Grobowa opowieść

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
mclakiewicz
Sepulka
Posty: 13
Rejestracja: ndz, 29 maja 2011 22:06

Grobowa opowieść

Post autor: mclakiewicz »

Witam.
Janusz Głowacki napisał kiedyś, że nic nie robi tak dobrze pisarzowi, jak upokorzenie. Idąc tym tropem wstawiam kolejny odcinek mej tfurczości, ku uciesze gawiedzi.
Jest to horror, tym razem pozbawiony infantylności i słit focialności.
Zapraszam do lektury i proszę o najwyższy wymiar kary.

GROBOWA OPOWIEŚĆ

Grobową ciszę rozdarł przerażający krzyk. Nieludzki wrzask, pełen bólu, cierpienia i nieokreślonego żalu. Wwiercał się w uszy będących na cmentarzu, ściskając serca i wywracając mózgi na lewą stronę. Było wczesne popołudnie, więc słyszało go wiele osób również poza nekropolią. Z przylegającego do cmentarza kościoła wybiegł tylnymi drzwiami ksiądz. Zamiatając sutanną kurz z alejki dobiegł do stojącego pośrodku cmentarza krzyża. Zatrzymał się i kręcąc dookoła głową próbował zlokalizować źródło krzyku, który od kilku minut zakłócał spokój tego kwietniowego dnia. Zdezorientowani ludzie gapili się po sobie, ktoś głośno domagał się ciszy „w tym świętym miejscu”. Księdzu wydawało się, że źródło dźwięku znajduje się w północnej części cmentarza. Ruszył więc w tamtą stronę tak szybko, na ile pozwalała mu sutanna. Jednak gdy tylko przebiegł kilkanaście metrów krzyk nagle ustał. Tak po prostu, jakby skończyła się taśma. Ludzie patrzyli się na niego, chcieli wiedzieć, co właśnie się stało, kilka staruszek nawet podeszło żeby zapytać. Problem w tym, że Ojciec Maksymilian sam nie wiedział.

Wieczorem w plebanii spotkali się dwaj księża i „cywil”: ojciec Maksymilian, proboszcz Walenty, oraz przedstawiciel lokalnej władzy – podinspektor Marceli Owca. Tematem rozmowy było oczywiście dzisiejsze wydarzenie. Na stole stała w połowie pełna butelka ukraińskiego koniaku „Szabo”, obok trzy kieliszki, a w popielniczce dymiło cygaro. Proboszcz był koneserem dobrych trunków i cygar.
- …i tak to wyglądało – westchnął ojciec Maksymilian kończąc swoje sprawozdanie. Wziął swój kieliszek i napił się bursztynowego płynu.
- Dziwna sprawa – podjął temat Owca.
- Dlatego cię poprosiłem – powiedział proboszcz. – Masz jakieś doświadczenie. Niejedno widziałeś na służbie…
- Wiem wiem – przerwał policjant podnosząc jednocześnie rękę. Wyraźnie nie chciał rozmawiać na tematy, które proboszcz zamierzał poruszyć. – Ale właściwie czego ode mnie oczekujecie? Żadnego przestępstwa nie było. Po prostu ktoś zaczął krzyczeć na cmentarzu. To się może kwalifikować co najwyżej jako zakłócanie spokoju publicznego. A to nie moja działka tylko straży miejskiej.
Proboszcz spojrzał zmęczonymi oczyma. Tak jak policjant był w wieku przedemerytalnym. Udało mu się uniknąć przekleństwa proboszczów w jego wieku – brzucha i postury niedźwiadka, był za to niski, szczupły i łysy jak kolano. Miał nadzieję doczekać emerytury w spokoju. Parafia, którą kierował od prawie trzydziestu lat, mimo że było to prawie centrum miasta, była wręcz wymarzona. Niewielka i cicha. Ludzie byli spokojni i pobożni. I gdyby nie wydarzenia sprzed paru tygodni... Kolejny łyk koniaku odsunął na bok tę myśl.
- Maks twierdzi, że krzyk dobiegał z północnej części, ze świeżych grobów….
- Tak mi się wydawało księże proboszczu – przerwał mu jego podwładny.
- ... może zajrzałbyś tam? – kontynuował. – Może jakiś dowcipniś wsadził w ziemię, bo ja wiem, magnetofon? - Spojrzał na Owcę. Ten podniósł do ust kieliszek i zamyślony upił kilka łyków trunku. Młodszy ksiądz również spoglądał na policjanta. Miał 29 lat i była to jego druga parafia. Trafił tu przed kilkoma miesiącami. Wysoki i szczupły, krył oczy za przyciemnionymi okularami korekcyjnymi a na twarzy miał kilkudniowy zarost. Właśnie dlatego wyleciał z poprzedniej parafii. Był zbyt wielkim oryginałem, nie myślał szablonowo jak na posłusznego księdza przystało. Nie poddawał się indoktrynacji. Chodząc z kolędą witał wiernych słowami „szacuneczek”. Ponadto chciał zostać egzorcystą a to bardzo nie podobało się jego poprzednim przełożonym.
- A ty młody, co o tym sądzisz? - Owca spojrzał na księdza Maksa.
- Bo ja wiem – odparł.
- Ale czy uważasz, że sprawę da się jakoś logicznie wytłumaczyć? - dociekał policjant.
- Cóż. Nie zauważyłem nikogo podejrzanego. A krzyk był zbyt głośny jak na magnetofon. Ktoś musiałby ukryć głośniki na całym cmentarzu. I to mocne głośniki.
- Podobno chcesz zostać egzorcystą. Ktoś taki musi mieć jakieś szczególne zdolności. Czy odczułeś coś niezwykłego tam, na cmentarzu? - nie dawał za wygraną Owca.
- Marcel, daj mu spokój. Jest tu nowy. Jeszcze się nie zaaklimatyzował – proboszcz przy każdej okazji starał się zdyskredytować swego podwładnego.
- Tak - powiedział nagle młodzieniec na przekór proboszczowi. – Gdy teraz o tym myślę czułem coś w powietrzu, jakby to powiedzieć... - zawahał się. - Elektryczność?
Obaj spojrzeli na niego zdumieni. Proboszcz Walenty postanowił zagrać mentora.
- Chyba wiem, co masz na myśli - w jego głosie dźwięczała aprobata. – Spotkałem się już z czymś takim – skłamał.
Policjant spojrzał na niego z lekkim uśmiechem. Już dawno przejrzał proboszcza na wylot.
- Dobrze, zajrzę jutro na cmentarz. Niech Maks na mnie czeka przy wejściu. Przespacerujemy się - wstał od stołu. – Czas na mnie Waluś. Z Panem Bogiem. I ty też młody. Do jutra.
- Z Panem Bogiem – odparli obaj duchowi. Odprowadzili policjanta do drzwi, po czym wypili to, co zostało w kieliszkach i również się rozeszli.

Ksiądz Maksymilian zajmował dwa pokoje na pierwszym piętrze plebanii: sypialnię i gabinecik. Kuchnia i łazienka były wspólne. Po kąpieli zasiadł przy swoim komputerze. Chciał poszukać w internecie przypadków podobnych do dzisiejszego. Około dwudziestej drugiej znalazł ciekawą stronę, niestety po angielsku. Znał dobrze ten język, lecz parę sformułowań było dlań niezrozumiałe. Dlatego położył sobie na biurku słownik. Zagłębił się w treść witryny. Za oknem wychodzącym na cmentarz, panowała cisza.
Z zamyślenia wyrwał go huk, że aż podskoczył na krześle. Rozejrzał się wokół. Słownik leżał na podłodze. Podniósł go z powrotem. Sam spadł, czy niechcący go zrzucił? Tak pochłonęła go strona, którą przeglądał, że zapomniał o bożym świecie. Stwierdził, że nie rozwiąże tej zagadki, więc wrócił do monitora.
Po kilkunastu minutach słownik znowu spadł. Tym razem Maks był pewien, że go nie zrzucił. Rozejrzał się po pokoju skąpanym w bladej poświacie płynącej z monitora. Cisza. Podniósł książkę, wstał i odłożył na półkę. Usiał ponownie przy komputerze, lekko zaniepokojony. Czyżby położył ją na samym skraju biurka? Wrócił do przeglądania internetu.
Z zamyślenia wyrwał go kolejny huk. Obrócił się gwałtownie. Słownik ponownie leżał na podłodze. Nagle płaski monitor będący jedynym źródłem światła w pokoju, zgasł. Zapadła ciemność. Ksiądz wstał z krzesła i poszedł w stronę włącznika na ścianie. Zapalił żyrandol. Równocześnie z powrotem włączył się monitor. Podniósł po raz trzeci słownik i odłożył go na półkę. Zgasił światło i usiadł przy komputerze. Wtedy znowu zgasł monitor.

