Przebudzony

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Rastaman
Mamun
Posty: 184
Rejestracja: śr, 05 gru 2007 15:06

Przebudzony

Post autor: Rastaman »

I tak oto, po raz kolejny, oddaje się dobrowolnie pod ciężki topór oceny forumowiczów. Oświadczam, że robię to z własnej i nieprzymuszonej woli, w pełni władz umysłowych i świadom podążających za tym konsekwencji.



Serafin Michał wszedł do namiotu zrzucając z siebie napierśnik. Odpasał miecz, który także rzucił w kąt i podszedł do stolika z mapami. Oparł się na nim i skupił wzrok na zwojach pergaminu.
- Co jest jeszcze nie tak? - powiedział do siebie i pogrzebał dłonią w zwojach. Przyglądał im się uparcie przez dłuższą chwilę. Płachta namiotu zaszeleściła. Archanioł odwrócił się. W wejściu stał anioł Gabriel. Jego szata była splamiona czarną krwią. Michał odwrócił się ponownie do stolika i zrzucił z niego mapy.
- Czemu się złościsz, bracie? - Gabriel zasłonił są sobą wejście do namiotu i przeszedł całą jego długość, by usiąść na szerokim krześle. Michał nie spuszczał z niego teraz wzroku. Na jego twarzy malował się delikatny grymas złości. Wytatuowane od piersi po skroń płomienie zajęły się ogniem.
-Ponosimy straty! - zagrzmiał waląc pięścią w stolik. Z przedramienia sypnęły się płomienie. Gabriel podniósł delikatnie wzrok – Sammael zwycięża w każdej sekundzie! Nie mam serca dalej poświęcać moich braci! Pan za bardzo...
- Nie masz prawa osądzać Pana! - Gabriel podniósł się gwałtownie z krzesła i podszedł do Michała. Położył mu rękę na ramieniu. Zniżył głos prawie do szeptu – Pan kocha wszystkie swoje dzieci, Michale. My też nimi jesteśmy...
- Tak... Wiem... - archanioł zdjął dłoń Gabriela ze swojego ramienia. Zwrócił ku niemu twarz. Tatuaż przestał płonąć. - Wybacz mi, bracie. Chwila słabości...
- Wybaczam – Gabriel uśmiechnął się serdecznie i ruszył w stronę krzesła. Opadł na nie ciężko. Odruchowo poprawił szatę i grymas obrzydzenia lekko skrzywił mu twarz.
- Jak ja to sczyszczę? - mruknął niby do siebie, ale uśmiechnął się i popatrzył na Michała. Archanioł jednak nie patrzył na niego. Oparł się biodrami o stolik. Bawił się płomykami, obracając je między palcami. Z zadumy wyrwał go szelest poły wejściowej namiotu. Michał popatrzył w stronę wejścia. W progu przyklęknął anioł w srebrnej szacie zakuty częściowo w zbroję, która nieudolnie ukrywała jego potężne mięśnie.
- Czcigodna Pochodnio Pana... - zaczął anioł i ostrożnie spojrzał na Michała. Archanioł skinął głową. Anielski żołnierz wstał – Archaniele Michale, przybył Głos Pana.
Gabriel zerwał się z krzesła i wykonując kilka długich kroków stanął obok Michała. Patrzył ze zdumieniem to na posłańca, to na archanioła.
- Metatron?! Tutaj?! Ale...- wykrzyknął zdziwiony. Michał podniósł otwartą dłoń uciszając natychmiast Gabriela. Archanioł popatrzył na posłańca.
- Przyprowadź Głos Pana, Nathanielu – posłaniec ukłonił się głęboko i zniknął za wejściem do namiotu. Michał natychmiast założył swój złoty napierśnik i przypasał potężny miecz. Podniósł z ziemi mapy i położył je na stoliku. Odwrócił się do wejścia, kiedy akurat grupa aniołów wylądowała przed namiotem, wzbijając w powietrze tumany kurzu. W wejściu pojawili się dwaj wysocy i szczupli aniołowie ubrani w czerwono złote szaty. Nie nosili zbroi. Na głowy jednak naciągnięte mieli głębokie kaptury skrywające ich twarze. Cztery pary potężnych, metalicznie połyskujących skrzydeł ledwo mieściły się pod sklepieniem namiotu. Stanęli przy wejściu po jego obu stronach. Jeden z nich odchylił połę namiotu. W wejściu pojawił się anioł w złotej szacie z czerwonymi wykończeniami i czerwono złotym kapturem na głowie. Z jego pleców nie wystawały skrzydła. Odchylił kaptur, ukazując długie, grube i srebrne włosy sięgające poza łopatki. Niebieskie bystre oczy omiotły wnętrze namiotu i spoczęły na Michale i Gabrielu. Miał obojętny wyraz twarzy. Rozejrzał się jeszcze raz.
- Macie na czym usiąść, czy przez cały boży dzień stoicie na nogach? - Metatron uśmiechnął się serdecznie i klasnął w ręce. Jeden z zakapturzonych aniołów stojących przy wejściu przeszedł przez całą długość namiotu i przystawił Metatronowi jedyne krzesło w pomieszczeniu. Głos Pana natychmiast na nim usiadł. Delikatnie poprawiał się przez chwilę, po czym ponownie spojrzał na Michała i Gabriela uśmiechając się.
- Macie bardzo twarde krzesła... Iście spartańskie warunki, bracia...
- To jest wojna, o potężny – odparł zgryźliwie Michał, jednakże mówiąc to, skłonił się nisko, unikając wzroku Metatrona – Niepotrzebna nam, żołnierzom Pana, wygoda.
- Już niedługo, bracie Michale – Głos Pana oparł łokcie na poręczach krzesła i podparł podbródek na dłoniach. Wyraźnie rozkoszował się, widząc zszokowany wzrok Michała i Gabriela – Nasz wspaniały Stwórca i kochający Ojciec prosi was o zaprzestanie działań wojennych. Prosi również, abyście wystawili obrońców po drugiej strony bramy i odstąpili od zdobywania Przedsionka Piekieł...
- Ale... - zaczął Michał, jednak widząc podniesioną dłoń Metatrona, natychmiast zamilkł i po chwili dodał – Oczywiście. Co tylko Najwyższy rozkaże...
- Macie także odstąpić od Międzybramia, bracie Michale. Najwyższy twierdzi, że Międzybramnik poradzi sobie z Upadłymi na tym terenie.
Pochodnia Pana nie wytrzymał. Ruszył w kierunku Metatrona z obrażoną miną. Jego tatuaż zapłonął. Nie zrobił jednak kroku, kiedy drogę zagrodzili mu zakapturzeni aniołowie, krzyżując na jego piersi swoje miecze. Michał popatrzył gniewnie na Metatrona. Jego włosy stanęły w ogniu.
- To nie jest rozkaz Pana! - krzyknął celując palcem na Głos Pana. Gabriel położył mu dłoń na ramieniu. Michał warknął – Najwyższy wie, czym grozi odstąpienie od Bram Międzybramia! Nie wydałby takiego rozkazu!
- Michale! - krzyknął przerażony Gabriel i spojrzał niepewnie na Metatrona. Ten jednak cały czas uśmiechał się wesoło i serdecznie. Podniósł się jednak i z kieszeni szaty wyjął zwinięty i opieczętowany pergamin.
- Czy mam ci go oficjalnie odczytać, Pochodnio? - Metatron położył palec na pieczęci – czy mam postąpić zgodnie z procedurami i zhańbić twoje imię Wodza przed setkami tysięcy naszych braci? Czy może po prostu wykonasz rozkazy? - Głos Pana przerwał na moment i spojrzał na Michała, po czym ciągnął dalej – gdybym potrafił walczyć jak wy, rzuciłbym się z wami w wir walki z tym plugastwem. Nie po to jednak Najwyższy powołał mnie do służby ku Jego chwale. Wiesz doskonale, Michale, że nie kłamię. Mógłbym dać te rozkazy na piśmie i pozwolić ci na rozerwanie pieczęci. Wiesz jednak doskonale, co by się wtedy stało. Oszczędzam ci tego, bo jesteś moim bratem. Obaj byliśmy przy Stworzeniu, Chwale i Wygnaniu.
Metatron odwrócił się do nich plecami i ruszył w kierunku wyjścia. Nie spojrzał na nich. Zakapturzeni aniołowie odstąpili od Michała, którego płomienie zgasły. Z jego policzka unosiła się delikatna smużka dymu.
- Dlaczego? Możesz mi to powiedzieć, bracie? - w głosie Michała słychać było rozgoryczenie. Metatron nie odwrócił się. Zatrzymał się w wejściu.
- Nie mogę, Michale... - zamilkł na chwilę, odchrząknął – budzą twojego przyjaciela, bracie. Jedynego, który nie uczestniczył w Stworzeniu i Chwale...
Michał zamarł w bezruchu. Metatron podniósł dłoń na pożegnanie i zniknął za wejściem do namiotu. Michał przeszedł parę kroków i ciężko opadł na krzesło. Gabriel patrzył na niego przerażony.
- Obudzą go... O Panie... Po tylu eonach... - Michał mruczał pod nosem drżącym głosem. Gabriel przypatrywał mu się z troską.


