wypowiedzenie złożone - a kto powiedział że treść maila to wypowiedzenie.
reszta tak samo absurdalna.
Ty Ałtorze powiedziałeś... Weźmy tekst:
rozmowa z Yoką pisze: - Zwalniam się z pracy?
- No a co? Liczysz na to, że po tej połajance Kosiński da ci medal? - Na twarzy Yoki zagościł uśmiech.
- Połajance?
Pierwszy sygnał o tym, że bohater ma z pracy się zwolnić (choć raczej wylecieć).
Początek rozmowy na korytarzu... pisze: - Dyrektorze... - zacząłem cicho.
- Pańskie wypowiedzenie zostało przyjęte - przerwał mi gwałtownie. Jego twarz była blada.
Czyli jednak wypowiedzenie... Dalej...
...a koniec w gabinecie pisze: - Ale panie dyrektorze! - krzyknąłem. - Nie wiem o co Panu chodzi! Jakie wypowiedzenie? Proszę mi wyjaśnić, co się stało!
Słowa, które wykrzyczałem, najwyraźniej zbiły go z tropu. Zamilkł i wpatrywał się we mnie.
- To ty nie wiesz co się stało? - zaczął po chwili ściszonym głosem. - Nie wiesz co się stało? Samo ci się napisało, co?
Schylił się nad klawiaturą. Coś wpisał i kliknął myszką.
I treść maila:
Tak, Panie Kosiński. Składam wypowiedzenie z pracy. Mam nadzieję, że po tym, co tu napisałem nie będzie Pan się wahał ani chwili z jego przyjęciem.. "
Widzę, Ałtor, że nie kontrolujesz, tego co piszesz. Tak samo, jak polskiej ortografii i interpunkcji.
Reszta zarzutów
BS-a jest tak samo „absurdalna”.
I moje uwagi:
Moc kreacji. Dziś wiem, że jest potężna. Pozwala bowiem stworzyć również samego siebie.
To jest, jakby nie było – teza. A nawet Teza. Dalszy tekst to dowód.
Byliśmy jak szybkie i zwinne gepardy. Cóż z tego, że potrafią gonić z prędkością mojego auta, skoro na dziesięć polowań sukcesem kończy się góra jedno?
W kontekście przeczytanej wcześniej charakterystyki bohatera pierwsze zdanie wziąłem za sarkazm. Niestety, zdanie numer dwa sugeruje, że faktycznie bohater, jest jak gepard, a polowanie nie udaje się z obiektywnych i technicznych przyczyn. Hm...
Pracowałem w dziale analiz i przygotowania dokumentacji urzędu wojewódzkiego. To ambitne z pozoru zadanie sprowadzało się do pilnowania porządku w obiegu pism. Choćbym nie wiem jak się starał, nie potrafiłem dostrzec w nim głębi na miarę Kafki, być może dlatego, że nie mam jego umysłowości. Nie potrafiłem wnieść do systemu niczego oryginalnego, nie chciałem i nie umiałem go usprawnić, mimo że czułem jego absurd. Brzydziłem się nim.
To z kolei sugeruje, że przed nami starcie: stłamszony i seksualnie sfrustrowany bohater vs. potężny i niezrozumiały System. Ale jak powiedział
BS, to tylko biurowe romansidło...
Znaczy, wtręt bez sensu to jest.
W pracy miałem opinię człowieka cichego i spokojnego, pozbawionego jednocześnie siły przebicia. Tę z pewnością miał Tomasz, młodszy o dwa lata kolega, który przyszedł na stanowisko kilka miesięcy po mnie, lecz szybko mnie przeskoczył.
Tomasz mnie nie cierpiał. Przypuszczam, że dlatego, że przede mną nie mógł odgrywać swego spektaklu. Miał zwyczaj prawić gawędy, opowiadać dowcipy, konfabulować o setkach przygód, które były jego udziałem. Chciał grać pierwsze skrzypce i w tej orkiestrze rzeczywiście dostał rolę solisty - jednak wg mnie fałszował.
Tu jest przykład tego, co w tym tekście odgrywa rolę samca alfa – Autorskiego Chciejstwa. Tomasz, nie cierpi bohatera – życiowej niedojdy, ponieważ nie może przed nim odgrywać spektaklu. Jakiego - nie wiadomo, ale nie może. I tak się zastanawiam, jakie znacznie ma dla Tomasza, faceta znacznie bardziej obrotnego i zaradniejszego, akceptacja biurowego popychadła?
