Magiczna wieża
Moderator: RedAktorzy
- Marcin Robert
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1765
- Rejestracja: pt, 20 lip 2007 16:26
- Płeć: Mężczyzna
Magiczna wieża
Magiczna Wieża
Zbliżała się północ, Zamora jednak – zwana Miastem Złodziei – nie spała. W zgiełku przekupniów, prostytutek i rozmaitych podejrzanych typów przeciskający się przez tłum Kimeryjczyk nie budził niczyjego zdziwienia. Jego potężna sylwetka oraz wielki miecz przytroczony do pleców sprawiały, że nawet miejscy strażnicy czuli respekt i nie próbowali zaczepiać barbarzyńcy, choć zwój sznura o wielu węzłach, zakończony stalowym hakiem, który niósł on na ramieniu, mógł budzić podejrzenia. Krzesimir zmierzał w kierunku widocznej ponad dachami, błyszczącej w świetle księżyca wieży. Wieść niosła, że ukryto w niej magiczny eliksir, sama zaś wieża, chroniona mocnymi zaklęciami, miała być niezdobyta. Opowieści te pobudziły jednak tylko zapał barbarzyńcy, aby zagarnąć jej skarby. Przecież większość tego rodzaju historii to tylko bajdy, obliczone na odstraszenie przesądnych intruzów.
Gdy Krzesimir znalazł się pod okalającym wieżę niewysokim murem, przez pewien czas nasłuchiwał, czy z drugiej strony nie dobiegają odgłosy straży. Niczego podejrzanego jednak nie usłyszał, sprawnie więc sforsował przeszkodę i już po chwili znalazł się po drugiej stronie, na szerokim, pustym placu, porośniętym rzadką trawą. Spojrzał w górę i dostrzegł okalający okrągłą wieżę balkon. Kimeryjczyk rozwinął linę, rozhuśtał ją nad głową i zręcznym rzutem zaczepił o balustradę. Kiedy wreszcie wspiął się na balkon, znalazł się przed rzeźbionymi drzwiami, pokrytymi wizerunkami przerażających stworów. Wojownik zdjął z pleców miecz, pociągnął za kołatkę w kształcie lwiej głowy i ostrożnie wszedł do środka.
Komnata oświetlona była rosnącymi w donicach, z pewnością magicznymi, kwiatami. Poza tym była pusta, pozbawiona najskromniejszych choćby mebli. Na wprost znajdowały się drugie, także rzeźbione drzwi. Krzesimir podszedł do nich i nagle poczuł za plecami czyjś ruch. Odwrócił się w jednej chwili. Przed nim, dzierżąc w dłoniach dwuręczny miecz, stało ogromne, czerwone jabłko, o nogach i rękach przypominających grube kiełki. Barbarzyńca zachował zimną krew, instynktownie czuł jednak, że ma do czynienia z mocnym przeciwnikiem. Stwór nie miał wprawdzie niczego, co przypominałoby oczy, mimo to ruszył wprost na Kimeryjczyka, który z ledwością sparował potężny cios napastnika. Siła uderzenia zdumiała go, lecz otrząsnął się szybko i zaatakował, zadając przeciwnikowi ranę, z której zaczął sączyć się na podłogę lepki sok. Stwór chyba jednak nie był jabłkiem. Pokrywająca go łupina była skórzasta i twarda. Owoc granatu! – przemknęło Krzesimirowi przez głowę. Nagłym wypadem odrąbał kawałek ciała napastnika, tak iż zaczęły wysypywać się z niego czerwone, lepkie wnętrzności. Komnatę wypełnił słodki, owocowy odór. Granat zatoczył się i upadł, a wtedy barbarzyńca rozrąbał go na kawałki.
Więcej nie było tu nic do roboty. Krzesimir wyszedł przez drugie drzwi na klatkę schodową i zbiegł pokonując po kilka stopni na raz. Piętro niżej znalazł się przed dużymi, metalowymi wrotami. Uchylił je powoli, zaglądając ostrożnie do środka. Sala była większa od poprzedniej, lecz jak i ona oświetlona magicznymi kwiatami. Pośrodku znajdował się kamienny stół, na którym stała wielka, przezroczysta butla, wypełniona bezbarwnym płynem. Eliksir – pomyślał Kimeryjczyk, przekraczając próg komnaty.