Dzień był piękny. Jak każdy tego lata zresztą. Ciepło. Lekki wietrzyk od zachodu. Drzewa rzucały piękny cień na dróżki w sadzie. W powietrzu unosił się ostry zapach kwiatów wiśni. Wiatr zrzucał ich płatki na ziemię i przy okazji na twarz Gabriela, który spał w cieniu zmęczony szarą i bezwonną codziennością. Zmęczony swoim dotychczasowym życiem, w którym nic się nie dzieje. Nic dosłownie. W czasie roku szkolnego mieszka normalnie w swoim mieszkaniu, bo rodziców nie ma... Wakacje spędza właśnie w tym sadzie tak mu bliskim. Bliższym niż rodzice. Odkąd tylko sięgał pamięcią, to tutaj właśnie spędzał najpiękniejsze chwile swojego dotychczasowego życia. Jeszcze do niedawna to właśnie w tym sadzie rozmawiał z dziadkiem, z rodzicami, gdy jeszcze żyli. A teraz? Teraz śpi sam w pustym sadzie, gdzie tylko wiatr zdaje się z nim rozmawiać o czymkolwiek.
Nagle mocniejszy powiew porwał kwiaty wiśni z drzew i poniósł je parę metrów dalej. Słońce mogło się teraz bez problemu przebić i świecić prosto w twarz Gabriela. Chłopak kichnął głośno i obudził się.
- Dzięki aniołki… - powiedział z uśmiechem na twarzy, jednocześnie się przeciągając – Subtelnie żeście mnie obudzili…
- Gabryś! – usłyszał z głębi sadu.
- Tak?! – odkrzyknął.
- Chodź już, bo obiad na stole!
Tak, to krzyczała jego siostra cioteczna, która bardzo często spędzała wakacje u dziadków razem z nim. Lubił ją bardzo. Miła, uczynna, uprzejma, pomocna, wesoła, inteligentna, ładna i przede wszystkim normalna. Nie to co inne dziewczyny w ich wieku. Wypicowane, sianogłowe blondyneczki w różowiutkich uniformach, które lecą na wypchany portfelik dzianych rodziców. Gabriel aż się skrzywił na samą myśl i przyspieszył trochę kroku. W połowie drogi natknął się na swoją siostrę.
- Rzeknij Zuzanno, cóż za… - nie dokończył, gdyż dostał otwartą dłonią w tył głowy.
- Nie mów do mnie “Zuzanna” – krzyknęła siostra Gabriela – Wiesz, że tego nie lubię…
- Dobrze, Zuziu… Przepraszam, ale ty się tak ładnie denerwujesz…
- A kopnął cię ktoś kiedyś w coś? – spytała Zuza z niebezpiecznym uśmiechem na twarzy.
- Dobra! Rozumiem! Kapituluję! – odparł Gabriel, podnosząc ręce do góry. Jego siostra odeszła kawałek. Zatrzymał się. Nikły, obszerny cień szybko przesunął się po ziemi. Spojrzał niepewnie w niebo. Zupełnie bezchmurne. Może mu się tylko zdawało. To tylko oczy płatały mu figla, podrażnione mocnym światłem letniego dnia. Pokręcił głową z uśmiechem i ruszył za Zuzanną, doganiając ją po chwili.