Rankiem ze snu Ojca Maksymiliana wyrwała gosposia. Jak się okazało, miał w zastępstwie odprawić mszę o jedenastej. Przy śniadaniu milcząco zastanawiał się nad wydarzeniami poprzedniej nocy. Nic więcej już się nie wydarzyło, ale to, co miało miejsce, nie dawało mu spokoju. Dokończył posiłek i udał się do zakrystii. Przez najbliższe kilka godzin nie zajmował głowy tą sprawą.

Z Marcelim Owcą spotkali się w umówionym miejscu za kwadrans druga.
- Pochwalony – z usmiechem przywitał się policjant.
- Na wieki wieków - odpowiedział Maks. – Chodźmy.
Szli w milczeniu w stronę północnej części cmentarza. Pogoda się popsuła, było chłodniej niż poprzedniego dnia, chociaż nie padało. Zdecydowanie mniej ludzi odwiedzało tego dnia groby. Szli alejką między mogiłami. Rozmowa się nie kleiła. Obaj rozglądali się dookoła, starając się wypatrzeć coś podejrzanego.
Krzyk rozległ się nagle, gdy docierali do końca alejki. Dalej był już tylko mur. Podobnie jak poprzedniego dnia, zaskoczył wszystkich obecnych na cmentarzu. Wrzask pełen bólu i cierpienia. I na pewno był to krzyk kobiecy.
Zatrzymali się w miejscu chcąc zlokalizować źródło upiornego dźwięku. Owca po chwili pobiegł w stronę jednej z bocznych alejek. Ksiądz podążył za nim truchtem, krępowany przez sutannę. Miał nadzieję, że uda im się zlokalizować jego źródło ale nagle krzyk ustał. Owca stanął jak wryty, po chwili ksiądz do niego dołączył. Rozglądali się wokoło nie bacząc na to, że wszyscy na nich się gapią.
Wtem wzrok policjanta padł na pewne miejsce. Bez słowa ruszył w tamtą stronę. Kierował się do świeżego grobu, który jeszcze nie został przykryty pomnikiem. Ksiądz szedł nim, trochę dysząc. Stanęli obaj nad mogiłą wpatrując się w drewniany krzyż. Była to nowsza część nekropolii, jednak tutaj chowano w sposób tradycyjny zmarłych – w trumnach. Urny z prochami były grzebane w innym miejscu. Tabliczka na krzyżu oznajmiała, że pochowano tu dziewiętnastoletnią dziewczynę. Owca jakby trochę zbladł na twarzy.
- To tu? - spojrzał na Maksa. – Tu pochowano tę dziewczynę, co ją ten....
- Tak, to jest ten grób – skinął głową ksiądz. Marceli milczał przez jakiś czas. W końcu przemówił.
- Wiesz młody, co się wtedy stało?
- Wiem - odparł. Wydarzenia sprzed miesiąca miał świeżo w pamięci. – Zamordował ją jej kolega. Dość brutalnie. Złapali go na drugi dzień, do wszystkiego się przyznał.
- Tak - potwierdził policjant. – Tak było. Ale wiesz tylko to, mówili w telewizji. Prawda była trochę inna.
- Jaka? - zapytał Maks. W oddali zaskrzeczał jakiś ptak, powoli wzmagał się wiatr.
- Chyba będzie burza. Pierwsza w tym roku – odezwał się po chwili Marceli nie odpowiadając na pytanie. – Spotkajmy się wieczorem z proboszczem. Powinien wiedzieć, co się dzieje, chociaż na niewiele mu się to zda – mrugnął porozumiewawczo okiem. – Twój przełożony myśli już tylko o emeryturce w jakimś milutkim klasztorze, z milutkimi siostrzyczkami. Znam go już wiele lat i wiem, że nie jest zbyt bystry.
- Wiele lat? - w zapytaniu ksiądz podniósł brwi.
- A tak. Jeszcze za komuny się znaliśmy. Wiesz, mimo różnic światopoglądowych, współpraca była konieczna – wyjaśnił.
- Rozumiem - kiwnął głową Maks – Porozumienie ponad podziałami?
- Trochę sloganowo, ale z grubsza o to chodziło. No nic, spotkajmy się około siódmej.
- Dobrze.
- W takim razie z Panem Bogiem młody.
- Z Bogiem – odpowiedział ksiądz i powiódł wzrokiem za odchodzącym policjantem. Po chwili udał się do kościoła.

Wieczorem w plebanii spotkali się w tym samym składzie, co dzień wcześniej. Przy reszcie wczorajszego koniaku Maks zdawał relację proboszczowi. Owca póki co milczał.
- Zastanawiające – zawyrokował Ojciec Walenty. – Bardzo dziwna sprawa, że tak dwa dni pod rząd... Naprawdę nic podejrzanego nie zauważyliście? - dociekał.
- Ja zauważyłem - odezwał się wreszcie policjant. – Krzyk wydobywał się z okolicy, gdzie pochowaną tę zamordowaną dziewczynę.
- Pan Marceli chciałby nam coś powiedzieć więcej o tym zdarzeniu – uzupełnił młodzieniec.
- Słucham więc – proboszcz rozsiadł się wygodniej i upił łyk koniaku. Owca zrobił to samo i zaczął mówić.
- Wiecie tylko tyle, że dziewczynę brutalnie zamordował jej kolega. W rzeczywistości było to bardziej przerażające. Dziewczyna wracała późnym wieczorem z zajęć w pobliskiej szkole wieczorowej. Przechodziła obok bramy, w której stał ten chłopak, jej kolega z podstawówki. Tego dnia nie miała ochoty na rozmowę, tym bardziej, że był pijany i po jakichś dopalaczach. Ale koleś nie chciał dać za wygraną. Po drobnej pyskówce wciągnął ją siłą do bramy. Agnieszka chciała się wyrwać, ale to tylko nakręciło chłopaka. Popchnął ją na ścianę, o którą uderzyła głową i straciła przytomność. Wtedy wyjął nóż sprężynowy i poderżnął jej gardło.
- Matko Boska – szepnął Maks – Bez powodu pozbawił ją życia.
- Na tym nie koniec - kontynuował Owca. – Gdy dziewczyna się wykrwawiała, on zdarł z niej ubranie i zgwałcił jeszcze ciepłe zwłoki. A po wszystkim wbił jej nóż tam, gdzie przed chwilą zaspokajał swoje chore żądze.
Twarze duchownych zbladły. Obaj równocześnie napili się koniaku.
- Złapaliśmy go od razu na drugi dzień. Siedzi teraz w areszcie. Prawdopodobnie dostanie dożywocie. Chyba, że przyczepią się o to, że był pod wpływem. A wtedy może dostać mniej, albo…
- I ten krzyk, – przerwał Maks – ten krzyk mógł się wydobywać z jej....
- Przecież to niemożliwe – powstrzymał go proboszcz. – Musi być jakieś logiczne wytłumaczenie.
Maks spojrzał na przełożonego. O swojej wczorajszej nocnej przygodzie wolał nawet nie wspominać. Zdążył się już zorientować, że proboszcz, podobnie jak wielu mu podobnych, jest słabej wiary. Właściwie to udają, że wierzą w Boga. A już na pewno nie wierzą w Szatana. Taka świętobliwa obłuda.
- Bzdura – zawyrokował Ojciec Walenty. – Ktoś nam robi niesmaczny kawał, a wy daliście się podpuścić. Ja nawet nie słyszałem tego krzyku! – i była to święta prawda, ponieważ całe dnie ksiądz proboszcz przebywał w sąsiedniej parafii, u pewnej gosposi, która podobno fantastycznie gotowała. Tajemnicą poliszynela było, że dostarczała nie tylko rozkoszy podniebienia.
- Mów sobie, co chcesz – odparł beznamiętnie Owca, chociaż jego oczy wyrażały lekką irytację, której proboszcz nie dostrzegał. – Poprosiłeś mnie o pomoc, to pomogłem na ile potrafiłem. Możemy się umówić jutro przy tym grobie o mniej więcej tej samej godzinie co dziś i sam osądzisz.
- Jutro jestem zajęty – oznajmił proboszcz. – A wy, jak chcecie to, możecie bawić się w szukanie duchów. Miałem nadzieję, że znajdziesz jakiegoś dowcipnisia z magnetofonem. Ale skoro chcecie łapać zjawy to nie mogę wam zabronić. – Dokończył koniak i wstając od stołu zagrzmiał. - Mogę wam tylko przypomnieć, że to grzech! A teraz idę spać bo zmęczony jestem. Z Panem Bogiem.
- Zdenerwowaliśmy proboszcza – zachichotał po chwili Owca. – To co, Maks? Jutro się widzimy?
- Nie ma wyjścia. Jestem ciekaw, co z tego wyniknie.
Porozmawiali jeszcze chwilę o mniej istotnych sprawach. Po czym Owca poszedł do domu, a ksiądz do swojego mieszkanka na górze.