Wtedy został zaatakowany. Pomarańcza, banan i kiwi były godnymi przeciwnikami, barbarzyńca okazał się jednak silniejszy. Już po chwili podłogę sali wypełniały wnętrzności napastników, wymieszane z ich sokiem. Z odciętego boku pomarańczy wystawały postrzępione farfocle, kawałki banana przekształciły się w czerniejącą breję, kiwi zaś – pod ciosami kimeryjskiego miecza – zamieniło się w zieloną miazgę. Krzesimir, ślizgając się po wypełnionej owocowymi trzewiami podłodze, chwycił butlę ze stołu, wypadł z komnaty i popędził w dół wieży, niezaczepiany więcej przez żadnego stwora.
Kilka dni później, daleko od Zamory, Kimeryjczyk zatrzymał się w podrzędnej gospodzie. Kazał służącej przynieść do pokoju miskę wody, a potem wlał do niej odrobinę zawartości butli, usiadł na krześle i z błogim uśmiechem zanurzył stopy w letnim płynie. W końcu cóż może być przyjemniejszego dla blisko dwumetrowego ziemniaka od wymoczenia nóg w pierwszorzędnym nawozie.
Zbliżała się północ, Zamora jednak – zwana Miastem Złodziei – nie spała. W zgiełku przekupniów, prostytutek i rozmaitych podejrzanych typów przeciskający się przez tłum Kimeryjczyk nie budził niczyjego zdziwienia. Jego potężna sylwetka oraz wielki miecz przytroczony do pleców sprawiały, że nawet miejscy strażnicy czuli respekt i nie próbowali zaczepiać barbarzyńcy, choć zwój sznura o wielu węzłach, zakończony stalowym hakiem, który niósł on na ramieniu, mógł budzić podejrzenia. Krzesimir zmierzał w kierunku widocznej ponad dachami, błyszczącej w świetle księżyca wieży. Wieść niosła, że ukryto w niej magiczny eliksir, sama zaś wieża, chroniona mocnymi zaklęciami, miała być niezdobyta. Opowieści te pobudziły jednak tylko zapał barbarzyńcy, aby zagarnąć jej skarby. Przecież większość tego rodzaju historii to tylko bajdy, obliczone na odstraszenie przesądnych intruzów.
Gdy Krzesimir znalazł się pod okalającym wieżę niewysokim murem, przez pewien czas nasłuchiwał, czy z drugiej strony nie dobiegają odgłosy straży. Niczego podejrzanego jednak nie usłyszał, sprawnie więc sforsował przeszkodę i już po chwili znalazł się po drugiej stronie, na szerokim, pustym placu, porośniętym rzadką trawą. Spojrzał w górę i dostrzegł okalający okrągłą wieżę balkon. Kimeryjczyk rozwinął linę, rozhuśtał ją nad głową i zręcznym rzutem zaczepił o balustradę. Kiedy wreszcie wspiął się na balkon, znalazł się przed rzeźbionymi drzwiami, pokrytymi wizerunkami przerażających stworów. Wojownik zdjął z pleców miecz, pociągnął za kołatkę w kształcie lwiej głowy i ostrożnie wszedł do środka.
