OPOWIADANIE VI

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3103
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

OPOWIADANIE VI

Post autor: Juhani »

Motto
"Myśl o istnieniu tego rodzaju korelacji, przypuszczenie, że pisarz ma jakiś osobisty, nacechowany emocjonalnie stosunek do stworzonych przez siebie papierowych postaci, wydaje mi się dziwaczna." St. Lem.

Nie miałem dobrych dni. Skończyło mi się picie. Jedzenie pewnie też, i to chyba dużo wcześniej, ale jakoś nie przykładałem do tego uwagi. W przeciwieństwie do picia. Jakoś mnie tak naszło, że nie wytrzymywałem rzeczywistości, i bez zaprawienia się od rana solidną dawką wódy, po prostu nie funkcjonowałem. A że z forsą było jak zwykle kiepsko, pielgrzymowałem po sąsiadach, odwiedzając wszystkie możliwe imprezy, i nie zaniedbując żadnej okazji. W kamienicy mieszkańcy byli przyzwyczajeni do zarówno cudzych, jak i swoich tego typu zachowań, ale w końcu i oni zaczęli się trochę mną przejmować, bo trwało to ciut za długo. Poza tym, mieli własne potrzeby. Gdzie bym nie zaszedł, o jakiej to bądź porze, każdy wił się jak piskorz i pokrętnie tłumaczył, że hary nie ma, że nalot był, albo że księżycówa jeszcze niegotowa. Nie miałem wyjścia, przymus był, zacząłem się wyprzedawać. No, może nie tyle "się", bo to był towar niesprzedawalny raczej z uwagi na jego stan, ale przedmioty z mieszkania. Jakie? Różne, nie pamiętam dokładnie. Wszystko, co kiedyś przytargałem, znalezione na śmietniku, ulicy, z tyłu sklepu, czy gdzie tam. Takie, co mogą się niby kiedyś przydać, ale nigdy tego nie robią. Niekompletne meble, prawie nowe garnki bez ucha, plastykowy durszlak z połową raczki. Myślicie, że nie ma na to kupców? Ależ są, to tylko kwestia ceny. Pięćdziesiąt groszy za dużo? W porządku, jest twoje za dwadzieścia. Bratem mi jesteś, tylko kup, kup bracie, bo mi gorzały potrzeba! Ale i to się skończyło. W mieszkaniu zostało biurko, koślawe krzesło, i wzgardzony przez wszystkich stary tapczanik bez sprężyn. I książki. Książki na regałach z nieheblowanych desek. Nigdy przedtem nie myślałem o ich sprzedaży, ale zawsze na coś przychodzi pora. I byłbym pewnie do tego się posunął, gdyby nie uczynny, a przejęty moim losem sąsiad, pan Rycho. Obudził mnie rankiem o nieludzkiej porze (słońce jeszcze stało na niebie) potrząsając mną niemiłosiernie, i anonsując wizytę jakiegoś psa. Tak przynajmniej zrozumiałem. Kiedy uznał, że już kojarzę, zapytał czy pies może wejść. Wybełkotałem coś w stylu, że oczywiście, wszystkie psy z okolicy mogą wejść, nie będą mi przeszkadzały. Pan Rycho przestał mną potrząsać i krzyknął, że można wejść. Pies okazał się dwoma osobami: wyfiokowaną paniusią w wieku balzakowskim, i nieco młodszym, łysawym facecikiem w szarym garniturku. Paniusia chciała się przywitać, wyksztusiła coś w rodzaju „dzień”, potem chyba zachłysnęła się atmosferą, i nie dokończyła. Przyłożyła sobie perfumowaną chusteczkę do twarzy i nie odzywała się więcej. Facet był odporniejszy. Na początek wyjawił, że oni są MOPS-em. Może nie całym, ale kawałkiem tego mopsa, i że mają coś wspólnego z opieką społeczną. I że troskliwy sąsiad, (tu wskazał na pana Rycha) poinformował ich, że ja oto potrzebuję pomocy od społeczeństwa. Nieco się zdziwiłem, co ja też mam wspólnego ze społeczeństwem, ale gość widać widywał w życiu różne rzeczy, i nie dał się wciągnąć w dyskusję. Okiem fachowca obrzucił regały z książkami, mimochodem zauważył, że owszem, że makulaturę można zbierać, ale po pierwsze nie znam się na porządnym pakowaniu w celu przetransportowania na skup, a po drugie to mało