Miejsce

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Verus
Mamun
Posty: 101
Rejestracja: wt, 27 gru 2011 12:15
Płeć: Kobieta

Miejsce

Post autor: Verus »

Hm, mam nadzieję, że ten tekst okaże się lepszy. Jest dość długi. Wysyłałam go kiedyś na jakiś konkurs, nawet nie pamiętam gdzie. No cóż.


Istnieją miejsca martwe. Cmentarze, stare domy, rzekomo nawiedzane przez duchy. Jednak ja trafiłam w miejsce, z którego Śmierć można by było wyciągać garściami. Czuło się, że unosiła się dookoła, gryzła w nozdrza, szczypała w język, drapała w skórę. Mówiła: „Chodź do mnie”, „Chodź do mnie, Ali”, „Chodź do mnie, Maks”, „Chodź do mnie, Ewa”, „Chodź do mnie, Elizabeth”. Jej głos drażnił uszy, szarpał błonę bębenkową, pobrzmiewał
w głowie, odbijał się w niej echem.
Skąd znam to miejsce? To nie jest miła historia, Maks. Chcesz ją usłyszeć, Ewa, tak? Dobrze, opowiem. Boisz się, Ali? Jest czego, przecież wiesz. Co mówisz Elizabeth? Ach, nie martw się, kochanie. Nie można umrzeć dwa razy.
Każde z nas miało kiedyś 10 lat. Ja też. Wy utknęliście w tym wieku. Ja nie. Bo ja spotkałam Śmierć prawie pięć lat po was. Mówię prawie, bo do moich urodzin pozostały dwa dni. Wiecie, gdybyście dalej rośli, to bylibyście teraz w tym samym wieku, co ja.
Mam nadzieję, że wiecie, że istnieje coś takiego jak Niebo. Jeśli się umrze, idzie się do Nieba. Albo do Piekła. Lub do Czyśćca. To pierwsze miejsce jest dobre. To drugie złe.
To trzecie przeznaczono dla takich, którzy nie są na tyle okropni, żeby iść do Piekła, ale równocześnie nie na tyle mili, aby iść do Nieba. A wiecie, gdzie my jesteśmy? Nie? Nikt z was nie wie? No cóż, my jesteśmy
w Nicości. To miejsce nazywa się tak, ponieważ istnieją tutaj tylko trzy… no właściwie nie wiem, jak to nazwać. Trzy… Trzy… Trzy istnienia. Trzy osobistości? Tak, sądzę, że te słowa pasują. Bo tutaj znajdujemy się my. Wiecie, kim jesteśmy my, tak? No, duszami, już zapomniałaś, Alicjo? Więc oprócz nas są tutaj myśli. Myśli są tym, co brzmi wam w głowach. I słowa. Słowa są wypowiadane na głos. Ja teraz wypowiadam słowa, rozumiecie? Cieszę się.
Dobrze więc. Jeśli się umrze, to trafia się do jednego z miejsc, które wymieniłam wcześniej. Ale w naszym Miejscu… Co? Tak, tym Miejscu, w którym panuje Śmierć, Maks. Tak jak mówiłam, w naszym Miejscu jest się zabijanym w niezwykły sposób. I dlatego trafia się tutaj. Czy pamiętacie jak umarliście? Nie? No cóż, ja wiem, może dlatego, że byłam wtedy starsza.
W waszym wieku mieszkałam jeszcze szczęśliwie z rodzicami, w małej wiosce, której nikt nie zna. Tak małej, że nie było tam nawet sklepu. Dlatego co trzeci dzień jeździliśmy na ogromne zakupy. Zawsze kupowali mi tę samą czekoladę, wiecie? Uwielbiałam ją. Nawet gdy miałam już czternaście lat…
To było w czerwcu. Miesiąc przed moimi urodzinami. Trochę mniej, bo przyszłam na świat 17 lipca, a wtedy był 23 czerwca. No, nieistotne. W każdym razie było ciepło. Ciepło, padało i świeciło słońce. Tak, właśnie tak. Była też tęcza. Nie taka ledwo widoczna… taka ostra, piękna. Jechaliśmy ze sklepu. Tata opowiadał nam o jakimś panu, który… on… nie pamiętam. Boże, ja nie pamiętam! Ja zawsze… zawsze pamiętałam! Wybaczcie. Przepraszam, naprawdę. Powinnam się przyzwyczajać, że z biegiem czasu wspomnienia zanikają. Chociaż nie wiem, czy tutaj upływa czas. Dobrze, dam temu spokój. Na czym skończyłam? A tak, dziękuję Ewo. Byliśmy już tuż przy naszej wiosce, widziałam tablicę.
I nagle coś wyjechało nam naprzeciw. Był huk… krzyk… i okropny wstrząs. Uderzyłam się i wokół mnie nastała ciemność.
