Moja mała wielka bitwa/ 12,5k

Moderator: RedAktorzy

AluZZ
Sepulka
Posty: 35
Rejestracja: ndz, 07 gru 2008 16:28

Moja mała wielka bitwa/ 12,5k

Post autor: AluZZ »

Parapet korytarza budynku numer jedenaście nie był specjalnie wygodnym miejscem. Niewystarczająco rozłożysty, żebym mógł komfortowo rozmieścić łokcie i estetycznie napisać podanie skierowane do dziekana uczelni, na której kilka dni wcześniej rozpocząłem studia. Niestety, nie miałem zbyt dużego wyboru.
Kilka minut wcześniej, w pomieszczeniu, które aktualnie miałem za plecami (był to dziekanat wydziału, na którym studiowałem) powiedziano mi, że każdy dokument, o jakiego uzyskanie się ubiegam, może być wydany jedynie na pisemną prośbę studenta. Należy więc przygotować podanie do dziekana wydziału, a przy odrobinie szczęścia zaświadczenie, którego potrzebowałem, zostanie mi wydane w przeciągu pięciu dni. Nie specjalnie było mi to na rękę, jako że w sytuacji, w jakiej postawiła mnie powszechna biurokracja, czas działał na moją niekorzyść.
Do kolejnych zajęć – które podobno były dość istotnymi – pozostało zaledwie kilka minut. Dystans dzielący mnie od sali laboratoryjnej wynosił około trzech minut, zakładając, że będę szedł pośpiesznie.
Kolejne słowa podania pisałem coraz bardziej niedbale, czułem pot występujący na dłonie, długopis ślizgał się po wewnętrznej części palców, czasu było coraz mniej.
Treść dokumentu ograniczyłem do dwóch akapitów: „Proszę o wystawienie mi zaświadczenia stwierdzającego, iż jestem studentem (nazwa uczelni, wydziału, specjalizacji).”, większość treści stanowiły więc dane uczelni. W kolejnym akapicie uzasadniłem swoją prośbę mniej-więcej takimi słowami: „Zaświadczenie, o które się ubiegam, jest mi niezbędne do otrzymania zaliczki alimentacyjnej”. Pośpiesznie złożyłem podpis w prawym dolnym rogu kartki i starannie wydarłem ją z noszonego zwykle w kieszeni zeszytu. Efekt mojej pośpiesznej pracy nie budził entuzjazmu, ale – w moich oczach – również zastrzeżeń. Niestety, nie tylko moje „krytyczne” spojrzenie się liczyło.
Sekretarka siedząca za biurkiem, przejąwszy „podanie” z moich rąk serdecznie się uśmiechnęła. Badawczym wzrokiem analizowała estetyczną część podania. Nie długo. Z jej miny mogłem bez problemu wyczytać krytykę wobec dokumentu, jaki trzymała w dłoniach. Nie odezwała się jednak. Przymykając oko na wydartą z zeszytu kartkę i niedbałe pismo powoli, szeptem – bardziej do siebie – przeczytała treść podania.
– Przykro mi, ale nie mogę tego przyjąć – odezwała się kilka sekund później. W oczach nie miała roztargnienia ani współczucia, bardziej pogardę w stosunku do mnie, za bezczelność, którą objawiłem wręczając jej „to”. Nie mogłem mieć jej za złe. A jednak. Czas jakim dysponowałem, nie pozwalał mi na większe oddanie sprawie.
Próbowałem przekonać ją, żeby przymknęła oko na „kilka tych drobnych defektów”, ale okazała się twarda, jak również nieugięta. Zdawszy sobie sprawę, że nic nie wskóram, powstrzymałem wybuch agresji, która wzbierała we mnie przez ostatnie parę-naście „nie”, jakie usłyszałem z jej ust. Odwróciłem się i odszedłem. Nie odpowiedziałem nawet na wołanie, żebym wziął swoje podanie ze sobą – ale przecież do czego miało mi się przydać?
Bicie serca powoli wracało do normalnego rytmu, choć przez pierwsze kilka sekund po wyjściu z dziekanatu żywiłem nadzieję, że nieugięta sekretarka wyjdzie za mną, że złamię ją w jakiś sposób mój akt dziecięcego zachowania. Niestety. Na klatce schodowej nadzieja opuściła mnie całkowicie. W jej miejscu jednak zrodził się pomysł, ciekawy i bezczelny. Mały, drobny wręcz gest buntu. Nie mogłem bowiem pozwolić sobie na porażkę, na stłamszenie, na nie okazanie odrobiny człowieczeństwa, na, nazwijmy rzecz po imieniu – nagięcie przepisów. Zrozumiałbym to. Nie miałbym nikomu niczego za złe. Ale dlaczego to ma wyglądać właśnie tak? Dlaczego Oni mają prawo zwlekać z wydaniem dokumentów, a ja nie mam prawa spóźnić się z ich złożeniem? Musiałem dokonać zemsty, nie koniecznie krwawej, ale odrobinę chociażby satysfakcjonującej.
Plan był prosty: wrócić do domu, napisać podanie – staranne, pedantyczne, drobiazgowe w każdym calu, ale również ironiczne i sugestywne. Nie mogłem jednak przesadzić, każde słowo, każdy najmniejszy zarzut musiał być elokwentnie przedstawiony, tak, bym w razie potrzeby mógł prostymi argumentami wybronić się z wszelkich zarzutów. Ponadto musiałem w nim (podaniu) „nawrzucać” sekretarce, ale tak, bym nie miał z tego tytułu żadnych problemów. Musiałem również postarać się o to, aby ostatecznie – w finalnej konkluzji – przekonać dziekana, że zasługuję na wydanie zaświadczenia w przyśpieszonym tempie.
Kilka godzin później światło dzienne ujrzało „Podanie jak ta lala” – tak nazwałem swoje dzieło skromnej zemsty. A taką zawierało treść:

