Hrabia de Varnetot
Moderator: RedAktorzy
- Narai
- Fargi
- Posty: 345
- Rejestracja: pn, 04 lut 2008 21:26
Hrabia de Varnetot
- Byłaś strasznie naiwną gąską, Karolino, więc może mi wybaczysz – powiedział Henryk, po czym zepchnął dziewczynę w przepaść.
Spadała niezbyt długo. Wrzask, który wypełnił dolinkę był przeraźliwy, ale krótki.
Hrabia wychylił się za krawędź urwiska. Z wysoka Karolina wyglądała jak połamana marionetka. Krew wyciekała szerokim strumieniem spod jej głowy, zalewając czerwienią skały i umykające w popłochu węże.
Henryk pokiwał z zadowoleniem głową. Odwrócił się i ruszył ścieżką w dół zbocza, w miejsce gdzie zostawił konia.
Pora wracać do Mont-Sejour, pomyślał. Posiedzę tam parę dni... I wrócę do domu. Ale doprawdy, co za szczęśliwy zbieg okoliczności. A już chciałem się uciec do strychniny. Bez sensu.
Kiedy dotarł do uzdrowiska, świtało. Sam zaprowadził konia do stajni, po czym cichutko wemknął się do hotelowego pokoju, wynajmowanego tu już od połowy miesiąca.
Po dwóch dniach otrzymał wiadomość o zaginięciu żony.
***
Bale na zamku hrabiego Henryka de Varnetot znane były ze swej świetności. Zapraszana była tam nie tylko okoliczna szlachta, ale też tytułowani sąsiedzi z dalszych merostw.
Ten zaś bal był wyczekiwany od dawna. Było to pierwsze przyjęcie, jakie hrabia de Varnetot urządzał po zakończeniu żałoby.
Przybyło mnóstwo gości, wszyscy podnieceni wizją zbliżających się godzin zabawy. Najbardziej rozemocjonowane były młode szlachcianki na wydaniu. Czyż taki bal nie jest wspaniałą okazją na zdobycie serca księcia z bajki?
Goście wypełniali sale gwarem rozmów, stukotem obcasów, szelestem jedwabiów. Powietrze powoli nasiąkało zapachem potraw, trunków i perfum.
Ciekawskie spojrzenia podążały bezustannie za przystojnym wdowcem.
Wysoki i smukły wyróżniał się spośród innych mężczyzn.
Z gracją przemykał w tłumie, podchodząc do każdej grupki, każdego pozdrawiając wytwornym ukłonem.
Jak podmuch wiatru podążał za nim gorączkowy szmer ludzkich głosów, szeptem przekazujących sobie wszelkie znane plotki na temat gospodarza.
Przypomniano sobie dzień jego przybycia do Villepotin. Wtedy młody wdowiec nie budził sensacji. Trzymał się w odosobnieniu, nie zwracając na siebie uwagi, w ciszy przeżywając śmierć swej pierwszej żony, Janiny. Nie wspominał o niej za często, właściwie prawie wcale.
Dopiero jego ślub z hrabianką Karoliną d'Haussonnel sprawił, że zaczęto więcej o nim mówić.
Wtedy zorientowano się, że de Varnetot jest niepokojąco tajemniczym osobnikiem. Wiadomo było, że dużo podróżował po Europie i Azji, ale nigdy o swych wojażach nie opowiadał. Nie mówił też zbyt wiele o swoim pochodzeniu. Niektórzy powątpiewali nawet w jego szlachectwo, ale te plotki szybko zdementował teść hrabiego.
Szeptano również, że hrabia de Varnetot jest bankrutem i ożenił się z Karoliną d'Haussonnel dla jej posagu.
I tu plotkarze zawiedli się srodze, gdyż de Varnetot po wprowadzeniu się na zamek ujawnił majątek znacznie przewyższający posag swej żony.
Przez kilka lat temat hrabiego znudził się wszystkim. W okolicy wybuchały nowe skandale, które rozmachem swym przysłoniły tajemniczą sylwetkę Henryka.
Kiedy jednak ogłoszono zaginięcie Karoliny de Varnetot, ludzie z nów zainteresowali się sprawami zamku Villepotin.
Wszyscy doszli do wniosku, że hrabina uciekła z kochankiem. Służące opowiadały o tajemniczym posłańcu, który odwiedził Karolinę dwukrotnie, pod nieobecność jej męża.
Kiedy zaś odnaleziono jej szczątki w górach nikt już nie miał wątpliwości: Karolina została uwiedziona, a następnie zamordowana przez kochanka szaleńca.
Było kilka teorii co do tożsamości zbrodniarza, aż w końcu prawda uderzyła jak grom z jasnego nieba: uwodzicielem był pewien aktor ze stolicy, stary znajomy hrabiego.
Gościł on kilka dni w Villepotin, zdobywając przyjaźń hrabiny. Miesiąc po jej śmierci odnaleziono go w jego mieszkaniu, powieszonego na własnym pasku. Pozostawił po sobie list, w którym przyznawał się do zbrodni i oznajmiał, że brzemię jego grzechu jest zbyt ciężkie, by mógł z nim żyć.
