Stalker

Moderator: RedAktorzy

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Stalker

Post autor: Małgorzata »

Ale tym razem się udało. :P
Znaczy, w poście. Interpunkcja OK. Czyli można. Czyli żaden wynalazek ciemnej strony mocy.

A jeżeli chodzi o wywoływanie reakcji akustycznej otoczenia przy zastosowaniu oddechu - wystarczy zacząć dyszeć* na seansie.
Oddychanie i interpunkcja (w stanie podstawowym, nie w odchyłach) winny być niewidzialne. Oczywiste. W końcu interpunkcja to głównie zapis oddechu właśnie. :P


_____________
*np. atak astmy, a co myśleliście? :)))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Stalker

Post autor: neularger »

I coś ode mnie... :)
Dopiero teraz zauważyłem, że wycackana snajperka Slavika ma połamaną kolbę i kilka sporych rys, jakby od pazurów zmutowanych psów. Było to co najmniej dziwne, bo dbał o nią lepiej niż kiedyś o żonę.
Znaczy, dbałość o broń chroni przed jej połamaniem lub podrapaniem. Taak...?
Bar był podobny do reszty bunkra - niczym nieurozmaicony beton z widocznymi naciekami, przewodami poprowadzonymi w zbiegach ścian i podłogi oraz biegnące niewiadomo gdzie i po co zardzewiałe rury.
To zdanie było już przytaczane. W ten sposób, Autorze, udało Ci się stworzyć bohater bystrego inaczej. Gość gada, że jakieś rury gdzieś i po coś... Po to, żeby odprowadzać ścieki, dostarczać wodę i zapewniać wentylację w tej podziemnej budowli. Ale po co twardzielowi wiedzieć jak działa Schron? Ważne, że wie jak działa kałach, nie?
Wyglądu lokalu dopełniały zbite z surowych desek stoły i stare krzesła, prawdopodobnie pozostawione przez poprzednich mieszkańców.
Tych naukowców, co to mieszkali tu wcześniej, tak? Pewnie odczynniki mieszali w butelkach po wódce, a za wirówkę służyła im stara „Frania”...
(...)wyglądał na około dwadzieścia. Długie blond włosy do ramion, błękitne, dziecięce oczy i gładko ogolony zarost kontrastowały z łysymi głowami i co najmniej kilkudniowym zarostem większości chłopaków.
Gładko ogolony zarost? Zarost lubił się dobrze prezentować, w związku z czym golił się na gładko...
Długie blond włosy do ramion, błękitne, dziecięce oczy i gładko ogolony zarost kontrastowały z łysymi głowami i co najmniej kilkudniowym zarostem większości chłopaków. Nawet gdy wszystkim żółkły i wypadały zęby od promieniowania, jego zawsze pozostawały śnieżnobiałe, jak z reklam pasty do zębów.
- Dobra, w każdym razie cieszę się, że was widzę chłopaki.
Temat promieniowania jonizującego wziął i przemknął bokiem. Zupełnie nieuwzględniony przez Autora, albo inaczej - uwzględniony dziwnie. Od promieniowania wypadały zęby (w życiu nie słyszałem) i włosy. Żadnych białaczek czy innych nowotworów. Nikt nawet nie wspomina o taki zagrożeniu. W Schronie nie ma śluzy, po prostu wali się w pancerne drzwi. Coś mi się widzi, że po jakimś czasie, promieniowanie wewnątrz byłoby takie samo jak to na zewnątrz, albo nawet wyższe, bo stalkerzy ciągle nanosiliby promieniotwórczego brudu do wewnątrz z jeszcze bardziej skażonych okolic.
Zakradliśmy się około pięć metrów od jaskini i przycupnęliśmy za czymś, co kiedyś mogło być zarówno domem jak i ogrodzeniem.
Albo grobowcem rodzinnym... Ale ciągle nie wiem za czym przycupnęli.
Przez pierwsze dwa dni jakoś się udawało omijać mutanty, tych świrów, najemników z Czarnego Legionu i wojsko.
Te świry - jeżeli już. Choć nadal nie wiadomo jakie... Mutanci? Czy mutacja polegała na ześwirowaniu?
Wali i trzęsie jak cholera. Wieczorem udało mi się podkraść do sarkofagu. Kompas i wykrywacz anomalii wariowały. Licznik Geigera szalał. Nagle z jednej anomalii wyleciał ten artefakt. Zabrałem go, ale bałem się podejść bliżej, bo miałem kilka dziur w kombinezonie od tej strzelaniny
