Pokutnik (42 881 znaków)

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Pokutnik (42 881 znaków)

Post autor: Lasekziom »

Siedziałem nad tym opowiadankiem dość długo (z góry przeprasza za objętość, ale ja nie potrafię pisać jednocześnie krótko i o czymś) i mam nadzieję, że wam się spodoba, a jeśli nie, to że przynajmniej będziecie mieli dzięki niemu dobrą zabawę. :)
W każdym razie, napisałem najlepiej jak potrafię.
Jeśli ten tekst jest dużo lepszy (bo lepszy na pewno) od poprzedniego, to tylko dzięki komendatorom (wszystkim:) ), więc teraz również byłbym wdzięczny za solidne przetrzepanie, więc jeszcze raz:

Miłej zabawy życzę i mam nadzieję że czas poświęcony tej olbrzymiej masie tekstu, nie okaże się stracony :)



Sara siedziała na balkonie swego mieszkania, powoli dopalając papierosa, gdy nagle zadzwonił jej telefon komórkowy. Kobieta niedbałym ruchem ręki wyjęła go z kieszeni i obojętnym tonem, przeciągając nieco samogłoski, rzekła do słuchawki.

- Co jest?

- Sara, akcja jest. –powiedział jej menadżer. - Był atak na wytwórnię i niektóre sceny z filmu, w tym wszystkie z tobą, wyciekły do internetu.

Kobieta zaciągnęła się papierosem. Po jej twarzy widać było, że ta informacja w żaden sposób na nią nie wpłynęła.

- Jesteś tam? – Zapytał głos w słuchawce.

- Jestem. – odpowiedziała beznamiętnie Sara.

- Nie rozumiesz co się ku**a dzieje? Wywalą te sceny z filmu, ty nie zostaniesz gwaiazdą, a ja nie dostanę kasy.

Nastała cisza.

- I co teraz? – Zapytała Sara zmęczonym głosem.

-Jak to co? Kręcimy od nowa, pogadam z reżyserem, żeby ci pozwolił zagrać cos nowego, bo jakby nie było, nie wywalą chyba pół godziny. W każdej chwili możemy zacząć kręcić więc masz być przygotowana. I tak nam łachę zrobią jak w ogóle to puszczą. Halo, Jesteś tam…?

Sary już nie było. Na dźwięk słów kręcimy od nowa położyła telefon na podłodze i dokończyła papierosa. Przez jakiś czas jeszcze siedziała na wąziutkim taboreciku wpatrując się to na rozgwieżdżone niebo, to na rozświetlone tysiącami świateł miasto. Powoli, stopniowo obojętność, na jej twarzy zaczęła ustępować miejsca mieszaninie pogardy i smutku. W kącikach oczu zaszkliły się łzy.
Gwałtownym ruchem Sara podniosła swój telefon z podłogi i cisnęła go przed siebie.

Nieruchomo, w skupieniu, obserwowała jego lot, aż roztrzaskał się o asfaltową jezdnię. Jeszcze przez chwilę wpatrywała się, w oświetlone nikłym światłem latarni resztki aparatu. Z odrętwienia wydobył ją dopiero przejeżdżający tamtędy samochód. Podniosła rękę i ocierając wierzchem dłoni łzy, weszła do mieszkania.

Do miejsca, w którym mieszkała bardziej pasowało określenie „nora” niż „mieszkanie”.

Na obdrapanych ścianach wisiały badziewne obrazy nieudolnie zasłaniające miejsca, w których ze ścian odpadła farba, lub były, powstałe w niejasnych okolicznościach, dziury po poprzednich lokatorach. Na podłodze w przedpokoju rozpościerał się, jedyny w całym mieszkaniu, wypłowiały i dziurawy dywan. Zarówno w kuchni jak i łazience, dwom maleńkim pomieszczeniom, można było zaobserwować samo-degradujące się powierzchnie kafelkowe.

W olbrzymim kontraście jednak do całej reszty mieszkania, stała sypialnia Sary. Nie była ona może jakoś przesadnie umeblowana, lecz znajdowało się tam wielkie dwuosobowa łóżko z drewnianymi wykończeniami, oraz szafa równie pokaźnych rozmiarów.

Sara weszła do kuchni, nastawiła wodę w starym, wysłużonym, czajniku i kątem oka spojrzała na coś w przedpokoju.

Ktoś tam był. Widziała przemieszczający się cień.

Kobieta, powoli sięgnęła ręką do szuflady ze sztućcami i wyciągnęła stamtąd, pierwszą rzecz jaka jej wpadła w ręce - tłuczek do mięsa. Sara schowała go za plecami i ostrożnie, wolnym krokiem zbliżyła się do framugi drzwi, by zobaczyć co się działo w pokoju obok.

Na podłodze w przedpokoju, siedziało małe, może sześcioletnie dziecko, ubrane w tandetny zielony kostium i bawiło się jakimś żółtym samochodzikiem.

Kobieta, nie spuszczając z chłopca wzroku, odłożyła tłuczek na stojąca przy drzwiach kuchenkę.
Metaliczny dźwięk zwrócił uwagę chłopca, który spoglądając w tym kierunku, ujrzał Sarę, obdarzył ja promiennym uśmiechem i pomachał jej energicznie ręką.

Sara nie myśląc wiele o tym co robi złapała chłopca za ramię i wywaliła go na klatkę schodową. Trzasnęła drzwiami i zasunęła je na łańcuszek. Oparła się o nie plecami i ciężko dysząc, powoli zsunęła się na ziemię.

Nagle zamarła.

Dzieciak, którego się pozbyła przed chwilą, właśnie wyszedł z jej łazienki.

- Dlaczego mnie wyrzuciłaś? – zapytał smutno.

Kobieta nie odpowiedziała. Nie drgnęła nawet. Przerażenie powoli, stopniowo zaczęło znikać z jej twarzy, ustępując miejsca zdumieniu.

- Co ty jesteś? – zapytała powoli, gdy wyrwała się z osłupienia.

Chłopiec znów uśmiechnął się radośnie.

- Jestem Wigler, strażnik zachodnich lasów Elvenlastu. Przyszedłem tu aby cię uratować. – Zarecytował malec, kłaniając się przy tym teatralnie, zupełnie jakby grał w jakiejś sztuce. Był przy tym tak poważny, że wydawało się to być wręcz komiczne.

- Uratować… ? – powtórzyła niemrawo. – Ale dlaczego?

- Dusza twa jest w niebezpieczeństwie moja pani. – odrzekł, z typowym dla dzieci zapałem, gdy chcą powiedzieć dorosłym coś arcyważnego.

Sara przez moment jeszcze wpatrywała się w niego, po czym westchnęła głęboko i poszła do kuchni.

- Do reszty mnie pojebało. – powiedziała do siebie, po czym podeszła do kuchenki gazowej i odpaliła od niej papierosa.

- Słuchaj szczylu! – rzekła poirytowana, spoglądając na niego z pełnym zapalczywej jadowitości uśmiechem. - Teraz zamknę oczy, a kiedy doliczę do dziesięciu przeniesiesz się wesołej krainy urojonych pojebów i nie będziesz mi już zawracać dupy.

Zamknęła oczy i szybko zaczęła odliczać. Doszła do dziewięciu, otworzyła oczy, a malca już nie było.

Kobieta opadła na maleńki taborecik i zasiadła do kuchennego stołu. Niedbałym ruchem przysunęła sobie popielniczkę i zaczęła ćmić papierosa. Po chwili, na jej twarzy zaczął pojawiać się smutny uśmiech, lecz nagle czyjaś dłoń wyrwała jej papierosa z ust.

- Co jest kur… - wrzasnęła, ale urwała nagle, bo ujrzała chłopca zwisającego do góry nogami z sufitu.

Właściwie nie do końca zwisał. Malec mieniący się Wiglerem stał sobie na suficie zupełnie jakby grawitacja zamiast ściągać na dół, wypychała go w górę.

Chłopiec z szelmowskim uśmieszkiem położył sobie papierosa na jednej dłoni i roztarł drugą. Sara już nastawiała się, na rozdzierający ciszę nocną jęk bólu, jednak nic takiego się nie stało. Uśmiech chłopca stał się łagodny i radosny, po czym Wigler rzekł swym teatralnym głosem:

- Potrafię cię uratować, tak jak potrafię zmienić truciznę w coś pięknego. – po czym rozwarł dłonie z których na raz wysypało się maleńkie stadko motyli.

Roztańczone owady wirowały po całym pomieszczeniu, zmieniając kolory z białego, kolejno na czerwony, zielony i niebieski, by w końcu zmienić się w złoty pył, który przez ułamek sekundy tworzył nikłą mgiełkę wokół Sary, po czym wszystko opadło na ziemię i znikło. Kobieta przypatrywała się temu wszystkiemu jak urzeczona i nawet w chwile po opadnięciu pyłu, na jej twarzy malował się błogostan.

Nie trwało jednak długo nim się ocknęła, a wtedy rzekła siląc się na pewny siebie ton:

- Czego ty ode mnie chcesz?

Wigler opadł na ziemię, lądując przy tym, ze wspaniałym telemarkiem, po czym ukłonił się Sarze, niczym akrobata cyrkowy oczekujący na oklaski ze strony publiczności. Nadmierna teatralizacja wszystkich jego gestów była dla Sary denerwująca.

- Więc już wierzysz w to, że jestem prawdziwy. – zapytał triumfalnie.

- Nie. – odpowiedziała rzeczowo kobieta starając się zachować naturalny ton. – Wierzę w to, że nie ocipiałałam do tego stopnia, żeby sobie uroić zmieniającego fajki w motyle gówniarza, zwisającego z sufitu.

- Czemu tak przeklinasz? - zapytał Wigler przygnębiony.

- Spier-dalaj! – rzuciła kobieta wyraźnie akcętując sylaby. Zaraz po tym, powtórzyła pytanie: - Czego chcesz?

- Ale już ci powiedziałem. Uratować cię. - rzekł z dumą chłopiec uśmiechając się promiennie.

Sara uśmiechnęła się. Wyciągnęła z kieszeni papierosy i zapytała szyderczo:

- A masz jakiś plan?

Wigler podrapał się po rozczochranej czuprynie po czym znów uśmiechnął się promiennie.

- Pokaże ci, co w tej chwili robi twój ojciec!

Sara z wrażenia, aż wypuściła papierosa z ust.

- Chyba cie… -zaczęła, ale Chłopiec zdążył dotknąć jej ramienia i nagle nie z tego ni z owego znalazła się w miejscowej pijalni.

-…posrało. -dokończyła bezwiednie.

Wewnątrz było dość mało ludzi. Nic dziwnego, lokal straszył wyglądem.

Pomieszczenia składało się z: ośmiu, prawdopodobnie, nigdy nie sprzątanych, łączonych w pary, plastikowych stołów, z których tylko dwa nie były podniszczone i pięciu podłużnych drewnianych ław ułożonych wzdłuż stolików. Za ladą, również znajdującą się w pijalni, stała pani, a właściwie wciąż panna, Zosia, której bóg poskąpił wszystkiego prócz puszystości. Ponoć nikt jeszcze nie przyłapał jej na uśmiechu.

Lokal ten, właściwie nie miałby prawa istnieć, gdyby nie fakt, że dość swobodnie podchodzona w nim do kwestii wnoszenia własnych trunków, oraz firmowe piwo, tańsze było nawet od tych w biedronce.

W jednym rogu lokalu siedziało i żarliwie dyskutowało o czymś troje ludzi, ukradkiem spoglądających na mężczyznę, w brudnych łachach, sączącego piwo samotnie, po przeciwnej stronie sali.

Tam właśnie siedział ojciec Sary, Tomasz Girke.

Kobieta momentalnie wzdrygnęła się i spojrzała z pogardą na rodziciela. Ten jednak, patrzył w zupełnie innym kierunku.

- Czy on mnie widzi? – zapytała chłopca.

- Nie. - odpowiedział Wigler chrupiąc popcorn. Sara dopiero teraz zwróciła uwagę na to, że zdawał się siedzieć na jakimś niewidzialnym fotelu. Wyglądał zupełnie jakby był w kinie. Sara szybko odwróciła od niego wzrok i utkwiła oczy z powrotem w swoim ojcu.

Tym razem nie było w nich pogardy, ale smutek. W tej jednej chwili, gdy miała pewność, że jej nie widział mogła sobie pozwolić na to by spojrzeć na niego ze smutkiem. Nie zdarzyło jej się to jeszcze chyba nigdy wcześniej.

Nagle jeden z trzech mężczyzn siedzących przy stole powstał i spoglądając na Tomasza, rzekł.

- Lepiej już być dziwką niż pasożytem społecznym jak jej ojciec.

Na te słowa Ojciec Sary powstał z miejsca i niszcząc jeden ze stolików skoczył ku mężczyźnie. Zdołał go tylko raz uderzyć, gdy przyjaciele drugiego mężczyzny pochwycili go i wywlekli przed lokal. Sara wybiegła za nimi i przerażona oglądała jak trzech ludzi okłada jej ojca, leżącego i już nawet nie unikającego ciosów.

Nie miała pojęcia że tak się stoczył. Nie widziała go od ponad dwudziestu lat.

Po jej policzku spłynęła łza, którą natychmiast otarła wierzchem dłoni.

Kiedy trzej mężczyźni zostawili już jej ojca i wrócili do baru, Sara podbiegła do rodziciela, ale bała się go dotknąć. Wiedziała, że nic by nie poczuł, ale mimo to, w jej umyśle kłębiło się od różnych uczuć, których sama nie rozumiała, a które nie pozwalały jej na wykonanie tego gestu.

