Pokutnik (42 881 znaków)

Moderator: RedAktorzy

Awatar użytkownika
Młodzik
Yilanè
Posty: 3687
Rejestracja: wt, 10 cze 2008 14:48
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Młodzik »

Nie podobało mi się. Gorsze potworki tutaj widziałem. Na ile sam mogę to ocenić to raczej jesteś w połowie drogi niż na samym początku.

Fabuła żywcem wyjęta z "Opowieści wigilijnej" i nawet zmiana scenografii nie wprowadza powiewu świeżości. Tłumaczenia Wiglera o losie duszy jak z "Mrocznych Materii", tyle że tu jakiegoś Boga domieszałeś (bo z tłumaczeń Wiglera, wynika, że musi istnieć jakaś istota boska zarządzająca wszystkimi światami). Dokręcenie nowych scen do filmu jest bezsensowne, bo wiadomo kto kupuje pornole i bynajmniej nie są to koneserzy oczekujący odkrywczej fabuły :P.
Cóż więcej? Zamieszałeś komedię z... przypowieścią (czy jak to tam nazwać). Niedobrze to wyszło. Wrzaski sąsiada podczas przemówienia Wiglera-mężczyzny, zupełnie zepsuły klimat. I sam Wigler jest taki jakiś nie bardzo. Zachowuje się jak dziecko, choć jest potężną istotą mającą kilka tysięcy lat. Czy wraz ze zmianą postaci zachodzą zmiany w psychice? Zresztą Wigler jest raczej niematerialny, więc o zmianach materii mowy być nie może.
Dialogi nie były aż tak bardzo tragiczne.
Psychologia Sary kuleje. Zakończenie jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe.
Gdybyś w którymś komentarzu nie wspomniał, że kręcą film pornograficzny to pewnie bym się tego nie domyślił - strasznie tajemniczo opisałeś ten film :P.

A na koniec kfiotek, który już drugi raz tutaj (tzn. w ZWO) widzę.
podniósł się do pozycji siedzącej
Zwykłe "usiadł" jest zbyt proste? Całe to wyrażenie pasuje do jakiegoś raportu, a nie tekstu literackiego.

Edit drobny.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Moja kolej. :)))

1. Język.
Ziomie, ględzisz. Twoje zdania są zaśmiecone, nie tylko zaimkami (zaimkoza zaawansowan, jak rzekł Flamenco), ale mnóstwem niepotrzebnych dopowiedzeń i niezręczności. Za przykład: pierwsze zdania.
Sara siedziała na balkonie swego mieszkania, powoli dopalając papierosa, gdy nagle zadzwonił jej telefon komórkowy. Kobieta niedbałym ruchem ręki wyjęła go z kieszeni i obojętnym tonem, przeciągając nieco samogłoski, rzekła do słuchawki.
- Co jest?
Moja wersja - skrócona mechanicznie (znaczy, zachowane wszystkie szczegóły z Twojego opisu, bez zastanawiania się nad ich zasadnością lub sensownością).
Sara zaciągnęła się papierosem. Lubiła od czasu do czasu zapalić na balkonie (jej mieszkanie to nora, zatem nie ma przeciwwskazań, by nie paliła w środku również - przyp.mój). Z przyjemnego odrętwienia wyrwał ją dzwonek komórki.
- Cze-ego? (Co-o je-est?/Noo...?, etc. - nie pamiętam zapisu, ale można zwyczajnie pokazać, jak kobieta przeciąga samogłoski, zamiast to opisywać.)
Nie, nie twierdzę, że tak jest wzorcowo. Chodziło mi tylko o wskazanie, jak można odchudzić przekaz. Masz irytujący zwyczaj, Ziomie, wyjaśniania oczywistych szczegółów odbiorcy, tłumaczenia mu tego, co powszechnie znane. Np. dzwoni komórka - wiadomo, że się ją wyciąga, odbiera lub nie, a jeżeli odbiera, to gada się do słuchawki, bo komórka to praktycznie tylko słuchawka (nie, nie chodzi o funkcjonalność, wiem, że komórka ma również mikrofon oraz parę innych części, wszyscy wiemy). I tak dalej.
Nic tak nie irytuje, jak narcystyczny nadawca przekazu.

Poza typowymi błędami koniugacji (-ę i -e) oraz deklinacji (-a i -ą), zaimkozy, "kreatywnej" interpunkcji (obawiam się, że to jedyny przejaw kreatywności w tym tekście) w zakresie dzielenia zdań złożonych, zaznaczania wołaczy, wprowadzania wielkich liter, wychwyciłam jeszcze:
wydawało się to być wręcz komiczne.
Przysięgam, że to błąd. Nie ma takiej konstrukcji w języku polskim. Jest np. w łacinie i (bez siurpryzy) w angielszczyźnie.
Nie ważne
Autor nauczy się zasad pisowni "nie" z częściami mowy. Zdumiewające, ale ta niewiedza to - po mordowanej frazeologii - element zdradzający wiek Autora (pokolenie 90+).

Ze wskazanych wcześniej błędów:
Sara (ciach!) kątem oka spojrzała na coś w przedpokoju.
Ktoś tam był. Widziała przemieszczający się cień.
Tu przykład, jak nieudolnie budowane napięcie wali się na zaimkach.
Owszem, teksty anglojęzyczne aż pękają w szwach od someone/something in the dark, ale polska stylistyka ma lepsze sposoby budowania napięcia. Bez cosiów i ktosiów po ciemku.
I jak się "spogląda kątem oka"?