Autor z jednej strony przedstawia bohatera jako kompletne i nieznaczące nic, a z drugiej strony to „nic” posiada potężnych (w światku urzędu wojewódzkiego) wrogów. Niespójność.
Yoka była w początkowym okresie dla mnie kimś bliskim, a przynajmniej pokładałem w niej nadzieję. Była sekretarką szefa naszego działu i jako jedyna na początku mej pracy przywitała mnie otwarcie i bezpośrednio. Ujrzałem w niej coś na kształt dobrego duszka, albo i anioła stróża - w dodatku o wyjątkowo ponętnej dupie.
Reasumując, Yoka była fajna, miła i miała świetny tyłek...
Dyrektor Kosiński był samcem alfa a jego nimfą w stadzie była właśnie Yoka. Nie przypuszczałem, że funkcjonował taki podział ról. Nagle moja super- seksowna Matka Teresa, zmieniła się w moich oczach w kogoś w rodzaju agenta Smitha z Matrixa, w wypraną z myśli (dostrzegłem wyraźne luki w jej inteligencji) strażniczkę systemu, na czele którego stał Kosiński.
Zresztą nasza relacja przeszła metamorfozę obustronną - mianowicie, kiedy Yoka odkryła, że nie należałem do faworytów szefa (taki zaszczyt dosięgnął Tomasza) odsunęła się ode mnie.
…była też wyrachowana, akceptowała tylko tych, co dyrektor, świadczyła też, jak się można domyślić, usługi poza godzinami pracy, licząc pewnie na awans przy szefie. Tyle wynika z tego, co przeczytałem.
W całym tym teatrzyku były też postacie pozytywne np Janina Karczewska - Pani Jasia, na stanowisku od 15 lat. Na początku widziałem w niej zwykłą biurwę, jednak po kilku tygodniach zaczęła się odkrywać i uświadomiłem sobie, że pani Jasia należała do skromnego grona "opozycjonistów". Tak samo jak ja brzydziła się żartami szefa, podważała także jego kompetencje.
Pani Janina. Pani Janina Karczewska. Postać nie odgrywa w tekście żadnej roli, nie wpływa na decyzje bohatera, ale jest! I to z imienia i nazwiska.
Wyobrażałem sobie też wariant ultra, w którym wkradałem się w zakamarki zwojów mózgowych wszystkich w naszym dziale za pomocą wysłanego maila na tzw everyone'a. Widziałem, jak naglę z szaraczka stawałem się herosem, tytanem, wolnym jak ptak buntownikiem.. Tak to widziałem, tuż przed snem.
Nasz bohater. Krzysiu - pogromca systemu. Wizja spełni się, albowiem Autorskie Chciejstwo czuwa i mail do wszystkich, po wkradnięciu się w zwoje mózgowe, zmieni biurową wycieraczkę w Narzędzie Zemsty Pana. Ech, ci Ałtorzy...
Zastanawia mnie też, dlaczego bohater, w chwilach wolnych od snucia niewiele wnoszących przemyśleń i masturbacji nie szuka pracy? Rozumiem, że był życiowym niedołęgą, ale bez przesady, ten poziom niezaradności życiowej uniemożliwiłby ukończenie szkoły podstawowej.
Chciejstwo. Znów.
Tego wieczoru długo siedziałem przed ekranem. Pulsujące światło męczyło moje oczy. Błądziłem kursorem po płaszczyźnie w poszukiwaniu czegokolwiek: ciekawych linków, śmiesznych filmików, zwyczajnie - jak co dzień. Zabijałem czas przy użyciu prawej dłoni, a w szczególności palca wskazującego.
Nurkowałem w głębiny stron, przeskakiwałem na odnośniki, płynąłem z nurtem czatu, wkładałem swoje cegiełki do dyskusji na forach, jednym okiem śledziłem wpisy na portalach społecznościowych, słuchałem muzyki, sprawdziłem stan konta, przeczytałem wszystkie czołówki portali informacyjnych, pokusiłem się także o kilka tekstów publicystycznych, oglądałem ulubione teledyski.
Co bohater robił, kiedy nic nie robił... Absolutnie nie wiem, do czego lista tych czynności jest fabule potrzebna.