W końcu jednak Tomasz drgnął, zakaszlał i podniósł się do pozycji siedzącej, skierował swoje oczy w stronę księżyca i zaczął łkać. Łkać poniekąd, jak dziecko, któremu odmówiono zabawki, z drugiej jednak strony, łkał jak człowiek który właśnie zdał sobie sprawę z tego że przegrał całe swoje życie.

Kobieta chciała odwrócić od niego głowę, znów spojrzeć na niego z pogardą, ale nie mogła. Nie była w stanie.

Mężczyzna nagle, jakby go cos obłąkało wciągnął powietrze i wrzasnął przeciągle:

- Sara…!

Dźwięk jej imienia wytrzaskiwanego w takich okolicznościach wprawił ją w tak wielki osłupienie, że nie potrafiła się poruszyć.

-Sara! – wrzasnął mężczyzna ponownie po czym ostatni raz zawył - Sara, ty kurwo.

Tomasz powrócił do łkania. Sara nagle znalazła się z powrotem w swojej kuchni. Przez dłuższą chwilę stała zupełnie nieruchomo. Nagle wzięła tłuczek, pierwszą rzecz, którą miała w zasięgu ręki i z całej siły miotnęła nim o podłogę, krusząc tym samym i tak już popękane kafelki, po czym zgięła się w pół jakby ktoś przebił jej trzewia, opadła na kolana i zaniosła się histerycznym szlochem.

Trwało to niespełna pół minuty, gdy wstała, otarła łzy rękawem i trzęsącymi się rękami wyciągnęła papierosa z paczki. Przytknęła go do ust, ale nie była w stanie uruchomić zapalniczki, podeszła więc do kuchenki która dziwnym trafem też nie dawała się włączyć.

- Przep… - zaczął Wigler, lecz Sara błyskawicznie syknęła:

- Spierdalaj!

Chłopiec jeszcze kilka razy próbował coś powiedzieć, lecz Kobieta przerywała wszystkie jego zdania tym jednym słowem. Nie spoglądała na niego, lecz stojąc przy oknie, błędnym wzrokiem wpatrywała się w jakiś punkt na niebie. Jej cała sylwetka była naprężona, jakby szykowała się by skoczyć na małego duszka.

Nastała cisza. Kobieta stwierdziła, że chłopiec wreszcie się od niej odczepił. Przestała wpatrywać się w gwiazdy i spojrzała na swoje dłonie rozpostarte na parapecie. Nie była już tak młoda jak kiedyś. Dzień po dniu traciła elastyczność. Jaka przyszłość mogła ją czekać kiedy będzie już tak stara, że nikt jej nie zechce. Jej, prostej dziwki…

Sara odwróciła się i nagle poczuła, że maluch nie dość że nie odszedł, to jeszcze teraz najbezczelniej w świecie przytulił się do niej. Bardzo mocno przycisnął głowę do jej brzucha i objął ją w talii ramionami.

Po raz pierwszy w całym życiu Sary ktoś objął ją w ten sposób.

Kobieta poczuła jakby cała złość i gorycz nagle zniknęła. Coś w niej pękło. Zupełnie nieświadomie położyła chłopcu rękę na głowie i powolnym ruchem zaczęła ją głaskać.

- Przepraszam, że to tak wyszło. Nie chciałem… - zaczął chłopiec. Nie miał już swego teatralnego tonu. Nie udawał.

- Ćśśśś… już dobrze – uspokoiła go.

Przez moment, krótką chwilę, żadne z nich się nie odzywało. Rysy twarzy kobiety wygładziły się i pojawiło się coś w rodzaju uśmiechu.

- A chcesz może… - wypalił nagle chłopiec po czym urwał. Odsunął swą głowę od talii kobiety by spojrzeć jej prosto w oczy i zapytał: - Jest ktoś kogo kochasz?

Sara drgnęła niespokojnie. Być może zaskoczyło ją to pytanie, być może to właśnie słowo „kochać” wywołało u niej takie emocje, niemniej na ułamek sekundy odwróciła od chłopca wzrok i jakby coś sobie przypominając otworzyła szerzej oczy, by zaraz po tym równie nagle zamknąć je i przygryźć wargi.

- Chcesz go zobaczyć? – zapytał chłopiec uśmiechając się szelmowsko.

Sara już otwierała usta jak gdyby chciała zaprotestować, lecz nagle cała kuchnia zafalowała i zmieniła się w jakieś nieznane jej pomieszczenie.

Miejsce w którym się znalazła, wyposażone było w komplet mebli z jasnego drewna. Na wykafelkowanych ścianach znajdowały się słabej jakości obrazy przedstawiające owoce, lub kwiaty.

W pomieszczeniu znajdowała się jasnowłosa kobieta, która nerwowo zmywała naczynia. Po wyrazie jej twarzy, oraz po głośnych chrząknięciach, widać było, że była na kogoś obrażona.

Wigler pociągnął Sarę za suknię, by zwrócić na siebie jej uwagę.

- Czy ty jesteś les…? – urwał i spojrzał na nią pytającymi oczyma.

Kobieta spojrzała na niego gromiąco po czym zaczęła nasłuchiwać. Ktoś schodził do nich po jakichś schodach. W chwile później w kuchni pojawił się bardzo dobrze znany Sarze mężczyzna. Miał na imię Kamil.

Kamil zaraz po przekroczeniu progu zatrzymał się, bezgłośnie wziął głęboki wdech i podszedł do kobiety. Objął ją w talii i przytulił głowę do jej ramienia. Kobieta przestała zmywać, a jej twarz nagle stała się smutna.

Na ten widok I Sara sposępniała. Sama nie wiedziała dlaczego, ale zaczęła udawać przed samą sobą, że ta scena w ogóle jej nie interesuje, ale nie mogła odwrócić wzroku. Spoglądała na parę w kuchni z dziwaczną mieszaniną smutku, przerażenia i wyższości.

- Naprawdę tak uważasz? – zapytała blondynka, delikatnie chwytając mężczyznę za ramie

Na moment zapadła cisza. Przerwało ją jednak gwałtowne wciągnięcie powietrz przez Kamila.

- Będziesz matką mojego dziecka. Nie ważne co czuję. Nie zostawię cię, nie musisz się bać.

Choć Kamil nie mógł tego dostrzec, twarz blond niewiasty wykrzywił grymas, jakby miała się popłakać. Tak się jednak nie stało, lecz jedynie kobieta delikatnie, niemal niezauważalnie pokiwała głową.

Sarze zrobiło się nagle żal tej kobiety. Kamil nigdy nie rozumiał kobiecych uczuć, ani nawet konwenansów obowiązujących w niektórych kwestiach i właśnie to było przyczyną ich osobliwych relacji. Dlaczego zakochała się w tym głupku, dlaczego pokochała kretyna nie potrafiącego odczytać uczuć matki swego dziecka.

A może rozumiał te uczucia ale z jakichś dziwnych powodów nie mógł ich przyjąć do wiadomości.

Sara okazywała mu swoje zainteresowanie na wszelkie znane jej sposoby, lecz on jedynie na nią patrzył. Byli znajomymi z klasy przez pół roku, a on nie zamienił z nią ani słowa, tylko patrzył. W jego spojrzeniu jednak było coś niezwykłego. Jakaś tajemnicza siła, która zniewalała pełną ciepła mocą.

Obraz zafalował, a Sara znalazła się na swoim balkonie. W ręce trzymała spalony do połowy papieros. Nie pamiętała ani momentu przejścia na balkon, ani zapalania papierosa, ani nawet chociażby zaciągnięcia się nim.

„Czy to było urojenie?”– powiedziała sama do siebie w myślach.

Mimowolnie przełknęła ślinę. Zajrzała do swojego mieszkania w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak obecności Wiglera, nic jednak nie zobaczyła.

Nagle przypomniała sobie jak już kiedyś, na jakiejś wiejskiej potańcówce, przytrafiła się jej podobna sytuacja, lecz tym razem cały czas była w domu.

„A może ktoś tu był” – pomyślała i zerwała się z taboretu sprawdzić czy drzwi wciąż były zamknięte.

Nim do nich dobiegła wpadła na idącego z jakimś jedzeniem Wiglera.

- Jak się czujesz? –zapytał wsadzając sobie do ust łyżkę czegoś co wyglądało na owsiankę.

Sara przez moment patrzyła na niego całkiem osłupiała, po czym opadła na stojące w przedpokoju krzesło.

-Dalej go kochasz? – zapytał kuląc się lekko, jakby po tym pytaniu spodziewał się wybuchu Sary.

Kobieta jednak, spojrzała na niego tylko.

- Chyba tak… - odparła. Otworzyła usta jakby chciała cos powiedzieć, jednak nie wydała z siebie żadnego słowa. Posmutniała i znów przełknęła głośno ślinę, po czym zapytała – Dlaczego mi to robisz? Dlaczego pokazujesz mi obrazy, których nie chce widzieć? –przez jej słowa przemawiała gorycz -W moim życiu nie ma miejsca dla tych ludzi.

- W twoim życiu? – krzyknął chłopiec. Wyglądał jakby był wściekły. – To pokażę ci na co jest miejsce w twoim życiu.

Cały przedpokój zafalował. Sara znalazła się na planie filmowym. Kręcili akurat scenę z jej udziałem.

Kobieta nigdy nie traktowała tego co robiła jako hańbiące, no może trochę na początku. Potem po prostu przychodziła zarabiała pieniądze, odchodziła, szła na imprezę do klubu by o tym zapomnieć. Ot, praca jak każda inna, jedni traktowali ją lepiej inni gorzej, mimo wszystko jednak zupełnie nie obchodziło jej jak na nią patrzą ludzie. „Po co, się nimi przejmować skoro tak jest łatwiej?”

Teraz jednak kiedy znalazła się na planie, wszystko się zmieniło.

Nie chodziło o to, że zobaczyła się w akcji, bo każde ujęcie widziała po kilkanaście razy, gdy reżyser tłumaczył jej czemu trzeba je poprawić.

Oglądał ją Wigler, a tego nie mogła zdzierżyć.

Nie obchodziło jej zupełnie niczyje zdanie na jej temat, to czy ktokolwiek będzie ją oglądał czy nie. Mogli nazywać ją dziwką, śmiała im się prosto w oczy. Mogli jej zrobić zdjęcia i umieszczać je w Internecie, pisała pod nimi zabawne komentarze. Mogli ją bić, trudno, płacili ekstra.

Jej ciało było po prostu wystawione na eksploatacje, a ona nie widziała w tym nic złego.

Nigdy jednak nie chciała żeby dzieci były świadkami czegokolwiek z jej udziałem.

Weszła właśnie w ten najrozpaczliwszy okres w życiu, gdy kobieta wraz z utrata atrakcyjności, powoli wyzbywa się nadziei na szczęście. Chciała mieć dziecko, być może chciała go nawet w momencie gdy patrzyła niepewnie na Wiglera chcąc dostrzec jakąkolwiek zmianę w jego twarzy, gdy tak stał nieruchomo przyglądając się akcji.

Być może myślała o posiadaniu dziecka w momencie gdy się do niej po raz pierwszy przytulił.

- Dlaczego to robisz? –zapytał w końcu chłopiec nie odrywając przepełnionych smutkiem oczu od sceny.

To pytanie i ton jego sprawiło, że Sara poczuła się jak mała dziewczynka, która całkowicie zawiodła pokładane w niej oczekiwania.

Wigller odwrócił się do niej plecami i powoli ruszył w stronę wyjścia. Z każdym krokiem stawał się coraz mniej widoczny, jakby przeźroczysty, aż w końcu po prostu znikł.

Sara jeszcze przez dłuższą chwile wpatrywała się niepewnie w miejsce gdzie widziała go po raz ostatni, po czym westchnęła ciężko.

Plan akcji zafalował i znalazła się w swojej sypialni. Siedziała na brzegu łóżka, a tuż za jej plecami, wgapiając się w sufit leżał Wigler. Sara, nie wiedzieć czemu, zdawała sobie z tego sprawę i wiedziała też, że malec ma naburmuszona minę.

Westchnęła ciężko, po czym zapytała:

- Nie jesteś może głodny? - zawsze o to pytała wszystkich swoich klientów, którzy wydali jej się sympatyczni. – Może zrobię coś do jedzenia? – dodała mając rozpaczliwą nadzieję, że chłopak odpowie twierdząco.

- Nie potrzebuję ludzkiego jedzenia. – odpowiedział urażonym tonem.

Sara położyła się koło niego, lecz on ostentacyjnie odwrócił się na bok ukazując jej swoje plecy.

Przez moment trwała niczym nie zmącona cisza.

- Dlaczego to robisz? – zapytała w końcu Sara.

- Dlaczego ja to robie? – Odparł chłopiec odwracając się raptownie w jej stronę. -To ja powinienem o to spytać.

Kobieta westchnęła i ze zrezygnowaniem spojrzała w sufit.

- Bo tak jest łatwiej. –zaczęła mówić wpatrując się w sufit, błędnym wzrokiem, jakby patrzyła gdzieś daleko. Zerwałam ze szkołą w połowie gimnazjum, pokłóciłam się z ojcem który wyrzucił mnie z domu. Najpierw musiałam znaleźć sobie jakiś dach nad głową potem zarobić Jakoś na życie. A jak nastolatka może opłacić wszystkie rachunki? Nie miałam praktycznie nic do zaoferowania…

- A teraz masz co? – przerwał jej nagle Wigler. – Mieszkasz w jakiejś norze i dalej robisz to samo co wtedy gdy byłaś nastolatką.