opłacalne. Lepszy jest złom. A po trzecie, to właśnie zostało im trochę środków z pomocy unijnej, więc dobrze trafili. Na moje pytanie co to pomoc, która sama korzysta z pomocy, odpowiedzi nie uzyskałem. Powiedział tylko, że na pierwszy rzut oka widać, że się kwalifikuję, i czy chcę? Bez słowa wyciągnąłem łapę. Ku mojemu rozczarowaniu nie okazało się to tak proste. Musiałem jeszcze podać swoje personalia i podpisać jakieś papiery. Przejrzał je jeszcze pobieżnie, podał wysokość kwoty, jaka będę otrzymywał miesięcznie (mniej więcej równowartość czterech połówek w sklepie, lub ośmiu u pani Zochy), a potem jeszcze zapytał, gdzie ten cały mops ma przelewać mi pieniądze. „W gardło”, chciałem odpowiedzieć, ale się powstrzymałem. Zamiast tego zapytałem, czy Manhattan Chase Bank uważałby za odpowiedni? Facet się skrzywił, ale tu pan Rycho stanął na wysokości zadania. Powiedział, żeby przelewać na sklepik pani Jadzi. Bo po pierwsze będzie ona miała w ten sposób szansę zredukować mój u niej dług, a do tego przypilnuje, żebym nie przepił wszystkiego, sprzedając mi na przykład żywność. Dacie wiarę, że uwierzyli?! Powiedzieli, że za ten miesiąc zostawią od razu w sklepie, a później będą przelewać. Pan Rycho mrugnął do mnie, powiedział, że też leci, bo ma jakieś sprawy na mieście, i poszedł wyprowadzić gości z kamienicy. W przeciwnym wypadku istniało spore prawdopodobieństwo, że opuszczą ją jako ofiary rabunku. Odczekałem jakieś pół godziny, przychodząc do siebie, a następnie zwlokłem się z tapczanika, i poczłapałem na róg, do sklepiku pani Jadzi. Pani Jadzia była już po wizycie mopsa, pogratulowała mi sukcesu, i zapytała, czy dać od razu za wszystko. Potwierdziłem kiwnięciem głowy. Pani Jadzia odliczyła sobie coś a conto zaległości, i wydała mi trzy półlitrówki oryginalnej, takiej z nalepkami akcyzy. Wymieniliśmy jeszcze kilka zdawkowych uwag na temat pogody, po czym objuczony drogocennym płynem, poszedłem do siebie. Zacząłem pić jeszcze na schodach, prosto z butelki. Potem straciłem film.
Kiedy się obudziłem, leżałem na podłodze w mieszkanku. Było mi zimno, i suszyło mnie strasznie. Uniosłem nieco głowę. W zasięgu mojego wzroku, na podłodze, walały się dwie puste butelki. Trzecia, jeszcze pełna, stała o jakiś metr dalej. Za daleko. O jeden metr za daleko. Musiałem albo wstać, albo się podczołgać. Uznałem, że lepiej wstanę, łyknę nieco wody, a później dopiero wódka. Żeby nie pić na pusty żołądek. Wodę odcięli mi już parę miesięcy temu, korzystałem ze starożytnej pompy za ulicy. Właściwie sam nie wiem, czemu miasto jeszcze o nią dbało, i działała. Może ze względu na jej wiek. Niewykluczone, że stanowiła zabytek którejś tam klasy. W każdym razie udało mi się wstać, i, podpierając się ścian, dotrzeć do wyjścia z kamienicy. Brama była szeroko otwarta, a za nią była mgła. Nie taka zwykła, która tylko utrudnia widzenie, o nie! To była ściana mgły nieprzezroczystej. Nie było widać nic, nawet na kilka centymetrów, zupełne mleko. Zakląłem i przypomniałem sobie, że pani Jadzia wspominała coś o takiej pogodzie. Ale wyjścia innego nie było. Dosłownie i w przenośni. Poza tym, pompa stała o rzut kamieniem, nie sposób było zabłądzić. Najwyżej się o coś potknę i wywalę. Albo to pierwszy raz? Westchnąłem ciężko i wszedłem w mgłę. Nie uszedłem dwóch kroków, gdy nagle ściana mgły ustąpiła. Jak nożem uciął. Obejrzałem się przez ramię – była. Za mną stała ściana mgły, zasłaniając cały świat. Może kiedy indziej by mnie to zainteresowało, ale nie z takim bólem głowy, i językiem wysuszonym na wiór. Wzruszyłem ramionami i wymamrotałem coś na temat