Mówiono, że hrabia długo dochodził do siebie po tej tragedii.
Teraz jednak nie widać było po nim śladów niedawnych przeżyć, choć niektóre panie twierdziły, że spojrzenie jego naznaczone jest piętnem niewypowiedzianej tęsknoty.
Hrabia udawał, że nie ma pojęcia o tym powszechnym zainteresowaniu jego osobą.
Krążył po sali z godnością i gracją, przyciągając zauroczone spojrzenia dziewcząt, obserwując ich zarumienione twarze, wysłuchując cichych westchnień wyrywających się z młodych piersi.
Hrabia Henryk de Varnetot polował.
***
Zimny dreszcz przeszył jego ciało niespodziewanie.
Znał ten dreszcz. Rodził się jako drobne ukłucia na karku, po czym biegł wzdłuż kręgosłupa, rozlewając się na końcu lodowatą falą po całym ciele.
Rozejrzał się dyskretnie.
Na razie nie spostrzegł niczego nadzwyczajnego. Napotkał tylko namiętne spojrzenie baronówny de Breville. Zapamiętał je sobie. Skłonił się lekko, po czym odwrócił i ruszył powolnym krokiem ku drzwiom wyjściowym.
Dreszcz nie opuścił go całkowicie. Czaił się w zakończeniach nerwowych, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
Hrabia zatrzymał się na chwilę, kątem oka łowiąc zygzakowaty ruch nisko, przy ziemi.
Zerknął w dół, ale nie zobaczył nic.
Pomimo to nie tracił czujności. Dreszcz cały czas był tuż tuż.
Dopiero przy drzwiach zobaczył małą, czarną żmijkę umykającą w mrok korytarza. Teraz miał już pewność.
Uśmiechnął się lekko. Uśmiech ten trafił przypadkowo do podstarzałej markizy, której serce w piersi zamarło na moment.
Hrabia jednak jej nie zauważył. Był już skoncentrowany i opanowany. Wymknął się chyłkiem z sali, po czym szybkim krokiem zaczął wspinać się po schodach.
Zmierzał do swojego gabinetu. Wiedział, że musi się spieszyć. Wiedział też, że nie może wpaść w popłoch. Panował nad nerwami, chociaż były napięte jak postronki.
W końcu znalazł się pod drzwiami gabinetu. Były otwarte. Zamknął i zaryglował je za sobą. Miało to służyć tylko temu, by nikt zaniepokojony jego nieobecnością, szukając go nie wszedł do środka.
Cokolwiek innego chciałoby tu wejść, wejdzie i tak.
Najpierw zapalił świece, by ciepłe światło ogarnęło pomieszczenie. Potem usiadł za biurkiem. Otworzył szufladę. Wszystko było na swoim miejscu, odetchnął nieco.
Spojrzał na biurko. Na obitym zielonym suknem blacie wiła się mała żmijka. Chwycił ją i wyrzucił na środek pokoju.
Nie potrafił opanować gwałtownego wzdrygnięcia, kiedy jego wzrok napotkał ciemną sylwetkę tkwiącą w miejscu, które jeszcze przed sekundą było puste.
Istota, która przed nim stała była wężami. Dziesiątki wijących się ciał splatały się ciasno, tworząc sobą kształt długich, zgrabnych nóg, wąskiej talii, pełnych piersi i smukłych ramion dziewczyny. Żmijka zrzucona z biurka podpełzła do niej i wspięła się szybko po jej łydce, uzupełniając koszmarną układankę.
- Witaj Karolino – powiedział hrabia.
Potworzyca drgnęła.
- Ty! - zasyczała zwielokrotnionym głosem. - Ciągle hardy! Wciąż bez skruchy!
- To cały ja – uśmiechnął się.
- Śmierdzisz podłością – oznajmiła potworzyca. - Jakże mocno ją teraz czuję! Czemu nie czułam jej wcześniej?
- Bo byłaś głupią gąską, mówiłem ci o tym przy naszym ostatnim spotkaniu – odparł hrabia. Uśmiech nie schodził z jego ust.
- Nie drwij, nędzniku – syknęła Karolina. Węże, których łby tkwiły w miejscu jej oczu wysunęły języki. - Zaraz poznasz bezmiar cierpienia, które nawet ci się nie śniło!
- Tak myślałem – pokiwał głową de Varnetot. - Nic nowego tu nie słyszę. Jednak wy, baby, macie naprawdę strasznie ograniczoną wyobraźnię przez te romanse.
Potworzyca zamilkła zaskoczona.
- Słu... słucham?
- Nie bierz tego do siebie kochana, wyglądasz naprawdę przerażająco, ale ja chyba po prostu przywykłem. - Hrabia zapalił cygaro. Delektował się nim przez chwilę, jak również i dezorientacją upiorzycy.
- Nie... nie rozumiem... Przyzwyczaiłeś się? To znaczy... to znaczy, że...
- No, no – Henryk uśmiechnął się zachęcająco. - Widzę, że te malutkie trybiki zaczęły się przesuwać...
- Ale...
