?
- Z Neapolu.
- I tak świetnie mówi hrabia po północno europejsku?
- Uznam pańskie pytanie za komplement.
- Czy wraz z hrabią podróżuje ktoś jeszcze?
- Tak – powiedział wampir, wskazując na przezroczyste, unoszące się tuż obok niego, bezgłowe ciało – lokaj.
- Co hrabia widział wtedy, kiedy zgasło światło?
- Zaskoczę pana, ale nic. Pochodzę z rodu Pistrellich, nie mamy zdolności infrawizji, nie widzimy w ciemnościach. Wiem tylko tyle, co reszta – chłopak zgasił światło, usłyszeliśmy wystrzał z broni. Wystrzał usłyszała też kucharka, pani Gruberfish. Wbiegła do salonu, zapaliła światło i zobaczyliśmy martwego młodzieńca.
- No cóż, rozumiem. Nic to. Hrabio Alvarezie Blanco z rodu Pistrellich, będę musiał przeszukać pańską kwaterę.
- Czemu akurat moją?
- Bo mam taki kaprys.
- A czy za pańskim kaprysem idzie pisemny nakaz przeszukania?
- Nie, ale mogę go załatwić. Jeśli chcesz hrabio posiedzieć w tym salonie kolejną dobę, załatwię nakaz. Śpieszyło się hrabi, nieprawdaż?
Wampir kiwnął niepewnie głową i dał znak bezcielesnemu lokajowi, żeby otworzył drzwi apartamentu. Komnata Blanco nie wyglądała jak miejsce, w którym mógłby spać ktoś z arystokratycznym tytułem. Pomieszczenie wyłożone było drewnianą boazerią. Wyglądało to tak, jakby osoba odpowiadająca za wystrój, uparła się, że akurat ten pokój wystylizuje na wnętrze starego kufra. Obok leżącej w miejscu łóżka trumny, stała duża szafa i kilka skrzyń. Fazil zajrzał do środka bagaży, przejrzał ich zawartość, na którą składały się głównie ubrania i zalakowane papiery. Otworzył trumnę. W środku była wyłożona szarym, miękkim materiałem, u wezgłowia leżała poduszka. Detektyw zrobił krok do tyłu i spojrzał na dębową skrzynię z profilu. Z tej perspektywy, nietypowe łoże, zdawało się być nieco głębsze. Wyciągnął rapier, oparł jego ostrze o wewnętrzną ścianę sarkofagu i pociągnął z całej siły. Podważone dno puściło, upadło z hukiem na podłogę, ukazując siną, zielonooką kobietę.
- I jak hrabia to wytłumaczy?
Blanco skrzywił się, odwrócił i skoczył w kierunku drzwi. Detektyw zareagował błyskawicznie. Wyciągnął zza pasa rewolwer, cisnął nim w kierunku uciekającego hrabiego. Wampir padł na ziemię, trafiony w głowę kolbą broni.
,, Faktycznie, nie wyszedłem jeszcze z wprawy” – pomyślał Gardula i zbliżył się do oszołomionego arystokraty.
Pomiędzy walczącymi, pojawił się blady cień sługi Blanco. Zaskoczony Fazil odskoczył do tyłu, jednak niematerialna ręka zdążyła przeniknąć ramię detektywa. Mężczyzna poczuł chłód, jakby bezcielesny lokaj skuł jego bark lodem. Gardula osłabiony nagłym bólem, osunął się na kolana. Bezgłowe ciało runęło na przeciwnika i uderzyło go w skroń. Fazil wrzasnął przeraźliwie, kiedy zimno zmroziło mu czaszkę. Sługa wziął zamach, zabulgotał, po czym rozprysnął się kleistą breją we wszystkie strony. Niedaleko trumny stała Lacentra z macką, dymiącą jeszcze od rzuconego zaklęcia. Do pomieszczenia wpadł Yrgęw z krasnoludem.
- Przeklęci nieumarli – sapnął roztrzęsiony Fazil – Swoją drogą, jestem ciekaw, czy hrabia posiada zezwolenie na korzystanie z neoromantycznych tworów.
Krasnolud podszedł do niego i pomógł wstać.
- To wszystko jasne, tak? Skoro już wiadomo, że ten bufonowaty trupiak zabił chłopaka, to my sobie z Yrgęwem idziemy. Może gdzieś na dziwki, co Yrgęw? – powiedział Oluf, puszczając do drzewca oko.