idioty, który produkuje takie zjawiska atmosferyczne. No dobra, teraz do pompy, bo umrę!! Zrobiłem pół kroku i…zamarłem. Mojej ulicy nie było. Była jakaś inna. Znajomy bruk zniknął, zastąpiony asfaltem. Chropowatym, nierównym, upstrzonym dziurami i wyrwami. Domów, do których widoku byłem przyzwyczajony, też nie było. Po obu stronach ulicy stały szare, na wpół zwalone ruiny, wylewające się gruzami na ulicę. Śmierdziało spalenizną. Opuściłem nogę, zamknąłem oczy i otworzyłem je ponownie. Nic się nie zmieniło. Szare ruiny, snujący się dym. Ostrożnie spojrzałem w prawo. Wypalone domy, mury pokryte pęknięciami, śladami po odłupanych tynkach. Nic z tego nie pojmowałem. Mam delirium, czy też może trafiłem w jakiś cholerny, inny czas, zupełnie jak w jakiejś kiepskiej s-f?! To pierwsze wydawało mi się dalece bardziej prawdopodobne. Po prostu za dużo wychlałem, i powaliło mi się w głowie. Tak, to chyba jest to. Zwyczajne delirium. To nawet lepiej, bo gdyby to drugie, gdybym tak rzeczywiście znalazł się na przykład w czasach wojny, to moje szanse przeżycia byłyby minimalne, z moimi zdolnościami pakowania się w kłopoty. Oczywiście, że delirka. Prawie uśmiechnąłem się do siebie. „Nie ma co”, pogratulowałem sobie, „ umiesz chłopie już takie realistyczne delirki, że hej!”. Uspokojony, zacząłem przyglądać się uważniej tworowi mojej chorej wyobraźni. Zacząłem dostrzegać więcej szczegółów. A to, że z trzeciego budynku po prawej snuł się dym, a to, że dziury w tynkach wyglądały jak ślady po pociskach, a to, że wiszące brudnymi chmurami niebo dawało zbyt dużo światła, jak na moje oczy, a to, że w ruinach po prawej dostrzegłem jakiś ruch, a to, że niebo mimo chmur świeci tak jasno, to pewnie przez te dwa słońca…Dwa słońca?! Powoli jeszcze raz uniosłem głowę. Na niebie, mimo warstwy chmur, wyraźnie odznaczały się dwa jasne punkty, przebijające światłem chmury. Zawahałem się. Dwóch słońc bym chyba nie wymyślił? Pewności nie miałem, ale na wszelki wypadek postanowiłem się wycofać, cokolwiek by to nie było. Coś za bardzo realistycznie zaczynało wyglądać, to moje delirium. Uznałem, że pieprzyć to wszystko, wracam do siebie. Wleję w siebie uczciwy łyk gorzały, a świat na pewno wróci na swoje miejsce. Straszliwy łoskot z lewej strony sprawił, że zamiast zawrócić, skoczyłem przed siebie jak zając. Kątem oka zdążyłem tylko zauważyć walący prosto na mnie pojazd, podobny do czołgu. Nie miałem czasu ani ochoty zastanawiać się, czy to rzeczywiście czołg, ani skąd się wziął! Wykonałem drugi sus! Żelazne gąsienice zryły asfalt w miejscu, gdzie przed chwila stałem. Pojazd nie zatrzymał się. Przejechał jeszcze kilkanaście metrów, po czym władował pocisk w miejsce, gdzie przedtem spostrzegłem ruch wśród ruin. Poleciały odłamki muru. Strzelił jeszcze dwa razy i stanął. Z boku pojazdu otworzyła się klapa, i wyskoczyło dwóch ludzi, ubranych w mundury. Podbiegli do ruin, przez chwilę się tam pokręcili. Potem jeden krzyknął do drugiego coś, czego nie zrozumiałem, i wrócili do pojazdu. Ryknął silnik, i pojazd potoczył się dalej. A ja stałem na środku ulicy. Ludzie! Jednak ludzie. Ale dwa słońca? To co to ma być?! A może to jednak nie moja chora wyobraźnia? Może…może znalazłem się rzeczywiście tam, gdzie w ogóle nie powinno mnie być?! Niezależnie od tego, co to miałoby być, musiałem wrócić do siebie. I to jak najszybciej! W zasadzie nie wydawało się to trudne. Kilkanaście metrów ode mnie nadal wisiała ściana mgły, ucinająca pół świata. Wystarczy dobiec, wskoczyć, i wszystko. Zacząłem się już spinać do biegu, gdy za sobą usłyszałem szmer. Zamarłem. A potem