W chwili śmierci gaśnie fonia

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Katerina Znad Przepaści
Sepulka
Posty: 33
Rejestracja: sob, 28 sty 2012 00:05

W chwili śmierci gaśnie fonia

Post autor: Katerina Znad Przepaści »

Wieczór należał do tych spokojnych, kiedy to powiew lekkiego wiatru wcale nie utrudnia spacerowania. Przechodziłem właśnie niedaleko miejskiej biblioteki, gdy moją uwagę przyciągnęło dwóch delikwentów. Obaj byli ubrani w czarne kurtki, z tą różnicą, że jeden miał skórzaną a drugi - bawełnianą. Styl ubioru tego w skórzanej był raczej oczywisty. Mogłem się założyć, że słucha różnych odmian tego… No… Jak to się nazywało? Ah! Metalu! Tak, metalu! Nigdy nie pojmę etymologii tej nazwy, ale i nie mam zamiaru. Czułbym do siebie obrzydzenie, kiedy zacząłbym zgłębiać upodobania kulturowe tych miernych istot. Po co mi to, skoro z łatwością mogłem wyssać z nich życie? Co do stylu drugiego, ten już nie był tak oczywisty. Każda z części garderoby wyglądała, jakby pochodziła z innej szafy. Nie byłem znawcą mody, ale musiałem przyznać, że ja miałem chociaż odrobinę gustu, a ta flanelowa koszula w kratę i niebieskie jeansy gwałciły brutalnie moje, już i tak marne, poczucie estetyki. Oprócz dziwnego ubioru wyróżniało go jeszcze coś. Miał śnieżnobiałą skórę i włosy, a jego tęczówki wyglądały, jakby były pozbawione koloru. Co więcej, srebrna poświata wokół niego informowała mnie, że nie był on śmiertelnikiem. Zaintrygowany postanowiłem za nimi pójść, słuchając potoku słów, jaki wyrzucał z siebie wyznawca metalu. Nie lubiłem ciszy, dlatego historie o jego pijackich wybrykach mnie nie zniechęciły. Najważniejsze, że do moich uszu dochodziły dźwięki. Cisza mnie przerażała.

Trzymałem się za nimi, idąc w bezpiecznej odległości. Z naprzeciwka zbliżała się do nich para – jakiś budrys z morderczym wyrazem twarzy i piękna blondynka, której luźna błękitna bluzka i szpilki były idealnym dopełnieniem skórzanej mini. Zmarszczyłem brwi, ponieważ otaczała ją dziwna poświata. Miała równie błękitny odcień, jak jej buty, a dodatkowo przerywana była jasnymi promieniami, całość pokrywały gdzie nie gdzie czarne plamy, jakby jej aura gdzieś się pobrudziła. Niezaprzeczalnie była nieśmiertelną i coś mi mówiło, że dosyć groźną. Ciekawiło mnie czy jej towarzysz zdawał sobie z tego sprawę.
- Cześć, Ben! - nagle odezwała się do gościa we flaneli, kiedy go minęła. Milczał.
- Ben. Kto to był? – po dłuższej chwili zapytał go metalowiec.
- Wyobraź sobie, że jakiś czas temu przyłapała mnie, jak się na nią gapiłem… - odparł zdawkowo Ben. Dalsza podróż utonęła w niezręcznej ciszy, którą chciałem wypełnić pogwizdywaniem, jak to zwykle robiłem, ale tym razem musiałem to przetrwać. Nie chciałem zwracać na siebie uwagi. Zgłodniałem, a metalowiec wyglądał dość pożywnie.



Na całe szczęście spacer w ciszy nie trwał przesadnie długo. Doszliśmy do dzielnicy portowej. Przed nami widać było duży budynek, a właściwie statek, a może dwa w jednym? Wyglądało, jakby piracka łajba zacumowała w betonie. Nad ogromnymi drzwiami zauważyłem szyld z nazwą: Tawerna Lej w Gardziel.
- Jasna dupa! Kto to wymyślił? – mruknąłem pod nosem sam do siebie, komentując głupawą nazwę. Takie coś mógł wymyślić tylko człowiek! Pokręciłem z pogardą głową i wszedłem do tawerny za mężczyznami.



W moje nozdrza uderzył skomasowany zapach ludzi. Z trudem powstrzymałem kły, które zdecydowały, że powinienem coś zjeść. Rozejrzałem się po wnętrzu tawerny i wzdrygnąłem się. To mi przypominało sytuację z przeszłości.



Był wiek XV, a ja byłem jeszcze całkiem świeży w nieśmiertelnym świecie. Ukrywałem się w grocie nieopodal malutkiego portu. To było idealne miejsce, jako że było znacznie oddalone od miasta. Miałem ciszę i spokój. Nikt nieproszony nie plątał się po grocie, ponieważ od czasu, kiedy zaginęły trzy osoby, ludzie od niej stronili. Uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie każdej z trzech ofiar. W portowym barze mieszkał i pracował barman oraz dwóch kelnerów, a jedynymi klientami byli ci, którzy postanowili zacumować w porcie i zrelaksować się przez chwilę, racząc się trunkami w barze.
Do kei zacumował niewielki statek Jolly Roger, z którego po chwili wybiegła banda rozwścieczonych żeglarzy, którym przewodziła kobieta. Od razu wzbudziło to moje zainteresowanie. Kiedy usłyszałem krzyki przerażenia, dobiegające z portowego baru, a po chwili dołączył do nich zapach świeżej, jeszcze ciepłej krwi, postanowiłem sprawdzić, co się dzieje.
Podszedłem do budyneczku, zaglądając przez okno. Podłoga usłana była zakrwawionymi ciałami obsługi i kilku klientów, którzy się tam znajdowali. Między nimi przechadzała się załoga Jolly’ego plądrując wszystko, co było do splądrowania. Na ladzie barowej siedziała kobieta - zapewne ich przywódczyni – popijając rum wprost z butelki.
- Szybciej, szczury lądowe! – wrzasnęła, co wprowadziło popłoch pośród jej załogi. Uśmiechnąłem się pod nosem. Nie dość, że była piękna, to jeszcze taka silna i władcza. Oblizałem spierzchnięte usta i schowałem kły, wchodząc spokojnym krokiem do baru.
- Witaj, piękna. – powiedziałem i ukłoniłem się lekko, na co kobieta zeskoczyła z blatu i cisnęła butelką, która napotkała ścianę i rozprysnęła się w drobne kawałki szkła obficie skropionego rumem.
- Czego chcesz? – wrzasnęła, unosząc w moim kierunku swój ogromny nóż abordażowy. Podszedłem nieco bliżej, omijając zwłoki barmana, na którego twarzy wciąż malowało się przerażenie.
- Właściwie, to sam nie wiem. Usłyszałem krzyki i postanowiłem sprawdzić, co jest ich przyczyną. – powiedziałem, obserwując zielone oczy piratki, które na ułamek sekundy oderwały się ode mnie, po czym wróciły. Nagle chwyciłem kord, który był wbity w barmana i odwróciłem się, wbijając go w bok jednego z żeglarzy, który brał na mnie zamach. Ostrze przeszło na wylot.
- Dobrze naostrzone cholerstwo! – przyznałem w duchu, patrząc jak zaskoczony żeglarz upada bezwładnie na podłogę, dołączając do swoich ofiar.
- Przydasz się nam. - powiedziała nagle, podchodząc do mnie bliżej. - Planujemy coś grubszego, więc albo idziesz z nami albo dołączasz do nich. - powiedziała, patrząc na zwłoki.
- Nadobna pani, mam nadzieję, że to nie jest groźba, bo z łatwością mógłbym pokonać całą waszą grupkę. - powiedziałem spokojnie. - Jednak będę zaszczycony, mogąc płynąć razem z tobą. - dodałem z lekkim uśmiechem.
- Cieszy mnie to. Jestem Marry, jak ciebie zwą? - rzuciła, podając mi rękę.
- Merec. - odpowiedziałem krótko.
- Weź sobie broń i zapraszam na pokład. - poleciła i ruszyła w stronę wyjścia, pozwalając oglądać mi jej rytmicznie kołyszące się wdzięki.