Zapaliłem papierosa i stanąłem przed oknem. Dym leniwie owijał żarówkę. Wieloma ramionami muskał sufit. Patrzyłem na chmury odcinające się od brunatno - granatowego nieba. Papieros mi nie smakował. W końcu zgasiłem peta w popielniczce. Zasunąłem żaluzje. Przez chwilę stałem jeszcze przed oknem i przyglądałem się odbiciu swej twarzy na szybie. "Tak - ten tutaj, to właśnie ja. Niestety Ja."
Zbędny zaimek. Bezsensowny fragment.
"Wejdę na swój profil." - Podjąłem decyzję po kilkunastu bezcelowych kliknięciach.
Ten pomysł był o tyle ciekawy, że nigdy tam nie zaglądałem. Mój profil, odkąd go założyłem - a było to dobre trzy lata temu, był profilem martwym. Opublikowałem na nim zaledwie dwa zdjęcia i to wszystko.
Gość założył profil, nie zaglądał nań przez lat trzy, Postanowił zajrzeć, a pomysł zajrzenia określa jako „ciekawy”, mimo że, portali społecznościowych nie lubi... Dziwne.
Sprawdźmy pierwszą z brzegu." - Otworzyłem nie patrząc, kto był autorem. Przede mną rozwinęła się treść:
"Cześć Słońce. Wyspany? :) Ja czuję się świetnie.
Byłeś niesamowity wczoraj, było mi boosko ;)
(…)
Data wysłania wiadomości: 28 października, środa - czyli dzisiaj...
Bzykanko było we wtorek, zaś w środę Yoka wysłała Krzysiowi zdjęcia dla osłodzenia samotności.
Przy okazji, co za niezwykły zbieg okoliczności. Ponad trzy lata facet na portal nie zaglądał, a jak zajrzał, to od razu dostał świeżutkie erotyczne zdjęcia koleżanki z pracy.
Uwaga fabularna. Akcja w tym momencie wykonuje coś w rodzaju „pętli”. Pojawia się portal, który jak potem się dowiadujemy, jest centrum dziwnych wydarzeń. Niestety w tym epizodzie służy wyłącznie po to, żeby powiadomić czytelnika o zdjęciach Yoki, zupełnie nie wiadomo dlaczego, akurat teraz. Krzysiu przecież raz jeszcze do portalu wróci i ze zdumieniem odkryje i galerie swoich zdjęć i kumpla Tomaszka i Basię ex-kochankę...
Znaczy, chcę powiedzieć, że nic nie wynika z tego epizodu. Drobna korekta dialogu z Yoką i zdarzenie można wywalić.
Czwartek
Krzysiu wyjechał do pracy i stojąc w korku, rozważa:
Jazda w korku ma w sobie coś mistycznego. Pozwala poczuć brzemię materii. Nie chodzi tylko o kilogramy czy tony. Raczej o jej upór, bezwład i skłonność do utrzymywania status quo. Wiedzieli o tym dawni mistrzowie wschodu - prawdziwym więzieniem jest materia. To ona sprawia, że nie możemy być wolni jak ptaki w niebiesiech.
Auto zawyło boleśnie, gdy wrzuciłem jedynkę. Byłem już blisko świateł. Tuż obok skrzyżowania widniał, wbity w ziemię niczym totem, duży bilbord z twarzą nastoletniego czterdziestolatka.
"Kamil Winczorek" - szaman medialny, imagolog - jak napisał kiedyś Kundera.
Patrzyłem na jego znienawidzoną gębę, która po cyfrowej obróbce była ładną, młodzieńczą buzią. Jego gęba była znakiem. Stała się wręcz niezależna od niego, krążyła w milionach odsłon, w setkach zdjęć, dziesiątkach karykatur. Żyła swoim życiem - niezwykle plastyczna - czasem z ładnie przyczesaną grzywką, innym razem z irokezem, jeszcze innym z odbitym śladem damskich ust na policzku - wszystko zależało od fantazji fotografa.
Bełkot. Coś o korku i brzemieniu materii. Potem o zdjęciu Kamila W. - bohater go nienawidzi. Czemu? Następnie kilka trywialnych uwag o internecie i Photoshopie. Jak to się ma do fabuły? Nijak.
Po paru minutach, w końcu udało mi się zaparkować. Na miejscu, które zwykle było moje, stał teraz kurierski bus. Panowie w żółtych czapeczkach wyciągali z niego paczki i przesyłki dla urzędu. Przez moment chciałem zwrócić im uwagę, że zaparkowali na fragmencie zarezerwowanym jedynie dla pracowników, ale ostatecznie zabrakło mi odwagi.