- Nigdzie nie wyjdziecie. Wróćcie do salonu, sprawa nie jest jeszcze skończona. Księżniczko – Gardula zwrócił się do licz, kiedy dwójka świadków wyszła z pomieszczenia – dzięki za pomoc. Obeszłoby się bez twoich czarów, ale dzięki.
Podszedł do leżącej w trumnie kobiety.
- To ta Ofelia, w której podkochiwał się Jonatan?
- Dokładnie tak – wysyczała Lacentra, spoglądając na denatkę – Sskąd ssię tutaj wzzięła?
- Zaraz się dowiemy.
Fazil schwycił za kołnierz koszuli czołgającego się w kierunku wyjścia wampira i uderzył nim o ścianę.
- Krótka seria pytań, drogi hrabio. Co dziewczyna robi w twojej trumnie?
- Przykro mi, ale nie mam zielonego pojęcia. Panicznie boję się martwych, więc myśl, że mogłem przez tyle czasu nad nią spać, przeraziła mnie.
Detektyw westchnął cicho i dobył rapiera. Szybkim ruchem wyciął na nadgarstku wampira znak krzyża. Blacno zaczął krzyczeć, wyrywać się dziko.
- Albo zaczniesz mówić, co wiesz, albo wytnę ci krzyż na każdym kawałku ciała i tak ozdobionego wyślę papieżowi w prezencie. Jak więc będzie?
- Ja chciałem się tylko napić! Ta kucharka, Gruberfish, zaoferowała mi kupno ciała. Od wieków nie piłem ludzkiej krwi, a dziewczyna i tak już była martwa. Naprawdę nikogo nie zabiłem!
- Hrabio Alvarezie Blanco z rodu Pistrellich, jesteś zatrzymany do wyjaśnienia sprawy, podejrzany o zabójstwo Jonatana oraz oskarżony o picie ludzkiej krwi. Lacentro, zrób coś z nim. Zwiąż, unieruchom, cokolwiek. Hrabia ma skłonności do ucieczek.
Lacentra wypowiedziała kilka słów, a ręce i dłonie wampira oplotły czerwone, świetliste liny.
- Zanim wrócę do sprawy, będę miał do ciebie prośbę, moja księżniczko.
- Jeśśli to tylko ułatwi śśledztwo.
- Zdecydowanie ułatwi. Potrzebuję twojej kaptorgi, zwrócę ją kiedy to całe zmieszanie się skończy.
Żeby uczynić przemianę w licza kompletną, mag powinien przelać swoją duszę w przedmiot. Dzięki temu, jego ciało stawało się wieczne, chociaż metoda ta miała także pewne minusy. Zniszczenie przedmiotu z duszą, spowodowałoby zniszczenie nieumarłego czarownika, a utrata cennego pojemnika, wiązałaby się z niemożliwością rzucania czarów. Ponad to, to właśnie duszę przenikała magiczna energia, za każdym razem, kiedy osoba czarująca rzucała zaklęcie. Mając przedmiot, od którego zależy życie licza, można by dzięki niemu sprawdzić, jakie zaklęcia i kiedy, rzucił nieumarły. Oczywiście, potrzeba jest do tego pewna wiedza o magii. Fazil nią dysponował.
- Nie przessadzasz trochę? Nie wiem, czy mogę ci na tyle zzaufać.
- Nie masz wyboru.
Lacentra zdjęła z szyi skórzany woreczek i ostrożnie podała go Garduli. Kaptorga pomalowana była na czarno. Wyszyto na niej ciąg run, których detektyw znaczenia nie znał. Wiedział jednak, jak wygląda dusza. Jej specyficznego, słodkiego zapachu nie dało się porównać z niczym. Rozsznurował nieco woreczek i powąchał go.
- Lacentro, czy ja wyglądam na idiotę? Daj mi prawdziwą kaptorgę.
- Ale…
- Na razie jestem spokojny. Księżniczko, dobrze ci radzę, nie popsuj tego. Jeszcze jedna taka sztuczka, a przestanę być miły.
Licz wydała z siebie coś, na kształt westchnienia. Sięgnęła do splotu macek wyrastających z jej pleców i wyciągnęła smolistą sakiewkę, dokładnie taką, jak ta, która wisiała wcześniej na trupiej szyi.
- Ufam ci, przyjacielu. Naprawdę – wysyczała.
- A ja tobie nie, księżniczko. Ale ufam sobie. Musisz przyznać, że twoje życie, jest w moich rękach. To nic osobistego, moja droga, po prostu chcę mieć pewność, że czegoś nie wykombinujesz.
- Co massz zamiar terazz zzrobić?
- Złożę wizytę pani Gruberfish.

