Malleus Maleficarum w USA
Moderator: RedAktorzy
- jaynova
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1764
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
Malleus Maleficarum w USA
Coś nowego, jak wszyscy mi radzili, kompletnie nie związane z poprzednimi opowiadanie. Znecać sie ile wlezie.
Nicky Burnette obudził cholerny dzięk alarmu w komórce. Jak co rano. Tyle, że było już dobrze po dwunastej. Dla jej biednej skacowanej głowy brzmiało to tak, jakby dziesięciu perkusistów urządziło sobie jam session. Za oknem deszcz przestał właśnie padać, ustępując miejsca majowemu słońcu.
Z trudem zwlokła się z łóżka i poczłapała do kuchni, marząc o kawie. A przecież dopiero co obiecała sobie, że przestanie popijać Martini wieczorami. Dzień w ogóle zapowiadał się przykro. Wczoraj redaktor naczelny „LA Herald” wydelegował ją do napisania reportażu z otwarcia nowego centrum pomocy dla trudnej młodzieży.
- Nie znam się na tym, Tommy B. - protestowała gorąco. – A poza tym to we wschodnim LA. Chcesz, żeby mnie tam zastrzelili?
- Czemu nie. - zgodził się Tommy Barcetti. - Ale lepiej, żeby twoje zwłoki miały w ręce napisany artykuł.
Dwa solidne łyki mocnej kawy spłynęły do żołądka, przynosząc miłe wewnętrzne ciepło. Odstawiła kubek i poszła do łazienki, Postanowiła darować sobie prysznic. Ochlapała twarz gorącą wodą, wytarła i zaczęła nakładać delikatny makijaż. Dla bandy młodocianych przestępców nie ma się co starać. Tylko co by tu założyć?
Wnętrze szafy jak zwykle wyglądało, jakby wybuchła w niej bomba. Wymieszane buty, bielizna, dżinsy i dzięki Bogu jedna jedyna niewymięta garsonka. Niemodna, ale cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Kiedy po półtorej godzinie żmudnego przebijania się przez korki dotarła do „LA Rainbow Youth Center”, jak pretensjonalnie nazwał ktoś kiepsko odmalowany budynek po starej podstawówce, miała już dość wszystkiego. Chmury nadciągnęły z powrotem nad miasto i zaczęło padać. Gdy wysiadała z samochodu, szarpiąc się z parasolką, z frontowych schodów kliniki zbiegła ku niej gruby, ciemnoskóry mężczyzna w wieku jakichś czterdziestu lat, kompletnie łysy, ubrany w znoszony ciemny garnirur.
- Jak to dobrze, że pani przyjechała. Bardzo się cieszę. Tak nam potrzeba rozgłosu w prasie.- -mówił szybko, połykając końcówki słów. – Jestem Bill Harper, dyrektor.
- Skąd pan wie, że jestem dziennikarką? - spytała nieufnie Nicky.
Harper uśmiechnął się dobrotliwie.
-Ma pani nalepkę „LA Herald” na przedniej szybie.
Nicky wzruszyła ramionami.
- A więc od czego zaczniemy? Oprowadzić panią? Bo uroczystość zaczyna się za piętnaście minut.
- Lepiej nie. – szybko odpowiedziała Nicky. Nie chciała spędzić tu ani chwili dłużej niż to konieczne. – Wejdźmy do środka.
Na ścianie świeżo wybetonowanego korytarza widniał napis grafitti „LA Rainbow Youth Center”, wykonany chyba we wszystkich kolorach.
Nicky spojrzała na niego przelotnie, a Harper pospieszył z wyjaśnieniem.
- To dzieło naszych podopiecznych. Niektórzy z nich są bardzo zdolni.
Szedł przodem, a Nicky za nim. W ogóle jej się tu nie podobało. Weszli do starej sali gimnastycznej, służącej jak to zwykle bywa za aulę. Kilkudziesięcioletni odór potu wżarł się niemal w ściany, wciąż wyraźnie wyczuwalny. W sali znajdowało się już sporo uczniów, a także ojców i matek. Kiedy dyrektor i Nicky przechodzili obok, chłopcy o wyglądzie członków gangów uśmiechali się do Harpera, ale Nicky zignorowali. Poza nią byłą tu chyba tylko dwie białe osoby. W jednej z nich Nicky rozpoznała Orsona Bolda, radnego, który zawsze najwięcej krzyczał o potrzebie równouprawnienia i wyrównywania szans dla kolorowej młodzieży.
Po kilku minutach zaczęła się uroczystość. Najpierw Bold chrzanił bez sensu o ”azylu dla zagubionych”. Nicky uśmiechnęła się cynicznie. Gdyby Bold zobaczył któregokolwiek z tych chłopaków w pobliżu swojego domu, natychmiast wezwałby policję. Dyrektor Harper operował z kolei entuzjastycznymi ogólnikami, kilkukrotnie wspominając o potrzebie przydzielenia funduszy.
Nicky była tym wszystkim znudzona. Dwie godziny pieprzenia o niczym. Westchnęła z ulgą, gdy rodzice złożyli podziękowania dyrektorowi i mogła opuścić śmierdzącą salę. Szybkim krokiem, by nie natknąć się na nikogo spragnionego rozmów z prasą, poszła do samochodu. W redakcji skleci jakiś artykuł, żeby Tommy B. się nie czepiał i cześć.
Gdy poszedł do starej mazdy miała ochotę głośno zakląć. Wszystkie opony były poprzecina nożem i to w kilku miejscach. Zadzwoniła po pomoc, ale wszyscy byli zajęci, bo deszcz zawsze powodował w LA zwiększoną liczbę w wypadków. Nawet nie śniła, by zostawić auto i wrócić do domu autobusem. Samochód by zniknął, a korzystanie z autobusu w tej dzielnicy równało się dobrowolnej zgodzie na bycie okradzionym, a może i w jej przypadku, zgwałconym. Czekała więc w aucie, godzinę za godziną, patrząc jak ludzie opuszczają szkołę. W końcu zrobiło się ciemno.
Nicky miał już serdecznie wszystkiego dość. Rzuciła palenie trzy miesiące temu, ale poczuła nieodpartą potrzebę puszczenia dymka. Wysiadła z auta i wyciągnęła paczkę papierosów.
- Podać ognia, senorita? – usłyszała za sobą głos z hiszpańskim akcentem.
I wtedy zrozumiała swój błąd. Zostawanie do zmroku w takiej dzielnicy mogło kosztować życie
Chłopak, który się do niej odezwał stał na czele sześcioosobowej grupki obszarpanych latynoskich nastolatków w barwach gangu Bandidos. Znani byli powszechnie z napadów, gwałtów i handlu narkotykami.
- To jak z tym ogniem, corazon? – przywódca zarechotał – Bo ma tu dla ciebie coś bardzo gorącego. – Złapał się za krocze. W jego twarzy było coś dziwnego, co Nicky zauważyła nawet mimo ogarniającego ha przerażenia. Jakby kości policzkowe znajdowały się w niewłaściwych miejscach, a źrenice oczu były bardziej podłużne niż pionowe.
- Manuelito, zabawimy się? - odezwał się inny bandido. – Bo możemy ją wziąć ze sobą i sprzedać Xactoxowi. – Nicky zamrugała. Dziwne imię.
Przywódca oblizał powoli wargi językiem, odrobinę za długim.
- Xactox weźmie ją tak czy owak. – zawyrokował. Zarechotał ponownie. – No pewnie, że się zabawimy.
Chciał złapać Nicky za rękę, a ona otworzyła już usta by wrzasnąć, gdy na scenie pojawił się nowy aktor.
- Przykro mi, ale nie mogę na to pozwolić. - rozległ się zimny, niesamowicie opanowany głos zza ich pleców.
Ten ktoś, obserwował grupę już od dłuższego czasu, a teraz wszedł w krąg światła, rzucanego przez latarnię.
- Zostaw ją, Contortis. – rzucił swobodnie. – Mógłbyś ją czymś zarazić.
Nicky spojrzała na niego uważnie. Przybysz miał ostre rysy twarzy, oczy błękitne, przenikliwe, nieco przymrużone. Jasne włosy, bez śladu siwizny, nosił krótko obcięte. Sprawiał wrażenie drapieżnika – silny, muskularny, o długich rękach i palcach.