Komnata oświetlona była rosnącymi w donicach, z pewnością magicznymi, kwiatami. Poza tym była pusta, pozbawiona najskromniejszych choćby mebli. Na wprost znajdowały się drugie, także rzeźbione drzwi. Krzesimir podszedł do nich i nagle poczuł za plecami czyjś ruch. Odwrócił się w jednej chwili. Przed nim, dzierżąc w dłoniach dwuręczny miecz, stało ogromne, czerwone jabłko, o nogach i rękach przypominających grube kiełki. Barbarzyńca zachował zimną krew, instynktownie czuł jednak, że ma do czynienia z mocnym przeciwnikiem. Stwór nie miał wprawdzie niczego, co przypominałoby oczy, mimo to ruszył wprost na Kimeryjczyka, który z ledwością sparował potężny cios napastnika. Siła uderzenia zdumiała go, lecz otrząsnął się szybko i zaatakował, zadając przeciwnikowi ranę, z której zaczął sączyć się na podłogę lepki sok. Stwór chyba jednak nie był jabłkiem. Pokrywająca go łupina była skórzasta i twarda. Owoc granatu! – przemknęło Krzesimirowi przez głowę. Nagłym wypadem odrąbał kawałek ciała napastnika, tak iż zaczęły wysypywać się z niego czerwone, lepkie wnętrzności. Komnatę wypełnił słodki, owocowy odór. Granat zatoczył się i upadł, a wtedy barbarzyńca rozrąbał go na kawałki.
Więcej nie było tu nic do roboty. Krzesimir wyszedł przez drugie drzwi na klatkę schodową i zbiegł pokonując po kilka stopni na raz. Piętro niżej znalazł się przed dużymi, metalowymi wrotami. Uchylił je powoli, zaglądając ostrożnie do środka. Sala była większa od poprzedniej, lecz jak i ona oświetlona magicznymi kwiatami. Pośrodku znajdował się kamienny stół, na którym stała wielka, przezroczysta butla, wypełniona bezbarwnym płynem. Eliksir – pomyślał Kimeryjczyk, przekraczając próg komnaty.
Wtedy został zaatakowany. Pomarańcza, banan i kiwi były godnymi przeciwnikami, barbarzyńca okazał się jednak silniejszy. Już po chwili podłogę sali wypełniały wnętrzności napastników, wymieszane z ich sokiem. Z odciętego boku pomarańczy wystawały postrzępione farfocle, kawałki banana przekształciły się w czerniejącą breję, kiwi zaś – pod ciosami kimeryjskiego miecza – zamieniło się w zieloną miazgę. Krzesimir, ślizgając się po wypełnionej owocowymi trzewiami podłodze, chwycił butlę ze stołu, wypadł z komnaty i popędził w dół wieży, niezaczepiany więcej przez żadnego stwora.
Kilka dni później, daleko od Zamory, Kimeryjczyk zatrzymał się w podrzędnej gospodzie. Kazał służącej przynieść do pokoju miskę wody, a potem wlał do niej odrobinę zawartości butli, usiadł na krześle i z błogim uśmiechem zanurzył stopy w letnim płynie. W końcu cóż może być przyjemniejszego dla blisko dwumetrowego ziemniaka od wymoczenia nóg w pierwszorzędnym nawozie.
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Re: Magiczna wieża
O, utwór!
Ale nawet nieruszony... :(
Ale nawet nieruszony... :(
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
- jaynova
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1773
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
Re: Magiczna wieża
Pomysł jest ciekawy. Conan - bo to przecież on - miał z pewnością wielkiego ogóra( którego często kisił), ale ziemniak? :)
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.
- Marcin Robert
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1765
- Rejestracja: pt, 20 lip 2007 16:26
- Płeć: Mężczyzna
Re: Magiczna wieża
Faktycznie, forumowa znęcarka jeszcze nie została uruchomiona. Strach się bać na myśl, co to będzie, gdy ktoś podłączy do niej moje opowiadanie! :)neularger pisze:O, utwór! Ale nawet nieruszony... :(
Inspiracją było dla mnie nawet konkretne opowiadanie Roberta E. Howarda. Taki mały żarcik z cyklu, który darzę sympatią.jaynova pisze:Pomysł jest ciekawy. Conan - bo to przecież on
Pewnie miał kiełkowego ogórasa. :Djaynova pisze:- miał z pewnością wielkiego ogóra( którego często kisił), ale ziemniak? :)
- jaynova
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1773
- Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
- Płeć: Mężczyzna
Re: Magiczna wieża
Takiego jeszcze nie widziałem :)Marcin Robert pisze:Pewnie miał kiełkowego ogórasa. :D
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Re: Magiczna wieża
Znęcarka jest polerowana na Polcon 2012, dlatego chwilowo jest nieczynna. :P
So many wankers - so little time...