- Chcesz, to ci o tym opowiem. To dość ciekawa historyjka. Wiesz, kiedyś, kiedyś, niechcący tak wyszło, że musiałem pozbyć się pewnej... dziewuszki. No, rozumiesz, ona z plebsu, służąca na dodatek, ja hrabia... ale ona nie rozumiała tego i strasznie natrętna była. Oszalała, coś okropnego. To było w Rosji. Chodziły plotki, że parała się czarami, ja w to nie wierzyłem... Jak wyszło tak wyszło, nie chciała się topić... Ale w końcu zatchnęła się wodą i uspokoiła się. A potem wróciła. Oj, już taka ładna nie była. Spuchła od wody, trochę ją ryby objadły... prawdziwa topielica. I krzyczała, klątwy rzucała, spać nie dawała. Męczyłem się pół roku całe, ani jednej nocy spać nie mogłem, cień ze mnie został. Musiałem szukać pomocy. Ale gdzie? Znalazłem sposób u jednej wiedźmy, szeptuchą siebie nazywała. I przeszło, przestała się Ksenia pokazywać, przegnałem ją na zawsze. Ale szeptucha powiedziała, że klątwa nadal działa i żeby uważać. Ale widzisz, Karolinko... Pamiętasz, jak mi często nudno było? Jak nie miałem co ze sobą zrobić?
W tym momencie twarz hrabiego rozjaśnił szalony uśmiech. Pojawił się tylko na chwilę, ale zostawił po sobie ślad, jakiś nieuchwytny rys, grymas, który przemienił przystojne oblicze Henryka w ohydną maskę.
- Znalazłem sposób na nudę, kochana – dokończył wesoło.
Zjawa przyglądała mu się nieruchomo. Powoli zaczęła się otrząsać z osłupienia, jej wężowa twarz zadrgała spazmatycznie.
Nagle eksplodowała potwornym sykiem. Węże rozszalały się w jej ciele. Unosiły głowy i wyciągały je w kierunku hrabiego, wysuwając i chowając błyskawicznie rozwidlone języki.
- Diable! - wrzasnęła upiorzyca z dziką furią. Jednym skokiem znalazła się na biurku. Wytrąciła cygaro z ręki Henryka, chwyciła go za szyję i wcisnęła w fotel, zbliżając makabryczną twarz do jego twarzy.
- Po tym, jak zepchnąłeś mnie ze skały żyłam długo - syczała wściekle. - Leżałam i nie mogłam się ruszyć. I płakałam. Płakałam w środku, bo nie mogłam wydać głosu. A potem zaczęłam się modlić. A potem poczułam, jak jedzą mnie węże. I jadły mnie długo, bardzo długo. Tak długo, aż poczułam, że mogę się ruszać. A mogłam się ruszać każdym z nich, razem i z osobna. I wtedy wiedziałam, że kiedyś do ciebie przypełznę. I cię zabiję. A twoją duszę pożrę tak, że będzie dogorywać przez całą wieczność, rozdarta na strzępy. A teraz mówisz mi, że nie mnie jedną spotkała zguba z twojej ręki? Że zabijałeś nas, żeby nas zabić ponownie? Niewinne, młode, kochające?
Węże tworzące jej oczy wysunęły się do przodu, smagając językami twarz hrabiego.
- O, to się dopiero nazywa jadowite spojrzenie – parsknął de Varnetot.
Potworzyca zawyła z wściekłości. Straciła nagle kształt, stała się jednym, wściekłym kłębowiskiem, miotającym się na biurku. Tylko dwie zdeformowane dłonie nadal zaciskały się wokół szyi Henryka.
Hrabia szybkim ruchem sięgnął do wysuniętej szuflady. Zjawa nawet nie zauważyła momentu, w którym wraził w sam środek jej kłębowiska srebrne ostrze sztyletu.
Wizgnęła przeraźliwie. Węże rozpadły się, zsunęły na podłogę, zbiły w syczącą gromadkę. Próbowały spleść się w poprzedni, ludzki kształt, jednak nie udawało im się to.
- Diable... – zasyczała rozpaczliwie Karolina, po której został już tylko głos i przerażone węże.
- Widzisz, moja droga, jest pewna rzecz, która się zawsze sprawdza – powiedział hrabia de Varnetot, klękając nad resztkami zjawy.
- Z ładnej, ale głupiej panny będzie ładna, ale głupia żona. W moim zaś przypadku z głupiej żony będzie głupi upiór. Ładną żonę przyjemniej chędożyć, głupiego upiora łatwiej zabić. A jedno i drugie dostarcza mi rozrywki na jakiś czas. Tam, na dole, ładnych, głupich dziewczyn mam ile dusza zapragnie. Dlatego wybacz, ale opuszczę cię teraz.
Szybko i sprawnie hrabia przeciął wężowy kłąb na krzyż. Gady rozpłynęły się w kleistą, cuchnącą breję.
- I to by było na tyle – powiedział do siebie.
Wstał, poprawił ubranie, upewnił się, że nie zabrudził się w żadnym miejscu, po czym wyszedł z gabinetu.
Na dole, w sali balowej czekała na niego baronówna de Breville.
Spadała niezbyt długo. Wrzask, który wypełnił dolinkę był przeraźliwy, ale krótki.