Przywódca gangu tej spojrzał na przybysza, a oczy rozbłysły mu strachem i nienawiścią, w zgoła nieludzki sposób.
- Malleus! – niemal wypluł te słowa. – I to sam Malachias Summerton. Świnia i pies łańcuchowy!
Przybysz westchnął, jakby tego rodzaju wypowiedzi można się było spodziewać.
- Tak, tak. A wy jesteście niezrozumiani i nieszczęśliwi. – zatarł ręce. – Nie ma co dłużej gadać. Puszczacie panią wolno i idziecie ze mną, albo stawiacie opór i idziecie do piachu.
Przywódca gangu prychnął.
- Za tą lalę Xatox zapłaci nam grube tysiące. – odwrócił się do swoich podwładnych. – Zabić go!
Bandidos zaatakowali całą grupą, jak uliczny gang. Wyraźnie nie brakowało im doświadczenia w walkach kilku na jednego, szczególnie gołymi rękami. Summerton jednak z łatwością blokował wyprowadzane ciosy, rzucał nimi i odskakiwał, ogłuszał, odpierając ataki. Nie chciał zabijać... jeszcze nie. Nagle jeden sięgnął za pasek z tyłu spodni i wyciągnął starą trzydziestkę ósemkę. Ale nie zdążył nawet wycelować – uderzenie kantem dłoni złamało mu nos i wbiło go w mózg, powodując natychmiastowy zgon. Drugi bandido spróbował podnieść rewolwer, ale jego głupota została natychmiastowo i bezlitośnie ukarana. Summerton zadał mu krótki, ale miażdżący cios w skroń. Padł jak podcięty. Wylew krwi do mózgu spowodowany uderzeniem właśnie go zabijał.
Pozostał trójka cofnęła się i jak na komendę sięgnęła do kieszeni. Wyciągnęli małe buteleczki i wypili zawartość. Ich twarze stały się ruchomymi maskami, gdy nosy skracały się a zęby wyostrzały.
- Demojucha. – Summerton pokiwał głową. – Za samo posiadanie grozi kara śmierci. To ułatwia sprawę.
Na jego twarzy nie odbijały się żadne emocje. Powoli wdychał i wydychał powietrze, szykując się do akcji. Wreszcie ręka niemal bez udziału umysłu zacisnęła się na broni. Płynnym ruchem Summerton wyciągnął sztylet z pochwy. Bystre oczy namierzały cele, a lodowato zimny umysł wybierał te, które powinny być zlikwidowane w pierwszej kolejności.
Gardło pierwszego poderżnięte zostało w mgnieniu. Wyraz zaskoczenia na jego spotworniałej twarzy prędko ustąpił miejsca przedśmiertnemu grymasowi. Dwóch również padło na ziemię, gdy Summerton zawirował wokół nich. Jeden dostał pchnięcie prosto w serce, drugiemu przecięto tętnicę udową.
Wszystko razem trwało ledwie kilka sekund. Żaden z bandidos nie zdążył nawet dostrzec przeciwnika. Starcie było nie tylko śmiertelne, ale i upiornie ciche.
Przywódca i Nicky wciąż stali nieruchomo. Oszołomiona tym pokazem siły dziennikarka zwróciła się do człowieka, który wyłonił się z mroku i prawdopodobnie uratował im życie.
- Kim jesteś, na Boga?
Ten zignorował ją.
- W imię świętego Michała Archanioła, księcia wojska niebieskiego, poddaj się, Zniekształcony.
Przywódca otrząsnął się. Jego ręka zanurzyła się w kieszeni i powróciła, trzymając otwarty już nóż sprężynowy.
- Jeden krok i ją zabiję! - wrzasnął
Summerton nawet nie mrugnął. Jego ręka wzięła błyskawiczny zamach i sztylet trafił bandido prosto w lewe oko.
- Nie negocjuję z trupami. – powiedział dobitnie.
Nicky wyśliznęła się ze słabnącego uścisku bandyty i spojrzała na swojego wybawcę.
Ten podszedł do niej bliżej, uśmiechając się, lecz uśmiech ten pozbawiony był humoru.
- Przykro mi — powiedział — ale najwidoczniej nie zostaliśmy sobie przedstawieni.
Jestem Malachias Summerton, Malleus Maleficarum w służbie Zakonu.
- Zakonu? – nie zrozumiała Nicky.
Summerton się skrzywił. – Zakonu św. Michała Archanioła. - powiedział niechętnie.
Maniak, pomyślała Nicky. Maniak, który właśnie zabił sześciu ludzi.
Summerton uśmiechnął się.
- Znajdźmy jakieś spokojne miejsce, gdzie będzie można porozmawiać..
- Nigdzie z panem nie pójdę. Kim pan właściwie jest?
- Już powiedziałem. Służę Zakonowi, który zwalcza pomiot zła na ziemi. Jesteśmy ściśle tajną jednostką, starannie unikamy rozgłosu.
- A ja jestem dziennikarką. – odpaliła Nicky – I jeśli mam nie powiadamiać policji radzę być grzeczniejszym I dlaczego zabił pan tych ludzi?!
- Oni nie byli już ludźmi. – odpowiedział spokojnie Summerton – To byli Contorti – Zniekształceni. Ludzie, którzy regularnie pili krew demonów. Nie ma silniejszego dopalacza. Ani narkotyku, który tak dogłębnie plugawiłby duszę i ciało.
- A kto panu powiedział, że tu będą? – zaciekawiła się Nicky.
Summerton uśmiechnął się nieznacznie.
- Mamy swoje źródła informacji.
- Macie u nich swojego kreta. – podsumowała.
- Mamy swoje źródła informacji. Między innymi zainteresowało nas, co Xactox znalazł ciekawego na takim zadupiu.
- Wolno wam mówić zadupiu? – spytała złośliwie Nicky – Jako zakonnikom?
Summerton znowu uśmiechnął się lekko. Zaczynało ją to wkurzać.
-Wolno nam wiele rzeczy. Ale tobie nic do tego. Jeśli jesteś rozsądna, zapomnisz o tym, co tu się stało.
Akurat. To był temat nie z tej ziemi, murowany kandydat do Pulitzera. Dziennikarz musiał mieć ogromne szczęście i niezłego nosa, by trafić coś takiego.
Nicky miała nosa.
- Szczerze mówiąc, nie wierzę w Boga - powiedziała, by wyprowadzić go z równowagi.
- A ja tak — odpowiedział spokojnie. – Zakon służy Bogu. A teraz pozwolisz, że cię pożegnam.
Odwrócił się by odejść.
- Czego chcesz?
- Chcę wielu rzeczy. - powiedziała. - Chcę napisać najlepszy reportaż w historii dziennikarstwa. Ale to, co robisz… - pokręciła głową.- Twoja praca zostanie ujawniona, tak jak ten twój Zakon. Ludzie, którzy jeśli są podobni do ciebie, są groźni. Rozumiem to. I nie mam zamiaru cię szantażować.
- To dobrze. Bo źle by się to dla ciebie skończyło.
Twarz miał nieprzeniknioną. Był naprawdę twardym facetem.
- Chcę - powiedziała Nicky – wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, co robisz i dlaczego to robisz. - Zawahała się. - I chcę brać wiedzieć, kim jest Xactox. Mam prawo, skoro chcieli mnie mu sprzedać.
Nie wzruszyło go to.
- Nie wiesz, o co prosisz. Ta wiedza tylko utrudni ci życie.
-Mimo to.
Wbił w nią lodowate spojrzenie. Oceniające. Beznamiętne. Surowe, ale sprawiedliwe.
- Kiedy Bóg zniszczył Sodomę i Gomorę, - powiedział w końcu - Xactox był tym, który wypełnił to zadanie. Wtedy nazywał się Kecef. Potem jednak zbuntował się i został zrzucony z niebios przez archanioła Michała. Gdy spadł na ziemię, zaczął ponownie knuć przeciwko Panu i wówczas archanioł Michał zebrał grupę wojowników i założył Zakon, by walczyć z tym, który przybrał imię Xactox.
- A co robi Zakon teraz?
