Moja kolej. :)))
1. Język.
Ziomie, ględzisz. Twoje zdania są zaśmiecone, nie tylko zaimkami (zaimkoza zaawansowan, jak rzekł Flamenco), ale mnóstwem niepotrzebnych dopowiedzeń i niezręczności. Za przykład: pierwsze zdania.
Sara siedziała na balkonie swego mieszkania, powoli dopalając papierosa, gdy nagle zadzwonił jej telefon komórkowy. Kobieta niedbałym ruchem ręki wyjęła go z kieszeni i obojętnym tonem, przeciągając nieco samogłoski, rzekła do słuchawki.
- Co jest?
Moja wersja - skrócona mechanicznie (znaczy, zachowane wszystkie szczegóły z Twojego opisu, bez zastanawiania się nad ich zasadnością lub sensownością).
Sara zaciągnęła się papierosem. Lubiła od czasu do czasu zapalić na balkonie (jej mieszkanie to nora, zatem nie ma przeciwwskazań, by nie paliła w środku również - przyp.mój). Z przyjemnego odrętwienia wyrwał ją dzwonek komórki.
- Cze-ego? (Co-o je-est?/Noo...?, etc. - nie pamiętam zapisu, ale można zwyczajnie pokazać, jak kobieta przeciąga samogłoski, zamiast to opisywać.)
Nie, nie twierdzę, że tak jest wzorcowo. Chodziło mi tylko o wskazanie, jak można odchudzić przekaz. Masz irytujący zwyczaj,
Ziomie, wyjaśniania oczywistych szczegółów odbiorcy, tłumaczenia mu tego, co powszechnie znane. Np. dzwoni komórka - wiadomo, że się ją wyciąga, odbiera lub nie, a jeżeli odbiera, to gada się do słuchawki, bo komórka to praktycznie tylko słuchawka (nie, nie chodzi o funkcjonalność, wiem, że komórka ma również mikrofon oraz parę innych części, wszyscy wiemy). I tak dalej.
Nic tak nie irytuje, jak narcystyczny nadawca przekazu.
Poza typowymi błędami koniugacji (-ę i -e) oraz deklinacji (-a i -ą), zaimkozy, "kreatywnej" interpunkcji (obawiam się, że to jedyny przejaw kreatywności w tym tekście) w zakresie dzielenia zdań złożonych, zaznaczania wołaczy, wprowadzania wielkich liter, wychwyciłam jeszcze:
wydawało się to być wręcz komiczne.
Przysięgam, że to błąd. Nie ma takiej konstrukcji w języku polskim. Jest np. w łacinie i (bez siurpryzy) w angielszczyźnie.
Nie ważne
Autor nauczy się zasad pisowni "nie" z częściami mowy. Zdumiewające, ale ta niewiedza to - po mordowanej frazeologii - element zdradzający wiek Autora (pokolenie 90+).
Ze wskazanych wcześniej błędów:
Sara (ciach!) kątem oka spojrzała na coś w przedpokoju.
Ktoś tam był. Widziała przemieszczający się cień.
Tu przykład, jak nieudolnie budowane napięcie wali się na zaimkach.
Owszem, teksty anglojęzyczne aż pękają w szwach od
someone/something in the dark, ale polska stylistyka ma lepsze sposoby budowania napięcia. Bez cosiów i ktosiów po ciemku.
I jak się "spogląda kątem oka"?
Z ujęć językowych:
- Dusza twa jest w niebezpieczeństwie moja pani. – odrzekł, z typowym dla dzieci zapałem, gdy chcą powiedzieć dorosłym coś arcyważnego.
Czytam wypowiedź, po czym to, co podkreśliłam. Czy tylko ja mam dysonans poznawczy?
podeszła do kuchenki gazowej i odpaliła od niej papierosa.
Wcześniej pokazujesz, Autorze, że Twoja bohaterka to palaczka (pali na balkonie). Och, doskonale wiem, że zapalniczki mają irytujący zwyczaj znikania w chwilach, gdy są najbardziej potrzebne, więc bohaterka może nie mieć pod ręką. Ale to kuchnia w norze jest, a w tej kuchni stoi wypasiona kuchenka gazowa z automatycznym odpalaniem?
I odpalanie od palnika? Czemu? Zapałek nie ma? Zwykle się trzyma przy kuchni, nawet z automatycznymi zapalnikami lub zapalarką (bo jedno i drugie często zawodzi, tylko zapałki są niezawodne). Szczegóły się rozjeżdżają, IMAO.
Kobieta opadła na maleńki taborecik i zasiadła do kuchennego stołu. Niedbałym ruchem przysunęła sobie popielniczkę i zaczęła ćmić papierosa.
Papierosa odpaliła wcześniej, potem liczyła do dziesięciu - i nic? Papieros pewnie już zgasł, więc nie mogła zacząć go ćmić w chwili, gdy to opisałeś, Autorze.
Poza tym - taboret malutki, a kobieta zasiadła?
Szczegóły są zgubne.
I przy okazji, zwróć uwagę,
Ziomie, że po każdej niemal kwestii dialogowej uznajesz za stosowne poinformować odbiorcę, że osobnik "powiedział" lub "rzekł". Po angielsku jest to uzasadnione gramatycznie. Po polsku - nie.
Kolejna, strasznie mnie irytująca, maniera językowa to zdrobnienia. "Maleńki taborecik"? "Maleńkie stadko" motyli? Znaczy,
taborecik i
stadko nie są dość małe?