* * *
Pani Gruberfish, starsza ogrzyca, ubrana w przykrótki kucharski żakiet, krzątała się po kuchni. Była jedną z pierwszych osób zatrudnionych przez Lacentrę w hotelu i jedyną, która pracowała w nim nadal. Dzięki niej, dania serwowane w ,,Barakudzie” były całkiem zjadliwe, a słynne ciasteczka z nadzieniem malinowym, serwowane w salonowym bufecie, mogły z powodzeniem konkurować z wyrobami najlepszych londyńskich cukierni.
- Witam panią. Moglibyśmy zamienić kilka słów? – zapytał Fazil, wchodząc bezszelestnie do pomieszczenia.
- O moi bogowie, ale żem się zlękła! – krzyknęła wystraszona kucharka. – A dzień dobry, panie Gardula, witam serdecznie. Ciasteczka?
- Może innym razem. O ile nadarzy się jeszcze taka okazja – uśmiechnął się.
- A, no dobrze. To proszę, niech pan usiądzie. Dawno pana nie widziałam. Ostatnio to chyba przed pół rokiem jakoś, jak pan odwiedził naszą gospodynię. Herbatki?
- Nie dziękuje. Chciałbym z panią porozmawiać.
- Ależ tak, tak. Oczywiście. Słucham pana. W czym mogę pomóc.
- Pani Gruberfish, czasu jest mało, więc będę się streszczał. Prowadzę śledztwo w sprawie śmierci Jonatana.
- No tak, słyszałam.
- Nie wątpię. Może mi pani powiedzieć, jaki miała pani powód, by zamordować Ofelię?
Kucharka spojrzała się poważnie na Fazila, zakryła twarz dłońmi i wybuchła płaczem.
- Nie chciałam, nie chciałam jej zabić, ale ta zdzira nie dała mi wyboru! Pan nawet nie wie, jak go nachodziła. Nie miał już przed nią gdzie uciec, uwzięła się na niego jak szalona!
Znał panią Gruberfish dosyć długo i naprawdę ją lubił. Doceniał też kulinarny talent ogrzycy, więc ta sytuacja była przykra też dla niego, mimo, że nie zwykł rozczulać się nad przestępcami.
- No dobrze – objął ramieniem staruszkę i poklepał po plecach – Niech mi pani powie, co się wydarzyło, a ja postaram się to załatwić tak, żeby nikomu nie stała się krzywda.
- Ona, Ofelia znaczy – powiedziała kucharka, łkając – zakochała się w Jonatanie. Ciągle zanim chodziła, śledziła go. Nie mógł jej znieść, miał dostatecznie dużo swoich problemów. Kiedy zagroziła mu, że coś mu zrobi, jeśli za nią nie wyjdzie, zabiłam tę zdzirę. Był dla mnie jak syn, jak mój zmarły syneczek.
- Jakoś się pani nie przejęła jego śmiercią.
- A czym tu się przejmować? Teraz jest pewnie szczęśliwy, siedzi po prawicy ogra ojca i karmi się niebiańskim mlekiem.
- Jakie Jonatan miał problemy?
- Oj – zaszlochała, wycierając zakrzywiony nos w rękaw – to długa historia.
- Proszę mi opowiedzieć.
- Jonatan przybył wraz z narzeczoną, z rok temu. Nazywała się chyba Tamara, czy jakoś tak. Byli tu przejazdem, jechali do Sunderland. Nie wiem, co się stało, ale Tamara znikła. Ponoć opuściła biednego chłopaka i uciekła od niego. Jonatan załamał się, nie wiedział, co ze sobą zrobić. Pani Lacentra zaoferowała mu pracę, a on ją przyjął.
- Czemu więc popełnił samobójstwo?
- Nie mógł zapomnieć o tej Tamarze. Śniła mu się, mówił mi, że nie może bez niej żyć. Ja wiem, co czuł. Kilkanaście lat temu, podczas epidemii dżumy, umarł mój synek. Wiem jak to jest, kiedy straci się kogoś, kogo się kochało.
Gardula wstał i podszedł do wyjścia.
- Proszę pana, co teraz ze mną będzie?
Odwrócił się w stronę kucharki.
- To naprawdę dobre pytanie. Będzie dobrze.
A przynajmniej miał taką nadzieję.