Wysoki i dobrze zbudowany anioł w czarnej szacie wkroczył do wielkiej sali, rozpychając na boki potężne wrota. Nie zadał sobie trudu zamknięcia ich ponownie za sobą. Zatrzymał się kilka kroków za progiem. Rozejrzał się powoli wokoło. Jego czarne, długie do pasa włosy sunęły w powietrzu. Anioł uśmiechnął się do siebie i wyłamał przed sobą palce. Rozpostarł parę metalicznych skrzydeł i zatrzepotał nimi parę razy. Zgrzyty metalu rozniosły się po sali. Anioł roześmiał się wesoło. Złożył skrzydła na plecach. Zdjął kaptur z głowy ukazując twarz o mocnych rysach i śniadej cerze. Niebieskie oczy błyszczały wesoło.
- Dziecko... - rozległ się głos. Anioł uśmiechnął się jeszcze szerzej i spojrzał przed siebie. Głos dobiegał od wielkiego tronu praktycznie ukrytego w światłości. Anioł nie zmrużył nawet oczu. Śmiało podszedł bliżej i przyklęknął na jedno kolano. Pochylił głowę. Uśmiech nie znikał mu z twarzy.
- Ojcze... - powiedział anioł ochrypłym głosem. Światłość spłynęła na niego. Chwilę jeszcze klęczał przed tronem. Po chwili podniósł wzrok. Uśmiech nie znikał mu z twarzy. - Rozumiem ojcze. Wola Twoja! Pobłogosław mnie, Ojcze...
Anioł ponownie pochylił głowę. Światłość spłynęła na niego po raz drugi. Podniósł się. Ukłonił nisko i ruszył w kierunku wielkich drzwi, które pozostawały cały czas otwarte. W progu przystanął. Nie obejrzał się. Zarzucił kaptur na głowę. Wyciągnął ręce na boki i rozpostarł skrzydła. Złote płomienie pochłonęły jego postać i znikł.


- Nie rozumiem! - krzyknął Gabriel, patrząc jak Michał ostrzy swój miecz, siedząc na małym złotym stołku pośrodku wielkiej zbrojowni. Anioł nawet nie podniósł głowy. Po jego jasnych brwiach przebiegły płomienie. Zacisnął mocniej dłonie na osełce. Gabriel cofnął się o krok, spodziewając się wybuchu gniewu Michała. Ten jednak podniósł na niego oczy i uśmiechnął się ponuro.
- Nie rozumiesz, bracie Gabrielu? - Michał wyprostował się i zarzucił na siebie zbroję, przypasał miecz. - Pan odwołuje wojska anielskie od walki. Sammael urósł w siłę w ciągu tylko jednego stulecia prawie dwukrotnie, a ja, Boska Pochodnia, generał anielskich wojsk muszę na to patrzeć z boku. Zza Bramy. Na dodatek budzi się ten, którego Pan powołał po Wygnaniu a przy Upadku, łącznie z Siedmioma Zwierzchnościami. - przerwał i popatrzył w sufit. Zamknął na chwilę oczy, jakby to sobie przypominał – Jesteś młodszy ode mnie, Gabrielu, więc nie pamiętasz dokładnie pogromu pierworodnych w Egipcie. Dowodziłem wtedy małą grupą. On także wtedy tam był. Ostatni raz... Nie z rozkazu...
- Zszedł na Ziemię bez rozkazu?! - Gabriel nie mógł uwierzyć w te słowa. Przysiadł ciężko na stołku, na którym wcześniej Michał ostrzył miecz. Archanioł popatrzył na niego i uśmiechnął się.
- Tak... Bez rozkazu. Dla samej czystej zabawy – Michał zaśmiał się i pokręcił głową z rezygnacją – Nigdy nie widziałem tak niesubordynowanego anioła. Nigdy... - zawiesił głos na moment zastanawiając się nad słowami – Nigdy nie widziałem też tak silnego anioła. Kiedy my zsyłaliśmy plagi, on, sam jeden, wyciął w pień bożków egipskich.
- Abaddon – powiedział Gabriel mocno drżącym głosem. Michał pokiwał w milczeniu głową. Zapadła cisza. Aniołowie stali naprzeciwko siebie bez słów.
- Myślisz ,że... - odezwał się w końcu Gabriel. Michał pokręcił głową.
- Nie wiem, bracie...
Lucyfer nie wiedział, co ze sobą zrobić. Co zrobić z Międzybramiem. Był odkupiony. Miał rozkazy. Miał własną wolę i rozum. Anielską siłę i diabelskie sztuczki w zanadrzu. Jednak nie mógł się przyłączyć do Upadłych, mając po drugiej stronie zastępy aniołów. Nie mógł też dołączyć do wojska bożego, nie ryzykując gniewu Sammaela.
- Panie? - Lucyfer obejrzał się za siebie. Przyklęknął przed nim szczupły i przystojny młodzieniec o wiecznie roześmianej twarzy i bystrych oczach. Lucyfer skinął delikatnie głową. Młodzieniec podniósł się – Demony przechodzą przez Ziemską Bramę. Całymi legionami.
- Tak, wiem, Hermesie – Lucyfer zasępił się i przejechał dłonią po twarzy. Był wyraźnie zmęczony i zatroskany.
- Czy nie powinniśmy... - zaczął Hermes, jednak Międzybramnik przerwał mu ruchem dłoni. Hermes ponownie upadł na jedno kolano i pochylił głowę. Lucyfer przeszedł obok niego i wyszedł na taras swojego skromnego pałacu. Przed jego oczami rozciągały się suche i jałowe pola Międzybramia, neutralnej przestrzeni zawieszonej między Niebem, Piekłem, Czyśćcem i Ziemią. W kierunku Wschodniej Bramy, Ziemskiej Bramy, wędrowały legiony demonów i kilku wyższych rangą Lilithów. Lucyfer odwrócił się do nadal klęczącego Hermesa.
- Nie powinniśmy, chłopcze. - Międzybramnik oparł się dłonią o filar – Jedyny wycofał wojska za swoją bramę i postawił je w stan gotowości. Stwórca musi coś planować.
Lucyfer przeszedł przez swoją komnatę i siadł w głębokim fotelu naprzeciw Hermesa. Oparł głowę na prawej dłoni. Hermes wstał i ukłonił się nisko Lucyferowi. Skierował się do wyjścia. Otwierał drzwi, kiedy potężny szczęk łańcuchów odbił się od ścian komnaty Lucyfera. Hermes natychmiast wybiegł na taras.
- Panie! - zawołał, nie odwracając głowy w stronę Lucyfera. Międzybramnik podniósł na niego wzrok – Podejdź tu, panie. Szybko!
Lucyfer wstał z miejsca i wyszedł na taras. Oparł się o jeden z filarów i popatrzył wyczekująco na Hermesa. Młodzieniec wskazał mu dłonią kierunek, w którym powinien patrzeć. Lucyfer skierował wzrok we wskazane miejsce. Z Bramy Niebios opadły łańcuchy i anielskie pieczęcie. Wrota otworzyły się skrzypiąc. Międzybramnik szybko spojrzał na legiony demonów. Zdawały się nie zauważać ruchu po anielskiej stronie. Wrota Nieba zamknęły się. Przed nimi stał mężczyzna odziany w czarną szatę z naciągniętym kapturem na głowie. Rozglądał się przez chwilę. Po chwili z jego pleców wyrosły dwie pary czarny skrzydeł, a spod kaptura wystrzelił czerwony płomień. Uniósł się w powietrze i dogonił tylną kolumnę Piekielnych Legionów. Hermes popatrzył zdumiony na Lucyfera. Miedzybramnik wyglądał na jeszcze bardziej zdumionego.
- Czy to Niewymowny, panie? A może Strażnik?
- Nie, Hermesie... - Lucyfer nie mógł oderwać oczu od nieznanego mu anioła. Obserwował go. - Niewymowni nie wychodzą za bramę bez Gabriela. Strażnicy noszą fioletowe szaty, ale im nie wolno opuścić posterunków.
- Więc kto z taką łatwością potrafi wtopić się w tłum demonów, nieczystych, wychodząc z Bramy, którą przekroczyć mogą tylko nieskalani?! - Hermes był wyraźnie podniecony tym wydarzeniem. Nie patrzył już na anioła. Zwrócił swój głodny informacji wzrok na Lucyfera. Ten jednak milczał przez dłuższy czas. Odezwał się dopiero, kiedy fałszywy demon znikł za Ziemską Bramą.
- Nie wiem, Hermesie... - Lucyfer zwrócił twarz ku swojemu posłańcowi. Troska i zmęczenie znikły z niej bezpowrotnie – Nikt nie przychodzi mi na myśl. Nawet Zwierzchności nie mogą uczynić takiej sztuki. Zostaliby skalani. Umazani brudem, którego nie można się pozbyć. Popatrz... - to mówiąc Lucyfer rozpostarł swoje potężne cztery pary skrzydeł. Ich końce były czarne jak smoła. Miały pozlepiane pióra – To kara, jaką nałożyli na siebie sami aniołowie. Żaden z nas nie wejdzie z powrotem do Nieba z brudem na skrzydłach. To one są znakiem jego wiary, miłości i mocy.
- Więc kto? - nie dawał za wygraną Hermes.
- Nie wiem... naprawdę nie wiem... - Lucyfer pokręcił głową i wbił wzrok w zamkniętą już Ziemską Bramę – Mam tylko nadzieję, że wie co robi...