2. Fabuła. Jest Sara, Sara gada przez telefon i wychodzi, że nie zostanie gwiazdą. Po czym pojawia się magiczne dzieckoi. Magiczne dziecko przenosi Sarę, by jej pokazać ojca i ekschłopaka oraz część (sic!) duszy, gdzie znajduje się magazyn wspomnień-uczuć. Po co? Podobno, by ocalić duszę Sary. W tzn. międzyczasie zdarza się incydent z klientem Sary i policjantami (ojciec i syn, w tym syn - klient Sary też, choć nie wiem, po co mi ten szczegół), po czym kolejna wycieczka do wnętrza Sary (w tym metaforycznym ujęciu) i na koniec wierszyk.
Po drodze parę fragmentów, które rzuciły mi się w oczy szczególnie. Pogrubione grzechy ortograficzne, podkreślone słowo, którego nie znoszę, ale Autorowi wyraźnie się podoba, pochylone - czysty bełkot.
- Naprawdę tak uważasz? – zapytała blondynka, delikatnie chwytając mężczyznę za ramie
Na moment zapadła cisza. Przerwało ją jednak gwałtowne wciągnięcie powietrz przez Kamila.
- Będziesz matką mojego dziecka. Nie ważne co czuję. Nie zostawię cię, nie musisz się bać.
Choć Kamil nie mógł tego dostrzec, twarz blond niewiasty wykrzywił grymas, jakby miała się popłakać. Tak się jednak nie stało, lecz jedynie kobieta delikatnie, niemal niezauważalnie pokiwała głową.
Sarze zrobiło się nagle żal tej kobiety. Kamil nigdy nie rozumiał kobiecych uczuć, ani nawet konwenansów obowiązujących w niektórych kwestiach i właśnie to było przyczyną ich osobliwych relacji. Dlaczego zakochała się w tym głupku, dlaczego pokochała kretyna nie potrafiącego odczytać uczuć matki swego dziecka.
Zważ,
Ziomie - scena, którą widzi Sara, niczego nie wyjaśnia, jest fragmentaryczna i niejasna, nijak nie wynikają z niej emocje postaci. A jednak Sara wie, o co chodzi. Problem w tym, że odbiorca nie wie. Ogólniki się nie sprawdzają. Kamil mówi do blondie: "będziesz matką mojego dziecka", a Sara się dziwi, że facet nie potrafi odczytać/zrozumieć uczuć "matki swojego dziecka"? Ja też nie potrafię. Nie mam pojęcia, dlaczego blondie jest smutna, czemu się krzywi. I nie mam pojęcia, czemu Sarze jest żal kobiety, skąd konkluzja, że Kamil nigdy nie rozumiał uczuć kobiet, o konwenansach w niektórych kwestiach nie wspomnę - bo to skrót myślowy poza zasięgiem mojej percepcji. Znaczy, spójność wewnętrzna w tym epizodzie posypała się całkowicie. Przypadek kliniczny - skrót myślowy i niezręczności popsuły przekaz.
Kolejny zabawny fragment.
Sara okazywała mu (Kamilowi-przyp.mój) swoje zainteresowanie na wszelkie znane jej sposoby, lecz on jedynie na nią patrzył. Byli znajomymi z klasy przez pół roku, a on nie zamienił z nią ani słowa, tylko patrzył. W jego spojrzeniu jednak było coś niezwykłego. Jakaś tajemnicza siła, która zniewalała pełną ciepła mocą.
A wcześniej pada:
Kamil nigdy nie rozumiał kobiecych uczuć, ani nawet konwenansów obowiązujących w niektórych kwestiach i właśnie to było przyczyną ich osobliwych relacji. Dlaczego zakochała się w tym głupku, dlaczego pokochała kretyna (...)
Potem jest marnie użyty imiesłów czynny.
Tak, też się zastanawiam, na czym polegała "relacja" Sara-Kamil. On na nią patrzył, ona się zakochała. O ile jest to normalne w pewnym chmurnym okresie młodości (zakochanie się w chłopaku, co się gapi, bo patrzenie samo w sobie to trochę inna kategoria), o tyle trudno mówić, że to relacja, czyli po polsku: związek. No, nie implikuje jedno drugiego, nie.
Na infantylizm cytowanych fragmentów miłosiernie spuszczę zasłonę milczenia.
I po co mi informacja, że Sara jest aktorką, lecz nie zostanie gwiazdą? Palenie też jaki ma sens w fabule?
3. Kreacja postaci:
Sara - główna bohaterka. Z tekstu wynika, że aktorka i palaczka, ale że dziwka, niekoniecznie, a o pornolu ani słowa. Miejscami kobieta sprawia wrażenie, jakby miała lat "fafnaście', gdzieś pada jednak stwierdzenie, że od dziesięciu lat Sara nie ma alfonsa. Nawet moje kulawe poczucie czasu wrzeszczy, że tu się bardzo, ale to bardzo nie zgadzają dane...
Ten chłopiec, czy też Chłopiec (Autor się nie zdecydował) - też nie wiadomo, kim jest. Aniołem? A gdzie skrzydła? Bogiem nordyckim? Po czym niby mam poznać? Chłopcem? Eee...
To nie jest utwór. To nie jest opowiadanie, impresja, nawet forma zamknięta to nie jest. Szczegóły, które do niczego nie są potrzebne. Kreacja bohaterki - niejasna. Kreacja postaci chłopaka-anioła-skandynawskiego boga - kompletnie od czapy. Narrator... Cóż, narrator tak samo, jak postaci, zerwał się ze smyczy, o czym napomknął Flamenco przede mną.
A mnie interesuje odpowiedź na podstawowe pytanie: ale o co chodzi?
I błagam, nie kalajmy pamięci Dickensa. Szkoda mi człowieka, normalnie. "Opowieści wigilijnej" też mi szkoda... :X
edit: Tyle. Czcionka mi wariuje, może potrzebny będzie jeszcze jeden reset komputera.