* * *
W salonie ,,Barakudy”, wokół siedzącego na fotelu Fazila, zgromadzili się świadkowie, pani Gruberfish, Lacentra, dwóch strażników hotelu i Lisa. W kącie, przywiązany do krzesła i zwrócony twarzą do lustra, siedział Alvarez Blanco. Gmin mawiał, że zwierciadła są w stanie zatrzymać przemianę wampirów w nocne zwierzęta i uniemożliwić im rzucanie zaklęć. Był to jeden z nielicznych wiejskich przesądów, który wyjątkowo dobrze sprawdzał się w praktyce.
- Po całym zamieszaniu, jakie spowodowała śmierć Jonatana, należą wam się pewne wyjaśnienia – zaczął Fazil nalewając sobie wina.
- Moja kaptorga Fazilu, miałeśś mi ją zzwrócić…
- Tak, oczywiście – detektyw dał znak Lisie, a ta wzięła od niego skórzany woreczek i podała liczowi. – Dobrze, zacznijmy od początku. Jonatan, co większość z was zapewne zdziwi, nie zabił się z powodu zaginięcia ukochanej Ofelii. Ta służka mu się nie podobała, a fakt, że go zastraszała i próbowała zmusić do uczucia, z pewnością nie przysporzył jej nawet cienia sympatii ze strony chłopaka. Kierowana matczynym uczuciem pani Gruberfish, zabiła Ofelię i sprzedała jej ciało hrabiemu Blanco. Zatem, w dużym skrócie, to nie służka pracująca niegdyś w ,,Barakudzie” była powodem, dla którego Jonatan się zabił. Osobą, która zmusiła chłopaka do tego czynu, byłaś ty, Lacentro.
- Co ty wygadujesz?! Osszalałeś? – licz niemalże krzyknęła, unosząc gniewnie macki ku sufitowi.
- Jonatan przybył z narzeczoną, Tamarą, do twojego hotelu, już jakiś czas temu. Po przemianie w nieumarłą istotę, stęskniłaś się za wzrokiem mężczyzn, ich zalotami, którymi niegdyś cię obdarzali. Młody, przystojny chłopak od razu wpadł ci w oko, czy może oczodół. Postanowiłaś więc, Lacentro, że zmusisz młodzieńca do uczucia. Myślałaś, że nie umiem wyszukiwać zaklęć w duszy, moja księżniczko? Myślałaś, że się na nich nie znam? To źle myślałaś. W twojej kaptordze zapisała się klątwa, którą rzuciłaś mniej więcej wtedy, kiedy Jonatan przybył do ,,Barakudy” wraz ze swoją ukochaną. To rzadkie zaklęcie, używane głównie, przez hobgoblińskich szamanów, ale miałem okazję już się z nim spotkać – mówiąc to, wskazał na swój garb. – Pamiętasz słowa, tego przekleństwa, księżniczko? Jeśli mnie opuścisz, wyrwę lubą duszę z ciała. Stęchnie, umrze, w mrok upadnie, nie uleci tam, gdzie chciała. Gdy wszelakim słowem zdradzisz treść przekleństwa, wtedy dusza ukochanej dozna kaźni i męczeństwa. Zabiłaś Tamarę i zagroziłaś Jonatanowi, że jeśli cię opuści, lub zdradzi, co zrobiłaś, dusza jego ukochanej będzie błąkać się przez wieki między światem żywych, a umarłych. Jak sama mi powiedziałaś, moja księżniczko, miłość to delikatna kwestia. Może nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, ale wiem, że tego uczucia nie da się zdobyć za pomocą, magii, szantażu, zabójstwa i kłamstwa. Jeśli tak kochasz, nie chcę wiedzieć, jak nienawidzisz.
- To śśmiesszne – obruszyła się Lacentra – Nie massz żadnych dowodów.
- Czyżby? Zawartość twojej duszy to wystarczający dowód. Zresztą, z pewnością skanowałaś umysł hrabiego Blanco i dowiedziałaś się o jego małym sekrecie. To da się sprawdzić, nie przeszukałem w całości twojej kaptorgi. Chciałaś zrzucić na hrabiego winę, dlatego też wskazałaś go, jako głównego podejrzanego. Poza tym… Zresztą sami zobaczcie – powiedział Fazil i wziął od Lisy niewielką siekierę.
Gardula zbliżył się do martwego ciała, leżącego po środku pokoju i mocnym kopnięciem odsunął je na bok. Zamachnął się siekierą, uderzył w drewnianą posadzkę, w miejsce, gdzie wcześniej leżał denat. Podłoga, po kilku uderzeniach, odsłoniła ziejącą czernią jamę.
- Hotel pełen martwych bab – jęknął Oluf, przyglądając się leżącej na dnie jamy, martwej kobiecie.
- A tutaj mamy Tamarę, której ciało sprytnie ukryłaś pod swoim nosem, tam, gdzie nikt by się tego nie spodziewał. ,,Spoczywa w pokoju”, tak brzmiał zapis, który zostawił nam Jonatan. Twoja klątwa nie przewidziała chyba takiej dwuznaczności, prawda, księżniczko?
Spojrzenia obecnych zwróciły się w kierunku Lacentry. Licz silnym uderzeniem macki przewróciła jednego ze strażników, cofnęła się pod ścianę. Kiedy wyprostowała chudą, kościstą rękę, wszyscy rzucili się na boki. Fazil zbliżył się powoli do rzucającej zaklęcie Lacentry.
- Pamiętaj księżniczko, twoje życie, jest w moich rękach – powiedział detektyw wyjmując zza pazuchy kaptorgę i przystawiając ją do lufy pieprzniczki. – Miłości nie oszukasz. Mnie również. Masz złą sakiewkę.
Licz skończyła recytować formułę, rozcapierzyła dłoń, lecz nic się nie stało. Na widok przestrzeliwującego woreczek z duszą Fazila, oczodoły nieumarłej czarodziejki niemalże rozszerzyły się z przerażenia. Gardula wystrzelił do kaptorgi, z której wylała się błękitna, błyszcząca esencja. Lacentra zasyczała przeraźliwie, a po chwili, w miejscu, w którym stała, leżała tylko kupa, przykrytych trupią skórą, kości. Fazil schował rewolwer, schwycił za ramię Lisę i wyszedł z pokoju, zostawiając bez słowa zaszokowany tłum. Wiedział, gdzie znajduje się skarbiec właścicielki ,,Barakudy”. Pomyślał, że weźmie sobie sporą premię. W końcu wykonał pracę lepiej, niż jego zleceniodawczyni mogła się spodziewać. Kazał poczekać Lisie na zewnątrz, sam zszedł do komnaty Lacentry, gdzie znajdował się sejf ze złotem. Wyjął karteczkę Jonatana, z pochyłym, niewyraźnym pismem.
- Spoczywa w pokoju. – przeczytał. – W sumie, to spoczywaj, księżniczko. Spoczywaj w pokoju.
Powoli, bez pośpiechu wziął się za otwieranie skarbca. Starczy na czynsz, naftę, cukier, nowe meble, odmalowanie mieszkania i kilka nowych znaczków do kolekcji. Starczy na kolejny miesiąc świętego spokoju.
,,Mówię po hiszpańsku do Boga, po włosku do kobiet, po francusku do mężczyzn, a po niemiecku do mojego konia" Karol V Obieżyświat