Sara skrzywiła się lekko.

- Może i mieszkam w ruderze, może i robie to samo, ale wierz mi, nie jest tak samo jak wcześniej.

- A co jest innego?

Kobieta uśmiechnęła się.

- Nie mam alfonsa, od dziesięciu lat. Od tamtej pory oszczędzam i dlatego właśnie mieszkam w tej dziurze.

- Oszczędzasz? Ale na co?

- Na swój własny biznes. Jeszcze kilka lat popracuje i będzie mnie stać na swój własny burdel. Z tych filmów to strasznie dużo kasy jest.

-Dalej chcesz to robić? – zapytał Wigler. W jego głosie słychać było mieszaninę zawodu i niedowierzania. Sprawiło to, że Sara na moment poczuła się nieczysta, a gdy uczucie to przeszło odrzekła:

- Na niczym innym się nie znam, a siedzę w tym już tak długo, że nie wyobrażam sobie innego życia. Poza tym, pracowałam już w branży i mam już wszystko obliczone, a w tym mieście przydałby się jeden burdel więcej.

Tym razem Wigler westchnął ciężko.

- To dlaczego chciałaś się zabić?

To pytanie zaszokowało Sarę. Przez dłuższą chwilę stała z otwartymi ustami, po czym prędko oznajmiła.

- Ale ja się nie chciałam...

- Ja znam twoje uczucia. – przerwał jej chłopiec i nagle rozbłysł oślepiającym światłem. Gdy światło zelżało nieco, Kobieta ujrzała go w zupełnie innej postaci.

Był wielkim mężczyzną, w złotej, jaśniejącej, pełnej zbroi. Wyglądał jak Anioł, lub bóg ze skandynawskiej mitologii. Otaczała go dziwaczna, ni to ogniowa, ni to świetlna aura, która rozchodziła się po całym pomieszczeniu dając przyjemne, ciepłe uczucie.

- Znam twoją przyszłość, przeszłość i teraźniejszość. – mówił powoli, głosem tak niesamowicie potężnym i donośnym jakby wydobywał się z kościelnych organów. – Znam każda twoją myśl, każde twoje uczucie. Gdybyś nie miała zamiaru się zabić, nie było by…

- Ciszej tą muzykę kurwo! - rozległ się wrzask z dołu.

Monstrualna postać zamarła, jakby właśnie została zbesztana za zakłócanie ciszy nocnej, po czym z jej brzucha, ku przerażeniu Sary wydobyła się czyjaś majtająca bezradnie w powietrzu noga, do której dołączyła druga, następnie pojawił się maleńki tors i mała główka, która błyskawicznie wchłonęła świetlistą postać, a kobieta znów ujrzała przed sobą Wiglera.

- Przepraszam. – krzyknął chłopiec do podłogi. Jego aktualny, dziecięcy, głos dość zabawnie kontrastował z poprzednim. Bardzo wyraźnie widać było po nim oznaki speszenia. –W każdym razie… - ciągnął - … wiem że od kilku miesięcy już myślisz o samobójstwie i wiem, że jak zrzucałaś telefon, to zastanawiałaś się jak to by było gdybyś ty tam spadała.

Przez niemal pięć minut Sara stała zupełnie osłupiała, a jedynie jej mrugające oczy, wskazywały na to, że wciąż żyje. Kobieta powoli obróciła się w stronę przedpokoju, wolnym krokiem wyszła ze swego mieszkania i zeszła do mieszkającej piętro niżej sąsiadki. Zadzwoniła do niej, a w drzwiach natychmiast pojawiła się starsza pani.

- Budzisz mnie po nocy wszetecznico babilońska i teraz jeszcze coś ode mnie chcesz. Wstydu nie masz.

Sara ze stoickim spokojem przeczekała jej wyrzuty, po czym zapytała.

- Jest pani pewna, że słyszała pani jakiś dźwięk, wydobywający się z mojego mieszkania?

Starą zamurowało. Może to dla tego, że została nazwana „panią”, co było niezwykle miłą odmianą, a może obłąkany wyraz twarzy Sary tak na nią zadziałał, ale nieco spuściła z tonu.

- No jasne, że słyszałam. Jak miałam nie słyszeć, jak cały blok żeś pobudziła pewnie…

- Przepraszam – odezwał się Wigler, nieśmiało wystawiając głowę zza pleców Sary.

Starsza pani spojrzała na niego zupełnie zaskoczona.

- Ty w swoim… - zawachała się, jakby szukała odpowiednio ordynarnego słowa -… bagnie dziecko wychowujesz?

Kobieta uśmiechnęła się promiennie, co sprawiło że wyglądała na jeszcze bardziej obłąkaną.
- To nie jest dziecko. To jest anioł…

- Nie jestem aniołem. – sprostował Wigler.

-… który zna moje wszystkie myśli – ciągnęła niezrażona – przeszłość, przyszłość, teraźniejszość i przybył specjalnie po to żeby uratować moją duszę.

Starsza przez moment była w szoku, po czym rzuciła:

- Ciebie ćpunko i sam bóg nie uratuje. - i z całej siły trzasnęła drzwiami.

Sara radośnie wróciła do swojego mieszkania po czym wyszła na balkon zapalić papierosa.

- Czemu się tak cieszysz? – zapytał ja nieśmiało chłopiec.

- Bo jeśli ta stara dewota też cie widzi, to oznacza, że jestem normalna.

- No, tak całkiem normalna to ty nie jesteś. – wtrącił chłopiec naburmuszony, Kobieta jednak zupełnie nie przejęła się tym tekstem i wydychając dym z płuc, zapytała z rozbawieniem.

- A kim ty jesteś? Mówisz że nie jesteś aniołem, a zjawiasz się z nikąd, świecisz jak świetlik na bułgarskich sterydach, wiesz o mnie wszystko i na koniec chcesz mi uratować duszę. Pytam serio, czym jesteś?

Wigler oparł się na balustradzie i patrząc w gwiazdy rzekł.

- Jestem jednym z nich.

Sara spojrzała na niego podejrzliwie.

- Ciężko to wytłumaczyć, ale, mniej więcej, jestem duszą zmarłego człowieka, która musiała przez tysiące lat pokutować za popełnione za życia błędy. Żeby odpokutować otrzymałem moc zdolną zniszczyć cały ten świat siła woli, teraz pozostały mi tylko relikty…

- Chcesz powiedzieć że za karę stałeś się bogiem? –zapytała kpiąco, zaciągając się papierosem.

- Żaden bóg nie może istnieć bez swojego świata. Ja mogę je niszczyć i stworzyć od nowa. Właściwie mogłem. – dodał dziwnie uradowany.

- Wydajesz się cieszyć, że nie masz już mocy. – powiedziała Sara wyczekująco. To, że stała obok niej nad-boska istota nie robiło na niej wrażenia.

- To moje ostatnie zadanie. Po jego wykonaniu moja dusza będzie mogła na powrót zjednać się z energią.

- Czyli znowu dostaniesz moc? – zapytała uśmiechając się.

- Umrę. –odrzekł spokojnie.

Zapadła cisza. Kobieta zagasiła papierosa na balustradzie, wyrzuciła niedopałek i powoli obróciła głowę w stronę Wiglera.

Chłopiec stał tak, opierając brodę na poręczy. Jego twarz wyrażała niesamowita ulgę gdy tak patrzył przed siebie, ale jego dłonie ściskające kurczowo poręcz zdradzały pewnego rodzaju lęk.

- Dla was, śmiertelników, śmierć jest po prostu jakimś końcem. Nie zastanawiacie się nawet końcem czego.

- A czym jest dla was? – zapytała niepewnie.

Chłopiec wziął głęboki wdech i odparł.

- Każda materię w tym świecie spowija energia, której zwykli ludzie nie są w stanie ogarnąć zmysłami. Dusza to nic innego jak tylko cząstka ten energii która oddzieliła się od reszty i wyruszyła w podróż. Kiedy umiera człowiek, pogodzony ze światem, podróż się kończy, jego energia, łączy się z resztą, a cały świat cieszy się jego radością, ale wy tego nie widzicie bo macie go tylko tyle co wszyscy inni.

- Czekaj, pogubiłam się. – Wigler uśmiechając się skierował na nią swoje spojrzenie. – Ty dalej chcesz mnie odwieźć od samobójstwa?

Chłopiec spojrzał na nią z konsternacją, po czym szybko dodał:

- Ale, żeby zjednoczyć się z energią musisz się pogodzić ze światem bo inaczej będziesz się błąkać w nieskończoność.

- A czemu jesteś dzieckiem?

- Bo tak nam jest łatwiej.

Kobieta czekała na jakiś dalszy ciąg, ale chłopiec odwrócił się w jej stronę i rzekł:

- Mamy niewiele czasu, okażę ci jeszcze coś.

I pstryknął palcami, z których momentalnie wyskoczył snop iskier jarzących się tak jasnym blaskiem, że kobieta zamknęła oczy, by nie oślepnąć. Sara nagle poczuła, że spada w jakąś przepaść. Zza zamkniętych powiek widziała jakieś światła migające z olbrzymią prędkością. Nagle kobieta zauważyła że zwalnia, aż w końcu praktycznie zawisła w powietrzu.

Była zbyt onieśmielona, by otworzyć oczy, lecz usłyszała tuż obok swojego ucha znajomy głos.

- Nie musisz się bać. – rzekł chłopiec ciepło.

Kobieta, jakby słuchając rozkazu ostrożnie uniosła powieki i rozejrzała się wokół.

Była w czymś co wyglądało na studnię. Studnię zbudowaną z tysięcy, a może milionów jaśniejących obrazków.

-Gdzie jesteśmy? – Zapytała bojaźliwie.

Wigler uśmiechnął się nie patrząc nawet na nią.

- Jesteśmy we fragmencie twojej duszy odpowiedzialnym za twoje odczucia i wspomnienia. Jakoś tak tu ciemno trochę i wszystko jest takie czarnobiałe.

Sara spojrzała na niego jeszcze bardziej oszołomiona. W jednej chwili cisnęły się jej na usta tysiące pytań, setki myśli przebiegały przez jej głowę, ale była w stanie wydusić tylko:

- A tak nie powinno być?

- Nie powinno. - odparł smutno chłopiec. Dalej na nią nie patrzył, tylko błędnym wzrokiem spoglądał na małe obrazki – Mamy mało czasy, więc w skrócie pokażę ci najważniejsze rzeczy.

Wigler znów pstryknął palcami i nagle setki obrazków, rozlokowanych w najróżniejszych miejscach, zaczęły odklejać się od ścian studni, tworząc pierścień wokół nich.

- Zapnij pasy, bo trochę potrzęsie. – rzekł chłopiec i w tym momencie Sara uświadomiła sobie, że znajduje się w czymś co przypominało wózek na kolejce górskiej, w parku rozrywki. Chciała jeszcze o coś zapytać, coś powiedzieć, ale było za późno. Z niewiarygodną prędkością mknęli przez jej życie. Tysiące wspomnień i uczuć widziała jako przebłyski, superszybki pokaz slajdów o niej, puszczony od tyłu. Widziała olbrzymią liczbę momentów ze swojego życia jako prostytutki, których część zapomniała, części się wyparła, a część wydawała jej się złudzeniem.

Widziała, jak zgodziła się grać w filmie, widziała jak niegdyś, mały chłopiec zdemolował jej całe mieszkanie, jak jego ojciec, jej klient przez nią rozbił swoją rodzinę, widziała też jak była małą dziewczynką na ulicy robiącą wszystko za dach nad głową i jedzenie.

Patrzyła również na inne momenty, jak ten gdy uwolniła się od alfonsa, lub gdy zaprzyjaźniła się z chłopcem który to później zdemolował jej dom.

Na samym końcu ujrzała samą siebie wybiegającą z domu głośno trzaskając drzwiami. Tory kolejki nagle skończyły się i wypadła wraz z całym wózkiem w nicość. Spadała znów przez jakiś czas, po czym upadła na coś miękkiego.

Jej łóżko.

Sara zamrugała, rozejrzała się wokół. Jej sypialnia wyglądała jak zawsze, a Wiglera nigdzie nie było.

„To mi się śniło?” – pomyślała.

Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Kobieta spojrzała na zegarek po czym cicho mruknęła:

- Co za debli przychodzi do mnie o trzeciej w nocy…?

Weszła do przedpokoju i wyjrzała przed judasza.

***

Martin Kettel był klientem Sary od kilku miesięcy. Przychodził do niej co najmniej raz w tygodniu o różnych porach dnia i nocy. Jego perwersyjne zachcianki zawsze wykraczały poza to, co mieściło się w standardowym cenniku kobiety, więc zawsze musiał dopłacać.

Mimo, że czasem przeginał, Sara lubiła go. Zawsze płacił jej bez żadnego targowania się, a czasem zostawiał napiwek. Poza tym jego fantazje zdawały się nie mieć granic i choć czasem były uciążliwe to nie sposób było się z nim nudzić.

Ostatnimi czasy zrobił się jednak bardzo dziwny. Przychodził o późnych porach, po wszystkim długo kręcił się w jej mieszkaniu, krzyczał głośniej niż zwykle. Za wszystkie te udziwnienia płacił jeszcze więcej, ale mimo wszystko Sara stała się nieufna.

Kiedy kobieta zobaczyła go przez judasza, przez moment zastanawiała się czy go wpuścić, po czym wyobraziła sobie Wiglera, stojącego w przedpokoju. Uśmiechnęła się do niego słodko, po czym otworzyła drzwi.