- Zło jest realne. Zwykle działa przez perswazję. Ale czasem pojawia się w postaci materialnej i demony chodzą po ziemi. A wtedy wkraczamy my.
Schowała twarz w dłoniach, nie wiedziała czy ma płakać czy krzyczeć z radości. Anioły, demony, zabójcy. Z jednej strony taka historia, z drugiej …
Summerton obserwował ja uważnie. Po chwili jego spojrzenie złagodniało i stało się nieco zamyślone.
- Możesz iść ze mną. – powiedział. – Zobaczyć, co robię, Że to jest ważne, chociaż niebezpieczne. Może dowiesz sie, kim naprawdę jesteś? Ja jestem Malleus Maleficarum. To moja ścieżka i wiem dokąd prowadzi? A twoja?
Nicky zatkało. Propozycja była tak nieoczekiwana. Ale po chwili zaczęła myśleć. W redakcji już dawno jej się znudziło. Praca była miałka, pospolita, Tommy B. upierdliwy i tępawy. Ale teraz, otwierały się przed nią nowe światy, nowe możliwości
A to mogło okazać się… interesujące.
Nicky Burnette obudził cholerny dzięk alarmu w komórce. Jak co rano. Tyle, że było już dobrze po dwunastej. Dla jej biednej skacowanej głowy brzmiało to tak, jakby dziesięciu perkusistów urządziło sobie jam session. Za oknem deszcz przestał właśnie padać, ustępując miejsca majowemu słońcu.
Z trudem zwlokła się z łóżka i poczłapała do kuchni, marząc o kawie. A przecież dopiero co obiecała sobie, że przestanie popijać Martini wieczorami. Dzień w ogóle zapowiadał się przykro. Wczoraj redaktor naczelny „LA Herald” wydelegował ją do napisania reportażu z otwarcia nowego centrum pomocy dla trudnej młodzieży.
- Nie znam się na tym, Tommy B. - protestowała gorąco. – A poza tym to we wschodnim LA. Chcesz, żeby mnie tam zastrzelili?
- Czemu nie. - zgodził się Tommy Barcetti. - Ale lepiej, żeby twoje zwłoki miały w ręce napisany artykuł.
Dwa solidne łyki mocnej kawy spłynęły do żołądka, przynosząc miłe wewnętrzne ciepło. Odstawiła kubek i poszła do łazienki, Postanowiła darować sobie prysznic. Ochlapała twarz gorącą wodą, wytarła i zaczęła nakładać delikatny makijaż. Dla bandy młodocianych przestępców nie ma się co starać. Tylko co by tu założyć?
Wnętrze szafy jak zwykle wyglądało, jakby wybuchła w niej bomba. Wymieszane buty, bielizna, dżinsy i dzięki Bogu jedna jedyna niewymięta garsonka. Niemodna, ale cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Kiedy po półtorej godzinie żmudnego przebijania się przez korki dotarła do „LA Rainbow Youth Center”, jak pretensjonalnie nazwał ktoś kiepsko odmalowany budynek po starej podstawówce, miała już dość wszystkiego. Chmury nadciągnęły z powrotem nad miasto i zaczęło padać. Gdy wysiadała z samochodu, szarpiąc się z parasolką, z frontowych schodów kliniki zbiegła ku niej gruby, ciemnoskóry mężczyzna w wieku jakichś czterdziestu lat, kompletnie łysy, ubrany w znoszony ciemny garnirur.
- Jak to dobrze, że pani przyjechała. Bardzo się cieszę. Tak nam potrzeba rozgłosu w prasie.- -mówił szybko, połykając końcówki słów. – Jestem Bill Harper, dyrektor.
- Skąd pan wie, że jestem dziennikarką? - spytała nieufnie Nicky.
Harper uśmiechnął się dobrotliwie.
-Ma pani nalepkę „LA Herald” na przedniej szybie.
Nicky wzruszyła ramionami.
- A więc od czego zaczniemy? Oprowadzić panią? Bo uroczystość zaczyna się za piętnaście minut.
- Lepiej nie. – szybko odpowiedziała Nicky. Nie chciała spędzić tu ani chwili dłużej niż to konieczne. – Wejdźmy do środka.
Na ścianie świeżo wybetonowanego korytarza widniał napis grafitti „LA Rainbow Youth Center”, wykonany chyba we wszystkich kolorach.
Nicky spojrzała na niego przelotnie, a Harper pospieszył z wyjaśnieniem.
- To dzieło naszych podopiecznych. Niektórzy z nich są bardzo zdolni.
Szedł przodem, a Nicky za nim. W ogóle jej się tu nie podobało. Weszli do starej sali gimnastycznej, służącej jak to zwykle bywa za aulę. Kilkudziesięcioletni odór potu wżarł się niemal w ściany, wciąż wyraźnie wyczuwalny. W sali znajdowało się już sporo uczniów, a także ojców i matek. Kiedy dyrektor i Nicky przechodzili obok, chłopcy o wyglądzie członków gangów uśmiechali się do Harpera, ale Nicky zignorowali. Poza nią byłą tu chyba tylko dwie białe osoby. W jednej z nich Nicky rozpoznała Orsona Bolda, radnego, który zawsze najwięcej krzyczał o potrzebie równouprawnienia i wyrównywania szans dla kolorowej młodzieży.
Po kilku minutach zaczęła się uroczystość. Najpierw Bold chrzanił bez sensu o ”azylu dla zagubionych”. Nicky uśmiechnęła się cynicznie. Gdyby Bold zobaczył któregokolwiek z tych chłopaków w pobliżu swojego domu, natychmiast wezwałby policję. Dyrektor Harper operował z kolei entuzjastycznymi ogólnikami, kilkukrotnie wspominając o potrzebie przydzielenia funduszy.
Nicky była tym wszystkim znudzona. Dwie godziny pieprzenia o niczym. Westchnęła z ulgą, gdy rodzice złożyli podziękowania dyrektorowi i mogła opuścić śmierdzącą salę. Szybkim krokiem, by nie natknąć się na nikogo spragnionego rozmów z prasą, poszła do samochodu. W redakcji skleci jakiś artykuł, żeby Tommy B. się nie czepiał i cześć.
Gdy poszedł do starej mazdy miała ochotę głośno zakląć. Wszystkie opony były poprzecina nożem i to w kilku miejscach. Zadzwoniła po pomoc, ale wszyscy byli zajęci, bo deszcz zawsze powodował w LA zwiększoną liczbę w wypadków. Nawet nie śniła, by zostawić auto i wrócić do domu autobusem. Samochód by zniknął, a korzystanie z autobusu w tej dzielnicy równało się dobrowolnej zgodzie na bycie okradzionym, a może i w jej przypadku, zgwałconym. Czekała więc w aucie, godzinę za godziną, patrząc jak ludzie opuszczają szkołę. W końcu zrobiło się ciemno.
Nicky miał już serdecznie wszystkiego dość. Rzuciła palenie trzy miesiące temu, ale poczuła nieodpartą potrzebę puszczenia dymka. Wysiadła z auta i wyciągnęła paczkę papierosów.
- Podać ognia, senorita? – usłyszała za sobą głos z hiszpańskim akcentem.
I wtedy zrozumiała swój błąd. Zostawanie do zmroku w takiej dzielnicy mogło kosztować życie
Chłopak, który się do niej odezwał stał na czele sześcioosobowej grupki obszarpanych latynoskich nastolatków w barwach gangu Bandidos. Znani byli powszechnie z napadów, gwałtów i handlu narkotykami.
- To jak z tym ogniem, corazon? – przywódca zarechotał – Bo ma tu dla ciebie coś bardzo gorącego. – Złapał się za krocze. W jego twarzy było coś dziwnego, co Nicky zauważyła nawet mimo ogarniającego ha przerażenia. Jakby kości policzkowe znajdowały się w niewłaściwych miejscach, a źrenice oczu były bardziej podłużne niż pionowe.
- Manuelito, zabawimy się? - odezwał się inny bandido. – Bo możemy ją wziąć ze sobą i sprzedać Xactoxowi. – Nicky zamrugała. Dziwne imię.
Przywódca oblizał powoli wargi językiem, odrobinę za długim.