beton-stal
Fargi
Posty: 312
Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
Płeć: Mężczyzna

Re: Opowiadanie ,,Spoczywa w pokoju" / 29857 znaków

Post autor: beton-stal »

Dlaczego teksty na ZWO są takie długie? No, ale są – krótsze nie będą.
Orson pisze:Słabo oświetlona Herbage Street, na którą miał widok z swojego niewielkiego mieszkania, wydawała się tonąć w półmroku jesiennego wieczoru.
A mnie się wydaje, że właśnie tonęła. Informacja o słabym oświetleniu ma sens o tyle, o ile w autorskim zamierzeniu było przedstawienie scenerii wieczornej. Jeśli tak, to – w połączeniu z pośrednią informacją o jesieni – ulica wręcz musiała tonąć w półmroku.
Niemniej, na razie tekst idzie dobrze i bez zgrzytów.
Orson pisze:Przechodnie byli jeszcze widoczni, gdy spacerowali obok dwóch, ustawionych równolegle do siebie latarni, jednak już parę kroków za nimi, znikali w ciemnościach i delikatnie unoszącej się nad ulicą mgle.
Trochę to dwa grzyby w barszcz. Czytelnik może sobie wyobrazić, na czym polega wieczorny (i jesienny na dodatek!) półmrok. Poza tym narysował mi się w głowie obraz przechodniów krążących wokół latarni. Ale to może z moją korą mózgową jest coś nie tak.
Orson pisze:Wilgotne, zlepiające płuca mleko utrzymywało się od kilkunastu dni. Nie padało już od tygodnia, co w Londynie, o tej porze roku, zakrawało na pogodową anomalię. Fazil rozejrzał się po pomieszczeniu. Meble straszyły starością, stały tutaj, odkąd pamiętał. Nieaktualny kalendarz z zeszłego roku pokrył się grubą warstwą kurzu, tak-,- że nie wiadomo było, czy wydrukowana na nim data roczna to 1886, czy 1889.
Tylko przecinki.
Mam nadzieję, że wszystkie przedstawione szczegóły będą miały znaczenie w tekście, bo szkoda by było, gdyby ten w sumie udanie zbudowany obraz poszedł na marne.

Dalej będę się czepiał tylko logiki itp., bo językowo – pomimo drobiazgów – jest w porządku.
Orson pisze:(Fazil – przyp. b-s) Usiadł za biurkiem (...)

Detektyw spojrzał w lustro.

- Wejść – powiedział, siadając za biurkiem.
O ile jestem sobie w stanie wyobrazić, że biurko kobiety może być wyposażone w lustro, o tyle w odniesieniu do faceta – myślę, że wątpię. Choć oczywiście można to zrzucić na karb moich niepoprawnych politycznie uprzedzeń seksualnych. Jednak siadanie dwa razy za tym samym biurkiem bez wstawania pomiędzy nie jest możliwe, bez względu na poglądy społeczne. Zabrakło prostej informacji, że facet wstał, aby się przejrzeć. Autor za bardzo pokochał swoje zdania (skądinąd udane), aby zachować czujność.
Orson pisze:Odzyskana pożyczka wraz z odsetkami, jakie niewątpliwe sobie naliczy, powinna starczyć na zaległy czynsz i produkty. Może i na odmalowanie ścian? Wszystko zależy od tego, jakich argumentów użyje. Był pewien, że po dwóch miesiącach przerwy od pracy, nie wyszedł z formy.
Bez pracy to on może jest i dwa miesiące, ale grzyb i inne zjawiska przyrodniczo-syfiaste nie pojawiły się dwa miesiące wcześniej. Poza tym, specjalista tej klasy chyba nie musi się obawiać dwumiesięcznej abstynencji. Fakt – nie wiem, co ma zrobić dla pani L.
Orson pisze:- W takim razie idziemy – powiedział biorąc ze stolika rewolwer i rapier
Ej, no panie ładny! Jeszcze przemilczany rewolwer na stoliku (czyli nie na biurku? więc na czym, tzn. ile tam było mebli?) mogę zaakceptować, ale rapier? No to jest kawałek żelaza. Nie dość, że rzuca się w oczy (a przynajmniej powinien zauważyć go narrator trzecioosobowy), to w ogóle trzymanie na stoliku (stole, biurku itp.) długiej broni białej jest nieporęczne i mało wiarygodne. Niechby go chociaż stawiał w stojaku na parasole...
Orson pisze:Licz
Co to jest?
Orson pisze:Licz uniosła na jednej z wężowatych macek swoje kościste, pokryte cienką skórą ciało i spojrzała pustymi oczodołami na Fazila. Wygięta niczym bumerang głowa przekrzywiła się lekko.
Nadal nie wiem, ale wiem, dlaczego nie wiem. Wszystko jest okay.
Orson pisze: - Niech ci będzie – syknęła rozzłoszczona licz – dosstaniessz sswoje pieniądze. Wiedz, że wysstawiassz nasszą przyjaźźnińń, na ciężką próbę.
- Jestem skłonny do takich poświęceń, księżniczko – powiedział detektyw uśmiechając się szeroko. – Teraz możesz mówić, w czym rzecz. Zamieniam się w słuch.
Nie wierzę, kurde blat. Najpierw długo piłuje ją o kasę, aby w efekcie poprzestać na samym zapewnieniu, że kasa będzie. Narrator robi faceta w balona.
Orson pisze:Twarz młodzieńca wykrzywiał nienaturalny grymas
Wiem, że tak się pisze, bo to takie fajne i klimatyczne, ale po śmierci – bez względu na jej przyczynę – mięśnie wiotczeją i twarz przypomina bardziej maskę niż ludzką fizjonomię. Ale czy to błąd, skoro powtarzają go wszyscy?
Orson pisze:- Czy wraz z hrabią podróżuje ktoś jeszcze?
- Tak – powiedział wampir, wskazując na przezroczyste, unoszące się tuż obok niego, bezgłowe ciało – lokaj.
Unoszące się bezgłowe ciało? Dopiero teraz mi o tym mówisz, Watsonie? Przypuszczam, że w świecie przedstawionym nie jest to widok szczególnie zaskakujący, ale kolega narrator powinien mieć na względzie, że tekst czytają "głowe" ciała, dla których taki mankament jak brak głowy powoduje w najlepszym przypadku konsternację. W każdym razie przeoczyć się tego nie da.
Orson pisze:Wampir kiwnął niepewnie głową i dał znak bezcielesnemu lokajowi
No nie! On nie miał głowy – ciało owszem. Przezroczyste, ale ciało. Zaraz się dowiem, że lokaja w ogóle nie było.
Swoją drogą pomysł bardzo ciekawy – bezgłowy lokaj sługą hrabiego-wampira. Źle zaserwowany, ale dobry, z wyobraźnią.
Orson pisze:Blanco skrzywił się, odwrócił i skoczył w kierunku drzwi. Detektyw zareagował błyskawicznie. Wyciągnął zza pasa rewolwer, cisnął nim w kierunku uciekającego hrabiego. Wampir padł na ziemię, trafiony w głowę kolbą broni.
No dobra – uwierzę na słowo. Choć bardziej wiarygodnie by brzmiało, gdyby rzucił w wampira ciężką popielniczką.
Orson pisze:,, Faktycznie, nie wyszedłem jeszcze z wprawy” – pomyślał Gardula i zbliżył się do oszołomionego arystokraty.
Pomiędzy walczącymi, pojawił się blady cień sługi Blanco.
Te "walczącymi" to jednak zdecydowanie na wyrost. Ja wiem, że chodziło o ich funkcję w przedstawianej scenie, ale podejmowane przez nich akcje to zdecydowanie nie jest walka. Jeden stoi, drugi leży oszołomiony. Knock-out, czyli już po walce.
Orson pisze:- To ta Ofelia, w której podkochiwał się Jonatan?
Skąd to przypuszczenie? Ja wiem, że płacą mu za myślenie, ale żeby za telepatię też?


