Nie zawsze na ziemi maj

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
tin
Sepulka
Posty: 49
Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 05:41

Nie zawsze na ziemi maj

Post autor: tin »

Nie zawsze na ziemi maj

  Artur oglądał telewizję. Ze złości przygryzał wargi.
  – Co się stało? – zapytał ojciec, który przechodząc obok, z przyzwyczajenia wsunął głowę do pokoju syna.
  Chłopiec spojrzał z napiętą, a zarazem zatroskaną miną.
  – Sam zobacz. – Kiwnięciem głowy wskazał ekran. Nadawano dziennik: prezenterka referowała o zamachu na południu kraju; po lewej, na wysokości jej głowy, widniało zdjęcie z miejsca zdarzenia. – Cholerni sogończycy! To już dwunasty atak od kiedy zamieszkali na Ziemi. Szlag by ich!
  Widząc, że to grubsza sprawa, ojciec przysiadł przy Arturze, splótł dłonie, zamierzał wygłosić kilka pocieszających słów. W środku był jednak zgryziony; "on znowu o tym!" – myślał i chrząkał przez chwilę.
  – Masz tylko dziesięć lat – podjął wreszcie – nie zaprzątaj sobie głowy takimi sprawami. Jest ładna pogoda, chodź, zagramy w piłkę. Albo, jak chcesz, mogę cię pohuśtać. Nie lepiej?
  – Nie traktuj mnie jak dziecko! Sam się pohuśtaj – fuknął Artur. Widok jego groźnych ukośnych brwi, nieco ojca zawstydził.
  – Oj, synku, to nie tak. Jesteś młody, zamiast interesować się polityką, możesz korzystać z dzieciństwa, bawić się. Jak byłem w twoim wieku...
  – W tym właśnie problem – uciął chłopiec. – Traktujesz mnie jak gówniarza; "niech biega z kolegami i łazi po drzewach". Czyż nie? – Pokręcił nagannie głową. – Nie jestem jak inni, tato. Wiem, co dzieje się na świecie, co te cholerne sogole z nami wyprawiają, i chcę w tym uczestniczyć.
  – No tak, tylko...
  – Sam przyznaj – Artur nie dał sobie przerwać – czy to w porządku, że jacyś durni kosmici nas terroryzują? Że przez ich głupią walkę o równość cierpią niewinni? I jak tu myśleć o przyszłości, gdy w każdej chwili możemy zginąć. A chciałbym założyć rodzinę, zapewnić jej bezpieczeństwo.
  – Nie wybiegasz aby za daleko w przyszłość? – wtrącił wreszcie ojciec. – Bezpieczeństwo na razie ja zapewniam tobie; założyć rodzinę jeszcze zdążysz. A czasy – nie są tak niepewne, jak twierdzisz. Się nie martw.
  Lecz Artur nie słuchał i się martwił. Widać było, jak przeżywa to w sobie, dręczy się i wścieka – i tak już od kilku tygodni.
  – Dlaczego dla wygody tych śmieci mają ginąć niewinni ludzie?! – wygłosił pretensję. Niekoniecznie do ojca, bardziej jakby do bogów, sprawujących nad tym wszystkim pieczę.
  Ojciec dyskretnie westchnął i milczał przez chwilę. Następnie podjął, głosem łagodnym i opanowanym:
  – Jak mówiłem, nie jesteśmy tacy bezbronni. Nie słyszałeś o VARTO? Bez nich, owszem, ta kosmiczna plaga rozpętałaby się pewnie na dobre. Ale VARTO są i dzielnie nas chronią. – Ostatnie zdanie zabrzmiało nieco infantylnie i zaraz tego pożałował.
  Chłopiec uśmiechnął się jednak pogardliwie.