- Xactox weźmie ją tak czy owak. – zawyrokował. Zarechotał ponownie. – No pewnie, że się zabawimy.
Chciał złapać Nicky za rękę, a ona otworzyła już usta by wrzasnąć, gdy na scenie pojawił się nowy aktor.
- Przykro mi, ale nie mogę na to pozwolić. - rozległ się zimny, niesamowicie opanowany głos zza ich pleców.
Ten ktoś, obserwował grupę już od dłuższego czasu, a teraz wszedł w krąg światła, rzucanego przez latarnię.
- Zostaw ją, Contortis. – rzucił swobodnie. – Mógłbyś ją czymś zarazić.
Nicky spojrzała na niego uważnie. Przybysz miał ostre rysy twarzy, oczy błękitne, przenikliwe, nieco przymrużone. Jasne włosy, bez śladu siwizny, nosił krótko obcięte. Sprawiał wrażenie drapieżnika – silny, muskularny, o długich rękach i palcach.
Przywódca gangu tej spojrzał na przybysza, a oczy rozbłysły mu strachem i nienawiścią, w zgoła nieludzki sposób.
- Malleus! – niemal wypluł te słowa. – I to sam Malachias Summerton. Świnia i pies łańcuchowy!
Przybysz westchnął, jakby tego rodzaju wypowiedzi można się było spodziewać.
- Tak, tak. A wy jesteście niezrozumiani i nieszczęśliwi. – zatarł ręce. – Nie ma co dłużej gadać. Puszczacie panią wolno i idziecie ze mną, albo stawiacie opór i idziecie do piachu.
Przywódca gangu prychnął.
- Za tą lalę Xatox zapłaci nam grube tysiące. – odwrócił się do swoich podwładnych. – Zabić go!
Bandidos zaatakowali całą grupą, jak uliczny gang. Wyraźnie nie brakowało im doświadczenia w walkach kilku na jednego, szczególnie gołymi rękami. Summerton jednak z łatwością blokował wyprowadzane ciosy, rzucał nimi i odskakiwał, ogłuszał, odpierając ataki. Nie chciał zabijać... jeszcze nie. Nagle jeden sięgnął za pasek z tyłu spodni i wyciągnął starą trzydziestkę ósemkę. Ale nie zdążył nawet wycelować – uderzenie kantem dłoni złamało mu nos i wbiło go w mózg, powodując natychmiastowy zgon. Drugi bandido spróbował podnieść rewolwer, ale jego głupota została natychmiastowo i bezlitośnie ukarana. Summerton zadał mu krótki, ale miażdżący cios w skroń. Padł jak podcięty. Wylew krwi do mózgu spowodowany uderzeniem właśnie go zabijał.
Pozostał trójka cofnęła się i jak na komendę sięgnęła do kieszeni. Wyciągnęli małe buteleczki i wypili zawartość. Ich twarze stały się ruchomymi maskami, gdy nosy skracały się a zęby wyostrzały.
- Demojucha. – Summerton pokiwał głową. – Za samo posiadanie grozi kara śmierci. To ułatwia sprawę.
Na jego twarzy nie odbijały się żadne emocje. Powoli wdychał i wydychał powietrze, szykując się do akcji. Wreszcie ręka niemal bez udziału umysłu zacisnęła się na broni. Płynnym ruchem Summerton wyciągnął sztylet z pochwy. Bystre oczy namierzały cele, a lodowato zimny umysł wybierał te, które powinny być zlikwidowane w pierwszej kolejności.
Gardło pierwszego poderżnięte zostało w mgnieniu. Wyraz zaskoczenia na jego spotworniałej twarzy prędko ustąpił miejsca przedśmiertnemu grymasowi. Dwóch również padło na ziemię, gdy Summerton zawirował wokół nich. Jeden dostał pchnięcie prosto w serce, drugiemu przecięto tętnicę udową.
Wszystko razem trwało ledwie kilka sekund. Żaden z bandidos nie zdążył nawet dostrzec przeciwnika. Starcie było nie tylko śmiertelne, ale i upiornie ciche.
Przywódca i Nicky wciąż stali nieruchomo. Oszołomiona tym pokazem siły dziennikarka zwróciła się do człowieka, który wyłonił się z mroku i prawdopodobnie uratował im życie.
- Kim jesteś, na Boga?
Ten zignorował ją.
- W imię świętego Michała Archanioła, księcia wojska niebieskiego, poddaj się, Zniekształcony.
Przywódca otrząsnął się. Jego ręka zanurzyła się w kieszeni i powróciła, trzymając otwarty już nóż sprężynowy.
- Jeden krok i ją zabiję! - wrzasnął
Summerton nawet nie mrugnął. Jego ręka wzięła błyskawiczny zamach i sztylet trafił bandido prosto w lewe oko.
- Nie negocjuję z trupami. – powiedział dobitnie.
Nicky wyśliznęła się ze słabnącego uścisku bandyty i spojrzała na swojego wybawcę.
Ten podszedł do niej bliżej, uśmiechając się, lecz uśmiech ten pozbawiony był humoru.
- Przykro mi — powiedział — ale najwidoczniej nie zostaliśmy sobie przedstawieni.
Jestem Malachias Summerton, Malleus Maleficarum w służbie Zakonu.
- Zakonu? – nie zrozumiała Nicky.
Summerton się skrzywił. – Zakonu św. Michała Archanioła. - powiedział niechętnie.
Maniak, pomyślała Nicky. Maniak, który właśnie zabił sześciu ludzi.
Summerton uśmiechnął się.
- Znajdźmy jakieś spokojne miejsce, gdzie będzie można porozmawiać..
- Nigdzie z panem nie pójdę. Kim pan właściwie jest?
- Już powiedziałem. Służę Zakonowi, który zwalcza pomiot zła na ziemi. Jesteśmy ściśle tajną jednostką, starannie unikamy rozgłosu.
- A ja jestem dziennikarką. – odpaliła Nicky – I jeśli mam nie powiadamiać policji radzę być grzeczniejszym I dlaczego zabił pan tych ludzi?!
- Oni nie byli już ludźmi. – odpowiedział spokojnie Summerton – To byli Contorti – Zniekształceni. Ludzie, którzy regularnie pili krew demonów. Nie ma silniejszego dopalacza. Ani narkotyku, który tak dogłębnie plugawiłby duszę i ciało.
- A kto panu powiedział, że tu będą? – zaciekawiła się Nicky.
Summerton uśmiechnął się nieznacznie.
- Mamy swoje źródła informacji.
- Macie u nich swojego kreta. – podsumowała.
- Mamy swoje źródła informacji. Między innymi zainteresowało nas, co Xactox znalazł ciekawego na takim zadupiu.
- Wolno wam mówić zadupiu? – spytała złośliwie Nicky – Jako zakonnikom?
Summerton znowu uśmiechnął się lekko. Zaczynało ją to wkurzać.
-Wolno nam wiele rzeczy. Ale tobie nic do tego. Jeśli jesteś rozsądna, zapomnisz o tym, co tu się stało.
Akurat. To był temat nie z tej ziemi, murowany kandydat do Pulitzera. Dziennikarz musiał mieć ogromne szczęście i niezłego nosa, by trafić coś takiego.
Nicky miała nosa.
- Szczerze mówiąc, nie wierzę w Boga - powiedziała, by wyprowadzić go z równowagi.
- A ja tak — odpowiedział spokojnie. – Zakon służy Bogu. A teraz pozwolisz, że cię pożegnam.
Odwrócił się by odejść.
- Czego chcesz?
- Chcę wielu rzeczy. - powiedziała. - Chcę napisać najlepszy reportaż w historii dziennikarstwa. Ale to, co robisz… - pokręciła głową.- Twoja praca zostanie ujawniona, tak jak ten twój Zakon. Ludzie, którzy jeśli są podobni do ciebie, są groźni. Rozumiem to. I nie mam zamiaru cię szantażować.
- To dobrze. Bo źle by się to dla ciebie skończyło.
Twarz miał nieprzeniknioną. Był naprawdę twardym facetem.
- Chcę - powiedziała Nicky – wiedzieć o co w tym wszystkim chodzi, co robisz i dlaczego to robisz. - Zawahała się. - I chcę brać wiedzieć, kim jest Xactox. Mam prawo, skoro chcieli mnie mu sprzedać.