Ałtor przypomina, na wypadek demencji czytelnika, że Krzysiu to fujara.
Bohater wchodzi do biura, rozmowy milką, pani Jasia dziwnie się uśmiecha, a wróg – Tomaszek, ucieka ze strachem w oczach do swojego pokoju.
Tomaszek nie wiedział skąd usłyszał pozdrowienie, rozglądał się po sali jakby szukał drażniącej, bzyczącej muchy. Gdy zobaczył mnie, na jego twarzy pojawił się grymas, który automatycznie wymazał wcześniejszy uśmiech. Spojrzał na mnie i widziałem wyraźnie, że się zawahał. W jego oczach dostrzegłem strach.
Chwilę później:
Wychodząc zza biurka chwyciła wypluty przez drukarkę tekst i bez słowa położyła go koło mnie.
Na samym środku widniał duży, pogrubiony napis: "GRATULUJĘ!!! POWODZENIA NA NOWEJ DRODZE ŻYCIA!!!". Do tekstu dołączona była buźka i podpis : J.K
.
Dżizas. Te urzędy wojewódzkie to obozy pracy o zaostrzonym rygorze. Pełna konspira.
Kartka za chwilę spłonie, wybuchnie albo napis zniknie... :)
Podszedłem do drzwi z trójkątem. Naprawdę chciało mi się szczać.
W toalecie było pusto. Stanąłem przed pisuarem i wyjąłem małego. Strumień zaczął uderzać o powierzchnię. Uczucie opróżniania pęcherza podziałało na mnie pozytywnie. Umyłem ręce i wytarłem je o spodnie. Brakowało papieru.
Bohater nie mogąc znieść napięcia idzie do kibla i następne parę zdań to detaliczny opis tego, co działo się w łazience. Co wyjmował, na co sikał, że nie było papieru i że umył ręce. Więcej nieistotnych szczegółów poproszę... :)
Później równie detaliczny i równie niezbędny opis ludzi na korytarzu spotkanych po wyjściu z toalety. W końcu akcja posuwa się naprzód, bo bohater spotyka Yokę. Interesujące fragmenty dialogu:
Nie sądziłam, że taki z Ciebie żywioł - nie dała mi dokończyć - ale.. jak w łóżku, tak i w życiu
Łącznik „ale” służy do wprowadzenia treści przeciwstawnych w zdaniach złożonych. Znaczy, dziewczyna nie przypuszczała, że z faceta taki ogier a powinna przypuszczać „bo jak w łóżku tak i w życiu”. Tyle że to bez sensu. To jest wniosek wynikający z jego zachowania w łóżku, a nie przesłanka. Gdyby było „jak w życiu, tak i w łóżku” to miałoby sens, bo Krzysiu, jak wiadomo, żywiołem nie jest.
- Ha! Więc sądziłeś, że niczego nie będzie? - przerwała mi gwałtownie. - Że bzykniemy się i po wszystkim? Że będziemy udawać, że nic się nie stało?
Bzykali się. Prawdopodobnie raz.
- Zwalniam się z pracy?
- No a co? Liczysz na to, że po tej połajance Kosiński da ci medal? - Na twarzy Yoki zagościł uśmiech.
- Połajance?
Yoce jakby gwałtownie poprawił się humor
- Ależ to było piękne! - wykrzyknęła. W oczach pojawił się błysk.
(...)
- To było niesamowite - wyraz ekscytacji nie schodził jej z buźki - Wiesz... Nie sądziłam, że stać cię na to, dopóki nie poznałam cię bliżej.
- Ja też nie sądziłem - ciągnąłem maskując niepewność.
- Tygrysku- Yoka na chwilę zapomniała o swoim śmiertelnym obrażeniu. - Kiedy tylko zaczepiłeś mnie na portalu... W ten sam wieczór wiedziałam, że jesteś inny niż tu... Niż na co dzień - wykrzyknęła.
(...)
- Dowcipnisiu, świetnie się ukrywasz - klepnęła mnie w ramię. - A Kosińskiego rozwaliłeś całkowicie. Wyobraź sobie, że nie wylazł dziś nawet na zebranie. Pojawił się tylko w drzwiach, biały jak ściana, i zdołał wybełkotać, że zebrania nie będzie. Pokazałeś mu.