  – Serio myślisz, że VARTO nad wszystkim panują? Ślepo wierzysz gazetom. – Przez chwilę kiwał głową rozradowany, lecz uśmiech szybko zelżał i twarz Artura znów stała się kamienna i ostra. – Ale odpowiedz mi: dlaczego ludzie giną za nic?
  – Eh, to nie takie proste...
  – Pytanie jest bardzo proste!
  – Słuchaj, Artur, sogończycy muszą to robić, by osiągnąć pewien cel. To polityka. A że konsekwencje są, jakie są...
  – To niesprawiedliwe!
  Znudzony tą dyskusją ojciec zmienił nagle taktykę. Zmrużył oczy, po raz pierwszy spojrzał na syna wzrokiem zawziętego belfra.
  – Masz rację, to nie jest sprawiedliwe – rzekł stanowczo.
  I zaraz chciał dodać, że życie nigdy nie jest sprawiedliwe, że nie na wszystko mamy wpływ – a najlepiej wyrazić to jakąś zgrabną, pasującą do sytuacji banalną prawdą. Lecz myślał nad nią zbyt długo i Artur odezwał się pierwszy:
  – Nie zgodzę się na to. – Kręcił przy tym złowieszczo głową. – Wykończę ich, rozumiesz?!
  Brzmiał bardzo poważnie i wyglądał równie zaciekle. Ojciec zdumiał się i nie wiedział, co odpowiedzieć. Zmieszany wypalił pierwszym pytaniem, jakie przyszło mu do głowy.
  – Niby jak?
  Artur tylko na to czekał. Ściszył telewizor i rzekł, nieco zmienionym, bojowym głosem:
  – Zrzucę tam atomówkę i wyplenię całe kurewstwo.
  Nastało milczenie. Ojciec wykrzywił wreszcie usta w uśmiechu – wyraźnie mu ulżyło. Mimo uszu puścił przekleństwo syna; uspokajającym był dla niego fakt, że Artur nie ma poważnych zamiarów, a przejawia tylko bujną, nie zagrażającą bezpośrednio zdrowiu, dziecięcą wyobraźnię. By jednak nie kpić, nie podcinać tak od razu skrzydeł, na powrót spoważniał i przyjął tonację syna.
  – A skąd weźmiesz taką bombę, Artur?
  Nie wyczuwając ironii, chłopiec całkiem wyłączył telewizor, by jeszcze lepiej się skoncentrować.
  – Kupiłem przez Internet podręcznik „Jak wytępić terroryzm”, napisany przez bardzo mądrego człowieka. W książce jest wszystko: jak wybudować bombę, w jaki sposób ją odpalić, jak oszukać radary, po prostu wszystko. Potrzeba mi jedynie czasu. Zobaczysz. Za pięć lat będę gotowy, zbuduję głowicę, a wtedy zrzucę ją na Sogonię i zrobię czystki. Władze krajów z całego świata będą mi dziękować, stanę się bohaterem. Leżące tu na półkach zabawki – zastąpią ordery i dyplomy od prezydentów. Nawet tych najdalszych, najegzotyczniejszych krajów, o których jeszcze się w szkole nie uczyliśmy.
  Gdy skończył, ponownie nastała cisza, tym razem dłuższa i wyraźnie krępująca. Ojciec błądził przez chwilę wzrokiem po dywanowych szlaczkach, trawiąc to, co usłyszał. Wtem zadarł nagle głowę i spojrzał na drzwi.
  – Słyszałeś? Twoja matka mnie chyba woła.
  Poklepał syna po ramieniu i czym prędzej się wycofał – tak z pokoju, jak i z dyskusji. Będąc przy drzwiach słyszał jeszcze słowa Artura, że nie spocznie, póki wszyscy sogończycy – co do jednego! – nie znikną z powierzchni Ziemi.
  – Tylko pięć lat, ojcze. Pięć lat! – krzyczał.