Z ujęć językowych:
- Dusza twa jest w niebezpieczeństwie moja pani. – odrzekł, z typowym dla dzieci zapałem, gdy chcą powiedzieć dorosłym coś arcyważnego.
Czytam wypowiedź, po czym to, co podkreśliłam. Czy tylko ja mam dysonans poznawczy?
podeszła do kuchenki gazowej i odpaliła od niej papierosa.
Wcześniej pokazujesz, Autorze, że Twoja bohaterka to palaczka (pali na balkonie). Och, doskonale wiem, że zapalniczki mają irytujący zwyczaj znikania w chwilach, gdy są najbardziej potrzebne, więc bohaterka może nie mieć pod ręką. Ale to kuchnia w norze jest, a w tej kuchni stoi wypasiona kuchenka gazowa z automatycznym odpalaniem?
I odpalanie od palnika? Czemu? Zapałek nie ma? Zwykle się trzyma przy kuchni, nawet z automatycznymi zapalnikami lub zapalarką (bo jedno i drugie często zawodzi, tylko zapałki są niezawodne). Szczegóły się rozjeżdżają, IMAO.
Kobieta opadła na maleńki taborecik i zasiadła do kuchennego stołu. Niedbałym ruchem przysunęła sobie popielniczkę i zaczęła ćmić papierosa.
Papierosa odpaliła wcześniej, potem liczyła do dziesięciu - i nic? Papieros pewnie już zgasł, więc nie mogła zacząć go ćmić w chwili, gdy to opisałeś, Autorze.
Poza tym - taboret malutki, a kobieta zasiadła?
Szczegóły są zgubne.

I przy okazji, zwróć uwagę, Ziomie, że po każdej niemal kwestii dialogowej uznajesz za stosowne poinformować odbiorcę, że osobnik "powiedział" lub "rzekł". Po angielsku jest to uzasadnione gramatycznie. Po polsku - nie.

Kolejna, strasznie mnie irytująca, maniera językowa to zdrobnienia. "Maleńki taborecik"? "Maleńkie stadko" motyli? Znaczy, taborecik i stadko nie są dość małe?

2. Fabuła. Jest Sara, Sara gada przez telefon i wychodzi, że nie zostanie gwiazdą. Po czym pojawia się magiczne dzieckoi. Magiczne dziecko przenosi Sarę, by jej pokazać ojca i ekschłopaka oraz część (sic!) duszy, gdzie znajduje się magazyn wspomnień-uczuć. Po co? Podobno, by ocalić duszę Sary. W tzn. międzyczasie zdarza się incydent z klientem Sary i policjantami (ojciec i syn, w tym syn - klient Sary też, choć nie wiem, po co mi ten szczegół), po czym kolejna wycieczka do wnętrza Sary (w tym metaforycznym ujęciu) i na koniec wierszyk.

Po drodze parę fragmentów, które rzuciły mi się w oczy szczególnie. Pogrubione grzechy ortograficzne, podkreślone słowo, którego nie znoszę, ale Autorowi wyraźnie się podoba, pochylone - czysty bełkot.
- Naprawdę tak uważasz? – zapytała blondynka, delikatnie chwytając mężczyznę za ramie
Na moment zapadła cisza. Przerwało ją jednak gwałtowne wciągnięcie powietrz przez Kamila.
- Będziesz matką mojego dziecka. Nie ważne co czuję. Nie zostawię cię, nie musisz się bać.
Choć Kamil nie mógł tego dostrzec, twarz blond niewiasty wykrzywił grymas, jakby miała się popłakać. Tak się jednak nie stało, lecz jedynie kobieta delikatnie, niemal niezauważalnie pokiwała głową.

Sarze zrobiło się nagle żal tej kobiety. Kamil nigdy nie rozumiał kobiecych uczuć, ani nawet konwenansów obowiązujących w niektórych kwestiach i właśnie to było przyczyną ich osobliwych relacji. Dlaczego zakochała się w tym głupku, dlaczego pokochała kretyna nie potrafiącego odczytać uczuć matki swego dziecka.
Zważ, Ziomie - scena, którą widzi Sara, niczego nie wyjaśnia, jest fragmentaryczna i niejasna, nijak nie wynikają z niej emocje postaci. A jednak Sara wie, o co chodzi. Problem w tym, że odbiorca nie wie. Ogólniki się nie sprawdzają. Kamil mówi do blondie: "będziesz matką mojego dziecka", a Sara się dziwi, że facet nie potrafi odczytać/zrozumieć uczuć "matki swojego dziecka"? Ja też nie potrafię. Nie mam pojęcia, dlaczego blondie jest smutna, czemu się krzywi. I nie mam pojęcia, czemu Sarze jest żal kobiety, skąd konkluzja, że Kamil nigdy nie rozumiał uczuć kobiet, o konwenansach w niektórych kwestiach nie wspomnę - bo to skrót myślowy poza zasięgiem mojej percepcji. Znaczy, spójność wewnętrzna w tym epizodzie posypała się całkowicie. Przypadek kliniczny - skrót myślowy i niezręczności popsuły przekaz.

Kolejny zabawny fragment.
Sara okazywała mu (Kamilowi-przyp.mój) swoje zainteresowanie na wszelkie znane jej sposoby, lecz on jedynie na nią patrzył. Byli znajomymi z klasy przez pół roku, a on nie zamienił z nią ani słowa, tylko patrzył. W jego spojrzeniu jednak było coś niezwykłego. Jakaś tajemnicza siła, która zniewalała pełną ciepła mocą.
A wcześniej pada:
Kamil nigdy nie rozumiał kobiecych uczuć, ani nawet konwenansów obowiązujących w niektórych kwestiach i właśnie to było przyczyną ich osobliwych relacji. Dlaczego zakochała się w tym głupku, dlaczego pokochała kretyna (...)

