marcin jerzy moneta pisze:dobrze - dokonam egzegezy tylko tego jednego fragmentu - na resztę uwag ręcęzeynta nie mam siły.
Raczej brak Ci argumentów. Ale to Twój tekst, Twój problem, Twój krzyż do dźwigania...
marcin jerzy moneta pisze:wydatne biodra i zarysowana pupa - jednak jakieś cechy są. Jakie? ano sugerujące przede wszystkim atrakcyjność seksualną. Ponętność. Cechy pierwotne - główny bohater nazwał je "archetypicznymi" - co znaczy "zasadniczymi"/ archetyp to też pierwotny, nieświadomy wzorzec. Więc jest dla niego ona ideałem kobiecego piękna, seksapilu, podnieca go.
Obawiam się, że zbyt rzadko zaglądasz do słownika języka polskiego, wskutek czego nie znasz np. definicji słowa "archetyp". Pierwowzór czy wzorzec to nie to samo co ideał. A cechy "archetypiczne" to nie są cechy "zasadnicze" (jak rozumiem niezbędne i konieczne – takie
sina qua non), ale wskazujące na archetyp. Sam zaś archetyp to po prostu "prototyp" zachowań, postaw, postaci itp. Nie musi być nieświadomy, ale z reguły bywa wyidealizowany (dzięki czemu może stać się abstrakcyjny i łatwy do odczytania).
To zresztą nieistotne, bo nawet jeżeli przyjąć Twój opis cech, to odnoszą się one – jak sam zauważyłeś – do płodności, a nie do bycia kochanką. Kochanka nie musi być płodna, bo od kochanki (takiej archetypicznej zwłaszcza) nie oczekuje się rodzenia dzieci. Kochankę się ubóstwia, modli się do niej albo bawi się nią, dosiada w tajemnicy czy odwrotnie – w wyuzdany sposób sięga przy świadkach po jej uległość. Do tego ani biodra, ani inne atrybuty płodności nie są potrzebne, a komu innego kochanka może kojarzyć się z chudą, wyniosłą i zimną suką o małych cyckach.
Nie byłoby problemu, gdybyś napisał, że to "archetypiczna bogini płodności" czy jakoś podobnie (tzn. byłby problem, ale innego rodzaju – o czym dalej).
marcin jerzy moneta pisze:Dopowiedzenie tylko w tym utwierdza: dlaczego starożytna kusicielka - min dlatego by potwierdzić tą "pierwotność", również by nawiązać do motywu który w starożytności pojawiał się dosyć często (ps. nie wiem dlaczego określenie "kusicielka" przez ręcęzeynta zostało uznane za pejoratywne). Więc - starożytność wykreowała topos kusicielki - od rajskiej Ewy poczynając, przez Dalilę która zwiodła Samsona, żydowską tancerkę, która zażądała głowy Jana Chrzciciela, dalej mamy szereg kusicielek min w mitologii greckiej - syreny w Odysei, czy też bogini Afrodytę - myślę że więcej by się ich znalazło.
W każdym razie ciąg - bogini, archetypiczna kochanka, starożytna kusicielka buduje podobne asocjacje. Wszystko to współgra z cechami fizys Dee, wydatnymi biodrami i pupą - które sugerują płodność.
Jeśli chciałeś napisać "pierwotna", trzeba było napisać "pierwotna". Bo mnie "starożytna" kojarzy się z filozofią i sztuką Greków oraz prawem rzymskim. "Starożytny" bowiem (i znowu SJP się kłania) to albo "odnoszący się do starożytności", albo "pochodzący ze starożytności", albo wreszcie "odwieczny, pradawny". O pierwotności ani słowa. Zestawmy teraz tę definicję z Twoim produktem słownym: czy chodziło o kusicielkę kojarzącą ze starożytnością (odnoszącą się do starożytności), czy pochodzącą ze starożytności, czy też dawną, odwieczną? Co w okrągłej dupie i szerokich biodrach odnosi się do starożytności?
Kuszenie kojarzy się co najmniej z folgowaniem sobie, a z reguły z grzechem i występkiem (generalnie – zachowaniami moralnie nagannymi, a na pewno zakazanymi czy niewskazanymi). Można kogo kusić do zdrady albo dać się skusić na zjedzenie tłustego pączka, ale nie sposób kogoś skusić do przeprowadzenia staruszki przez jezdnię albo skusić się na pocałowanie dziecka na dobranoc. Być może istnieje taki kontekst konkretnej opowieści, w którym takie "kuszenie" jest możliwe, ale u Ciebie jest to tylko słowo, nic więcej, nic mniej. Cóż, znowu SJP okazał się lekcją nieodrobioną, Aótorze.
A podsumowując – kogo i do czego kusi owa Dee?
Zasygnalizowany problem mieści się gdzie indziej – w pytaniu: a po co nam ta Dee potrzebna? Co wnosi do tekstu, jakie ma znaczenie? Podobnie doktor F.
PS. A jednak miałeś siłę zmierzyć się z innym moim komentarzem. Jak to nie warto rzucać słów na wiatr!
marcin jerzy moneta pisze:i znów ręcęzęt się pogubił - wg ręcęzęta jest w porządku kiedy szef na stanowisku rzuca aluzje seksualne do o wiele młodszej podwładnej, robi to przy wszystkich, wykorzystuje swoją pozycję, sadza na kolana i tak dalej?
Tak, według mnie jest to w porządku. I dlatego nie więdną mi uszy, lecz chichot się ze mnie wydobywa. A co – nie wolno mi?
A bardziej na poważnie – nigdy w moich dwóch komentarzach odnoszących się do omawianego fragmentu nie wypowiadałem się na temat akceptacji określonych zachowań. Wskazałem jedynie na to, że określenie "uszy mi więdły" nie pasują do facecika, który od czasu do czasu sam idzie w miasto, żeby ulżyć panu 20cm, wpychając go w usta przypadkowo poznanych kobiet, których twarze zlewają się w jedną. To wreszcie bohater zwraca uwagę na tyłek Yoki – jest to tak ważna cecha, że zostaje opisana jako jedyna. Bo jakie inne cechy tej pani znamy? Że misiem zasłania cipkę? Dla bohatera Yoka istnieje wyłącznie jako stymulator masturbacji oraz kompan od papieroska. Nie ma w tekście ani jednego zdania, z którego można by wnosić, że Yoka ma miły uśmiech, albo chętnie pomaga innym, albo opiekuje się kanarkiem sąsiada. Niestety, Yoka to dupa i cipa, a i zapewnie cycki. I nagle czytelnik ma uwierzyć, że bohaterowi uszka zwiędły, bo jego wymarzony zestaw wypoczynkowy "Yoka" znalazł innego użytkownika. Doprawdy, wielce to wiarygodne.
marcin jerzy moneta pisze:Mojemu bohaterowi się to nie spodobało - uznał to za prostackie i chamskie. Co więcej - zirytowała go także Yoka, która godziła się na takie zabawy i "sadzanie na kolankach szefa"
Ale w omawianym fragmencie nie ma nawet
jednego słowa na temat irytacji. Są zwiędnięta uszka, jest "obustronna metamorfoza relacji" (zagadka semantyczna do dziś niewyjaśniona) oraz pani Jasia – 15 lat na stanowisku (ciekawe czy tym samym). Irytacja, złość czy gniew w tym fragmencie udziału nie wzięły. Polemizujesz zatem z własnymi przemyśleniami, których w tekście nie zawarłeś.