Generalnie całość jest bardzo okay – w stylu Sherlocka Holmesa à la Lovecraft. Styl, tempo i logika w porządku. Struktura przemyślana - jest nawet klamra. Sens też jest (czyt. wiadomo, o co kaman). Nie ma dłużyzn, przestojów i pierdzielenia trzy po trzy o dupie Maryni. Bohaterowie sensowni, wiarygodni i zindywidualizowani.
Jedyne, co mi nie w smak, to, że całkiem ciekawy i umiejętnie zbudowany klimat posłużył wyłącznie za kanwę kryminału. Ale to wyłącznie kwestia degustibusa – zarzutu z tego nie sposób uczynić.
W porównaniu do "Weteranów pokoju" postęp o kilka lat świetlnych. Jestem na tak.

Awatar użytkownika
Orson
Ośmioł
Posty: 686
Rejestracja: ndz, 05 kwie 2009 18:55

Post autor: Orson »

Wielkie dzięki, za skomentowanie. Bardzo mi zależało, żeby ten tekst został rozbebeszony. Nie zgodzę się jednak z dwoma kwestiami, betonie-stalu.
1) Specjalnie na tę okazję, dowiadywałem się u specjalisty, czy twarz po śmierci wiotczeje. Patolog powiedział mi, że niekoniecznie. Zależy to od wielu czynników, ale twarz może przybrać właśnie grymas, co więcej, niezależnie od miejsca postrzału, zęby mogą być zaciśnięte.
2) Ja swój rapier trzymam właśnie na stoliku:D. Leży sobie luzem i nie wadzi nikomu. Wiem, że jest to mało naturalne, ba, nawet stojak na parasole wydaje się zdecydowanie bardziej zabawny, ale jakoś tak z życia wzięte... Kalaputnąłem tam broń i leży. Pomyślałem, że Fazil też mógł ją tak kalaputnąć.
,,Mówię po hiszpańsku do Boga, po włosku do kobiet, po francusku do mężczyzn, a po niemiecku do mojego konia" Karol V Obieżyświat

Awatar użytkownika
Maximus
ZasłuRZony KoMendator
Posty: 606
Rejestracja: sob, 20 sty 2007 17:24

Post autor: Maximus »

Orson pisze:1) Specjalnie na tę okazję, dowiadywałem się u specjalisty, czy twarz po śmierci wiotczeje. Patolog powiedział mi, że niekoniecznie. Zależy to od wielu czynników, ale twarz może przybrać właśnie grymas, co więcej, niezależnie od miejsca postrzału, zęby mogą być zaciśnięte.
Znalazłem takie coś:
Mięśnie zmarłego rozluźniają się po śmierci i twarz jest bez wyrazu. Wyjątkiem jest tzw. uduszenie z zadzierzgnięciem. Lecz w tym wypadku to, co rysuje się na twarzy denata tylko przez psychopatę może być uznane za miły grymas.
Natomiast w "normalnych warunkach", tj. 99% przypadków, wszystkie mięśnie natychmiastowo wiotczeją, a potem następuje tzw. stężenie pośmiertne, spowodowane brakiem enzymu ATP, jak dobrze pamiętam. Wówczas mięśnie zaczynają się spinać, bo brakuje tego czynnika rozluźniającego, i zapewne może to powodować powstanie jakiegoś grymasu na twarzy - ale choć nie jestem specjalistą w tej dziedzinie, nie sądzę, aby grymas z momentu śmierci mógł się po zejściu utrzymać...
Cokolwiek to było, mea maximus culpa.