- Cześć Martin, przykro mi ale dzisiaj nie mam dla ciebie czasu. Przyjdź kiedy indziej. – rzekła po czym zamknęła drzwi.

Sara odwróciła się w stronę swojej sypialni. Była zmęczona i chciała spać. Miała wszystkiego dość.

Nagle dzwonek rozległ się jeszcze raz.

Sara z wściekłością otworzyła drzwi i już chciała wrzasnąć coś na Martina gdy nagle silna ręka w skórzanej rękawiczce zacisnęła się na jej szyi. Wszystkie mięśnie na jej twarzy napięły się tak mocno, że aż zamknęła oczy. Poczuła gwałtowne szarpnięcie i została ciśnięta w głąb swego mieszkania.

Kiedy uderzyła potylicą o podłogę, szarpnęła się gwałtownie, ale było już za późno.

Martin znów chwycił jej szyję i przycisnął do podłogi. Z kieszeni wyciągnął mały nożyk i nonszalancko przystawił go jej do twarzy.

- Czekałem na to bardzo długo. – rzekł nieco luzując uścisk. – Czekałem, aż mi odmówisz. Piśnij słówko a zginiesz. – dodał puszczając jej szyję i gwałtownie przystawiając do niej stal. Wolną ręką zaczął rozpinać bluzkę kobiety.

Nagle w łazience rozległ się dźwięk spuszczanej wody, a Martin zamarł w bezruchu . Drzwi się otworzyły i wyszedł z nich trzymający się za brzuch i ledwo stojący na nogach Wigler. Miną miał bardzo niewyraźną, ale gdy ujrzał mężczyznę na Sarze podszedł i pochylił się nad nimi.

- A pan co robi? – zapytał z ciekawością. Miał niesamowicie niewinny wyraz twarzy.

Martin przez chwilę nie mógł od niego oderwać wzroku, a Sarze ten obrót sytuacji wydał się przekomiczny.

Nagle Mężczyzna wyciągnął wolną rękę pochwycił głowę Chłopca i poderżnął mu gardło. Szaleńczy i triumfalny wzrok skierował ku Sarze, która dalej nieco rozbawiona patrzyła na Wiglera.

Martin przeniósł spojrzenie z powrotem na chłopca i zamarł.

Z poderżniętego gardła wydobył się coś co przypominało paszczę jaszczura z której wystawały tysiące ostrych jak szpilka kłów. Wąż błyskawicznie rósł poszerzając ranę aż głowa bezwładnie opadła chłopcu na plecy.

- Czemu to zrobiłeś? - odezwało się straszydło ciekawskim, chłopięcym głosem Wiglera.

Mężczyzna spojrzał na Sarę, która z kolei przyglądała się jemu, z jeszcze większym niż dotąd rozbawieniem.

Nagle rozległ się głos zza drzwi.

- Tu policja, mamy zgłoszenie o znęcaniu się nad dzieckiem, proszę otworzyć…

- Przecież widzisz debilu, że otwarte. – rozległ się drugi głos.

Zapadła chwila milczenia, po czym drzwi wejściowe otworzyły się na oścież, a w nich ukazali się dwaj umundurowani policjanci.

- Co tu się kur… - zaczął starszy zupełnie osłupiały.

- Panie władzo Ratunku! - poderwał się gwałtownie Martin i skoczył w kierunku policjantów.

Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że w dłoni wciąż ściskał nóż. Nie wiedział również o tym, że szkolony policjant może wyciągnąć broń z kabury, wycelować prosto między oczy i wystrzelić, nim on, Martin, zdoła się chociażby zdziwić.

Klatka schodowa wypełniła się hukiem, a ściana w przedpokoju Sary nabrała żywszych kolorów.

Ciało Martina zwaliło się na ziemię bezwładnie jak worek kartofli i przez moment nikt nie był w stanie się poruszyć.

- ŁAAAAAAAŁ – wydał z siebie okrzyk Wigler. – Kumplom opowiem. Prawdziwy trup.

Policjanci z konsternacją spojrzeli na siebie, po czym młodszy, nieco w szoku, rzekł spoglądając na trupa:

- Bo my to w sumie… mieliśmy zgłoszenie… że naćpana matka dzieckiem… - nagle odwrócił się do starszego. – Tato, ku**a, co my teraz zrobimy?

Sara podnosząc się z podłogi powiedziała:

- Nie martw się Michał. Działałeś w samoobronie i zapobiegłeś próbie gwałtu. Za takie rzeczy medale dają a nie kraty.

Policjant nazwany Michałem uniósł na nią uradowany wzrok, po czym przeniósł go na ojca, który spoglądał na niego ze wściekłością.

- Jak to Michał? Skąd ona zna twoje imię kurwiarzu zasrany. – i począł okładać syna, a Sara z rozbawieniem patrzyła jak jeden jej klient bije drugiego, po czym odwróciła się w stronę chłopca. Przytuliła jego głowę do piersi u ucałowała.

- Właśnie uratowałeś mi życie. – powiedziała radośnie.

- No nie do końca. –odezwał się przemądrzałym, nieco ironicznym, tonem. - Gdyby mnie tu nie było on nigdy by się na to nie odważył, ale zaczęlibyście uprawiać coraz bardziej perwersyjny seks i w czasie jednego zbliżania przez przypadek byś umarła.

Sara znieruchomiała, po czym pacnęła go lekko w czuprynę i dodała słodko.

-Oj tam, dla mnie i tak jesteś bohaterem.

Podeszli do niej policjanci, poprosili by In blanco podpisała się pod zeznaniami, po czym przedzwonili po jakichś innych policjantów i odeszli.

Sara znów spojrzała na Chłopca.

Siedział podłodze i błędnym wzrokiem patrzył przed siebie. Kobieta usiadła koło niego i rzekła wesoło.

- Misja ukończona. Już nigdy nie będę dziwką, więc jesteś wolny.

Chłopiec jednak spojrzał na nią smutno.

- Ale w niej nie chodziło o to żebyś nie była dziwką. Tu chodziło o to żeby ocalić twoją duszę.

Sara spojrzała na niego zdziwiona.

- Czyli, że co? – spytała.

Wigler westchnął głęboko i przedpokój Sary zafalował.

Znów widziała przebłyski swojego życia, ale widziane jakby przez kogoś innego. To były wspomnienia jej ojca.

Widziała jak kiedyś na mszy w kościele poprosiła o głos, po czym oznajmiła: „Mój ojciec to debil”, wróciła na swoje miejsce i przytuliła się do ojca.

Widziała cały przebieg jej waśni z ojcem z jego perspektywy.

Przypomniała moment kiedy straciła dach nad głową. To nie ojciec ją wygnał. To ona uciekła bo chciała mu zrobić na złość. Była pewna, że on wezwie policję żeby jej szukali. Nie zrobiła tego, a ona nie potrafiła się przełamać. Duma sprawiła, że wolała puszczać się za dach nad głową niż przeprosić.

Wcześniej myślała, że jej nienawidził całej jej życie.

Teraz rozumiała wszystko.

Nie wezwał policji bo powiedziała tak straszne słowa o swej matce, że on nie był w stanie jej wybaczyć. Mimo to jednak, każdego poranka wyglądał przez okno na ulicę żeby sprawdzić czy jej tam nie ma. Niemal całe życie traktował ją jak dorosłą kobietę, a teraz po prostu pozwolił jej zadecydować.

Sara zrozumiała nie tylko to.

Jej ojciec przed jej narodzinami uczył się aktorstwa, chciał być artystą. Gdy jej matka zaszła w ciąże musiał porzucić marzenia by zająć się rodziną. Do niczego się nie nadawał i często tracił pracę, lecz ciągle szukał następnej.

Gdy matka Sary zmarła przy jej porodzie jego życie. Kompletnie się zawaliło. Zapomnienia szukał w pracy na dwa etaty, z której opłacał i opiekunkę dla Sary. Kochał swoją córkę z całego serca, ale nie potrafił jej tego okazać. Później nastały czasy w których praktycznie jej nie widywał.

Sara, czuła się jednak samotna i niekochana i przez to stała się zgorzchniała i cyniczna.

Przez cały ten czas myślała że ojciec jej nie kocha, bo on poświęcał się dla niej.

Nie nastąpił jeszcze koniec wycieczki gdy kobieta zalała się łzami.

Ostatnie wspomnienie było o kilkanaście lat oderwane od poprzedniego.

Na podłodze w jakimś ubogo umeblowanym pokoju siedział chłopiec i bawił się figurkami przedstawiającymi postacie z bajek.

- Jestem Wigler, strażnik zachodnich lasów Elvenlastu. Pokonam cię zły czarnoksiężniku.

Po czym zaczął naparzać jedną zabawką w drugą.

Obraz zafalował, a Sara na znalazła się w jakimś holu. Po dłuższym przyjrzeniu się zauważyła że był to oddział szpitalny. Siedziała na ławce, obok jakiegoś chłopca. Jakiś mężczyzna ubrany na biało, najprawdopodobniej lekarz kierował się w jej stronę w nienaturalnie wolno.

- I jak się czujesz - rozległ się znajomy dziecięcy głos tuż obok niej.

Kobieta spojrzała na chłopca i znów tysiące myśli przeszły przez jej głowę, ale była w stanie wykrzesać z siebie tylko jedno słowo.

- Tata…?

Wigler uśmiechnął się nieznacznie.

- Jestem duchem. Jesteśmy, tu bo dostałaś zgłoszenie, że cos się ze mną stało. Widziałem wiele razy jak cię powiadamiają, ale teraz po raz pierwszy się tu pojawiłaś.

- Ale, dlaczego jesteś tutaj… skoro powinieneś być tam? – zapytała przez łzy, Oczywista prawda zdawała się do niej nie docierać.

- Ten mężczyzna w białym fartuchu to lekarz. Idzie tu by ci powiedzieć, że bardzo walczyli ale nie udało im się mnie uratować. Kiedy to zrobi, ja zniknę, a ty o mnie zapomnisz.

- Ale… dlaczego…? – pytała Sara łkając. Tyle myśli przebiegało przez jej głowę że nie była w stanie o nic zapytać

- Powiedziałem ci wcześniej, że tylko człowiek pogodzony ze światem może powrócić do mocy. Ja jednak nie mogłem powrócić. Żyłem bezsensownym życiem przez tysiące lat, wykonałem setki misji i nagle zrozumiałem, że to nasza niezdolność do wybaczenia nie pozwoliła nam na normalne życie. Paradoksalnie, przez głupią dumę wiedliśmy najpodlejszy z żywotów.

Nastało milczenie. Lekarz stanął obok i zbierał się by coś powiedzieć.

- Przybyłem do ciebie na tą ostatnią misję, żebyś ty nie musiała błąkać się przez tysiące lat, by móc wykonać najprostszy z gestów. Chciałem też żebyś uświadomiła sobie, że jesteś warta tego by cię pokochać i byś pokochała sama siebie.

Lekarz zaczął coś mówić, a Wigler powiedział cos bardzo szybko, jakby chcąc rozpaczliwie wykorzystać te ostatnie chwile:

- Kocham cię księżniczko i zawsze będę cię kochał, bez względu na wszystko.

-…zginął.

Sara spojrzała w bok i zobaczyła, że Wiglera już nie było.

- Powiedział pan to… za wcześnie. – zaniosła się płaczem –nie zdążyłam mu powiedzieć że tez go kochałam.

Lekarz przez moment zastanawiał się nad odpowiedzią po czym przykląkł przed Sarą i rzekł.

- Jestem pewien, że on jest w tej chwili przy pani i wie o wszystkim.

Sarze nagle przypomniały się słowa: „Kiedy umiera człowiek, pogodzony ze światem, cały świat cieszy się jego radością, ale wy tego nie widzicie bo macie go tylko tyle co wszyscy inni.”

Momentalnie przestała płakać, podziękowała lekarzowi i wybiegła ze szpitala.

Lekarz odprowadził ją wzrokiem, po czym uśmiechnął się tajemniczo i oddalił się pogwizdując wesoło.

Sara z kolei po opuszczeniu szpitala natknęła się na swoją dawną miłość.

Kamil siedział na ławce z obojętną mina popalając papierosy.

Jeszcze kilka godzin wcześniej Sara najprawdopodobniej wpadłaby w panikę i oddaliła się jak najszybciej, lecz teraz dosiadła się do niego i uśmiechając się promiennie, zapytała:

- Masz może fajka pożyczyć?

Kamil słysząc jej głos zdziwił się, ale nawet na nią nie spojrzał, tylko bez słowa podał jej paczkę.

Sara odpaliła jednego i oddała resztę. Przez dłuższą chwilę żadne z nich się nie odzywało, po czym Mężczyzna rzekł łamiącym się głosem:

- Matka mojego niedoszłego dziecka zabiła się bo nie potrafiłem jej kochać, a dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę ją kochałem.

Sara znieruchomiała na moment, po czym zgasiła papierosa i ostrożnie objęła Kamila ramieniem.

- Jestem pewna, że ona jest teraz przy tobie i wie o tym.

- Skąd możesz o tym wiedzieć? – zapytał szlochając.

- Właśnie się dowiedziałam, że mój ojciec zmarł, a czuję jego obecność.

Kamil przestał płakać.

- Ale przecież go nienawidziłaś? – zapytał zdziwiony.

- Kochałam go, ale byłam zbyt głupia by to zauważyć.