Potem jest marnie użyty imiesłów czynny.
Tak, też się zastanawiam, na czym polegała "relacja" Sara-Kamil. On na nią patrzył, ona się zakochała. O ile jest to normalne w pewnym chmurnym okresie młodości (zakochanie się w chłopaku, co się gapi, bo patrzenie samo w sobie to trochę inna kategoria), o tyle trudno mówić, że to relacja, czyli po polsku: związek. No, nie implikuje jedno drugiego, nie.
Na infantylizm cytowanych fragmentów miłosiernie spuszczę zasłonę milczenia.

I po co mi informacja, że Sara jest aktorką, lecz nie zostanie gwiazdą? Palenie też jaki ma sens w fabule?

3. Kreacja postaci:
Sara - główna bohaterka. Z tekstu wynika, że aktorka i palaczka, ale że dziwka, niekoniecznie, a o pornolu ani słowa. Miejscami kobieta sprawia wrażenie, jakby miała lat "fafnaście', gdzieś pada jednak stwierdzenie, że od dziesięciu lat Sara nie ma alfonsa. Nawet moje kulawe poczucie czasu wrzeszczy, że tu się bardzo, ale to bardzo nie zgadzają dane...
Ten chłopiec, czy też Chłopiec (Autor się nie zdecydował) - też nie wiadomo, kim jest. Aniołem? A gdzie skrzydła? Bogiem nordyckim? Po czym niby mam poznać? Chłopcem? Eee...

To nie jest utwór. To nie jest opowiadanie, impresja, nawet forma zamknięta to nie jest. Szczegóły, które do niczego nie są potrzebne. Kreacja bohaterki - niejasna. Kreacja postaci chłopaka-anioła-skandynawskiego boga - kompletnie od czapy. Narrator... Cóż, narrator tak samo, jak postaci, zerwał się ze smyczy, o czym napomknął Flamenco przede mną.

A mnie interesuje odpowiedź na podstawowe pytanie: ale o co chodzi?
I błagam, nie kalajmy pamięci Dickensa. Szkoda mi człowieka, normalnie. "Opowieści wigilijnej" też mi szkoda... :X

edit: Tyle. Czcionka mi wariuje, może potrzebny będzie jeszcze jeden reset komputera.
So many wankers - so little time...

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

To ja narzazie odniosę się do młodzika.
To miało mieć konstrukcję OW tylko zamiast od początku opowiadało tą historię od końca.

Odnośnie samej postaci Wiglera.
To kim jest on i jemu podobni, rozwinę w kolejnym opowiadaniu. (Nie nie przesłałem wam fragmentu czegoś większego, tylko wszystko co tworzę, zawsze sprowadza się do jednego uniwersum, gdzie te małe skubańce sobie egzystują) Bogiem to on nie jest.

Co do pornosów. Co ma odbiorca wspólnego z decyzją producenta?
Nie chce czegoś w filmie to za to nie zapłaci, a tak musiałby zapłacić za coś, co jest "nieprzydatne".

Odnośnie wymieszania. NIE CHCIAŁEM żeby to było zbyt poważne. Początek, tak początek miał być ciężki, ale wraz z rozwojem akcji wszystko miało być coraz lżejsze.
Nie chciałem podniosłego klimatu.

Jeśli jednak zamysł nie wyszedł, to smutne.

Powrót do Wiglera.
Tak mimo tysięcy lat, zachowuje się jak dziecko, w tekście nawet padło pytanie "Dlaczego?", a on odpowiada "Bo tak jest łatwiej". Być może faktycznie przekombinowałem, być może faktycznie powinienem operować schematami i stereotypami, ale IMHO osoba żyjąca tak długo raczej starałaby się być dzieckiem.
Nigdzie nie powiedziałem, że Wigler jest niematerialny. Fakt, nazywa się "duszą", ale to nie zmienia faktu że można poderżnąć mu gardło, lub że on sam może wyciągnąć papierosa z ręki.

Serio, aż tak tajemniczo opisałem film? Wybacz ale w tym momencie mam wrażenie, że dość wyrywkowo przeczytałeś ten tekst.

Jeśli zaś chodzi o podniesienie się, to mnie akurat zaintrygowało.
Czy można usiąść, gdy się leży?

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Ziomie, masz problem z leksyką. Znasz tylko ogólne znaczenia wyrazów i zrównujesz je. Synonim, to nie jest wyraz, który znaczy to samo, lecz taki, który znaczy PRAWIE to samo.
A prawie robi wielką różnicę - nawet w reklamie tak się mówi. :P

Masz też o wiele większy problem z określeniem, co jest ważne dla odbiorcy, a co zupełnie niepotrzebne. "Ciężar" szczegółu - tu nie masz za grosz wyczucia.

I nie panujesz przez to nad opisem postaci, narratorem oraz fabułą.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Młodzik
Yilanè
Posty: 3687
Rejestracja: wt, 10 cze 2008 14:48
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Młodzik »

Chodziło mi o psychikę Wiglera. Gdy się zrobił tym potężnym aniołem, gadał jak dorosły, a jak był dzieciakiem to jak dzieciak. Dlatego zapytałem o jego materialność. IMO, nie wyobrażam sobie, żeby ktoś dorosły udawał dzieciaka. To mimo wszystko zbyt trudne udawać kogoś tak naiwnego i głupiutkiego, gdy naiwnym i głupiutkim się nie jest.