Jolly Roger nie należał do największych statków, ale musiałem przyznać, że był bardzo zadbany, jak na piracką łajbę. Nie wiem, co takiego miała w sobie ta dziewczyna, ale jej załoga wykonywała każde jej polecenie. W kilka chwil statek był załadowany i wyruszyliśmy w morze. Noc była spokojna, dlatego nie płynęliśmy zbyt szybko, a nie było potrzeby, żeby załoga wiosłowała. Nikomu się nie spieszyło. Cieszyło mnie to, bo nie miałem wiele czasu, jako że w dzień powinienem znaleźć się w grocie. Nikt nie wprowadzał mnie w bycie wampirem, ale przez te kilkadziesiąt lat zdążyłem nie raz się przekonać, że promienie słoneczne nie są moimi sprzymierzeńcami.
- Skoro zabiłeś naszego pomywacza, to przejmujesz jego obowiązki. – powiedziała Marry, wciskając mi w rękę wiadro i szmatę, po czym zniknęła w swojej kabinie, nie czekając nawet na odpowiedź. Zostałem na pokładzie wraz zresztą załogi, liczącą sześciu mężczyzn i przeklętą ciszą, przerywaną jedynie szumem morza. Byłem coraz bardziej poirytowany. Postanowiłem wykorzystać chwilę, kiedy Marry była odizolowana i wykończyć żeglarzy, żeby nikt nam nie przeszkadzał. Podszedłem do jednego z nich, który pilnował drzwi do kabiny ich kapitan. Spojrzałem mu głęboko w oczy, przytrzymując głowę, którą chciał odwrócić.
- Śpiewaj, marynarzu, śpiewaj! – zachęciłem go. - A kiedy pstryknę palcami, przeszyj się kordem na wylot i wyskocz za burtę. – dodałem. – Zrozumiałeś? – upewniłem się jeszcze. Mężczyzna w odpowiedzi rozpoczął śpiewanie szanty, która już od pierwszych słów była mało przyzwoita. Uśmiechnąłem się pod nosem i wszedłem na bocianie gniazdo, skręcając żeglarzowi kark, nim zdążył zaprotestować. Zszedłem z powrotem na pokład i zaszedłem od tyłu innego, kończąc jego żywot w ten sam sposób. Fakt, że byłem dużo szybszy i silniejszy od śmiertelników pozwolił mi uporać się z pozostałą trójką błyskawicznie. Na sam koniec stanąłem naprzeciwko, śpiewającego marynarza i rozbawiony pstryknąłem palcami, czekając na samobójczy spektakl. Musiałem przyznać, że chłopak zaskoczył mnie pozytywnie, bo kiedy wbił w siebie ostrze i wypadał za burtę nieustannie śpiewał, dopóki nie zniknął w morskiej toni. Wprawiony w dobry nastrój, postanowiłem odwiedzić kajutę pani kapitan.