"Zwracam się z uprzejmą prośbą o wydanie zaświadczenia potwierdzającego, iż jestem studentem X roku Filologii Y na wydziale Z Uczelni ???, mieszczącej się na ul. KLM.
Prośbę swoją motywuję potrzebą, jaka zrodziła się w momencie, gdy podczas składania formularzy dotyczących ubiegania się o różnorodne pomoce materialne (stypendium socjalne, na mieszkanie, wyżywienie) ze strony Uczelni, okazało się, iż potrzebuję zaświadczenia potwierdzającego, że pobieram zaliczkę alimentacyjną od „ex-ojca”. Jako, że zaliczki owej nie pobieram (nie utrzymuję kontaktów z ojcem, nie żywię go żadnym ludzkim, pozytywnym uczuciem, a przede wszystkim ¬– nie chcę od niego żadnych pieniędzy, niezależnie od tego, czy mi się należą, czy nie), zmuszony byłem starać się o wznowienie zaliczki alimentacyjnej (została ona wstrzymana, gdy w październiku zeszłego roku zatrudniłem się na budowie, a moje dochody przekroczyły wartość „X” ¬– maksymalną, jaka czyni mnie na tyle biednym, by otrzymywać alimenty).
Niestety, napotkałem przeszkodę, jaką jest nieposiadanie zaświadczenia, które klarownie stwierdza, iż jestem studentem. Owe zaświadczenie mogłem uzyskać dopiero po pierwszym października. Okazało się jednak, że nie jest to takie proste, gdyż należy pierwej napisać podanie z prośbą o wydanie potrzebnego zaświadczenia. Okazało się również, że dokument, jaki należy przygotować, nie może być pisany „na prędce” (arkusz zeszytu A5, nie najpiękniejsze pismo, niebieski długopis, niekompletne dane osobowe i błędne ich rozgospodarowanie), a należy go przygotować starannie i drobiazgowo, wręcz pedantycznie. Postanowiłem więc dać z siebie więcej, chociaż czas, jakim dysponuję (o tym poniżej), nie do końca mi na to pozwala. Mianowicie, na wydanie potrzebnego mi zaświadczenia należy czekać około tygodnia, następnie, na decyzję alimentacyjną kolejne kilka dni, a decyzję ową, wraz z kompletem innych dokumentów należy do szesnastego października złożyć w ręce osób odpowiedzialnych za przyznawanie ¬¬– bądź nie – stypendiów.
Istnieje więc duża szansa, że nie uda mi się zorganizować kompletu dokumentów potrzebnych do uzyskania pomocy materialnej ze strony Uczelni. Mimo wszystko, nie zważając na błędne koło wszechobecnej biurokracji, która usiłuje zamknąć mnie w sobie i zniszczyć, a przynajmniej zadbać o to, aby brakowało mi środków na utrzymanie, zwracam się z powyższą prośbą i drobiazgowo przygotowanym pismem, oraz b ł a g a m o wydanie mi niezbędnego zaświadczenia w trybie, choćby lekko, delikatnie, minimalnie przyśpieszonym, (ostatecznie – tradycyjnie kilkudniowym). Albowiem z każdą uzyskaną sekundą wzrastają moje szanse na jako-taki żywot w drodze po zaszczytne miejsce w gronie absolwentów Uczelni ???."

Nie byłem pewien, co sekretarka w powyższym podaniu ujrzy, czego się dopatrzy, a co rzuci się jej w oczy. Ja napisałem podanie ironiczne, nad wyraz i całkowicie niepotrzebnie wylewne. „Uczelnie” pisałem dużą literą, co, być może wyrażało szacunek, w moim mniemaniu jednak, najczystszej postaci drwinę. Jedyne, do czego miałem wątpliwości, co mogło zachwiać stabilną istotę treści, stanowił wyraz „pedantyczne”. Tego w istocie mogą się uczepić, i będą mieli znaczące powody, ja natomiast kiepskie kontrargumenty, jeśli w ogóle jakieś uda mi się wymyślić.
Stworzyłem więc podanie-satyrę i rozpromieniony wizją zemsty zapadłem w spokojny i głęboki sen.
Następnego dnia wydrukowałem podanie w przyuczelnianym punkcie ksero i zaniosłem je sekretarce wydziału humanistycznego – tej samej, pewnej swoich racji siksie, która poprzedniego dnia odesłała mnie z kwitkiem – albo raczej bez niego.
Pierwszych kilka zdań odebrała bez aluzji, być może dopatrzyła się celowej drobiazgowości, ale fakt faktem, nie mogła mi nic zarzucić.
Ręce znów zaczęły mi się pocić. Jej wzrok wędrował nieprzerwanie po kolejnych linijkach podania, mój zaś, próbował wyczytać z jej oczu jakikolwiek cień krytyki, albo chociaż oburzenia, co niestety nie dało długo na siebie czekać.
- Ja wcale nie powiedziałam panu, że podanie było napisane „na prędce” – uniosła wzrok ponad czytany dokument. – Zarzuca mi pan, że tak właśnie powiedziałam?
Przerwałem jej, choć to nie grzeczne, ale wolałem zrobić to zanim zdoła ubrać w słowa jakąś stanowczą, niemożliwą do zripostowania konkluzję.
- proszę spojrzeć – wskazałem palcem wyrażenie „na prędce” – widzi pani, że wziąłem to w cudzysłów, miałem na myśli przenośnię, z resztą – wskazałem cykl argumentów w nawiasie – sama pani widzi, że w nawiasie wytykam swoje błędy, z którymi się jak widać zgadzam, bo przecież dane były niekompletne i źle rozmieszczone na podaniu.
Zwątpiła. Spuściła wzrok i poczęła kontynuowanie czytania. O dziwo, wbrew moim wcześniejszym obawom, słowo „pedantycznie” nie zwróciło jej uwagi. Doczytała podanie do końca i odezwała się stanowczo.
- Proszę sekundkę poczekać. Pani prodziekan jest u siebie, zaraz przedłożę jej pana podanie.
Pani prodziekan? Teraz ja zwątpiłem. Kobieta? Więc nie dziekan? Czyżby to była jej znajoma? Z resztą, sam fakt, że kobieta, wiele zmienia. Kobiety inaczej postrzegają większość treści, inaczej reagują na aluzje, sugestie, zarzuty, są bardziej wrażliwe? Bardziej obawiają się krytyki? Serce podskoczyło do samego gardła, gotowe było wyskoczyć na biurko, przeturlać się do ściany, wskoczyć na parapet i rzucić się z okna w samobójczym geście.
- A dlaczego pani prodziekan? Pismo nie trafi w ręce dziekana?
Uśmiechnęła się triumfalnie.
- Pani prodziekan zajmuję się sprawami studentów. Jest u siebie, więc myślę, że znajdzie chwilę, aby przeczytać pańskie podanie. Zechce pan chwilę zaczekać.
Usiadłem wydobywając z siebie zduszone powietrze, gęste od nadmiaru stresu i wątpliwości, które naraz we mnie wstąpiły.
Kilka minut później otworzyły się drzwi gabinetu pani prodziekan. Wyszła uśmiechnięta sekretarka, jak na mój gust, nazbyt uśmiechnięta. Spojrzała na mnie triumfalnie i z uśmiechem powiedziała:
- Pańskie podanie zostanie zrealizowane niezwłocznie - jej oczy rozbłysły satysfakcją, której celowo nie ukrywała – w ciągu pięciu dni.
Przegrałem.
Ale przecież nie do końca. Moje podanie ugodziło ich/je/władze uczelni. Udało mi się. Nic nie mogli mi zrobić, a zaświadczenie wydać i tak musieli. Być może troszeczkę zabolało mnie, że nie wydadzą mi papierka szybciej, ale liczyłem się z tym, byłem przygotowany. Odszedłem z uśmiechem na ustach. Końcowy bilans wynosił remis.

Epilog:

Następnego dnia ponownie udałem się do dziekanatu wydziału humanistycznego, tym razem potrzebowałem dowiedzieć się, co jest wymagane, aby uzyskać zwolnienie z w-fu. Potrzebowałem go, bo zajęcia, na które mogłem się zapisać, były jedynie płatne, na co niezbyt mogłem sobie pozwolić. Po wejściu do gabinetu wypatrzyłem znajomą mi sekretarkę. Podszedłem więc do niej i przedstawiłem jej swój problem. Byłem miły, ona również, rozmawiało nam się wręcz luźno, swojsko. Uzyskawszy wszystkie niezbędne informacje podziękowałem i pożegnałem się.
- Proszę chwileczkę poczekać. – poprosiła mnie sekretarka. Kilka sekund później wręczyła mi zaświadczenie, na którym tak bardzo mi zależało. – proszę, pani prodziekan wydała w drodze wyjątku. – uśmiechnąłem się i podziękowałem.
Zamieniliśmy jeszcze kilka ciepłych zdań i wyszedłem z dziekanatu – z zaświadczeniem w ręce.
A więc wygrałem, udało mi się, pokonałem ich – tak przynajmniej to sobie tłumaczyłem.
Ale oprócz tego zwróciłem uwagę na jeszcze jedną rzecz, sposób w jaki tego dnia traktowała mnie sekretarka. Życzliwie, chętnie, była wręcz skora do pomocy. I nie chodziło o wymuszoną życzliwość. Po prostu poznała się na mnie, a ja na niej. Można powiedzieć, że zaprzyjaźniliśmy się.
Walka, którą podjąłem, pozwoliła mi przekonać do siebie bardzo wpływową (jak na świeżego studenta pierwszego roku) osobę. Być może w przyszłości będziemy mogli sobie pomóc. Ja zrobię to z prawdziwą przyjemnością.
Istnieje szansa, że zrozumieją? Nigdy. Żadna.