powoli się odwróciłem. Kilka kroków ode mnie, wśród gruzu zalegającego na chodniku, stała dziewczynka. Zwykła, chuda, umorusana pięcio-, czy sześciolatka. Ubrana w krótką, obszarpaną sukienkę. Brudne włosy, umorusana twarz. Bose stopy. A do jej nogi tulił się niewielki, szary kotek, z białą plamką na czole. Żadne z nich nie zwróciło na mnie uwagi. Dziewczynka ostrożnie się rozejrzała, i ruszyła pędem przez ulicę. Kotek pobiegł za nią. Prawie już dobiegali do ruin po drugiej stronie, gdy z prawej strony rozległ się jazgot automatu. Pierwsza seria uderzyła w stertę gruzu przed nimi. Dziewczynka przewróciła się, ale zdążyła się podnieść i ukryć za zwalonym kawałem muru, gdy druga seria uniosła w powietrze kotka, obróciła nim, i cisnęła okrwawione ciałko na skraj ulicy. Z drugiej strony, dwa budynki dalej huknął strzał. Miejsce, z którego strzelano do dziewczynki, eksplodowało. Potem zapadła cisza. Spojrzałem przez ulicę. Dziewczynka wyszła z ukrycia. Kucała teraz w kurzu przy martwym kotku, głaskając jego głowę. Przełknąłem ślinę. Powoli, jak zahipnotyzowany, ruszyłem przez ulicę w ich stronę. Kiedy podszedłem, zobaczyłem, że z prawego kolana dziewczynki zwisa płat skóry, najwidoczniej zdarty, gdy upadła, a krew kapie na ziemię. Kucnąłem przy niej, nadal jakby mnie nie zauważała. Chciałem jej dotknąć, zwrócić na siebie uwagę, zrobić cokolwiek. Wyciągając rękę zachwiałem się, i moja dłoń oparła się o zlepione krwią futerko. Dziewczynka uniosła głowę i spojrzała na mnie niewidzącym wzrokiem. Po brudnych, wychudzonych policzkach, spływały dwie ogromne łzy. Wtedy coś we mnie pękło. Wstałem, i najpierw idąc tyłem, a potem odwróciwszy się, biegiem ruszyłem ku mgle, ile tylko miałem sił. Wpadłem w białą ścianę bez tchu. W ostatnim momencie, gdy już zamykała się za moimi plecami, usłyszałem huk. Pocisk walnął tuż nad moja głową, odłupując kawał tynku, a ja wpadłem prosto w ramiona pana Rycha, stojącego w bramie kamienicy.
- Dokąd to, sąsiedzie? – zapytał.
- Widział pan? – wydyszałem, - jak walnęło?!
- Ano, stara kamienica, to i tynk odpada – odpowiedział. – Ale faktycznie, mogło komuś na łeb zlecieć.
- Ale ta mgła. I strzelanina. Był pan na ulicy? – bełkotałem.
- A co tam niby jest?
Obejrzałem się. Nie było śladu mgły. Ulica była zalana słońcem, znajome domy stały nienaruszone, a pośrodku ulicy kundel sąsiadów leniwie udawał, że łapie pchły.
- Nic chyba, faktycznie panie sąsiedzie – powiedziałem, nie chcąc robić z siebie kompletnego wariata. – Tak mi się coś zdawało.
- No, nieźle się pan wykurował dzisiaj – roześmiał się. – Idź sąsiad i prześpij się. Na pewno pomoże. A i mgła z oczu zejdzie.
- Na pewno – opowiedziałem. – Na pewno.
Widok pana Rycha i powrót mojej własnej, znajomej ulicy, uspokoił roztrzęsiony organizm i upewnił, że chyba faktycznie picie już nie jest dla mnie. Wszedłem do siebie, jeszcze raz odetchnąłem z ulgą, i otarłem ręką czoło. Poczułem dziwną lepkość. Uniosłem do oczu dłoń, i długo się w nią wpatrywałem. Palce pokryte były ciemnymi plamami gęstniejącej krwi...
Od tego czasu, kiedy tylko przychodzi mgła, wychodzę przed dom i czekam. Czekam, aż będę mógł w nią wstąpić, wkraczając w tamten świat, z którego uciekłem, zostawiając płaczącą dziewczynkę nad zwłokami rozszarpanego kulami kota. A gdy już nie mogę dłużej czekać, i nic się nie dzieje, chcę zapomnieć. Wtedy siadam z butelką wódki, piję, i oglądam różne kolorowe obrazy w mojej głowie. A potem przypominam sobie, jak śmiesznie wyglądał ten kot, kiedy kręcił salta w powietrzu, sieczony serią z automatu, zanim spadł na ulicę. I zaczynam się śmiać.