Hrabia wychylił się za krawędź urwiska. Z wysoka Karolina wyglądała jak połamana marionetka. Krew wyciekała szerokim strumieniem spod jej głowy, zalewając czerwienią skały i umykające w popłochu węże.
Henryk pokiwał z zadowoleniem głową. Odwrócił się i ruszył ścieżką w dół zbocza, w miejsce gdzie zostawił konia.
Pora wracać do Mont-Sejour, pomyślał. Posiedzę tam parę dni... I wrócę do domu. Ale doprawdy, co za szczęśliwy zbieg okoliczności. A już chciałem się uciec do strychniny. Bez sensu.
Kiedy dotarł do uzdrowiska, świtało. Sam zaprowadził konia do stajni, po czym cichutko wemknął się do hotelowego pokoju, wynajmowanego tu już od połowy miesiąca.
Po dwóch dniach otrzymał wiadomość o zaginięciu żony.
***
Bale na zamku hrabiego Henryka de Varnetot znane były ze swej świetności. Zapraszana była tam nie tylko okoliczna szlachta, ale też tytułowani sąsiedzi z dalszych merostw.
Ten zaś bal był wyczekiwany od dawna. Było to pierwsze przyjęcie, jakie hrabia de Varnetot urządzał po zakończeniu żałoby.
Przybyło mnóstwo gości, wszyscy podnieceni wizją zbliżających się godzin zabawy. Najbardziej rozemocjonowane były młode szlachcianki na wydaniu. Czyż taki bal nie jest wspaniałą okazją na zdobycie serca księcia z bajki?
Goście wypełniali sale gwarem rozmów, stukotem obcasów, szelestem jedwabiów. Powietrze powoli nasiąkało zapachem potraw, trunków i perfum.
Ciekawskie spojrzenia podążały bezustannie za przystojnym wdowcem.
Wysoki i smukły wyróżniał się spośród innych mężczyzn.
Z gracją przemykał w tłumie, podchodząc do każdej grupki, każdego pozdrawiając wytwornym ukłonem.
Jak podmuch wiatru podążał za nim gorączkowy szmer ludzkich głosów, szeptem przekazujących sobie wszelkie znane plotki na temat gospodarza.
Przypomniano sobie dzień jego przybycia do Villepotin. Wtedy młody wdowiec nie budził sensacji. Trzymał się w odosobnieniu, nie zwracając na siebie uwagi, w ciszy przeżywając śmierć swej pierwszej żony, Janiny. Nie wspominał o niej za często, właściwie prawie wcale.
Dopiero jego ślub z hrabianką Karoliną d'Haussonnel sprawił, że zaczęto więcej o nim mówić.
Wtedy zorientowano się, że de Varnetot jest niepokojąco tajemniczym osobnikiem. Wiadomo było, że dużo podróżował po Europie i Azji, ale nigdy o swych wojażach nie opowiadał. Nie mówił też zbyt wiele o swoim pochodzeniu. Niektórzy powątpiewali nawet w jego szlachectwo, ale te plotki szybko zdementował teść hrabiego.
Szeptano również, że hrabia de Varnetot jest bankrutem i ożenił się z Karoliną d'Haussonnel dla jej posagu.
I tu plotkarze zawiedli się srodze, gdyż de Varnetot po wprowadzeniu się na zamek ujawnił majątek znacznie przewyższający posag swej żony.
Przez kilka lat temat hrabiego znudził się wszystkim. W okolicy wybuchały nowe skandale, które rozmachem swym przysłoniły tajemniczą sylwetkę Henryka.
Kiedy jednak ogłoszono zaginięcie Karoliny de Varnetot, ludzie z nów zainteresowali się sprawami zamku Villepotin.
Wszyscy doszli do wniosku, że hrabina uciekła z kochankiem. Służące opowiadały o tajemniczym posłańcu, który odwiedził Karolinę dwukrotnie, pod nieobecność jej męża.
Kiedy zaś odnaleziono jej szczątki w górach nikt już nie miał wątpliwości: Karolina została uwiedziona, a następnie zamordowana przez kochanka szaleńca.
Było kilka teorii co do tożsamości zbrodniarza, aż w końcu prawda uderzyła jak grom z jasnego nieba: uwodzicielem był pewien aktor ze stolicy, stary znajomy hrabiego.
Gościł on kilka dni w Villepotin, zdobywając przyjaźń hrabiny. Miesiąc po jej śmierci odnaleziono go w jego mieszkaniu, powieszonego na własnym pasku. Pozostawił po sobie list, w którym przyznawał się do zbrodni i oznajmiał, że brzemię jego grzechu jest zbyt ciężkie, by mógł z nim żyć.
Mówiono, że hrabia długo dochodził do siebie po tej tragedii.
Teraz jednak nie widać było po nim śladów niedawnych przeżyć, choć niektóre panie twierdziły, że spojrzenie jego naznaczone jest piętnem niewypowiedzianej tęsknoty.
Hrabia udawał, że nie ma pojęcia o tym powszechnym zainteresowaniu jego osobą.