Proszę, kilka linijek czatu i Yoka, strażniczka systemu, agent Smith z Matrixa, dziewczyna na co dzień pogardzająca Krzysiem i robiąca sobie z niego żarty, błyskawicznie znajduje się w jego łóżku.
Nie koniec na tym. Po mailu „wkradającym się w zwoje mózgowe” wręcza Ratajczakowi puchar dla największego twardziela w urzędzie wojewódzkim. Pobladły dyrektor bełkocze.
Krzysiu. Mój bohaterze.
Ratajczak odcina kupony od działalności swojego alter ego. Zwolennicy wiwatują (Jasia), pomniejsi wrogowie przestraszeni (Tomaszek), kobieta samca alfa zmieniła stronę... Czas na nagrodę główną, czyli „mam z kim zwyciężać”
Kosiński wylazł zza biurka. Stanął jakieś piętnaście centymetrów ode mnie.
- Nie wystarczy ci, że wysłałeś to każdemu? Chcesz mnie dalej ośmieszać? Coś ci powiem Ratajczak. Masz rację. Nie doceniałem cię. - Patrzył mi w oczy. - Uważałem, że nie masz jaj. Kiedy byłem w wojsku takich jak ty się gnoiło. - Nie ściągał ze mnie wzroku, mówił powoli. - Wiesz dlaczego się ich gnoiło? Bo sami się o to prosili. Każdy, kto nie umie walczyć o swoje, nie jest godzien szacunku. Tak jest w życiu Ratajczak - przerwał na chwilę. Zrobił kilka kroków w tył - Tym listem odzyskałeś mój szacunek. Zawsze uważałem cię za ciotę. Tak między nami. Musisz się jeszcze wiele nauczyć, choć przyznam, że nie spodziewałem się tego po tobie. Ośmieszyłeś mnie wysyłając to do wszystkich, ale skoro już tu przyszedłeś, to powiem ci, że również się cieszę, że już nie będę oglądał twojej mordy - powiedział to cicho, zrobił ruch ręką jakby chciał przyczesać włosy i wrócił do biurka.
Początku tyrady dyrektora nie zrozumiałem. Krzysiu przyszedł się ukorzyć, nie ośmieszać, ale to w sumie nieważne. Ważna jest ceremonia nominacji, podniesienia statusu z „popychadła biurowego” na „wroga, z którym się trzeba liczyć”.
Bo jak nie masz szacunku, to nie masz niczego.* :)
Odzyskanie znaczenia w oczach współpracowników okazało się zdumiewająco łatwe, wystarczył jeden mail. Yoka, wyrzuciwszy całą swoją niechęć do bohatera i karierę za okno, bzykała się z Krzysiem, aż furczało. A potem nawet pozwoliła sobie na scenę „odrzuconej kochanki” w miejscu pracy, pod nosem Kosińskiego.
Seria nieprawdopodobieństw jest po prostu przygnębiająca. Kosiński, zamiast zastanawiać się nad procesem o oszczerstwo i zniesławienie, właściwie gratuluje bohaterowi, Yoka bez wyraźnej przyczyny ląduje u boku Krzysia. Tomaszek się boi (czego właściwie?).
Dodatkowo zastanawia, że Ratajczak niczego nie dostrzegał. Yoka rozmawiała przez portal z Krzysiem ze świata równoległego, choć myślała oczywiście, że to jej kolega z pracy. I nigdy, ale to nigdy, Yoka nie rzuciła uwagi w stylu „Fajnie, nam się wczoraj gadała?”, a Ratajczak nie zauważył, że jej zachowanie się zmieniło?
Dalej. Bohater zabiera naręcze medali, swoje podreperowane ego i wychodzi - trzasnąwszy drzwiami. Potem snuje rozważania o rytmach wszechświata, seksualnych atawizmach i tłumie. Jaki to ma związek z fabułą?
Następnie:
Byłem tuż przy rynku, gdy poczułem w kieszeni spodni wibrujący kawałek plastiku.
W tym tekście to oczywiście mini-wibrator... :)
Ałtor cierpi na chorobę objawiającą się koniecznością detalicznego informowania o oczywistościach i używania opisów zamiast rzeczowników.