Obudziłam się. W szpitalu. I wtedy mi powiedziano. Byłam przecież w wieku, w którym doskonale zdawałam sobie sprawę, że życie jest pełne różnych barw – nie tylko tych jasnych. Ja… naprawdę się przestraszyłam. Poinformowano mnie, że babcia już po mnie jedzie, zaopiekuje się mną, ale mieszkała daleko. A ja się bałam. Bardzo. Więc w nocy uciekłam, zabierając tylko kilka swoich rzeczy i tę czekoladę. Mieszkałam w wielu miejscach. Przez trzy dni u przyjaciółki, której powiedziałam, że uciekłam z domu… a później jej mama to odkryła i chciała zadzwonić po opiekę społeczną, bo przecież moi rodzice nie żyli. Więc uciekłam dalej. I wróciłam do domu. Tam spędziłam prawie półtora tygodnia, żywiąc się tym, co mieliśmy, a nie było tego wiele… zakupy nie zostały przywiezione. Nie chciałam iść do sklepu… ktoś mógł mnie zobaczyć. Zresztą i tak prawie całe dnie płakałam. Wasi rodzice żyli, jak umieraliście? No, mieliście szczęście. Mogliście do końca żyć szczęśliwie. Nikomu nie życzę, żeby musiał radzić sobie tak jak ja wtedy.
W każdym razie po tym okresie jedzenie się skończyło… i przyszli jacyś ludzie oglądać mieszkanie. Schowałam się na strychu. Nikt spoza rodziny nie wiedział, że on tam jest… Słyszałam ich rozmowę.
- I co?
- Nie ma jej tutaj.
- Pytaliście sąsiadów, czy kogoś widzieli… albo czy ktoś nie zapalał tutaj świateł?
- Tak.
- I co?
- I nic.
- Więc gdzie ona może być?
- Możliwe, że jest martwa. Nie patrz tak na mnie. Też o tym myślałeś.
- Myślałem…
Dotarło do mnie trzaśnięcie drzwi. Zabrałam trochę rzeczy i uciekłam. Przeszłam przez tylny płot… i biegłam, biegłam przez pola. I wtedy natknęłam się na swoje miejsce. Tam było drzewo. Duże, duże i stare, stare drzewo. Ładne. Noce były ciepłe, a ja zmęczona. Drzewo chroniło od wiatru… W twoim Miejscu nie było drzewa? W twoim też nie? No cóż, mam teorię na ten temat. Możliwe, że Miejsce mogło być jedno. Ale może ich być więcej. To pewnie dlatego jest nas tutaj tak dużo. To pasuje, nie sądzicie? Dobrze, że się zgadzamy.
Każde z was było w swoim Miejscu i zna to uczucie. Myślę, że akurat uczucie jest takie samo. Strach… poczucie, że jesteście obserwowani… delikatne dotyki zimna, jakby palce… coś się wdziera w nos… a przecież moje miejsce było na powietrzu. Pośrodku pola. Jednak powietrze tam zrobiło się nieprzyjemne. Przebywałam tam już godzinę, wypłakałam resztkę swoich łez i wtedy to zauważyłam. Zauważyłam tę przeszywającą ciszę. Cisza jest Jej głosem. Ona nią do mnie przemawiała. Omamiła moje zmysły. Na początku wprowadziła mnie w stan otępienia. Zostań… Zostań, nigdzie indziej nie zagrzejesz miejsca… Słodki zapach kwiatów. A w ustach cały czas czułam smak mojej kochanej czekolady, jakby to miejsce wzięło ją i rozpuściło w swoim powietrzu. Zaspokajało tym mój głód i moje pragnienie. Po omamieniu zwabiła mnie tym, co tak bardzo kochałam. Rodzicami. Ja ich czułam. Czułam i widziałam. Mogłam ich dotknąć. Och, przepraszam. Nie powinnam płakać. Po prostu chyba chciałabym zobaczyć.
Ten zwid wkrótce zastąpiło wołanie… wołanie, które stało się początkiem czegoś gorszego. Powtarzało moje imię. Nalegało: „Chodź do mnie”. To od tego zaczął się ostatni etap mojego pobytu tam. Najdłuższa i najkoszmarniejsza część. To wtedy byłam całkiem świadoma. I to wtedy zaczęłam czuć Śmierć.
Okazała się gęsta. Oblepiała mnie, najpierw delikatnie, ale kiedy chciałam uciec, bo nareszcie odzyskałam rozum, oplotła mnie silnie, wbijając się we mnie. To bolało. Naprawdę bolało. Jak drapanie. Wiecie, jakby naskoczyło na was milion małych kotków i zaczęło ostrzyć pazurki, ale nie rozrywało wam skóry w rzeczywistości. No tak… wy też to przeżyliście. Ale opowiem o tym, dobrze? Bo ja chyba muszę to z siebie wyrzucić. Nie przeszkadza wam to? Maks? Nie? Ewa? Dobrze. Elizabeth? Okej. Ali? Alicjo, przeszkadza ci to? Chodź do mnie. Nie czujesz…? Szkoda. Dotyk chyba mógłby ci pomóc. Co, Ali? Mogę mówić dalej? Dziękuję, Alicjo.
To było koszmarne uczucie. Nie wyobrażałam sobie, że może być coś gorszego… ale coś takiego się znalazło. Podczas, gdy Śmierć starała się zatrzymać mnie we wnętrzu miejsca, zaczęła także mnie dręczyć. Pozwalała mi wierzyć, że ktoś idzie w moją stronę,
by mi pomóc. Pozwalała łudzić się nadzieją, że mnie wypuszcza i znowu łapała za ramiona, wciągała z powrotem, wypełniała usta gorzką watą, dając możliwość łapania tylko niewielkich oddechów, potrzebnych do przeżycia, lecz niepozwalających na wytchnienie.
Wreszcie klejąca Śmierć mnie puściała, ale otoczyła miejsce śliską membraną. Czy chciała mnie zagłodzić? Och, nie. Czasami znikąd pojawiały się tam słone jabłka, przyprawiające o mdłości, i woda o smaku krwi. Piłam i jadłam, bo chciałam żyć. Mogły minąć dni, ale równie dobrze tylko godziny, zanim znowu zaczęło się coś dziać. Spełniały się moje najgorsze lęki… przynajmniej tak mi się wydawało.
Najpierw przyszła ślepota. W panice miotałam się po miejscu, obijając się o membranę i drzewo. Zaczęły się głosy. Ciche, potworne, bez emocji. Krew. To wszystko to jeszcze nic. Czeka cię śmierć. Ja chcę krwi. Krwi. KRWI! Dręczyły mnie piski, krzyki, raz nie mogłam wydobyć głosu, innym razem darłam się w niebogłosy. Wkrótce zaczęłam czuć zimne, kościste palce, dotykające moich dłoni. Sztywna, spękana skóra… ciepła ciecz… okropny słodki zapach.
Mówisz, że słodkie jest przyjemne? O nie, Maks, o nie. To było coś innego. Mdliło mnie od tego, miałam ochotę kichać, ale nie mogłam… Wiecie, wtedy znowu płakałam. Łzami rozpaczy. To był zły moment, aby odzyskać wzrok. Pierwsze, co dojrzałam to krew
na moich dłoniach, skapująca z moich policzków. W życiu tak głośno nie krzyczałam.
- Zostaw mnie! Zostaw! – panikowałam. – Czego chcesz?! Kim jesteś?! Odejdź! Odejdź ode mnie! Ja chcę znowu zostać sama! Odejdź! Odejdź albo pozwól mi odejść!
Chcesz zos-sstać s-ssama? Już jes-ssteś. Już jes-ssteś s-ssama. Nikogo nie masz. Nie proś, abym zos-sstawiła cię s-ssamą, s-sskoro już nikogo tu nie ma.
- Ale kim jesteś?! K-k-kim? – wyszlochałam.
Jes-sstem twoim koszmarem. Twoją nocną marą. Twoim więzieniem. Twoim katem. Twoim spowiednikiem. Twoim pocieszeniem. Twoim głodem i pożywieniem, twoim pragnieniem i napojem. Twoim marzeniem i obawą. Twoim strachem. Jes-sstem właśnie tym. Twoją Śmiercią.
Tak, teraz pamiętam to właśnie tak. Nie zawsze koszmarnie przeciągał „s”. Czasami mówiła krótko. Wolałam jak syczała. To było trochę ludzkie.
- Czego chcesz? – To już było spokojniejsze pytanie. Takie normalne, jakby prowadzące do unormowania konwersacji.
Chcę…
Konwersacja? Elizabeth, konwersacja to po prostu rozmowa. A unormowanie… jakby to… a. Może tak. Sprowadzenie czegoś na normalniejsze tory. Kurczę… Naprawdę nie rozumiesz? To jest… unormowanie to sprawienie, że coś będzie zwyklejsze. Bardziej naturalne. Wiesz już, o co chodzi, Eliza? Tak? No to super. Nie zrażaj się moim kiepskim tłumaczeniem. Nie wahaj się pytać. To klucz do wiedzy. Zrażać się to znaczy nie zniechęcać, Maks.
Chcę ciebie.
Istnieją odpowiedzi mrożące krew w żyłach. Takie spotykane w normalnym życiu, jak „Już sprawdzam. Czekaj, czekaj. Och. Dostałeś jedynkę” czy „Nie, nie kupię ci lodów”.
Ale te słowa wywołały u mnie dreszcze i gęsią skórkę. Zostały wypowiedziane takim głosem… yych… zimno mi się zrobiło.
To była jasna i prosta zapowiedź mojej zbliżającej się Śmierci. Tak, tak. Ona już tu była. Zabijała długo, jednak zaczęła niespodziewanie. Jednak zanim rozpoczęła, opowiedziała mi pewną historię.
Ja też nie istnieję od zawsze. Kiedyś ludzie nie umierali. Żyli spokojnie. Mnie stworzył As. Jego już dzisiaj nie ma. Powstałam, bo on nie chciał już być. Wezwał do siebie wszystkie złe moce. Skumulował je… nie dał mi żadnych uczuć, poza pragnieniem. Pragnieniem mordu, cierpienia, strachu. Chciał, abym była potworem, nauczyła się bezlitośnie i wymyślnie zabijać. Byłby ze mnie dumny, gdyby jeszcze żył. Ale umarł jako pierwszy! Było o nim głośno, bardzo, bardzo głośno. Syciłam się strachem ludzi, którzy obawiali się, że to na nich padnie kolejny cios. Teraz normalne jest, że umieracie, jednak to nadal potworne, prawda? Nie ujawniałam się tym, których zabijałam. Jednak to zaczęło być nudne. Dlatego stworzyłam miejsce. Nie wiem, może nawet kilka, nie pamiętam. I mówię do tych, którzy się w nie wchodzą. A oni czasami mówią do mnie. Żyją tym dużej, im są ciekawsi. Jednak w końcu i tak wszystkich morduję, bo nikt nie może się o mnie dowiedzieć. Ktoś mógłby znaleźć sposób, aby mnie pokonać. A ciebie to prawie udało mi się polubić. Jak masz na imię?
- Imię? Ja już nie mam imienia.
Teraz lubię cię jeszcze bardziej. Znam taki starożytny język. Mam dla ciebie doskonałe imię. Mortem. Może być.
- To znaczy „śmierć”, prawda? – wtedy jakby na chwilę przestałam się bać.
Skąd wiesz?
- Memento Mori. Pamiętaj o śmierci. Z czystej ciekawości sprawdziłam kiedyś, czy w łacinie odmienia się słowa.
Na tym przykładzie?
- Nie znałam innego słowa w tym języku.
Ciekawe. No cóż. Czas na mnie. Miło się rozmawiało, ale teraz muszę ci sprawić naprawdę niesamowitą Mortem.
Powietrze zaczęło się zagęszczać. Strach, który został wcześniej jakby odciągnięty jakąś magią, powrócił ze zdwojoną siłą. Lepka substancja obkleiła moje ciało, ograniczając ruchy. Zaczęłam słyszeć muzykę. Dudniła w moich uszach tak głośno, że miałam wrażenie, że eksplodują. Gdy otworzyłam usta do krzyku, wlała się do nich ciepła, gęsta ciecz. Krew. Zatkała mi drogi oddechowe, wleciała do nosa. Coś odchyliło mi głowę do tyłu. Krew płynęła teraz po moich policzkach, w dół szyi, jeszcze niżej i niżej. Prawdę mówiąc powinnam się już dawno udławić, ale ja żyłam, żyłam z uczuciem duszenia się, nie mogąc złapać tchu, czując smak i zapach krwi, płynącej nie wiadomo skąd.
Umarliście inaczej? Szybciej? Szczęściarze. Ale nie pamiętacie jak dokładnie? Na pewno? Może kiedyś sobie przypomnicie. A może to i lepiej dla was. Czasami dobrze jest nie pamiętać. Chyba mogłabym dużo dać, żeby o tym zapomnieć. Tak, zdecydowanie. Nawet bardzo dużo. Życzę wam, żebyście już zawsze nie pamiętali.
Moja śmierć była wolna, jak już mówiłam. Bolała, bardzo, bardzo bolała. Wkrótce oślepłam. Chociaż nie do końca. Widziałam… ale tylko czerwone. Jakby krew zalała mi oczy. Może zresztą właśnie to się stało. Nie będę się wdawała w szczegóły. Jesteście młodzi. I tak już za dużo słyszeliście. Powiem jeszcze tylko, że gdy wreszcie umarłam, to się cieszyłam. Naprawdę się cieszyłam. Unosiłam się powoli w górę. Widziałam swoje ciało. Później zobaczyłam Piekło. Stało w ogniu. Rozchodził się tam śmiech i zapach gotowanej kapusty. Właściwie to nie wydawało mi się takie złe. Oprócz tego, że widziałam strasznych ludzi, którzy kiedyś robili straszne rzeczy. Tak straszne, że uczy się o nich w szkołach. Dobrze, że trafili tam. Jednak szkoda, że nie umarli jak my. Zasłużyli na cierpienie i strach. Przecież tylu ludzi nimi „obdarzyli”.
Był też Czyściec. Rozległe pola. Dużo dusz. Gawrony. Krakanie. Kanciaste kształty. Zapach sera i kwiatów. A skąd mam wiedzieć, dlaczego sera? Po prostu tak tam pachniało. Ciekawe, nie? Nigdy się nie dowiemy, Maks.
A później minęłam Niebo. Było takie puchate… Roznosił się tam zapach ciasta. Otuliło mnie chwilowe ciepło. Słyszałam śmiech, ale inny niż w Piekle. Jakby milszy,
ale też… bardziej znudzony. I szepty. I widziałam rodziców. Jej, przepraszam was. Znowu płaczę. Ja po prostu… tak bardzo chciałabym z nimi być. O niczym innym nie marzę.
Wreszcie doleciałam tutaj. Ale tu nie pachnie. Słychać tylko słowa. Dużo różnych słów. Nie można ich czasem odróżnić. Nie da się nigdzie dostrzec uśmiechu. Co to uśmiech? Elizabeth, uśmiech to… to… to… nie wiem, czym jest uśmiech, Elizabeth. Wiem jednak, że chciałabym go teraz zobaczyć.
"-Czy sześciopalczaste jedzą gumowe buty?
- Zazwyczaj żywią się mózgami.
- E, to buty też powinny strawić. U niektórych wychodzi na jedno."

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Patrz zasada 2. ZWO. To znaczy nie zdziw się, jak Ci ktoś z Moderatorów zablokuje ten wątek do niedzieli...
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
Verus
Mamun
Posty: 101
Rejestracja: wt, 27 gru 2011 12:15
Płeć: Kobieta

Post autor: Verus »

Kurcze, źle spojrzałam na daty tamtych postów. Bardzo przepraszam.
"-Czy sześciopalczaste jedzą gumowe buty?
- Zazwyczaj żywią się mózgami.
- E, to buty też powinny strawić. U niektórych wychodzi na jedno."

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Przeczytałem.
Jest mi przykro Verus i to nie jest żadna uprzejmość, bo faktycznie piszesz ładnie i chciałbym przeczytać napisany przez Ciebie utwór.
To co czytam to niestety tylko kolejne scenki.
Tutaj mamy scenkę, jakaś duszyczka przebywająca w Nicości opowiada innym duszom jak umarła zamordowana przez Śmierć.
Nic z tego nie wynika. Poza tym straszą dziury w świecie przedstawionym.
Szkoda.
Ponieważ jestem nieco "odjechany" od FF, łapanka będzie później...
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Verus
Mamun
Posty: 101
Rejestracja: wt, 27 gru 2011 12:15
Płeć: Kobieta

Post autor: Verus »

Przeczytałem.
Miło mi.
(...)chciałbym przeczytać napisany przez Ciebie utwór.
No cóż, akurat to uważałam za utwór. Chętnie się dowiem, dlaczego to
(...) tylko kolejne scenki.
"-Czy sześciopalczaste jedzą gumowe buty?
- Zazwyczaj żywią się mózgami.
- E, to buty też powinny strawić. U niektórych wychodzi na jedno."

Awatar użytkownika
No-qanek
Nexus 6
Posty: 3098
Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03

Post autor: No-qanek »

A przedstaw fabułę w paru punktach?
Nie interpretacje, nie coś tam, tylko zwyczajnie co się wydarzyło i jaki z tego wniosek.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."

Awatar użytkownika
Verus
Mamun
Posty: 101
Rejestracja: wt, 27 gru 2011 12:15
Płeć: Kobieta

Post autor: Verus »

Okej.
1. Opowieść narratorki o Niebie, Piekle, Czyśćcu i Nicości.
2. Historia narratorki:
a) śmierć rodziców
b) ucieczka ze szpitala
c) czas spędzony w porzuconym domu
d) dotarcie do Miejsca
e) tortury zadawane przez Śmierć
f) rozmowa ze Śmiercią
g) zginięcie narratorki
3. Zakończenie przez narratorkę opowieści opisem Piekła, Czyśćca i Nieba, które mijała w drodze do Nicości.

A wniosek z tego taki, że
Istnieją miejsca martwe.
A także że istnieją rzeczy straszniejsze od samej Śmierci.
"-Czy sześciopalczaste jedzą gumowe buty?
- Zazwyczaj żywią się mózgami.
- E, to buty też powinny strawić. U niektórych wychodzi na jedno."

Awatar użytkownika
Verus
Mamun
Posty: 101
Rejestracja: wt, 27 gru 2011 12:15
Płeć: Kobieta

Post autor: Verus »

Po czym nastała (złowróżbna) cisza.
"-Czy sześciopalczaste jedzą gumowe buty?
- Zazwyczaj żywią się mózgami.
- E, to buty też powinny strawić. U niektórych wychodzi na jedno."

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Spokojnie Verus. Pamiętam. :D
Łapankę dostaniesz, przynajmniej od mnie.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Istnieją miejsca martwe. Cmentarze, stare domy, rzekomo nawiedzane przez duchy. Jednak ja trafiłam w miejsce, z którego Śmierć można by było wyciągać garściami.
Te trzy zdania, to dowód na to, że polszczyzna ma przed Tobą jeszcze parę tajemnic, Verus.
Zdanie pierwsze informuje o miejscach martwych. Ponieważ literalnie „miejsce martwe” nie ma sensu (miejsca nie są martwe, bo nigdy nie były żywe), można przyjąć, że chodzi o jakąś metaforę.
Drugie zdanie tę metaforę konkretyzuje, chodzi o miejsca opuszczone, porzucone, czy jak cmentarze odwiedzane tłumnie raz w roku. Ok, zgadzam się, takie wyjaśnienie pasuje. Przechodzę do trzeciego zdania... I zonk.
Spójnik „jednak” jak informuje SJP:
jednak I «spójnik przyłączający zdanie o treści niezgodnej z tym, co można wnioskować na podstawie zdania poprzedzającego»
jednak II «partykuła komunikująca, iż to, o czym mowa w zdaniu, jest niezgodne z przewidywaniami mówiącego, np. Ta książka była jednak za droga.»
Wybieram sobie znaczenie pierwsze i wiem, że zdanie trzecie ma wprowadzać treści niezgodne z dwoma pierwszymi. I tymi niezgodnymi treściami jest informacja, że są miejsca, z których można śmierć wyciągać garściami. Pewnie dlatego, że jest jej tam tak dużo. Ponieważ śmierć czy nawet Śmierć jest raczej synonimem martwoty niż życia, zupełnie nie wiem o co Ci chodzi Autorko. Co tu jest treścią niezgodną?
Pomieszałaś znaczenia, Verus. Jest to tyle ważne, że jest to wg Ciebie zawiązanie tekstu, z którym ma się zgadzać zakończenie => patrz plan zrobiony dla Nq
Duże pudełko – tekst jest o czymś innym,
Czuło się, że unosiła się dookoła, gryzła w nozdrza, szczypała w język, drapała w skórę. Mówiła: „Chodź do mnie”, „Chodź do mnie, Ali”, „Chodź do mnie, Maks”, „Chodź do mnie, Ewa”, „Chodź do mnie, Elizabeth”. Jej głos drażnił uszy, szarpał błonę bębenkową, pobrzmiewał
w głowie, odbijał się w niej echem.

Tu dla odmiany, Verus, pomyliłaś narratorów. Pierwszoosobowy narrator nie ma prawa wiedzieć tego pogrubionego, bo skąd? Z samego tekstu także wynika, że bohaterka nie ma dokładnej wiedzy na temat tego jak umarła reszta dzieciaków
Skąd znam to miejsce? To nie jest miła historia, Maks. Chcesz ją usłyszeć, Ewa, tak? Dobrze, opowiem. Boisz się, Ali? Jest czego, przecież wiesz. Co mówisz Elizabeth? Ach, nie martw się, kochanie. Nie można umrzeć dwa razy.
Pogrubione. Czy narrator czasem sobie z lekka nie przeczy? Ale to w sumie nieważne.
Przedstawiamy słuchaczy bohaterki, czyli czworo dzieciaków wieku ~10 lat. Zabieg narracyjny zaskakująco bezsensowny. Bohaterka gada, strofuje, pociesza i tłumaczy różne rzeczy widowni. Za każdym razem z namaszczeniem zawracając się kolejno do każdego po imieniu. Wygląda to nieomal na rytuał.
Najważniejsze jest to, że Autorka nie była uprzejma wytłumaczyć czemu służy owa widownia w tekście. W jaki sposób opowieść bohaterki do owych dzieci nawiązuje? Mam wrażenie, że jedyną funkcją widowni jest "upostaciowienie" odbiornika gadaniny bohaterki. Bo musi do kogoś gadać. Z tym, że narrator, i to nie jest zakazane, może gadać do czytelnika. Ważne tylko by konsekwentnie się trzymać wybranego sposobu narracji.

Czyli na początek obsuwa semantyczna i dwie narracyjne.

Reszta później łapanki później.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Verus
Mamun
Posty: 101
Rejestracja: wt, 27 gru 2011 12:15
Płeć: Kobieta

Post autor: Verus »

Jednak ja trafiłam w miejsce, z którego Śmierć można by było wyciągać garściami.
Zgadzam się, pokręciłam znaczenia w tym zdaniu. Powinno być np. "trafiłam właśnie w takie miejsce, z którego Śmierć można by było wyciągać garściami".
dowód na to, że polszczyzna ma przed Tobą jeszcze parę tajemnic
to chyba oczywiste. Raczej trudno, żeby nie miała, biorąc pod uwagę moje dotychczasowe wykształcenie. ;) zapewne jest tego duuużo więcej.
Z samego tekstu także wynika, że bohaterka nie ma dokładnej wiedzy na temat tego jak umarła reszta dzieciaków
Nie ma pojęcia jak dokładnie umarli. Jednak to, że słyszeli
„Chodź do mnie, Ali”, „Chodź do mnie, Maks”, „Chodź do mnie, Ewa”
mogli pamiętać, ponieważ nie dotyczy to bezpośrednio śmierci.
Boisz się, Ali? Jest czego, przecież wiesz. Co mówisz Elizabeth? Ach, nie martw się, kochanie. Nie można umrzeć dwa razy.
Rzeczywiście, jest to zaprzeczenie samemu sobie. Mój błąd.

Dziękuję i czekam (z niecierpliwością) na ciąg dalszy :)

edit. niepotrzebne zakończenie cytatu.
"-Czy sześciopalczaste jedzą gumowe buty?
- Zazwyczaj żywią się mózgami.
- E, to buty też powinny strawić. U niektórych wychodzi na jedno."

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Mam nadzieję, że wiecie, że istnieje coś takiego jak Niebo. Jeśli się umrze, idzie się do Nieba. Albo do Piekła. Lub do Czyśćca. To pierwsze miejsce jest dobre. To drugie złe.
To trzecie przeznaczono dla takich, którzy nie są na tyle okropni, żeby iść do Piekła, ale równocześnie nie na tyle mili, aby iść do Nieba. A wiecie, gdzie my jesteśmy? Nie? Nikt z was nie wie? No cóż, my jesteśmy w Nicości.
To jest wprowadzenie do świata przedstawionego. Narratorka ma, jak z dalszego ciągu wynika, lat 15 (prawie), zaś każdy ze słuchaczy lat, pi razy drzwi, 10. Sam w sobie zabieg nie jest głupi - dzieciom różne rzeczy się tłumaczy, w związku z czym nie mam wrażenia, że pojawienie się opisu jest sztuczne i wstawione tylko po to, żeby czytelnik zapoznał się z kreacją Autorską. Choć, oczywista, taki jest tego cel. :)
Niemniej samym opisem Autorko wkopałaś się na bardzo wiele różnych sposobów. Ale o tym dalej.
Teraz tylko zapytam skąd bohaterka to wie?
To miejsce nazywa się tak, ponieważ istnieją tutaj tylko trzy… no właściwie nie wiem, jak to nazwać. Trzy… Trzy… Trzy istnienia. Trzy osobistości? Tak, sądzę, że te słowa pasują
Bohaterka to chyba dostała jakąś książkę pt. "Nicość dla opornych" przy wejściu, bo taka zorientowana... Trzy istnienia, ale nie ma szans dowiedzieć się kim one są i jaką rolę pełnią. Nie wiadomo też w jaki sposób od tych trzech istnień wywiodła się nazwa Nicość. Na szczęście, dla fabuły nie ma to znaczenia, absolutnie żadnego. Tych kilku zdań mogłoby właściwie nie być.
Wiecie, kim jesteśmy my, tak? No, duszami, już zapomniałaś, Alicjo? Więc oprócz nas są tutaj myśli. Myśli są tym, co brzmi wam w głowach. I słowa. Słowa są wypowiadane na głos. Ja teraz wypowiadam słowa, rozumiecie? Cieszę się.
Ja też. :)
Autorka zaliczyła kolejną ftopę. Pchnęła czytelnika zupełnie niepotrzebnie w technikalia Nicości. Czyli myślimy głową (znaczy ją mamy, tak?). Mówimy na głos, znaczy mamy płuca, struny głosowe i głośnię. Słyszymy, czyli mamy uszy i mózg przydatny przy obróbce dźwięku.
Skoro to wszystko mamy, to znaczy, że mamy ciało. Skoro do siebie mówimy, to musi być jakiś ośrodek przenoszący fale – powietrze na ten przykład. Skoro mamy ciało, to to ciało musi jeść, spać... i tak dalej.
Zupełnie zbędny fragment i na dodatek sztuczny, Autorko. Te dziesięciolatki to są, albo opóźnione, albo cierpią na zaawansowaną demencję. Na koniec dodam, że ewentualna demencja/opóźnienie nie mam żadnego wyjaśnienia w fabule. Także niczemu w niej nie służy.
Tak, tym Miejscu, w którym panuje Śmierć, Maks. Tak jak mówiłam, w naszym Miejscu jest się zabijanym w niezwykły sposób. I dlatego trafia się tutaj.
Kolejny atak wszechwiedzy bohaterki. Okazuje się, że do Nicości, trafia się z Miejsca, ponieważ w owym Miejscu zostało się w wymyślny sposób zabitym. Bardzo mechaniczna koncepcja Autorko.
Gdyby jednak umarło się przez przypadek na serce będą w Miejscu, to co?
Dodam tylko, że opisana śmierć bohaterki specjalnie wymyślna nie jest. Ludzkość zna znacznie bardziej wymyślne sposoby torturowania i zabijania. Po mojemu ta Nicość to powinna być wyjątkowo ludna. Albo „duszna”.
W waszym wieku mieszkałam jeszcze szczęśliwie z rodzicami, w małej wiosce, której nikt nie zna. Tak małej, że nie było tam nawet sklepu. Dlatego co trzeci dzień jeździliśmy na ogromne zakupy.
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, była sobie wioska nieznana nikomu. Nie wiedziało o niej CIA, Google Maps ani Instytut Kartografii. Psy szczekały dupami, a ptaki zawracały w locie.* Nikt nie znał wynalazku pt. ”sklep”, „zaopatrzenie” ani nawet „droga”. Szczęściem Carrefour postawił niedaleko supermarket.
Autorka czytała niedawno braci Grimm i jej się na styl rzuciło. Ewidentnie.
Tata opowiadał nam o jakimś panu, który… on… nie pamiętam. Boże, ja nie pamiętam! Ja zawsze… zawsze pamiętałam! Wybaczcie. Przepraszam, naprawdę. Powinnam się przyzwyczajać, że z biegiem czasu wspomnienia zanikają.
Rozumiem, że bohaterka opowiada po raz tysięczny tę samą historię. Tak? Skoro wspomnienia już zanikają, to chyba trochę już się w tej Nicości siedzi. Hipoteza, że bohaterka dopiero teraz spotkała słuchaczy, jest też naciągana, z tekstu wynika, że dobrze ich zna. O co tu może chodzić...?
I z jakichś przyczyn Autorka jednak zdecydowała się na postępującą demencję wszystkich postaci. Po co? Nie wiem. Tak samo jak nie wiem, jaki z tego ma zysk fabuła.
Obudziłam się. W szpitalu. I wtedy mi powiedziano. Byłam przecież w wieku, w którym doskonale zdawałam sobie sprawę, że życie jest pełne różnych barw – nie tylko tych jasnych. Ja… naprawdę się przestraszyłam. Poinformowano mnie, że babcia już po mnie jedzie, zaopiekuje się mną, ale mieszkała daleko. A ja się bałam. Bardzo. Więc w nocy uciekłam, zabierając tylko kilka swoich rzeczy i tę czekoladę
.
Rozumiem, że literatura to nie podręcznik matematyki, ale szczegółów pilnować trzeba. Skoro obudziła się w szpitalu, to była wcześniej nieprzytomna. Naprawdę sądzisz, Autorko, że pannę rozbierali z ciuchów i składali je w kostkę? Ubranie na nieprzytomnym pacjencie się tnie, nie narażając go na dodatkowe wstrząsy... Pogotowie też nie jest od zbierania słodyczy.
Reasumując daleko w szpitalnym kubraczku, to by panna nie uciekła.
Tu zza roku kaprawym oczkiem mruga do mnie Autorskie Chciejstwo. Czemu panna bała się babci?
Jestem miły i złożę to na karb szoku.
Mieszkałam w wielu miejscach. Przez trzy dni u przyjaciółki, której powiedziałam, że uciekłam z domu… a później jej mama to odkryła i chciała zadzwonić po opiekę społeczną, bo przecież moi rodzice nie żyli. Więc uciekłam dalej. I wróciłam do domu. Tam spędziłam prawie półtora tygodnia, żywiąc się tym, co mieliśmy, a nie było tego wiele… zakupy nie zostały przywiezione.
Dobra szok minął, a bohaterka nadal ucieka. Gdzie ucieka i dlaczego?
Tak przy okazji sklepu w wiosce nie ma, za to do supermarketu spokojnie możesz iść...
W każdym razie po tym okresie jedzenie się skończyło… i przyszli jacyś ludzie oglądać mieszkanie. Schowałam się na strychu. Nikt spoza rodziny nie wiedział, że on tam jest… Słyszałam ich rozmowę.
- I co?
- Nie ma jej tutaj.
- Pytaliście sąsiadów, czy kogoś widzieli… albo czy ktoś nie zapalał tutaj świateł?
- Tak.
- I co?
- I nic.
- Więc gdzie ona może być?
- Możliwe, że jest martwa. Nie patrz tak na mnie. Też o tym myślałeś.
- Myślałem…
Autorski Chciejstwo, nie tylko mruga oczkiem, ale rozwaliło się w całej okazałości w tekście.
Kto mi wyjaśni dlaczego ludzie, którzy przyszli oglądać swoje ewentualne nowe mieszkanie, nie interesują się rozkładem pomieszczeń, elektryką, wodo-kanem, obłażącymi tapetami czy odległością od, dajmy na to, najbliższego szpitala?
Nie, oni interesują się jakąś, bliżej im nie znaną, być może nieżyjącą, dziewczynką.
Dialog nijak nie pasuje do kontekstu. Poza tym jest nieco sztuczny, bo raczej używa się sformułowania „nie żyje” niż „martwa”.
Ale czego się nie poświęca dla zbudowania nastroju... Muszę dodawać że nie wyszło?

Reszta później.

* - by PLUS
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Verus
Mamun
Posty: 101
Rejestracja: wt, 27 gru 2011 12:15
Płeć: Kobieta

Post autor: Verus »

Bohaterka to chyba dostała jakąś książkę pt. "Nicość dla opornych" przy wejściu, bo taka zorientowana...
Skoro wspomnienia już zanikają, to chyba trochę już się w tej Nicości siedzi.
Skoro siedzi to i wie :) Aczkolwiek
Skoro to wszystko mamy, to znaczy, że mamy ciało. Skoro do siebie mówimy, to musi być jakiś ośrodek przenoszący fale – powietrze na ten przykład. Skoro mamy ciało, to to ciało musi jeść, spać... i tak dalej.
Zgadzam się, że jest to absurd, niestety przeze mnie przeoczony.
Autorka czytała niedawno braci Grimm i jej się na styl rzuciło. Ewidentnie.
E-e. Autorka historii braci Grimm na oczy nie widziała od dobrych kilku lat.
Hipoteza, że bohaterka dopiero teraz spotkała słuchaczy, jest też naciągana, z tekstu wynika, że dobrze ich zna.
A gdzie takowa hipoteza jest zawarta?
I z jakichś przyczyn Autorka jednak zdecydowała się na postępującą demencję wszystkich postaci. Po co? Nie wiem. Tak samo jak nie wiem, jaki z tego ma zysk fabuła.
Demencja pod wpływem upływu czasu. Bohaterom rzuca się na mózgi (skoro już wynikło, że je mają) w Nicości. Chociaż być może przesadziłam.
Jestem miły i złożę to na karb szoku.
To był "karb szoku".
Skoro obudziła się w szpitalu, to była wcześniej nieprzytomna. Naprawdę sądzisz, Autorko, że pannę rozbierali z ciuchów i składali je w kostkę?
Poważne niedopatrzenie z mojej strony.
Dobra szok minął, a bohaterka nadal ucieka. Gdzie ucieka i dlaczego?
Chciejstwo bohaterki, która w przeciwieństwie do autorki może sobie na to pozwolić. Lub błąd autorki ;)
Kto mi wyjaśni dlaczego ludzie, którzy przyszli oglądać swoje ewentualne nowe mieszkanie, nie interesują się rozkładem pomieszczeń, elektryką, wodo-kanem, obłażącymi tapetami czy odległością od, dajmy na to, najbliższego szpitala?
Jakimiś ludźmi nazywa ich jedynie narratorka. Z rozmowy możemy się domyślić, że są to osoby biorące udział w poszukiwaniach dziewczyny.
(...)raczej używa się sformułowania „nie żyje” niż „martwa”.
A tu bym się kłóciła. Ale nie odbiegajmy od tematu. :)
"-Czy sześciopalczaste jedzą gumowe buty?
- Zazwyczaj żywią się mózgami.
- E, to buty też powinny strawić. U niektórych wychodzi na jedno."

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Re:

Post autor: Cordeliane »

Verus pisze:
(...)raczej używa się sformułowania „nie żyje” niż „martwa”.
A tu bym się kłóciła.
Ja bym się nie kłóciła, gdybym była Autorką. "Ona jest martwa" to kalka z angielskiego. Po polsku naprawdę tak się nie mówi - chyba że byłaby to odpowiedź na jakieś specyficznie zadane pytanie, np. "Czy ona jest żywa?" ;)
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
Verus
Mamun
Posty: 101
Rejestracja: wt, 27 gru 2011 12:15
Płeć: Kobieta

Re: Miejsce

Post autor: Verus »

Hm, generalnie postanowiłam się przypomnieć z tym tekstem. Tak więc... przypominam się ;)
"-Czy sześciopalczaste jedzą gumowe buty?
- Zazwyczaj żywią się mózgami.
- E, to buty też powinny strawić. U niektórych wychodzi na jedno."

ODPOWIEDZ