Kamil odsunął się od niej nieco by spojrzeć w jej oczy. Wpatrywali się tak w siebie w milczeniu przez długi czas, a ich spojrzenia wyrażały więcej niż tysiące słów.

Bo tak to już jest na świecie,
Próżno szukać mistrzów życia.
Każdy żyje jak mu lepiej,
Z radości jedynie, możemy się rozliczać.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Wkur...za mnie bezgranicznie naśladownictwo grafiki angielskiej przy tekstach polskich. No, po prostu wkur...za.
Twoim zdaniem, Autorze, tak jest lepiej? Te rozstrzelone odstępami kwestie dialogowe, te pojedyncze zdania. Wydaje Ci się, że one nabiorą większej wagi, znaczenia, jak będą wydzielone nie tylko nową linią, lecz dodatkowo odstępem?
Mylisz się.

Forma nastawiła mnie negatywnie na starcie. I już jestem uprzedzona.
A stwierdzenie, że nie umiesz "pisać krótko i o czymś" to po prostu otwarte przyznanie się do niekompetencji na poziomie kreatywności, konceptu i języka. No, gratuluję, Ziomie, udało Ci się sprawić, że nie chce mi się czytać, bo opinię o tekście mam wyrobioną.

Ale nic to. Przeczytam. Nie, nie dlatego, że istnieje minimalna szansa na zaskoczenie mnie in plus. Nie ma takiej szansy, Autorze. :P

edit: Mam zdolności prekognicji, czy co? Fabuła... yyy... do piachu oraz co najmniej trzy drętwe i betonowe kwestie dialogowe. Jak mi minie wkur...zenie, to może nawet uszczegółowię.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
flamenco108
ZakuŻony Terminator
Posty: 2229
Rejestracja: śr, 29 mar 2006 00:01
Płeć: Mężczyzna

Post autor: flamenco108 »

1. Ta grafika wzięła mu się pewnie, bo bez sensu pisał to w Wordzie i później opublikował metodą dr Copy-Paste'a.
2. Dlaczego piszesz "Mężczyzna" w środku zdania? Znaczy, ja uważam, że tak się zawsze powinno pisać, a nawet "MĘŻCZYZNA i kobieta", o.
3. Zdecyduj się Ziomie, albo Twój narrator jest kminiącym twardzielem, albo gada po literacku, bo występuje dysonans poznawczy.
4. Tekst obfituje w takie romantyczne dialogi jak:
Sara z kolei po opuszczeniu szpitala natknęła się na swoją dawną miłość.

Kamil siedział na ławce z obojętną mina popalając papierosy.

Jeszcze kilka godzin wcześniej Sara najprawdopodobniej wpadłaby w panikę i oddaliła się jak najszybciej, lecz teraz dosiadła się do niego i uśmiechając się promiennie, zapytała:

- Masz może fajka pożyczyć?
Ossochozi? To właśnie dlatego wyszło Ci takie długie. Przywiązałeś się do każdego słowa w tym opku, a nie warto, oj nie warto. Połowę można snadnie wywalić bez grubszego sprzątania.
Nie wiedział również o tym, że szkolony policjant może wyciągnąć broń z kabury, wycelować prosto między oczy i wystrzelić, nim on, Martin, zdoła się chociażby zdziwić.
Zdecyduj się Ziomie, to jest komedia, czy tragedia? Z kabury? Zapiętej? Między oczy? Wyszkolony? Kto Ty jesteś, Karol May?

Chciałbym tak cytować i zjadliwie komentować, ale za 10 minut muszę już iść z domu, a poza tym można by tak niemal zdanie po zdaniu. Całość jest po prostu - zmyślona. Czyli niewiarygodna. Przekleństwa i kmina nie czynią realizmu.
Jesteśmy we fragmencie twojej duszy odpowiedzialnym za twoje odczucia i wspomnienia.
Jak to mawia Małgorzata? Zaawansowana zaimkoza?
Przez niemal pięć minut Sara stała zupełnie osłupiała, a jedynie jej mrugające oczy, wskazywały na to, że wciąż żyje. Kobieta powoli obróciła się w stronę przedpokoju, wolnym krokiem wyszła ze swego mieszkania i zeszła do mieszkającej piętro niżej sąsiadki. Zadzwoniła do niej, a w drzwiach natychmiast pojawiła się starsza pani.

- Budzisz mnie po nocy wszetecznico babilońska i teraz jeszcze coś ode mnie chcesz. Wstydu nie masz.

Sara ze stoickim spokojem przeczekała jej wyrzuty, po czym zapytała.

- Jest pani pewna, że słyszała pani jakiś dźwięk, wydobywający się z mojego mieszkania?

Starą zamurowało. Może to dla tego, że została nazwana „panią”, co było niezwykle miłą odmianą, a może obłąkany wyraz twarzy Sary tak na nią zadziałał, ale nieco spuściła z tonu.
To już nie wystarczy, że chłopiec gada z sufitu? I tak po kolei wszystkich osłupia i muruje, aż całe opowiadanie roi się od słupków i murków.

Zabawy też nie dostarcza, niestety...
Nondum lingua suum, dextra peregit opus.

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

Małgorzata pisze:Wkur...za mnie bezgranicznie naśladownictwo grafiki angielskiej przy tekstach polskich. No, po prostu wkur...za.
Twoim zdaniem, Autorze, tak jest lepiej? Te rozstrzelone odstępami kwestie dialogowe, te pojedyncze zdania. Wydaje Ci się, że one nabiorą większej wagi, znaczenia, jak będą wydzielone nie tylko nową linią, lecz dodatkowo odstępem?
Mylisz się.
Nie :)
Zdziwisz się, ale lekko się napracowałem oddzielając wszystko akapitem, bo dla mnie tak jest po prostu przejrzyściej niż gdyby wszystko stanowiło jeden tekst, w którym wszystkie akapity zlewają się ze sobą (brakuje mi po prostu automatycznych wcięć z przodu. :( )
Ale faktycznie, takie coś też się niewygodnie czyta :(

Forma nastawiła mnie negatywnie na starcie. I już jestem uprzedzona.
A stwierdzenie, że nie umiesz "pisać krótko i o czymś" to po prostu otwarte przyznanie się do niekompetencji na poziomie kreatywności, konceptu i języka. No, gratuluję, Ziomie, udało Ci się sprawić, że nie chce mi się czytać, bo opinię o tekście mam wyrobioną.
:)
Ale pisząc to mówię jedynie, że napisałem tak, bo tak (przynajmniej wydaje mi się, że...) potrafię. Zawsze jest po prostu tak, że gdy pisze historię to temat mnie ponosi i z planowanych 3 stron wychodzi mi 20, których nie udaje mi się skrócić.

Flamenco:
1. Tak, winny, przyznaję się. A tak nie powinno się robić?
2. Winnyx2 (wydawało mi się że wszystkie tego typu kwiatki udało mi sie wyłowić)
3. przyjąłem konwencję, że na początku utworu nie opisuje niczego co sie dzieje w głowie Sary, więc wszystkie uczucia opisane są za pomocą gestów. Dopiero wraz z rozwojem akcji, sytuacja ta powoli się zmienia. Jeśli chodzi ci jednak o to, że czasem opisuje świat takim jakim jest, a czasem piszę, że "ściana nabrała żywszych kolorów", a tak robić nie powinienem, to przyznaje i przepraszam (dysonans poznawczy to co innego :P).
4. Przywiązuje wagę po prostu do gestów, dlatego staram się opisać to co wydaje mi się ważne.
A co do tej kwestii dialogowej.
Ostatnio widzieli się w gimnazjum i jakoś tak się złożyło że chcąc się do niego odezwać, mentalnie cofnęła się w czasie.
Zdecyduj się Ziomie, to jest komedia, czy tragedia? Z kabury? Zapiętej? Między oczy? Wyszkolony? Kto Ty jesteś, Karol May?
No właśnie ni to komedia, ni tragedia. Na początku starałem się nagromadzić ciężki nastrój (ale nie przesadnie ciężki), który stopniowo stawał się coraz lżejszy, aż do nieskomplikowanego wierszyka - narracja (w założeniu) jest tak dynamiczna, jak główna bohaterka. Wewnętrzny świat bohaterki staje się weselszy, to i opisy zabawniejsze. Jeśli razi to widać, miałem zły pomysł.
Co do przekleństw. Nie lubię ich używać w tekście, ale tu mi jakoś pasują.
Co do zakminozy.
Nie staram się przekombinować całości nie chcę dążyć po trupach(tekstu) do oryginalności, ale staram się opisać nieco nowatorskie ujęcie rzeczywistości. Jeśli takie coś faktycznie przeszkadza, to następnym razem muszę wymyślić jakiś inny sposób.

A jeśli chodzi o osłupienie. Wiesz, jeśli mnie by mnie odwiedziło przenikające przez ściany dziecko zwisające z sufitu potrafiące zmieniać kształty, świecić, pokazywać mi moją i cudzą przeszłość...
Wydaje mi się, że raczej by mnie to dziwiło. Raczej non stop by mnie murowało, aż do momentu, gdy nic już by mnie nie dziwiło. I tak właśnie było na balkonie.
Jeśli faktycznie jest za dużo tych osłupień, to nie mam pojęcia jak zredukować ich ilość nie zmieniając przy tym treści.
Ale dzięki za opinię, skoro wyłapałeś zachwiania narracyjne to widac, że przeczytałeś całość i dzięki ci :)
I sorry, że nie dostarczyło frajdy, widać po prostu mi nie wyszło.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Lasekziom pisze: Zdziwisz się, ale lekko się napracowałem oddzielając wszystko akapitem, (...)
Ale faktycznie, takie coś też się niewygodnie czyta :(
Przyznam, że nie mogę zrozumieć jak wpadłeś na ten pomysł. Ostatecznie, wszyscy tu są maniakalnymi czytaczami książek wydawanych w tradycyjnym "systemie graficznym". Słyszałeś, żeby ktoś narzekał?
Rozumiem, też, że z przycisku "podgląd" nie skorzystałeś, bo zauważyłbyś nieczytelność tekstu wcześniej...
No, ale po FF ostatnio znów kręci się Ika narzekając na brak zła i niski poziom złośliwości Komentujących. He he... Koniec offtopa.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Tekst jest rozstrzelon, że aż oczy bolą zza szkieł okularów, do tego Autoru ma o mnie dość chyba wyrobioną opinię, ale się pokuszę... Spróbuję znaczy się.
W każdym razie, napisałem najlepiej jak potrafię
Upierdliwość mode on - zawsze można napisać tekst lepiej :)
- Sara, akcja jest. –powiedział jej menadżer.
Raz, że kropka po akcji. Znaki przestankowe w dialogach spełniają nieco inną funkcję niż w "zwykłym" zdaniu IMO. Raczej mają pokazywać pewną ekspresję dialogów.
Był na FF cały wątek o tych sprawach, ale gdzieś mnie umknął w tym momencie.
Dwa: menadżer czy menedżer? Zastanawia mnie to... Ja się skłaniam ku polskiej pisowni z dwoma e (tak też chyba jest pisane częściej w literaturze przynajmniej ekonomicznej), Word nie podkreśla ani jednego ani drugiego a internetowe słowniki szaleją z obiema wersjami.
- Jesteś tam? – Zapytał głos w słuchawce.
I znowu sprawa pisania dialogów wychodzi. Określenia typu zapytał, powiedział i inne odnoszące się do wydania z siebie głosu zapisuje się małą literą bez względu na znak zapytania czy wykrzyknik.