Krążył po sali z godnością i gracją, przyciągając zauroczone spojrzenia dziewcząt, obserwując ich zarumienione twarze, wysłuchując cichych westchnień wyrywających się z młodych piersi.
Hrabia Henryk de Varnetot polował.
***
Zimny dreszcz przeszył jego ciało niespodziewanie.
Znał ten dreszcz. Rodził się jako drobne ukłucia na karku, po czym biegł wzdłuż kręgosłupa, rozlewając się na końcu lodowatą falą po całym ciele.
Rozejrzał się dyskretnie.
Na razie nie spostrzegł niczego nadzwyczajnego. Napotkał tylko namiętne spojrzenie baronówny de Breville. Zapamiętał je sobie. Skłonił się lekko, po czym odwrócił i ruszył powolnym krokiem ku drzwiom wyjściowym.
Dreszcz nie opuścił go całkowicie. Czaił się w zakończeniach nerwowych, nie pozwalając o sobie zapomnieć.
Hrabia zatrzymał się na chwilę, kątem oka łowiąc zygzakowaty ruch nisko, przy ziemi.
Zerknął w dół, ale nie zobaczył nic.
Pomimo to nie tracił czujności. Dreszcz cały czas był tuż tuż.
Dopiero przy drzwiach zobaczył małą, czarną żmijkę umykającą w mrok korytarza. Teraz miał już pewność.
Uśmiechnął się lekko. Uśmiech ten trafił przypadkowo do podstarzałej markizy, której serce w piersi zamarło na moment.
Hrabia jednak jej nie zauważył. Był już skoncentrowany i opanowany. Wymknął się chyłkiem z sali, po czym szybkim krokiem zaczął wspinać się po schodach.
Zmierzał do swojego gabinetu. Wiedział, że musi się spieszyć. Wiedział też, że nie może wpaść w popłoch. Panował nad nerwami, chociaż były napięte jak postronki.
W końcu znalazł się pod drzwiami gabinetu. Były otwarte. Zamknął i zaryglował je za sobą. Miało to służyć tylko temu, by nikt zaniepokojony jego nieobecnością, szukając go nie wszedł do środka.
Cokolwiek innego chciałoby tu wejść, wejdzie i tak.
Najpierw zapalił świece, by ciepłe światło ogarnęło pomieszczenie. Potem usiadł za biurkiem. Otworzył szufladę. Wszystko było na swoim miejscu, odetchnął nieco.
Spojrzał na biurko. Na obitym zielonym suknem blacie wiła się mała żmijka. Chwycił ją i wyrzucił na środek pokoju.
Nie potrafił opanować gwałtownego wzdrygnięcia, kiedy jego wzrok napotkał ciemną sylwetkę tkwiącą w miejscu, które jeszcze przed sekundą było puste.
Istota, która przed nim stała była wężami. Dziesiątki wijących się ciał splatały się ciasno, tworząc sobą kształt długich, zgrabnych nóg, wąskiej talii, pełnych piersi i smukłych ramion dziewczyny. Żmijka zrzucona z biurka podpełzła do niej i wspięła się szybko po jej łydce, uzupełniając koszmarną układankę.
- Witaj Karolino – powiedział hrabia.
Potworzyca drgnęła.
- Ty! - zasyczała zwielokrotnionym głosem. - Ciągle hardy! Wciąż bez skruchy!
- To cały ja – uśmiechnął się.
- Śmierdzisz podłością – oznajmiła potworzyca. - Jakże mocno ją teraz czuję! Czemu nie czułam jej wcześniej?
- Bo byłaś głupią gąską, mówiłem ci o tym przy naszym ostatnim spotkaniu – odparł hrabia. Uśmiech nie schodził z jego ust.
- Nie drwij, nędzniku – syknęła Karolina. Węże, których łby tkwiły w miejscu jej oczu wysunęły języki. - Zaraz poznasz bezmiar cierpienia, które nawet ci się nie śniło!
- Tak myślałem – pokiwał głową de Varnetot. - Nic nowego tu nie słyszę. Jednak wy, baby, macie naprawdę strasznie ograniczoną wyobraźnię przez te romanse.
Potworzyca zamilkła zaskoczona.
- Słu... słucham?
- Nie bierz tego do siebie kochana, wyglądasz naprawdę przerażająco, ale ja chyba po prostu przywykłem. - Hrabia zapalił cygaro. Delektował się nim przez chwilę, jak również i dezorientacją upiorzycy.
- Nie... nie rozumiem... Przyzwyczaiłeś się? To znaczy... to znaczy, że...
- No, no – Henryk uśmiechnął się zachęcająco. - Widzę, że te malutkie trybiki zaczęły się przesuwać...
- Ale...