Nie wzruszyło go to.
- Nie wiesz, o co prosisz. Ta wiedza tylko utrudni ci życie.
-Mimo to.
Wbił w nią lodowate spojrzenie. Oceniające. Beznamiętne. Surowe, ale sprawiedliwe.
- Kiedy Bóg zniszczył Sodomę i Gomorę, - powiedział w końcu - Xactox był tym, który wypełnił to zadanie. Wtedy nazywał się Kecef. Potem jednak zbuntował się i został zrzucony z niebios przez archanioła Michała. Gdy spadł na ziemię, zaczął ponownie knuć przeciwko Panu i wówczas archanioł Michał zebrał grupę wojowników i założył Zakon, by walczyć z tym, który przybrał imię Xactox.
- A co robi Zakon teraz?
- Zło jest realne. Zwykle działa przez perswazję. Ale czasem pojawia się w postaci materialnej i demony chodzą po ziemi. A wtedy wkraczamy my.
Schowała twarz w dłoniach, nie wiedziała czy ma płakać czy krzyczeć z radości. Anioły, demony, zabójcy. Z jednej strony taka historia, z drugiej …
Summerton obserwował ja uważnie. Po chwili jego spojrzenie złagodniało i stało się nieco zamyślone.
- Możesz iść ze mną. – powiedział. – Zobaczyć, co robię, Że to jest ważne, chociaż niebezpieczne. Może dowiesz sie, kim naprawdę jesteś? Ja jestem Malleus Maleficarum. To moja ścieżka i wiem dokąd prowadzi? A twoja?
Nicky zatkało. Propozycja była tak nieoczekiwana. Ale po chwili zaczęła myśleć. W redakcji już dawno jej się znudziło. Praca była miałka, pospolita, Tommy B. upierdliwy i tępawy. Ale teraz, otwierały się przed nią nowe światy, nowe możliwości
A to mogło okazać się… interesujące.
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
Jaynova, po raz kolejny, to nie jest utwór.
To ledwie początek czegoś...
Ale łapanka, jak zwykle, później. :)
edit. Rany, a podmioty latają tu wolne jak ptaki. No, jest zabawnie
To ledwie początek czegoś...
Ale łapanka, jak zwykle, później. :)
edit. Rany, a podmioty latają tu wolne jak ptaki. No, jest zabawnie
Rzucał ciosami. Tego nawet Chuck Norris nie potrafi (chyba).Summerton jednak z łatwością blokował wyprowadzane ciosy, rzucał nimi i odskakiwał,
Cios padł jak podcięty. I doznał wylewu. Osierocił panią ciosową i małe ciosiki. Requiescat in pace.Summerton zadał mu krótki, ale miażdżący cios w skroń. Padł jak podcięty. Wylew krwi do mózgu spowodowany uderzeniem właśnie go zabijał.
Sztylet. Powiedział sztylet. A o koszmarny stylu będzie później.Summerton nawet nie mrugnął. Jego ręka wzięła błyskawiczny zamach i sztylet trafił bandido prosto w lewe oko.
- Nie negocjuję z trupami. – powiedział dobitnie.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
-
- Laird of Theina Empire
- Posty: 3104
- Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
Ja pewnie jak zwykle nie powinienem się wtrącać, i pewnie jak zwykle się wtrącę. Zaprezentowane dzieło przypomina mi moje obawy, że jak wejdzie do nas kapitalizm, to rynek zostanie zalany twórczością klasy "C", aspirującą do miana fantastyki - cycate bohaterki, silni aczkolwiek czasami tkliwi bohaterowie, czasami bohaterki mniej cycate, ale obowiązkowo bójki, krew, strzelanki, a na okładce półnaga dziewoja, porywana właśnie przez Obcych, Innych, Monstra itp., z rozdziawioną buzią w kierunku spieszącego na pomoc bohatera. Nie pamiętam, czy na końcu musieli mieć dzieci, ale niewykluczone. Totalne nic, jak dla mnie. Ale ja pewnie nie jestem targetem, więc przejmować się za bardzo moją opinią nie ma co.
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
Ju, to nie jest konkurs na opowiadanie, ale analiza. Twórczość Autora nie musi się podobać.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
-
- Laird of Theina Empire
- Posty: 3104
- Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
No wiem...tylko...czasami aż swędzi, że napisać jakieś "nic", za to zupełnie poprawne ortograficznie, gramatycznie, stylistycznie, itp., mające wszelkie cechy typu "wstęp", "rozwinięcie", "zakończenie", itd., a potem wrzucić na ZWO i czekać na nieuchronną opinię, że dzieło nie ma wad.
A to ma, bo jest kiepskie. Analiza mu nie pomoże. Amen, skończyłem:)
P.S. Nie opieprzaj mnie Neu, na temat powyższego tekstu już się wypowiadał nie będę.
A to ma, bo jest kiepskie. Analiza mu nie pomoże. Amen, skończyłem:)
P.S. Nie opieprzaj mnie Neu, na temat powyższego tekstu już się wypowiadał nie będę.
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
Ale czemu nie, tu jest dużo do czepiania się, bardzo dużo....
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
- jaynova
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1764
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
Proszę się czepiać do upojenia. Tylko konkretnie. Określenie "totalne nic" jest totalnie niekonkretne :)
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.
-
- Laird of Theina Empire
- Posty: 3104
- Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
No to masz kawałek:
Ty też jak chcesz kogoś o coś zapytać, to odwracasz się do niego tyłem?jaynova pisze: Odwrócił się by odejść.
- Czego chcesz?
- Chcę wielu rzeczy. - powiedziała.
- jaynova
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1764
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
Nie ma się co śmiać. Miałem kolegę z Lublina, który rozmowy prowadził tylko z sąsiedniego pokoju :))
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.
- Ilt
- Stalker
- Posty: 1930
- Rejestracja: pt, 02 paź 2009 15:45
Re: Malleus Maleficarum w USA
Hm... Conan? : >Juhani pisze:cycate bohaterki, silni aczkolwiek czasami tkliwi bohaterowie, czasami bohaterki mniej cycate, ale obowiązkowo bójki, krew, strzelanki, a na okładce półnaga dziewoja, porywana właśnie przez Obcych, Innych, Monstra itp., z rozdziawioną buzią w kierunku spieszącego na pomoc bohatera. Nie pamiętam, czy na końcu musieli mieć dzieci, ale niewykluczone.
The mind is not a vessel to be filled but a fire to be kindled.
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
Znaczy, dzwonił Duch Święty, bo na pewno nie alarm – ten dzwoni rano.Nicky Burnette obudził cholerny dźwięk alarmu w komórce. Jak co rano. Tyle, że było już dobrze po dwunastej.
Tragedia. Każą coś zrobić, a nie tylko leżeć i chlać martini.Z trudem zwlokła się z łóżka i poczłapała do kuchni, marząc o kawie. A przecież dopiero co obiecała sobie, że przestanie popijać Martini wieczorami. Dzień w ogóle zapowiadał się przykro. Wczoraj redaktor naczelny „LA Herald” wydelegował ją do napisania reportażu z otwarcia nowego centrum pomocy dla trudnej młodzieży.
No... Pani reporterka. I artykułu sklecić nie umie, i boi się niebezpiecznych dzielnic miasta. Trzeba było aplikować nie do „LA Herlad” tylko do „Poradnika hodowcy ślimaków”- Nie znam się na tym, Tommy B. - protestowała gorąco. – A poza tym to we wschodnim LA. Chcesz, żeby mnie tam zastrzelili?
Prócz tego, że kawa była gorąca posiadała takie wewnętrzne ciepło i miziała się do żołądka.Dwa solidne łyki mocnej kawy spłynęły do żołądka, przynosząc miłe wewnętrzne ciepło.
Wiedziałem, że to się kiedyś stanie! Bohaterka nakłada „letki” makijaż.Ochlapała twarz gorącą wodą, wytarła i zaczęła nakładać delikatny makijaż.