Starałem się stąpać jak najciszej mogłem, zbliżając się powoli do łóżka, które oświetlał jedyne blask księżyca wpadający przez maleńki bulaj. Moje oczy rozszerzyło zdumienie, kiedy zauważyłem, że łóżko jest puste. Odwróciłem się w stronę drzwi nie widząc nigdzie kobiety. Zmarszczyłem brwi. Nagle poczułem na plecach coś ostrego, a na karku oddech Marry.
- Wynoś się stąd, dopóki możesz! – wrzasnęła, co wywołało mój uśmiech.
- Moja droga, z łatwością pozbyłem się całej twojej załogi w kilka chwil, myślisz że przestraszę się ciebie? – zapytałem rozbawiony. Kobieta nie czekała na odpowiedź, tylko wbiła we mnie przedmiot, który niefortunnie wziąłem za ostrze jej noża. Przeszył mnie okropny ból i poczułem, jak wbity przedmiot skwierczy wewnątrz mnie.
- Wynoś się! – powtórzyła, odsuwając się ode mnie, kiedy osunąłem się na kolana. Sięgnąłem ręką za siebie i wyciągnąłem z pleców wbity przedmiot, który samym dotykiem poparzył mi rękę. Rzuciłem go na podłogę. Zdziwił mnie fakt, że był to tylko drewniany krucyfiks, zaostrzony na końcu, a rana po nim dalej mnie parzyła, podobnie jak dłoń. Nigdy wcześniej, nic tak na mnie nie zadziałało, a rany goiły się niemal natychmiast w przeciwieństwie do tych, które wydawały się ciągle takie same, jak chwilę temu.
- Interesujące… - mruknąłem pod nosem, wstając z podłogi. Coś mi mówiło, że Marry wiedziała, kim jestem i że to nie przypadek, że wbiła we mnie krucyfiks, a nie nóż abordażowy. Zdążyłem złapać piratkę za rękę w ostatniej chwili, nim wbiła mi w pierś kolejny krzyż z ukrzyżowaną postacią. – Coś czuję, że będziesz moją najciekawszą ofiarą. – powiedziałem cicho, ściskając jej przegub tak mocno, aż w końcu wypuściła przedmiot z dłoni. Odwróciłem ją plecami do siebie i wyszedłem z nią z kajuty.
- Zobacz, Marry. To twoja marna załoga. – wyszeptałem jej do ucha. – Żaden nawet nie zorientował się, że umiera. – kontynuowałem. - No może oprócz tego na górze. – dodałem po chwili, przypominając sobie zaskoczoną minę obserwatora z bocianiego gniazda.
- Niech Bóg będzie mi świadkiem, że nadejdzie taki wieczór, kiedy zginiesz z kobiecej ręki. Zginiesz jak tchórz! Poza burtą statku! – wykrzyknęła, tuż przed tym, jak zatopiłem kły w delikatnej skórze jej szyi. W życiu nie piłem tak wspaniałej krwi! Była taka świeża, czysta, słodka… Mógłbym nazwać to wydarzenie ucztą idealną, ale był jeden ogromny minus – kobieta milczała. Szarpała się, dopóki była świadoma, ale nie wydała z siebie żadnego dźwięku, a kiedy straciła przytomność, ucichły także dźwięki szarpaniny. Pożywiałem się w totalnej ciszy, podsycanej spokojnym szumem morza. Zacząłem odczuwać strach, mimo że piratka miała w sobie zaskakująco dużo krwi. Kiedy wyssałem ją do cna, pozwoliłem jej ciału bezwładnie opaść na pokład. Popatrzyłem na jej bladą skórę i burzę rudych loków. Bardzo prawdopodobne, że gdybym nadal był człowiekiem, to bym się w niej zakochał. Była piękna i odważna. Była ruda i wulgarna. Ideał! Totalne przeciwieństwo tych wszystkich tandetnych księżniczek, których słabość i pospolitość mnie odpychała. Skąd w ogóle takie myśli? Przecież ja jestem wampirem, a rudowłosa była moim posiłkiem, więc nie ma co się dalej nad tym zastanawiać! Tamtego wieczoru po raz pierwszy skosztowałem prawdziwej Krwawej Marry, która uświadomiła mi, że posiłek w ciszy jest nie do przyjęcia.



- Co podać? – z zamyślenia wyrwał mnie barman. Podniosłem wzrok. Przede mną stał brodaty facet z przepaską na oku i sztuczną papugą przytroczoną do ramienia.
- Krwawą Marry. – uznałem, że skoro już jestem na udawanym statku, to świetnym pomysłem będzie uczczenie pamięci o Marry udawaną Marry. Rozejrzałem się po sali, w poszukiwaniu mężczyzn, za którymi tu przyszedłem. Siedzieli przy stoliku obok bulaju. Postanowiłem zostać przy barze i obserwować ich z bezpiecznej odległości. Ten we flaneli zamówił coś, co wyglądało jak whisky, a drugi - wielki kufel z piwem. Popatrzyłem uważniej. Nie mogłem zrozumieć, po co mu w tym kuflu kieliszek. No cóż, ludzie i ich dziwne zachowania.

Siedziałem przy barze, wpatrując się w swoje znudzone odbicie w lustrze barowym. Przesunąłem ręką, pokrytą bliznami po oparzeniach, po swoich blond włosach, co zmusiło je do pozostania zaczesanymi do tyłu. Nudziłem się tak okropnie, że już kilka razy miałem zamiar wstać i zapolować na kogoś innego, ale coś zmuszało mnie do czekania. Nagle w barze rozległo się głośne buczenie. Odwróciłem się i spojrzałem w stronę Bena i jego przyjaciela z kuflem, który spał na blacie stołu. Pozostali klienci buczeli, a barman wyrył nożem coś na ścianie, kręcąc głową na boki. Ben posłał mu uśmiech i zaczął podnosić pijanego metala. Patrzyłem, jak taszczy go w stronę wyjścia, a po chwili znika za drzwiami. Dopiłem spokojnie zawartość swojej szklanki, ignorując kwaśność soku pomidorowego. Nie lubiłem tego drinka, ponieważ w ogóle nie przypominał smaku prawdziwej Marry, ale w taki dzień jak ten, zamówiłem go ku jej pamięci. Wstałem i ruszyłem na zewnątrz.