- Chcesz, to ci o tym opowiem. To dość ciekawa historyjka. Wiesz, kiedyś, kiedyś, niechcący tak wyszło, że musiałem pozbyć się pewnej... dziewuszki. No, rozumiesz, ona z plebsu, służąca na dodatek, ja hrabia... ale ona nie rozumiała tego i strasznie natrętna była. Oszalała, coś okropnego. To było w Rosji. Chodziły plotki, że parała się czarami, ja w to nie wierzyłem... Jak wyszło tak wyszło, nie chciała się topić... Ale w końcu zatchnęła się wodą i uspokoiła się. A potem wróciła. Oj, już taka ładna nie była. Spuchła od wody, trochę ją ryby objadły... prawdziwa topielica. I krzyczała, klątwy rzucała, spać nie dawała. Męczyłem się pół roku całe, ani jednej nocy spać nie mogłem, cień ze mnie został. Musiałem szukać pomocy. Ale gdzie? Znalazłem sposób u jednej wiedźmy, szeptuchą siebie nazywała. I przeszło, przestała się Ksenia pokazywać, przegnałem ją na zawsze. Ale szeptucha powiedziała, że klątwa nadal działa i żeby uważać. Ale widzisz, Karolinko... Pamiętasz, jak mi często nudno było? Jak nie miałem co ze sobą zrobić?
W tym momencie twarz hrabiego rozjaśnił szalony uśmiech. Pojawił się tylko na chwilę, ale zostawił po sobie ślad, jakiś nieuchwytny rys, grymas, który przemienił przystojne oblicze Henryka w ohydną maskę.
- Znalazłem sposób na nudę, kochana – dokończył wesoło.
Zjawa przyglądała mu się nieruchomo. Powoli zaczęła się otrząsać z osłupienia, jej wężowa twarz zadrgała spazmatycznie.
Nagle eksplodowała potwornym sykiem. Węże rozszalały się w jej ciele. Unosiły głowy i wyciągały je w kierunku hrabiego, wysuwając i chowając błyskawicznie rozwidlone języki.
- Diable! - wrzasnęła upiorzyca z dziką furią. Jednym skokiem znalazła się na biurku. Wytrąciła cygaro z ręki Henryka, chwyciła go za szyję i wcisnęła w fotel, zbliżając makabryczną twarz do jego twarzy.
- Po tym, jak zepchnąłeś mnie ze skały żyłam długo - syczała wściekle. - Leżałam i nie mogłam się ruszyć. I płakałam. Płakałam w środku, bo nie mogłam wydać głosu. A potem zaczęłam się modlić. A potem poczułam, jak jedzą mnie węże. I jadły mnie długo, bardzo długo. Tak długo, aż poczułam, że mogę się ruszać. A mogłam się ruszać każdym z nich, razem i z osobna. I wtedy wiedziałam, że kiedyś do ciebie przypełznę. I cię zabiję. A twoją duszę pożrę tak, że będzie dogorywać przez całą wieczność, rozdarta na strzępy. A teraz mówisz mi, że nie mnie jedną spotkała zguba z twojej ręki? Że zabijałeś nas, żeby nas zabić ponownie? Niewinne, młode, kochające?
Węże tworzące jej oczy wysunęły się do przodu, smagając językami twarz hrabiego.
- O, to się dopiero nazywa jadowite spojrzenie – parsknął de Varnetot.
Potworzyca zawyła z wściekłości. Straciła nagle kształt, stała się jednym, wściekłym kłębowiskiem, miotającym się na biurku. Tylko dwie zdeformowane dłonie nadal zaciskały się wokół szyi Henryka.
Hrabia szybkim ruchem sięgnął do wysuniętej szuflady. Zjawa nawet nie zauważyła momentu, w którym wraził w sam środek jej kłębowiska srebrne ostrze sztyletu.
Wizgnęła przeraźliwie. Węże rozpadły się, zsunęły na podłogę, zbiły w syczącą gromadkę. Próbowały spleść się w poprzedni, ludzki kształt, jednak nie udawało im się to.
- Diable... – zasyczała rozpaczliwie Karolina, po której został już tylko głos i przerażone węże.
- Widzisz, moja droga, jest pewna rzecz, która się zawsze sprawdza – powiedział hrabia de Varnetot, klękając nad resztkami zjawy.
- Z ładnej, ale głupiej panny będzie ładna, ale głupia żona. W moim zaś przypadku z głupiej żony będzie głupi upiór. Ładną żonę przyjemniej chędożyć, głupiego upiora łatwiej zabić. A jedno i drugie dostarcza mi rozrywki na jakiś czas. Tam, na dole, ładnych, głupich dziewczyn mam ile dusza zapragnie. Dlatego wybacz, ale opuszczę cię teraz.
Szybko i sprawnie hrabia przeciął wężowy kłąb na krzyż. Gady rozpłynęły się w kleistą, cuchnącą breję.
- I to by było na tyle – powiedział do siebie.
Wstał, poprawił ubranie, upewnił się, że nie zabrudził się w żadnym miejscu, po czym wyszedł z gabinetu.
Na dole, w sali balowej czekała na niego baronówna de Breville.
"Wspaniała przyjemność estetyczna, zwariować w teatrze, muszę wyznać." L.Tieck
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven
- Melchior
- Sepulka
- Posty: 25
- Rejestracja: czw, 11 maja 2006 21:52
Kilka pytań związanych z logiką i pewnymi kwestiami słownikowymi:
Czemu teść za niego poręczył skoro był taką podejrzaną postacią i po ślubie z nim zginęła jego córka?