Jesteśmy w blogasku!. :)
Obowiązkowa ceremonia ubierania się...Wnętrze szafy jak zwykle wyglądało, jakby wybuchła w niej bomba. Wymieszane buty, bielizna, dżinsy i dzięki Bogu jedna jedyna niewymięta garsonka. Niemodna, ale cóż, jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma.
Jak zejdzie na śniadanie to się potnę!
Więcej! Pragnę więcej dialogów o niczym!- Jak to dobrze, że pani przyjechała. Bardzo się cieszę. Tak nam potrzeba rozgłosu w prasie.- -mówił szybko, połykając końcówki słów. – Jestem Bill Harper, dyrektor.
- Skąd pan wie, że jestem dziennikarką? - spytała nieufnie Nicky.
Harper uśmiechnął się dobrotliwie.
-Ma pani nalepkę „LA Herald” na przedniej szybie.
Wytłuszczone idealnie zgadza się z podkreślonym. Wiadomo, że jak będzie czekała, to piętnaście minut wyparuje. Miejmy nadzieję, że reporterka jest chociaż ładna...- A więc od czego zaczniemy? Oprowadzić panią? Bo uroczystość zaczyna się za piętnaście minut.
- Lepiej nie. – szybko odpowiedziała Nicky. Nie chciała spędzić tu ani chwili dłużej niż to konieczne. – Wejdźmy do środka.
Na Bora szumiącego, oni nie przerobili starej szkoły na centrum młodzieżowe, tam stał tylko taki szkielet budynku – pozostałość po ataku terrorystycznym.Na ścianie świeżo wybetonowanego korytarza widniał napis grafitti „LA Rainbow Youth Center”, wykonany chyba we wszystkich kolorach.
Bo nowa sala gimnastyczna służyła za podręczny składzik ziemniaków.Weszli do starej sali gimnastycznej, służącej jak to zwykle bywa za aulę.
Wcześniej, w tej samej sali, szkolny chemik zmuszony przez gang sprawdzał, czy stary, ale taki naprawdę stary pot może być użyty jako broń chemiczna.Kilkudziesięcioletni odór potu wżarł się niemal w ściany, wciąż wyraźnie wyczuwalny.
Logika pilnie poszukiwana.Szedł przodem, a Nicky za nim. W ogóle jej się tu nie podobało. Weszli do starej sali gimnastycznej, służącej jak to zwykle bywa za aulę.
Kiedy dyrektor i Nicky przechodzili obok, chłopcy o wyglądzie członków gangów uśmiechali się do Harpera, ale Nicky zignorowali.
No, rozrywana jest nasz reporterka, rozrywana... Grantem chyba.Szybkim krokiem, by nie natknąć się na nikogo spragnionego rozmów z prasą, poszła do samochodu
Blogaskowa zmiana płci – jest!Szybkim krokiem, by nie natknąć się na nikogo spragnionego rozmów z prasą, poszła do samochodu. W redakcji skleci jakiś artykuł, żeby Tommy B. się nie czepiał i cześć.
Gdy poszedł do starej mazdy miała ochotę głośno zakląć.
A gdy zaczyna się burza, burmistrz zawiesza funkcjonowanie miasta, gubernator ogłasza stan kęski żywiołowej, a prezydent wysyła oddziały Gwardii Narodowej. Plotki mówią, że istnieje coś takiego jak śnieg, ale sprawa jest tak przerażająca, że rada miejska regularnie odmawia debatowania nad tak okropnymi rzeczami.Zadzwoniła po pomoc, ale wszyscy byli zajęci, bo deszcz zawsze powodował w LA zwiększoną liczbę w wypadków.
Pomysł skontaktowania się z redakcją, dyrektorem szkoły czy znajomymi posiadającymi samochód - starannie pominęła. Także pomysł wezwania taksówki. Z narażeniem życia będzie bronić starej mazdy! Była to bowiem pamiątka rodzinna... Dziadziuś – prawdziwy reporter – nią jeździł.Nawet nie śniła, by zostawić auto i wrócić do domu autobusem. Samochód by zniknął, a korzystanie z autobusu w tej dzielnicy równało się dobrowolnej zgodzie na bycie okradzionym, a może i w jej przypadku, zgwałconym.
No shit, Sherlock... Powtórzę się: Mamy nadzieję, że jest chociaż ładna...Czekała więc w aucie, godzinę za godziną, patrząc jak ludzie opuszczają szkołę. W końcu zrobiło się ciemno. (...)I wtedy zrozumiała swój błąd. Zostawanie do zmroku w takiej dzielnicy mogło kosztować życie.
Czy to jest przerażenie doznawane przez niezbyt bystre reporterki?W jego twarzy było coś dziwnego, co Nicky zauważyła nawet mimo ogarniającego ha przerażenia.
Czyli gdyby były pionowe, to ok? Tak? Hm, Ałtorze, jakby Ci tu powiedzieć... Myślałeś ostatnio o konsultacji okulistycznej?Jakby kości policzkowe znajdowały się w niewłaściwych miejscach, a źrenice oczu były bardziej podłużne niż pionowe.
Czujecie to napięcie, ten dramatyzm chwili? Ja, normalnie, do tej pory się trzęsę...Chciał złapać Nicky za rękę, a ona otworzyła już usta by wrzasnąć, gdy na scenie pojawił się nowy aktor.
Rzekłbyś: zapali reflektory na Stadionie Narodowym..., czyli jak metafora zaliczyła glebę.Przywódca gangu tej (też) spojrzał na przybysza, a oczy rozbłysły mu strachem i nienawiścią, w zgoła nieludzki sposób.
TĘ lalę do murwy nędzy...- Za tą lalę Xatox zapłaci nam grube tysiące. – odwrócił się do swoich podwładnych. – Zabić go!
Kto mi wyjaśni co takiego jest w tej nierozgarniętej dziennikarce, że Xatox (albo Xactox – w zależności od nastroju Autora) zapłaci za nią tysiące... Jest chyba faktycznie ładna.
Czyli było tak:
Gang unieruchomił samochód dziennikarki. Dzięki składając chciejstwu autorskiemu, reporterka wyczekała zmierzchu i momentu, kiedy pojawił się gang. Banditos tak bardzo chcą mieć dziewczynę, że aż ryzykują starcie z kimś, z kim nie mają szans.
Taaa... Miss Piękności Wszystkich Wszechświatów ona jest, bo w te "tysiące" za rozgarniętą, jak kupa liści, reporterkę nie wierzę.
Nieuliczne gangi atakują w określonym porządku, z biletami w rączkach i ściśle według grafiku. Ordnung muss sein – jak mówi żelazna pani kanclerz.Bandidos zaatakowali całą grupą, jak uliczny gang.
Czy to jest... ten, no... sarkazm? Ironia? Dowcip? Puszczanie oczka do czytelnika?Wyraźnie nie brakowało im doświadczenia w walkach kilku na jednego, szczególnie gołymi rękami.
Bo nie wierzę, że takie zdanie można napisać na poważnie.
W sumie kobieta patrzy, nie? Niech wie, że z jakim super wyszkolonym aniołem(?) do zadań specjalnych ma do czynienia...Summerton jednak z łatwością blokował wyprowadzane ciosy, rzucał nimi i odskakiwał, ogłuszał, odpierając ataki. Nie chciał zabijać... jeszcze nie.
Choć w sumie za seks aniołów z ziemskimi kobietami Pan już raz lał wodę strumieniami...:)
Który jeden?Nagle jeden sięgnął za pasek z tyłu spodni i wyciągnął starą trzydziestkę ósemkę.
Niby co ułatwia? Rozwiązuje dylematy moralne? Przecież:Demojucha. – Summerton pokiwał głową. – Za samo posiadanie grozi kara śmierci. To ułatwia sprawę.
Już wcześniej postanowił ich zabić za stawianie oporu. Czyli teraz postanowił ich zabić bardziej?Nie ma co dłużej gadać. Puszczacie panią wolno i idziecie ze mną, albo stawiacie opór i idziecie do piachu.
Takie naprzemienne wdychanie i wydychanie nazywamy oddychaniem.Powoli wdychał i wydychał powietrze, szykując się do akcji.
Przedtem jednak odkaszlnęła, poprawiła ubiór i dała znak publiczności w teatrze, że mają sobie zaznaczyć że jest zdenerwowana.Wszystko razem trwało ledwie kilka sekund. Żaden z bandidos nie zdążył nawet dostrzec przeciwnika. Starcie było nie tylko śmiertelne, ale i upiornie ciche.