Who dat? Who dat? http://www.myspace.com/aluzzz

Awatar użytkownika
lernakow
Mamun
Posty: 194
Rejestracja: pn, 24 sie 2009 12:16
Płeć: Mężczyzna

Post autor: lernakow »

AluZZ pisze:poprzedniego dnia odesłała mnie z kwitkiem – albo raczej bez niego.
I to jest jedyne dobre zdanie (pół zdania) z całego tekstu.

Reszta to fantazja - nie fantastyka. Końcowa wersja podania nie spełniała żadnego z założeń pisania go (ironia, szpila, kpina, szyderstwo). W dziekanacie nikt normalny by się nim nie przejął - i opisanie sytuacji odmiennej to jedyny aspekt fantastyczny tekstu.
Technicznie - mętne, nieczytelne, pełne błędów. Napięcie w pierwszej scenie (laborka - na filologii! - za 15 minut, 3 minuty na dojście, 12 na napisanie, pot na dłoniach, nerwy, groza, wyścig z czasem) - śmieszy.

Wrażenie po lekturze: autor zaczął studia, potraktowano go w dziekanacie jak to w dziekanacie, więc "odegrał się" pisząc opowiadanie, w którym podnieca się, jaką to ciętą ripostę im zgotował.

AluZZ
Sepulka
Posty: 35
Rejestracja: ndz, 07 gru 2008 16:28

Post autor: AluZZ »

Nie zgodzę się z Twoją opinią lernakow, że przytoczone przez Ciebie zdanie (pół zdania) jest jedynym dobrym. Dla mnie jest tam tego więcej, dużo więcej.
Reszta nie jest ani fantazją, ani fantastyką. A końcowa wersja podania nie trafia być może do Ciebie w sposób, jaki miałem na myśli, ale, uwierz lub nie, ugodziła, kogo powinna.
Nie chcę się o to spierać z resztą.
A pisząc to opowiadanie kierowałem się czymś więcej niż podnietą, tą akurat nie kierowałem się wcale.
Większość Twoich uwag puściłem mimo uszu, bo po prostu się z nimi nie zgadzam.
Rację możesz mieć tylko w kwestii mętności i nieczytelności tekstu, ale znów zastanawia mnie, czy Ty w ogóle czytasz książki. A jeśli tak, współczuję Ci, musi Cię to szalenie nie satysfakcjonować.
Tekst mógł być nudny i mętny, być może nawet nieczytelny. Reszta zarzutów, cóż, EGO sugeruje mi je wyśmiać:)
mimo wszystko dziękuję za nad wyraz konstruktywną krytykę.
Istnieje szansa, że zrozumieją? Nigdy. Żadna.

Who dat? Who dat? http://www.myspace.com/aluzzz

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Skoro "reszta nie jest ani fantazją, ani fantastyką", to czym ma być? Kartką z pamiętnika? I czemu zamieszczasz ten tekst akurat tutaj?
Masz jakieś argumenty, dla których nie zgadzasz się z uwagami lernakowa? Czy może Twoje EGO uznało, że nie warto ich przedstawiać?
Uważasz, że Twój tekst jest na poziomie przeciętnej książki wydawanej drukiem? Zapewniam, że również dla mnie jego lektura była dużo mniej satysfakcjonująca, choćby ze względu na cały szereg niezręczności językowych i zwykłych błędów ortograficznych (zwłaszcza pisownia rozłączna z "nie", i z przyimkami).
Piszesz że "nie kierowałeś się podnietą". Jednak z całego tekstu przebija Twoje bardzo emocjonalne podejście do bardzo banalnej (w świecie ludzi dorosłych) sprawy. Używasz szeregu wyrazów takich jak "zemsta", "ugodziło", "zarzuty"... naprawdę, naprawdę - to podanie nie mogło nikogo "ugodzić". Ja pracuję na uczelni, nie w dziekanacie, ale mam z nimi dużo do czynienia. To podanie co najwyżej mogło wywołać uśmiech pobłażania. Inna rzecz, że termin wydania zaświadczenia został chyba całkowicie wydumany, a jeszcze inna, że wydanie zaświadczenia tego typu nie wymaga pisemnej prośby. O zajęciach w sali laboratoryjnej na filologii pisał już lernakow.
Dla podsumowania:
- tematyka niezgodna z założeniami forum,
- nieścisłości merytoryczne,
- język,
- nie jest jasne, co Autor chciał w ogóle wyrazić. Tu również osobiście skłaniałabym się ku interpretacji lernakowa - jeśli nie zgdzasz się z nią, to może wyjaśnij?
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

AluZZ pisze:Większość Twoich uwag puściłem mimo uszu, bo po prostu się z nimi nie zgadzam.
Zastanowiłeś się, Autorze, co znaczy to zdanie? Po czymś takim nikomu nie będzie się chciało dotykać Twoich tekstów nawet długim kijem. Poza tym, skoro zlewasz krytykę, to po co wysłałeś ten tekst na warsztaty? Liczyłeś wyłącznie na peany pochwalne?
ZakuŻone Zasady pisze:8. Komentujący mają prawo, a nawet obowiązek, by się znęcać nad prezentowanym utworem – pod warunkiem, że będzie to znęcanie merytoryczne. Obowiązującą zasadą wszelkiej krytyki jest, było i będzie oddzielenie dzieła od twórcy (czyli tzn. aksjomat krytyczny).
lernakow, po co Autor wysłał tekst i czy przyniosło mu to taką czy inną korzyść i czy chciał się na kimś odegrać, jest zupełnie obojętne.

AluZZ
Sepulka
Posty: 35
Rejestracja: ndz, 07 gru 2008 16:28

Post autor: AluZZ »

Cordeliane, tak właśnie, jest to karta z pamiętnika. Nie zgodne z założeniami forum? Nie widziałem w regulaminie aby tematyka fantasy była wymagana. To czy ktoś fantazjuje, czy nie, nie czyni z niego lepszego/bądź nie pisarza.
Nie czuję obowiązku ścierania się z lernakow'em o to, kto ma rację. Jeżeli on uważa, że ją ma - niech tak zostanie. Ja biorę do siebie tylko te elementy krytyki, z którymi się zgadzam. Spójność, nieczytelność? Jeżeli mam być szczery, nie narzucam sobie zasad stylistycznych. Gdyby takie ograniczenia istniały naprawdę, Beckett gniłby w więzieniu dla ludzi łamiących reguły stylistyki. Masłowska pewnie razem z nim. Zanim napiszecie, że ja robię to nad wyraz nieudolnie, zgodzę się z Wami. Ale jak na początku robili to inni?
Nie uważam, żeby mój tekst był na poziomie przeciętnej książki wydawanej drukiem, ale idzie w dobrym kierunku.
A dlaczego z tekstu przebija emocjonalne podejście do banalnej sprawy?
Inspiracją było dzieło Antoniego Libery "Madame". Na pierwszej stronie książki jest taki fajny cytat, którego niestety nie pamiętam.
A wszystkie terminy opisane w tym szkicu są jak najbardziej prawdziwe, więc proszę, nie kwestionuj moich kompetencji. Każda uczelnia rządzi się swoimi prawami.
Nieścisłości merytoryczne wykluczam, język? Lubię ten język, mogę go doszlifować, nie - zmienić, a co chciałem właściwie wyrazić?
Historię, którą opisałem chciałem wyrazić.

neularger, zdanie, które zacytowałeś, znaczy tyle, że większość uwag lernakow'a mnie obeszło szerokim łukiem. Dlatego, że się z nimi nie zgadzam. Przykro mi, że nie przyznaję mu racji, ale mam swój rozum, który mówi mi: "Rób swoje typie". Doceniam zdanie krytyka, nie krytykanta.