Awatar użytkownika
nimfa bagienna
Demon szybkości
Posty: 5779
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
Płeć: Nie znam

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: nimfa bagienna »

Jussi, to jest chore.
I podoba mi się.
I, tak już poza wszystkim, cieszę się, że znowu cię widzę.
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3103
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: Juhani »

Wróciłem "po angielsku" :) Ale po tym, kiedy zobaczyłem Waszą reakcję w innym wątku, nie mogłem nie wrócić. Stary, kurde jestem, a się wzruszyłem...

Podoba się? Serio?! Oj, to się cieszę:)) Ale... jak "to" jest chore, a Tobie się podoba, to jeśli A równa się B, a B równa się C, to C równa się...eee, lepiej nie kończyć:)))

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: Cordeliane »

Juhani, mnie się też podoba, ten tekst jest już ponad moje siły, jeśli chodzi o rzetelną krytykę - zresztą Ty chyba nie oczekujesz łapanek. Jedna rzecz mnie gdzieś ukłuła językowo, co to było... Aha, ja bym napisała "głaszcząc", a nie "głaskając". Ale to degustibus.
Poza tym, w moim prywatnym odczuciu, to już jest właściwie ta literatura przez duże L, albo blisko :)
Znaczy mam na myśli coś, co by można spokojnie opublikować. I w końcu nie jest hermetyczne.
I miło, że jesteś :)
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3103
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: Juhani »

Też to wyłapałem. I jeszcze kilka niezbyt zgrabnych fraz. Rzecz w tym, że wymyśliłem to sobie wczoraj o 22:00, siadłem do pisania, skończyłem około 3:00 nad ranem, i od razu wpuściłem w ZWO. Nie miałem już siły na korektę. Dzisiaj bym to poprawił, tylko że ja nie mam cierpliwości do takich rzeczy:) Od razu, albo wcale:)))
I mnie też miło:) A dodatkowo miło, że Wam miło:)))