* * *

  Gdy Artur skończył piętnaście lat i jego twarz pokryły pierwsze srebrne włoski zwiastujące dorosłość, ojciec został przez niego wezwany do garażu.
  – Pamiętasz naszą rozmowę sprzed lat? – już od progu zapytał Artur.
  Ojciec nie zwracał nań uwagi; z otwartą buzią zbliżył się do wielkiej, bez mała czterdziestocalowej, wiszącej na ścianie plazmy.
  – Ja cię!, skąd masz taki telewizor?
  W garażu nie był od lat. Co prawda gdy sprzedali samochód i miejsce stanęło puste, wiedział, że syn zrobił sobie z niego swój prywatny kącik, ale nigdy nie wnikał. Nieraz chciał zajrzeć, zainteresować się, lecz zawsze coś stawało na drodze; często zwykłe lenistwo, gdy leżąc na kanapie po ciężkim dniu pracy, pił piwo i dość miał zmartwień własnych.
  Na wielkim ekranie wyświetlany był vTV – należący do VARTO, dwudziestoczterogodzinny kanał informacyjny, relacjonujący działania sogończyków. W ciągu ostatnich lat ich bunt przybrał na sile. Liczba zamachów rosła z każdym miesiącem. VARTO ledwo już stawiało opór, choć uspokajano wszystkich, zapowiadając przełom w obronie.
  Widząc zaaferowanie ojca, Artur darował sobie wstępy. Bez słowa przycisnął ukryty pod stolikiem guziczek. Pomieszczenie zaczęło minimalnie drgać. Ojciec rozglądał się, nie mogąc dojść źródła; spojrzał wymownie na syna, lecz ten stał jedynie i czekał. Po chwili część podłogi się rozstąpiła, z podziemi zaś, niczym peryskop, wysunęła się olbrzymia, okuta blachą rakieta – kształtem żywcem przeniesiona z kreskówek. Z wrażenia ojciec chwycił się ściany. A to jeszcze nie wszystko. Na tej samej bowiem ścianie, wiszący obok niepozorny plakat, samoistnie się zrolował odsłaniając panel dowodzenia. W jego skład wchodził mały zielony ekran i konsola upstrzona mnóstwem świecących kolorowo guzików oraz pokręteł.
  – Co to jest? Do diabła, synu, co ty trzymasz w garażu?!
  Artur stanął przed ojcem wyprostowany. Odchrząknął teatralnie, zaznaczając, że to, co zaraz powie, winno zabrzmieć wyniośle, a przede wszystkim śmiertelnie poważnie.
  – Tak jak przed laty obiecałem, oto bomba atomowa! Z własnym napędem, sama zmierza do celu. Sporo czasu zajęły mi przygotowania, obliczenia, ale na szczęście to już koniec. Wszystko jest gotowe, zapięte na ostatni guzik. Za chwilę, w twojej obecności, odpalę ją i będziesz świadkiem przełomowej chwili, gdy sogole całkowicie znikają z powierzchni globu. Wieczorem spodziewaj się telefonów od przywódców z całego świata. Bez obaw, uczyłem się języków, by zrozumieć gratulacje większości z nich.
  Dał ojcu chwilę na ogarnięcie sprawy i ewentualny komentarz. Gdy ten, z powodu zaniemówienia, nie nadchodził, chłopak zabrał się do rzeczy: wpisał coś na klawiaturze, pokręcił jakimiś gałkami, coś powciskał. Wtedy obok wyłoniło się pudełko z wielkim czerwonym guzikiem, chronionym szybką. Tę Artur efektownie zbił młotkiem, po czym otwartą dłonią przywarł do ów guzika.
  Z ukrytych gdzieś w kącie głośników zadźwięczał modulowany sygnał. Sufit rozłożył się niby dach w kabriolecie, odsłaniając błękitne niebo. Rakieta z kolei zadrżała, zasyczała, wypuszczając z dołu trochę dymu. Ojciec patrzył przerażony. I gdy już zdawało się, że coś nie gra, że mechanizm jakby zwalnia – wielki blaszany potwór wystrzelił z hukiem w górę, hen, wysoko, zostawiając po sobie tylko cienką smużkę dymu na niebie.
  Kilkanaście minut później obraz vTV nagle zniknął z ekranu. Za chwilę sygnał powrócił, lecz było to tylko logo stacji; u dołu zaś, grubą czcionką, napisy informowały o wybuchu broni jądrowej, zrzuconej wprost w siedzibę VARTO.
  Artur pobladł, na czoło wystąpiły mu grube krople potu. Następnie twarz poczęła zmieniać się jak w kalejdoskopie. Wpierw wyrażała pasję i niedowierzanie, po chwili głęboką refleksję, na końcu smutek i zrezygnowanie, z towarzyszącym im opadnięciem ramion. Chłopiec zmarniał w oczach, wydał się nagle kilka lat młodszy. Jak kiedyś, we wczesnym dzieciństwie, gdy martwiły go trywialne sprawy i uciekał wtenczas do rodziców, szukając ochrony i wsparcia. Teraz spojrzał na ojca tymi samymi dziecinnymi oczyma.
  – Tatku, przecież tak wiele czasu spędziłem na obliczeniach, sprawdzałem sto razy, to niemożliwe! Wszystko było zapięte... – głos mu się łamał, lecz zdołał dokończyć: – na ostatni guzik.
  Ojciec spoglądał nań ze współczuciem i zrozumieniem. Poklepał syna po ramieniu w ten szczególny ojcowski sposób, czego nie robił od dawna, i niejaka wesołość w niego wstąpiła. Poczuł coś w rodzaju satysfakcji, iż wreszcie, w obecnych okolicznościach, może pouczyć syna, uraczyć go życiową mądrością – którą powinien był wygłosić już wtedy, pięć lat temu, gdy zaplątał się w swych argumentach.
  – Cóż, synu. Nie zawsze na ziemi maj, nic zawsze ludzkiemu szczęściu raj.
  Artur zmarszczył czoło w osłupieniu – nic z tego nie rozumiał.
  I tyle z mądrości.
  Na widok tego zmieszania, ojca opuściła cała promienność, a wdarło się sporych, zauważalnych rozmiarów znużenie tym wszystkim. Sogończykami, bronią atomową, telefonami z dalekich krajów. Cholera jasna! Ma przecież większe zmartwienia: kredyt, wzrost podatków, dach przecieka. Kipiąc ze złości – bardziej zły będąc na siebie niż syna – uniósł szybkim ruchem głowę.
  – O! Słyszysz, matka mnie woła!
  I w następnej chwili Artur był już w garażu sam.