Nad miasto napłynęły burzowe chmury. Do niedawna czyste niebo zasnuł czarny, kłębiasty aksamit chmur. Co jakiś czas przechodniów dochodziły pomruki grzmotów. Ludzie na ulicach przyspieszyli kroku, by jak najszybciej uciec przed nadchodzącym deszczem. Ponad chmurami jednak działy się rzeczy, o których nikt z uciekających przed pierwszymi kroplami deszczu nie miał pojęcia.
- Odstąpił!! - ryczał jeden z potężnych Lilithów ponad tłumem demonów w bezkształtnych, zwiewnych formach. Grzmot przetoczył się ponad legionami – Ziemia i dusze tych małp są nasze! Każda, nawet najbardziej święta! Stróżowie wrócili do Nieba, mamy wolną drogę! W imię piekielnego ojca Sammaela!
Ryk demonów zmieszał się z ponownym grzmotem. Twarze Lilithów rozświetliła błyskawica. Demony zaczęły znikać pod chmurami. Na miejscu pozostali tylko dwaj Lilithci.
- Bardzo ładna mowa, bracie – powiedział jeden z nich, szczerząc kły w uśmiechu. Drugi z Lilithów popatrzył na niego podejrzliwie i przysunął się do niego, prawie dotykając go nosem.
- Ładna mowa?! Bracie?! - powtórzył wściekle. Spojrzał pierwszemu prosto w oczy i sięgnął po przypasany do boku miecz – Kim jesteś, psie?!
- Czy to ważne... Bracie... - ostatnie słowo przysporzyło nieznajomemu wielu trudności. Zgrabnym ruchem odrzucił z głowy kaptur. Oczom Lilitha ukazał się twarz nieznajomego w połowie zakryta przez ludzką czaszkę. Z jej oczodołu wyzierał czarny płomień liżący jednym z języków czoło czaszki. - Dla ciebie mogę być... hm... Anielskim psem, pomiotem Stwórcy, skrzydlatym gównem i czym tylko chcesz. To nic nie zmieni. I tak zostaniesz odesłany w Otchłań!
Demon roześmiał się głośno, uśmiechnął paskudnie i machnął mieczem w kierunku szyi nieznajomego. Jego klinga jednak skruszyła się, napotykając na skrzydło nieznajomego, które w mgnieniu oka znalazło się przed nim. Nieznajomy uśmiechnął się i wyprowadził potężne cięcie z biodra. Głowa Lilitha spadła z karku i wpadła w chmury. Ciało demona skruszyło się, a jego cząstki porwał wiatr. Nieznajomy przemienił się. Jego szata ponownie była nieprzenikliwie czarna, a skrzydła odzyskały swój metaliczny wygląd. Czarne włosy sięgnęły pasa, a niebieskie oczy ponownie spoglądały na wszystko z naturalną sobie przenikliwością. Maskę z czaszki skruszył w dłoni. Miecz zaczepił w pochwie między skrzydłami.
- A teraz znajdź odpowiedniego syna Adama... - powiedział do siebie anioł i wraz z błyskawicą sfrunął na zalane deszczem ulice. Stanął na chodniku obok przystanku autobusowego. Mając na sobie ludzkie ubranie, nie wyróżniał się z tłumu. Skrzydła znikły ponownie. Poruszył głową na boki. Kręgi zachrupały.
- Twoja wola, Ojcze - mruknął do siebie i głośno kichnął – Nie lubię tej skorupy.
Nieznajomy zaczął się dyskretnie rozglądać po ulicy. Pustki wywołane nagłą burzą wcale mu nie pomagały. Postawił do góry kołnierz swojej skórzanej kurtki. Ruszył do przodu i znikł.


Metatron wszedł do sali tronowej Stwórcy. Zatrzasnął za sobą jedno skrzydło wielkich wrót. Powoli podszedł do stóp Jego tronu i przyklęknął, pochylając głowę.
- Wzywałeś mnie, Panie, oto jestem. - powiedział anioł spokojnym głosem. Pełne ciepła światło wypełniło komnatę. Metatron przymknął oczy, czując dłoń Boga na swojej głowie. Światło odpłynęło. Nastała cisza. Tylko odgłos oddechu Metatrona odbijał się echem po pustej komnacie. Anioł wstał z klęczek i ukłonił się nisko w pas – Twoja wola, Panie mój i Mistrzu!
Wolno wyszedł z sali, zamykając za sobą drzwi.