Moją twarz owiewał chłodny wiatr. Noc zrobiła się znacznie chłodniejsza niż wieczór. Obserwowałem flanelowego Bena, który nieudolnie próbował postawić na nogi pijanego. Dotarło do mnie, że on chyba nie jest jego ofiarą, tak jak założyłem wcześniej.
- No, no, no! Kogo my tu mamy? – postanowiłem się wreszcie odezwać. Mężczyzna odwrócił się w moją stronę i uważnie mi się przyglądał.
- Czego chcesz? – odparł agresywnie, co nie pasowało do jego flanelowej koszuli. Muszę przyznać, że mile mnie to zaskoczyło, ponieważ uznałem go za mięczaka.
- Niezły kąsek sobie upolowałeś! – powiedziałem, badając sytuację czy to jego ofiara czy też faktycznie kumpel. Wciąż nie miałem pojęcia, kim on dokładnie jest.
- Nie wiem, o co ci chodzi. – odpowiedział, co trochę mnie skołowało. Albo udawał głupka albo nim był. Zapewne zaraz się to wyjaśni.
- Nie ma łatwiejszej ofiary od nietrzeźwego śmiertelnika! Sprytne! – pochwaliłem, szturchając go przyjacielsko w ramię.
- Odczep się! – flanelowy Ben nie zmieniał swojego agresywnego nastawienia.
- Oh, demonek się stawia? – zapytałem prześmiewczo i wystawiłem kły, czekając na jego reakcję, ale coś mi mówiło, że jest dużo słabszy ode mnie.
- Odsuń się, zanim tego pożałujesz! – rzucił we mnie pustą groźbą, co wielce mnie rozbawiło. Roześmiałem się i błyskawicznie zaszedłem go od przodu. Nie chciało mi się już gadać. Byłem głodny, więc złapałem pijanego i wyrwałem z rąk Bena.
- Soest? – wybełkotał mój przyszły posiłek. Zbliżyłem się do jego szyi. Jego tętnica pulsowała tak kusząco. Nie każda ofiara miała tak cudownie wyeksponowaną tętnicę. W całym swoim żywocie, jak do tej pory, miałem takich zaledwie kilka, ale niepodważalnie pierwszą i najznakomitszą była właśnie Marry. Flanelowy Ben ruszył w moim kierunku. Z łatwością go odepchnąłem. Upadł na chodnik. Rozległo się kilka cichych trzasków. Uśmiechnąłem się pod nosem, bo to oznaczało, że coś złamał, więc nie będzie mi przeszkadzał w posiłku. Stęknął z bólu. Miałem skrytą nadzieję, że może zacznie krzyczeć albo płakać, ale niestety nie zrobił mi tego zaszczytu.
- Ben! Hon mnie napłastuje! – przemówił mój posiłek, nieudolnie się szarpiąc. Cała nadzieja w nim. Oby krzyczał, bo noc była dzisiaj za cicha. Odczekałem jeszcze kilka sekund, podsycając jego strach. Uwielbiałem posmak przerażenia. Wbiłem kły w tę cudowną tętnicę. Z początku ssałem łapczywie, ale postanowiłem zwolnić, żeby kilka sekund dłużej podelektować się krzykami ofiary. Musiał sporo wypić, bo miał alkoholowy posmak, ale nie przeszkadzało mi to zupełnie. Z chwilą, gdy skończyłem, upuściłem puste zwłoki metala na chodnik i ruszyłem w stronę flanelowego Bena, który teraz wyglądał na przerażonego. Nieudolnie czołgał się po chodniku, jakby to miało go uratować. Złapałem go za szyję i przewróciłem na plecy.
- I co teraz powiesz? – powiedziałem, śmiejąc się z jego głupiej miny, która wyrażała nic innego, jak czystą postać strachu. Zdumiony spojrzałem na niego, kiedy uniósł rękę, a po chwili uderzył mnie pięścią w twarz. W odpowiedzi uraczyłem go kolejną salwą śmiechu. Bardzo możliwe, że upojenie alkoholowe lekko mi się udzieliło. Flanelowy Ben otworzył usta. Chyba chciał mnie błagać o litość, ale zamiast słów z jego ust wydobył się głośny krzyk. Byłem jednocześnie zaskoczony i zachwycony. Jaki on był piękny! Nie miałem zamiaru się na nim pożywiać, ale tak cudnie przerwana cisza nocy nie mogła się zmarnować. Zignorowałem ostrzeżenie wysłane przez mój instynkt, który wspominał coś o Krzyku, zwiastującym śmierć. Później będę się martwił konsekwencjami, teraz czas się zabawić. Patrzyłem uważnie na chłopaka, zastanawiając się, gdzie ugryźć najpierw.
Nagle poczułem, jakby coś wbiło się w moje plecy i powoli rozrywając tkanki mojego ciała, przebijało się do samego wnętrza. Poczułem w sobie obecność obcej aury, już gdzieś ją widziałem. Nawet dzisiaj! Czułem jej błękitną barwę przerywaną jasnymi promieniami. Nagle poczułem ucisk na sercu, jakby ktoś wziął je w rękę, a potem ostre szarpnięcie. Po chwili spojrzałem w dół. Coś dziwnego działo się z moją klatką piersiową. Skóra lekko się wybrzuszyła, zupełnie jakby coś chciało ze mnie wyjść. Wybrzuszenie nagle pękło, boleśnie rozdzierając moją skórę. To, co zobaczyłem wywarło na mnie tak ogromne wrażenie, że nie byłem w stanie nic zrobić. Z mojej piersi wystawała szponiasta dłoń, dzierżąca moje serce. Ręka była ewidentnie kobieca. Nagle wszystko ucichło. Widziałem krzyczącego Bena, ale nie mogłem go usłyszeć. Wpadłem w panikę. Poczułem się taki zmęczony i słaby. Widząc swoje wyrwane serce, zrozumiałem, że umieram. Podniosłem wzrok, którego pole zwężało się w zastraszającym tempie. Ostatnim, co zobaczyłem była burta, należąca do tawerny, a ja byłem poza nią. Pomyślałem o ostatnich słowach mojej Marry. Dostałem za swoje. Skoro teraz umieram i już nie będę wampirem, to może jest szansa, że jak się znów z nią spotkam, to mi wybaczy? Minęło tak wiele stuleci, a ja nie mogłem o niej zapomnieć, to musiało coś oznaczać! To pewne, że będzie na mnie wściekła, ale może z czasem da mi szansę? Obraz zniknął i nastała ciemność. Czułem tak okropny strach, bo jedyna rzecz, która mnie przerażała, teraz mnie owładnęła. Było tutaj tak cicho. Czekałem aż przeniosę się do pięknej krainy, gdzie już nigdy nie usłyszę ciszy i wreszcie będę szczęśliwy.
- Szczęśliwy wraz z Marry. – pomyślałem, zanim rozsypałem się w pył, nie wiedząc, że na wampira nie czeka ani nikt, ani nic - one po prostu przestają istnieć. Zostałem unicestwiony, a ostatnim, co usłyszałem była mrożąca krew w żyłach cisza. Jak ja nienawidziłem ciszy!
I'm an author I can do, what I want!

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Re: W chwili śmierci gaśnie fonia

Post autor: Cordeliane »