Poza tym, wcale nie miałem pretensji do lernakow'a o znęcanie się nad moim utworem. On wyraził swoje zdanie, a ja swoje. Każdy ma prawo być pewnym swoich racji, czyż nie?

EDIT: nie liczyłem na peany za ten szkic. umieściłem go tu, żeby usłyszeć, co się ludziom nie podoba. Mam prawo ich zdanie przyjąć do siebie, lub zwyczajnie olać. Albowiem nie jest napisane: Każde słowo krytyki przyjmuj z pokorą, zgadzaj się z nim i nigdy nie wątp w zdanie rówieśników forum, albowiem ono jest święte". Chyba, że ten fragment ewangelii mi umknął:)

EDIT: Lubię to forum, ale niektórzy jego użytkownicy próbują robić z siebie mądrzejszych niż naprawdę są. A to nie jest dobra cecha.
Istnieje szansa, że zrozumieją? Nigdy. Żadna.

Who dat? Who dat? http://www.myspace.com/aluzzz

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Re: Moja mała wielka bitwa/ 12,5k

Post autor: rubens »

No i oto jest - pierwsza łapanka od bardzo długiego czasu (wiem, że będzie nie dość dobra, nie dość dokładna, ale daaawnom tego nie robił po prostu). Skusiłem się na nią, przeczytawszy uprzednio komentarze do tekstu. Mnie się chce, więc poświęcę kilka minut na lekturę.
Parapet korytarza budynku
Że co, proszę? Parapet korytarza budynku? To gdzież parapet tego korytarza biegnie? Przy podłodze, czy pod sufitem? W poprzek może? Parapety są pod oknami. Narrator to student, a nie wie? Mam nadzieję, że na polibudzie nie studiuje, bo takich techników i specjalistów Polsce przed Ojro 2012 nie trzeba...
Parapet korytarza budynku numer jedenaście nie był specjalnie wygodnym miejscem. Niewystarczająco rozłożysty(...).
Pierwsze pytanie, czy parapety są rozłożyste? Czy w ogóle bywają? Są szerokie, długie, marmurowe lub z tworzywa czy alumy... Ale rozłożyste? Drugi zgrzyt, Autorze, w drugim zdaniu. Zagęszczasz, oj zagęszczasz.
(...)skierowane do dziekana uczelni(...). Należy więc przygotować podanie do dziekana wydziału(...).
Ech, ci studenci, nie wiedzą nawet kto jest kim. Dziekan uczelni, dziekan wydziału, ziemniaki i buraki - jeden kit... Ech.
Dystans dzielący mnie od sali laboratoryjnej wynosił około trzech minut, zakładając, że będę szedł pośpiesznie.
Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. Starasz się pisać tak bardzo poprawnie, Autorze, że wychodzi z tego dziwny, a na pewno sztuczny twór. Oczywiście, takie zdanie może się obronić w literaturze... przełomu XIX i XX wieku.
A tak już kompletnie olewając Twoje odautorskie chciejstwo (bo przecież każdy je ma) do przekazywania informacji, to o ile się nie mylę, dystanse i miary odległości podajemy w Polszcze w metrach, nie w minutach.
Kolejne słowa podania pisałem coraz bardziej niedbale, czułem pot występujący na dłonie, długopis ślizgał się po wewnętrznej części palców, czasu było coraz mniej.
Po pierwsze, naprawdę słabo operujesz suspensem i dozowaniem napięcia, bo niestety go tam nie ma. Po drugie, co to, do jasnej cholewki, jest wewnętrzna część palców?! Skóra właściwa, mięśnie, kości?
Badawczym wzrokiem analizowała estetyczną część podania.
To ile to podanie miało części?
To już któryś z kolei dowód na to, Autorze, że używasz bardzo ograniczonego słownika pojęć. I to nie chodzi o pojęcia wyszukane, nacechowane burżuazyjnym blaskiem, ale zwykłe, takie jak: "dłoń" czy "strona estetyczna". Tam gdzie nie trzeba używasz zrazu niepotrzebnych omówień, takich jak nienaturalnie brzmiące w ustach studenta "iść pośpiesznie".
(...) okazała się twarda, jak również nieugięta.
Masło maślane.
(...) mój akt dziecięcego zachowania.
Ludzie zachowują się DZIECINNIE, a nie DZIECIĘCO.

No i tak... Przeczytałem to opowiadanie do końca. Przeczytałem, ale już nie chce mi się wyłapywać mnóstwa dziwnych zdań, błędów, nielogicznych zwrotów itp. Nie jest ich może tragicznie dużo, ale są. Są i psują, bo jeśli połączyć to z momentami wątpliwą wiedzą o interpunkcji i składni Autora, to wychodzi z tego trochę nieczytelny szkic.

Jakie są moje główne "zarzuty" wobec tego tekstu?
1. Fabuła - nuda, nuda, nuda. Flaki z olejem na flakach z olejem, pędzone przez flaki z olejem. Naprawdę, nic tam się nie dzieje. Żadnego poruszenia, żadnych większych działań bohatera. Ot, pisze sobie na parapecie (rozłożystym, a jakże) podanie, odrzucają, pisze drugie, lepsze, przyjmują. Fin.
2. Bohater/Narrator - kompletnie nieprawdziwy. Wyzbyty z jakichkolwiek ludzkich cech. Opis jego przeżyć można by porównać do fascynujących wywodów autora książki "Rozmnażanie jamochłonów", który opisuje feerię uczuć i fizycznych namiętności tych radosnych i aktywnych stworzonek. Język, jakim posługuje się narrator jest miejscami kompletnie nieczytelny i po prostu zły (składniowo), a miejscami wręcz hiperpoprawny, a przez to w ogóle nie zachęca do czytania.
3. Realizm - ja wiem, że to jest forum sci-fi, horror i fantasy, ale bez przesady. Tak bzdurnej fabularnie historyjki dawnom nie czytał. I nie chodzi tutaj o nabijanie się z dziwnych błędów w tekście, które tworzą rzeczy fantastyczne (parapet korytarza i wewnętrzna część palców), a właśnie o to, co realistyczne miało być. KAŻDY student spotkał się podczas całej swej edukacyjnej przygody z murem biurokracyjno-administracyjnym na uczelni przynajmniej raz w życiu. Ale żeby robić o tym opowiadanie z kompletnie wyssanym z palca dramatem bohatera, kompletnie wyssanym z palca podaniem i - mało tego - kompletnie wyssanym z palca zakończeniem? Autorze, to nie przystoi.
4. Sens - oczywiście nie o sens tekstu mnie się rozchodzi, a sens tworzenia. Po co to to zostało napisane? Jaki jest cel tego tekstu, kto jest adresatem, do kogo ma on trafić? Trudne pytanie.

ed: Ja też lubię to forum, ale niektórzy autorzy próbują robić z siebie lepszych, niż w rzeczywistości są, na krytykę odpowiadając atakiem w użytkownika, który poświęcił czas, by przeczytać efekt ich pracy. A to nie jest dobra cecha.
Niecierpliwy dostaje mniej.