Metatron w otoczeniu podległego mu chóru Tronów stał na podwyższeniu. U jego stóp roztaczało się morze aniołów. W pierwszych szeregach stali dowódcy poszczególnych chórów i wewnątrzchóralnych grup.
- Wielu z was... - zaczął powoli Metatron – Pamięta doskonale Stworzenie, Upadek i Wygnanie.
Morze głów zakołysało się na potwierdzenie słów. Michał wbił zdumiony wzrok w Metatrona. Ten jednak ciągnął dalej – Większość jednak pamięta czasy od Odkupienia Dzieci! Dla tych właśnie śpieszę z wyjaśnieniami. Otóż Pan nasz, największy Ojciec i Nieskończone Dobroć i Miłosierdzie, postanowił zakończyć toczoną przez nas bitwę.
Przez tłum przeszedł potężny szum podobny wzburzonemu morzu. Michał uśmiechnął się, widząc zdumiony i utkwiony w niego wzrok Gabriela.
- To nie będzie Armagedon, bracie. - Michał bezwiednie pogładził głównie swojego miecza – Raczej jego Prolog albo może przedsmak. Posłuchaj...
- Na Ziemię został zesłany przez Pana anioł, jeden z Pierwszych. Jeden z najpotężniejszych z nas, bracia. Abaddon! Niszczyciel! Zbudzony – Metatron stopniowo podnosił głos, by przekrzyczeć szumiący tłum aniołów – Zbudzony do czynu, który już raz popełnił. Do strącenia Sammaela! Do zakończenia rządów jego na Ziemi! Dlatego każdemu z was, bracia, zakazano zejścia pośród ludzi! Każdemu z was! Jednak niewielka grupa opuści niebo, by móc pomagać naszemu bratu Abaddonowi! Michale, Gabrielu, Rafale! To wy pójdziecie na Ziemię!


Deszcz nie przestawał padać. Zapowiadało się na to, że będzie lało już do końca dnia. Czarnowłosy mężczyzna w brązowej skórzanej kurtce stanął w kolejce przy kiosku. Po kilku minutach dotarł do okienka.
- Słucham? - zaskrzeczała starsza pani ze środka. Mężczyzna przez chwilę mełł słowa w ustach, jakby wypowiedzenie ich miało sprawić mu trudność.
- Poproszę... to... - mężczyzna stuknął palcem w szybkę kiosku, gdzie stały reklamowe paczki papierosów. Kobieta bez słowa położyła je w okienku i popatrzyła na niego wyczekująco – I... krzesiwo...
- Jedenaście pięćdziesiąt! - powiedziała kładąc zapalniczkę na paczce papierosów. Mężczyzna włożył dłoń do kieszeni. Przymknął na chwilę oczy i wyjął dłoń ściskającą banknot dwudziestozłotowy.
- Dziękuję... - powiedział zabierając papierosy i zapalniczkę z okienka. Widząc wyciągniętą dłoń kobiety z drobnymi, uśmiechnął się. - Nie trzeba reszty.
Mężczyzna odszedł parę kroków od kiosku i otworzył paczkę. Wyciągnął z niej papierosa i podpalił. Mocno zaciągnął się dymem. Wypuścił powietrze nosem, uważnie przyglądając się tlącemu się papierosowi.
- Egipcjanie robili lepsze – mruknął pod nosem. Rozejrzał się po ulicy. Demony nie próżnowały. Było ich pełno. Co i rusz wchodzili w ciała ludzi lub długo się im przypatrywali, szukając odpowiednich do opętania. Popatrzył w niebo. Zauważył ruch i jego oczy natychmiast wychwyciły rozmytą sylwetkę Upadłego. Automatycznie wyciągnął prawą rękę w bok. Powstrzymał się jednak.
- Najpierw muszę znaleźć odpowiedniego syna Adama – skarcił się. Dopalił papierosa i niedopałek wyrzucił do studzienki. Włożył ręce do kieszeni ruszył przed siebie.
<<Myślę, że każdy z nas ma anioła>>

Awatar użytkownika
Riv
ZasłuRZony KoMendator
Posty: 1095
Rejestracja: śr, 12 kwie 2006 15:09
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Riv »

Rastamanie, ale to jest fragment tylko. A tu nie lubią fragementów (jak zapisano w Zasadach)...
Nie spodziewaj się więc zbytnio szczegółowych analiz.
:)

No, jednak skoro już tu jestem, to kilka drobnych uwag wrzucę. Bo niestety uwagi są. I to już odnośnie samego wstępu.

IMO, zbytnio wdajesz się w szczegóły. Niewątpliwie masz w głowie określone wyobrażenie tego, o czym piszesz, ale naprawdę nie musisz opisywać każdej drobnostki, każdego ruchu, każdego gestu:
Napisano pisze:Serafin Michał wszedł do namiotu zrzucając z siebie napierśnik. Odpasał miecz, który także rzucił w kąt i podszedł do stolika z mapami. Oparł się na nim i skupił wzrok na zwojach pergaminu.
Serafin zrzucił napierśnik. Z siebie. Fakt, mógł na przykład ze stolika zrzucić, jednak pierwsze skojarzenie jest oczywiste, więc nie trzeba aż tak uściślać. Miecza po odpasaniu też pewnikiem nie trzymał w ręce, zaś żeby oprzeć się o stolik z mapami musiał do niego podejść. Cała druga część drugiego zdania jest zbędna. Zresztą, nic by nie umknęło, gdyby pozbyć się trzeciego zdania. Powiedzieć, że pogrzebał w zwojach, mruknął do siebie, a na koniec przyglądał się jeszcze chwilę, zanim wszedł Gabriel. I tak dalej – szeleszczenia poły namiotu, przechodzenia przez namiot (całą długość!), podchodzenia do sprzętów różnych, siadania na krześle (z poprawianiem się nawet delikatnym!) i wstawania z niego nie brakuje w pierwszych akapitach.

Skracaj, Rastamanie, skracaj, bo akcja grzęźnie jak w smole (a wiadomo, z upapranymi smołą skrzydłami i anioł nie polata).