Lasekziom pisze:Czy można usiąść, gdy się leży?
W takim razie jak opisałbyś stan ojca po "podniesieniu się do pozycji siedzącej"? "Utrzymywał się w pozycji siedzącej"? Czy zwyczajne "siedział"? Chyba że uważasz, że siedzenie na łóżku po wcześniejszym staniu to nie jest to samo, co siedzenie po wcześniejszym leżeniu.

Mogłeś napisać "usiadł". Tak jak wspomniał któryś z przedpiśców (Ika?), za dużo słów w twoim tekście.

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

Młodzik pisze:Chodziło mi o psychikę Wiglera. Gdy się zrobił tym potężnym aniołem, gadał jak dorosły, a jak był dzieciakiem to jak dzieciak. Dlatego zapytałem o jego materialność. IMO, nie wyobrażam sobie, żeby ktoś dorosły udawał dzieciaka. To mimo wszystko zbyt trudne udawać kogoś tak naiwnego i głupiutkiego, gdy naiwnym i głupiutkim się nie jest.
Skoro tak mówisz :)
Najbardziej mnie jednak zastanawia to, że różni ludzie którzy czytali to przed wami utożsamiają mnie ze wszystkimi jego bohaterami (dla jednego jestem Wiglerem dla innego Sarą, dla innych policjantem dla innych lekarzem).

Margo.
...
No normalnie nie mam na czym zbudować linii obrony. Mógłbym się tłumaczyć z psychologii bohaterów, ale problem polega na tym, że Imho są tak jasne i zrozumiałe jak się tylko da, ale mam po prostu inne podejście do ludzkiej psychiki i w inny sposób niektóre rzeczy postrzegam. Więc teraz trzeba zmienić sposób opisu postaci.

Czyli podsumowując to czego się dowiedziałem:
Język kuleje na wszelkie znane ludzkości sposoby, kompozycja zachwiana, narrator pijany, postacie niedorozwinięte, a fabuła to skrzyżowanie tragedii komedii horroru i wigilijnego sami-wiecie-czego.

...

Założenie było takie, że chciałem napisać tekst, który zostawiłby czytelnikowi pole do manewru, by czytelnik mógł się domyślić o co w niektórych momentach chodzi. Chciałem poruszyć wiele ważnych dla mnie spraw.
Ostatecznie, widzę, że ze wszystkiego wyszła niezrozumiała breja, w której zatracił się sens a przesłanie stało się nieczytelne.
Nie dość, że bardzo ostro przekombinowałem to jeszcze zabrałem się za coś zbyt trudnego na moje możliwości.

Ehh...

Taki mały spoiler puszczę może teraz a wy możecie skomentować (a nawet bardzo bym prosił o jakiś komentarz).

Następne opowiadanko będzie miało unormowaną kompozycje, będę się starał ograniczyć ilość niepotrzebnych zaimków. Postacie zaś będą prostsze i od początku do końca, opisze je zupełnie (wygląd, charakter itp.), bez żadnych niedomówień. Fabuła będzie dużo bardziej skomplikowana, ale postaram się wyjaśnić wszelkie niejasności. Pojawi się znowu nad-boski dzieciak, nieco innej kategorii, ale opiszę go pełniej, nie pozostawiając miejsca na tajemniczość i tego typu sprawy, tak żeby każdy zrozumiał czym jest, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej i nie będę go sztucznie udziwniać. Skupię się na jednym prostym przesłaniu.

Ma ktoś jeszcze jakieś sugestie/wskazówki?

Awatar użytkownika
Albiorix
Niegrzeszny Mag
Posty: 1768
Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 14:44

Post autor: Albiorix »

IMHO niewiarygodne zachowania postaci są:

1. Pierwsza interakcja dziwki z duszkiem. Zachowanie Twoich postaci zupełnie mi się nie zgadza z moimi doświadczeniami z ludźmi spotykającymi duchy, bogów i lewitujące kanapy. Jeśli widzisz coś zupełnie dziwnego a masz jakieś doświadczenia z alternatywnymi stanami świadomości (taka dziwka zapewne ma doświadczenia narkotykowe) - wiesz że masz fazę. Jeśli wiesz że masz fazę, możesz zrobić dwie rzeczy: poddać się jej lub próbować ignorować. Jeśli poddajesz się jej, to wczuwasz się i swobodnie interaktujesz ze świadomą pleśnią czy czym tam bądź. Odpędzanie własnych halucynacji mniej lub bardziej grzecznym słowem lub czynem jest mocno bez sensu. Jeśli ignorujesz to ignorujesz - czyli nie dyskutujesz.

2. Strategia duszka i po części jego kosmologia jest od początku zupełnie bez sensu.
2.1. Będąc wiecznym i wszechwiedzącym super duszkiem bliskim nirvany, widzącym przyszłość i przeszłość, zamiast przeprowadzić zorganizowaną, subtelną resocjalizację pacjentki rozłożoną na wiele lat próbuje jej zrobić terapię szokową tylko że bez szoku, planu, ładu i składu.
2.2. Duszek reprezentuje coś w rodzaju uproszczonego buddyzmu a w każdym razie dąży do nirwany. Ale zamiast się reinkarnować jak człowiek i szukać oświecenia we własnym życiu, egzystuje sobie gdzieś w sferze superduszków i co gorsza jest stamtąd wysyłany na misje ratowania ludzi, każdemu poświęcając tylko trochę uwagi, przez tylko krótki czas. Jak masowe i pośpieszne odwalanie chałtury w roli kuratora niebiańskiej opieki społecznej miałoby komukolwiek pomóc w rozpłynięciu się harmonijnie we wszechświecie?
2.3. Mając teoretycznie wielkie doświadczenie z ludźmi i rozbudowane środki do prowadzenia prezentacji i manipulacji, zajmuje się przeprowadzaniem dowodów że jest magiczny i ucieka się do jarmarcznych sztuczek jak chodzenie po suficie - które ani nie przekonują do niczego szczególnego ani nie są pozytywnymi i budującymi przeżyciami dla pacjentki. "Musisz się dowiedzieć, że na świecie są magiczne duszki które mogą chodzić po suficie i ja jestem jednym z nich, więc lepiej bądź dobra".
2.4. Nie mając żadnych podstaw by sądzić że pacjentka jest inteligentna lub zainteresowana new age lub zainteresowana w ogóle mechanizmem działania magicznych duszków, tłumaczy jej jakieś teorie o energiach. Co kobietę z problemami obchodzi mechanika thaumiczna procesu ostatecznego oświecenia?
nie rozumiem was, jestem nieradioaktywny i nie może mnie zniszczyć ochrona wybrzeża.