Łup i koniec pierwszej sceny: lekka abstrakcja bym powiedział. Skoro sceny z filmu wyciekły do internetu, to dlaczego reżyser i cały sztab ludzi wokół niego mieliby te sceny absolutnie kasować? Jakoś mi się to nie trzyma kupy razem i średnio zachęca do dalszego czytania.
Podniosła rękę i ocierając wierzchem dłoni łzy, weszła do mieszkania.
Do miejsca, w którym mieszkała bardziej pasowało określenie „nora” niż „mieszkanie”.
Powtórzenia aż biją w oczy! Do tego IMO mieszkanie jest raczej neutralnym określeniem dlatego stopniowanie z norą raczej spala na panewce.
Na podłodze w przedpokoju rozpościerał się, jedyny w całym mieszkaniu, wypłowiały i dziurawy dywan.
Przedobrzyłeś z tym wtrąceniem. IMAO zamiast sprawić, że czytelnik wie, że jedyny w mieszkaniu alias norze dywan był wypłowiały i dziurawy wprowadzasz wątpliwość czy ten dywan w przedpokoju nie jest jedynym dziurawym, a w pokojach nie ma czasem lepszych.
Przynajmniej ja tak to odebrałem. Informacja o stanie dywanu, powiedziana w osobnym zdaniu byłaby bardziej czytelna i dobitna.
Zarówno w kuchni jak i łazience, dwom maleńkim pomieszczeniom, można było zaobserwować samo-degradujące się powierzchnie kafelkowe.
Czytam i czytam i doczytać nie mogę o co właściwie chodzi w tym zdaniu. Przede wszystkim nie dwom maleńkim pomieszczeniom, ale w kuchni jak i łazience, dwóch maleńkich pomieszczeniach. Tak bardziej po polsku. Samodegradujące się jeżeli już chcesz używać takiego przedniego słownictwa pisze się razem. Choć nie bardzo wiem, co to samodegradacja w przypadku kafelków. Ciężko to sobie wyobrazić w domowych warunkach. Powierzchnie kafelkowe, jakże poetycko.
W olbrzymim kontraście jednak do całej reszty mieszkania, stała sypialnia Sary. Nie była ona może jakoś przesadnie umeblowana, lecz znajdowało się tam wielkie dwuosobowa łóżko z drewnianymi wykończeniami, oraz szafa równie pokaźnych rozmiarów.
Ale zechcesz wyjaśnić czytelnikowi na czym tenże olbrzymi kontrast polegał? Nigdzie wcześniej nie piszesz jak wiele mebli było w pozostałych pomieszczeniach - więc nie możemy stwierdzić, że łóżko i szafa to dużo lub mało dla kontrastu. Może o to chodzi, że są wielkie? O innych meblach nic nie wiemy... Chyba że postanawiasz porównywać meble do następnych pomieszczeń - malutkich w sensie. I stąd ten kontrast. Niekoniecznie, IMO, ale skoro się upierasz.
i kątem oka spojrzała na coś w przedpokoju.
Jak na posiadaczkę mieszkania dość mało o nim wie, skoro spogląda na coś w przedpokoju, a nie na przykład na ścianę, sufik, obrazek, dywan... Skoro nawet w następnym zdaniu wiemy, że patrzyła na cień. Przemieszczający się.
Może się w tym momencie czepiam, ale trochę mnie to nie satysfakcjonuje. Wkładasz trochę wysiłku, żeby pokazać mnie - czytelnikowi obraz niewielkiego mieszkanka alias nory. A potem (może to przez mega wielkie odstępy) każesz głównej bohaterce obserwować poruszający się cień, jakby w podobnym mieszkanku było na to dość miejsca. Zdecydowana większość wyobrażeń o podobnym M raczej mi w tym momencie upadła.
Kobieta, powoli sięgnęła ręką do szuflady ze sztućcami i wyciągnęła stamtąd, pierwszą rzecz jaka jej wpadła w ręce - tłuczek do mięsa. Sara schowała go za plecami i ostrożnie, wolnym krokiem zbliżyła się do framugi drzwi, by zobaczyć co się działo w pokoju obok.
Dlaczego bombardujesz czytelnika szczegółem przeznaczenia szafki - na sztućce - skoro bohaterka trzyma tam na wierzchu tłuczek do mięsa? Tłuczek sztućcem nie jest.
To pierwsza rzecz. Druga - każesz bohaterce schować tłuczek za plecami, co z gruntu jest rzeczą raczej nienaturalną i chybioną. Po pierwsze brzdęk metalowych sztućców w małej kuchence skutecznie demaskuje podobne zasadzki. Po drugie - skoro ma się zamiar przed kimś bronić (a to akurat nie podlega tutaj wątpliwości) to trzyma się broń przed sobą. Trzecia rzecz, ze tłuczek do mięsa w dłoniach kobiety (poza tym, że powszechny tak bardzo jak nóż kuchenny - nieodmiennie wielki na dwadzieścia centymetrów, bosko szeroki i najlepiej z japońskiej stali) jest rzeczą dość naturalną, w najgorszym wypadku może oznaczać schabowe.
I jeszcze na zakończenie: czy przedpokój to także pokój?

Na podłodze w przedpokoju, siedziało małe, może sześcioletnie dziecko, ubrane w tandetny zielony kostium i bawiło się jakimś żółtym samochodzikiem.
Kobieta, nie spuszczając z chłopca wzroku, odłożyła tłuczek na stojąca przy drzwiach kuchenkę.
Metaliczny dźwięk zwrócił uwagę chłopca, który spoglądając w tym kierunku, ujrzał Sarę, obdarzył ja promiennym uśmiechem i pomachał jej energicznie ręką.
Mamy w końcu metaliczny dźwięk! Szkoda, że tak późno i tak wybiórczo te dźwięki przedstawiasz. Po prawdzie to brakuje także czegokolwiek, co świadczyłoby o fakcie wejścia dziecka do mieszkania. Zwłaszcza, że pokazujesz nieco dalej, że drzwi mogą trzaskać i mają nawet antywłamaniowy łańcuszek.
- Co ty jesteś? – zapytała powoli, gdy wyrwała się z osłupienia.
Jakoś mało po polsku zapodane pytanie tutaj mamy. Czym byłoby chyba zręczniej, to dodatkowo cztery znaki więcej.
Dusza twa jest w niebezpieczeństwie moja pani.
Przed moja pani przecinek się należy.
- Do reszty mnie pojebało. – powiedziała do siebie, po czym podeszła do kuchenki gazowej i odpaliła od niej papierosa.
I już nie bardzo wiem jak mam traktować tę kobietę. Nie, że mi się bohaterka podoba jako postać albo nie. Najpierw jest wannabe-gwiazdą, która zachowuje się jak Rita Hayworth co najmniej, potem zagubioną panią domu, a teraz żeńskim odpowiednikiem Franza Maurera.
- Słuchaj szczylu! – rzekła poirytowana, spoglądając na niego z pełnym zapalczywej jadowitości uśmiechem. - Teraz zamknę oczy, a kiedy doliczę do dziesięciu przeniesiesz się wesołej krainy urojonych pojebów i nie będziesz mi już zawracać dupy.
Rzekła poirytowana absolutnie się kłóci z krainą urojonych pojebów. Absolutnie i irytująco.
Malec mieniący się Wiglerem stał sobie na suficie zupełnie jakby grawitacja zamiast ściągać na dół, wypychała go w górę.
IMO po malcu przydałby się przecinek.
- Potrafię cię uratować, tak jak potrafię zmienić truciznę w coś pięknego. – po czym rozwarł dłonie z których na raz wysypało się maleńkie stadko motyli.
Akurat kwestia rozwierania dłoni powinna się zaczynać od wielkiej litery.
- Więc już wierzysz w to, że jestem prawdziwy. – zapytał triumfalnie.
Ech...
Wierzę w to, że nie ocipiałałam do tego stopnia, żeby sobie uroić zmieniającego fajki w motyle gówniarza, zwisającego z sufitu.
To może tylko niewiele znaczący szczegół, który minimalnie wpłynie na odbiór tekstu, ale osobiście wstawiłbym nieco inne przekleństwo. W nawiązaniu do kobiety akurat to ma niewielką rację bytu, IMAO.
Pomieszczenia składało się z: ośmiu, prawdopodobnie, nigdy nie sprzątanych, łączonych w pary, plastikowych stołów, z których tylko dwa nie były podniszczone i pięciu podłużnych drewnianych ław ułożonych wzdłuż stolików. Za ladą, również znajdującą się w pijalni, stała pani, a właściwie wciąż panna, Zosia, której bóg poskąpił wszystkiego prócz puszystości. Ponoć nikt jeszcze nie przyłapał jej na uśmiechu.
Opis pijalni - choć to znowu nie jest najlepsze określenie na podobny lokal - jest nafaszerowane zdecydowanie zbyt wielką ilością niepotrzebnych szczegółów. Jakby o tym, czy mordownia jest mordownią świadczyło to, że stoliki można poustawiać w pary.
Lokal ten, właściwie nie miałby prawa istnieć, gdyby nie fakt, że dość swobodnie podchodzona w nim do kwestii wnoszenia własnych trunków, oraz firmowe piwo, tańsze było nawet od tych w biedronce.
1. podchodzono.
2. Biedronce, bo napisanie jej z małej litery dość jednoznacznie sugeruje, że zmyślni ludzie są w stanie warzyć piwo gdzieś między skrzydełkami czerwonego owada.
Zresztą samo umieszczenie nazwy konkretnej sieci handlowej raczej nie jest najlepszym pomysłem choćby dlatego, że możesz gdzieś/kiedyś trafić na czytelnika, który tego sklepu na oczy nie widział i nie wie, że piwo jest tam tanie. I co wtedy?
W jednym rogu lokalu siedziało i żarliwie dyskutowało o czymś troje ludzi, ukradkiem spoglądających na mężczyznę, w brudnych łachach, sączącego piwo samotnie, po przeciwnej stronie sali.
Tam właśnie siedział ojciec Sary, Tomasz Girke.
OK, ale gdzie dokładnie? Z opisu wynika, że pan T.G. mógł siedzieć: a) wśród trojga ludzi b) po przeciwnej stronie sali c) (to już trochę bardziej naciągane, aczkolwiek możliwe) gdzieś indziej, w nieokreślonym tam.
Nagle jeden z trzech mężczyzn siedzących przy stole powstał i spoglądając na Tomasza, rzekł.
- Lepiej już być dziwką niż pasożytem społecznym jak jej ojciec.
I znowu. W pierwszym opisie trójka siedzących przy stoliku ewidentnie powinna zawierać w sobie co najmniej jedną kobietę - troje. Po drugie - ze względu na miejsce akcji cały ten pasożyt społeczny jest zupełnie nie na miejscu - w takim miejscu raczej wszyscy są pasożytami społecznymi (choćby z racji przynoszenia własnych spirytualiów) i jeszcze niedopasowany do mówców język. Pijacy i lumpy z natury rzeczy nie mówią jak profesor Miodek (nawet jeżeli mają za sobą wyższe wykształcenie).
Na te słowa Ojciec Sary powstał z miejsca i niszcząc jeden ze stolików skoczył ku mężczyźnie. Zdołał go tylko raz uderzyć, gdy przyjaciele drugiego mężczyzny pochwycili go i wywlekli przed lokal.
Jeden mężczyzna i drugi mężczyzna, ale który jest który to już nie wiem.
Nie miała pojęcia że tak się stoczył. Nie widziała go od ponad dwudziestu lat.
Podobne stwierdzenie dla kogoś, kto jest posiadaczem nory i prawie dorabia jako aktorka alias dziwka nie jest najszczęśliwszym. Dziwi mnie też dostęp wszystkich miejscowych do internetu - bo niby skąd mieliby się dowiedzieć o ważnej produkcji filmowej?
- Sara…!
Ale ten trzykropek spełnia tutaj jakąś szczególną rolę, mam nadzieję.
Chłopiec jeszcze kilka razy próbował coś powiedzieć, lecz Kobieta przerywała wszystkie jego zdania tym jednym słowem
kobieta w środku zdania - wzorem poprzedniego nazewnictwa chociażby - sugeruję pozostawić z małej litery.
Nie była już tak młoda jak kiedyś. Dzień po dniu traciła elastyczność. Jaka przyszłość mogła ją czekać kiedy będzie już tak stara, że nikt jej nie zechce. Jej, prostej dziwki…
Wybacz, Autorze, ale po raz kolejny się zagubiłem w meandrach kreacji postaci. Kim ona właściwie jest? Aktorką, heroiną, prostytutką, a może jeszcze kimś innym?
przedstawiające owoce, lub kwiaty.
Przed lub nie stawia się przecinka w podobnej sytuacji.
Choć Kamil nie mógł tego dostrzec, twarz blond niewiasty wykrzywił grymas, jakby miała się popłakać.
Wigler pociągnął Sarę za suknię, by zwrócić na siebie jej uwagę.
Zastanów się Autorze o czym tak naprawdę chcesz pisać i dopasuj do tego stylistykę. Suknie i niewiasty w okolicach czasów współczesnych raczej nie komponują się zbyt dobrze.
- Dlaczego ja to robie? – Odparł chłopiec odwracając się raptownie w jej stronę. -To ja powinienem o to spytać.
robię
- Ja znam twoje uczucia. – przerwał jej chłopiec i nagle rozbłysł oślepiającym światłem. Gdy światło zelżało nieco, Kobieta ujrzała go w zupełnie innej postaci.
Był wielkim mężczyzną, w złotej, jaśniejącej, pełnej zbroi. Wyglądał jak Anioł, lub bóg ze skandynawskiej mitologii. Otaczała go dziwaczna, ni to ogniowa, ni to świetlna aura, która rozchodziła się po całym pomieszczeniu dając przyjemne, ciepłe uczucie.
- Znam twoją przyszłość, przeszłość i teraźniejszość. – mówił powoli, głosem tak niesamowicie potężnym i donośnym jakby wydobywał się z kościelnych organów. – Znam każda twoją myśl, każde twoje uczucie. Gdybyś nie miała zamiaru się zabić, nie było by…
- Ciszej tą muzykę kurwo! - rozległ się wrzask z dołu.
Monstrualna postać zamarła, jakby właśnie została zbesztana za zakłócanie ciszy nocnej, po czym z jej brzucha, ku przerażeniu Sary wydobyła się czyjaś majtająca bezradnie w powietrzu noga, do której dołączyła druga, następnie pojawił się maleńki tors i mała główka, która błyskawicznie wchłonęła świetlistą postać, a kobieta znów ujrzała przed sobą Wiglera.
Wszystko pięknie, ale między skandynawskim bogiem (tak po ogólności) a Aniołem (jednak z małej litery) jest pewna różnica. Dość bym wręcz powiedział istotna.
Poza tym zupełnie nie rozumiem odgrywającej się w tym miejscu sceny. Po co ten bóg/anioł? Ma jakieś, jakiekolwiek przełożenie dla całości? Po prostu jest i znika.
- Ciebie ćpunko i sam bóg nie uratuje. - i z całej siły trzasnęła drzwiami.
Jeżeli już sam, jeden i określony to Bóg raczej.
- Czekaj, pogubiłam się.
Mówiąc bardzo oględnie, ja też. A to dopiero gdzieś około połowy tekstu...
Mamy mało czasy
Mamy mało czasu.
Sara uświadomiła sobie, że znajduje się w czymś co przypominało wózek na kolejce górskiej, w parku rozrywki
Trochę za dużo przecinków. Z tym parkiem rozrywki poczułem się nieco jak troglodyta, który niekoniecznie wie, gdzie się instaluje kolejki górskie.
- Panie władzo Ratunku!
Jaki miły pan, że zna policjanta Ratunka z nazwiska. No, chyba że miało to wyglądać nieco inaczej...
Najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy z tego, że w dłoni wciąż ściskał nóż. Nie wiedział również o tym, że szkolony policjant może wyciągnąć broń z kabury, wycelować prosto między oczy i wystrzelić, nim on, Martin, zdoła się chociażby zdziwić.
Klatka schodowa wypełniła się hukiem, a ściana w przedpokoju Sary nabrała żywszych kolorów.
W tekście zdążyłeś dać wystarczająco sporo szczegółów, które wskazują na Polskę jako kraj, w którym się rozgrywa akcja. A nawet jeżeli nie to i tak sprawa jest prosta. Policjant nie zacznie strzelać tak po prostu, najpierw każe człowiekowi zostawić nóż. To po pierwsze, po drugie w podobnej sytuacji wyprzedzenie nożownika przez strzelającego policjanta jest raczej mało możliwe, niestety. Po broń trzeba sięgnąć, kaburę odpiąć, pistolet odbezpieczyć i jeszcze zorientować się w sytuacji żeby nie powystrzelać całej okolicy.
- ŁAAAAAAAŁ – wydał z siebie okrzyk Wigler. – Kumplom opowiem. Prawdziwy trup.
Powiedział, paradoksalnie, trup?
Podeszli do niej policjanci, poprosili by In blanco podpisała się pod zeznaniami, po czym przedzwonili po jakichś innych policjantów i odeszli.