Awatar użytkownika
lernakow
Mamun
Posty: 194
Rejestracja: pn, 24 sie 2009 12:16
Płeć: Mężczyzna

Post autor: lernakow »

AluZZ, umiesz poprosić o szczegółową opinię jak mało kto. Oto ona:
Parapet korytarza budynku
Korytarze nie mają parapetów.
wydane w przeciągu pięciu dni
W przeciągu to się można przeziębić. A wydać można w ciągu.
długopis ślizgał się po wewnętrznej części palców,
Raczej palce ślizgały się po długopisie.
Efekt mojej pośpiesznej pracy nie budził entuzjazmu, ale – w moich oczach – również zastrzeżeń. Niestety, nie tylko moje „krytyczne” spojrzenie się liczyło.
Z tym tekstem jest podobnie.
Badawczym wzrokiem analizowała estetyczną część podania.
Stronę, aspekt - nie część.
Przymykając oko na wydartą z zeszytu kartkę i niedbałe pismo powoli, szeptem – bardziej do siebie – przeczytała treść podania.
Wyłącznie do siebie. W dziekanacie jest Was dwoje, a Ty już znasz ten tekst.
okazała się twarda, jak również nieugięta.
Czym to się – w tym przypadku – różni?
Bicie serca powoli wracało do normalnego rytmu, choć przez pierwsze kilka sekund po wyjściu z dziekanatu żywiłem nadzieję, że nieugięta sekretarka wyjdzie za mną, że złamię ją w jakiś sposób mój akt dziecięcego zachowania.
Czy była to nadzieja tak żywa, że utrudniała sercu powrót do normalnego rytmu, czy tylko „choć” znalazło się nie tam, gdzie powinno?
zrodził się pomysł, ciekawy i bezczelny.
Ciąg dalszy przeczy tej zapowiedzi
Nie mogłem bowiem pozwolić sobie na porażkę, na stłamszenie, na nie okazanie odrobiny człowieczeństwa, na, nazwijmy rzecz po imieniu – nagięcie przepisów.
Nie mogłeś pozwolić sobie na nagięcie przepisów?
Plan był prosty: wrócić do domu, napisać podanie – staranne, pedantyczne, drobiazgowe w każdym calu, ale również ironiczne i sugestywne. Nie mogłem jednak przesadzić, każde słowo, każdy najmniejszy zarzut musiał być elokwentnie przedstawiony, tak, bym w razie potrzeby mógł prostymi argumentami wybronić się z wszelkich zarzutów. Ponadto musiałem w nim (podaniu) „nawrzucać” sekretarce, ale tak, bym nie miał z tego tytułu żadnych problemów. Musiałem również postarać się o to, aby ostatecznie – w finalnej konkluzji – przekonać dziekana, że zasługuję na wydanie zaświadczenia w przyśpieszonym tempie.
Kilka godzin później światło dzienne ujrzało „Podanie jak ta lala”
Kilka godzin zmarnowanych na płodzenie krótkiego tekstu, który nie spełnił ani jednego z powyższych założeń. Bo nie spełnił.
potrzebuję zaświadczenia potwierdzającego, że pobieram zaliczkę alimentacyjną od „ex-ojca”.
Ojciec (nie ex-ojciec) wypłaca alimenty (lub nie). Zaliczkę alimentacyjną wypłaca Fundusz Alimentacyjny.
a moje dochody przekroczyły wartość „X” ¬– maksymalną, jaka czyni mnie na tyle biednym, by otrzymywać alimenty).
Na odwrót: ta maksymalna kwota czyni Cię zbyt bogatym, by otrzymywać zaliczkę z Funduszu.
Ja napisałem podanie ironiczne, nad wyraz i całkowicie niepotrzebnie wylewne.
Niepotrzebnie wylewne – tak. Ironiczne – nie. Mała podpowiedź: ironiczne, to takie, o którym nie musisz pisać, że jest ironiczne, bo czytelnik sam to widzi.
Jedyne, do czego miałem wątpliwości, co mogło zachwiać stabilną istotę treści, stanowił wyraz „pedantyczne”. Tego w istocie mogą się uczepić, i będą mieli znaczące powody, ja natomiast kiepskie kontrargumenty, jeśli w ogóle jakieś uda mi się wymyślić.
Obawiam się, że przeceniasz siłę, znaczenie i ciężar emocjonalny słowa „pedantyczne”. Niby czemu można by się było go uczepić i czemu czyniło Cię to tak bezbronnym?
Stworzyłem więc podanie-satyrę
Nie. Stworzyłeś podanie skrzywdzonego i obrażonego na świat chłopca. Co jest może satyrą ze studenta, ale nie z podania i nie z uczelni.
Pierwszych kilka zdań odebrała bez aluzji,
Wyjaśnij, proszę. Czy ona nie dostrzegła aluzji, czy powstrzymała się od nich?
Jej wzrok wędrował nieprzerwanie po kolejnych linijkach podania, mój zaś, próbował wyczytać z jej oczu jakikolwiek cień krytyki, albo chociaż oburzenia,
Ona siedzi za biurkiem i czyta. Ty stoisz. Nie widzisz jej oczu.
Przerwałem jej, choć to nie grzeczne, ale wolałem zrobić to zanim zdoła ubrać w słowa jakąś stanowczą, niemożliwą do zripostowania konkluzję.
Groza! Chyba jeszcze większa, niż przy pisaniu pierwszego podania na kwadrans przed laborką.
- proszę spojrzeć – wskazałem palcem wyrażenie „na prędce” – widzi pani, że wziąłem to w cudzysłów, miałem na myśli przenośnię, z resztą – wskazałem cykl argumentów w nawiasie – sama pani widzi, że w nawiasie wytykam swoje błędy, z którymi się jak widać zgadzam, bo przecież dane były niekompletne i źle rozmieszczone na podaniu.
To w końcu ironiczny mściciel, czy pan-przepraszam-że-żyję?
poczęła kontynuowanie czytania.
Naprawdę je poczęła?
O dziwo, wbrew moim wcześniejszym obawom, słowo „pedantycznie” nie zwróciło jej uwagi.
A nie mówiłem?
Czyżby to była jej znajoma?
Pracują razem. Pewnie trochę się znają.
Serce podskoczyło do samego gardła, gotowe było wyskoczyć na biurko, przeturlać się do ściany, wskoczyć na parapet i rzucić się z okna w samobójczym geście.
Większość ludzi nie reaguje tak na wiadomość, że kobieta przeczyta ich podanie, ale to Twój bohater – Ty tu rządzisz.
Ale przecież nie do końca. Moje podanie ugodziło ich/je/władze uczelni. Udało mi się.
Skąd wiesz, że ugodziło? Bo sekretarka była uśmiechnięta i zapowiedziała wydanie zaświadczenia w przepisowym terminie? A jaką reakcję uznałbyś za znak, że się nie udało?