P.S. Ale łapankę można zrobić. Zawsze je uważnie czytam, i część z tego mi w głowie zostaje. Dużo nauczyłem się z Waszej łapanki OPOWIADAŃ I i II. Tego nigdy dosyć:))

Awatar użytkownika
Ebola
Straszny Wirus
Posty: 12009
Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
Płeć: Nie znam

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: Ebola »

Juhani przestanie zawracać ludziom głowę TU. Pójdzie, pomyśli, wymyśli, napisze i przyśle do redakcji. Nic tu po Tobie.
Psik.
Do pisania.
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3103
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: Juhani »

SHIFT! SHIFT! Jeszcze z Tobą pogadam na privie, zobaczysz!
A mnie już drukowali, aha:) Na domowej drukarce co prawda, i w jednym egzemplarzu, ale nigdy tego Agi nie zapomnę:)

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: neularger »

Ebola pisze:Juhani przestanie zawracać ludziom głowę TU. Pójdzie, pomyśli, wymyśli, napisze i przyśle do redakcji. Nic tu po Tobie.
Psik.
Do pisania.
No ja mu to samo napisałem na privie.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Ebola
Straszny Wirus
Posty: 12009
Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
Płeć: Nie znam

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: Ebola »

Ale priva skasował i udaje, ze nie dostał. :)
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: Kruger »

A ja, gwoli marudzenia, jednak napiszę, że jest w tym tekście parę zarysowanych i fruwających luźno wątków, które zdałoby się podkreslić lub rozwinąć.
A poza tym, jak wyżej :)
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: neularger »

Kruger, sabotażysto jeden, czemu straszysz pisarza, hę? :)
Musi być w pełni sił i pewny siebie, kiedy otrzyma uwagi Eboli, po wysłaniu tekstu do RedAkcji. A ty autora w stan drżączki wprowadzasz... Zwalczasz konkurencję? :D
I tak, Juhani, jak dla mnie struktura zawiodła, poszła w cholerę, co mnie zaskoczyło, bo wydawało mi się, że wiesz co to takiego...
Nie zmienia to faktu, że kawałek jest poruszający, dość mocno, mimo kliszy z dziewczynką i kotkiem (dlaczego cholera nie chłopiec z aligatorem, co?:))
Znaczy, pisać potrafisz, dlatego poprawisz to i owo i wysyłasz tekst do Ft-a, tak? Jasne, ze tak...
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3103
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: Juhani »

Po pierwsze primo, to powiedział mi Neu na prive, poczem wywalił moje teksty do kosza:)))
Po drugie primo, to Kruger ma rację, ale nie da się tego zrobić w takim czasie:) Zobacz, kiedy to pisałem, a nie było to nic przemyślanego. Pomysł, klawiatura i wrzuta:)
Po trzecie primo, Neu, jeśli chodzi o strukturę, to z grubsza taka miała być. Ale miało też być w miarę krótkie, stąd tak wyszło. Dziś sporo bym poprawił.
Po czwarte primo, nie wpadłem na chłopca z aligatorem. A tak nawiasem, to podczas działań wojennych, chłopcy i aligatory giną wcześniej chyba, niż dziewczynki i koty:) Wziąłem to, co zostało:)
A piąte primo, nie nie wiem jak będzie z wysyłaniem. To wymaga i struktury, i korekty, i jeszcze kupy formalności. A ja...cóż.."nikogo nie zaczepiam, nikomu nie przeszkadzam. Siedzę spokojnie i reperuję prymus.":)

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: neularger »

Wywalił Twoje teksty znacznie wcześniej, Ju.
Nic nie wznoszą do Warsztatów, są za dobrze napisane. :)
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Ebola
Straszny Wirus
Posty: 12009
Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
Płeć: Nie znam

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: Ebola »

To wszystko marne wykręty, Brunner..
Zawsze się migają.
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3103
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: OPOWIADANIE VI

Post autor: Juhani »

Taak? Tacy jesteście?! To Wam walnę prawdę prosto w oczy, tylko żeby potem nie było! Same chciałyśta!
To miała być, ku**a, humoreska!!!

ODPOWIEDZ