Katerina Znad Przepaści pisze:Wieczór należał do tych spokojnych, kiedy to powiew lekkiego wiatru wcale nie utrudnia spacerowania.
Bo w niespokojne wieczory porywy lekkiego wiatru utrudniają spacerowanie?...
Obaj byli ubrani w czarne kurtki, z tą różnicą, że jeden miał skórzaną a drugi - bawełnianą.
A skąd wiadomo, że nie lnianą z domieszką wiskozy? Z jakiej odległości da się to odróżnić?
ja miałem chociaż odrobinę gustu, a ta flanelowa koszula w kratę i niebieskie jeansy gwałciły brutalnie moje, już i tak marne, poczucie estetyki
Jeśli miał marne poczucie estetyki, to nie miał raczej nawet odrobiny gustu.
jakiś budrys z morderczym wyrazem twarzy
Litwin? To też z daleka widać?
dziwna poświata. Miała równie błękitny odcień, jak jej buty, a dodatkowo przerywana była jasnymi promieniami, całość pokrywały gdzie nie gdzie czarne plamy, jakby jej aura gdzieś się pobrudziła.
Ojeju, poświata w kolorze butów, przerywana (sic! może jednak miała być chociaż przetykana?) jasnymi promieniami, i na tym jeszcze czarne plamy. Ani chybi jakaś choroba zakaźna.
Był wiek XV [...] W portowym barze mieszkał i pracował barman oraz dwóch kelnerów
Kelnerów, w XV wieku?
Do kei zacumował niewielki statek Jolly Roger
Jolly Roger to nazwa bandery pirackiej. Primo, nikt nie nazwałby tak samego statku, a secundo, statki wtedy nie miały wymalowanych pięknych i czytelnych napisów na obu burtach. Skąd niby obserwator miał znać tę nazwę?
Podszedłem do budyneczku, zaglądając przez okno.
To by oznaczało, że podchodził i jednocześnie zaglądał. Złe użycie imiesłowu.
Podłoga usłana była zakrwawionymi ciałami obsługi i kilku klientów, którzy się tam znajdowali.
Miały etykietki, te ciała, żeby było wiadomo kto klient, a kto obsługa? A może była tam czyjaś żona, która chciała nakłonić męża do powrotu do domu? Skąd wiadomo, że nie, i po co w ogóle ta informacja?
- Witaj, piękna. – powiedziałem.
Pierwsze chyba wystąpienie konsekwentnie powielanego błędu. Tu się nie stosuje kropki - weź, Autorko, dowolną powieść i popatrz, jak są zapisywane dialogi.
wrzasnęła, unosząc w moim kierunku swój ogromny nóż abordażowy
To świetnie, że nie pożyczony.
Jestem Marry, jak ciebie zwą?
Mary. Zwłaszcza, że potem będzie krwawa Mary.
Na sam koniec stanąłem naprzeciwko, śpiewającego marynarza
I przecinek w niewłaściwym, miejscu.
wbiła we mnie przedmiot, który niefortunnie wziąłem za ostrze jej noża. Przeszył mnie okropny ból i poczułem, jak wbity przedmiot skwierczy wewnątrz mnie. [...]Sięgnąłem ręką za siebie i wyciągnąłem z pleców wbity przedmiot
Aby czytelnik należycie zrozumiał, że bohaterowi wbito jakiś przedmiot, poinformujemy o tym przynajmniej trzy razy.
był to tylko drewniany krucyfiks [...] Zdążyłem złapać piratkę za rękę w ostatniej chwili, nim wbiła mi w pierś kolejny krzyż z ukrzyżowaną postacią
Ile krucyfiksów miał pod ręką w swojej kabinie kapitan przeciętnej pirackiej łajby w XV wieku?

Przestanę, chociaż do końca jeszcze daleko - i po drodze też sporo pominęłam. Główne problemy: nadopisy, nieistotne ani dla akcji, ani dla budowania nastroju (a można się w nich łatwo zaplątać - co się też stało), zbędne zaimki, powtórzenia, kulawa frazeologia i dobór słownictwa, miejscami brak logiki...
Ale przede wszystkim - brak fabuły. No litości, tekst o wampirze? Toż tyle tego ostatnio, że sama sobie, Autorko, wyborem takiego tematu strzelasz w kolano. I żeby jeszcze na tej kanwie cokolwiek nowego, zaskakującego, oryginalnego, tyci, malusieńki pomyślik, iskierka... no nic, niczego absolutnie tu nie widzę, przykro mi. Ani pomysłu, ani wykonania, ani utworu.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
Alfi
Inkluzja Ultymatywna
Posty: 20009
Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29

Re: W chwili śmierci gaśnie fonia

Post autor: Alfi »

Cordeliane pisze:
jakiś budrys z morderczym wyrazem twarzy
Litwin? To też z daleka widać?
Oj, tu się lekko zagalopowałaś. Budrys, pisany małą literą, jest jak najbardziej używany w języku potocznym, a oznacza osobnika młodego i mniej lub bardziej chuliganowatego.
Z całą resztą się zgadzam.
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Re: W chwili śmierci gaśnie fonia

Post autor: Cordeliane »

Alfi pisze:
Cordeliane pisze:
jakiś budrys z morderczym wyrazem twarzy
Litwin? To też z daleka widać?
Oj, tu się lekko zagalopowałaś. Budrys, pisany małą literą, jest jak najbardziej używany w języku potocznym, a oznacza osobnika młodego i mniej lub bardziej chuliganowatego.
Z całą resztą się zgadzam.
A, to przepraszam. Specjalnie nawet to sprawdzałam, ale w dostępnym mi słowniku nie było takiego znaczenia.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Katerina Znad Przepaści
Sepulka
Posty: 33
Rejestracja: sob, 28 sty 2012 00:05

Post autor: Katerina Znad Przepaści »

Dziękuję pięknie za porządną krytykę! Co do tematu – to czysty przypadek, że to wampir. Mój błąd, że słowem wstępu nie napisałam, że to opowiadanie dodatkowe do dłuższego dzieła, nad którym pracuję. Niestety jego fragmentu nie mogę tu umieścić, bo nie lubicie tak długich. Po prostu chciałam opisać jedną scenę z perspektywy innego bohatera niż główny i padło na postać epizodyczną, która pojawia się, a potem i tak ginie. Możliwe, że w zestawieniu z tamtą sceną, miała by ona więcej sensu. A kolana i tak mam uszkodzone, więc jeden strzał w te czy we w te… ;)

„Bo w niespokojne wieczory porywy lekkiego wiatru utrudniają spacerowanie?...”
Okej, czyli wywalić „lekki”?

„A skąd wiadomo, że nie lnianą z domieszką wiskozy? Z jakiej odległości da się to odróżnić?”
Lepiej, jak to mniej sprecyzuję, tak?

„Jeśli miał marne poczucie estetyki, to nie miał raczej nawet odrobiny gustu.”
Dlaczego niby? „Marne” nie oznacza, że miał jego zupełny brak, a „odrobina”, to odrobina.

„Litwin? To też z daleka widać?”
A no Litwin. A czemu by nie? Wiem, co to znaczy „budrys” zarówno w rozumieniu właściwym, jak i potocznym. I to było zamierzone, ale okej, teraz widzę, że mogłam dopisać, po czym bohater to wywnioskował.

