Dziadek

Moderator: RedAktorzy

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Autor po zwróceniu uwagi na nadmiarowość butów pisze: :) Faktycznie tak to wygląda. Popełniłem to zupełnie niechcący. Może rzeczywiście fetysz.
Przebacz, Autorze, ale to nie wygląda. To JEST niedoróba fabularna - wątek, który zawisł w próżni, motyw bez oparcia, element zdobniczy, którego przeznaczenie jest nierozpoznawalne.

Ziom stwierdził, że zapomniałam zapytać, o czym jest Twój tekst. Problem w tym, że wiem, o czym jest. O spotkaniu ze zwierzołakiem-prekognitą podczas pikniku na skraju drogi*.

Tyle tylko, że jest to tekst konstrukcyjnie zepsuty. Na poziomie języka, na poziomie fabuły i na poziomie konstrukcji postaci. Fabuła jest niespójna, epizody nie są wyraziście powiązane, wątki się urywają. Postaci pierwszoplanowe to które? Narrator się w nich pogubił, może jakiś zezowaty ten narrator. Konkluzji brak - w sensie, nic nie wynika z opisanych zdarzeń, najprostsze podsumowanie - jak najbardziej banalne, bez głębszego sensu, np. że obcy są wśród nas lub jakiś potwór tu nadchodzi**.
To niewątpliwie rozrywka - tutaj, na ZWO. Ale poza Warsztatami? :P

edit:
Autor o założeniu tekstu pisze:W czasie pikniku wojaków odwiedził gość. Dziadek wydaje mi się ciekawą postacią, która jednak jakieś tam wrażenie kilku wojakach wywarła.
Owszem, chłopcy Dziadka polubili, a feldfebel się go przestraszył. Znaczy, jakieś wrażenie jest. I tyle? Po to musiałam czytać o błocie, jesieni polskiej, stojącej bokiem ciężarówce z brudnym lusterkiem, lesie, ogniskach, puszczaniu wiatrów, butach, etc., żeby się dowiedzieć, że Dziadek zrobił wrażenie? A co z tego wrażenia wynikło?
I dlaczego mam uznać Dziadka za ciekawą postać? Z wyglądu nic szczególnego (poza wyglansowanymi butami), z zachowania - nieszczególnie, prekognita - problematycznie, bo tekst się urywa bez żadnej sugestii nawet, że się spełni choć jedna przepowiednia, dowcipny szczególnie nie jest, charakterystyczny też nie. Co jest ciekawego w Dziadku zatem?
Autor o założeniu tekstu pisze: Nie planowałem zawrzeć w tym tekście żadnego posłania, czy drugiego dna. Miało być lekko. Nie Kino Moralnego Niepokoju tylko coś w stylu "Chopper chicks in Zombietown"
Może trzeba się było zastanowić, po co opowiedziałeś o Dziadku, co chciałeś uświadomić odbiorcy. Być może wtedy cel opowieści byłby czytelny, a całość bardziej spójna i z pierwszym dnem. Znaczy, wtedy może ta lekkość by się pojawiła, bo nie wiem, naprawdę, na czym "lekkość" Twojego tekstu polega, Autorze.
Złośliwie dodam, że "lekkość" wynika mniej z tematyki, a bardziej ze stylu, czyli języka.
A filmu wzmiankowanego nie znam. Natomiast kina moralnego niepokoju nie umiałabym rozpoznać, nawet gdyby mnie ugryzło w... zadek. Znaczy, analogia dla mnie nieczytelna, niestety.