Awatar użytkownika
Stanislaw_Papryka
Sepulka
Posty: 15
Rejestracja: czw, 29 gru 2011 20:08

Re: Nie zawsze na ziemi maj

Post autor: Stanislaw_Papryka »

W zasadzie nie mam kompetencji żeby Cię krytykować, ale co tam...O całości tekstu się nie wypowiem, niech zrobią to osoby ode mnie mądrzejsze i bardziej doświadczone. W oczy rzuciły mi się przede wszystkim dwie rzeczy. Czytając wypowiedzi Artura w życiu nie zgadłbym, że ma on dopiero dziesięć lat. Domyślam się, że jest on czymś w rodzaju genialnego dziecka, ale i tak sposób w jaki się wyraża nijak mi nie pasuje. Na przykład:
tin pisze:A chciałbym założyć rodzinę, zapewnić jej bezpieczeństwo.
Naprawdę trudno jest mi uwierzyć, że takie słowa padają z ust dziesięciolatka. A dziwiły by mnie nawet w ustach dwudziestolatka ;p
Widok jego groźnych ukośnych brwi, nieco ojca zawstydził.
Dlaczego ukośnych? Nie lepiej byłoby napisać ściągniętych? I słowo zawstydził też nie bardzo mi w tej sytuacji pasuje, ale to już uczucie czysto subiektywne.
Ostatnio zmieniony ndz, 08 sty 2012 20:41 przez Stanislaw_Papryka, łącznie zmieniany 1 raz.
"Błąd jest przywilejem filozofów, tylko głupcy nie mylą się nigdy."
Sokrates

Xiri
Nexus 6
Posty: 3388
Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45

Post autor: Xiri »

Akurat jestem przelotem.
Cholerni sogończycy!
Strzelam, mając do dyspozycji dotychczasowe informacje, że jest to nazwa jakiejś rasy/naród obcy. Czyli będzie z wielkiej litery.
– Co się stało? – zapytał ojciec, który przechodząc obok, z przyzwyczajenia wsunął głowę do pokoju syna.
Określając to na podstawie wysławiania się syna, jest on raczej dorosły. Czemu więc ojciec zagląda do jego pokoju, jakby chłopak był niemowlakiem i spał w łóżeczku? Zero prywatności!
Masz tylko dziesięć lat
Szlag by ich!
Chłopak ma jednak dziesięć lat.
Taki mały, a wysławia się jak dorośli. I przejmuje się wiadomościami ze świata jak dorośli. Bardzo nienaturalne zachowanie. Chyba, że chłopak jest jakimś szybko dojrzewającym klonem ;p
Albo, jak chcesz, mogę cię pohuśtać. Nie lepiej?
Ojciec proponujący huśtanie dziesięciolatkowi? Trochę nie bardzo...
groźnych ukośnych brwi...
... które są tak straszne, aż ojciec ucieka z krzykiem do lasu!
Pokręcił nagannie głową.
A w jaki sposób się to roi?
czy to w porządku, że jacyś durni kosmici nas terroryzują? Że przez ich głupią walkę o równość cierpią niewinni?
Cholerni sogończycy! To już dwunasty atak od kiedy zamieszkali na Ziemi.
Bardzo dziwny sposób wywalczania równości, zwłaszcza u nacji z kosmosu. Albo alieny powinny się korzyć, jak w „Dystrykcie 9”, albo atakować jak w „Dniu Niepodległości”. Walka o wolność polega na atakach gości na gospodarzy i robieniu sobie wrogów? To tak jakby Rumuni strzelali na ulicach do Polaków, byśmy ich zaakceptowali i uznali za równych sobie. Kosmitów nie nazwę raczej głupcami, skoro przelecieli całą Galaktykę i dotarli do Ziemi.
I jak tu myśleć o przyszłości, gdy w każdej chwili możemy zginąć. A chciałbym założyć rodzinę, zapewnić jej bezpieczeństwo.
Zupełnie nietrafny przeskok, brak mu płynności. Tu problem z kosmitami, a zaraz życie prywatne bohatera, ledwo w kolejnym zdaniu? Jedno z drugiego nie wynika.
– Dlaczego dla wygody tych śmieci mają ginąć niewinni ludzie?! – wygłosił pretensję. Niekoniecznie do ojca, bardziej jakby do bogów, sprawujących nad tym wszystkim pieczę.
Jak wyżej. Skąd tu nagle wzięli się bogowie? Czemu są to słowa narratora, a nie bohatera? Chłopak mógł to przecież powiedzieć sam. „Dlaczego, na bogów, mają ginąć niewinni ludzie?” I czy ci bogowie są tacy istotni dla fabuły? Element wiary bohatera jest niezbędny w tym miejscu?
Ojciec dyskretnie westchnął i milczał przez chwilę.
Ojciec westchnął ukradkiem, milczał przez chwilę.
Albo:
Ojciec westchnął ukradkiem. Milczał przez chwilę.

Lepiej, prawda?
Ostatnie zdanie zabrzmiało nieco infantylnie i zaraz tego pożałował.
Konstrukcja siada, uciekł także podmiot. Lepiej brzmi:

Ostatnie zdanie zabrzmiało nieco infantylnie. Ojciec natychmiast pożałował wypowiedzianych słów.
Chłopiec uśmiechnął się jednak pogardliwie.
„Z pogardą” lepiej.
Przez chwilę kiwał głową rozradowany, lecz uśmiech szybko zelżał i twarz Artura znów stała się kamienna i ostra.
Tutaj wysiadam zupełnie.
sogończycy muszą to robić, by osiągnąć pewien cel. To polityka.
Ten ojciec jest pokornym obywatelem totalitarnego państwa? Partia robi źle, a mimo to robi dobrze? Co jest politycznego i prawidłowego w tym, że kosmici mordują mieszkańców nie swojej planety?