Tej nocy Maks również siedział przy komputerze. Tym razem szukał historii podobnych do tej, którą opowiedział policjant. Przed dwudziestą trzecią monitor zgasł. Ksiądz zirytował się, gdyż zaczynała go ta zabawa mierzić. Podszedł do włącznika i zapalił światło.
Monitor się włączył.
Zgasił światło. Monitor ponownie się wyłączył. W pokoju rozległ się straszny rumor. Włączył szybko światło i zobaczył leżące na podłodze wszystkie swoje książki. Wszystkie poza słownikiem angielsko-polskim, który stał tam, gdzie umieścił go wczoraj.
Niepokój, który zdążył się gdzieś schować, wrócił teraz ze zdwojoną siłą. W duchu powiedział sobie, że skoro chce zostać egzorcystą, musi umieć uporać się z dużo gorszymi rzeczami niż bałagan w pokoju.
Wtedy znowu zgasło światło.
ZOSTAW MNIE!!!!!!!! - Maks usłyszał przeraźliwy krzyk. Jakby ktoś zaszedł go od tyłu i walną obuchem w ciemię. Wibrował w każdym sprzęcie w pokoju, wgryzał się w trzewia. Straszny, przerażający, pełen bólu i nienawiści.
Ksiądz upadł na kolana i zakrył dłońmi uszy. Mimo to wciąż go słyszał jakby dobywał się z jego wnętrza, nie z zewnątrz. Pulsował mu w mózgu i Maks przez chwilę myślał, że rozsadzi mu czaszkę.
ZOSTAW MNIE!!!!!!! - ponownie zawyła. Nie miał wątpliwości, to był kobiecy wrzask. Tak jak ten na cmentarzu. Z tą różnicą, ze tamten słyszeli wszyscy, a ten wydawał się brzmieć tylko w jego głowie. Czuł, jak między palcami cieknie z lewego ucha cienka, ciepła stróżka krwi. Twarz miał wykrzywioną grymasem bólu. Balansował niebezpiecznie na krawędzi pęknięcia bębenków.
I nagle wszystko się skończyło. Światło znów się zapaliło, monitor się włączył. Tylko leżące na podłodze książki świadczyły, że coś się tu wydarzyło.
Maks powoli podniósł się z kolan i rozłożył się wyczerpany na kanapie. Chciał odpocząć, ochłonąć. Uspokoić nerwy. Po chwili zasnął i spał bez snów aż do rana.

Obudził się przed ósmą. Zorientował się, że nadal jest w ubraniu. Wziął szybki prysznic, przebrał się i zszedł na śniadanie. Gosposia patrzała na niego z wyrzutem. Najwyraźniej coś słyszała wczorajszej nocy, ale nie wspomniała o tym ani słowem. Pospiesznie zjadł i uciekł przed jej wzrokiem. Czuł się bardzo źle. Bolała go głowa, więc zażył dwie aspiryny. Za pół godziny odprawiał mszę, więc musiał jako tako wyglądać.

Niemal mechanicznie odfajkował duszpasterskie obowiązki i przed drugą był już na cmentarzu przy grobie dziewczyny. Po chwili przyszedł Owca.
- Pochwalony – przywitał się policjant.
- Na wieki – odparł szybko ksiądz. – Stało się coś dziwnego.
Zastanawiał się, czy opowiedzieć o swojej nocnej przygodzie. Nie przyszło mu nawet do głowy rozmawiać na ten temat z proboszczem, który pewnie by go wyśmiał. Co gorsza, mógłby zacząć patrzeć na Maksa tak jak księża z jego poprzedniej parafii, co w efekcie doprowadziłoby do jego ponownych przenosin. A tego chciał uniknąć.
Jednak pan Marceli to było co innego. Dobroduszny, poczciwy, wyrozumiały, chociaż twardy. Uosobienie dobrego gliny. To nic, że były ubek, ale zresocjalizowany. A Maks nawet nie próbował wnikać, co takiego się stało, że Owca zamiast wisieć na plakacie wśród podobizn innych „oprawców”, został podinspektorem policji.
Dlatego postanowił, że mu o wszystkim opowie.
Jego słowa przerwał krzyk. Bardziej upiorny niż poprzednio. Bardziej nienawistny, chociaż nadal pełen cierpienia. Był też o wiele głośniejszy. Zaskoczył ich tak bardzo, że obaj w pierwszej chwili podskoczyli a ciała przeszedł dreszcz.
Policjant szybko otrząsnął się z zaskoczenia i zaczął obchodzić mogiłę dokładnie ją oglądając. Nie było wątpliwość, ze wrzask pochodzi z grobu dziewczyny. Maks również zaczął czegoś szukać, chociaż sam nie wiedział czego. Na pewno nie magnetofonu.
Nagle zerwał się silny wiatr. Zatrzepotały poły sutanny księdza. Słychać było jak na cmentarzu przewracają się wazony i znicze. Brzęk tłuczonego szkła. W powietrzu wirował kurz i żwir. Obok przeleciał bordowy beret. Krzyk się wzmógł. Ktoś nieopodal również zaczął krzyczeć.
I nagle wszystko się skończyło. Wiatr ustał w tej samej chwili, kiedy ucichł krzyk. Ksiądz i policjant spojrzeli po sobie. Obaj czuli ulgę, że już po wszystkim. Prawie nie zauważyli jak wbity w mogiłę krzyż przewrócił się na ziemię, jakby go ktoś od środka wypchnął,.
- Chodźmy na plebanię – powiedział szybko Maks.
- Tak. Tak będzie najlepiej – zgodził się Marceli i pospiesznym krokiem skierowali się ku bramie wyjściowej. Obaj byli mocno wystraszeni, szczególnie duchowny. Ludzie na cmentarzu patrzyli na nich w osłupieniu. Ktoś ich zaczepił i zapytał co to ma znaczyć, czy już tak codziennie ktoś będzie się wydzierał na tym cmentarzu, ale zbyli go milczeniem.
Tym razem poszli do mieszkania Maksa. Książki zostały już poukładane z powrotem na półce. Usiedli na tapczanie, ksiądz nalał do kieliszków szkockiej whisky, którą otrzymał po zdobyciu pierwszych święceń, a którą wyciągał tylko na wyjątkowe okazje. Ta była wybitnie wyjątkowa.
Pierwszy kieliszek wypili jednym haustem i od razu nalał drugi. Przez dłuższą chwilę milczeli. Pierwszy odezwał się policjant.
- Zdaje się, że chciałeś mi coś powiedzieć – bardziej stwierdził niż zapytał.
- Hm. – zawahał się ksiądz. – Tak. Chciałem.
- Więc mów – zachęcił. – Z przyjemnością posłucham czegoś innego niż ten krzyk.
- Obawiam się, że to, co powiem, jest jakoś powiązane z wydarzeniami na cmentarzu - odparł Maks i opowiedział swoje przeżycia z dwóch ostatnich nocy. Policjant słuchał z rosnącą fascynacją.
- A więc mamy tu duchy – powiedział po wysłuchaniu opowieści księdza. – Właściwie jednego ducha. Tej dziewczyny, Agnieszki - Owca miewał już do czynienia ze zjawiskami nadprzyrodzonymi, ale nigdy nie spotkał się z tak mocną manifestacją.
Z kolei Maks nigdy nie spotkał się z gośćmi z zaświatów i pomimo, że chciał zostać egzorcystą nie wiedział jak się w takiej sytuacji zachować.
- Czego może od nas chcieć? - zapytał.
- Żebyśmy ją zostawili w spokoju – odpowiedział Marceli. – Sama ci to, hm, wykrzyczała. Tylko po co? Dlaczego zaczęła wrzeszczeć w środku dnia? Dlaczego nagle się obudziła?
- Może chce się zemścić na swoim mordercy?
- Całkiem możliwe. Całkiem możliwe. Wiesz co? Z ciekawości wybiorę się dziś do aresztu i obejrzę go sobie. Ale to muszę już lecieć, żeby zdążyć zanim Heniek jest na zmianie. On wszystkich wpuszcza – uśmiechnął się pod nosem. – Nie mów nic Walusiowi. I tak nie uwierzy. Wieczorem zadzwonię.
- Dobrze. Ale z każdym dniem jest gorzej. Chyba się boję tego, co może się stać dzisiejszej nocy.
- Nie bój się młody – powiedział wstając z krzesła. – A właściwie to możesz się bać. Z Panem Bogiem - uśmiechnął się szeroko i wyszedł zostawiając osłupiałego Maksymiliana w pokoju.