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Hmm, wiem, że to tylko Wiki...:
Stężenie pośmiertne powstaje zwykle około 2–4 godz. po śmierci, ale może powstać zaraz po śmierci, gdy osoba wykonywała niedawno intensywny wysiłek fizyczny, miała drgawki lub gorączkę (zwykle w samej chwili śmierci mięśnie tracą napięcie — tzw. efekt wypadającego przedmiotu). Zaczyna się od górnej połowy ciała, powoli obejmuje dolną, jest tym bardziej nasilone, im potężniejsze są mięśnie.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

beton-stal
Fargi
Posty: 312
Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
Płeć: Mężczyzna

Post autor: beton-stal »

No i nie zdążyłem odpowiedzieć. Ale tak to jest, jeśli się przebywa w niebycie.

Prawdę rzecze Max. Na ustanie funkcji życiowych nie ma mocnych - człowiek robi się bezwładny i mięśnio-zwiotczały. Natomiast wskutek stężenia pośmiertnego jest możliwe, że twarz nabierze szczególnego "wyrazu". Ale jest to wyłącznie efekt zesztywnienia tkanek miękkich (już nie takich miękkich, hi hi), co pozwala uwypuklić niektóre cechy anatomiczne twarzy. Niemniej, nie ma mowy o żadnych grymasach, zastygłych w niemym krzyku ustach czy grozie bijącej z oczu.

Ale co fakt, to fakt - przyjęła się w literaturze pewna konwencja, która pozwala przymknąć oko na tego rodzaju kiksy. Zależy od rodzaj literatury i podejścia czytelników.

PS. W zasadzie nie mam odpowiedniego wykształcenia, jednak z racji poprzednio wykonywanego zawodu często widywałem zwłoki (i to w stosunkowo sporej ilości) o różnym stopniu rozkładu i zmian pośmiertnych. Żadna gęba nie miała szczególnego wyrazu - ze wszystkich biła pustka i nicość (jakby napisał poeta).

Awatar użytkownika
Orson
Ośmioł
Posty: 686
Rejestracja: ndz, 05 kwie 2009 18:55

Post autor: Orson »

Ależ ja się zgodzę, albo inaczej- nie mam podstaw, żeby się nie zgodzić. O tym, co napisaliście wiem, z bezpośredniego źródła, tylko nijak się to ma to konkretnego przypadku Jonatana. Kilka godzin po śmierci, oczywiście zależy to jeszcze od jej rodzaju, może się zdarzyć, że mięśnie zesztywnieją. Później, na skutek naturalnych procesów wiotczeją. Z tego co powiedział mi patolog, możliwym jest, żeby trup w opisywanym przeze mnie przypadku, wyglądał, jak wyglądał w tekście. Ostatecznie mogę opierać się tylko na słowach specjalisty i wiedzy książkowej. Żadnego doświadczenia w tej materii nie mam. Nie wydaje mi się to też jakoś szczególnie kluczowe dla całości tekstu, więc uznałem, że skoro istnieje taka możliwość, czy ewentualność, (niezależnie od stopnia prawdopodobieństwa zajścia) to ją wykorzystam:). No i konwencja literacka, o której pisał już beton-stal. Nie będę więc oponował. Szanse były? Były. No to ca va. Mimo to, rozumiem, że dla niektórych unikalność (lecz prawdopodobna) opisywanego przypadku i konwencja, to za mało:). Rozumiem i szanuje.
,,Mówię po hiszpańsku do Boga, po włosku do kobiet, po francusku do mężczyzn, a po niemiecku do mojego konia" Karol V Obieżyświat

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Strasznie mnie zirytowało, gdy zobaczyłam "branie do ręki". Zaraz zaczęłam się zastanawiać, czy branie do ust też wchodziłoby w grę.

Nie jestem pewna ergonomii tak do końca. Mam wrażenie, że początek stanowczo przeładowany, dopiero potem pojawia się lepszy rytm.

To tak na szybko. Więcej - jak mi przejdą zakwasy w palcach i odblokuje się moduł języka polskiego w głowie...
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
JanTanar
Fargi
Posty: 383
Rejestracja: wt, 22 lip 2008 21:10

Post autor: JanTanar »

Nawet dobrze się czytało, szybkobieżna akcja. Miejscami może trochę za duży skrót, trzeba sobie dość dużo dopowiedzieć. Natomiast rzuciły mi się w oczy takie fragmenty
obok dwóch, ustawionych równolegle do siebie latarni
to znaczy jak ustawionych? latarnie to w zasadzie bywają równoległe do siebie (w pionie), a w poziomie to co to znaczy "dwie ustawione równolegle"? A poza tym, czy to ważne dla tekstu?
- I tak świetnie mówi hrabia po północno europejsku?
to znaczy?
Fazil schwycił za kołnierz koszuli czołgającego się w kierunku wyjścia wampira i uderzył nim o ścianę.
...
Detektyw westchnął cicho i dobył rapiera. Szybkim ruchem wyciął na nadgarstku
nie wiem, nie walczę rapierem, z ustawienia sceny wydawało mi się, że on go cały czas trzyma za kołnierz, tylko rozpłaszczył o ścianę, rapier to raczej długa klinga, i tak wycina wampirowi znaczki na nadgarstku? Trochę mnie zdziwiło, no ale może to proste w wykonaniu.