„Ojeju, poświata w kolorze butów, przerywana (sic! może jednak miała być chociaż przetykana?) jasnymi promieniami, i na tym jeszcze czarne plamy. Ani chybi jakaś choroba zakaźna.”
To też jest zamierzone i ma głębszy sens. Co do promieni, to może i „przetykana” faktycznie brzmi lepiej, ale chciałam oddać taki obrazek, jakby w niebieską mgłę ktoś nagle powbijał jasne promienie, które przerwały jej całość. Może macie pomysł na jakieś jeszcze inne słowo? A czarne plamy? Choroba zakaźna? Tak! Właśnie tak! Może nie zakaźna, ale niewątpliwie coś jak choroba. Cieszę się, że odniosłaś takie wrażenie, bo takie miało sprawiać, mimo że miałaś na celu wyśmianie tego. ;)

„Kelnerów, w XV wieku?”
Słuszna uwaga. A jak nazwać kelnerów w tamtej epoce? Jest jedno słowo, czy muszę bardziej opisowo? Nie mogłam znaleźć z którego wieku pochodzi słowo „kelner”, tak więc zdecydowałam się go użyć.


„Jolly Roger to nazwa bandery pirackiej. Primo, nikt nie nazwałby tak samego statku, a secundo, statki wtedy nie miały wymalowanych pięknych i czytelnych napisów na obu burtach. Skąd niby obserwator miał znać tę nazwę?”
Wiem, że to nazwa bandery pirackiej. Używali jej gdzieś tak właśnie od XV wieku i pochodzi od francuskiego „joli rouge”. W tym miejscu odrobiłam lekcje. A skąd wiesz, że nikt by tak nie nazwał statku? Co do wymalowanego napisu, to było to możliwe, ponieważ gdzieś później wspomniałam, że był dość zadbany, jak na piracką łajbę, więc równie dobrze pani kapitan mogła mieć taką fanaberię i zadbać o napis. Sama wiesz, jak kapryśne bywają kobiety! ;) Ale może i powinnam tutaj coś dopisać. Zdziwić się bohaterem, że jest nazwa i więcej opisu poświęcić statkowi.

„To by oznaczało, że podchodził i jednocześnie zaglądał. Złe użycie imiesłowu.”
Hmmm… Faktycznie. Może lepiej by było „podchodziłem”? Chciałam pokazać, że szedł w jego stronę i obserwował przez okna.

„Miały etykietki, te ciała, żeby było wiadomo kto klient, a kto obsługa? A może była tam czyjaś żona, która chciała nakłonić męża do powrotu do domu? Skąd wiadomo, że nie, i po co w ogóle ta informacja?”
Skoro bohater mieszkał sobie w grocie obok i obserwował ludzi tam pracujących, to umiał rozróżnić barmana od kelnerów. Może powinnam dopisać, że mieli inne ubrania? W sumie czemu nie? Albo po prostu to wywalę. Pomyślę. Było kilku klientów, to mam ich wszystkich opisywać? Skoro wyobraźnia czytelnika chce żeby tam była czyjaś żona, która chciała nakłonić męża do powrotu do domu (w takim razie musiała sobie tutaj przywiosłować łódką ;) ), so let it be!

„Pierwsze chyba wystąpienie konsekwentnie powielanego błędu. Tu się nie stosuje kropki - weź, Autorko, dowolną powieść i popatrz, jak są zapisywane dialogi.”
Faktycznie. Dzięki. Od razu popoprawiam.

„To świetnie, że nie pożyczony.”
A może był pożyczony? Masz rację, „swój” out.

„Mary. Zwłaszcza, że potem będzie krwawa Mary.”
A to mam błąd na końcu, bo miała być wszędzie przez dwa „r”.

„I przecinek w niewłaściwym, miejscu.”
Za przecinki będę dozgonnie wdzięczna! :D Chociaż tutaj, to nie mam pojęcia, dlaczego jest w niewłaściwym, miejscu. ;) Musiałam coś w trakcie poprawiać i został.

„Aby czytelnik należycie zrozumiał, że bohaterowi wbito jakiś przedmiot, poinformujemy o tym przynajmniej trzy razy.”
Ojojoj! A tutaj mi umknęło! Świetnie! Dzięki! I od tego właśnie są krytycy!

„Ile krucyfiksów miał pod ręką w swojej kabinie kapitan przeciętnej pirackiej łajby w XV wieku?”
„Ile naostrzonych krucyfiksów” powinnaś zapytać. A czy bohaterowi nie wydało się podejrzane, że ona w ogóle je miała?

Rozumiem, dlaczego przestałaś, ale jakbyś jeszcze podrzuciła mi kilka bardzo rażących uwag, to będę wdzięczna. A frazeologia, gdzie była kulawa? :D
Dzięki raz jeszcze! Wreszcie jakaś sensowna krytyka, bo jakiś czas temu wrzuciłam pewne opowiadanie na inne forum i przykładowo „kobieta nie może pogłaskać smoka po łbie” albo „jestem jednak na „nie”, bo moja przyjaciółka jest na „nie”” były głównymi problemami MOJEGO opowiadania. A kiedy ustosunkowałam się do ich uwag, tak jak do Twoich, to uznano, że nie potrafię przyjąć krytyki. Mam nadzieję, że Ty tego tak nie odbierasz, bo jak tak, to chyba faktycznie mam problem z doborem odpowiedniego słownictwa nawet w życiu codziennym! ;)
I'm an author I can do, what I want!

Katerina Znad Przepaści
Sepulka
Posty: 33
Rejestracja: sob, 28 sty 2012 00:05

Post autor: Katerina Znad Przepaści »

Dobra, widzę, że nie mogę edytować nawet swojego komentarza, tak więc dopisuję oddzielnie pytanie, które jeszcze mi się nasunęło.

Dotyczy ono tych kropek w dialogach. Tak w ogóle, to dlaczego ich ma nie być? Znaki zapytania mogą być, wykrzykniki - też, a dlaczego nie może być kropki? To wygląda głupio i niepoprawnie.
I tak, wiem, że tak jest w książkach, ale w książkach nikt nie tłumaczy, dlaczego tak jest.
Będę wdzięczna za logiczne wyjaśnienie - lubię rozumieć, bo łatwiej mi wtedy zapamiętać i stosować. ;)
I'm an author I can do, what I want!