Ta cała sytuacja miała być zabawna w stylu komedii Mela Brooksa? Na taką właśnie wyszła. Nawet średnio zorientowany w przepisach i policyjnych procedurach policyjnych czytelnik uzna to wszystko za głupotę i kpinę z jego intelektu, jeżeli to miałoby być poważnym. W sumie - zważywszy na całą resztę - chyba miało być poważne.
Sara znów spojrzała na Chłopca.
chłopca. Z małej litery.
Widziała jak kiedyś na mszy w kościele poprosiła o głos, po czym oznajmiła: „Mój ojciec to debil”, wróciła na swoje miejsce i przytuliła się do ojca
Ale o co chodzi? Jak to zabrać głos na mszy? To nie amerykański serial dla dzieci... Poza tym co miałaby pokazać ta scenka?
Była pewna, że on wezwie policję żeby jej szukali. Nie zrobiła tego, a ona nie potrafiła się przełamać
.
Ktoś osoby pomylił dokumentnie. Niestety.

Celem zakończenia
Cały ten tekst bardzo mocno przypomina mi Opowieść wigilijną Dickensa. Duchy i przemiana i tym podobne rzeczy. W zasadzie nie bardzo wiem o czym on miałby być poza tym schematem. W sensie rozumiem myśl, bo i jest ona wyłuszczona całkiem prosto, ale nie rozumiem tego wszystkiego, co prowadzi do niej.
Postacie są strasznie zagmatwane i zdecydowanie nienaturalne. Choćby główna bohaterka to w zasadzie zlepek filmowych scen. Poszarpanych i powyrywanych z kontekstu. Do tego pasujący do świata jak kwiatek do kożucha duszek [?]
Opisy gmatwają wiele rzeczy wydawałoby się prostych i nadmiernie skupiają się na błahych szczegółach, które nic nie wnoszą. Piszesz we wstępie, że nie potrafisz pisać jednocześnie krótko i o czymś... Może po prostu czasami wystarczy zredagować swój tekst. Napisać historię, a potem wyciąć z niej wszystko co nie jest potrzebne?
Do tego jeszcze mam wątpliwości, czy zdarzyło Ci się przeczytać to wszystko kilka razy przed publikacją. W tekście jest cała fura błędów, które można było łatwo wyłapać nawet pojedynczym czytaniem. Nie wspominam nawet o tym, że język polski nawet w Wordzie wyróżnia ogonki przy niektórych literach.
W każdym razie, napisałem najlepiej jak potrafię.
W każdym razie zawsze można napisać jeszcze lepiej.

***Wszystkie cytaty pochodzą od autora tekstu.***


EDIT:
lekko się napracowałem oddzielając wszystko akapitem, bo dla mnie tak jest po prostu przejrzyściej niż gdyby wszystko stanowiło jeden tekst, w którym wszystkie akapity zlewają się ze sobą (brakuje mi po prostu automatycznych wcięć z przodu
No niestety, ale przejrzyściej za Boga nie jest.
Chyba że chciałeś specjalnie sobie licznik znaków nabić
Sasasasasa...

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Bakalarz pisze:Był na FF cały wątek o tych sprawach, ale gdzieś mnie umknął w tym momencie.
Ano był. I nie umknął Tobie, ino nam wszystkim, bo gdzie przy jakiejś reorganizacji chyba zniknął. Kiedyś tego ptorzebowałem i szukałem, szukałem i nie znalazłem. Aż do Karoli (autorki tegoż uderzyłem) i też nie pamiętała gdzie to było.
Chyba musimy ją pomęczyć, coby wywnętrzniła te reguły ponownie.

Już mnie tu nie ma.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

Bakalarz pisze: Łup i koniec pierwszej sceny: lekka abstrakcja bym powiedział. Skoro sceny z filmu wyciekły do internetu, to dlaczego reżyser i cały sztab ludzi wokół niego mieliby te sceny absolutnie kasować?
Nie tak absolutnie, ale to pornos jest. Jak coś wyciekło do internetu, to po co to w filmie zamieszczać, przecież mogą coś innego dać.

Co do metalicznego dźwięku: W moim domu tłuczek znajduje się właśnie w tym miejscu, a szufladę można wysunąć "bezbrzdękowo". Być może to tylko moje prywatne doświadczenia. Nie rozumiem o co chodzi z tym stereotypem tłuczka.

W dialogach polszczyzna nie musi być absolutnie poprawna... chyba...

Co do bohatera psów. Ona nie jest gwiazdą tylko dziwką grającą w pornosie. Właśnie po to chciałem nakreślić kontrast między sypialnią, a reszta mieszkania. Szkoda tylko że mi nie wyszło. :(

Co do zbytniej szczegułowości w opisywaniu miejsc.
No właśnie w tym sęk, ja nie potrafię i nawet nie lubię pisać opisów miejsc, przedmiotów. Nie wiem kiedy za mało szczegółów kiedy za dużo. Najchętniej w ogóle bym ich nie pisał, ale są ważne, to po prostu staram się uczyć.

Dalej, scena w mordowni. Ci ludzie nie koniecznie byli pasożytami społecznymi. Nie musieli wiedzieć, o tym, że Sara grała w pornosie, żeby wiedzieć, że była dziwką.

Jeśli chodzi o westerny i policjanta.
Fakt, z tą przyspieszoną reakcja przesadziłem, ale w takiej sytuacji człowiekowi włącza się instynkt przetrwania i to powinienem opisać a nie "szkoloność".
A co do trupa mówiącego o trupach.
Wigler po prostu udawał normalne dziecko, żeby nie robić Sarze kłopotów. Tak samo było też i z Martinem. Ojciec Sary musiał przecież wiedzieć, co się dzieje, ale po prostu udawał dziecko :)
A co do "Opowieści Wigilijnej".
Taki był pierwszy zamysł tej historii.
Puścić całe jej życie od tyłu, by udowodnić, że całe jej nieszczęście jest konsekwencją jednego zdarzenia (ucieczki z domu), oraz niemożności wybaczenia.
Z początku, jak już wspomniałem opisywałem tylko to co widać, przez co całość MIAŁA dawać wrażenie oglądani filmu. Jeśli filmowość wyszła poszarpana, to faktycznie problem.
A co do tego, że można lepiej.
Jasne, że można i po to ten tekst na ZWO zamieściłem żeby następny już był lepszy. (mam nadzieję że jedynie) chwilowo lepiej nie potrafię, ale obiecuję że się poprawię :)
Boli mnie to, że popełniłem za dużo debilowatych błędów, których łatwo można było uniknąć. Tekst leżakował tydzień, albo 2, po czym wczoraj do 2 go przerabiałem. Mam nadzieje jednak, że udało mi się przynajmniej utwór napisać.
Resztę argumentów przyjmuję, widzę, że się napracowałeś. Dzięki.

Edycji tego posta było już sporo, a tu jeszcze jedna:
Małgorzata pisze: Ale nic to. Przeczytam. Nie, nie dlatego, że istnieje minimalna szansa na zaskoczenie mnie in plus. Nie ma takiej szansy, Autorze. :P
No widzisz :) ?
Po co ci progenitura jak masz mnie i mój tekst :)
Swoja drogą:
Margo nie ma progenitury do dręczenia, Ika narzeka na brak zła, a ja tu wstawiam tekst i jeszcze przedobrzyłem z formatowaniem...
Chyba podświadomie szukam cierpienia.
Ostatnio zmieniony wt, 24 sie 2010 13:06 przez Lasekziom, łącznie zmieniany 1 raz.

Awatar użytkownika
Laris
Psztymulec
Posty: 916
Rejestracja: czw, 11 gru 2008 18:25

Post autor: Laris »

Po pierwsze - plewny i męczący układ tekstu. Proszę ja Autora, co to jest? Przeca tak pisać jest nawet niewygodnie, bo po każdym dialogu trzeba dwa razy enterem puknąć. Przed dialogiem też. Mnie by się nie chciało takich szamańskich cyrków uskuteczniać, ale mnie ciągle powtarzają, że leniwy jestem.
Po drugie - o czym to wszystko jest? Kim w końcu jest ta kobita? Nie powiem, od strony fabularnej wygląda mi to na dosyć pokręconą, narkotyczną wizję.
I po trzecie - styl i język pozostawiają nieco do życzenia.
Właśnie po to chciałem nakreślić kontrast między sypialnią, a reszta mieszkania. Szkoda tylko że mi nie wyszło. :(
To tam się pojawia sypialnia? O.O
Najmniej pamiętam zajęcia w szkole,
bo żaden z nas się tam nie nadawał.
Awantura - Pokolenie nienawiści

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

1.
W olbrzymim kontraście jednak do całej reszty mieszkania, stała sypialnia Sary. Nie była ona może jakoś przesadnie umeblowana, lecz znajdowało się tam wielkie dwuosobowa łóżko z drewnianymi wykończeniami, oraz szafa równie pokaźnych rozmiarów.
Nawet Bakalarz to zacytował.
Oj nie czyta się, a potem się pyta o czym i kto kim jest :P
edit.
*/
Ale pretensji mieć nie mogę, bo tekst długi i źle sformatowany.
:(
/*
2. Sara jest dziwką grającą w pornosie, która przed przybyciem swojego ojca zbiera kasę na własny burdel.
Wszystko w tekście jest :)
3. Ten tekst mówi o baaaaardzo wielu rzeczach i nie wiem czy mam to wypunktować. A właściwie powinien bo z tego co widzę wyszło słabo.
W każdym razie, klucz do rozumienia całości to ten wierszyk na końcu.
Ten tekst mówi o: życiu.

Awatar użytkownika
Ika
Oko
Posty: 4256
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:26

Post autor: Ika »

Ponieważ „kruca bomba, mało casu”, więc będę się wyzłośliwiać etapami jedynie, tudzież po kawałku, zostawiając duuużooo pola Margaretce, albowiem Margaretka jest super grzeczną osobą i nie siedzi na stosie zaległości. Ja jestem niedobra i mam straszne tyły, niemniej niedobrość to jest to, czego w tych warsztatach brakuje, więc chociaż se trochę poszarpię:

Sara siedziała na balkonie swego mieszkania, powoli dopalając papierosa, gdy nagle zadzwonił jej telefon komórkowy. Kobieta niedbałym ruchem ręki wyjęła go z kieszeni i obojętnym tonem, przeciągając nieco samogłoski, rzekła do słuchawki.
To są dwa pierwsze zdania w tekście, które należałoby kompletnie wywalić do kosza i napisać raz jeszcze.
Sara siedziała na balkonie – nie ma absolutnie najmniejszej potrzeby informować czytelnika, że był to balkon mieszkania, bo weźmy na to takie piwnice, albo stodoły, tudzież obory balkonów zasadniczo nie miewają. Jest to informacja typu: wyciągnął miecz z pochwy. Zawsze powtarzam, że gdyby go wyciągnął z dupy, to wtedy dopiero warto byłoby o tym wspominać.
Zupełnie nieistotne jest tak naprawdę czyje było to mieszkanie. Nieistotne z punktu fabuły tego tekstu. Poza tym śmiem twierdzić, że czytelnik założy sobie, iż właścicielką mieszkania, jak i balkonu jest rzeczona Sara.
Podobnie jest z telefonem komórkowym – wiadomo, że jej, czyż nie? Bo gdyby był sąsiada z parteru, to nie byłoby go w tekście – telefonu, oczywiście.
Zaznaczenie, że to była kobieta jest niepotrzebne, w naszych czasach imię Sara raczej nie kojarzy się z mężczyzną.
Dalej - rzekła do słuchawki – odkrycie! To się do słuchawki mówi, a ja, panocku to zawsze gdziesik indziej gadałam! Teraz wiem dlaczego nie było mnie słychać.
A przeciągającym samogłoski mówimy NIE. Maksu Kolonko mówimy NIE, Dariuszowi Prosieckiemu mówimy NIE. Ale to tak przy okazji.
Równie przy okazji stwierdzam, że słowo „rzekła” ma nieco inny ciężar gatunkowy niż „powiedziała”.