Natomiast zupełnie nie czuję momentu gdy Licz oddaje swoją drogocenną "kaptorgę", tak po prostu, dla kaprysu detektywa, bez jakiegoś głębszego uzasadnienia celu. Tu nawet nie chodzi o to dlaczego - no, rozumiem że ją sterroryzował - tylko po co. Wiem, niezbędne dla fabuły i kluczowe. I właśnie dlatego na cenzurowanym.

Awatar użytkownika
Orson
Ośmioł
Posty: 686
Rejestracja: ndz, 05 kwie 2009 18:55

Post autor: Orson »

- I tak świetnie mówi hrabia po północno europejsku?
to znaczy?
Trzeba było podać alternatywny język, tak jak podałem alternatywną historię. Fakt, iż hrabia mówiłby po angielsku, sugerowałby, że reszta postaci też mówi w tym języku. Wtedy też pomysł, na którym bazowało opowiadanie, symilarność wyrazu pokój, upadłby z łoskotem. Dlatego też hrabia mówi po północno europejsku, co wydawało mi się, nie wymaga wyjaśnień, tak jak Konfederacja, z którą handluje bawełną.
nie wiem, nie walczę rapierem, z ustawienia sceny wydawało mi się, że on go cały czas trzyma za kołnierz, tylko rozpłaszczył o ścianę, rapier to raczej długa klinga, i tak wycina wampirowi znaczki na nadgarstku? Trochę mnie zdziwiło, no ale może to proste w wykonaniu.
Nie jest to z pewnością praktyczne, ale możliwe do wykonania:)
Natomiast zupełnie nie czuję momentu gdy Licz oddaje swoją drogocenną "kaptorgę", tak po prostu, dla kaprysu detektywa, bez jakiegoś głębszego uzasadnienia celu.
Powód, dla którego kaptorga (czemu napisałeś/łaś to w ,,"?) została oddana, jest podany. Obawiam się, że Licz nie miała większego wyboru.
,,Mówię po hiszpańsku do Boga, po włosku do kobiet, po francusku do mężczyzn, a po niemiecku do mojego konia" Karol V Obieżyświat

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Może się mylę, ale w kwestii języka północno europejskiego chodziło chyba przede wszystkim o zapis, a nie kwestię istnienia takiego alternatywnego języka w alternatywnym świecie.
Czy nie powinno raczej być północnoeuropejskiego?
Oczywiście mogę się mylić, ale drugi zapis jakoś bardziej przypada mi do gustu.
Sasasasasa...

beton-stal
Fargi
Posty: 312
Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
Płeć: Mężczyzna

Post autor: beton-stal »

Bakalarz pisze:Czy nie powinno raczej być północnoeuropejskiego?
Też uważam, że powinno to być pisane razem - tak jak staropolski czy nowojorski. Hm, drugie to akurat chyba nie najlepszy przykład. Ale powinno być razem.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

No, slang nowojorski mógłby wystąpić.
Też mam wrażenie, że pisownia łączna: północnoeuropejski.
Ale tak sobie myślę, że prawdopodobnie, jak w przypadku wszystkich języków popularnych lub mających długie nazwy, człon "regionalny" odpadłby => europejski, europ może nawet lub PEU (jak PIE: praindoeuropejski, IE: indoeuropejski, etc.). Mowa potoczna nie lubi długich słów, a narracja przecież idzie w mowie potocznej...
So many wankers - so little time...

beton-stal
Fargi
Posty: 312
Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
Płeć: Mężczyzna

Post autor: beton-stal »

Małgorzata pisze:Ale tak sobie myślę, że prawdopodobnie, jak w przypadku wszystkich języków popularnych lub mających długie nazwy, człon "regionalny" odpadłby => europejski, europ może nawet lub PEU (jak PIE: praindoeuropejski, IE: indoeuropejski, etc.). Mowa potoczna nie lubi długich słów, a narracja przecież idzie w mowie potocznej...
Mowa potoczna mową potoczną, ale facet zwraca się do hrabiego. A więc - szacun i respekt. Tej swojej gówniarze bohater mógłby rzucić: "mów północnym", ale hrabiemu to już trzeba ę-ą bułkę przez bibułkę.
Małgorzata pisze:No, slang nowojorski mógłby wystąpić.
When I step up in da bar evrybody hit the fucken floor, lucky muthafuckaz make it to the door...* Ale tak do hrabiego nie można, na litość boską!

________
* Zagadka - kto jest autorem tej pięknej poetyckiej strofy?

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Do hrabiego, czy nie do hrabiego - i tak powiedziałbyś np. po polsku, a nie w języku polskim. :P
So many wankers - so little time...

ODPOWIEDZ