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

:)
1. Tak szczerze powiedziawszy, to ona go nie przegania, tylko uspokaja siebie. Zauważ, że ona nie mówi "odejdź", tylko "jak doliczę do 10 to ciebie nie będzie".

2.
1. Bo (nawet nie myślałem, że to będzie potrzebne, dlatego nie napisałem) jest nad nim supermegahiperduszek, który jest jego szefem i dał mu tylko tyle czasu. Co prawda nie napisałem, że ma on jakiegoś szefa, ale od kogoś te misje musiał dostawać i Wigler sam mówił, że ma mało czasu.

2. Ale on nie miał nikomu pomóc. Jego misje nie polegały na tym, że miał komuś pomóc, ale sam miał zrozumieć swoje błędy. Nigdzie nie opisałem że celem jego misji było pomaganie ludziom. Poza tym to on powinien zrozumieć swoje błędy, a w tym uniwersum nie ma reinkarnacji, ale rozpłynięcie się w energii :)

3. Bo kocha swoją córkę i nie chce jej manipulować, ale po prostu żeby mu uwirzyła zanim zacznie cokolwiek jej tłumaczyć. Poza tym chodzenie po suficie to jarmarczna sztuczka i niczego nie udowadnia?
JA CHCĘ IŚĆ Z TOBĄ NA IMPREZĘ KIEDYŚ!!

4. No wiesz. Jakbym ja kiedyś spotkał jakąś unikalną mistyczną postać, to chciałbym się czegoś o niej dowiedzieć. Poza tym, przecież sama zadawała mu pytania.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Spróbuję refleksem się wykazać... Znaczy, yyyy.... popełnić refleksje różne. Jeszcze nie wiem, na jaki dokładnie temat, okaże się w trakcie.
Ziom pisze:
ja pisze:A stwierdzenie, że nie umiesz "pisać krótko i o czymś" to po prostu otwarte przyznanie się do niekompetencji na poziomie kreatywności, konceptu i języka..
:)
Ale pisząc to mówię jedynie, że napisałem tak, bo tak (przynajmniej wydaje mi się, że...) potrafię. Zawsze jest po prostu tak, że gdy pisze historię to temat mnie ponosi i z planowanych 3 stron wychodzi mi 20, których nie udaje mi się skrócić.
I to jest właśnie dowód, że brak Ci kompetencji językowych, koncepcyjnych i kreatywnych. :P
Nie jesteś w stanie opanować krótkiej formy. Wydaje Ci się, że zapanujesz nad dłuższą, bo masz więcej słów do dyspozycji, więcej przestrzeni komunikacyjnej? Błąd. Obraz wystarczy za tysiąc słów. Jedno trafne sformułowanie – również.
Np. słowo zdradza Autora. Zawsze. :P
A kokieterię bardzo łatwo wychwycić, niezależnie od nośnika.
Autor pisze:
Flamenco pisze:Zdecyduj się Ziomie, albo Twój narrator jest kminiącym twardzielem, albo gada po literacku, bo występuje dysonans poznawczy.
(...) przyjąłem konwencję, że na początku utworu nie opisuje niczego co sie dzieje w głowie Sary, więc wszystkie uczucia opisane są za pomocą gestów. Dopiero wraz z rozwojem akcji, sytuacja ta powoli się zmienia. Jeśli chodzi ci jednak o to, że czasem opisuje świat takim jakim jest, a czasem piszę, że "ściana nabrała żywszych kolorów", a tak robić nie powinienem, to przyznaje i przepraszam (dysonans poznawczy to co innego :P).
Dysonans poznawczy jak najbardziej. Dostajemy na starcie narratora behawioralnego, personalnego, który nagle okazuje się auktorialnym. No, sorry, nie taka była umowa, Autorze.
Poza tym, dlaczego? Dlaczego narrator się zmienia, zmienia swój sposób wypowiedzi, zmienia nastawienie? „Dynamiczny” narrator, znaczy taki, co zmienia się z bohaterką? W takim razie wcześniej bohaterka też nic nie odczuwała, tak? A nie widać po opisie zachowań... :P
Logika kreacji narratora ważna jest. Narrator musi być spójny w koncepcji utworu. Znaczy, jego przemianami (jeżeli takie zachodzą, a nie zawsze tak się dzieje) winna rządzić zasada, która jest dla odbiorcy czytelna. Dla mnie nie ma nic czytelnego w tym, co się dzieje z narratorem. Czy on jest personalny (przezroczysty, wszechwiedzący, zdystansowany jak Bóg i mówiący „literacko”), auktorialny (upostaciowiony, trzecioosobowy, z mniejszym dystansem, przynależny do świata przedstawionego i posługujący się językiem tego świata)*, czy jeszcze inny, a jak inny, to jaki, bo nie wiem?
Autor pisze:
Flamenco pisze:Zdecyduj się Ziomie, to jest komedia, czy tragedia?
No właśnie ni to komedia, ni tragedia. Na początku starałem się nagromadzić ciężki nastrój (ale nie przesadnie ciężki), który stopniowo stawał się coraz lżejszy, aż do nieskomplikowanego wierszyka - narracja (w założeniu) jest tak dynamiczna, jak główna bohaterka. Wewnętrzny świat bohaterki staje się weselszy, to i opisy zabawniejsze. Jeśli razi to widać, miałem zły pomysł.
Nie w tym rzecz, że rodzaj opowieści musi być „czysty” (czy nawet być „Czystą Formą”, buahahah!), lecz żeby oba rodzaje były spójne. U Ciebie tak nie jest, niestety. Nie widać, by świat wewnętrzny robił się jakoś szczególnie weselszy, za czym mają iść zmiany narracji. Zbyt to chaotyczne, jak na mój gust. Poza tym, to nie wyjaśnia, dlaczego zmienia się narrator. Nie mam poczucia ciągłości, spójności, dopasowania. Nie rozpoznaję zasady/koncepcji kreatywnej - stąd pewnie problem.