To tyle w tekście. Błędów ortograficznych nie wskazuję, bo Cordeliane już o nich wspomniała. Abstrahuję od tego, że tekst jest o niczym. Wpis na blog, czy do pamiętnika, nie utwór literacki (fantastyczny, czy nie).

Teraz z odpowiedzi:
czy Ty w ogóle czytasz książki. A jeśli tak, współczuję Ci, musi Cię to szalenie nie satysfakcjonować.
Wiesz, różnica polega na tym, że książki, które czytam, piszą pisarze.
Neularger pisze:lernakow, po co Autor wysłał tekst i czy przyniosło mu to taką czy inną korzyść i czy chciał się na kimś odegrać, jest zupełnie obojętne.
Istotnie, rozpędziłem się. Przepraszam.

EDIT: Oj, widzę, że się spóźniłem i powtarzam.

Awatar użytkownika
troll
Strażniczka Onlajna
Posty: 327
Rejestracja: śr, 06 maja 2009 00:35
Płeć: Kobieta

Post autor: troll »

Widzisz, Cordeliane , bo Ty zapewne ową „siksą” jesteś ;))). A, jeżeli nawet nie, to przecież kobietą! A te wiadomo:
Kobieta? [...] Z resztą, sam fakt, że kobieta, wiele zmienia. Kobiety inaczej postrzegają większość treści, inaczej reagują na aluzje, sugestie, zarzuty, są bardziej wrażliwe? Bardziej obawiają się krytyki?
Nie rozumiesz bełkotu, ironicznego podania? I „tekst jak ta lala” zbywasz jedynie uśmiechem pobłażania. Jak tak można. Wstydź się kobieto, puchu marny! ;)).

Oj, Lernakow czepiasz się takich błahostek.
Reszta to fantazja - nie fantastyka. Końcowa wersja podania nie spełniała żadnego z założeń pisania go (ironia, szpila, kpina, szyderstwo). W dziekanacie nikt normalny by się nim nie przejął - i opisanie sytuacji odmiennej to jedyny aspekt fantastyczny tekstu.
Autor dobrze wie, że tekst nie jest fantastyczny. AluZZ zwyczajnie lubi pisać pamiętniki i pomylił sobie FF z blogiem. Taki mało istotny fakt, jak mętność i nieczytelność tego co napisał, powinieneś zwyczajnie pominąć, (bo i o tym Autor dobrze wie) a jeżeli nie pomijasz to niestety czeka Cię cięta riposta. :)
Rację możesz mieć tylko w kwestii mętności i nieczytelności tekstu, ale znów zastanawia mnie, czy Ty w ogóle czytasz książki. A jeśli tak, współczuję Ci, musi Cię to szalenie nie satysfakcjonować.
Tekst mógł być nudny i mętny, być może nawet nieczytelny. Reszta zarzutów, cóż, EGO sugeruje mi je wyśmiać:)
mimo wszystko dziękuję za nad wyraz konstruktywną krytykę.?
Oj, mało czytasz Lernakow, mało :
z resztą.?


i brak tej satysfakcji, zaprawdę, zwłaszcza w odniesieniu do tekstu Autora. ;)

A teraz kilka uwag merytorycznych.
Parapet korytarza budynku numer jedenaście nie był specjalnie wygodnym miejscem. Niewystarczająco rozłożysty, żebym mógł komfortowo rozmieścić łokcie i estetycznie napisać podanie [...]
Drogi Autorze, jeżeli ten parapet „niewystarczająco rozłożysty” dla bohatera, to proponuję pobliskie drzewo. O, o tam, widać. Stoi. Takie rozłożyste i komfortowe...

Nie specjalnie było mi to na rękę, jako że w sytuacji, w jakiej postawiła mnie powszechna biurokracja, czas działał na moją niekorzyść.
No i mnie jakoś niespecjalnie się zrobiło, zwłaszcza, że muszę przedzierać się przez strasznie zagmatwane zdanie.
Do kolejnych zajęć – które podobno były dość istotnymi – pozostało zaledwie kilka minut. Dystans dzielący mnie od sali laboratoryjnej wynosił około trzech minut, zakładając, że będę szedł pośpiesznie. Kolejne słowa podania pisałem coraz bardziej niedbale, czułem pot występujący na dłonie, długopis ślizgał się po wewnętrznej części palców, czasu było coraz mniej.
Skoro te zajęcia narrator traktuje z przymrużeniem oka, bo tak wynika z kontekstu, to skąd nerwy i cała dramaturgia związana z napisaniem podania? Lernakow Ci to wytknął Autorze, ale jak widzę nie dotarło. O laborce na filologii też już wspomnieli przedpiścy.

Dalej następuje:
uzasadniłem swoją prośbę mniej-więcej takimi słowami:
która wzbierała we mnie przez ostatnie parę-naście „nie”, jakie usłyszałem z jej ust.
O Matko Literaturo i Ojcze Utworze! To „parę-naście” miało być chyba ironiczne, choć blady posmak ironii tu dostrzegam Autorze, niezupełnie dla mnie jasny, ale „mniej-więcej”, to już zupełnie nie do przyjęcia. SJP kłania się już po raz kolejny.

Wracając do bohatera, który podpisuje się pośpiesznie i wyrywa kartkę z zeszytu:
starannie wydarłem ją z noszonego zwykle w kieszeni zeszytu.
Odbiorca dobrze zapamięta tę kieszeń... Wrócę do niej za chwilę.

Zatrzymam się jeszcze na moment:
-Przykro mi, ale nie mogę tego przyjąć – odezwała się kilka sekund później. W oczach nie miała roztargnienia ani współczucia, bardziej pogardę w stosunku do mnie, za bezczelność, którą objawiłem wręczając jej „to”. Nie mogłem mieć jej za złe. A jednak. Czas jakim dysponowałem, nie pozwalał mi na większe oddanie sprawie.
Próbowałem przekonać ją, żeby przymknęła oko na „kilka tych drobnych defektów”, ale okazała się twarda, jak również nieugięta.
Sekretarka co prawda grzecznie odpowiedziała, że nie może przyjąć podania, ale to nie wystarczyło wymagającemu narratorowi. Taki narrator to chce jeszcze współczucia i roztargnienia w oczach. A jak tego nie dostrzegł to widzi zaraz pogardę. Do tego niezdecydowany jakiś, ten cały narrator. Niby nie powinien mieć za złe takiego zachowania pani, (sam przyznaje, że podanie było niechlujne i do bani), ale nagle zamienia zdanie, bo czas go goni i dochodzi do wniosku, że sekretarka powinna nagiąć przepisy do jego widzimisię. A jak nie nagina to „twarda sztuka z niej, a do tego nieugięta”. Nooo, jak twarda i nieugięta zarazem to trzeba wiać panowie!

Bicie serca powoli wracało do normalnego rytmu, choć przez pierwsze kilka sekund po wyjściu z dziekanatu żywiłem nadzieję, że nieugięta sekretarka wyjdzie za mną, że złamię ją w jakiś sposób mój akt dziecięcego zachowania. Niestety. Na klatce schodowej nadzieja opuściła mnie całkowicie. W jej miejscu jednak zrodził się pomysł, ciekawy i bezczelny. Mały, drobny wręcz gest buntu. Nie mogłem bowiem pozwolić sobie na porażkę, na stłamszenie, na nie okazanie odrobiny człowieczeństwa, na, nazwijmy rzecz po imieniu – nagięcie przepisów. Zrozumiałbym to.
Pomijając już nielogiczność takiego postępowania bohatera (bo oczekiwanie, że sekretarka wybiegnie za jednym ze studentów i to jeszcze sprowokowana jego infantylnym zachowaniem jest raczej śmieszne, ale zostawmy sprawę psychologii i logiki) bardzo proszę o wytłumaczenie odbiorcy o co chodzi w tym fragmencie. Niejasny on jakiś i mętny zarówno pod względem gramatycznym jak komunikatywnym. Gubię się już w tym kto miał owe przepisy naginać czy sekretarka czy też narrator?