Niestety, ale dobrnęłam tylko do połowy, tekst mnie nie wciągnął, mimo że jest krótki. Dialog jest męczący, nie klei się zupełnie. Ojciec nie zachowuje się jak ojciec, dziesięciolatek nie zachowuje się jak dziesięciolatek. Zupełnie nie panujesz nad swoimi bohaterami, zwłaszcza nad ich zachowaniem, które wydaje się nienaturalne, sztuczne. Siedzi Ci frazeologia. Wstawiasz nieodpowiednie spójniki, źle konstruujesz zdania.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Xiri pisze:Akurat jestem przelotem.
Cholerni sogończycy!
Strzelam, mając do dyspozycji dotychczasowe informacje, że jest to nazwa jakiejś rasy/naród obcy. Czyli będzie z wielkiej litery.
Może być najwyżej wielką literą lub od wielkiej litery, Xiri.

Łapankę zrobię później. Chyba że będziesz miał szczęście Ałtorze i Margo rozbierze ten tekst. Bo tekst to jedynie, nie opowiadanie. Na pierwszy rzut oka widać, że koniec nie pasuje do początku (zawiązania). No i czego tu nie ma: genialny dziesięciolatek, a później siwiejący piętnastolatek (czy mam z tego coś wnioskować?), podziemny silos z rakietą ("Laboratorium Dextera"! :)), dziwny, jakby nieco przygłupi ojciec, organizacja o nazwie VARTO (fonetycznie to jest "warto" - czy z tego też coś ma wynikać? A może to mutacja NATO?), kosmici i konflikt zbrojny.
Za dużo jak na tak krótki tekst.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Jutro koniec wakacji, więc to pewnie moja ostatnia łapanka przed nieobecnością... Nieważne.
Po kolei, od szczegółów do ogółu. :P
Do dzieła!
referowała o zamachu
Polska fleksja niełatwa jest, nie. SJP podaje tylko jeden wariant: referować COŚ (komuś). Chociaż można napisać referat o zamachu.
z napiętą, a zarazem zatroskaną miną.
Styl też trudny. Lepiej: "w napięciu" lub "z zatroskaną miną". Dwa grzyby w barszczu tu są, Autorze. Oczywistości nie trzeba wyjaśniać odbiorcy.
po lewej, na wysokości jej głowy, widniało zdjęcie z miejsca zdarzenia

Oj, ciężko się rozkręca akcja. Po co mi te szczegóły? Zakładasz, że nigdy w życiu nie zdarzyło mi się widzieć dziennika telewizyjnego, Autorze? Jestem stara, ale gdy się urodziłam, na świecie już była telewizja. W Polsce również. Z czasem nawet kolorowa... :P
W środku był jednak zgryziony
Jeju! Pasożyta miał, co mu wyżerał wnętrzności! Aliena pewnie!
przeżywa to w sobie
Filozofia (nawet filozofia języka) to nie moja działka, ale w znaczeniu wyrazu "przeżywać" domyślnie zawarte jest, że w sobie, bo gdzie?
Wygląda mi to wyrażenie wybitnie nie po polsku. Nawet nie po ludzku... :X
uspokajającym był dla niego fakt, że Artur nie ma poważnych zamiarów
Podkreślone - odmiana cokolwiek niepewna, pogrubione - sprzeczność.
Zdanie w całokształcie natomiast jest kulawe strasznie. Normalnie się tego nie dało powiedzieć?
przejawia tylko bujną, nie zagrażającą bezpośrednio zdrowiu, dziecięcą wyobraźnię.
Bo jak nie jest bujna, to zagraża zdrowiu bezpośrednio ta wyobraźnia?
przyjął tonację syna
I zaczęli śpiewać w duecie.
Kupiłem przez Internet podręcznik „Jak wytępić terroryzm”
Czego to w Internecie ludzie nie sprzedają. Aż zaczęłam szukać na Allegro pozycji pt. "Atomówka dla opornych"...
jak wybudować bombę
...zbudować, skonstruować?
Będąc przy drzwiach słyszał jeszcze słowa Artura, że nie spocznie, póki wszyscy sogończycy – co do jednego! – nie znikną z powierzchni Ziemi.
  – Tylko pięć lat, ojcze. Pięć lat! – krzyczał.
Będąc - ten imiesłów nie ma racji bytu w tym zdaniu. Pogrubione orzeczenia odnoszą się do KOGO? Szczególnie ostatnie jest wybitnie problematyczne. Opis sytuacji też wydaje mi się problematyczny - skoro przy drzwiach ojciec (alesz jezdem domyślna, nie?) "jeszcze słyszał", to ten krzyk później wychodzi bardzo sztucznie, bo sformułowania używa się, by podkreślić, że później już nic się nie słyszy z dialogu/konfrontacji/podobnych.
Gdy Artur skończył piętnaście lat i jego twarz pokryły pierwsze srebrne włoski zwiastujące dorosłość
Normalnie, wychodzi mi, że oznaką dorosłości jest siwienie. No, toś mnie, Autorze, zaskoczył...