Tyle. Na więcej nie zasłużyłeś ;P

- Od dawna czekasz?
- OD ZAWSZE.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Wstęp pisze:I tak oto, po raz kolejny, oddaje się dobrowolnie pod ciężki topór oceny forumowiczów.
Tak tylko zapytam, kto się oddaje?
Bardzo jestem ciekawa, w czyim imieniu się wypowiadasz, Rastamanie. :P
I z tej radości, że Rivu wrócił, nie zamknę tematu, choć zachodzi podejrzenie, że prezentowany tekst nie należy do prezentującego... :>
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

Riv pisze:
Napisano pisze:Serafin Michał wszedł do namiotu zrzucając z siebie napierśnik. Odpasał miecz, który także rzucił w kąt i podszedł do stolika z mapami. Oparł się na nim i skupił wzrok na zwojach pergaminu.
Skracaj, Rastamanie, skracaj, bo akcja grzęźnie jak w smole (a wiadomo, z upapranymi smołą skrzydłami i anioł nie polata)
Rivie...
Szkot wraca z kościoła.
- Było kazanie? - pyta żona.
- Było...
- A o czym?
- O grzechach.
- I co mówił pastor?
- Był przeciw.
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Poprawiłam Ci cytowanie, Generale.
Zaznaczam, żeby nie było potem oskarżeń o tajne mieszanie się moderatora.

Zabawne, Generale, że przytoczyłeś dowcip rodem z Anglii (choć Szkoci mają nie tylko swój akcent, jednak angielskim też się posługują, więc pozwalam sobie na generalizację bez wyrzutów sumienia).
Sposób, w jaki napisany został prezentowany tekst, pasowałby właśnie do języka angielskiego, szczegółowego, graficznego w opisach czynności "step by step". Język polski jednakowoż, na co m.in. zwracał uwagę Jacek Dukaj (w jednym z felietonów lub recenzji na stronie Autora) bardziej operuje skrótem - o ile pamiętam, przykładem był chyba osobnik wsiadający do autobusu => chodziło o to, by nie opisywać każdej czynności, ponieważ to okrutna mordęga dla czytelnika jest.
Nie, żeby była to nowość, ale przecież nie powołam się na autorytety filologiczne - nie lubię zapachu palonej trawy.

Wzmiankowane przesterowanie na szczegóły występuje w przypadku przytoczonego przez Riva opisu z prezentowanego tekstu i każdy redaktor bez wahania kreśliłby po czasownikach (bo nie zachodzi tu sytuacja, gdy ma do czynienia z tekstem tłumaczonym, gdzie musi uwzględniać różnice "mentalności" języków, na przykład). Celowość tak przesterowanego opisu istnieje? Chciałabym wiedzieć, bo nie dostrzegam, niestety, dlaczego odbiorca miałby się męczyć aż tak.

Za "delikatny" grymas złości Autor otrzymuje niedelikatne napomnienie, że język, w którym powinno się pisać teksty na ZWF, to polszczyzna.
So many wankers - so little time...

beton-stal
Fargi
Posty: 312
Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
Płeć: Mężczyzna

Re: Przebudzony

Post autor: beton-stal »

Rastaman pisze:W wejściu stał anioł Gabriel. Jego szata była splamiona czarną krwią. Michał odwrócił się ponownie do stolika i zrzucił z niego mapy.
Dlaczego i po co? Czy Gabi planował usiąść na stole? Albo był niegodny doglądania zwojów z mapami?
Rastaman pisze:-Ponosimy straty! – [Michał] zagrzmiał waląc pięścią w stolik. Z przedramienia sypnęły się płomienie. Gabriel podniósł delikatnie wzrok – Sammael zwycięża w każdej sekundzie! Nie mam serca dalej poświęcać moich braci! Pan za bardzo...
- Nie masz prawa osądzać Pana! - Gabriel podniósł się gwałtownie z krzesła i podszedł do Michała.
Nie znam się na bitwach i aniołach, ale z reguły w takich sytuacjach to ten w namiocie (sztabowiec) wie mniej od tego, co właśnie okrwawiony z pola powrócił (frontowy).
Swoją drogą to ciekawe – wraca anioł ubabrany krwią, a jego kompan nawet nie pyta o wieści z pola bitwy, nie pyta o krew, o śmierć, o liczbę rannych. Chyba że Gabi zaciął się przy goleniu...
Rastaman pisze:- Jak ja to sczyszczę? - mruknął niby do siebie, ale uśmiechnął się i popatrzył na Michała. Archanioł jednak nie patrzył na niego. Oparł się biodrami o stolik. Bawił się płomykami, obracając je między palcami. Z zadumy wyrwał go szelest poły wejściowej namiotu.
Ot, senne popołudnie w sztabie armii. Gdzieś daleko huczą armaty i trup ściele się gęsto, ale nie tutaj. Tu Gabi martwi się o garderobę, a Misza bawi się płomykami. Doprawdy, jeszcze brakuje Belzebuba przygrywającego sobie na bałałajce i nucącego: "w steeepieee szerokiiiimmm...".
Rastaman pisze:- Metatron?! Tutaj?! Ale...- wykrzyknął zdziwiony. Michał podniósł otwartą dłoń uciszając natychmiast Gabriela. Archanioł popatrzył na posłańca.
- Przyprowadź Głos Pana, Nathanielu – posłaniec ukłonił się głęboko i zniknął za wejściem do namiotu.
Mam wrażenie nadmiaru postaci. Czy Głos Pana będzie bohaterem "docelowym", czy też tylko zapowiadaczem?
Rastaman pisze:Niebieskie bystre oczy omiotły wnętrze namiotu i spoczęły na Michale i Gabrielu. [Metartron] Miał obojętny wyraz twarzy. Rozejrzał się jeszcze raz.
- Macie na czym usiąść, czy przez cały boży dzień stoicie na nogach? - Metatron uśmiechnął się serdecznie i klasnął w ręce.
W świetle wcześniejszych opisów (beznamiętna twarz i bystre spojrzenie) jakoś trudno mi uwierzyć, że serdeczność jest szczera.
Pogrubione – aż się prosi odpowiedzieć: nie, stoimy na rękach, a nogami drapiemy się po dupie. Nadopis.
Rastaman pisze:- Macie bardzo twarde krzesła... Iście spartańskie warunki, bracia...
A nie mówiłem? W dupę z jego pseudoserdecznością.
Rastaman pisze:- To nie jest rozkaz Pana! - krzyknął celując palcem na Głos Pana. Gabriel położył mu dłoń na ramieniu. Michał warknął – Najwyższy wie, czym grozi odstąpienie od Bram Międzybramia! Nie wydałby takiego rozkazu!
- Michale! - krzyknął przerażony Gabriel i spojrzał niepewnie na Metatrona. Ten jednak cały czas uśmiechał się wesoło i serdecznie.
Nie, to ściema. Autor chce mnie oszukać. Chyba że w stronach, z których pochodzi, serdecznością nazywa się pogardę i lekceważenie.
Rastaman pisze:[Gabriel] Zmęczony swoim dotychczasowym życiem, w którym nic się nie dzieje. Nic dosłownie. W czasie roku szkolnego mieszka normalnie w swoim mieszkaniu, bo rodziców nie ma... Wakacje spędza właśnie w tym sadzie tak mu bliskim. Bliższym niż rodzice. Odkąd tylko sięgał pamięcią, to tutaj właśnie spędzał najpiękniejsze chwile swojego dotychczasowego życia. Jeszcze do niedawna to właśnie w tym sadzie rozmawiał z dziadkiem, z rodzicami, gdy jeszcze żyli. A teraz? Teraz śpi sam w pustym sadzie, gdzie tylko wiatr zdaje się z nim rozmawiać o czymkolwiek.
Podkreśliłem nie tylko zaimki, ale też "dotychczasowy" – bo przecież mógł być zmęczony przyszłym cudzym życiem, prawda? W dalszej części pojawia się też jakaś laska Zuzia i sielanka zakrapiana metafizycznym niepokojem. Poza imieniem bohatera fragment ten nie łączy się z resztą tekstu.