Reasumując, po pozbyciu się bzdur i nadmiaru zaimków, oraz nadopisów mamy:
Sara siedziała na balkonie, powoli dopalając papierosa, gdy nagle zadzwonił telefon komórkowy. Wydobyła go z kieszeni i odebrała.
Owszem, może i trochę tu łyso, ale klimata nie buduje się spora ilością zaimków. Można dodać:
Bezmyślnie gapiła się przed siebie/odebrała wciąż patrząc przed siebie pustym wzrokiem,/leniwie zaciągała się raz zarazem.
I tego typu rzeczy, które nie wymagają informacji rodem z księgi wieczystej.
- Co jest?
aż się chce odpowiedzieć z Kabaretem Tey: JA JESTEM!


Tego się niestety nie daje czytać.
Im mniej zębów tym większa swoboda języka

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Lasekziom pisze:Nie tak absolutnie, ale to pornos jest. Jak coś wyciekło do internetu, to po co to w filmie zamieszczać, przecież mogą coś innego dać.
A teraz pytanie - a skąd ja na samym początku mam to wiedzieć?
To jedynie jest autorskie chciejstwo żeby wiedzieć, że film, który wszędzie jest określany jako film jest tanią pornografią. Nigdzie nie mówisz na początku, czym też się trudni bohaterka. Dlaczego nie mam myśleć, że panienka gra w pornosie a nie na przykład w nowym filmie Wajdy?
Lasekziom pisze: Co do metalicznego dźwięku: W moim domu tłuczek znajduje się właśnie w tym miejscu, a szufladę można wysunąć "bezbrzdękowo". Być może to tylko moje prywatne doświadczenia. Nie rozumiem o co chodzi z tym stereotypem tłuczka.
Każdy czytelnik (w ogólności człowiek) ma zupełnie inne doświadczenia. Mnie twoje ani grzeją, ani ziębią, ale określiłeś szufladę szufladą na sztućce. W szufladzie na sztućce jak sama nazwa wskazuje są sztućce. Jeżeli wyciągasz spośród nich coś tak dużego jak tłuczek (najlepiej jeszcze zawierającego w sobie mniej lub więcej metalu) to jakiś dźwięk musi się wytworzyć. Dodatkowo małe pomieszczenie, więc wszystko się jeszcze od ścian odbija. I nie chodzi o to koniecznie, żeby szufladę cicho wysunąć.
Lasekziom pisze:W dialogach polszczyzna nie musi być absolutnie poprawna... chyba...
Nie, nie musi. Ale za to musi być naturalna. Inaczej mówi profesor historii, a inaczej docent ekonometrii. Jeżeli dziecko zacznie rozwiązywać test t-Studenta bez tablic to wyda się to zupełnie nienaturalne - i mniej więcej o to mi chodziło.
Lasekziom pisze:Co do bohatera psów. Ona nie jest gwiazdą tylko dziwką grającą w pornosie. Właśnie po to chciałem nakreślić kontrast między sypialnią, a reszta mieszkania. Szkoda tylko że mi nie wyszło. :(
Chyba jednak się nie zrozumieliśmy.
Kontrast między pokojami to jedno, a zachowanie bohaterki - coś zupełnie innego. S. może rzucać mięsem i odpalać papierosa od płomienia wylotowego AKMS ale niech będzie przy tym wiarygodna. Huśtawka kreacji bohaterki rozkłada ją na łopatki wraz z chęcią do czytania.
Skoro jest dziwką grającą w pornosach to po co w ogóle próbować budować kontrasty w mieszkaniu? Przecież we własnej norze tego nie kręcą. Jeżeli też nie dasz żadnej wskazówki czytelnikowi to powiedzenie, że sypialnia kontrastuje z resztą mieszkania może się okazać absolutnie zbyt wieloznaczne. To że sypialnia jest relatywnie ładnie wyposażona może oznaczać, że w resztę mieszkania wjechał tir albo bohaterka wygrała w lokalnej loterii łóżko i szafę. Albo dziesiątki innych rozwiązań.
Lasekziom pisze:No właśnie w tym sęk, ja nie potrafię i nawet nie lubię pisać opisów miejsc, przedmiotów. Nie wiem kiedy za mało szczegółów kiedy za dużo. Najchętniej w ogóle bym ich nie pisał, ale są ważne, to po prostu staram się uczyć.
A tak brutalnie zapytam, tak od strony czytelnika. a co mnie to obchodzi?
Czytając gotowy tekst nie muszę znać ani wcześniejszych dokonań autora ani jego biografii.
Nie lubisz pisać opisów, to może w tekście jest coś dzięki czemu można się ich pozbyć? Bar-mordownia czy mieszkanie-nora naprawdę nie są dla tego tekstu aż tak bardzo istotne, żeby nie można było zaledwie zaznaczyć ich istnienia zdaniami pojedynczymi. Skoro piszesz o ludziach i ich psychice to postaw na coś innego niż opisy bibelotów na kominku. Poczytaj swój własny tekst, postaw się w sytuacji czytelnika. Czy tak bardzo chciałbyś czytać opisy jak z Orzeszkowej w momencie, w którym jeden heros chce nafaszerować drugiego ołowiem i akurat mu się karabin zacina? Ja nie, bo i nie opisów po takiej scenie oczekuję. A z drugiej strony jeżeli heros siedzi na wzgórzu i gapi się na rzekę, to czy usatysfakcjonuje cię przejście dalej po łebkach, że rzeka i już?
Opisy są ważne, jak najbardziej. Trzeba je dobrze przemyśleć razem z całym tekstem, bo mogą tyle samo pomóc, co zepsuć.
Lasekziom pisze:Dalej, scena w mordowni. ci ludzie nie koniecznie byli pasożytami społecznymi. Nie musieli wiedzieć, o tym, że Sara grała w pornosie, żeby wiedzieć, że była dziwką.
Ale nie musiał też tego wiedzieć czytelnik. Mnie osobiście denerwują podobne króliki z kapelusza. Wiedzieli, nie wiedzieli. A co mnie to obchodzi, skoro ja jako czytelnik tego nie wiem? W sensie: autorskie chciejstwo.
Niekoniecznie byli pasożytami społecznymi... I co w związku z tym? Opisałeś, że stoliki stoją parami, ale rzeczom zupełnie w tej scenie istotniejszym nie poświęciłeś prawie żadnej uwagi. Kazałeś mi namalować sobie bohaterów przez pryzmat miejsca, a ja to zrobiłem. Mordownia, do której można bez problemu wnieść własny alkohol, piwo tańsze niż w sklepie. Dla mnie pierwsze skojarzenie jest jednoznaczne. Oczywiście mogą to być na ten przykład profesorowie antropologii podczas badań albo Chuck Norris pod przykrywką, ale chciałem ich widzieć pasożytami społecznymi (bo już mówiłem o dostosowywaniu języka do postaci) i nie dałeś mi powodu żebym myślał inaczej.
Niekoniecznie pisze się razem, tak poza konkursem.
Lasekziom pisze: Fakt, z tą przyspieszoną reakcja przesadziłem, ale w takiej sytuacji człowiekowi włącza się instynkt przetrwania i to powinienem opisać a nie "szkoloność".
Jak dla mnie podstawową reakcją policjantów byłoby zdziwienie. Dyspozytorzy wysłali ich do rodzinnej awantury (w sensie ćpunki i dzieciaka), a w nagrodę widzą dzieciaka z poderżniętym gardłem i facet, który z nożem siedzi na kobiecie. Pierwszą rzeczą, którą się widzi w takiej sytuacji niekoniecznie jest wpakowanie w człowieka całego magazynka, a potem podania pani - zresztą znanej w środowisku prostytutce - zeznań in blanco i wyjścia. Nie. Nie włącza się instynkt przetrwania, bo żadnemu z policjantów nic nie groziło.
Lasekziom pisze:Boli mnie to, że popełniłem za dużo debilowatych błędów, których łatwo można było uniknąć. Tekst leżakował tydzień, albo 2, po czym wczoraj do 2 go przerabiałem. Mam nadzieje jednak, że udało mi się przynajmniej utwór napisać.
Widzisz, wiele rzeczy wynika z tego, że leży cały pomysł na daną scenę i opowiadanie w ogóle. Tego nie można się nauczyć z dnia na dzień. Tak po prostu. Nie ma też prostej recepty jak coś takiego osiągnąć.
Przez całe życie wpadasz w pewne maniery językowe, zbierasz pewne frazesy itd. Ale zawsze musisz skupiać się na tym, co piszesz. Samo napisanie utworu nie jest sukcesem. Nikt nie będzie cię za to chwalił, że skończyłeś utwór. To nie jest tak skonstruowane.
Daj tekstowi odpocząć. Daj odpocząć przede wszystkim sobie od tekstu. I jeszcze lepiej - nie wal po oczach cyferkami na forum literackim.
Nie chciej wrzucać na warsztaty kolejnych tekstów, żeby udowodnić komukolwiek, że piszesz lepiej. Chciej napisać tekst najlepszy jaki się tylko da, a dopiero potem (ewentualnie) wrzuć do na forum. Tutaj dostaniesz cenzurkę o ortografach, interpunkcji i budowaniu fabuły w tym jednym konkretnym tekście. To że unikniesz wypunktowanych błędów nie oznacza automatycznie, że coś następnego będzie o niebo lepsze, bo jest tysiące rzeczy na których można się potknąć. Nie zapominaj też o nas - ludziach, którzy ślęczą nad tekstami. Mamy też w życiu inne rzeczy do roboty i czasami wystarczy nick autora do tego żeby zniechęcić do czytania jego tekstów.
Lasekziom pisze:Ten tekst mówi o baaaaardzo wielu rzeczach i nie wiem czy mam to wypunktować. A właściwie powinien bo z tego co widzę wyszło słabo.
W każdym razie, klucz do rozumienia całości to ten wierszyk na końcu.
Ten tekst mówi o: życiu.
Czasami może lepiej skupić się na czymś mniej skomplikowanym. Jak coś ma być abyt mocno wielofunkcyjne, to pewnikiem nie będzie dobrze spełniało żadnej funkcji.
Kruger pisze:Ano był. I nie umknął Tobie, ino nam wszystkim, bo gdzie przy jakiejś reorganizacji chyba zniknął. Kiedyś tego ptorzebowałem i szukałem, szukałem i nie znalazłem. Aż do Karoli (autorki tegoż uderzyłem) i też nie pamiętała gdzie to było.
Chyba musimy ją pomęczyć, coby wywnętrzniła te reguły ponownie.
Na pewno by się przydały :)
Sasasasasa...

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

Imho niektóre zaimki są niepotrzebne, ale bez nich właśnie goło jakoś jest.

Inna sprawa że moim kardynalnym błędem, jest nadmierny "detalizm", bo nie mam wyczucia, co jest ważne a co nie.
Ika pisze:Tego się niestety nie daje czytać.
:(
Nie miałem pojęcia, że może to aż tak przeszkadzać.

Przez jakiś czas nie będę odpisywać na komentarze, bo muszę do nauki wracać.
Mam jeszcze jedną prośbę. Moglibyście trochę bardziej rozwijać ogólną opinię. W tej chwili to mnie najbardziej ciekawi.

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Lasekziom pisze:Moglibyście trochę bardziej rozwijać ogólną opinię. W tej chwili to mnie najbardziej ciekawi.
Czyli?
Lasekziom pisze:Przez jakiś czas nie będę odpisywać na komentarze, bo muszę do nauki wracać.
IMO strzeliłeś sobie w kolano. Z dwururki co najmniej. Właśnie o tym między innymi pisałem przy okazji odrzucania tekstu ze względu na samego tylko autora.
Oczekujesz od komentujących poświęcania czasu twojemu tekstowi, ale sam się na nich wypinasz plecami, bo musisz się uczyć. A nie lepiej byłoby opublikować tekst już po tym, do czego się uczysz tak pilnie? Podejść do sprawy poważnie? My zostawiamy swoją pracę/uczelnie/rodziny i co tam jeszcze i poświęcamy czas na twój tekst. A ciebie po prostu nie ma, bo masz ważniejsze rzeczy. Piszcie, a może znajdę trochę czasu dla was... To ty jesteś dla nas, czy my dla ciebie?
Sasasasasa...

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

Przykro mi że tak to odebrałeś, nie to miałem na myśli.
Przez miesiąc jeszcze muszę się uczyć, potem musze wyjechać w pewnej sprawie, potem jest październik, będę mieszkania szukać, a jeszcze później uwierz mi będę miał jeszcze mniej czasu niż w tej chwili żeby odpisywać.

A odpisywanie na tej wielkości komentarze jak np. twój pochłania bardzo dużo czasu. Więc przez jakiś czas, godzinkę półtorej jakoś tak nie będę odpisywać, po czym zrobię sobie przerwę i wrócę do odpisywania.

Mam nadzieję, że nie jest to ilość czasu wystarczająca by poczuć się zignorowanym, bo ignorowanie człowieka który przebrnie przez 42 k znaków mojego tekstu jakoś nie bardzo jawi mi się jako słuszne. :)

Niemniej dziękuję za personalną uwagę, którą zachowam w pamięci:)
Edit.
Nie mogę się na niczym skupić to jeszcze dodam (sorry wcześniej nie zauważyłem):
Fajnie widzieć łapankę, ale brakuje mi takich opinii o tekście jako całości. Czy coś było fajne nad, czym muszę popracować, coś gdzieś nie pasuje.

ODPOWIEDZ