Bo promieniowanie, to wiadomo, siedzi w jednym miejscu, więc wystarczy się odsunąć.
Nie była to zgraja bandytów, ale świetnie wyćwiczone, karne oddziały, które nie bały się walczyć nawet wobec przewagi liczebnej wroga. Wykonywały one jakieś zadanie, którego cel był jedną z wielu tajemnic Zony.
Nie zony, tylko tych oddziałów.
A niech szukają, czego tylko chcą, byleby mnie zostawili w spokoju - mruknął mój kompan. - Słyszałem, że nieźle się krwawią z wojskiem, ale są górą.
Znaczy, Legiony nie są pod kontrolą państwa, na którego terytorium leży Zona. Nawet z owym państwem walczą. Pytanie skąd się biorą i jak są dostarczane ludzie oraz broń dla tych Legionów?
Chcę się dostać do Sarkofagu albo chociaż w pobliże elektrowni - zauważyłem dziwny błysk w jego oczach. - Myślę, że parę spraw tam się wyjaśni. Podobno naukowcy zostawili masę dokumentów. Po za tym można się nieźle obłowić.
Podobno już się obłowiłeś, po co więc ryzykować? Aaa... Autorskie Chciejstwo!
Posłali za nim list gończy, ale w Legii miał zmienione dane, więc go nie znaleźli.
Risercz ważnym jest. Legia już od dawna nie chroni kryminalistów zmieniając im dane....
Potrzebujemy dwóch kamizelek przeciwpromiennych, takie jak kiedyś nam załatwiłeś, z wkładem balistycznym i noktowizją
Kamizelki z noktowizją. Przeciwpromienne. Chroniona przed promieniowaniem trzustka w noc se przez noktowizor popatrzy...
Oprócz nich w pokoju było kilka przeszklonych szafek z lekami stojących pod ścianami i ubabrana zaschniętą krwią solidna dębowa komoda robiąca za stół operacyjny.
Bakterie żyjące na i w komodzie były przeszczęśliwe, kiedy otwierano kolejnego pacjenta. Nie dało się sprowadzić stalowego stołu? A SVD się dało?
- Dobrze, niech tak będzie. Nie pytam. Nie pytam też, gdzie się wybieracie, że takie zakupy robicie u Motłotoja.
Tja. U Motłotoja byli pięć minut temu, a już wszyscy wiedzą... Przekupy, cholera, a nie żadne badassy.
Zona nie oszpeciła jej. Dalej była bardzo kobieca i piękna.
Nie tak dawno było o pięknym Suchym, który właśnie był nietypowy, bo miał wszystkie włosy i białe zęby. Mocą Autorskiego Chciejstwa piękna jest też Stokrotka – nie wypada by dziewczyna bohatera była łysym i szczerbatym brzydactwem, nie? Promieniowanie, skopane przez Imperatyw Superseksownej Laski Głównego Bohatera, omijało Stokrotkę szerokim łukiem...
Wypiła z nami duszkiem. Słuchała z uwagą Czecha, który napiwszy się gorzałki odzyskał fantazję i opowiadał niczym trubadur.
Śpiewał i deklamował rytmicznie uderzając SVDuszką w stół.
Przygotowania zakończyliśmy następnego dnia. Ze Slavikiem pofolgowaliśmy sobie przed dłuższą prohibicją, więc Kudłaty cieszył się z dużych zysków
Równo ze wschodem słońca opuściliśmy Schron.
Innymi słowy wyruszyliśmy częściowo na bani, a częściowo na kacu...
Ryzykujemy przejście tajnym, podziemnym tunelem, którym kiedyś wojsko przewoziło tajne eksperymenty do i z Prypeci, zwanym przez stalkerów „dwójką”. Był zajęty przez Legion, ale trzy osoby nie powinny zwrócić na siebie zbyt dużej uwagi
Tylko taka mała uwagę...
Zeskoczyłem starając się nie robić hałasu i rozejrzałem się. Ściany niewielkiego pomieszczenia zapełniały po sufit zagracone jakimiś paczkami metalowe półki. Najwyraźniej było używane wcześniej jako niewielki magazyn lub kantorek. Drzwi były zamknięte na solidną stalową zasówę. Najprawdopodobniej dlatego nikt jeszcze nie odkrył tego wejścia.
<udaje że nie widzi ORTA>
Narrator relacjonuje to tak, jakby był tam po raz pierwszy, a podobno wie dokąd prowadzi właz...