A potem jakieś anioły i demony prowadzą niezrozumiałe dla mnie dialogi, w których posługują się nic mi nie mówiącymi imionami i nazwami własnymi. Jako że nic z tego nie zrozumiałem, zrezygnowałem z komentarza.
Rastaman pisze:Metatron wszedł do sali tronowej Stwórcy. Zatrzasnął za sobą jedno skrzydło wielkich wrót. Powoli podszedł do stóp Jego tronu i przyklęknął, pochylając głowę.
- Wzywałeś mnie, Panie, oto jestem. - powiedział anioł spokojnym głosem. Pełne ciepła światło wypełniło komnatę. Metatron przymknął oczy, czując dłoń Boga na swojej głowie. Światło odpłynęło. Nastała cisza. Tylko odgłos oddechu Metatrona odbijał się echem po pustej komnacie. Anioł wstał z klęczek i ukłonił się nisko w pas – Twoja wola, Panie mój i Mistrzu!
Wolno wyszedł z sali, zamykając za sobą drzwi.
I co? Mam wrażenie, że coś ominąłem w tym akapicie.
Rastaman pisze:- Na Ziemię został zesłany przez Pana anioł, jeden z Pierwszych. Jeden z najpotężniejszych z nas, bracia. Abaddon! Niszczyciel! Zbudzony – Metatron stopniowo podnosił głos, by przekrzyczeć szumiący tłum aniołów – Zbudzony do czynu, który już raz popełnił. Do strącenia Sammaela! Do zakończenia rządów jego na Ziemi! Dlatego każdemu z was, bracia, zakazano zejścia pośród ludzi! Każdemu z was! Jednak niewielka grupa opuści niebo, by móc pomagać naszemu bratu Abaddonowi! Michale, Gabrielu, Rafale! To wy pójdziecie na Ziemię!
To fajnie, że wybrano akurat głównych bohaterów. I jakiegoś Rafała, ale pewnie jest tak samo fajny jak Gabi i Misza.
Rastaman pisze:- Poproszę... to... - mężczyzna stuknął palcem w szybkę kiosku, gdzie stały reklamowe paczki papierosów. Kobieta bez słowa położyła je w okienku i popatrzyła na niego wyczekująco – I... krzesiwo...
(...)
Mężczyzna odszedł parę kroków od kiosku i otworzył paczkę. Wyciągnął z niej papierosa i podpalił. Mocno zaciągnął się dymem. Wypuścił powietrze nosem, uważnie przyglądając się tlącemu się papierosowi.
- Egipcjanie robili lepsze – mruknął pod nosem.
Hm, ciekawe. Facet nie wie, że papieros nazywa się papieros, ale umie palić, a co więcej posługuje się nawet pewną skalą porównawczą. Ciekawe, jak na własne potrzeby nazywa papierosy – palaki, kopciuchy, smrodziaki, dymoroby? Ale to pytanie to tak na marginesie.
Rastaman pisze:Rozejrzał się po ulicy. Demony nie próżnowały. Było ich pełno. Co i rusz wchodzili w ciała ludzi lub długo się im przypatrywali, szukając odpowiednich do opętania. Popatrzył w niebo. Zauważył ruch i jego oczy natychmiast wychwyciły rozmytą sylwetkę Upadłego. Automatycznie wyciągnął prawą rękę w bok. Powstrzymał się jednak.
- Najpierw muszę znaleźć odpowiedniego syna Adama – skarcił się. Dopalił papierosa i niedopałek wyrzucił do studzienki. Włożył ręce do kieszeni ruszył przed siebie.
I co z tego wynika?


Trochę już znudziły mnie te wszystkie anioły, demony i inne pierdolety końcoświatowe. Ale autor ma prawo pisać, o czym chce.
Zanim zadam standardowe pytanie, chciałbym najpierw wiedzieć, gdzie tu jest fabuła i jej nieodrodna córka – pointa?

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

Małgorzata pisze:Poprawiłam Ci cytowanie, Generale.
Zaznaczam, żeby nie było potem oskarżeń o tajne mieszanie się moderatora.
Rację masz, o boska, tylko że jakby tak się wziąć z nożycami do tekstów uznanych mistrzów...

Sienkiewicz:

"Prosto, jakoby kto sierpem rzucił". Ja bym tam z sierpem był ostrożny, bo można sobie uciąć to i owo. I dlaczego rzut sierpem ma być lepszy od rzutu młotem?
"Trup leżał na chłopa wysoko". Wyobrażasz sobie walkę w takim ścisku? To już u Matejki pod Grunwaldem byłoby łatwiej.
"Pan Mellechowicz z panem Nowowiejskim znoszą luźne kupy w stepie" ?????
Zbyszko z Bogdańca wyciskał sok z gałęzi. Niech ktoś z forumowiczów weźmie wiosną gałąź wierzby, wetknie ją w imadło i spróbuje wycisnąć sok (ja raz spróbowałem). Szczęki imadła się zejdą, a sok nie pociecze.
Kmicic jadąc konno za Bogusławem wciskał mu w plecy lufę krócicy. Musiał mieć dwumetrową chyba rękę...
Ostatnio zmieniony czw, 06 maja 2010 19:51 przez ElGeneral, łącznie zmieniany 1 raz.
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Pomijając, że od czasów Sienkiewicza gatunek się nieco rozwinął, a język i komunikacja literacka zyskały też kilka nowych aspektów, chciałabym wiedzieć, jak wzmiankowane cytaty mają się do wspomnianego skrótu stylistycznego i celowości opisu szczegółowego w fabule?