Telefon zadzwonił przed dziewiętnastą. Szczęśliwie Maks był na tyle blisko aparatu w kuchni, że zdążył go odebrać przed gosposią i proboszczem, który już wrócił z terenu.
- To do mnie – wyjaśnił krótko i zaszył się z przenośną słuchawką w kącie pod schodami.
- Nic się nie dzieje – w słuchawce odezwał się Owca. – Byłem w areszcie i rozmawiałem z nim.
- Z mordercą.? - upewnił się ojciec Maksymilian.
- We własnej osobie. Nie chciał o tym rozmawiać. Kazał mi, hmm, oddalić się. Wredny typ. Wie, co go czeka i nie ma już nic do stracenia, dlatego zgrywa twardziela.
- Nawet mu się nie przyśniła? Ta dziewczyna? - spytał zawiedziony Maks. Liczył na to, że nie tylko jego straszą duchy.
- Nie, nic takiego. Chociaż podobno ostatniej nocy tak darł się przez sen, że aż pobudził klawiszy.
- Pobudził klaw...? - zająknął się Maks.
- Nie wnikaj. Każdy musi spać – wyjaśnił Marceli. – W każdym razie mają go mieć baczniej na oku. Heniek obiecał pogadać z szefem nocnej zmiany. A co u ciebie? Spokój?
- Taa. Tylko stary wrócił coś nie w sosie.
- Może zupa była za słona? - wysnuł przypuszczenie Owca. – No, nie ważne. Na jutro załatwię nakaz ekshumacji. Wykopiemy ją, obejrzymy i spalimy. Może to coś pomoże.
- Jak to? - zapytał kompletnie zaskoczony ksiądz.
- Normalnie – spokojnym głosem wyjaśnił policjant. – Wykopiemy ją pod pozorem kontynuacji śledztwa. Potem po cichu spalimy. Znam kolesi w naszym krematorium. Nie odmówią mi przysługi, jeśli chcą żeby im przedłużono pozwolenie. A potem ją poświęcisz i pochowamy z powrotem.
- Aż mnie zatkało – odparł Maks.
- To jedyne wyjście – autorytarnie odparł Owca.
- A może przebijemy ją kołkiem? – policjant nie zauważył drwiny.
- Nie. Wydaje mi się, że wystarczy jak ją skremujemy.
- A skąd ten wniosek? – dociekał Maks.
- No bo przecież nie mając ciała nie będzie mogła wrzeszczeć.
- Hm, niby logiczne. Ale muszę to przemyśleć. Dobranoc – powiedział Maks i odłożył słuchawkę. Pomysł Owcy był szalony, ale wiedział, że jeśli to co się dzieje nie zakończy się samo z siebie, coś będą musieli zrobić. Póki co postanowił zjeść kolację, położyć się na kanapie przed telewizorem i w miarę szybko zasnąć. Oby tylko nie obudziły go duchy.

Noc minęła spokojnie. Miał nadzieję, ze zmora postanowiła udać się wreszcie na spoczynek. Jakież było jego zdziwienie, gdy na podłodze mieszkania zobaczył ziemiste ślady drobnych stóp. Były bardzo wyraźnie na jasnym parkiecie. Mógł odtworzyć całą trasę nocnego gościa.
Z rosnącym przerażeniem zauważył, że prowadziły od okna. Ktoś przeszedł przez pokój i podszedł do śpiącego na kanapie księdza, po czy ślady prowadziły z powrotem ku oknu. Ksiądz zbladł, nogi się pod nim ugięły zrobiło mu się ciepło i pomyślał, że się zaraz zrzyga. Bez wahania postanowił zgodzić się na plan Owcy. Znalazł w notesie jego numer komórkowy i zbiegł na dół do telefonu.
Policjant odebrał po pierwszym sygnale.
- Właśnie chciałem dzwonić od ciebie – zaczął.
- Zgadzam się na wszystko - przerwał mu ksiądz. Niespokojnym głosem opowiedział, co zobaczył przed chwilą w pokoju. – Co ona może chcieć ode mnie?! – zaskamlał.
- Jadę zaraz do prokuratury. Załatwię wszystko od ręki i po południu przyjedziemy do ciebie. Bądź na plebanii.
- Kto poinformuje jej rodzinę? - zapytał ksiądz.
- Ktoś z Katowic, ale jak już będzie po wszystkim. Coś im naściemniamy - powiedział ponuro policjant i zakończył rozmowę.
Maks również odłożył słuchawkę, po czym poszedł na śniadanie. Czuł, że będzie to ciężki dzień.

Jak przez mgłę pamiętał to co robił do południa. Kolejna msza rekolekcyjna, spowiedź dzieciarni, przedpołudniowy dyżur w kancelarii. Wreszcie obiad. Nie miał apetytu, ale mimo to zjadł. Już i tak podpadł gosposi na całej linii.
O wpół do drugiej udał się na cmentarz, do grobu Agnieszki. Na miejscu byli już Owca i trzej policjanci, oraz inspektor sanitarny. Po chwili dołączył do nich grabarz, jako przedstawiciel zarządu cmentarza.
Po wymianie uprzejmości i prezentacji przez policjantów nakazu prokuratorskiego przystąpili wspólnie do pracy. Najpierw wyciągnęli z ziemi zatknięty ponownie krzyż i oparli go o sąsiedni pomnik. Potem dwaj policjanci i grabarz wzięli łopaty i zaczęli odkopywać trumnę.
- Mieliśmy cholerne szczęście – szepnął Owca do księdza.
- Dlaczego?
- Dziś jest piętnasty.
- To znaczy? - zaciekawił się Maks.
- Ekshumacji można dokonywać do piętnastego kwietnia. - półgębkiem wyjaśnił Marceli.
Ktoś w biurze prokuratora musiał się pospieszyć z obowiązkami, gdyż po kilkunastu minutach zobaczyli jak w ich stronę biegnie jakiś mężczyzna.
- Jakim prawem! - krzyczał już z oddali. Przyciągał tym zainteresowane spojrzenia kilku osób odwiedzających nekropolię.
- Nie macie prawa! Zostawcie! - Dobiegł do grupy otaczającej grób. Kopiący przerwali swoją pracę. - Co wy tu ku**a robicie!? Jakim prawem zakłócacie spokój mojej córki?! Dość się wycierpiała za życia, zostawcie ją w spokoju-u! – jego głos przechodził w szloch.
- Niech się pan uspokoi – zimnym głosem powiedział Owca. – Mamy nakaz prokuratora, są z nami przedstawiciele odpowiednich urzędów, wszystko jest w najlepszym porządku.
- Jakim porządku!!? - zawył mężczyzna. W jego oczach pojawiły się łzy.
- Zostawcie ją – dodał szeptem.
- Proszę pana! Ekshumacja jest niezbędna do przeprowadzenia badań, które bezwzględnie pozwolą ustalić czy oskarżony jest sprawcą! - wyjaśnił ostrym tonem Owca.
- Przecież już ją kroili! – krzyczał przez łzy.
- Ale pojawiły się nowe okoliczności, a my chcemy aby sąd bez żadnych wątpliwości skazał oskarżonego na najwyższy wymiar kary. Nie robimy tego dla własnej przyjemności. Robimy to dla pana. I dla niej - po tych słowach ojciec dziewczyny zamilkł. Odszedł na bok i obserwując pracującą ekipę cicho szlochał. Jego wątła klatka piersiowa drgała spazmatycznie, jakby miał napady gruźlicze. Rozczochrane włosy i posiwiały, przerzedzony wąs dopełniały obrazu nędzy i rozpaczy.
Wtem cmentarzem wstrząsnął krzyk. Wściekły, kobiecy krzyk, potrafiący doprowadzić do obłędu. Policjanci spojrzeli osłupiale po sobie. Owca zamachał rękami „pracujcie, pracujcie”. Ksiądz wzdrygnął się. Ten krzyk był inny niż poprzednie. Był bardziej przerażający i naprawdę przyprawiał o ból. Policjant obawiał się, że ponownie zerwie się wiatr, tak jak wczoraj, ale nic takiego nie miało miejsca. Osłupiały ojciec dziewczyny patrzył na policjantów wzrokiem pełnym wyrzutu. Słyszał o wydarzeniach z poprzednich dni na cmentarzu, ale nie miał już siły ich o to pytać. Ksiądz podszedł do niego i zaczął mówić szeptem jakieś religijne mantry mające go pocieszyć.
Wokół zgromadził się tłum gapiów. Krzyk nadal trwał i z każda chwilą wydawało się, że staje się głośniejszy. Kopiący dotarli prawie do trumny. Wtedy znieruchomieli.
- Szefie! - jeden z policjantów wyjrzał z dołu i spojrzał na Owcę przerażony.
- Tam coś się rusza! - musiał się wysilić, aby przekrzyczeć wrzask.
- Jak to, rusza?! - odkrzyknął Owca.
- No, tak jakby coś drapało o wieko.
- Kopać mi tam szybciej! – rozkazał Marceli i obejrzał się, czy ojciec przypadkiem nie słyszał tej wymiany zdań, Na szczęście trudno było cokolwiek usłyszeć w rozlegającym się krzyku.
Wtem łopaty uderzyło o coś twardego. Dotarli do trumny. Grabarz rzucił na dół lizy, które kopiący przywiązali do uchwytów, wyszli na górę i zaczęli wyciągać drewniane pudło. Ojciec dziewczyny patrzył na to oczyma pełnymi łez.
Wyciągniętą trumnę położyli obok wykopu. Teraz już nikt nie miał wątpliwości, ze krzyk dobiega ze środka. Ojciec wyrwał się księdzu i rzucił się na trumnę.
- Ona tam jest! - rozpaczał – Słyszę ją! Drapie, krzyczy! Moja mała córeczka!! Wypuście ją, na co czekacie!! Wypuście ją!!!
- Owca skinął na swoich podopiecznych. Ci dobyli łom i zaczęli mocować się z wiekiem. Z wnętrza rzeczywiście było słychać drapania. Coś próbowało przedostać się przez drewno. Miotało się w środku jak stado wściekłych węży. Nikt już nie zwracał uwagi na krzyk. W oczach ojca pojawiła się absurdalna nadzieja. Przecież widział akt zgonu. Jego córka niezaprzeczalnie nie żyła. Podczas sekcji wyjęli jej serce. Mimo to wszyscy słyszeli, jak w trumnie ktoś krzyczy. Rzuca się. Drapie.
Wieko odskoczyło i wszyscy zamarli. Spodziewali się, że ze środka wyskoczy upiór. Ojciec dziewczyny patrzył jak zahipnotyzowany. Gapie wstrzymali oddech. Wszyscy wokół wierzyli, że dziewczyna jednak jakimś cudem nie jest martwa.
Nagle zapadła cisza. Krzyk ustał, w środku nikt się nie miotał. Tylko wewnętrzna strona wieka była rozdrapana. Strzępy materiału wisiały smętnie odsłaniając drewno, które nosiło ślady jakby ktoś haratał po nim tępym, starym nożem. Ale zwłoki Agnieszki leżały tak, jak przed dwoma tygodniami ułożyli je pracownicy zakładu pogrzebowego, z rękami złożonymi na brzuchu. Jej twarz była spokojna. Dłonie miała pokaleczone, paznokcie połamane.
Gapili się na nią kilka minut. Wreszcie Owca zdecydował.
- Spróbujmy ją zamknąć. Zobaczymy co się stanie.
Gdy tylko zatrzasnęło się wieko krzyk powrócił ze zdwojoną siłą. Ze środka znowu zaczęło dobiegać drapanie oraz dźwięk wściekłego miotania.
- Na trzy otwieramy. Ale szybko – rozkazał. – Raz, dwa... Trzy!
Najszybciej jak tylko umieli podnieśli wieko do góry. W tym samym momencie wszystko ucichło. Dziewczyna leżała w środku tak, jak przed chwilą.
- Co robimy? - zapytał ksiądz.
- Nie mam pojęcia - odparł Owca. – Naprawdę nie mam pojęcia.
- Może przebić kołkiem? - ktoś zasugerował. Ojciec dziewczyny znowu zaczął głośno szlochać. Wszyscy spoglądali na niego ze współczuciem.
- Zabierz go stąd – policjant polecił Maksymilianowi.
- Nie! - krzyknął nagle przez łzy – Chcę być do końca. Cokolwiek się stanie. Muszę tu być przy mojej malutkiej dziewczynce.
- Zdaje sobie pan sprawę z powagi zdarzenia? - zapytał ksiądz – Lepiej gdyby udał się pan ze mną. Odpoczniemy, uspokoimy nerwy.
- Nie! - twardo stawiał na swoim. – Zróbcie to, co musicie, byleby tylko zaznała spokoju. Przynajmniej po śmierci niech nie cierpi.
Spojrzeli po sobie. Lekarz z Sanepidu nachylił się nad zwłokami i je badał. Po chwili zawyrokował – zimny trup. Owca zadecydował.
- Dobra. Niech ksiądz ją poświęci. Spróbujemy ją... ukoić - nie potrafił znaleźć właściwego słowa.
Maks nie miał przy sobie odpowiednich rekwizytów w związku z czym udał się do kościoła. Wrócił po kilku minutach niosąc płócienną torbę.
- Zaczynaj – polecił Owca.
- Módlmy się!! - uroczyście zaczął ksiądz. Wszyscy wokół, policjanci, grabarz, nawet gapie, złożyli ręce do modlitwy. Śpiewnym głosem wygłosił standardową formułkę, jakiej używano przy pogrzebach. Następnie wspólnie odmówili „Ojcze nasz”.
Gdy skończyli wyjął z siatki kropidło i słoik z przezroczystym płynem
- Nie miałem nic innego pod ręką, żeby nalać wody święconej – wyjaśnił. Odkręcił wieczko, zanurzył kropidło w płynie i wypowiadając słowa błogosławieństwa skropił leżącą w trumnie dziewczynę. Wszyscy pozostali przeżegnali się.
- Zamknijcie wieko – polecił. Spodziewali się, że krzyk powróci, dlatego cisza, która nadal panowała zaskoczyła zebranych. Maks skropił jeszcze trumnę i połamał nad nią Hostię, którą wydobył z siatki. Kawałki opłatka położył na wieku i przeżegnał się. Pozostali odruchowo uczynili to samo.
- Opuście trumnę – nakazał. Spojrzał na ojca dziewczyny. Ten płakał. Nigdy nie widział w niczyich oczach takiego bólu. Poczuł żal. Wiedział, że nie ostatni raz spotyka się z taką tragedią. Będzie musiał w swoim życiu dzielnie stawiać temu czoła.
Trumna spoczęła w grobie.
Wokół panowała cisza.