- Dobra, zaczynamy. Ja schodzę pierwszy. Zbadam teren i skontaktuję się z wami – zakomendowałem. - Kontakt przy schodzeniu ciągły, potem co piętnaście minut.
(...)
- Wszystko gra. Wchodzę do tunelu. Kontakt za dwadzieścia minut - zakomunikowałem. - Odbiór.
- Dobra. Czekamy. Bez odbioru.
Powoli, krok za krokiem ruszyłem korytarzem uważnie patrząc pod nogi. Po kilku minutach doszedłem do miejsca, w którym łączył się z głównym tunelem. Wyjrzałem ostrożnie, lecz tam też panowały totalne ciemności i bezruch. Porzucone wojskowe ciężarówki i czołgi tarasowały drogę.
Interesująca taktyka. Nie powiem. Stalkerzy schodzą pod drabinie do pomieszczenia, które może być zajęte przez wrogów. Pierwszy nie ma siły – musi zaryzykować. W pomieszczeniu, fortunnie, nie ma nikogo. Ten pierwszy podochodzi do drzwi prowadzących do tunelu i go sprawdza. Tunel jest pod kontrolą wrogą. Teraz pytanie co pierwszy stalker powinien zrobić? Logika mówi – poczekać na resztę przy okazji ubezpieczając ich zejście. Bo jak się wyjdzie z pomieszczenia z drabiną, to coś może tam wleźć, nie? Dwa, trzyosobowa grupa nie zwraca na siebie wiele większej uwagi niż jedna osoba, za to szanse przeżycia jej członków rosną. Można, na ten przykład, ustanowić tylną straż i mieć stale cały widoczny tunel pod kontrolą. No i zawsze, co trzy lufy to nie jedna...
Ale logikę wyproszono, bo Autorskie Chciejstwo zaplanowało, że samotnego bohatera napadnie tajemnicze czerwonookie ch** i pozbawiwszy go przytomności, namaże krwią dziwny znak na ścianie.
I zakomenderowałem.
- Najemnicy nas wykryli, więc schodząc zaminowaliśmy właz, żeby nie zeszli za nami - pospieszyła z wyjaśnieniami Stokrotka, najwyraźniej zaniepokojona moim przerażonym spojrzeniem. - No i próbowali zejść. I właz się zawalił.
Zakląłem brzydko. Nagle mój wzrok przykuł dziwny znak na ścianie, nade mną. Wstałem i podszedłem do niego świecąc sobie latarką.
Autorskie Chciejstwo. Witaj ponownie! Jesteś tak często, że się możesz rozgościć... Kawy? Ciasteczek? Albo popularnej w tym “opku” gorzały?
- Dlatego - wskazałem na znak. Dotknąłem go. Przeczucie mnie nie myliło. Był namazany z krwi. Świeżej krwi. Rozejrzałem się.
O znaku nic, jak wyglądał nic i do czego może służyć – też nic. Na szczęście znak z fabuły zniknął równie tajemniczo jak się pojawił.
Byli doświadczonymi stalkerami i wiedzieli, że mogą mi zaufać.
A początek zdania jak się ma do jego końca?
Na szczęście nie trafiliśmy ani na najemników, ani na cienia, jak zacząłem w myślach nazywać potwora.
„Cienia”, Autorze – wielką
Kryjówką Slavika okazało się być dwupokojowe mieszkanie na ostatnim piętrze jednego z wieżowców.
Witaj Kalko z Angielskiego. Weź krzesło i siadaj koło Autorskiego Chciejstwa...
- Całkiem dobrze - spojrzałem na nią, uśmiechnąłem się. - Nic wielkiego się nie stało. To było… to mogło być zwykłe omdlenie.
Eee, a niby co innego? Wylew? Zator? Atak mistycznych wizji? Co Autor sugeruje?
- Przecież wiesz - szepnąłem. Położyłem rękę na jej dłoni. Dłoni aksamitnej w dotyku.
Co dało się wyczuć przez kombinezon... Oczywista.
- Spokojnie, spokojnie. Po co te nerwy? - powiedział uspokajająco Slavik. - Tak sobie tylko dyskutujemy. To może opowiedz jak załatwiłaś Grubego. Miałem cię wcześniej zapytać, ale okazji nie było.
Nie rozmawiajmy o rzeczach ważnych, opowiedz nam lepiej jak wypatroszyłaś jednego gościa.
Potem opowiesz jak robisz sobie makijaż w zonie...
Podchodzę do Grubego, kuli się z przerażenia, poci się jak świnia, więc przestrzeliłam mu kolano, a jak zemdlał to go związałam i wykastrowałam. (...)Podobno ktoś go uwolnił po dwóch dniach.
Stalkerka się co prawda wkurzyła, ale ranę po obciętym fiucie zaopatrzyła. Dzięki czemu gość się nie wykrwawił przez te dwa dni i nie padł na zakażenie. Bo Stokrotka sercowa taka była. I wrażliwa...