Autor o metodzie twórczej pisze: Nie staram się przekombinować całości nie chcę dążyć po trupach(tekstu) do oryginalności, ale staram się opisać nieco nowatorskie ujęcie rzeczywistości.
I na czym to nowatorstwo polega, że tak spytam podstępnie?
Na tym, że w zwyczajnym (???) świecie pojawia się jakiś inny byt (obcy, duch, etc.). Literatura jest tego pełna, zapewniam Cię. Nic w tym nowatorskiego.
A już odwołanie się do Dickensa przeczy nowatorstwu w ogóle (na dodatek do jednego z motywów Dickensowskich eksploatowanych do dna i na różne sposoby – w szczególe).
Bo co jest nowatorskiego w tekście? Świat przedstawiony? Nie mam pojęcia - nie jestem nawet pewna, że to Polska właśnie (imiona nie służą identyfikacji, szczegóły zbyt rozmyte, by jakoś ulokować świat, ogólne wrażenie: niby-współczesność, europejska lub amerykańska, nie wiem).
Postać Sary – ani trochę nowatorska (to nie zarzut). Postać Wiglera? Anioł-bóg skandynawski-chłopiec? To jest nowatorskie?
Wiesz, Ziomie, co było nowatorskie, gdy Maja Lidia od Aniołów wprowadziła skrzydlatych do fantastyki? Bynajmniej nie samo wprowadzenie. Kapitalnym pomysłem było odwrócenie. Dotychczas romantyzm groził, że poezja zamieni nas, zjadaczy chleba, w anioły (za każdym razem, gdy ten motyw wracał, miałam ochotę krzyknąć: "Ta-ak? No, to niech spróbuje mnie, ku**a! - PMF). A Maja anioły zmieniła w ludzi. I to było nowatorskie. :P
Co w Twojej postaci jest takiego nowatorskiego? Że stoi na suficie? Że może zabierać bohaterkę w przeszłość? Byle duch pana D. robił to równie sprawnie i o wiele wcześniej. Więc co? Zestawienie anioł-bóg skandynawski-młody człowiek? I w czym się to przejawia poza słowami samego osobnika, czyli chciejstwem Autora?

Do opisu i kreacji postaci bardziej szczegółowo wrócę jeszcze.
Ale to nie jest tak istotne, jak odpowiedź na pytanie: O KIM opowiadasz, Ziomie? O W. czy o S.? Opis postaci zależy od tej prostej wiedzy bardzo często.
Autor pisze:Najbardziej mnie jednak zastanawia to, że różni ludzie którzy czytali to przed wami utożsamiają mnie ze wszystkimi jego bohaterami (dla jednego jestem Wiglerem dla innego Sarą, dla innych policjantem dla innych lekarzem).
I tu masz okazję w praktyce obserwować, jak działa polaryzacja odbioru. Nikt Cię na FF nie zna, Ziomie, na tyle dobrze, by Cię utożsamiać z postaciami, dostrzegać podobieństwa, etc. Tu mówi tekst i tylko tekst. Autor później jest ciągnięty za jęzor, głównie po to, by mu dać jego tekstem po nosie. :P
Pielęgnujemy to nastawienie. :)))

Chciałabym jeszcze uczulić, że własne doświadczenie z ludźmi nie oznacza jeszcze niemożności istnienia postaci wymyślonej przez Autora. Kluczem jest wiarygodność. Nie istnieje pewnie w stanie czystym wspomniana już postać Franza Mauzera, ale też nikt się specjalnie nie czepia, że jest przegięta i nierealna. Bo jest wiarygodna. Albioriksie, Młodziku – argumenty w stylu: „z tym się nie spotkałem, więc jest źle” odpadają. Macie tekst, fragmentami w nos Autora proszę lub odwołaniami do tekstu, by wykazać niespójności. To nawet łatwe jest, bo sprzeczności występują i nie mają uzasadnienia, osadzenia, ugruntowania.

Poczułam potrzebę pogadania sobie na FF. No, to pogadałam...