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Jeśli chodzi o zapis kwestii dialogowych - zasady masz przejrzyście opisane na przykład tutaj. Rzeczywiście reguła dotycząca kropek może wyglądać na brak konsekwencji, ale mam chyba jedną radę na zdrowy rozum: spróbuj sobie głośno przeczytać taką wypowiedź z kropką na końcu, np. na podstawie Twojego tekstu:
- Witaj, piękna. – powiedziałem.
Nie brzmi dobrze, prawda? W rzeczywistości, kiedy czytasz, nie oddajesz głosem kropki, tylko pauzę. Inaczej narracja bardzo by się rwała. I tak się to również zapisuje.
Jeśli zajrzy tu ktoś ze specjalistów od języka, i będzie miał czas, wyjaśni Ci to zapewne lepiej :)

Poświata przerywana promieniami - to nie było dobre słowo, bo przerywać można coś liniowego. Przerywana kreska, przerywany dźwięk. A poświata jest 3D. Promienie mogą ją przebijać, moja sugestia z przetykaniem wzięła się ze skojarzenia z tkaniną, ale też chyba nie była najlepsza.

Kelner, nawet chyba bar i barman, chociaż tego nie wytknęłam (kelner mnie bardziej ukłuł) - to są raczej określenia późniejsze. Były karczmy, oberże, gospody, ale jak knajpa w porcie, to tawerna. Jeśli chodzi o osoby obsługujące, musiałabyś pokombinować. Ale OK, może to już zbytnia moja drobiazgowość :)


Trupy w lokalu - w ogóle pominęłabym, czyje one.

Marry - masz tę pisownię konsekwentnie w całym tekście. Ale nie ma drinka krwawa Marry, tylko Mary, więc to się gryzie.

Mogę Ci dorzucić jeszcze kilka problematycznych miejsc, ale wciąż na pewno nie wszystkie, bo nie mam tyle czasu:
skomasowany zapach ludzi
- może skondensowany? Komasacja to jest łączenie jakichś obiektów w całość. Zapachy raczej się przenikają, niż łączą w takim sensie.
statek Jolly Roger, z którego po chwili wybiegła banda rozwścieczonych żeglarzy, którym przewodziła kobieta
- powtórzenie.
ruszyła w stronę wyjścia, pozwalając oglądać mi jej rytmicznie kołyszące się wdzięki
- czyli pupę? Bo szła przed bohaterem, rozumiem, i widział ją z tyłu. Strasznie oklepane to sformułowanie o wdziękach i nic specjalnego nie wnosi.
Nikomu się nie spieszyło. Cieszyło mnie to, bo nie miałem wiele czasu
- coś nie tak z logiką. Może brakuje jakiejś informacji, wiadomej bohaterowi czy Autorce, ale nie czytelnikowi. Czy chodziło o to, by statek nie zdążył daleko odpłynąć? A tak w ogóle, to jak wampir wrócił do siebie, wymordowawszy całą załogę? Jednoosobowo obsługiwał całą łajbę, czy wpław?
Przesunąłem ręką, pokrytą bliznami po oparzeniach, po swoich blond włosach, co zmusiło je do pozostania zaczesanymi do tyłu.
Nominacja w konkursie na najdziwaczniej - bez potrzeby - skomplikowane zdanie :)
Miałem skrytą nadzieję, że może zacznie krzyczeć albo płakać, ale niestety nie zrobił mi tego zaszczytu.
A dlaczego to miałby być zaszczyt? Może chodziło bardziej o przyjemność?
Nie miałem zamiaru się na nim pożywiać
- oj, nie ma takiego związku wyrazowego. Pożywiać się można czymś (kimś), a na czymś (kimś) to można np. żerować.
Nagle poczułem ucisk na sercu, jakby ktoś wziął je w rękę, a potem ostre szarpnięcie. Po chwili spojrzałem w dół
Ale dopiero po chwili? Miał coś pilniejszego do zrobienia wcześniej? ;)
Nagle wszystko ucichło. Widziałem krzyczącego Bena, ale nie mogłem go usłyszeć. [...] Obraz zniknął i nastała ciemność. [...]
- Szczęśliwy wraz z Marry. – pomyślałem, zanim rozsypałem się w pył
Czyli nawet tytuł się nie sprawdził - fonia to mu wysiadła najpierw, potem wizja, a potem dopiero umarł ;P

A jeszcze sobie zamarudzę ogólnie: nie-zliczę-który raz ktoś wrzuca tekst, a na wytknięcie słabości fabularnych tłumaczy, że no tak, ale to tylko scena/fragment/opowiadanie z cyklu, i że nie uprzedzał, bo wie, że my takich "nie lubimy", i że w szerszym kontekście wszystko magicznie nabrałoby sensu. Noż kurczę blade, no. Albo tekst się broni samodzielnie i bez kontekstu, albo do widzenia, bo szkoda naszego czasu. Zasady ZWO mówią o formach zamkniętych. Proste, drodzy Autorzy.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Katerina Znad Przepaści
Sepulka
Posty: 33
Rejestracja: sob, 28 sty 2012 00:05

Post autor: Katerina Znad Przepaści »

Dziękuję za link. Obiecuję poprawę w dialogach! ;)
„Przebijać” mi się podoba! Tak też zostanie!
Zmienię barmana na oberżystę, a kelnerów sobie odpuszczę tak jak i „nazywanie” zwłok w lokalu.

Czy nazwa tego drinka jest w urzędzie patentowym czy czymś takim? Nie sprawdzałam, ale widziałam różne wersje jego nazwy, w zależności od lokalu. Więc bałabym się o stwierdzenie „nie ma”, bo równie dobrze może takowy być. Dobry barman i tak będzie wiedział o co chodzi i nie ważne czy to będzie „Mary”, „Marry” czy może „Merry”.

Co do „wdzięków”. Uważasz, że należałoby to nieco bardziej rozwinąć? Właściwie to nie problem zachwycić się bohaterem, a skoro Marry mu się podobała? Czemu nie!

„Nikomu się nie spieszyło. Cieszyło mnie to, bo nie miałem wiele czasu…”
Racja, tu czegoś brakuje. Muszę dopisać, a jeżeli chodzi o powrót bohatera, to przecież dalej tej sceny nie opisuję, chociaż od samego początku płynięcie wpław było dla mnie oczywiste. Statek nie był mu potrzebny.