Mogłabym się czepiać dalej, ale chyba wystarczy. Czysto w pisowni, elegancko w interpunkcji, nawet "grafika" tekstu bez zarzutu (choć tego akurat nie wymagamy tak restrykcyjnie, bo wcięcia akapitów niełatwo zrobić na forum). Ale pochwalam. Niestety, na tym koniec. Kolejny etap przed Tobą, Autorze: składnia i frazeologia, bo tu wyraźnie widać braki.
Przez co język drętwy i nieszczególnie komunikatywny.
O ile fabuła jest dla mnie dość przejrzysta ogólnie, o tyle na szczegółach się rozłazi.
Dialog zawiązujący ciąg zdarzeń to nuda. Statyczny koszmar. Nic się nie dzieje, drętwo dialogują dwie sztuczne postacie (na konstrukcję postaci syna już zwrócono uwagę, na ojca przyjdzie pora), w tle telewizor.
Może miał być komizm jakiś - zestawienie smarkatego geniusza z ojcem-tępakiem? Niestety, ujęcie na to nie wskazuje, a że nie mam poczucia humoru, intuicyjnie też nie wyłapię komizmu - o ile miał być w ogóle komizm...* :X
Końcówka podobna - znowu postacie gadają, akcja rozgrywa się w tle. No, i trudno, tak można.
Pod warunkiem, że wiadomo, o co chodzi. A właśnie o co chodzi - nie wiem.
Początek opisuje nieciekawą sytuację z obcymi i dziesięciolatka, który zapowiada, że problem rozwiąże. Potem mija zapowiedziane pięć lat i dzieciak problem rozwiązuje - (ł)ups. W tym miejscu zakończenie otwarte - miny rzedną, twarze bledną - i po sprawie by było, czepiałabym się tylko nienaturalnych postaci oraz niewyjaśnionego skrótu/skrótowca VARTO. Notabene, ten skrót odnosi się do osób czy organizacji? Zapis jak dla organizacji, użycie w tekście - jak do osób. Dziwne to...
Ale do meritum. (Ł)ups nie jest zakończeniem, po wybuchu bomby następuje jeszcze ojcowski morał i stanowisko ojca wobec nieciekawej sytuacji (po rozwiązaniu syna jeszcze bardziej nieciekawej). I co? Ano właśnie - nico. Rozmywa się wszystko, napięcie spada na pysk.
Wychodzi, że to nie była opowieść, jak syn-geniusz poradził sobie z wydumanym problemem, lecz o stosunkach ojciec (tuman) i syn (geniusz) - ale jeżeli tak, to fabuła nie ma początku, lecz tylko koniec...
A może jeszcze o czymś innym, na przykład przedziwnym sposobie na uzyskanie sobie przez obcych praw na Ziemi. Nie wiem. No, właśnie, proszę Autora, NIE WIEM.
I w tym sęk.
Mam wrażenie, że pomieszałeś dwie fabuły. I dlatego się rozlazło.
__________
*Czuję przez skórę, że komizm miał być... Ale to nadinterpretacja zapewne.
So many wankers - so little time...

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3104
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Nie zawsze na ziemi maj

Post autor: Juhani »

Ja tylko na moment, bo stary już jestem, niedowidzę, a i ze zrozumieniem kłopoty się pojawiają. Właśnie względem tego:
tin pisze:Wiem, co dzieje się na świecie, co te cholerne sogole z nami wyprawiają, i chcę w tym uczestniczyć.
znaczy ręka w rękę z tymi "sogolami" chce on iść przez życie? Chwalebne, chwalebne, tylko po co bombę na sojuszników szykować?

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

Nie sądzę, żeby prezentowany przez auć!tora utwór trzeba było tak drobiazgowo analizować, jak zrobili to poprzednicy. Dla mnie sama idea jest pomysłem idiotycznym. Nawet dziś, gdyby w Necie jakiś Słodowy opublikował instrukcję "Jak zbudować bombę atomową", to zniknęłaby szybciej niż pierdnięcie w huraganie, a ten, co ją byłby napisał, zniknąłby równie szybko. Może sobie z tego nie zdawać sprawy półgłowek z Pcimia, ale ktoś, kto się zabiera za literaturę, powinien o tym wiedzieć. A już wizerunek dziesięciolatka składającego chyłem i tyłkiem atomówkę, a potem budującego rakietowy silos i samą rakietę w przydomowym garażu jest tak idiotyczny, że aż śmieszny. W tym świetle interpunkcja, ortografia i składnia są naprawdę bez znaczenia.
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Xiri
Nexus 6
Posty: 3388
Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45