__________________
*zostańmy przy najpopularniejszej typologii narracji, czyli typologii Stanzla.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Lasekziom pisze:Postacie zaś będą prostsze i od początku do końca, opisze je zupełnie (wygląd, charakter itp.), bez żadnych niedomówień.
[...]
Ma ktoś jeszcze jakieś sugestie/wskazówki?
Tak. Nie rób tego :)
To znaczy nie serwuj detalicznych opisów postaci z pozycji narratora (coś takiego sobie wyobraziłam, przeczytawszy Twoją zapowiedź), bo to będzie szalenie sztuczne i prawdopodobnie nadmiarowe. Najlepiej jest, gdy obraz bohatera buduje sobie czytelnik sam, obserwując jego poczynania i interakcje, a dane na temat postaci nieistotne dla rozwoju akcji (czy budowania nastroju) są prawdopodobnie nieistotne w ogóle. Czyli nie ma sensu pisać, że Barbara była niską brunetką, chyba że potem pojawi się Adam, który ma słabość do tego typu kobiet (co będzie miało wpływ na ich wzajemne relacje), albo Barbara ma kompleks na punkcie swojego wzrostu, co spowoduje takie a nie inne jej zachowanie, itp.
Sam Autor musi mieć pod czaszką spójną koncepcję bohatera i konsekwentnie podawać (czy nawet sugerować pośrednio) czytelnikowi informacje ważne dla rozwoju fabuły. Jeśli taki zabieg się Autoru nie udaje, to umieszczenie w narracji zupełnego opisu postaci bez żadnych niedomówień nijak moim zdaniem nie poprawi sytuacji.
Ogólnych uwag Ci nie dostarczę, bo mnie niestety defekty warsztatowe i językowe tekstu zawsze paskudnie przeszkadzają w odbiorze całości. Wiesz, to trochę jakby kucharz wsypał do tortu sól zamiast cukru, a potem dopytywał się: - No tak, ale poza tym jak Wam smakuje?...
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

Pytanie o kim bardzo zgrabnie łączy się z o czym.
Główną bohaterką zdecydowanie jest Sara (to ona jest elementem spajającym całą historię, ale stwierdzenie, że jest to opowieść o niej, jest IMHO dość niezgrabne.
Każda relacja Sary z kimś innym, opowiada o innym problemie.

Właśnie, zapomniałem powiedzieć. Zaznaczyłaś, że Sara jest niewiarygodna, bo zachowuje sie jak nastolatka.

Z początku było inaczej i dopiero, gdy zaczyna wierzyć w to, że Wigler jest "magiczny" sytuacja się zmienia, Sara dziecinnieje, a kiedy zdaje sobie sprawę, że musi znosić to wszystko (podporządkować się woli Wiglera), staje się "fafnastką (by to podkreślić zmieniałem nastrój- ale jeśli zmiany nie są płynne to faktycznie się nie udało).

Teraz to zestaw z faktem, że w połowie gimnazjum uciekła z domu.

Zauważyłem kiedyś, że ludzie z rozbitych rodzin mają tendencję do dziecinnienia gdy znajdują w kimś oparcie/znajdują kogoś dużo dojrzalszego od nich. Dotyczy to nie tylko ludzi z rozbitych rodzin, bo nawet przy starszym rodzeństwie ludzie zachowują się inaczej niż przy młodszym.

A czemu u Sary impulsem do zdziecinnienia, nie mogłoby być właśnie bezwolne oglądanie nasuwanych przez Wiglera obrazów?

A co do Wiglera, że jego postać też zepsułem.
Pierwsza rzecz: czy to anioł czy bóg nordycki.
IMHO ten anioł gdyby miał hełm i futrzany płaszcz wyglądałby jak nordycki bóg a z koleiten nordycki bóg, jakby mu wstawić taką poświatę i skrzydła, wyglądał by jak anioł śmierci

Dalej, czy zmienił się mentalnie, pod wpływem fizycznej przemiany. Nie. Zauważcie jak wypowiada się przed przemianą, jak po przemianie, i jak po powrotnej przemianie. Styl wypowiedzi jest ten sam.

Czemu zachowywał się jak dziecko i czemu wyglądał jak dziecko i czemu miała służyć jego teatralizacja gestów:
Pierwsza sprawa przybrał postać, która była dla niego najbardziej wygodna. Jeśli chciał się zachowywać jak dziecko, to miał wyglądać jak starzec?
Zachowywał się jak dziecko, bo "tak mu było łatwiej". Jakoś tak się przyjęło na tym świecie, że dzieci mają większa siłę manipulacyjną niż dorośli. Dodatkowo Bycie dzieckiem to frajda, zabawa, a podejrzewam, że jeśli człowiek żyje kilka tysięcy lat to trochę mu się jednak nudzi.
Czemu służyła teatralizacja gestów?
Raz, że bawił się przy odgrywaniu roli Wiglera, a dwa, że bał się że córka zbyt szybko go pozna, więc uciekł w przesadną sztuczność.

Co do dysonansu. Mam wrażenie że FF nagle nowe słówko poznało, bo już trzeci raz tu pada :)
Jest wiele rodzajów dysonansów poznawczych, jednak wszystkie które znam mają jednak jakiś efekt. Być może faktycznie coś takiego popełniłem, ale jeśli tak to niechcący.