W salonie na plebanii spotkali się ponownie w trójkę. Proboszcz domagał się wyjaśnień.
- Na koniec zasypaliśmy ją ponownie. Odprowadziłem jej ojca do domu. Po drodze zdradził mi, że miała świecki pogrzeb, bez księdza.
- Nie wiedziałeś? - spytał proboszcz.
- Nie. Nie miałem pojęcia. Powiedział, że gdy była mała, przed każdą kolędą brat ją straszył, że ksiądz przyjdzie i ją zabierze do siebie, i zje. Dlatego miała traumę na samą myśl o duchownym. A gdy brat się powiesił całkowicie odeszła od kościoła. Zaczęła bawić się w wywoływanie duchów, chciała porozmawiać ze zmarłym bratem. Okultyzm, satanizm i te sprawy. Rodzice nie brali tego na poważnie. A tu takie coś.
- Duch satanistki? – zapytał policjant. – Taka jakby czarownica?
- To by wyjaśniało, dlaczego chciał abym ją zostawił. Bała się księży. Dlatego też wypchnęła krzyż z mogiły. Niesamowite, ale prawdziwe.
- A dlaczego przyszła do ciebie wczorajszej nocy? - spytał policjant.
- Podejrzewam, że ma to związek z moimi planami.
- Żeby zostać z egzorcystą? - upewnił się Marceli.
- Tak. Nie chciała leżeć w świętej ziemi, dlatego zaczęła krzyczeć. Gdy wpadliśmy na jej trop, zaczęła mnie straszyć. Kto wie, co by było dalej.
Proboszcz spokojnie słuchał, popijając sok jabłkowy. Marceli spoglądał co chwilę na niego i trochę się niepokoił.
- Grunt że dobrze się skończyło – podsumował.
- Nie byłbym taki pewien – odezwał się wreszcie starszy ksiądz. – Ciężko mi uwierzyć w to, co mi tu opowiadacie. Wiem, wiem – podniósł rękę uciszając Maksa, który chciał coś wtrącić. – Nie byliście sami. Mimo to cała ta historia jest nieprawdopodobna. Co więcej, bez mojej wiedzy i zgody zbezcześciliście grób na moim cmentarzu. Działaliście za moimi plecami - głos miał spokojny, ale lodowaty jak suwalskie noce. – Z twojej strony mnie takie coś nie dziwi. Dawne, ubeckie metody. Ale ty, Maks. Powinieneś najpierw o wszystkim mi powiedzieć. To ja jestem twoim przełożonym. Na pewno byśmy coś wspólnie wymyślili tak, że nie potrzebna byłaby ta cała szopka. Kto w ogóle dał ci prawo odprawiać mszę na cmentarzu?!
- Kościół katolicki – odparł Maks. Powoli miał dość.
- Bzdura! Nikt ci nie dał prawa! - Walenty robił się czerwony na twarzy. – Nie jesteś żadnym cholernym egzorcystą! Jesteś tu, aby się uczyć, a nie pouczać!
- Nie mów tak – wtrącił się Owca. – Chłopak odwalił dobrą robotę.
- Nie jestem tego taki pewien. Teraz w całym mieście będzie aż huczało od plotek. Wyrządziliście więcej złego niż dobrego.
- Już huczy od plotek o romansie księdza z gosposią – mruknął Maks. Proboszcz to usłyszał.
- Złożę na ciebie raport biskupowi - wycedził przez zęby. – Zażądam, aby cię ku**a przeniesiono w Bieszczady. Gdzieś, gdzie nie będziesz mógł bruździć w sprawach kościoła. Ostrzegali mnie przed tobą! A ja głupi dałem ci szansę... Ale już dość tego dobrego. Przeholowałeś i musisz ponieść konsekwencje.
- A rób co chcesz – spokojnie odparł Maks. Przemyślał sobie wszystko i właśnie podjął decyzję. – Nie chcę być członkiem waszej zakłamanej organizacji. Rzucam to - ostentacyjnie wyjął koloratkę i rzucił ją proboszczowi w twarz. Po czym wstał i poszedł na górę, aby się spakować. Zamierzał opuścić to miejsce jeszcze dziś.