Przywódca i Nicky wciąż stali nieruchomo. Oszołomiona tym pokazem siły dziennikarka zwróciła się do człowieka, który wyłonił się z mroku i prawdopodobnie uratował im życie.
- Kim jesteś, na Boga?
Publiczność posłusznie zaznaczyła to na diagramach.
A Pan jej (nie) odpowiedział wśród zawieruchy... :)- Kim jesteś, na Boga?
Ten zignorował ją.
Osobliwa inwokacja. Od kiedy anielskie imiona mają jakąkolwiek moc?- W imię świętego Michała Archanioła, księcia wojska niebieskiego, poddaj się, Zniekształcony.
Ważne żeby podkreślić że to jego ręka. Inaczej czytelnik się pogubi.Przywódca otrząsnął się. Jego ręka zanurzyła się w kieszeni i powróciła, trzymając otwarty już nóż sprężynowy.
Są takie momenty, że nie wiadomo co napisać...Summerton nawet nie mrugnął. Jego ręka wzięła błyskawiczny zamach i sztylet trafił bandido prosto w lewe oko.
Oooch...! – jęknęła reporterka nie odrywając zachwyconego spojrzenia od Summertona. Gięła się niczym nadłamana lilia, a mroczki latały jej przed oczami. – Jaki... on... męski.... - wyszeptała drżącymi wargami.- Jeden krok i ją zabiję! - wrzasnął
Summerton nawet nie mrugnął. Jego ręka wzięła błyskawiczny zamach i sztylet trafił bandido prosto w lewe oko.
- Nie negocjuję z trupami. – powiedział dobitnie.
Z każdą chwilą rosła w niej chęć, aby wesprzeć się na twardym, muskularnym ramieniu wybawcy.
Akurat. Bo wcześniej:Nicky wyśliznęła się ze słabnącego uścisku bandyty i spojrzała na swojego wybawcę.
Nie złapał, ale teraz trzyma. Czyli ta Nicky grzecznie wyczekała, aż ją złapią. Planowała karierę ratowanej heroiny, albo była najgłupszym reporterem w L.A.Chciał złapać Nicky za rękę, a ona otworzyła już usta by wrzasnąć, gdy na scenie pojawił się nowy aktor.
Toś się pan nieco pomylił, bo to byli ludzie na dragach, a nie czarownice. Ale mniejsza z tym. Rozumiem, ktoś mi powiedział, że może to po prostu nazwa stanowiska: Młot na Czarownice. Jak awansuje zostanie Tłuczkiem na Wiedźmy.- Przykro mi — powiedział — ale najwidoczniej nie zostaliśmy sobie przedstawieni.
Jestem Malachias Summerton, Malleus Maleficarum w służbie Zakonu.
Dlatego po naszej rozmowie panią zabiję, a tamte sześć trupów samo zniknie. Rozumiemy się?- Znajdźmy jakieś spokojne miejsce, gdzie będzie można porozmawiać..
- Nigdzie z panem nie pójdę. Kim pan właściwie jest?
- Już powiedziałem. Służę Zakonowi, który zwalcza pomiot zła na ziemi. Jesteśmy ściśle tajną jednostką, starannie unikamy rozgłosu.
Ta... Siedziała w unieruchomionym samochodzie i czekała zmiłowania Pańskiego.-Akurat. To był temat nie z tej ziemi, murowany kandydat do Pulitzera. Dziennikarz musiał mieć ogromne szczęście i niezłego nosa, by trafić coś takiego.
Nicky miała nosa.
Gdzie poszli i o czym ważnym rozmawiali? Logikę wynajmę, pilnie.- Znajdźmy jakieś spokojne miejsce, gdzie będzie można porozmawiać..
- Nigdzie z panem nie pójdę. Kim pan właściwie jest?
- Już powiedziałem. Służę Zakonowi, który zwalcza pomiot zła na ziemi. Jesteśmy ściśle tajną jednostką, starannie unikamy rozgłosu.
- A ja jestem dziennikarką. – odpaliła Nicky – I jeśli mam nie powiadamiać policji radzę być grzeczniejszym I dlaczego zabił pan tych ludzi?!
- Oni nie byli już ludźmi. – odpowiedział spokojnie Summerton – To byli Contorti – Zniekształceni. Ludzie, którzy regularnie pili krew demonów. Nie ma silniejszego dopalacza. Ani narkotyku, który tak dogłębnie plugawiłby duszę i ciało.
- A kto panu powiedział, że tu będą? – zaciekawiła się Nicky.
Summerton uśmiechnął się nieznacznie.
- Mamy swoje źródła informacji.
- Macie u nich swojego kreta. – podsumowała.
- Mamy swoje źródła informacji. Między innymi zainteresowało nas, co Xactox znalazł ciekawego na takim zadupiu.
- Wolno wam mówić zadupiu? – spytała złośliwie Nicky – Jako zakonnikom?
Summerton znowu uśmiechnął się lekko. Zaczynało ją to wkurzać.
-Wolno nam wiele rzeczy. Ale tobie nic do tego. Jeśli jesteś rozsądna, zapomnisz o tym, co tu się stało.
Akurat. To był temat nie z tej ziemi, murowany kandydat do Pulitzera. Dziennikarz musiał mieć ogromne szczęście i niezłego nosa, by trafić coś takiego.
Nicky miała nosa.
- Szczerze mówiąc, nie wierzę w Boga - powiedziała, by wyprowadzić go z równowagi.
- A ja tak — odpowiedział spokojnie. – Zakon służy Bogu. A teraz pozwolisz, że cię pożegnam. .
Uuuu... Pewności siebie to ci nie brakuje, zważywszy uzdolnienia.- Chcę wielu rzeczy. - powiedziała. - Chcę napisać najlepszy reportaż w historii dziennikarstwa.
Jesteś groźnym, znakomicie wytrenowanym facetem(?), który bez wysiłku i bez obaw o konsekwencje zabił sześciu ludzi. Jesteś członkiem tajnego stowarzyszenia. Dlatego was ujawnię i powiem ci to jeszcze w ciemnym zaułku, gdzie brak jakichkolwiek świadków! I to nie jest żaden szantaż, nie możesz mi zapłacić za milczenie. Ale jestem fajna, nie?Twoja praca zostanie ujawniona, tak jak ten twój Zakon. Ludzie, którzy jeśli są podobni do ciebie, są groźni. Rozumiem to. I nie mam zamiaru cię szantażować.
Przewidywany czas rozpadu dziennikarki: 1*10-12 sekundy.
a wcześniej- Twoja praca zostanie ujawniona, tak jak ten twój Zakon. (…) Rozumiem to. I nie mam zamiaru cię szantażować.
- To dobrze. Bo źle by się to dla ciebie skończyło.
oraz-Wolno nam wiele rzeczy. Ale tobie nic do tego. Jeśli jesteś rozsądna, zapomnisz o tym, co tu się stało.
Jesssu... Ty Summerton, jak wrócisz do siebie, to będziesz miał szczęście jak skończysz jako Packa na Karaluchy.Jesteśmy ściśle tajną jednostką, starannie unikamy rozgłosu.
O ile przejdziesz testy kwalifikacyjne i karaluchy nie zrobią cię w trąbę.
Wyjaśnijmy też kwestię szantażu:
Czym szantażować może Nicky? Tylko wiedzą o istnieniu zakonu. Czyli na przykład:
Nicky: Zamierzam opublikować informacje o Zakonie, chyba że mi zapłacisz 100000000$
Summerton: Zabiję cię!
Z drugiej jednak strony:
N: Zamierzam opublikować informacje o Zakonie i nic możesz z tym zrobić. To nie jest szantaż.
S: Zuch dziewczyna! Tylko tak dalej!
Świetnie się dobrali z Nicky, nie?
O ja cię, Ałtor.... Nie mów? Bez kitu był taki twardy???Twarz miał nieprzeniknioną. Był naprawdę twardym facetem.
Wcale. Bo był naprawdę twardym facetem!- (…) Mam prawo, skoro chcieli mnie mu sprzedać.