- Sehwioo
- Sepulka
- Posty: 2
- Rejestracja: pn, 20 sie 2012 09:25
Re: Magiczna wieża
Nie bójcie się, już zaczynam się znęcać. Jestem tu nowy i na łowisku gdybym tylko mógł, zostałbym powitany ścierą i rozkazem mycia podłogi na kolanach, ale nie mogę, więc się wypowiem. Po pierwsze:
A na temat ogóra Conana wolę nic nie mówić, bo mi się wyobraźnia uruchomi i skleję opowiadanie tylko o przygodach jego kiszonego...
Nie łatwiej by było "ledwo"?Marcin Robert pisze:z ledwością
A może "raniąc go"?Marcin Robert pisze:zadając przeciwnikowi ranę
A na temat ogóra Conana wolę nic nie mówić, bo mi się wyobraźnia uruchomi i skleję opowiadanie tylko o przygodach jego kiszonego...
BUMCFKSZ
- hundzia
- Złomek forumowy
- Posty: 4054
- Rejestracja: pt, 28 mar 2008 23:03
- Płeć: Kobieta
Re: Magiczna wieża
Misiu, ty nie powinieneś mówić Autoru JAK TY BYŚ napisał, a jeno powiedzieć co według ciebie zrobił źle i dlaczemu.
Wzrúsz Wirúsa!
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
Wł%aś)&nie cz.yszc/.zę kl]a1!wia;túr*ę
- Marcin Robert
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1765
- Rejestracja: pt, 20 lip 2007 16:26
- Płeć: Mężczyzna
Re: Magiczna wieża
Ale podziękowania Sehwioo się należą za to, że jako jedyny podjął próbę łapanki. :)
- Kruger
- Zgred, tetryk i maruda
- Posty: 3413
- Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
- Płeć: Mężczyzna
Re: Magiczna wieża
Marcinie Robercie.
Jednak nie neguje Zamory ani jej potocznej nazwy, neguje fakt snu i powinna być w ostatniej części zdania.
Identyfikuję tez trochę interpunkcji do poprawy.
Zwracam uwagę na błędną pozycję hm... w tym zdaniu to będzie chyba partykuła - jednak.Zbliżała się północ, Zamora jednak – zwana Miastem Złodziei – nie spała.
Jednak nie neguje Zamory ani jej potocznej nazwy, neguje fakt snu i powinna być w ostatniej części zdania.
Niby nic, ale mi zgrzyta. Jednym cięgiem bagatelizujesz niezwykłość bohatera (nie zwracał uwagi - nie budził zdziwienia) i równocześnie ją podkreślasz (był jednak tam wielki i potężnie uzbrojony, że strażnicy czuli respekt). To tylko strażnicy zwracają uwagę na taaakich bysiów?W zgiełku przekupniów, prostytutek i rozmaitych podejrzanych typów przeciskający się przez tłum Kimeryjczyk nie budził niczyjego zdziwienia. Jego potężna sylwetka oraz wielki miecz przytroczony do pleców sprawiały, że nawet miejscy strażnicy czuli respekt i nie próbowali zaczepiać barbarzyńcy, choć zwój sznura o wielu węzłach, zakończony stalowym hakiem, który niósł on na ramieniu, mógł budzić podejrzenia.
W pogrubionej części IMHO, jak mawia Neularger, bijesz mnie łopatą po głowie.Wieść niosła, że ukryto w niej magiczny eliksir, sama zaś wieża, chroniona mocnymi zaklęciami, miała być niezdobyta. Opowieści te pobudziły jednak tylko zapał barbarzyńcy, aby zagarnąć jej skarby. Przecież większość tego rodzaju historii to tylko bajdy, obliczone na odstraszenie przesądnych intruzów.
Się czepiam może, ale gdyby tam czterolatek bawił się kawałkiem metalu, to bohater by poznał, ze to nie straż?Gdy Krzesimir znalazł się pod okalającym wieżę niewysokim murem, przez pewien czas nasłuchiwał, czy z drugiej strony nie dobiegają odgłosy straży.