Owca czekał na niego w samochodzie. Maks wrzucił jedyną walizkę do bagażnika i zajął miejsce pasażera.
- Co teraz będziesz robił? - spytał Owca.
- Pojadę w Bieszczady – uśmiechnął się były ksiądz. – Mam tam kumpla, prowadzi knajpę. Załapię się tam do jakiejś roboty.
- Nie jest to dalekosiężna perspektywa.
- Ale nie zamierzam porzucać swoich zamiarów.
- To znaczy? - zapytał policjant.
- Przemyślałem to. Nadal chcę być egzorcystą.
- Ale nie jesteś już księdzem.
- Wiem. - odparł. Po chwili odwrócił się z uśmiechem. – Zostanę więc świeckim egzorcystą.

FIN

Xiri
Nexus 6
Posty: 3388
Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45

Post autor: Xiri »

Czytam sobie i muszę przyznać, że wciągające. Na razie jestem w połowie i rzuciło mi się w oczy parę rzeczy:
Kierował się do świeżego grobu, który jeszcze nie został przykryty pomnikiem. Ksiądz szedł nim, trochę dysząc.
Ksiądz szedł po pomniku, czy przez przypadek umknął Ci jakiś wyraz?
Czuł, jak między palcami cieknie z lewego ucha cienka, ciepła stróżka krwi. Twarz miał wykrzywioną grymasem bólu. Balansował niebezpiecznie na krawędzi pęknięcia bębenków.
I nagle wszystko się skończyło. Światło znów się zapaliło, monitor się włączył. Tylko leżące na podłodze książki świadczyły, że coś się tu wydarzyło.
Maks powoli podniósł się z kolan i rozłożył się wyczerpany na kanapie. Chciał odpocząć, ochłonąć. Uspokoić nerwy. Po chwili zasnął i spał bez snów aż do rana.
Czyli wydawało mu się, że krwawi?

Bardzo dziwnie się zachowuje ten młody ksiądz. Najpierw ogarnia go panika, a potem spokojnie zasypia jak niby nic? Ja po takiej akcji z tydzień "spałabym" (czyt. przez pierwsze dni nie zmrużyłabym oka) przy lampce. Jest wzmianka, że chciał być egzorcystą, jednak daleka droga jeszcze do tego, skoro reaguje panicznie na takie demonstracje duchów.
Nagle zerwał się silny wiatr. Zatrzepotały poły sutanny księdza. Słychać było jak na cmentarzu przewracają się wazony i znicze.
Imo nazbyt hollywoodzki motyw ;)
Nagle zerwał się silny wiatr (...) W powietrzu wirował kurz i żwir.
To prędzej już wichura, skoro tworzy się mała trąba powietrzna.
I nagle wszystko się skończyło. Wiatr ustał w tej samej chwili, kiedy ucichł krzyk. Ksiądz i policjant spojrzeli po sobie. Obaj czuli ulgę, że już po wszystkim.
Tu już kompletnie nienaturalne zachowanie. Poczuli ulgę, doświadczywszy właśnie zjawiska paranormalnego? Usłyszawszy krzyki z grobu? Nawet policjant brałby w takim przypadku nogi za pas. Chwilę potem czytelnik dowiaduje się jednak, że:
Obaj byli mocno wystraszeni, szczególnie duchowny.
Doprawdy dziwi są ci bohaterowie ;)

Jeśli można połączyć oba posty...
wpis moderatora:
Ebola: Można :)

Przeczytałam. Zawiodła mnie końcówka, bo byłam przygotowana na zakończenie z porządnym kopem, okazało się ono wręcz przeciwne. Język zgrabny, czytało się bez zgrzytów i wielominutowego główkowania nad jednym zdaniem - czyli nie brnęło się przez treść, nie było przymiotnikozy, zaimkozy ani zdań dziesięciokrotnie złożonych. Czasem nie pojawiał się znak interpunkcyjny tam, gdzie powinien być. Ogólnie fajne. Może za mało mroczne ;)

sowa
Sepulka
Posty: 29
Rejestracja: pt, 26 sie 2011 00:03

Post autor: sowa »

Kilka krótkich uwag, szczególnie do pierwszej części tekstu.
mclakiewicz pisze:Grobową ciszę rozdarł przerażający krzyk.
Tam nie było grobowej ciszy. Było wczesne popołudnie, normalny dzień, nic specjalnego. Grobowa cisza to związek frazeologiczny, który wcale nie musi mieć nic wspólnego z grobami. Oznacza ciszę pełną napięcia, strachu. Złowrogą, bo "coś wisi w powietrzu". Tutaj nie ma o tym mowy. Można za to mówić o "cmentarnej ciszy", byłoby to moim zdaniem lepsze.
mclakiewicz pisze:Zdezorientowani ludzie gapili się po sobie, ktoś głośno domagał się ciszy „w tym świętym miejscu”.
To jest przykład zachowania, które nie jest możliwe. Nagle ludzie słyszą kilkuminutowy, bardzo głośny, śmiertelnie przerażający krzyk i tylko gapią się po sobie, a ktoś tam zawoła "ciszej tam, trochę szacunku"? Ludzie powinni panikować, ktoś się skuli i zacznie płakać, jakaś babcia padnie na kolana i zacznie się modlić, itd. itp.
mclakiewicz pisze:ze świeżych grobów….
Po wielokropku nie daje się kropki.
mclakiewicz pisze:parę sformułowań było dlań niezrozumiałe
Niezrozumiałych.
mclakiewicz pisze:Z zamyślenia wyrwał go huk, że aż podskoczył na krześle
Tutaj jest taki problem, że zdanie nadrzędne w tej formie tworzy całość i nie wymaga określenia skutku w zdaniu podrzędnym. Lepsze byłoby np. Z zamyślenia wyrwał go huk tak głośny, że aż podskoczył na krześle. Albo: Z zamyślenia wyrwał go huk. Ksiądz aż podskoczył na krześle. Mam nadzieję, że widać o co mi chodzi.
mclakiewicz pisze:Usiał ponownie przy komputerze
Usiadł.
mclakiewicz pisze:Nagle płaski monitor, będący jedynym źródłem światła w pokoju, zgasł.
Brak przecinka na początku wtrącenia.
mclakiewicz pisze:Przez najbliższe kilka godzin nie zajmował głowy tą sprawą.
Tu jest problem frazeologiczny. Albo nie zajmował się tą sprawą, albo nie zaprzątał sobie głowy tą sprawą.
mclakiewicz pisze:ciepła stróżka krwi
Strużka.

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

maclakiewicz pisze:Wieczorem w plebanii spotkali się dwaj księża i „cywil” (...)
Tak na pierwszy rzut oka. Jakie to ma znaczenie, że z księżmi spotkał się cywil czyli nie-wojskowy?
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
Młodzik
Yilanè
Posty: 3687
Rejestracja: wt, 10 cze 2008 14:48
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Młodzik »

Jeśli mnie pamięć nie myli, to o księżach w normalnych ubraniach bez koloratki mówi się, że są "w cywilu", więc i słowo cywil na określenie osoby świeckiej pasuje. Co innego, że wygląda trochę niezgrabnie.

Awatar użytkownika
mclakiewicz
Sepulka
Posty: 13
Rejestracja: ndz, 29 maja 2011 22:06

Post autor: mclakiewicz »

Słowo "cywil" miało oznaczać "nie-ksiądz".

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Wiem. Ale nie-ksiądz to człek świecki, a nie cywil. Cywil, to nie wojskowy.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Xiri
Nexus 6
Posty: 3388
Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45

Post autor: Xiri »

Rzeczywiście to brzmi tak, jakby autor chciał podkreślić, że policjant nie jest wojskowym. Można było tu swobodnie użyć imienia policjanta, lub po prostu "policjant".

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Heh, autorowi się po prostu wydawało, że zaprzeczeniem księdza jest również słowo "cywil", a właściwym jest przymiotnik "świecki", czyli - pomylone znaczenia.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
Iwan
Fargi
Posty: 344
Rejestracja: wt, 21 lip 2009 14:18

Post autor: Iwan »

“Cywil” pasuje. Tu chyba chodzi o takie żartobliwe określenie, by oddzielić go od obu żołnierzy niebiańskich zastępów. Mnie to rozbawiło. Nie zmieniałbym tego.

Awatar użytkownika
mclakiewicz
Sepulka
Posty: 13
Rejestracja: ndz, 29 maja 2011 22:06

Post autor: mclakiewicz »

Xiri:
Imo nazbyt hollywoodzki motyw ;)
O to chodziło. Hollywoodzkie zagrywki może i są kiczowate, ale się sprzedają.