„Nominacja w konkursie na najdziwaczniej - bez potrzeby - skomplikowane zdanie :)”
A macie takie konkursy? :D

„Ale dopiero po chwili? Miał coś pilniejszego do zrobienia wcześniej? ;)”
Z tego, co pamiętam to gapił się na Bena i planował, gdzie się wgryzie.

„Czyli nawet tytuł się nie sprawdził - fonia to mu wysiadła najpierw, potem wizja, a potem dopiero umarł ;P”
Tytuł nie brzmiał „W chwili śmierci ostatnia gaśnie fonia”, więc uważam, że się sprawdził. Ile trwa chwila? Dla obserwatora, to mgnienie oka, a dla umierającego? Wbrew pozorom może trwać na tyle długo, żeby zdążyć pomyśleć, pomarzyć, pomodlić się czy po prostu puścić wiązankę do boga.

„(…) a na wytknięcie słabości fabularnych tłumaczy, że no tak, ale to tylko scena/fragment/opowiadanie z cyklu, i że nie uprzedzał, bo wie, że my takich "nie lubimy". (…)”
To nie było tłumaczenie, to był fakt. Nie bronię się tym, bo wrzuciłam te opowiadanie tutaj po to, żeby ktoś się o nim wypowiedział. Uznałam, że jest skończone, dlatego tu wylądowało. Krótkie opowiadania nie są dla mnie łatwe, ponieważ mam tendencję do rozwijania i motania fabuły, więc 6 stron w Wordzie, to stanowczo za mało, ale próbuję. Chcę się rozwijać, dlatego rzucam sobie wyzwania, podejmuję je i realizuję. Wiedziałam, że ma pełno błędów i chciałam, żeby ktoś z doświadczeniem rzucił na nie okiem, dlatego bardzo Ci dziękuję za wszystkie uwagi i postaram się do nich zastosować. Teraz tylko mnie zastanawia czy mogę wrzucić tutaj wersję poprawioną tego opowiadania i jeżeli tak, to jak to ma wyglądać? Nie będzie pogwałceniem regulaminu, jak wrzucę je w ten sam wątek?
I'm an author I can do, what I want!

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Katarino, regulamin nie zabrania wprost zamieszczania poprawionej wersji tekstu (gdybyś to jednak chciała zrobić, radzę popatrzeć na punkt 3. zasad i odczekać miesiąc), ale wątpię, czy ktoś zechce taką kolejną wersję komentować. A na pewno nie doczekasz się informacji "tak, teraz już jest wszystko w porządku". Te Warsztaty nie są po to, aby pomóc Autorowi zredagować konkretny tekst, ale po to, by mógł się Autor(ka) zastanowić nad zgłaszanymi (mniej czy bardziej słusznie) uwagami, zyskać świadomość ewentualnych niedociągnięć, i uniknąć podobnych problemów w przyszłości.
Miej również na uwadze, że wytykane błędy zależą od kompetencji i ilości wolnego czasu osoby, która akurat ma ochotę napisać komentarz - nie licz z góry na to, że krytyka będzie kompletna i wyczerpująca na tyle, by można było na jej podstawie poprawić tekst tak, aby nikt nie miał do niego zastrzeżeń :)
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Katerina Znad Przepaści
Sepulka
Posty: 33
Rejestracja: sob, 28 sty 2012 00:05

Post autor: Katerina Znad Przepaści »

Rozumiem.
Skoro tak, to dziękuję Ci bardzo za poświęcony czas i uwagi. :)
I'm an author I can do, what I want!

Awatar użytkownika
Verus
Mamun
Posty: 101
Rejestracja: wt, 27 gru 2011 12:15
Płeć: Kobieta

Post autor: Verus »

Nie zauważam niczego, co by już nie zostało powiedziane jeśli chodzi o stronę techniczną tekstu.
Pomysł jest, IMHO, całkiem niezły, chociaż obraz wampira zdecydowanie szablonowy. Szkoda, że nie zaakcentowałaś bardziej umiejętności kontrolowania ofiary przed śmiercią.
Bardzo przypadł mi do gustu również motyw Mary/Krwawej Mary. Właściwie nie umiem wyjaśnić, dlaczego, jednak szczególnie podobają mi się słowa, które wypowiada tuż przed śmiercią.
Niech Bóg będzie mi świadkiem, że nadejdzie taki wieczór, kiedy zginiesz z kobiecej ręki. Zginiesz jak tchórz! Poza burtą statku!
"-Czy sześciopalczaste jedzą gumowe buty?
- Zazwyczaj żywią się mózgami.
- E, to buty też powinny strawić. U niektórych wychodzi na jedno."

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Katerina Znad Przepaści pisze:Rozumiem.
Skoro tak, to dziękuję Ci bardzo za poświęcony czas i uwagi. :)
Niezamaco. Przepraszam za przekręcenie Twojego nicka, dopiero zauważyłam literówkę, a edytować już nie mogę :)
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Katerina Znad Przepaści
Sepulka
Posty: 33
Rejestracja: sob, 28 sty 2012 00:05

Post autor: Katerina Znad Przepaści »

Cordeliane, nie szkodzi. Nie Ty jedyna na tym forum przekręciłaś mój nick. Nie przywiązuję się do imion, bo w zależności od osobowości dominującej danego dnia, mam inne... ;)

Verus, cieszę się, że cokolwiek przypadło Ci do gustu! ;)
I bardzo możliwe, że Merec nie otrzymał ode mnie należytej uwagi. Potraktowałam go po macoszemu, jako że jest tylko postacią epizodyczną w historii Bena... ;)
I'm an author I can do, what I want!

Awatar użytkownika
jaynova
Niegrzeszny Mag
Posty: 1769
Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
Płeć: Mężczyzna

Post autor: jaynova »

Nie przekreślałbym opowiadania tylko dlatego, że jest o wampirach. W tej chwili mogę wymienić co najmniej kilka dobrych serii powieści na ten temat, począwszy od Sookie, a skończywszy na Zmierzchu. Ale pomysł wampira w epoce piratów już był - polecam serię dla młodszych czytelników Wampiraci.
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.

Katerina Znad Przepaści
Sepulka
Posty: 33
Rejestracja: sob, 28 sty 2012 00:05

Post autor: Katerina Znad Przepaści »

Błagam, nie wyjeżdżaj mi tu ze Zmierzchem...
I'm an author I can do, what I want!

ODPOWIEDZ