Nie wzruszyło go to.
Bo był naprawdę twardym... :DWbił w nią lodowate spojrzenie. Oceniające. Beznamiętne. Surowe, ale sprawiedliwe.
Jaynova, tyś to pisał na poważnie? Albo nie, nie odpowiadają – przyjmę, że sobie po prostu jaja robisz.
Wstrząsające. Przez miesiąc spod kołdry nie wyjdę.- Nie wiesz, o co prosisz. Ta wiedza tylko utrudni ci życie.
-Mimo to.
(…)
- Kiedy Bóg zniszczył Sodomę i Gomorę, - powiedział w końcu - Xactox był tym, który wypełnił to zadanie. Wtedy nazywał się Kecef. Potem jednak zbuntował się i został zrzucony z niebios przez archanioła Michała. Gdy spadł na ziemię, zaczął ponownie knuć przeciwko Panu i wówczas archanioł Michał zebrał grupę wojowników i założył Zakon, by walczyć z tym, który przybrał imię Xactox.
Perswaduję ci, żebyś był zły!- Zło jest realne. Zwykle działa przez perswazję.
- A ja Chatka Puchatka.- Możesz iść ze mną. – powiedział. – Zobaczyć, co robię, Że to jest ważne, chociaż niebezpieczne. Może dowiesz sie, kim naprawdę jesteś? Ja jestem Malleus Maleficarum.
Propozycja zaczęła. W sumie ktoś w tekście musi...Propozycja była tak nieoczekiwana. Ale po chwili zaczęła myśleć.
Fabuła ilością dziur przyprawiłaby durszlak o myśli samobójcze.
A o koszmarnym stylu, nadprodukcji szczegółów i strukturze będzie w następnym odcinku. :)
e. poprawki drobne
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
-
- Laird of Theina Empire
- Posty: 3104
- Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
Wiesz Jaynova? Łapanka Neu wskazała, że to mogłoby być całkiem fajne, ale jako pastisz. Drobne przeróbki, naprawdę kosmetyczne, a podarowałbyś wielu ludziom odrobinę uśmiechu. Tylko, jak zaznaczył Neu, musiałoby być jasne, że piszesz "Na ustach grzechu", a nie "Trędowatą".
- jaynova
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1764
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
Odpowiem na kilka zarzutów. Przede wszystkim, przepraszam za literówki. Po drugie, w którejś z poprzednich recenzji zarzucono mi "festiwal nadszczególarstwa", więc starałem się konstruować jak najkrótsze opisy. Po trzecie, nie to nie były czarownice, tylko ludzie nawaleni krwią demona. Sala gimnastyczna była stara, bo podstawówka była stara, po lekkim remoncie, stąd świeżo wybetonowany korytarz. Po piąte - z oczami rzeczywiście namieszałem. Po szóste - Summerton to naprawdę twardy facet, łowca demonów. I ostatnie - Neularger, już ci kiedyś pisałem - masz wielkie talenty satyryczne :)) Ta łapanka była, bez jaj, naprawdę dobra. Nie chamska, lecz inteligentnie złośliwa. Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam.
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.
- Cordeliane
- Wynalazca KNS
- Posty: 2630
- Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23
Re: Malleus Maleficarum w USA
Jaynova, jak by to ująć, bo mam wrażenie że już o tym pisałam, i nie chcę się powtarzać?...
Osobiście uważam, że Neularger nie powinien był w ogóle ruszać Twojego tekstu. Warsztaty nie są po to, by komentujący mogli wykazać niewątpliwy talent satyryczny. Warsztaty są po to - przynajmniej w zamierzeniu - by Autorzy mogli wystawić swój tekst na krytykę, i czegoś się nauczyć. Warsztaty mają swoje zasady i swój regulamin. A Ty się nie uczysz, i regulamin uparcie ignorujesz - może wciąż przez niezrozumienie, a może celowo, nie wiem, co gorsze. Jeśli celowo, to już wiesz, do czego zmierzam, a jeśli przez niezrozumienie, to jednak napiszę po raz kolejny wprost: zajmujemy się krótkimi formami zamkniętymi. Tymczasem po raz kolejny serwujesz nam pierwszy rozdział powieści, która nie wiadomo, jak się dalej potoczy, zostawia mnóstwo otwartych wątków i nieodpowiedzianych pytań.
Mam propozycję: czy to nie Ty pisałeś w innym wątku, że Twoja mama jest polonistką? Pokaż Jej ten tekst, i zapytaj, czy to jest samodzielny utwór literacki. Nasze uwagi w tym zakresie konsekwentnie pomijasz, więc może potrzebna Ci opinia kogoś innego.
Osobiście uważam, że Neularger nie powinien był w ogóle ruszać Twojego tekstu. Warsztaty nie są po to, by komentujący mogli wykazać niewątpliwy talent satyryczny. Warsztaty są po to - przynajmniej w zamierzeniu - by Autorzy mogli wystawić swój tekst na krytykę, i czegoś się nauczyć. Warsztaty mają swoje zasady i swój regulamin. A Ty się nie uczysz, i regulamin uparcie ignorujesz - może wciąż przez niezrozumienie, a może celowo, nie wiem, co gorsze. Jeśli celowo, to już wiesz, do czego zmierzam, a jeśli przez niezrozumienie, to jednak napiszę po raz kolejny wprost: zajmujemy się krótkimi formami zamkniętymi. Tymczasem po raz kolejny serwujesz nam pierwszy rozdział powieści, która nie wiadomo, jak się dalej potoczy, zostawia mnóstwo otwartych wątków i nieodpowiedzianych pytań.
Mam propozycję: czy to nie Ty pisałeś w innym wątku, że Twoja mama jest polonistką? Pokaż Jej ten tekst, i zapytaj, czy to jest samodzielny utwór literacki. Nasze uwagi w tym zakresie konsekwentnie pomijasz, więc może potrzebna Ci opinia kogoś innego.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.
- jaynova
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1764
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
Re: Malleus Maleficarum w USA
Nie robię sobie jaj z pogrzebu i w żadnych wypadku nie chcę tu nikogo urazić ani lekceważyć. Wszystkie uwagi, komentarze, opinie tudzież krytykę czytam bardzo uważnie. Po zjechaniu kilku moich poprzednich opowiadań zacząłem intensywnie czytać opowiadania powiedzmy sławnych autorów - Pilipiuka czy Sapkowskiego, jak również zaleconego mi Bułyczowa ( swoją drogą dzięki - znakomite). Pomysł na powyższe opowiadania przyszedł mi nagle i nie wiąże się z niczym co do tej pory napisałem, bądź zamierzałem napisać.Cordeliane pisze: JaynovaWarsztaty są po to - przynajmniej w zamierzeniu - by Autorzy mogli wystawić swój tekst na krytykę, i czegoś się nauczyć. Warsztaty mają swoje zasady i swój regulamin. A Ty się nie uczysz, i regulamin uparcie ignorujesz. Zajmujemy się krótkimi formami zamkniętymi. Tymczasem po raz kolejny serwujesz nam pierwszy rozdział powieści, która nie wiadomo, jak się dalej potoczy, zostawia mnóstwo otwartych wątków i nieodpowiedzianych pytań.
Czy to nie Ty pisałeś w innym wątku, że Twoja mama jest polonistką? Pokaż Jej ten tekst, i zapytaj, czy to jest samodzielny utwór literacki. Nasze uwagi w tym zakresie konsekwentnie pomijasz, więc może potrzebna Ci opinia kogoś innego.
Co do samego opowiadania to starałem się unikać wytkniętych mi błędów tj. chciejstwa autorskiego, nadmiernie długich dialogów, starałem się konstruować jak najkrótsze opisy, łączyć poszczególne sceny opowiadania w logiczny ciąg. Za literówki już przeprosiłem, ale przepraszam niniejszym jeszcze raz.
Miałem napisać, że Summerton i Nicky wzięli ślub i żyli długo i szczęśliwie?Cordeliane pisze:JaynovaTymczasem po raz kolejny serwujesz nam pierwszy rozdział powieści, która nie wiadomo, jak się dalej potoczy, zostawia mnóstwo otwartych wątków i nieodpowiedzianych pytań.
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.