Post autor: Xiri »

neularger pisze:
Może być najwyżej wielką literą lub od wielkiej litery, Xiri.
No dokładnie.
podziemny silos z rakietą ("Laboratorium Dextera"! :)
No popatrz. Odmóżdżające bajki jednak się do czegoś przydają ;p
ElGeneral pisze: Nawet dziś, gdyby w Necie jakiś Słodowy opublikował instrukcję "Jak zbudować bombę atomową", to zniknęłaby szybciej niż pierdnięcie w huraganie, a ten, co ją byłby napisał, zniknąłby równie szybko.
A nie jest raczej odwrotnie, przynajmniej w Polsce? Przepis na wszystko można znaleźć w necie, tak samo jak każdego można zmieszać z błotem, np. Tuska na YT. Parę lat temu sama widziałam przepis na bombę w książce w księgarni. Jednak wiedzieć to jedno, a mieć pieniądze na to to drugie ;]

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

Różnica konstrukcyjna między zwykłą bombą, a bombą atomową jest chyba nieco większa, niż różnica w konstrukcji zwykłego krzesła i krzesła elektrycznego. A ze zdobyciem materiałów do produkcji "atomówki" miałby trudności Osama bin Laden, a cóż dopiero mówić o dziesięcioletnim smarkaczu...
P. S. To jest skierowane do Ciebie, Xi... Autorowi można co najwyżej poradzić, żeby postarał się lepiej wykorzystać to, co natura osadziła mu między uszami.
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Xiri
Nexus 6
Posty: 3388
Rejestracja: śr, 27 gru 2006 15:45

Post autor: Xiri »

Tam właśnie był przepis na bombę atomową, w tej księgarni. Myślałam, że moje zdanie było oczywiste. Książka, z tego co pamiętam, została napisana na wesoło i były tam przepisy na tego typu rzeczy. Co do bomby atomowej, to zapamiętałam, że jeden ze składkików to 4 kg uranu ;p
Małgorzata pisze:
Jeju! Pasożyta miał, co mu wyżerał wnętrzności! Aliena pewnie!
Tego właśnie nie zacytowałam, bo miałam pewne wątpliwości, jeśli patrzyć na definicję:

zgryziony «taki, który odczuwa zgryzotę; też: świadczący o takim stanie»

Ale jednak dobrze myślałam, że tu coś mocno nie gra.

Normalnie, wychodzi mi, że oznaką dorosłości jest siwienie. No, toś mnie, Autorze, zaskoczył...
Może mu chodzi o pierwszy meszek pod nosem i obok uszu? Takie włoski są czasem białe. Teraz czekamy na sprecyzowanie autora :)

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Chyba się mylisz, Generale. Sposób produkcji bomby atomowej już od dawna nie jest tajemnicą. Wodorowej chyba też nie.
Natomiast - słusznie - materiał do produkcji to insza inszość.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

Kruger pisze:Chyba się mylisz, Generale. Sposób produkcji bomby atomowej już od dawna nie jest tajemnicą. Wodorowej chyba też nie.
Natomiast - słusznie - materiał do produkcji to insza inszość.
Krugerze, zasadę budowy bomby atomowej czy wodorowej przerabiałem na fizyce w szkole średniej. Diabeł tkwi w szczegółach konstrukcji, a te są nieźle strzeżoną tajemnicą.
I... czy tylko ja mam wrażenie, że sam pomysł opowiadania o dziesięciolatku przystępującym do budowy pocisku balistycznego z głowicą jądrową (bo o to w końcu chodzi) i z powodzeniem realizującym to "dziecięce marzenie" jest tak głupi, że naprawdę nie warto z jego powodu bić piany?
Ostatnio zmieniony pn, 09 sty 2012 10:49 przez ElGeneral, łącznie zmieniany 1 raz.
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Owszem. Chyba, żeby potraktować rzecz z przymrużeniem oka, albo w kategoriach absurdu.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Ja tylko zwrócę uwagę, że krytykowanie pomysłu jest, IMO, poza kompetencjami Komentujących. Autor musi umieć pomysł sprzedać, tutaj mu się to oczywiście nie udało, więc krytykować można ewentualnie niewiarygodność historii. Jeżeli jednak Autor zdołałby wiarygodnie sprzedać pomysł genialnego dziesięciolatka budującego bombę atmową, to nie mam nic przeciwko.
I wbrew pozorom struktura opowiadania, składnia i gramatyka jest co najmniej tak ważna jak pomysł. Ostatecznie to Warsztaty, a nie konkurs na najciekawsze opowiadanie.