Przyjrzyjmy się może „tekstowi jak ta lala”
"Zwracam się z uprzejmą prośbą o wydanie zaświadczenia potwierdzającego, iż jestem studentem X roku Filologii Y na wydziale Z Uczelni ???, mieszczącej się na ul. KLM.
Prośbę swoją motywuję potrzebą, jaka zrodziła się w momencie, gdy podczas składania formularzy dotyczących ubiegania się o różnorodne pomoce materialne (stypendium socjalne, na mieszkanie, wyżywienie) ze strony Uczelni, okazało się, iż potrzebuję zaświadczenia potwierdzającego, że pobieram zaliczkę alimentacyjną od „ex-ojca”. Jako, że zaliczki owej nie pobieram (nie utrzymuję kontaktów z ojcem, nie żywię go żadnym ludzkim, pozytywnym uczuciem, a przede wszystkim – nie chcę od niego żadnych pieniędzy, niezależnie od tego, czy mi się należą, czy nie), zmuszony byłem starać się o wznowienie zaliczki alimentacyjnej (została ona wstrzymana, gdy w październiku zeszłego roku zatrudniłem się na budowie, a moje dochody przekroczyły wartość „X” – maksymalną, jaka czyni mnie na tyle biednym, by otrzymywać alimenty).
Niestety, napotkałem przeszkodę, jaką jest nieposiadanie zaświadczenia, które klarownie stwierdza, iż jestem studentem. Owe zaświadczenie mogłem uzyskać dopiero po pierwszym października. Okazało się jednak, że nie jest to takie proste, gdyż należy pierwej napisać podanie z prośbą o wydanie potrzebnego zaświadczenia. Okazało się również, że dokument, jaki należy przygotować, nie może być pisany „na prędce” (arkusz zeszytu A5, nie najpiękniejsze pismo, niebieski długopis, niekompletne dane osobowe i błędne ich rozgospodarowanie), a należy go przygotować starannie i drobiazgowo, wręcz pedantycznie. Postanowiłem więc dać z siebie więcej, chociaż czas, jakim dysponuję (o tym poniżej), nie do końca mi na to pozwala. Mianowicie, na wydanie potrzebnego mi zaświadczenia należy czekać około tygodnia, następnie, na decyzję alimentacyjną kolejne kilka dni, a decyzję ową, wraz z kompletem innych dokumentów należy do szesnastego października złożyć w ręce osób odpowiedzialnych za przyznawanie – bądź nie – stypendiów.
Istnieje więc duża szansa, że nie uda mi się zorganizować kompletu dokumentów potrzebnych do uzyskania pomocy materialnej ze strony Uczelni. Mimo wszystko, nie zważając na błędne koło wszechobecnej biurokracji, która usiłuje zamknąć mnie w sobie i zniszczyć, a przynajmniej zadbać o to, aby brakowało mi środków na utrzymanie, zwracam się z powyższą prośbą i drobiazgowo przygotowanym pismem, oraz b ł a g a m o wydanie mi niezbędnego zaświadczenia w trybie, choćby lekko, delikatnie, minimalnie przyśpieszonym, (ostatecznie – tradycyjnie kilkudniowym). Albowiem z każdą uzyskaną sekundą wzrastają moje szanse na jako-taki żywot w drodze po zaszczytne miejsce w gronie absolwentów Uczelni ???."

Autor rozwieje moje wątpliwości, kto to jest „ex-ojciec”? Słyszałam o eks-mężu, ale o ojcu słyszę po raz pierwszy. Ja rozumiem, że miał być tu wyeksponowany żal do ojca, ale według mnie trochę nietrafnie to wyszło.
Dalej, dlaczego zaświadczenie musi „klarownie stwierdzać”, nie wystarczy, że tylko stwierdza. Ten narrator zachłanny jakiś. Niedobrze... I jeżeli już to „owo” zaświadczenie nie „owe”

należy pierwej napisać podanie z prośbą o wydanie
Autor się nie frasuje, autor pięknie rymuje.

Okazało się jednak, że nie jest to takie proste, gdyż należy pierwej napisać podanie z prośbą o wydanie potrzebnego zaświadczenia. Okazało się również, że dokument, jaki należy przygotować, [...]
Powtórzenia, to po pierwsze, a po drugie dlaczego ten bohater taki oburzony, że dokument trzeba przygotować? Normalna rzecz, moim zdaniem.

No dochodzimy do wspomnianej wcześniej kieszeni.
(arkusz zeszytu A5, nie najpiękniejsze pismo, niebieski długopis, niekompletne dane osobowe i błędne ich rozgospodarowanie)
Arkusz zeszytu A5 to według standardu 148mm x 210mm. Bohater wyrywa kartkę z zeszytu noszonego zwykle w kieszeni. No swoją drogą to dość spora ta kieszeń moim zdaniem. ;)
Może to zbytnie czepialstwo, bo nie twierdzę, że takich kieszeni nie ma. Są pewnie w kurtkach, czy czymś takim. Bohater przebywa jednak wewnątrz pomieszczenia, tuż przed drzwiami dziekanatu, więc prawdopodobnie nie ma na sobie odzienia wierzchniego, a w kieszeniach spodni to ciężko się, proszę Autora, taki zeszyt mieści. Trochę to nieprecyzyjne, jak na mój gust. Należałoby inaczej skonstruować zdanie z kieszenią.

I wreszcie kwestia „siksy” , inaczej sekretarką zwanej.
Ja wcale nie powiedziałam panu, że podanie było napisane „na prędce” – uniosła wzrok ponad czytany dokument. – Zarzuca mi pan, że tak właśnie powiedziałam?
Przerwałem jej, choć to nie grzeczne, ale wolałem zrobić to zanim zdoła ubrać w słowa jakąś stanowczą, niemożliwą do zripostowania konkluzję.
- proszę spojrzeć – wskazałem palcem wyrażenie „na prędce” – widzi pani, że wziąłem to w cudzysłów, miałem na myśli przenośnię, z resztą – wskazałem cykl argumentów w nawiasie
No Autorze, skoro ta biedna sekretarka zobaczyła „na prędce”, miast „naprędce”, to może dlatego tak wznosiła wzrok ku niebu? Biedaczyna nie mogła się nadziwić. A nie dość, że rzucono jej w twarz „na prędce” to jeszcze musiała przełknąć „z resztą” niemal w tym samym czasie, to bidulka
Zwątpiła. Spuściła wzrok i poczęła kontynuowanie czytania.
sama pani widzi, że w nawiasie wytykam swoje błędy, z którymi się jak widać zgadzam, bo przecież dane były niekompletne i źle rozmieszczone na podaniu.
Co racja, to racja własne błędy należy wytykać. ;))


Wreszcie po dokonaniu zemsty
Musiałem dokonać zemsty, nie koniecznie krwawej, ale odrobinę chociażby satysfakcjonującej.
bo przecież:
Odszedłem z uśmiechem na ustach. Końcowy bilans wynosił remis.


bohater zaprzyjaźnił się na śmierć i życie z sekretarką.
Zamieniliśmy jeszcze kilka ciepłych zdań i wyszedłem z dziekanatu – z zaświadczeniem w ręce.
A więc wygrałem, udało mi się, pokonałem ich – tak przynajmniej to sobie tłumaczyłem.
Ale oprócz tego zwróciłem uwagę na jeszcze jedną rzecz, sposób w jaki tego dnia traktowała mnie sekretarka. Życzliwie, chętnie, była wręcz skora do pomocy. I nie chodziło o wymuszoną życzliwość. Po prostu poznała się na mnie, a ja na niej. Można powiedzieć, że zaprzyjaźniliśmy się.
Ach ci studenci i sekretarki, jednego dnia nienawiść i pogarda, a drugiego proszę ...