Bohater otrzymuje SMS od Yoki dotyczącego dzisiejszego spotkania w knajpie. Oddzwania i dzięki umiejętności konwersacji i zadawania pytań, dowiaduje się, gdzie może uzyskać informację na temat miejsca i czasu spotkania z Yoką. Na portalu mianowicie. Rozmowę podsumowuje następująco:
Dźwięk skończonej rozmowy. Siedziałem jeszcze chwilę bez ruchu z aparatem w dłoni. Miałem ochotę się uśmiechnąć - to było jak wygrana bitwa. Zaraz jednak uświadomiłem sobie, że musiałem działać, bo wojnę ciągle mogłem przegrać.
Och! Geniuszu podstępu i szpiegostwa...
Potem, zgodnie ze strukturą tekstu, mamy znów wielozdaniowe rozważania o niczym – bohater wpatruje się w szybę wystawową i podziwia swoje odbicie, jak zwykle opisuje, co widzi i że jakaś kobieta na niego wpadała. Nuda i bezsens.
Idzie do kafejki internetowej gdzie:
Dobra. Bez straty czasu. Włączyłem przeglądarkę. Wklepałem adres portalu. zalogowałem się na konto Po chwili zaczęło się wczytywać niebieskie tło. Login i hasło tym razem pamiętałem.
Kiedy wczytał, płaszczyznę Ekran pokryła czerń, a z niej wyłoniła się moja twarz..
Nowa usługa portalu ! Krzysiek Ratajczak ! Stwórz samego siebie !
Sloganowi towarzyszyło moje zdjęcie profilowe, w różnych odcieniach, z doklejoną fryzurą, w dredach, na łyso, z irokezem.
Krzysiek - kreuj się ! - zachęcał slogan - Sprawdź kto już gra ! Poleć znajomym !
Poszukiwałem iksa by wyłączyć. Szary znaczek ledwie odcinał się od tła. W końcu się udało. "Idź w cholerę" - zakląłem w duchu. Reklama zwinęła się w rulonik i zniknęła.
Ten fragment to istna orgia idiotycznych szczegółów. Dla jasności, w tekście takich fragmentów jest więcej, ale tu dobrze widać.... Boldem zaznaczyłem zdania niemające absolutnie żadnego znaczenia zarówno dla tekstu, jak i epizodu. Kursywą, to co trzeba dopisać, żeby zachować spójność epizodu. Oczywiście sam fragment można przekonstruować, tak żeby nie powtarzać informacji o twarzy Ratajczaka. Na końcu należy dodać, że cała ta robota, jest psu na budę, bo całe to zdarzenie nie ma najmniejszego sensu. Krzysiu z programu przecież nie skorzysta.
Czytelnik i bohater wreszcie docierają do profilu bohatera na portalu, choć wcześniej czytelnik musi jeszcze koniecznie przeczytać, o dziewczynach, które na stanowisku obok wykorzystują reklamowany przed chwilą program. Kolejny bezcelowe kilkanaście zdań.
Profil Krzysia zmienił się. Pojawiły się nowe galerie, ze zdjęciami, z których wynika, że Ratajczak ver. 2.0 jest obrotnym, przebojowym chłopakiem, rozbija się po całym świecie i żadnej lasce w okolicy nie przepuści. Poza tym, uprawia motolotniarstwo i kumpluje się z Tomaszkiem – śmiertelnym wrogiem w tym świecie. Dowiadujemy się, także, że Krzyś ver. 2.0 też pracuje w urzędzie wojewódzkim, na tym samym stanowisku (pewnie tyle samo zarabia) i nadal Kosiński jest jego wrogiem (i także przełożonym). Co dziwi. Jakim cudem ten zaradny chłopak pracuje w urzędzie wojewódzkim? Czemu, ten materiał na samca alfa nie pracuje w jako wspólnik w międzynarodowej korporacji? Hę? A jeżeli już zaczął pracować w urzędzie, to czemu nie rzucił papierem na pierwszy sygnał mobbingu? Bo, że dyrektor go traktuje tak samo, jak fajtłapowate alter ego z tego świata wynika z maila do Yoki:
"Wiesz kotku, zamierzam to zrobić, tak jak ci pisałem. Mam dość Kosińskiego. Zresztą nie chodzi już nawet o niego, choć przyznam, chcę go zdenerwować. Ale doszedłem do wniosku, że nie ma co tracić czasu. W tej pracy nic więcej mnie nie spotka, a kto nie gra, nie wygrywa. Jestem zbyt młody i pełen ambicji by tracić czas w tej zatęchłej atmosferze. Mam kilka pomysłów, ale na razie nie będę zapeszał. W każdym razie szykuj się na spore szopki w robocie. Zamierzam odejść z wykopem. PS. Uwielbiam smak twojej myszki."