Xiri:
Przeczytałam. Zawiodła mnie końcówka, bo byłam przygotowana na zakończenie z porządnym kopem, okazało się ono wręcz przeciwne.
Od początku zakładałem spokojne zakończenie, ale może kiedyś je zmienię, gdy wpadnie mi do łba jakiś zaskakujący zwrot akcji.
Celem opowiadania była przede wszystkim nauka operowania słowem i prowadzenia fabuły. Nie jestem jeszcze zadowolony z efektu, ale fajnie że fajne.


sowa:
Tam nie było grobowej ciszy. Było wczesne popołudnie, normalny dzień, nic specjalnego. Grobowa cisza to związek frazeologiczny, który wcale nie musi mieć nic wspólnego z grobami. Oznacza ciszę pełną napięcia, strachu. Złowrogą, bo "coś wisi w powietrzu". Tutaj nie ma o tym mowy. Można za to mówić o "cmentarnej ciszy", byłoby to moim zdaniem lepsze.
Ech, głupi wyszło z tym początkiem. Mam manię pierwszego zdania - musi być bombowe, jak u Piaseckiego ("Noc była czarna, jak sumienie faszysty"), chciałem przeciwstawić sobie najpierw ciszę, potem krzyk. Zapomniałem zupełnie o tym, że "grobowa cisza" to może być w grobowcu.

Błędy interpunkcyjne i orotgraficzne to efekt nieuwagi przy korekcie.

Awatar użytkownika
mirgon
Mamun
Posty: 133
Rejestracja: pt, 16 lis 2007 09:59

Re: Grobowa opowieść

Post autor: mirgon »

mclakiewicz pisze: Miał 29 lat i była to jego druga parafia. Trafił tu przed kilkoma miesiącami. Wysoki i szczupły, krył oczy za przyciemnionymi okularami korekcyjnymi a na twarzy miał kilkudniowy zarost. Właśnie dlatego wyleciał z poprzedniej parafii.
Właśnie? Dlaczego? Bo miał zarost czy 29 lat? Czy dlatego że nosił okulary korekcyjne?
mclakiewicz pisze:Był zbyt wielkim oryginałem, nie myślał szablonowo jak na posłusznego księdza przystało. Nie poddawał się indoktrynacji.
To znaczy co robił? Brak mi tu jakiegoś suchego faktu.
mclakiewicz pisze:Chodząc z kolędą witał wiernych słowami „szacuneczek”.
vs
mclakiewicz pisze: ...Niewielka i cicha. Ludzie byli spokojni i pobożni.
Zgrzytają mi te dwa fragmenty postawione naprzeciwko siebie. "Szacuneczek" do ludzi spokojnych i pobożnych? W tym wydaniu to raczej przejaw braku szacunku w stosunku do ludzi cichych i pobożnych niż "Był zbyt wielkim oryginałem, nie myślał szablonowo jak na posłusznego księdza przystało. Nie poddawał się indoktrynacji."
mclakiewicz pisze: - Podobno chcesz zostać egzorcystą. Ktoś taki musi mieć jakieś szczególne zdolności. Czy odczułeś coś niezwykłego tam, na cmentarzu? - nie dawał za wygraną Owca.
- Marcel, daj mu spokój. Jest tu nowy. Jeszcze się nie zaaklimatyzował – proboszcz przy każdej okazji starał się zdyskredytować swego podwładnego.
Jak pierwsze zdanie ma się do drugiego? Że gdyby się zaaklimatyzował i nie był nowy to wtedy odczułby coś niezwykłego?
podkreślenie - przydałoby się wyjaśnić dlaczego? Skoro mamy informację, że proboszcz był koneserem cygar to wypadałoby poinformować czytelnika dlaczego proboszcz przy każdej okazji starał się zdyskredytować swego podwładnego.
mclakiewicz pisze:Podobno chcesz zostać egzorcystą. Ktoś taki musi mieć jakieś szczególne zdolności. Czy odczułeś coś niezwykłego tam, na cmentarzu? - nie dawał za wygraną Owca.
- Marcel, daj mu spokój. Jest tu nowy. Jeszcze się nie zaaklimatyzował – proboszcz przy każdej okazji starał się zdyskredytować swego podwładnego.
- Tak - powiedział nagle młodzieniec na przekór proboszczowi.
Czy oni na pewno z sobą rozmawiają? Ja mam wrażenie że każdy sobie coś plecie...

Dialogi - podoba się mi to że nie są "suche". Do każdego dialogu dokładasz jakiś opis. Czasami mam wrażenie że jest tego za dużo ale jak do tej pory wydaje mi się, że jest to sprawne.
mclakiewicz pisze:Proboszcz Walenty postanowił zagrać mentora.
- Chyba wiem, co masz na myśli - w jego głosie dźwięczała aprobata. – Spotkałem się już z czymś takim – skłamał.
Policjant spojrzał na niego z lekkim uśmiechem. Już dawno przejrzał proboszcza na wylot.
Trochę się mi to kłóci. Proboszcz tyle co postanowił zagrać mentora a policjant przejrzał go już dawno...
mclakiewicz pisze:- Pochwalony – z usmiechem przywitał się policjant.
- Na wieki wieków - odpowiedział Maks. – Chodźmy.
A czemu nie "szacuneczek" skoro już z niego taki kozak? ;)
mclakiewicz pisze: Ale wiesz tylko to, mówili w telewizji.
"co" tam wcięło?
mclakiewicz pisze: - Matko Boska – szepnął Maks – Bez powodu pozbawił ją życia.
Przez ten "szacuneczek" teraz bohater zaczyna mi się rozlatywać.
mclakiewicz pisze: - I ten krzyk, – przerwał Maks – ten krzyk mógł się wydobywać z jej....
Matko Boska! Autorze, Ty wiesz o czym ja pomyślałem?
mclakiewicz pisze:- Przecież to niemożliwe – powstrzymał go proboszcz. – Musi być jakieś logiczne wytłumaczenie.
Proboszcz chyba też tak pomyślał... Bo logiczne wytłumaczenie krzyku z grobu znajdzie się na poczekaniu.
mclakiewicz pisze:Książki zostały już poukładane z powrotem na półce
Brzmi mi to jakby poukładały się same albo zrobił to jakiś dekorator na potrzeby danej sceny.
mclakiewicz pisze:Z rosnącym przerażeniem zauważył, że prowadziły od okna. Ktoś przeszedł przez pokój i podszedł do śpiącego na kanapie księdza, po czy ślady prowadziły z powrotem ku oknu. Ksiądz zbladł, nogi się pod nim ugięły zrobiło mu się ciepło i pomyślał, że się zaraz zrzyga.
Ten fragment mi się podoba.
mclakiewicz pisze: Jakim prawem! - krzyczał już z oddali. Przyciągał tym zainteresowane spojrzenia kilku osób odwiedzających nekropolię.
- Nie macie prawa! Zostawcie! - Dobiegł do grupy otaczającej grób. Kopiący przerwali swoją pracę. - Co wy tu ku**a robicie!? Jakim prawem zakłócacie spokój mojej córki?! Dość się wycierpiała za życia, zostawcie ją w spokoju-u! – jego głos przechodził w szloch.
- Niech się pan uspokoi – zimnym głosem powiedział Owca. – Mamy nakaz prokuratora, są z nami przedstawiciele odpowiednich urzędów, wszystko jest w najlepszym porządku.
- Jakim porządku!!? - zawył mężczyzna. W jego oczach pojawiły się łzy.
- Zostawcie ją – dodał szeptem.
A tu mi brak ostrej reakcji ojca, nie słownej ile czynowej, po prostu sobie krzyczy, płacze i tyle. Zrozpaczony ojciec winien chociaż rzucić się na grabarza albo co, ot tak, choćby dla efektu.
mclakiewicz pisze:- Szefie! - jeden z policjantów wyjrzał z dołu i spojrzał na Owcę przerażony.
- Tam coś się rusza! - musiał się wysilić, aby przekrzyczeć wrzask.
Wyjrzał z dołu? Gdyby taka scena miała miejsce w rzeczywistości, można by wtedy podziwiać sprawność policjant w skoku wzwyż.
mclakiewicz pisze:Ojciec wyrwał się księdzu i rzucił się na trumnę.
- Ona tam jest! - rozpaczał – Słyszę ją! Drapie, krzyczy! Moja mała córeczka!! Wypuście ją, na co czekacie!! Wypuście ją!!!
- Owca skinął na swoich podopiecznych. Ci dobyli łom i zaczęli mocować się z wiekiem. Z wnętrza rzeczywiście było słychać drapania.
Z ojcem leżącym na wieku może im być ciężko.
mclakiewicz pisze:Powiedział, że gdy była mała, przed każdą kolędą brat ją straszył, że ksiądz przyjdzie i ją zabierze do siebie, i zje. Dlatego miała traumę na samą myśl o duchownym. A gdy brat się powiesił całkowicie odeszła od kościoła. Zaczęła bawić się w wywoływanie duchów, chciała porozmawiać ze zmarłym bratem. Okultyzm, satanizm i te sprawy. Rodzice nie brali tego na poważnie. A tu takie coś.
vs
mclakiewicz pisze:Niewielka i cicha. Ludzie byli spokojni i pobożni
Rodzice to rodzice, a to że córka nie wierzyła to nie znaczy, że oni by jej nie sprawili pochówku kościelnego.