Ufff. Przebrnęłam przez tekst, ale zmęczyłam się okrutnie. Reszta refleksji za chwilę kiedy trochę odsapnę.

Edit: Ja to chyba jestem spóźniona podwójnie ;)) Ech... Trudno.
Ostatnio zmieniony pn, 12 paź 2009 16:41 przez troll, łącznie zmieniany 1 raz.
„Najcenniejszym darem dla dobrego pisarza jest wewnętrzny, odporny na wstrząsy wykrywacz gówna”
E. Hemingway

Awatar użytkownika
e Eridani
Mamun
Posty: 167
Rejestracja: pn, 21 wrz 2009 11:38

Post autor: e Eridani »

"Romansopisarz powinien dążyć nie do tego, by opisywać wielkie wydarzenia, lecz by małe czynić interesującymi." Arthur Schopenhauer

Czyżby chodziło Ci o ten cytat, Autorze?
I want to be an idealist, but I just Kant.

AluZZ
Sepulka
Posty: 35
Rejestracja: ndz, 07 gru 2008 16:28

Post autor: AluZZ »

Kurcze, chciałem, i mam:) Muszę Wam powiedzieć, że łapanki czyta mi się z o wiele szerszym uśmiechem niż ogólnikowe komentarze:P
Błędów zostało wytkniętych mnóstwo, tak dużo, że nie mam siły się o nie spierać. Siły i prawdę mówiąc racji. Podobało mi się.
Jako, że nie mam nic na swoją obronę, pozostaję mi przytaknąć. Przegrałem. Nie pierwszy i nie ostatni raz z resztą. Ale spokojnie moi drodzy. Jako, że na zamieszczenie kolejnego tekstu mam co najmniej miesiąc, dopracuję go, bardzo bardzo.
e, Eridani, tak o ten cytat chodziło. Romansopisarz... zapomniałem, że występuje tam takie słowo:P
Kurde, mam nadzieję, że w przeciągu miesiąca zapomnicie o tej błazenadzie:D

rubens
Jak dla mnie efektem pracy były trzy ostatnie łapanki:) Ogólnikowa krytyka nie trafia do mnie nazbyt. Powiedzmy, że jestem z tych, którym bardzo obrazowo trzeba wytknąć błąd, żeby weń uwierzyli.

EDIT: literówka
Istnieje szansa, że zrozumieją? Nigdy. Żadna.

Who dat? Who dat? http://www.myspace.com/aluzzz

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

AluZZ pisze: Jak dla mnie efektem pracy były trzy ostatnie łapanki:) Ogólnikowa krytyka nie trafia do mnie nazbyt.
No cóż, skoro informację o tym na przykład, że powinieneś zwrócić uwagę na rozłączną i rozłączną pisownię traktujesz jako ogólnikową krytykę... Czytelnicy nie są po to, aby zakreślać na czerwono wszystkie niepoprawne frazy. Ja zakładam optymistycznie, że jeśli ktoś tu zamieszcza tekst, to z chęcią usłyszenia opinii innych i nauczenia się czegoś. Czytając informację na temat ortografii na Twoim miejscu przejrzałabym raczej (z SJP w ręku) tekst pod tym kątem, a nie odrzucała krytyki jako "ogólnikową". Cieszę się, że komuś się chciało wytknąć Ci potem bardzo konkretnie miejsca, o których myślałam (i tak nie wszystkie zresztą), bo mnie się po prostu nie chciało. Założyłam, że jeśli zależy Ci na ulepszaniu warsztatu, to sam sobie moją uwagę zweryfikujesz przy minimalnym wysiłku - a i na zdrowie wychodzi, jak się samemu dojdzie gdzie konkretnie był błąd, bo łatwiej potem zapamiętać regułę. Cóż, rozczarowałam się.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
rubens
Fargi
Posty: 437
Rejestracja: sob, 23 lut 2008 00:00

Post autor: rubens »

Drogi panie Autorze!

Z przykrością przeczytałem Pański post, stwierdzający o niewystarczającej ścisłości i złożoności mojego komentarza. Chciałem zaznaczyć, iż wysyłając jakikolwiek tekst do jakiegokolwiek czasopisma/redakcji/edytora tzw. "łapanki" Pan nie otrzyma. Odrzucając więc moją chęć podzielenia się z Panem uwagami, wywarł Pan na mnie decyzję o definitywnym pomijaniu Pańskich tekstów w jakiejkolwiek części tego forum i poza nim, w związku z moją niegodnością i brakiem kwalifikacji.
Mam nadzieję, że to, jakże obrazowe i czytelne pismo trafi do Pana i zrozumie Pan jego, jakże skomplikowaną przecież, treść.

Z pełnym uznaniem i ufnością w Pański talent czytelniczy,
rubens

MSPANC
Niecierpliwy dostaje mniej.

AluZZ
Sepulka
Posty: 35
Rejestracja: ndz, 07 gru 2008 16:28

Post autor: AluZZ »

rubens pisze: Z przykrością przeczytałem Pański post, stwierdzający o niewystarczającej ścisłości i złożoności mojego komentarza.
Nie wiem, czy to istotne, ale napisałem wyraźnie, że trzy ostatnie łapanki były według mnie nakładem pracy. Trzy, hmmm, licząc łapanki, to były tylko trzy, w tym pierwsza od Ciebie. Doceniłem Twoją pracę. Komentarz, który napisałem do Ciebie, dotyczył tego:
rubens pisze:ed: Ja też lubię to forum, ale niektórzy autorzy próbują robić z siebie lepszych, niż w rzeczywistości są, na krytykę odpowiadając atakiem w użytkownika, który poświęcił czas, by przeczytać efekt ich pracy. A to nie jest dobra cecha.


Broniłeś lernakowa prawdopodobnie, lub podzielałeś jego zdanie, nie istotne. Ja odniosłem się do niego, nie do Ciebie drogi rubensie.

Ale w pełni rozumiem Twoją decyzję i doceniam fakt, że podzieliłeś się nią ze mną. Dała mi do myślenia. Dziękuję.
Istnieje szansa, że zrozumieją? Nigdy. Żadna.

Who dat? Who dat? http://www.myspace.com/aluzzz

Awatar użytkownika
hundzia
Złomek forumowy
Posty: 4054
Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
Płeć: Kobieta

Post autor: hundzia »

Te wszystkie "drogi" "Panie", "Ci", Tobie", nieodmiennie przyprawiają mnie o skurcze przepony. Rubensie, Trolliszcze, padam do nóżek za edukacyjną ucztę :D

EDIT: bo NMSP
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę

Zablokowany