Skoro był niepokojąco tajemniczy to czemu wszyscy byli przekonani o winie aktora? Czemu nie było żadnego śledztwa skoro ofiarą była majętna kobieta, która prawdopodobnie posiadała dobrze ustosunkowaną rodzinę?
Skąd było wiadomo że aktor to stary znajomy skoro hrabia tak niechętnie obnosił się ze swoją historią?
Dlaczego baronówna pozwoliła mu wyjść bez słowa skoro spoglądała na niego namiętnym wzrokiem?
Czemu najpierw była jakąś nieokręśloną sylwetką a dopiero później istotą? I co to znaczy że zauważył sylwetkę? Przecież to jak powiedzieć że zauważył kształt, ale co to był za kształt? Ludzki? Nieludzki? Nie jest to jasne.
Potworzyca- czy takie słowo można znaleźć w słowniku?
Zjawa, to według słownika «duch zmarłego» lub «coś, co jest wytworem wyobraźni i budzi lęk»
A według opisu wspomniany potwór nie był ani bezcielesny, ani jedynie wytworem wyobraźni hrabiego.
Czemu teść za niego poręczył skoro był taką podejrzaną postacią i po ślubie z nim zginęła jego córka?
Skoro był niepokojąco tajemniczy to czemu wszyscy byli przekonani o winie aktora? Czemu nie było żadnego śledztwa skoro ofiarą była majętna kobieta, która prawdopodobnie posiadała dobrze ustosunkowaną rodzinę?
Skąd było wiadomo że aktor to stary znajomy skoro hrabia tak niechętnie obnosił się ze swoją historią?
Dlaczego baronówna pozwoliła mu wyjść bez słowa skoro spoglądała na niego namiętnym wzrokiem?
Czemu najpierw była jakąś nieokręśloną sylwetką a dopiero później istotą? I co to znaczy że zauważył sylwetkę? Przecież to jak powiedzieć że zauważył kształt, ale co to był za kształt? Ludzki? Nieludzki? Nie jest to jasne.
Potworzyca- czy takie słowo można znaleźć w słowniku?
Zjawa, to według słownika «duch zmarłego» lub «coś, co jest wytworem wyobraźni i budzi lęk»
A według opisu wspomniany potwór nie był ani bezcielesny, ani jedynie wytworem wyobraźni hrabiego.
- Iwan
- Fargi
- Posty: 344
- Rejestracja: wt, 21 lip 2009 14:18
Teść poręczył, gdyż podejrzenie szarpało także jego reputację. Poza tym hrabiego nie podejrzewa się o zbrodnię, a nawet gdy się podejrzewa, żaden policjant nie byłby na tyle głupi, by wysunąć oskarżenie. Aktorzy w dawnych czasach mieli paskudną reputację, wyczytał gdzieś, że na drabinie społecznej byli niżej niż prostytutki. Pewnie każdy śledczy westchnąłby z ulgą na tak wygodnego winowajcę. Baronówna nie poszła za hrabią, gdyż była wśród ludzi, a chyba nie było żadnych możliwości, by baronowa pozwoliła na to, by jej córka znalazła się sam na sam z mężczyzną. Moim zdaniem to wszystko gra. Spodobało mi się to opowiadanie. Zgrzytnęło mi tylko przy opisie śmierci. Nie potrafię sobie wyobrazić, jak węże mogły zjeść ciało dziewczyny.
- Melchior
- Sepulka
- Posty: 25
- Rejestracja: czw, 11 maja 2006 21:52
Rzeczywiście teraz to brzmi rozsądnie. Niestety zostało jeszcze parę pytań, bez odpowiedzi.
Co do ogólnego wrażenia - bardzo spodobała mi się ta klamra spinająca całe to opowiadanie. Na początku zabójstwo żony i na końcu także. Także stopniowe ujawnianie tajemnicy, tak żeby czytelnik dopiero na końcu mógł zrozumieć wszystko.
Końcowy dialog, wydał mi się dorobiony na siłę, tylko po to żeby wytłumaczyć motywację głównego bohatera i rozjaśnić parę spraw. No i część środkowa która jest tylko przedstawieniem historii bohatera, bez żadnych interakcji z resztą gości na balu.
Ogólnie dobre opowiadanie z parą kiksami, które można by szybko naprawić.
Co do ogólnego wrażenia - bardzo spodobała mi się ta klamra spinająca całe to opowiadanie. Na początku zabójstwo żony i na końcu także. Także stopniowe ujawnianie tajemnicy, tak żeby czytelnik dopiero na końcu mógł zrozumieć wszystko.
Końcowy dialog, wydał mi się dorobiony na siłę, tylko po to żeby wytłumaczyć motywację głównego bohatera i rozjaśnić parę spraw. No i część środkowa która jest tylko przedstawieniem historii bohatera, bez żadnych interakcji z resztą gości na balu.
Ogólnie dobre opowiadanie z parą kiksami, które można by szybko naprawić.
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam
- Ilt
- Stalker
- Posty: 1930
- Rejestracja: pt, 02 paź 2009 15:45
Fałsz, błąd, pomyłka.
Przykład użycia.
Przykład użycia.
The mind is not a vessel to be filled but a fire to be kindled.