I w ogóle rodzi się pytanie, dlaczego akurat przywołany został Sienkiewicz jako wzorzec, skoro prezentowany tekst nie jest powieścią, nie ma w nim stylizacji i nawet tematyka nie bardzo zgodna?

Jakie kryteria porównawcze mam zastosować, by odpowiedzieć na argument, Generale?

Bo że współczesny redaktor współczesnemu Sienkiewiczowi zapewne zwróciłby uwagę na niespójność lub niestosowność sformułowań - nie mam wątpliwości. I co z tego?
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

Nijak się nie mają. Ot, zakpiłem sobie z "rzeczowych" krytyk. Czy wy, mistrzowie słowa, znawcy stylów i technik pisarskich zawsze musicie być tak śmiertelnie poważni?
Edit:
Gdybyś była, Małgorzato, redaktorką przedwojennego wydawnictwa "Rój" to "Trędowata" nigdy by się nie ukazała w polskich księgarniach. I co czytałyby kucharki i panny służące? Ja też byłbym uboższy o kilkaset serdecznych wybuchów śmiechu podczas lektury...
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Przede wszystkim, zechciej nie obrażać Riva cudzysłowem - jego uwaga była jak najbardziej rzeczowa.

Możesz sobie wziąć w cudzysłów znawców stylu i podobne. Niemniej jednak, chciałabym wiedzieć również, jak Twoje kpiny służą Autorowi, który zaprezentował tekst na ZWF, by się czegoś o tym tekście dowiedzieć? Albo też w jaki sposób służą Komentującemu (tu: Rivu) - wskazują mu błąd komentarza, nieprawidłowe podejście do krytyki, etc.?

I nie, nie wszyscy jesteśmy śmiertelnie poważni - tylko ja, bo nie mam poczucia humoru.

<pogłębiona śmiertelna powaga mode/on>
Następnym razem nie będę się bawić w wyjaśnienia i przepychanki słowne, Generale. Na ZWF obowiązuje Komentujących odpowiedzialność za wypowiedź na równi z odpowiedzialnością Autorów prezentowanych tekstów, co jest ujęte w Regulaminie ZWF. Skorzystam zatem ze swojej moderatorskiej władzy i powołując się na regulamin, wytnę Ci posta, który nie będzie merytorycznie na temat prezentowanego tekstu lub komentarza.
<pogłębiona śmiertelna powaga mode/off>

edit: W kwestii, co by było, gdybym była redaktorką za Mniszkówny, pozwolę sobie zmilczeć, bo gdybanie nie ma sensu. Za Mniszkówny pewnie mieszkałabym na Ukrainie i rodziła naste dziecko jakiemuś Horechrowiczowi. Zapewne też nie miałabym pojęcia o tym, o czym tutaj się wypowiadam, więc tym bardziej gdybanie jest bezpodstawne.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Młodzik
Yilanè
Posty: 3687
Rejestracja: wt, 10 cze 2008 14:48
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Młodzik »

Podejrzewam, że gdyby ktoś tu wstawił fragment "Ulissesa" to też byłby objechany od góry do dołu za wszystko i odesłany do zajęcia się czymś innym niż pisanie :P.

Sęk w tym Generale, że na samym początku kariery, każdego trzeba objeżdżać od góry do dołu, żeby potem ta osoba, była w pełni świadoma tego co pisze (no, jeden czy dwa błędy rzeczowe mogą się trafić) i żeby zasady poprawnej pisowni miała w małym palcu. Wtedy można sobie pozwolić na takie kwiatki jak w "Wojnie polsko-ruskiej..." (jeśli ktoś to uważa za arcydzieło).

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Zakładasz, że nie zostałby rozpoznany, Młodziku?
I jak się ma "Ulisses" czy "Wojna polsko-ruska..." do tekstu Rastamana?
<palce zadrżały mi na klawiaturze przy umieszczeniu tych tytułów w jednym zdaniu, ale trudno...>
So many wankers - so little time...

beton-stal
Fargi
Posty: 312
Rejestracja: wt, 12 gru 2006 01:49
Płeć: Mężczyzna

Post autor: beton-stal »

Młodzik pisze:Podejrzewam, że gdyby ktoś tu wstawił fragment "Ulissesa" to też byłby objechany od góry do dołu za wszystko i odesłany do zajęcia się czymś innym niż pisanie :P.
Cóż, nie wiem, po co ktoś miałby to robić? Aby popełnić plagiat? Aby pochwalić się, że Joyce'a czytał? I kto to jest - ten ktoś ktosiowaty...? Bo zakładam, że nie Joyce - ten już nic nigdzie nie wstawi.
A gdyby wstawił fragment, to słusznie zebrałby baty, bo regulamin wyraźnie mówi o formach zamkniętych.


W wolnej chwili można by wrócić do tekstu. Oczywiście, ja nic nie narzucam - to tylko sugestia.

Awatar użytkownika
Młodzik
Yilanè
Posty: 3687
Rejestracja: wt, 10 cze 2008 14:48
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Młodzik »

Nijak się ma. Bezczelnie offtopuję :P. Przepraszam bardzo za ten haniebny czyn.

Nie zrobiłem założenia, że "Ulisses" dopiero teraz został napisany. Znaczy się: "Gdyby Joyce żył teraz, napisałby "Ulissesa" i wstawił fragment na FF to by został..." i dalej jak w moim poprzednim poście.

I już uciekam.

Awatar użytkownika
Riv
ZasłuRZony KoMendator
Posty: 1095
Rejestracja: śr, 12 kwie 2006 15:09
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Riv »

Proszę, niech tylko na chwilę potomek uwagę zaprzątnie i od komputera odciągnie, a tu się zaczyna dopiero dziać :D

Generale, trafiałem już na Twoje uwagi - pierwszy raz one trafiły mnie. Ale i korzyść z tego jakaś jest: przytoczonego przez Ciebie żartu nie słyszałem wcześniej ;P

A ponieważ Margota rzekła tak, że nie bardzo mam co dodać - bić piany nie zamierzam :)

- Od dawna czekasz?
- OD ZAWSZE.

ODPOWIEDZ