Błędnie obrazujesz, IMHO. Rozhuśtanie kojarzy się z czymś co wisi. Jesli wyciągnę rękę nad głowę to moge rozhuśtać linę, ale bardzo krótki odcinek, zupełnie bez sensu. W tym kontekście może raczej - zakręcił? Tym hakiem?Kimeryjczyk rozwinął linę, rozhuśtał ją nad głową i zręcznym rzutem zaczepił o balustradę.
Otworzył drzwi kołatką? No niby się da, ale po co?Wojownik zdjął z pleców miecz, pociągnął za kołatkę w kształcie lwiej głowy i ostrożnie wszedł do środka.
Zbędne.Stwór nie miał wprawdzie niczego, co przypominałoby oczy, mimo to ruszył wprost na Kimeryjczyka, który z ledwością sparował potężny cios napastnika.
Wypełnić można coś co ma objętość, natomiast podłoga jest płaska. A więc komnatę, tak wypełniały. Podłogę - np. zaścielały.Już po chwili podłogę sali wypełniały wnętrzności napastników, wymieszane z ich sokiem.
Identyfikuję tez trochę interpunkcji do poprawy.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA
- Marcin Robert
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1765
- Rejestracja: pt, 20 lip 2007 16:26
- Płeć: Mężczyzna
Re: Magiczna wieża
Wielkie dzięki, Krugerze! :D
No, chyba zabawa czterolatka blaszką różni się od stąpania strażników?Kruger pisze: Się czepiam może, ale gdyby tam czterolatek bawił się kawałkiem metalu, to bohater by poznał, ze to nie straż?
Jeżeli kołatka pełni funkcję klamki, to na pewno się da.Kruger pisze:Otworzył drzwi kołatką? No niby się da, ale po co?
- Kruger
- Zgred, tetryk i maruda
- Posty: 3413
- Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
- Płeć: Mężczyzna
Re: Magiczna wieża
Chodzi mi o to, że narrator zakłąd, że bohater za dużo wie, czy też raczej - umie. No bo - za murem wysłuuchuje odgłosów, wiadomo, że boi się ewentualnej straży. Dla niego kazdy odgłos może być oznaką, że to wartownicy. Cokolwiek by nie usłyszał, nawet rzeczone dziecko bawiące się kawałkiem metalu, odczeka aż dźwięk ucichnie, przekonany, ze to straż. Ale ty stwierdzasz w zdaniu że on nasłuchuje głosów straży! Konkretnie. Czyli np. usłyszałby odgłos zabawy dziecka, to by się nie przejął. A mnie się wydaje, że przez mur to każdy nie słychać konrketnie, nie?
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA
- Marcin Robert
- Niegrzeszny Mag
- Posty: 1765
- Rejestracja: pt, 20 lip 2007 16:26
- Płeć: Mężczyzna
Re: Magiczna wieża
Stawiałem na doświadczenie Conana/Krzesimira, ale może faktycznie za dużo od niego oczekiwałem?
- Kruger
- Zgred, tetryk i maruda
- Posty: 3413
- Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
- Płeć: Mężczyzna
Re: Magiczna wieża
Albo ja się czepiam :)
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA
- Cordeliane
- Wynalazca KNS
- Posty: 2630
- Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23
Re: Magiczna wieża
A mnie coś innego uderzyło. Bohater, przeciskając się przez tłum, dociera pod wieżę, a potem nasłuchuje, co się dzieje po drugiej stronie muru? Przekupnie i prostytutki milkną (by mu się lepiej nasłuchiwało) i dyskretnie odwracają wzrok?...
Zgaduję, że wieża stała już w okolicy mniej zaludnionej, ale gdzieś ta informacja o spadku gęstości tłumu powinna chyba zostać przemycona.
Zgaduję, że wieża stała już w okolicy mniej zaludnionej, ale gdzieś ta informacja o spadku gęstości tłumu powinna chyba zostać przemycona.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.