- Narai
- Fargi
- Posty: 345
- Rejestracja: pn, 04 lut 2008 21:26
Dziękuję za zapoznanie się z tekstem.
Postaram się odpowiedzieć na pozostałe pytania, Zacznijmy od Twoich, Melchiorze (pozwoliłam sobie wypunktować Twoją wypowiedź).
2. Upiór miał najpierw stać w ciemnym kącie pokoju, gdzie nie widać było jego "całokształtu". Najwidoczniej winę ponosi moja nieuwaga podczas korekty. Stąd sylwetka. Na dodatek nie użyłam słowa "nieokreślona".
3. Słowa tego użyłam na zasadzie "upiór - upiorzyca", "potwór - potworzyca". Nie byłam pewna co o nim sądzić, więc pomyślałam, że zostawię tak jak jest i poczekam na opinie na forum.
4. Słowa "zjawa" użyłam w oparciu o słownik synonimów, żeby się nie powtarzać.
Teraz kwestia żarłocznych węży, poruszona przez Iwana.
Węże mają zęby, którymi pomagają sobie nawlekać się na ofiarę, kiedy ją pochłaniają w całości. Sądzę, że węże pod wpływem klątwy mogłyby jakoś podziubać ciało. Choć zajęłoby im to niewątpliwie dużo czasu :P
Aha, jeszcze brak interakcji z gośćmi na balu... Początkowo chciałam historię hrabiego przedstawić za pomocą rozmów, które prowadziliby goście. Ale potem zrezygnowałam, bo chciałam zachować zwięzłość i nie chciałam mnożyć postaci.
Postaram się odpowiedzieć na pozostałe pytania, Zacznijmy od Twoich, Melchiorze (pozwoliłam sobie wypunktować Twoją wypowiedź).
1.Melchior pisze: 1. Skąd było wiadomo że aktor to stary znajomy skoro hrabia tak niechętnie obnosił się ze swoją historią?
2. Czemu najpierw była jakąś nieokręśloną sylwetką a dopiero później istotą? I co to znaczy że zauważył sylwetkę? Przecież to jak powiedzieć że zauważył kształt, ale co to był za kształt? Ludzki? Nieludzki? Nie jest to jasne.
3. Potworzyca- czy takie słowo można znaleźć w słowniku?
4. Zjawa, to według słownika «duch zmarłego» lub «coś, co jest wytworem wyobraźni i budzi lęk»
A według opisu wspomniany potwór nie był ani bezcielesny, ani jedynie wytworem wyobraźni hrabiego.
Chociażby stąd. W rozmowach z hrabiną aktor mógł opowiedzieć o swojej przyjaźni z hrabią, ona wspomniała o tym komuś innemu...Narai pisze:(...)uwodzicielem był pewien aktor ze stolicy, stary znajomy hrabiego.
Gościł on kilka dni w Villepotin, zdobywając przyjaźń hrabiny.
2. Upiór miał najpierw stać w ciemnym kącie pokoju, gdzie nie widać było jego "całokształtu". Najwidoczniej winę ponosi moja nieuwaga podczas korekty. Stąd sylwetka. Na dodatek nie użyłam słowa "nieokreślona".
3. Słowa tego użyłam na zasadzie "upiór - upiorzyca", "potwór - potworzyca". Nie byłam pewna co o nim sądzić, więc pomyślałam, że zostawię tak jak jest i poczekam na opinie na forum.
4. Słowa "zjawa" użyłam w oparciu o słownik synonimów, żeby się nie powtarzać.
Teraz kwestia żarłocznych węży, poruszona przez Iwana.
Węże mają zęby, którymi pomagają sobie nawlekać się na ofiarę, kiedy ją pochłaniają w całości. Sądzę, że węże pod wpływem klątwy mogłyby jakoś podziubać ciało. Choć zajęłoby im to niewątpliwie dużo czasu :P
Aha, jeszcze brak interakcji z gośćmi na balu... Początkowo chciałam historię hrabiego przedstawić za pomocą rozmów, które prowadziliby goście. Ale potem zrezygnowałam, bo chciałam zachować zwięzłość i nie chciałam mnożyć postaci.
"Wspaniała przyjemność estetyczna, zwariować w teatrze, muszę wyznać." L.Tieck
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven
- ElGeneral
- Mistrz Jedi
- Posty: 6089
- Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36
- Narai
- Fargi
- Posty: 345
- Rejestracja: pn, 04 lut 2008 21:26
Oj, jestem tego świadoma, Generale. To znaczy tego, że już tacy arystokraci w literaturze byli :) W tym wypadku skupiłam się właśnie na szlifowaniu warsztatu. I jeżeli pod tym względem nie jest źle, to cieszy mnie to bardzo.
"Wspaniała przyjemność estetyczna, zwariować w teatrze, muszę wyznać." L.Tieck
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven
- ElGeneral
- Mistrz Jedi
- Posty: 6089
- Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam
Dzięk ju, maj mastah;> O skopaną odmianę mi chodzi, znaczenie słowa znam. Paroma kiksami albo parą kiksów.Ilt pisze:Fałsz, błąd, pomyłka.
Przykład użycia.
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam