Toruński Gościniec

Moderator: RedAktorzy

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Post autor: Cordeliane »

Ellaine pisze:
Cordeliane pisze:poza tym, że Racibórz nie był chyba nigdy stolicą Rzeczpospolitej, jedynie Księstwa Śląskiego), ale to w gruncie rzeczy nic nie wnosi.
Nie było czegoś takiego, jak Księstwo Śląskie, jedynie - księstwa śląskie.
No i fajnie, dzięki, może zapamiętam - rzeczywiście, rzuciłam tylko okiem na wiki, nie przeczytałam dokładnie, o co chodziło. Chociaż, gdybym napisała małymi literami: księstwa śląskiego, to byłoby właściwie dobrze ;)
Ale ze stolicą Rzeczpospolitej, jak rozumiem, tak czy inaczej Racibórz nic wspólnego nie miał.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Awatar użytkownika
Iwan
Fargi
Posty: 344
Rejestracja: wt, 21 lip 2009 14:18

Re: Toruński Gościniec

Post autor: Iwan »

To ja może zgłoszę swoje wątpliwości. W pierwszej części mamy smoka i jego niecny plan. Nic mi nie wiadomo o jakości smoczej inteligencji, ale intryga Rosochatego jest, co tu ukrywać, na poziomie dziesięciolatka. Nie pasuje mi to do całej sytuacji. Niby pokrywa się z moim wyobrażeniem baśni, ale nie pasuje do reszty opowiadania. Do tego nei rozumiem, po co on w ogóle wdawał się w rozmowę ze swoją ofiarą.
Druga sprawa, chyba istotniejsza, to znaczenie owego tajemniczego listu, który bohaterka przewozi. Nie rozumiem, po co w ogóle ten wątek się pojawia. Nie ma żadnego związku z akcją – smok nie ma o liście pojęcia, a zabójcy mogli równie dobrze być zwykłymi rozbójnikami. W niczym by to tekstu nie zmieniło.
Trzecia sprawa to rapier panny Kariny. Na broni białej się nie znam, ale mam wrażenie, że to broń stosunkowo nowoczesna, na pewno nie średniowieczna. Jak juz jestem przy broni, to zaskoczyła mnie też scena napinania kuszy przez bohaterkę. Gdy doczytałem do tego momentu, w oczach stanęła mi bardziej potężna Agata Wróbel niż drobna, smukła białogłowa. Trochę mi tu zazgrzytało.

Do tego dołączam się do przedmówców, że narrator dał ciała zwracając się bezpośrednio do czytelnika. Źle to wyszło. Stylizowanie mowy również siadło - jest nienaturalne i bardzo niekonsekwentne.

I jeszcze kilka takich wyłapanych usterek na początku:
Orgi_m pisze:
Jeszcze tylko kilka pacierzy i Karina spodziewała się dostrzec jakieś ludzkie siedziby.
To zdanie bardzo mi się nie podoba, a konkretnie jego pierwsza część. „Jeszcze tylko kilka pacierzy” brzmi jak myśl bohaterki, a nie komentarz narratora. Bije się z drugą częścią zdania.
Kolejny zakręt gościńca sprawił, że Karina ujrzała przed sobą nieodległy skraj lasu, dalej droga wiodła pomiędzy ubogimi polami okolicznych gospodarzy.
Zakręt z mocą sprawczą? Coś tu nie gra.
What doesn't kill you, makes you pissed off

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

neularger pisze:Generale, zauważę tylko, że Autor nigdzie nie dał znaku, że mamy do czynienia z alternatywną historią Polski. Smok jest tylko baśniowym dodatkiem. Dlatego, IMO, wytykanie takich błędów jest zasadne, skoro, dla odmiany, Autor sugeruje (zostawia znaki), że historia dzieje się w pewnej przeszłości i da się mniej więcej wydedukować kiedy...
Rozumiem teraz, dlaczego liczni autorzy kompletnie fantastycznych utworów, których akcja toczy się w zupełnie odmiennej od naszej rzeczywistości na początku zastrzegają się, że: "Wszelkie podobieństwo osób i wydarzeń do rzeczywistych jest absolutnie przypadkowe". Jakiś niekumaty czytelnik mógłby je wziąć za dobrą monetę...
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Taa... Właśnie o coś takiego mi chodziło, Generale. Wersalikami na dwie strony.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
ElGeneral
Mistrz Jedi
Posty: 6089
Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36

Post autor: ElGeneral »

;-)...
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.

Awatar użytkownika
Orgi_m
Sepulka
Posty: 10
Rejestracja: śr, 25 sty 2012 14:26

Post autor: Orgi_m »

Dzięki wszystkim za uwagi, to relatywnie stary tekst, napisany kiedyś dla jednej znajomej. Właśnie dlatego Racibórz pełnił w nim rolę stolicy Rzeczypospolitej, rycerz musiał okazać się królewiczem, pojawił się smok i list. Kwestię broni białej odstawmy na bok (jak i napinania kuszy) - znam jedną bardzo filigranową kobietę, która samodzielnie przy użyciu koziej nogi napinała kusze 480 funtową.
Dziękuję wszystkim, którzy poświęcili swój czas na czytanie tego opowiadanka, pozdrawiam

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Post autor: neularger »

Zaczynajmy.
Wspominałem, że tekst czyta się źle? Oczywiście, winny jest język:
Jeszcze tylko kilka pacierzy i Karina spodziewała się dostrzec jakieś ludzkie siedziby.
Brzmi to tak, że za klika pacierzy Karina zacznie się spodziewać jakiś ludzkich siedzib. Tymczasem ona spodziewa się TERAZ, że za jakiś czas zobaczy ludzkie siedziby.
Tu, w okolicach Torunia, jeśli akurat nie padał grad, śnieg lub deszcz, oznaczało to jedynie, że właśnie nastał czas wichur lub nieznośnych upałów.
Pogoda w tekście żadnej roli, nie gra, więc zdanie żadnych informacji specjalnie ważnych nie niesie, poza tą chyba, że Toruń jest ośrodkiem anomalii atmosferycznych (Sahara na przemian z Syberią i Aleją Tornad).
Ubrana w męski strój, na dłoniach miała długie skórzane rękawice, za pasem rapier o zdobionym kloszu, przy siodle kuszę, kunsztownej gdańskiej roboty. Karina nie potrzebowała zbrojnego orszaku, by nawet tu, na tym zapomnianym przez Boga i ludzi skrawku Rzeczpospolitej, czuć się bezpieczna.
Jasne, że była bezpieczna! Tekst świadkiem... Bohaterkę dwa razy próbowano wykończyć, a Autor co akapit wspomina o zbójach, potworach, smokach i innych rozrywkach. Właściwie to Ziemia Chełmińska, to jedno wielkie pole bitwy, gdzie biednie a niebezpiecznie. Pewnikiem się w Krakowie nie zmartwią jak toto się o Polski oderwie, dochodów nie przynosi tylko forsę ze skarbca ciągnie... :)
Biedak nawet nie przeczuwał, jak bardzo jego pierworodna polubi niebezpieczne misje. I z jaką ochotą w wir przygody będzie się rzucać. Dość powiedzieć, iż nawet teraz, wiozła przy sobie coś bardzo cennego dla swego ojca i śmiertelnie niebezpiecznego dla jego wrogów. Za wszelką cenę musiała jak najszybciej dotrzeć do Torunia.
Córka starosty toruńskiego kurierem? Prawdopodobnie, nie powiem. Sama, bez ochrony i wsparcia. Coraz bardziej prawdopodobnie...
Teraz Karina stała na krawędzi lasu, zbliżał się zmierzch, a nie tak daleko przed nią widać było chłopskie zabudowania kuszące dymiącym kominem.
Komin, sztuk jedna, kusił... Albo to jedna ze stylizacji narratora. Ciężko powiedzieć.
Nie ujechała długo, szybko przesuwający się po ziemi cień sprawił, że spojrzała w górę.
Raczej daleko. Długo to można najwyżej „jechać” - nie ten aspekt czasownika.
Pozostałe sześć smoków żyło w symbiozie z ludźmi, jedynie od czasu do czasu porywając domowe bydło czy owce.
Wy mi dostarczacie dziewice, a ja wam za to będę porywał krowy... :)
Też poproszę, jak Cordi, o wyjaśnienie owej symbiozy.
Rosochaty natomiast był bestią niebezpieczną, nie gardził ludziną, a najzajadlej na młode kobiety polował, bo, jak twierdził, dziewice mają najlepszy smak.
A jakby trafiła mu się taka 60-letnia dziewica, to co: smaczna czy nie? :))
(...)smok poczynił jeden dudniący krok w kierunku dziewki(...)
Jeżeli powiemy: szli dudniącym krokiem, to będzie całkiem poprawne. Ale dudniący krok, sztuk jedna, jest co najmniej mało zręczne. Bo dudnienie sugeruje czynność rozciągniętą w czasie, zaś krok jest krótki i na dodatek zadudnić może ewentualnie tylko wtedy jak stopa dotyka podłoża.
(...)że Rosochaty nie mógłby wyglądać dobrotliwie nawet gdyby rozdawał dzieciom kandyzowane owoce z ziemi świętej.
Ha. Ha. Ha. Uśmiałem się jak fretka. Wiadomo, że kandyzowane owoce z ziemi świętej (popularne i światowe centrum produkcyjne) wzmacniają dobrotliwość u każdego z wyjątkiem smoków, niestety.
Idzie zima i ciężko może być o porządne obiady.
Zasadniczo, wcześniej smok całkiem dobrze sobie radził z dostawami posiłków zimą. Gdyby Autor zechciał jakoś wyjaśnić, dlaczego smok akurat przed tą konkretną zimą zamierza starościankę uwięzić niewątpliwie byłoby logiczniej...
Rozgłoszę też wszem i wobec, że cię tam trzymam,(...)
Oplakatuję mury miejskie, wynajmę heroldów, dam ogłoszenia w gazetach i zmienię status na Fejsie...
- Nie musisz się moja droga martwić o twoją w mym podstępie rolę, zauważyłem, że żaden z rybaków nie negocjuje z przynętą wielkości haczyka, na który ją nawleka.
„Twoją w mym”. Zręcznie. Spróbuj Autorze z trzema zaimkami. Albo z czterema. Poza tym Karina się nie martwi, w ogóle się nie odzywa. Jest przerażona. Skąd więc ta dziwna uwaga?
Popatrz na to inaczej, przecież będę cię przed tymi rycerzami bronił, domyśl się, co będą miarkowali z tobą zrobić, jeśli uda im się mnie pokonać…
SJP pisze: miarkować
1. «ściśle odmierzać coś»
2. «hamować emocje»
3. «domyślać się czegoś, wnioskować z czegoś»
*
miarkować się «hamować swoje emocje»
Które znaczenie mam wybrać, żeby zdanie miało sens? Cordi też chyba wspominała przy innej okazji.
Kusza – pomyślała Karina – gdyby trefić go w ślepie pewnie udałoby się uciec.
Smocza fryzjerka - fach cokolwiek niebezpieczny.
Rosochaty najwyraźniej nie był przyzwyczajony do przeciwników, którzy podejmują z nim równorzędną walkę(...)
a wcześniej:
Zdecydowanie miał problemy z oddechem, być może dieta składająca się z okutych w stal toruńskich śmiałków nie służyła smokowi.
Czyli już zjadł ich sporo, z tym że:
Rycerz w zbroi, stanowi dosłownie i w przenośni „trudny orzech do zgryzienia”.
Zdecyduje się Autorze, jakim przeciwnikiem był dla smoka rycerz w zbroi. Druga możliwość to taka, że nie rozumiesz frazeologizmu „twardy orzech do zgryzienia”
(...)mam w Pogorzycach odpowiednią klatkę dla ciebie
Obróbka metalu mi niestraszna - dodał smok i zionął ogniem.
Rosochaty zaryczał triumfalnie. Karina krzyknęła przeraźliwie. Rycerz wrzasnął z bólu.

Wiem, że to jest zamierzone. Nie wiem tylko, co chciałeś osiągnąć, Autorze. Zdania brzmią jednostajnie i informują, że Rosochaty, Karina i rycerz krzyczeli w ściśle ustalonej kolejności...
Nie zginął, z niemałym wysiłkiem wstał, wyszarpując kolce swej zbroi z ziemi.
Zaczynać akapit zdaniem z podmiotem domyślnym „on” to nie najlepszy pomysł. Robi się zdecydowanie gorzej, kiedy w taki zdaniu są niepotrzebne zaimki...
Zionięcie takie, potocznie nazywane jest w smoczym żargonie „piecykiem”
Smoczy żargon. Gadzia gwara. Całkiem rozwiniętą cywilizację mają te smoki.
Rycerz jednak znał tę smoczą sztuczkę, wywinął się bezpośrednio pod ogonem smoka i ponownie zjadliwie uderzył.
Jak uderzył???
Ostrożnie, dobierając się jak do jeża, trzymając rycerza jedynie szponami, smok starał się znaleźć szczelinę w zbroi, rycerz natomiast kopiąc wściekle nogami usiłował się uwolnić.

Dobry smok. A mógł zastosować „piecyk”.
(...)że smok zaatakuje z lotu, obrzucając ją jakimś naprędce znalezionym pociskiem, ale Rosochaty po raz pierwszy w życiu tak obity, postanowił wycofać się na z góry upatrzone pozycje.
Zawsze wydawało mi się, że obrzucić można kogoś czymś, czego się posiada więcej niż jedną sztukę. Ewentualnie obrzucić można materiał.
Ale żeby kogoś obrzucić jednym pociskiem?
Rycerz ani myślał wstawać, co gorsza, robiło się ciemno, (…)
Jak to przeczytałem, to w pierwszej chwili pomyślałem, że rycerz leżał, leżał i leżał, Karina stała, stała i stała. A wokoło robiło się ciemniej i ciemniej...
Jeszcze się z tego nie wykaraskałaś – pomyślała Karina opuszczając kuszę i podchodząc do rycerza.
Wykaraskać się – Cordi już wspominała, że bohaterowie są schizofreniczni i nie mogą się zdecydować, czy znają współczesną polszczyznę, czy nie, ale to, jakże staropolskie, słowo bardzo mi się spodobało.
To był w końcu Toruński Gościniec, tu należało mieć się na baczności.
Nawet bez odwoływania się do historii Polski, li tylko na podstawie tekstu można wnioskować, że starosta toruński był osobą potężną i wpływową, zaś Toruń miastem zapewne ludnym i bogatym. Podstawą tej prosperity i pewnie też jej efektem, była niezakłócona łączność z innymi częściami kraju. Tymczasem z tego co przeczytałem wnioskuję, że droga prowadząca do/z Torunia była niczym aleja snajperów w Sarajewie. Potwory, zbójcy, wilki i smoki ustawiały się kolejce, żeby napaść podróżnych, a przestępczy grafik był zapełniony do Gwiazdki...
- Co? – Karina na wielu turniejach przywykła do co najmniej odmiennego zachowania rycerzy, którzy zazwyczaj w jej obecności, ograniczali się do błędnego wlepiania w nią wzroku.
Pewno jestem dziwny, ale uważam, że facet wlepiającego gały w ładną kobietę/dziewczynę nie zachowuje się odmiennie. Raczej normalne. Nie wiem do jakiego zachowania przywykła Karina. Dostawała od razu po pysku od rycerzy turniejowych, czy może przywykła do szybkich numerów w krzakach?
Gdyby nie Ja, rycerzyku, to Rosochaty właśnie opiekałby cię na wolnym ogniu.
"Ja" wymówiła z naciskiem. A nawet zdołała sparklić nim w powietrzu.
Bezpieczne odtransportowanie panienki, co zapomniała, że dziewczyny w domach powinny przy haftowaniu wieczory spędzać, to akurat tyle, ile jestem ci winien.
Archaizowany szyk i całkiem nowoczesne słownictwo. Znów nie mogłem się powstrzymać.
Wiedziony ludzkim pragnieniem niesienia pomocy, przemieszanym z gotowością, by dać sobie za wszelką pomoc należycie zapłacić. Człowiek ten zwiózł Karinę i rycerza wraz z resztkami ich ekwipunku do chałupy.
Dobrze, że nie człowiek tamten...
Głośno komentował, próbującą go opatrzyć Karinę.
Komentował Karinę. Nu, Autor...
Rycerz, poza płytką raną od smoczego pazura, wyszedł z tego spotkania nieomal nietknięty.
A wcześniej:
Tymczasem rycerz minął ją, podniósł z ziemi miecz i… runął na ziemię.
Karina dobiegła do Jeżopodobnego, który najwyraźniej nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo dołożył mu Rosochaty.
Całą jedną płytką ranę rycerz zaposiadł. O czym jest uprzejmy bredzić narrator?
I dalej:
Zdjęła powyginaną zbroję, co zajęło jej dobre trzy pacierze.
I dalej bez ducha leżał, kiedy panna go ze zbroi rozbierała Wychodzi na to, że zemdlał z powodów psychicznych. Wrażliwy był bowiem bardzo.
To się nazywa Autorskie Chciejstwo. Imperatyw romantyczny nakazuje bowiem, aby uratowana panna opatrzyła dzielnego bohatera.
Tam, leżąc na zapiecku rycerz, odzyskał świadomość na tyle, by można było nawiązać z nim jakąś rozmowę.
Taa... Wzrusza mnie przekonanie rozmaitych autorów, że wielogodzinna utrata świadomości, to coś w rodzaju nieplanowanej drzemki, która mija bez następstw, a ponadto dobrze robi na cerę.
I to wszystko od jednej płytkiej rany. Mimoza, nie rycerz.
nawet nie za bardzo śmierdzącym młodzieńcem
Śmierdzi tylko trochę, więc będę to robiła na wdechu, albo z chusteczką w nosie - zdecydowała Karina.
Wybacz, że nie będę mogła ci teraz poświęcić więcej czasu na dworską dyskusję, której prawideł i tak zapewne nie znasz, bowiem na spoczynek zamierzam się udać.
Bo z tekstu jasno wynika, że panna starościanka to życie dworskie wiedzie „pełną gębą” na tym zapomnianym przez ludzi i Boga skrawku Polski, jak tekst informuje.
Wygłosiwszy te słowa Karina wstała z klęczek, zbyt gwałtownie, zapominając, że zapiecek, na którym położono rannego znajduje się przy samej powale(...)
Bądź co bądź - Element Komiczny.
W końcu poczęstowała go zjadliwą sójką w bok wprost w niedawno bandażowane żebra.
Mam wrażenie, że Autor myli zdradliwy i zjadliwy. To już kolejne błędne użycie.
Ta pozostając na klęczkach, z włosami w nieładzie, odwróciła się.
Zdanie dałoby się napisać w ten sposób, żeby uniknąć jednosylabowców zarówno w nagłosie, jak i wygłosie.
(...)tyś przecież Karina, córka samego Toruńskiego Starosty.
Brzmi jak Car Wszechrusi... Autor zapozna się zasadami używania wielkich liter.
Swoją drogą, coś tu skrzypi w świecie przedstawiony. Z jednej strony zapomniany przez Boga i ludzi skrawek Korony (jak tekst mówi), niebezpieczne pogranicze i potwory na drogach. Z drugiej "Toruński Starosta", ewidentnie przedstawiany jako wpływowy i bogaty, że małżeństwo jego córki z synem króla ma znaczenie polityczne...
Tak właśnie, kroplami soku z owego cudnego owocu matka twoja, wiedźmą przecież zwana, oczy twe jako dziecka zakropiła.
Stylizacja na granicy bełkotu. Poza tym skąd on to wie? Za czary w średniowieczu szło się na stos, więc chyba starościna się z detalami magii nie obnosiła...
Droga doprowadziła ich tymczasem do niewielkiej, acz rwącej rzeczki, przez którą przerzucony był mały, drewniany i strasznie zapuszczony mostek.
Droga? Chyba raczej ścieżka w lesie i to nieużywana, bo dlaczego mostek w takim stanie?
Po ich stronie rzeczki stał słup z tablicą na której ktoś kiedyś napisał „Budujemy mosty dla Toruńskiego Starosty”.
Element Komiczny Numer Dwa.
Gdy zbliżyli się do mostku, właśnie zza tych krzaków wyjechało nie spiesząc się, czterech konnych, uzbrojonych po zęby zbirów.
Mistrzostwo świata w zasadzkologii! Wyjść i pokazać się, tuż przed tym zanim ofiara w zasadzkę wpadnie. A teraz jesteście panowie oddzieleni od ofiar rzeką i małym (pewnie „wąskim”, miał na myśli Autor) mostkiem.
Autorskie Chciejstwo w akcji.
A tak przy okazji owe zbiry to przedstawiciele sił wiernych królowi, przeciwstawiających się rozczłonkowaniu Korony. Michałek o tym nie wie, ale kiedy się dowie, że tatuś wybranki jest zdrajcą i nasz zakochany książę krwi pomaga w spisku... Nie zrobi to Michałku na nim żadnego wrażenia. Za to ciekawe jaki zrobi na tatusiu królewicza.
Ach i kto pamięta co z facetami robił sok z limonki? Czy panna Karina nie mogła zamrugać swymi niebieskimi, magicznymi oczętami?
Nie było potrzeby ani celu po toruńskich traktach Panny Starościanki szukać, wystarczyło trochę na waćpannę poczekać.
A o tym, że panienka, będzie szła akurat tędy dowiedzieliśmy się za snu.
No, chyba że ta ścieżka i tandetny mostek są szumnie zwane Toruńskim Gościńcem i to jedyna droga do tej zagubionej w lesie wiochy Toruniem zwanej. Starszy wioskowy mieszka w centralnej lepiance i każe się tytułować, nie przymierzając, „Wasze Wieliczestwo” dla dodania sobie prestiżu.
Mniej szczerze wyglądały obnażone miecze w dłoniach, znoszone i pogniecione pancerze oraz złe oczy zawodowych zabójców.
Mam wrażenie, że przymiotnik „szczery” jest tu użyty jako coś w rodzaju synonimu frazy „okazujący dobre zamiary” Obnażony miecz jest absolutnie szczery i absolutnie niedwuznaczny w swoich zamiarach. Bynajmniej nie dobrych.
Zaś kiedy czytam o „znoszonych i pogniecionych” pancerzach nie mogę się pozbyć wizji, czterech rycerzy ubranych w znoszone i niewyprasowane kiecki.
Atak na trzech opancerzonych konnych, jedynie z półtoraręcznym mieczem, przypomina zawracanie Wisły widłami.
Wisłę zawraca się kijem. Albo pałką. :)
Swoją drogą Autor ma rację, atak na trzech konnych ma mało sensu. Dlatego uprzejmie panowie rycerze pokazali się zanim ofiary przekroczyły mostek. Dzięki czemu to panowie zbóje ów mostek będą przekraczać musieli (kusz też wygodnie zapomnieli zabrać). Pojedynczo. Dzielny Michał będzie mógł ich kolejno wykończyć.
Ałtorskie Chciejstwo, może ciasteczko i kawka?
Nie zapominajmy jednak o oddzielającym konnych od Michała, wybudowanym dla Toruńskiego Starosty mostku.
Nie zapomnieliśmy. Zwłaszcza, że straszy wioskowy tfu... Imperator Wszechświata otrzymał certyfikat: Właściciela Mostku Na Zadupiu

A teraz opis walki i orgia pogubionych podmiotów:
Nie zapominajmy jednak o oddzielającym konnych od Michała, wybudowanym dla Toruńskiego Starosty mostku. Gdy oni tłoczyli się na mostku, Michał wskoczył na balustradę po swojej lewej stronie i ciął pierwszego od dołu w policzek. Miecz zerwał mu hełm wraz z odłamkiem czaszki. (temu policzkowi) Mgnienie oka później zwarł się w szaleńczym tańcu kling z drugim konnym (odłamek czaszki tym razem). Był szybszy i wygrywał tempo. (wygrywał je na podręcznej składanej perkusji – odłamek czaszki) Jego przeciwnik nie radził sobie z koniem <i> walką jednocześnie. (Najemny profesjonalny zabójca... Nie umiał chodzić i myśleć jednocześnie) Wąski mostek sprawił, że trzeci z konnych został zablokowany nie mógł pomóc temu, który ścierał się z Michałem.
Mostku, mostku, mostku... Dopomóż.
Podbił swoim mieczem oręż bandyty, puścił swoją broń i rzucił się na niego.
Tylko trzy zaimki Autorze? Trzeba było zaznaczyć dokładnie, co i do kogo należało, bo czytelnik gotów się pogubić...
Gdy powstali i zaczęli się okładać, Michał z przerażeniem stwierdził, że pancerne rękawice dają bandycie wielką przewagę.
Porażające odkrycie...
Wyrwał się, ale zbir, podniósł miecz, upuszczony podczas upadku.
Miecz leżał na dnie rzeczki, na piaseczku, doskonale widoczny w kryształowo przeźroczystej wodzie, która pozostawała niezmąconą mimo trupów, krwi i dwóch miotających się w pobliżu facetów.
Nie rozmawiali o tym, co się zdarzyło. Zabijanie, nawet w obronie własnego życia nie jest czymś łatwym ani przyjemnym. Początkowo jechali w milczeniu, potem ostrożnie wrócili do przerwanej rozmowy. Mówili jakby z wysiłkiem i nerwową wesołością.
Najbardziej drętwy opis szoku jaki czytałem.
Tu w toruńskich stronach, gdzie lud ubogi, a trakty pełne rozbójników, ludzie zwykle są podejrzliwi wobec obcych, ale wylewni wobec przyjaciół.
Powalające wynikanie cech. Gdyby lud był bogaty a trakty bezpieczne, to niby co ludzie byliby podejrzliwi wobec przyjaciół, a wylewni wobec obcych?
Równie dobrze można twierdzić, że bogaci są podejrzliwi wobec obcych, bo boją się o majątek.
Poza tym, co do cholery z tą biedą? Lud biedny, trakty dzikie, mostek sztuk jedna, a starosta toruński planuje Ziemię Chłemińską od Korony oderwać i księciem się obwołać. I może jeszcze elektorem cesarza zostać...
Taka operacja wymaga kasy, więc albo Toruń i okolice są bogate, albo Autor koncepcji świata nie przemyślał. Albo starosta „Wasze wieliczestwo” toruński cierpi na ostrą megalomanię.
Po kolejnej godzinie dotarli do Międzyżyci – niewielkiej obwarowanej wioski, pełnej nieufnych mieszkańców. (...)Dziwne natomiast było to, jak ostentacyjnie owa służka ocierała się o Wójta, przyjmującego to z wyraźną radością. Żona Wójta wydawała się być tym całkiem niezrażona, bowiem gdy ten zajął się gośćmi, obie kobiety w doskonałej komitywie zniknęły w kuchni. Toruńskie obyczaje – pomyślał Michał.
Może i nieufni, ale za to co za awangarda obyczajowa! Wójt ze służką, żona w kuchni z inną żoną... Jak można wnosić po niekoniecznych dla fabuły uwagach i nazwie wsi.
Czyli Element Komiczny Numer Trzy.
Miał też Wójt Międzyżyci umysł lotny i dziwnym było, że nie zrobił większej kariery.
Też się zastanawiam... Byli zanadto konserwatywni obyczajowo dla wójta?
Tym razem Rosochatemu towarzyszył Gromowładny, błękitny smok iskrzący się błyskawicami. (…) Wieś mogłaby powstrzymać smoczy szturm, ale smoki najwyraźniej nie zamierzały szturmować.
Pewnie że mogłaby powstrzymać. Gady im mogły skoczyć, bo wójt by oba smoki zgwał... Znaczy azbestu i odgromników mieli tam aż nadto.
Ktoś, kto nie widział szybujących smoków, nie potrafi pojąc piękna i grozy, jaką budzą te stworzenia. Nie odda ich rozmiarów żadna rycina, i żadna opowieść.
Poruszające Autor. Aż do dna jestestwa. Pójdę się pociąć żelkami.
- Musimy zamienić dwa słowa – powiedział Michał do Kariny, a ta skinęła głową. – Smoki wciąż krążyły, a Rosochaty raz nawet plunął ognista kulą demonstrując swoją potęgę.

Ciekawe kto mówi po półpauzie...
- Mów, Karino, dlaczego smoki chcą cię zatrzymać, powiedz co za tajemniczy list wieziesz. – Głos Michała był stanowczy, a oczy świdrowały pannę starościankę jak sztylety.
Bo sztylety to świdrują... A ja się ekspensowałem na wiertarkę.
Jakby na to nie patrzeć, ja jeden z całej tej wioski mam szanse przeżyć konfrontację ze smokiem.
W możliwości wójta, Michał, jednakowoż, nie wierzył... :)
- Biskup Gnieźnieński, Książę Brodnicki oraz kilku pomniejszych chcą odłączyć Ziemię Chełmińską od Rzeczpospolitej i uczynić zeń księstwo na wzór niemiecki. Dogadali się z Krzyżakami, dogadali się z Niemcami, planują skoordynowane uderzenie. - Powiedziała, a właściwie wyszeptała wprost do jego ucha, nie mogła wprawdzie widzieć uczucia ulgi w jego oczach, ale poczuła jego pocałunek na ustach. Gdzieś tam daleko szybowały smoki.
a za stodołą wójt i służka... :)

Wypada mi tu przeprosić Autora, za pytanie z jednego z moich poprzednich postów. Nie doczytałem tekstu. W tej konfiguracji ślub królewicza ma nieco więcej sensu. Podkreślam „nieco”. Nie widzę powodu dlaczego starosta miałby zrezygnować ze swoich planów. Przecież od ślub córki żadnym księciem nie zostanie ani jego realna władza się nie powiększy (Toruń i tak cieszył się wtedy sporą autonomią). Co z możnymi protektorami starosty? Chyba nie pomagali tylko w ramach przyjacielskiej przysługi? A co jak trzeci syn panującego zechce szepnąć słówko tatusiowi na temat „toruńskiego spisku”?
Później, dużo później, przed świtem wymknęli się z Międzyżyci, ubrani w ciemne opończe. Ich dobytkiem zaopiekował się Wójt, przekazując strój Kariny służce, która w towarzystwie ubranego w jeżopodobną zbroję młodziana, pojawiała się co rano na palisadzie.
Smok znalazł Karinę, ponieważ wyczuwa dziewice (tu chwila nabożnego zachwytu na rozdzielczością „wykrywacza dziewic”, który pozwala rozróżniać konkretne dziewice.)
Karina dziewictwo straciła w Międzydupiu, a jej miejsce zajęła inna atestowana dziewica – służka. Jeżeli to ta sama służka co wycierała się o wójta, cóż... chyba nic dziwnego, że żona wójta tak często z innymi kobietami... warzy potrawy rozmaite. :)
I zanim zaczniemy zastanawiać się jakim cudem w tym Międzydupiu, choć jedna dziewica się uchowała, to pomyślmy jak to możliwe, że smok dysponujący tak czułymi organami dał się nabrać na durną przebierankę...
Zdarza się czasem taka cisza, że słychać, jak trawa rośnie, najmniejszy robak najpodlejsza mucha zamiera w bezruchu, cisza, w której słychać tupot kocich łap, w której powietrze staje się lepkie od bezdźwięku. Dokładnie taka cisza zapanowała kamienicy toruńskiego Starosty.
<przestaje oddychać, zamiera w ciszy i bezruchu podziwiając urodę fragmentu>
Zarówno Pani domu jak i Karina wystąpiły w bogatych sukniach, ta druga wręcz promieniowała urodą (znowu te cholerne czary Pani Matki).
Znów te cholerne, bezsensowne wtrącenia w nawiasach...
Nie stracił jednak nic ze swoich kocich ruchów, a jego oczy błyszczały zjadliwą inteligencją.
Zjadliwy – wyraźnie Autor lubi ten przymiotnik i sieje nim na wszystkie strony.
Wykład ze smokologii pani starościny pisze:Wszak wiadomo, iż smoki to istoty magiczne, smok sam z siebie bez magii nigdy nie wzniósłby się do lotu, nigdy by też nie zionął ogniem, ani nie poraził błyskawicą.
Wiem to, gdyż fizykę dogłębnie studiowałam. Na UJ.
Wykład ze smokologii pani starościny pisze:Oględnie mówiąc, mają smoki być dziełem boga lub szatana.
Autora maniera wstawiania wszędzie wielkich liter opuściła z nagła. A szkoda.
Poza tym „oględnie” nie znaczy „pobieżnie”, „skrótowo” czy „bez tłumaczenia” jak to sugeruje kontekst.
Wykład ze smokologii pani starościny pisze:(...)Prawdą natomiast jest to, że smoki dziewice na wiele mil wyczuwają i rozpoznają.(...)
I uważaj jeszcze też kochana na smoki, jak będziesz całkiem sama ten okropnie ważny i tajny list wiozła przez strefę wojny koło Torunia! Tatuś na ciebie liczy! - krzyknęła jeszcze za oddalającą się Kariną pani matka.
Wszyscy wiemy, że smoki latają, zioną ogniem, ale wiele spośród ich zdolności uważa się za wybujałe, ba wręcz wymyślone.
„Wybujałe” nie jest synonimem „przesadzonych”. Przynajmniej nie w tym kontekście.
Niektórzy twierdzą, że smok jedzący dziewicę umarłby szybko z głodu.

I mają rację, bo jedna dziewica nie starczy na długo. Nawet duża.

Przemowa pani matki, zwolenniczki moralności Kalego:
A nie przestała dla tego, że dziewką jest rubaszną, łatwą czy grzeszna.
Grzeszną.
Zaś sok z limonki, zmieniający mężczyzn w niewolników, miał służyć czemu?
Moja córka cię kocha.
- Tak pani matko, cnotliwa podobno córuś udowodniła to w tej rozwiązłej osadzie koło Torunia - wtrącił Michał. - Pojedziemy tam na miesiąc miodowy.
Pokochała cię, mości Królewiczu nie jako trzeciego do tronu w kolejce syna, ale jako rycerza, który ją dwakroć na gościńcu zratował.
A to czy ty ją kochasz, czy to może urok soku z limonek nie ma znaczenia – dodała pod nosem starościna.
Kimś kto mógł się jako przyszły mąż jawić, wiedziała bowiem, że jeśli kogoś naprawdę pokocha, to na każdy mezalians dla jej szczęścia gotowiśmy się zgodzić.
<ROTFL>
Znaczy Karina przyprowadza gołodupca pod dach potężnego i pragnącego zostać księciem tatusia. A rodzinka miast pogonić przybłędę z kłonicą w dłoni podskakuje ze szczęścia. Aha, już wierzę...
Moja córka to nie zabawka, Królewiczu, to nie dziewka, którą można wychędożyć dla samej radości chędożenia.
Karina uroczyć Michała - dobrze, Michał uroczyć Karinę - źle – podsumowała prelekcję z etyki pani matka.


Mam ogromne wątpliwości co do tego dziełka. Poczynając od języka, który jest drewniany, pełen powtórzeń, dziwnej interpunkcji oraz dowodów na nieznajomość polszczyzny („zjadliwy” – chyba tylko raz zostało prawidłowo użyte). Poprzez bohaterów, którzy raz mówią językiem stylizowanym, a raz „biorą dupę w troki” i narratora, który prócz tego, że ma takie same problemy językowe jak bohaterowie, to nie bardzo wie jaką rolę pełni w tym dziele. A skończywszy na świecie przedstawionym, który ewidentnie przemyślany nie jest (to jest eufemizm Autorze).
Struktura. Zamknąłeś Autorze wszystkie wątki (czym innym jest „jakość” tego zamknięcia), a wątki poboczne wplotłeś w wątek główny (jak to zrobiłeś, to też inna sprawa).
Opowiadanie ma wątek główny „Karina+Michał” oraz dwa wątki poboczne „smok” i „list”. Po przeczytaniu dziełka widać, że czegoś jest tu za wiele. Z jednego wątku pobocznego można spokojnie zrezygnować, zwłaszcza że, oba służą Autorowi do tego samego - mają sprowadzać na Karinę niebezpieczeństwa. Oba wątki są dość słabo wplecione w tekst, jednak chyba łatwiej wyciąć smoka. Ten wątek właściwie zamknięty nie jest, niejako rozchodzi się w tekście, gdzieś tak w połowie. Uwaga o wiedźminie i koszyku smardzów (moja wyobraźnia wciąż stawia dziki opór podczas próby wizualizacji Geralta na grzybkach) – jest równie potrzebna umarłemu kadzidło.
Wątek z listem też zostaje wpleciony w utwór gdzieś tak pod koniec, kiedy Michał prosi o rękę starościanki i deklaruje wieczysty sojusz pomiędzy Ziemią Chełmińską a Koroną (Mrówka i słoń idą przez most. Ale tupiemy – mówi mrówka.) Można się też zastanawiać, co dalej z ojcem Kariny, przecież nadal jest podejrzany o zdradę stanu, zniknięcie „zbirów” problemu nie rozwiązuje, raczej wręcz przeciwnie... Druga strona (z tekstu nie precyzuje kto to, ale można się domyślać) zadowolona nie będzie. Czyli ten wątek tak do końca zamknięty nie został, ale na mocy Autorskiego Chciejstwa – wszyscy żyli długo i szczęśliwie.
Jak widać usterek wszelkiego rodzaju jest tu od zaje... znaczy, zatrzęsienie. Niemniej wątpliwości na korzyść Autora – to jest utwór. Pokraczny i źle napisany, ale utwór.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Orgi_m
Sepulka
Posty: 10
Rejestracja: śr, 25 sty 2012 14:26

Re: Toruński Gościniec

Post autor: Orgi_m »

Raz jeszcze dzięki za wskazanie błędów. Pozdrawiam (zjadliwie)

sowa
Sepulka
Posty: 29
Rejestracja: pt, 26 sie 2011 00:03

Re: Toruński Gościniec

Post autor: sowa »

Orgi_m pisze:Czas uświadomić sobie teraz, z kim Drogi Czytelnik, tudzież Czytelniczka mieli do czynienia przez czas ten cały. Otóż Michał był trzecim synem Króla Polskiego.
Bardzo krótko, ale ten błąd słownikowy szczególnie mnie uwiera - "tudzież" nie oznacza wcale "lub, albo", ale "i, oraz". To ogólna uwaga, bo praktycznie zawsze, gdy ktoś używa słowa "tudzież", robi to błędnie. Może lepiej nie używać?

ODPOWIEDZ