BTW opowieść o próbie gwałtu, przestrzelonym kolanie i kastracji jest do czego fabule potrzebna..?
Ciała martwych mutantów na korytarzu sięgały niemal na wysokość pasa, gdy usłyszeliśmy głuche łomotanie w pancerne płyty.
Co w ciemności rzucało się w oczy...
Miejscami na ulicach rosły drzewa, a trawa na chodnikach sięgała pasa. Natura odzyskiwała utracone tereny.
Dziwne. W innych miejscach Zony drzewa były szkieletami, a trawa całkiem wyschła, a tu, panie, wiosna na całego. :)
Na pewno słyszeli legendy o kobietach-stalkerach, ale oto mieli przed sobą żywą legendę.
Autor znajdzie słownik frazeologiczny i poszuka “żywej legendy”.
Siedliśmy przy stole w kuchni, porucznik wyjął z szafki wódkę, kieliszki i pęto kiełbasy. Nalał dla wszystkich. Wypiliśmy.
Zaczynam się zastanawiać, czy ktokolwiek w tym opku wie, co to, na przykład, woda. Wszyscy tu chyba chodzą permanentnie nawaleni.
- Dostałam rykoszetem, kula wyszła z ciała, nic mi nie będzie - uśmiechnęła się do mnie. - Dam radę iść.
Pomogłem zabandażować jej ranę. Po chwili dołączyli do nas Slavik i Ruzuhov.
W sumie można by użyć magicznej leczącej kuli, ale założę się, że Autor już o niej nie pamięta.
- Tutaj w sumie powinniśmy się rozstać - powiedział porucznik krzywiąc się. - Ale na razie nie mam czego szukać w bazie. W najlepszym wypadku zdegradują mnie o kilka stopni. Muszę dokończyć swoją misję w pojedynkę, w przebraniu. Pomożecie mi dostać się do tego waszego Schronu? Muszę zniknąć na jakiś czas.
Nie ma co liczyć na wyjaśnienia o co chodzi z tą misją. Pułkownik zresztą zaraz wykituje.
Nagle Slavik jęknął i upadł. Na plecach kamizelki ziała dziura, z której sączyła się krew.
Skoro dziura ziała, to musiała być spora i jak centralnie położona, to właśnie szlag trafił rdzeń kręgowy – gość nie żyje. Ale może nie?
Gdzie uzdrawiająca kula, Autorze?
Przez szczekot kałachów usłyszałem spokojne strzały z SWD i lekko zachrypnięty, opanowany głos Slavika:
Mam tak samo jak ty,
Miasto moje, a w nim
Najpiękniejszy mój świat,
najpiękniejsze dni.
Poproszę jakiegoś Czech, żeby mnie nauczył jakiejś ichniej pieśni w stylu “Sen o Praze”. Zapewne w momencie śmierć właśnie to będę śpiewał... Borze Wszechlistny pomiłuj.
Pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Był w końcu, ku**a, moim przyjacielem i sam uczyłem go tej piosenki.
Stokrotka, kiedy to zobaczyła - umarła ze śmiechu.
Szybko wbiłem kod i otworzyłem je.
Brzydki jednosylabowiec w wygłosie.
Nie wiem, ile czasu tak leżeliśmy, ale gdy znowu spojrzałem na jej twarz była martwa.
Twarz umarła, ale reszta żyła i szykowała imprezę. Death Face Party.
Uważając, aby nie potrącić żadnej świecy ruszyłem w jej stronę.
To zdecydowanie najważniejsze dla dwukrotnie postrzelonego faceta, który właśnie wędrował kanałem ściekowym...
- Witaj, Wędrowcze - powiedział Slavik.
(...)
- Witaj, wędrowcze - przemówiła aksamitnym(...)
„Wędrowiec” w tym tekście jest pisany raz od wielkiej, raz od małej. Autor sobie pomyśli, czemu to jest źle.
- Ten sen należy do mnie, Wędrowcze. Nie obudzisz się, dopóki Ci nie pozwolę. Drogo zapłaciłam za to widzenie.
7,99 + VAT. A poważnie: komu i dlaczego?
- Nie tylko ja jestem winna tej śmierci - zasmuciła się. - To był sprawdzian. Chcieliśmy sprawdzić, czy się nadajesz.
Tej jednej którejś śmierci. Reszty – jak najbardziej. Postanowiliśmy wybić Twoich przyjaciół i sprawdzić czy to definitywnie przekreśla szanse na długofalowy związek... Ot, taki mały test.
- Nadaję? Do czego? Jacy wy? To jest ktoś jeszcze? - Byłem coraz bardziej zdezorientowany.
- Spokojnie, nie tak gwałtownie - roześmiała się i pogładziła mnie po policzku. - Przecież się jeszcze dobrze nie znamy.
Gotowym pomyśleć, że facet pyta z kim wczoraj spała lub prosi o hasło do konta... No faktycznie.