W tekście za to mnie dziwi, podejrzana łatwość z jaką można wyeliminować kosmitów. Jedna atomówka wystarczy? I nikt wcześniej na to nie wpadł?
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

tin
Sepulka
Posty: 49
Rejestracja: pn, 15 wrz 2008 05:41

Post autor: tin »

Dzięki za komentarze!
Stanislaw_Papryka pisze:Naprawdę trudno jest mi uwierzyć, że takie słowa padają z ust dziesięciolatka. A dziwiły by mnie nawet w ustach dwudziestolatka ;p
Xiri pisze:Ojciec nie zachowuje się jak ojciec, dziesięciolatek nie zachowuje się jak dziesięciolatek. Zupełnie nie panujesz nad swoimi bohaterami, zwłaszcza nad ich zachowaniem, które wydaje się nienaturalne, sztuczne.
ElGeneral pisze:Nawet dziś, gdyby w Necie jakiś Słodowy opublikował instrukcję "Jak zbudować bombę atomową", to zniknęłaby szybciej niż pierdnięcie w huraganie, a ten, co ją byłby napisał, zniknąłby równie szybko. Może sobie z tego nie zdawać sprawy półgłowek z Pcimia, ale ktoś, kto się zabiera za literaturę, powinien o tym wiedzieć. A już wizerunek dziesięciolatka składającego chyłem i tyłkiem atomówkę, a potem budującego rakietowy silos i samą rakietę w przydomowym garażu jest tak idiotyczny, że aż śmieszny.
Nie będę zasłaniał się konwencją, po prostu zapytam: czy w opowiadaniu fantastycznym nie ma prawa pojawić się tego typu nierealistyczna postać? A jeśli ma prawo, to co musiałbym w tekście zawrzeć (jakie elementy), by nie kłuło to w oczy, by nie wzbudzało wątpliwości typu "przecież chłopak jest za młody!", "przecież nie da się kupić takiego podręcznika w sieci!", lecz od razu byłoby widać zamierzoną groteskę? (Pytam jak osoba, która wie, że zrobiła to źle, lecz w przyszłości chciałaby robić dobrze).
Poza tym, Xiri, sama przyznałaś, że nie przeczytałaś całości. A w tym wypadku, nawet jeśli masz rację, moje tłumaczenia nie mają sensu.
Xiri pisze:Bardzo dziwny sposób wywalczania równości, zwłaszcza u nacji z kosmosu.
Fakt, znamy ich od lat i zupełnie to do nich niepodobne :P
Xiri pisze:Albo alieny powinny się korzyć, jak w „Dystrykcie 9”, albo atakować jak w „Dniu Niepodległości”.
Innego wyjścia nie ma? A co, jeśli wpierw się korzą (jak w Dystrykcie) a później buntują? Gdybym wątek "walki z kosmitami" miał rozwinąć, użyłbym czegoś w tym stylu. Ale nie rozwinąłem, bo uznałem to za zbędne dla opowieści. Być może błędnie tak uznałem.
Xiri pisze:Walka o wolność polega na atakach gości na gospodarzy i robieniu sobie wrogów?
Z definicji, nie. Jednak zwrot "ich głupia walka o równość" występuje wyłącznie w dialogu.
Ale w sumie niczego to nie zmienia. Wątku politycznego nie rozwinąłem, więc w tekście odpowiedzi nie ma. Mój błąd, i tyle.
Xiri pisze:Jak wyżej. Skąd tu nagle wzięli się bogowie? Czemu są to słowa narratora, a nie bohatera? Chłopak mógł to przecież powiedzieć sam. „Dlaczego, na bogów, mają ginąć niewinni ludzie?” I czy ci bogowie są tacy istotni dla fabuły? Element wiary bohatera jest niezbędny w tym miejscu?
A to tylko niewinne porównanie (niepotrzebnie, widać, użyłem liczby mnogiej).
Małgorzata pisze:Jutro koniec wakacji, więc to pewnie moja ostatnia łapanka przed nieobecnością...
Ale mi się poszczęściło :)
Małgorzata pisze:
przyjął tonację syna
I zaczęli śpiewać w duecie.
Akurat z tym określeniem gdzieś już się spotkałem.
Według SJP:
tonacja
(...)
3. «zabarwienie uczuciowe, stylistyczne czegoś»
Czy mimo to zwrot użyty niewłaściwie?
Małgorzata pisze:(...) oraz niewyjaśnionego skrótu/skrótowca VARTO. Notabene, ten skrót odnosi się do osób czy organizacji? Zapis jak dla organizacji, użycie w tekście - jak do osób. Dziwne to...
neularger pisze:organizacja o nazwie VARTO (fonetycznie to jest "warto" - czy z tego też coś ma wynikać? A może to mutacja NATO?)
Jest tak, jak mówi neularger - VARTO jest wariacją od NATO, przynajmniej w kwestii nazwy.
Właśnie chciałem zacząć się bronić, ale faktycznie, użyłem jej źle. Ewidentny błąd.
A co do samej nazwy - jest przypadkowa. Znaczenie nie było ważne dla fabuły, więc je pominąłem.
Małgorzata pisze:*Czuję przez skórę, że komizm miał być... Ale to nadinterpretacja zapewne.
Nie, komizm miał być, heh.
Xiri pisze:Może mu chodzi o pierwszy meszek pod nosem i obok uszu? Takie włoski są czasem białe. Teraz czekamy na sprecyzowanie autora :)
Tak, miałem na myśli zarost (ten pierwszy, tzw. dziewiczy).

ODPOWIEDZ