i z maila wysłanego przez Ratajczak ver 2.0 w tym i w tamtym świecie. Przypomnijmy:
„Zawsze irytował mnie Pana bezceremonialny sposób podejścia do pracownika oraz faworyzowanie jednych kosztem drugich. Dziś nareszcie koszmar się kończy. Uważam Pana za świnię bez charakteru i mimo, że to mnie Pan zawsze uważał za pionka, którego można przestawiać, dziś udowadniam, jak bardzo pan się mylił.
(...)
"Mam nadzieję, że nigdy już nie trafię na ludzi Pana pokroju, choć wiem, że podobnych cwaniaczków jest wielu. Charakterystyczna cecha takich jak Pan to również ślepa służalczość wobec "wyższych stopniem", czego zresztą byliśmy świadkami, kiedy zjawiła się delegacja z warszawki. Zmusił mnie Pan do tworzenia prezentacji w Power Poincie i grania komedii na temat rzekomych projektów, które realizujemy. O reszcie nie chcę nawet wspominać. Jak już powiedziałem wcześniej zwalniam się - koszmar przebywania z Panem pod jednym dachem właśnie się kończy."
Te prezentacje w Power Poincie. Dobijają. :)
Niemniej, nadal nie mogę zrozumieć, jak Ratajczak z tamtego świata na to pozwalał i znosił takie zachowanie Kosińskiego?
Podkreślone. Ciekawe, z punku widzenia Yoki ze świata równoległego (jak i tej z tego), to bohater i jego alter ego niespecjalnie się różnili, obaj dawali sobie ciosać kołki na głowie i właściwie nie było żadnego powodu, żeby udostępniać im swoją „myszkę”.
Krzysiek przepracował neurozę, której mi nie udało się pokonać, zwyciężył z oportunizmem i lękiem, potrafił obracać się wśród ludzi, co było dla mnie sztuką niezgłębioną, odważył się żyć dla swoich pragnień i marzeń.
Ten kawałek jest intrygujący, choć nie wiem, co znaczy: „przepracować neurozę”. Fragment sugeruje, że Krzysiu 2.0 to ktoś, kto startował z tego samego miejsca co Krzysiu – fajtłapa, z taką różnicą, że Ratajczakowi ze świata równoległego się udało.
Urząd wojewódzki to rodzaj... ja wiem... obozu dla komandosów?
Zdziwniej i zdziwniej...
Oczywiście, przyjęcie tego punktu zmniejsza nielogiczność postaci Krzysia 2.0, za to bardzo, ale to bardzo szkodzi wnioskom, jakie ma wyciągnąć czytelnik. Jakby nie iść, zawsze trafia się na ścianę.
Przyznam, że już mi się dalej nie chce analizować dzieła autora. Myśl przewodnia tego tekstu, to gdzie wiedzie fabuła, zginęła pod stosem niepotrzebnych scen, opisów i nielogiczności. O co chodzi z tą „mocą kreacji”? Pojawił się alter ego bohatera i dwoma ruchami zmieniło jego życie. Po dobrze wykonanej pracy przeleciało Yokę (gdyby ktoś nie zauważył, to wątek kto, z kim i w jakich pozycjach jest od fabuły odłączanly – nie o tym jest ten tekst. Yoka to element zdobniczy tylko).
Czy coś zostało stworzone? Nie. Krzyś-fujara nadal jest, jaki jest. Zmieniła się tylko sceneria (Bermudy), sam własnoręcznie niczego nie osiągnął. Można twierdzić, że moc kreacji to jest to, co stworzyło Krzysia 2.0, ale w takim razie, dlaczego czytamy cały czas o fajtłapie z tego świata? Nie wiem, nie rozumiem. Końcowy wniosek o zmianie życia jest całkiem prawidłowy, szkoda tylko, że sam bohater nie zmienił się wcale.
I wbrew tezie z początku nie stworzył siebie samego. Tekst o tym nic nie mówi. Wręcz przeciwnie, wspomina o odrzuceniu takiej możliwości.
Ach, Ałtorze, Doktor F. i "moc kreacji"? Naprawdę, aż słów brak...
* - chodzi o pewną czarownicę :)
e. kosmetyka