___________
*bardzo mi się spodobało to skojarzenie, więc bezczelnie pożyczyłam od Neulargera.
**moja kolej na skojarzenia.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Parę dodatkowych uwag.
1. Po cóż feldfebel sarka na Złotą Polską Jesień? Że mu z błotem nie współgra?
Określenie to, zwyczajowe, swojskie, jest stosowane jedynie wtedy gdy zachodzą do tego przesłanki. Jak jest piknie, słonecznie to się mówi: o, złota polska jesień. A jak jest dżdżysto, to się nie mówi, bo po co?
Złota polska jesień to nie jest umowa z pogodą i porami roku, że zawsze ma być. Jesień to jesień i jesienna aura to norma, zaś złota, to dar od losu.
Ale to nie wszystko. My, Polacy, wiemy dobrze, że złota to się nam zdarza przeważnie we wrześniu. To taki trochę zamot jest, bo przecież większa część września to jeszcze lato, kalendarzowo, ale zwykło się przyjmować, że to już jesień. A przecież ta złota polska nie jest jakimś zjawiskiem niezwykłym. Amerykanie też to mają tylko inaczej nazywają: babie lato. I żeby było śmieszniej, wbrew wiedzy powszechnej, na naszej szerokości geograficznej mamy nie 4 a 6 pór roku, które da się wyodrębnić i odróżnić od siebie. Geogfrafy i klimatologi potwierdzą. I może pamięć mnie myli, ale ta pora roku między latem a jesienią nazywa się właśnie babie lato (a między zimą a wiosną jest przedwiośnie, to tak ku porzadkowi). Reasumując - czemu feldfebel się zżyma, że w październiku mu plucha, skoro to już po zwyczajowym okresie złotopolskojesiennym?
Trzecia kwestia z tym związana - czy określenie to nie jest na tyle specyficznie polskie, że Niemiec nie powinien go znać?

2. Kwestia związana z powyższą pobocznie. O ile wiem, wrzesień był piękny w 1939 a październik też niebrzydki, zwłaszcza w pierwszej połowie. Do takich błock o jakich piszesz potrza deszczu przez parę tygodni.
Licencia poetica powiesz. OK, ale ja żyję w takim przekonaniu, że skoro autor tekstu fantastycznego opiera się na jakiejś prawdzie, czy to historycznej czy technicznej czy innej, to musi się jej trzymać. A jeśli wprowadza względem tej prawdy jakąś zmianę, to musi ją uzasadnić fabułą.
W tym przypadku uzasadnienia brak, IMO uważam to za wtręt równie niepotrzebny jak kwestia butów.

3. Piknik na skraju drogi pikny, ino taki nieprawdziwy, na co zwrócono już uwagę. Podczas trwających ciągle zmagań wojennych, z różnych względów, oddział zmierzałby do tego by nie rozdzielać się w trakcie przemarszu. Znaleźliby im inny transport albo kazali maszerować.

4. Spotkanie miejscowego chłopa z germańskimi najeźdzcami tchnie fałszem.
Owszem, ja wiem, że z czasem się okazało, że to nie miejscowy chłop i to wszystko tłumaczy. Ale w trakcie spotkania, zwłaszcza na początku, Niemcy biorą go za miejscowego chłopa. I co?
Polacy nie mieli podejście o jakim piszesz: bez różnicy pod czyim butem. To nie czasy pańszczyzny. Społeczeństwo polskie, nawet to ciemne, wiejskie, było bardziej świadome narodowościowo niż ci się wydaje, autorze. Do tego dochodzi istotne zjawisko, na wsi bytowała znaczna grupa tzw. kolonistów, byłych żołnierzy legionowych i hallerczyków, któzy osiedlali się i uprawiali grunt. Wieś nie kochała Niemców. W najlepszym razie nieufność.
Uwierzyłbym gdyby akcja się działa na Śląsku lub w Prusach Wschodnich. Pierwsze Niemcy zdobyli z marszu na początku, drugie mieli wcześniej. A tylko tam ludność polska i zgermanizowana była na tyle przemieszana.
Feldfebel sam myśli o trudnym wrześniu. Powiesz autorze, że ze względu na walki. Fakt, różowo pewnie nie było, bo 13 DPZmot brała udział (o ile pamiętam) w bitwie nad Bzurą. Ale żołnierze musieli też się już obyć z niechętnym do nich stosunkiem. IMO więc, gdyby przylazł do nich po nocy dziadek z żarłem, to by byli baaardzo nieufni.

Dodatkowo muszę powiedzieć, że w wyjaśnieniach do komentarzy motasz sytuację. W październiku armia niemiecka nie mogła zdążać na front, bo go już od dawna nie było. Od dawna to były pojedyncze skupiska czy ogniska oporu, w dodatku początkiem października większość już padła. Kock tam się jeszcze plątał...
Nie bez powodu Niemcy póżniej chełpili się "18 dniami kampanii w Polsce". Po po 18 dniach właśnie można już było powiedzieć o złamanym oporze, o zaniku jakiejkolwiek linii frontu.

Może coś jeszcze mi do głowy przyjdzie.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

ODPOWIEDZ