Ogólnie, czytało się. Historyjka ok, a zakończenie jest w sam raz. Brak mi tu jedynie przyspieszenia. Akcja wzrasta i spada, wzrasta i spada, raz po raz, miarowo...
Ale moje powyższe uwagi traktuj, autorze, z dużą dozą ostrożności. Jestem tylko czytelnikiem.
Dead man dance, dead man dance, stary...

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Grobowa opowieść

Post autor: Małgorzata »

mclakiewicz pisze:Janusz Głowacki napisał kiedyś, że nic nie robi tak dobrze pisarzowi, jak upokorzenie. Idąc tym tropem wstawiam kolejny odcinek mej tfurczości, ku uciesze gawiedzi.
Gapa przylazła trochę spóźniona, ale za to z odpowiednim nastawieniem - potrzebą rozrywki. To z powodu kaszlu, co mi rozrywa płuca. Też chcę coś rozerwać. :P

No, to do dzieła. :)))
Grobową ciszę rozdarł przerażający krzyk.

Tu problem frazeologiczny, o którym była już mowa. Niedobrze, że na starcie - pierwsze wrażenie o tekście psuje.
Nieludzki wrzask, pełen bólu, cierpienia i nieokreślonego żalu.
Tu z opisem. Omne trinum perfectum est, wiadomo, ale... ból i cierpienie nachodzą na siebie znaczeniowo. Za bardzo, by mogły się złożyć na tę doskonałą triadę. :P
Wwiercał się w uszy będących na cmentarzu, ściskając serca i wywracając mózgi na lewą stronę.
A tu składnia i styl są problematyczne. Tych imiesłowów jest stanowczo za dużo w jednym zdaniu.
Z przylegającego do cmentarza kościoła wybiegł tylnymi drzwiami ksiądz. Zamiatając sutanną kurz z alejki dobiegł do stojącego pośrodku cmentarza krzyża. Zatrzymał się i kręcąc dookoła głową próbował zlokalizować źródło krzyku, który od kilku minut zakłócał spokój tego kwietniowego dnia.

Tu mi się rzuciło w oczy coś spoza językowych stricte usterek, choć pogrubione i podkreślone - to błędy językowe (powtórzenie i tautologia).
Zwróć jednak uwagę, Autorze, na to, co zaznaczyłam kursywą. Opis tutaj ma pokazać akcję szybko, więc czytelnik musi go przyjąć/przeczytać szybko. A Ty piętrzysz szczegóły - ksiądz wybiega z kościoła -> tylnymi drzwiami, a kościół przylega do cmentarza... A istotne jest tylko, że z kościoła przy cmentarzu wybiegł ksiądz. Reszty można się domyślić.
Usiłuję powiedzieć, że masz niedobre podejście. Akcja ma biec (czyli szybko się posuwać, krzyk+ksiądz+panika), a Ty, Autorze, bawisz się w szczegóły. Opis szczegółowy służy do retardacji, czyli spowolnienia akcji. Jak mieszasz (szybka akcja opisana długo i powoli), robi się niewiarygodnie.
Do tego masz problem z prostą konstrukcją dopełnień. "Krzyż stojący na środku", "kościół przylegający do...". Po polsku wystarczy "krzyż na środku", "kościół przy/obok..." - takie tam fleksyjne sztuczki, żeby nie mnożyć słów nadaremno, bo akcja ma być szybka, czyli mało słów - dużo treści.
I jeszcze coś mi nie gra. Ksiądz zamiata (sutanną) kurz (z alejki). No, biegł... A ta sutanna mu się nie plątała, nie utrudniała biegu? A kurz - bardziej z pomieszczeniami, które dawno nie były sprzątane, kojarzy mi się... Czemuś ten kawałek wydaje mi się podejrzany szczególnie.
Na końcu cytowanego fragmentu podkreśliłam zdanie podrzędne przydawkowe. Bo ono mogło zostać właśnie takie - długie, szczegółowe, opisowe. Gdyby wcześniej opis był szybki i krótki, to zdanie - spowolnienie - stworzyłoby wyrazisty kontrast/podsumowanie/kontrapunkt dla całego akapitu.
Ale ponieważ cały opis wcześniej jest w identycznym tonie jak końcówka - żadnego napięcia nie ma.
Na dodatek wywaliłaby owe "kilka minut", bo to już w ogóle trociny.

Jeszcze jeden fragment, by wskazać kolejne usterki.
- Obawiam się, że to, co powiem, jest jakoś powiązane z wydarzeniami na cmentarzu - odparł Maks i opowiedział swoje przeżycia z dwóch ostatnich nocy. Policjant słuchał z rosnącą fascynacją.
- A więc mamy tu duchy – powiedział po wysłuchaniu opowieści księdza. – Właściwie jednego ducha.
Podkreślone, to błąd stylu, czyli powtórzenie. Ale podkreśliłam tutaj, bo ten błąd wynika z niepotrzebnych wyjaśnień narracyjnych. Znaczy, łopatologicznie:
- Obawiam się, że to, co powiem, jest powiązane z wydarzeniami na cmentarzu. - Maks opowiedział swoje przeżycia...
Nie ma potrzeby informowania, że Maks powiedział (odpowiedział) - widać po myślnikach. Wskazanie narracyjne tego typu stosuje się wtedy, gdy trzeba dokładnie wskazać, kto mówi, bo np. nie wynika to z kontekstu, dialog jest długi, więc trzeba pomóc się odbiorcy zorientować, w dialogu bierze udział więcej niż dwie osoby... A i tak warto unikać oczywistości, Autorze. Wykorzystać można komentarz przy kwestii dialogowej, by zasygnalizować stan emocjonalny mówiącego. Np.
- Obawiam się, że to, co powiem, jest jakoś powiązane z wydarzeniami na cmentarzu - westchnął Maks.
I tu przejdźmy sprytnie do tego, co pogrubiłam. W krótkim fragmencie dwa razy, Autorze, mówisz to samo, choć innymi słowami. Redundancja. Spokojnie można wyciąć. I wyjdzie mniej więcej:
- Obawiam się, że to, co powiem, jest powiązane z wydarzeniami na cmentarzu. - westchnął Maks.
- A więc mamy tu ducha – stwierdził policjant po wysłuchaniu opowieści księdza o przeżyciach...
etc.
Wreszcie ostatnia wypowiedź - duch, czy duchy? :P
Cały czas mowa o jednym, bohaterowie wiedzą, że jedna zamordowana brutalnie dziewczyna była, a tu nagle policjant wyskakuje z liczbą mnogą. Czemu?

Redaktor nie byłby szczęśliwy, gdyby musiał obrabiać taki tekst, Autorze. Cierpisz na słowotok. Szczególarstwo i redundancję. Poza tym - do powtórki: polskie zaimki, polska składnia, polska fleksja. I do poduszki - frazeologia (zdumiewające: też polska).
nie potrzebna byłaby ta cała szopka
Pisownia "nie" z różnymi częściami mowy - też do powtórki.

Twoje opowiadanie nie trafi przed oczy redaktora, Autorze (mnie nie należy wliczać, bo sama przylazłam). Nie trafi, bo po pierwszym akapicie selekcjoner je wywali. Z powodu języka.
A przecież to opowiadanie. Ochwacone, ale jednak opowiadanie.
Jest fabuła. Dobrze się zapowiadała na początku. Niestety, przy rozwiązaniu problemu wrzeszczących zwłok i ciągu dalszym zdechła zupełnie.
Do tego początek i koniec nie za bardzo się łączą, nic dziwnego zatem, że zakończenie rozmyte wyszło i słabe.
Ale na fabułę przyjdzie czas, Autorze, gdy nauczysz się języka...

Notabene: Autorze, to poza konkursem, czy urodziłeś się w latach 90+?
Mam hipotezę i próbuję ją statystycznie sprawdzić...
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Procella
Fargi
Posty: 320
Rejestracja: sob, 16 sty 2010 22:02

Re: Grobowa opowieść

Post autor: Procella »

Małgorzata pisze:
nie potrzebna byłaby ta cała szopka
Pisownia "nie" z różnymi częściami mowy - też do powtórki.
Mam wrażenie, że błędy chodzą falami (ktoś jeszcze to zauważa?) i w tej chwili "modne" jest właśnie pisanie "nie" rozdzielnie ze wszystkim. Teraz wszystko jest "nie ważne" i "nie potrzebne", naprawdę rzadko widzę inne wersje.

Trzyma się tylko to, co nie powinno, czyli "niema" i "niewiem".
¿ǝıʍołƃ ɐu ıoʇs ʇɐıʍś ǝż 'ǝıuǝżɐɹʍ ɯǝsɐzɔ ǝıɔɐɯ

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

A to już dawno, Procello, tak się pokręciło z tym nieszczęsnym "nie". Mnie się zdaje, że to nie tyle "moda", co rocznik piszącego ma wpływ. :)))
So many wankers - so little time...

ODPOWIEDZ