Na koniec mam jeszcze 2 pytania.
1. Ta sytuacja, gdy Kamil obejmuje blondi. Naprawdę nie nasuwa się stwierdzenie "powiedział jej że jej nie kocha"?
2. A było może coś co mogę z powodzeniem użyć w kolejnym opowiadaniu? Jakiś plus? (nie chcę głaskania, tylko wytknięcia palcem).
edit.
Cordi, przez moment myślałem że twoje nie rób tego odnosi się do pomysłu napisania jeszcze czegoś :)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Ziom pisze:Następne opowiadanko będzie miało unormowaną kompozycje, będę się starał ograniczyć ilość niepotrzebnych zaimków. Postacie zaś będą prostsze i od początku do końca, opisze je zupełnie (wygląd, charakter itp.), bez żadnych niedomówień. Fabuła będzie dużo bardziej skomplikowana, ale postaram się wyjaśnić wszelkie niejasności. Pojawi się znowu nad-boski dzieciak, nieco innej kategorii, ale opiszę go pełniej, nie pozostawiając miejsca na tajemniczość i tego typu sprawy, tak żeby każdy zrozumiał czym jest, dlaczego zachowuje się tak, a nie inaczej i nie będę go sztucznie udziwniać. Skupię się na jednym prostym przesłaniu.
Teraz zauważyłam. I już się boję.
Niedomówienia, skróty i wieloznaczności to podstawa utworów (tych lepszych). Jak dasz wszystko kawa na ławę, to będzie ekstremalnie źle. Podobnie, jak teraz, gdy nie dałeś mnóstwa danych niezbędnych, a przytłoczyłeś odbiorcę szczegółami kompletnie zbędnymi.
Tak przynajmniej mi się wydaje.
A Tobie, jak mi wynika z tej zapowiedzi, Ziomie, wydaje się, że w prezentowanym tekście pozostawiłeś Czytelnikowi jakiekolwiek pole manewru (po mojemu: pola interpretacji). Otóż, nie pozostawiłeś. Nie ma mowy o żadnej interpretacji, gdy nie rozumie się tekstu na poziomie bazowym, literalnym, dosłownym, czyli bezpośrednim. A tekstu, który został zaprezentowany, nie da się zrozumieć. Nie tylko przez język i niespójności (braki danych), lecz przede wszystkim przez konstrukcję. Nie wiadomo, o co chodzi, do czego zmierza fabuła. Nie wiadomo, o kim ta fabuła tak naprawdę opowiada. Nie wiadomo, kim są bohaterowie - w sensie, są dwie postaci główne, ale... o niejasnej tożsamości.
Zarówno łopatologia, jak i jej brak odbierają pole manewru. Utwór literacki winien odbiorcę prowadzić (choć nie na krótkiej smyczy) przez opowieść, a nie sygnalizować coś, co się Autorowi wydaje.
Cel miej na uwadze. Konkluzję nadrzędną, która spinać będzie utwór, jak klamra (nie kompozycyjna, lecz koncepcyjna) - czyli przesłanie banalne, np. uczenie się na błędach przynosi efekty, czy coś. A także pomniejsze cele każdego elementu, każdego szczegółu, o czym wspomniała już Cordeliane. O czym chcesz opowiedzieć. Kto będzie głównym bohaterem. Jak, czyli jakim narratorem się posłużysz i dlaczego takim. Jaka kompozycja całości. I tak dalej...
Niech Ci się nie zdaje, Ziomie. Jak zacznie Ci się zdawać, to znaczy, że źle to robisz. :P
So many wankers - so little time...

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

Rozumiem o co ci chodzi, Margo, ale widzisz... :(
Napisałem opowiadanie, które najzwyczajniej w świecie mnie przerosło. Nie mam jeszcze na tyle opanowanego warsztatu, żeby takim czymś się zajmować i chyba na razie powinienem się skupić na czymś łatwiejszym, chyba że serio uważasz że nie to głupi pomysł. :P

A tak odbiegając trochę od tematu, zastanawiałem się o co chodzi z kokieterią, bo jeśli o to o czym myślę, to chyba faktycznie, pobawię się jakąś krótszą formą.
:P

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

To wyjaśnię kokieterię, bo to może być mój skrót myślowy.
W uproszczeniu i zgrubnie.
Napisałeś:
z góry przeprasza za objętość, ale ja nie potrafię pisać jednocześnie krótko i o czymś
Uznałam to za kokieterię - prosty zabieg, by się przypodobać, ugłaskać sępy komentujące, co tylko czekają, by szarpać tekst i pośrednio Autoru przyflekować. Żeby zatem Ci przywalić (dobra metoda na "obniżenie wartości" zastosowanego gambitu), odpowiedziałam otwartym zarzutem o brak kompetencji => zwróciłam wypowiedź przeciw Tobie, wartościując ją negatywnie.
W odpowiedzi wyjaśniłeś to, co już wiedziałam:
Ale pisząc to mówię jedynie, że napisałem tak, bo tak (przynajmniej wydaje mi się, że...) potrafię.
No, właśnie. Dlatego zacisnęłam Ci pętlę na szyi za pierwszym razem. Pokusa była zbyt silna, by nie pokazać, że źle Ci się wydaje... :P
Nie mogłam się powstrzymać. Nie na Warsztatach. :)))

Nie doszukuj się niczego więcej, Ziomie, jestem reaktywnie prosta.

Proponuję także, żebyś nie bawił się krótką czy jakąkolwiek formą, lecz spróbował po prostu opowiedzieć o czymś. Konkretnym, prostym. Opowiedzieć w sensie - napisać utwór. Niekoniecznie na Warsztaty, niekoniecznie w krótkiej formie z limitem znaków. Ale koniecznie O CZYMŚ.

Do postaci - później. Trochę muszę się zdystansować, może mi jakaś złośliwość się przypadkiem jeszcze uda. Dawno nie ćwiczyłam, nie mam wrodzonej, więc łatwo mi wpadać w mentorski ton. A złośliwość jest o wiele fajniejsza. :)))
So many wankers - so little time...

Lasekziom
Kadet Pirx
Posty: 1215
Rejestracja: ndz, 21 wrz 2008 12:49

Post autor: Lasekziom »

:)
Mnie raduje panująca na forum zasada: "jak cię lubię tak ci przypier...". To nie był żaden mechanizm hamowania agresji.

ODPOWIEDZ