Struktura.
No, jak dla mnie to tu nie ma zakończenia. Kompletnie nie łapię o co chodzi super lasce, co się każe Zoną nazywać każe. Czemu nazywa narratora Wędrowcem? Czy chodzi o to, że jak super laska mu zabije kupla i kochankę, to gość będzie przemierzał Zonę od środka, aż po brzegi i zabijał wszystko co się rusza w akcie zemsty? O taką wędrówkę chodzi? To ma być podsumowanie zamknięcie tekstu? Chyba tylko pierwszego rozdziału...
I czemu jest tu tyle „partii”? Najemnicy, wojsko, Czarny Legion, mutanci i stalkerzy. Pierwsze cztery służą w tym opku wyłącznie do zabijania stalkerów. Nic innego z ich obecności nie wynika. W sumie czemu po prostu nie napadną na ten Schron i nie wybiją stalkerów do nogi?
Swoją drogą, skąd tu tyle broni? Jak się ona tu dostaje? To Zona jest otwarta dla wszystkich? No i sama Zona. Czym ona jest? Jak powstała? Ilekroć myślę o wybuchu termonuklearnym, to zaraz w paradę mi wchodzą anomalie i dziwne artefakty. Notabene, zapomniane gdzieś tak w środku tekstu przez Autora.
Zastanawia mnie, też, ilekroć bohaterowie zaczynają rozmawiać o czymś istotnym, to coś im przerywa... Ale to akurat wiem dlaczego - Autor po prostu nie sam nie wiedział.
To się wyjątkowo słabo ze sobą klei. Świat przedstawiony ma ewidentne braki.
Fabuła – w niej wątki wiszą. Pułkownik i jego misja, na przykład. Wspomniana i zapomniana. Lub są średnio potrzebne, jak ten z Blizną i Cerberami. Wiem po co to było – żeby nie wywołać efektu „ratunek ex machina”, ale IMO można było to rozwiązać prościej.
I tekst byłby krótszy, co by mu tylko dobrze zrobiło.
Słabo Regisie.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

ODPOWIEDZ