Cytrynowożółte firanki

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Verus
Mamun
Posty: 101
Rejestracja: wt, 27 gru 2011 12:15
Płeć: Kobieta

Cytrynowożółte firanki

Post autor: Verus »

Mam nadzieję, że niczego nie pomyliłam i ten tekst się tutaj nie znalazł. Jest stary, bardzo stary. Smacznego ;)

Nikt nie zobaczyłby morderstwa w ogrodzie, gdyby nie cytrynowożółte firanki babci Adele.

Zawsze lubiła dom babci. Był duży, stary, tajemniczy… pełen sekretów. I piękny. Miał ogromne, zawsze czyste okna, od których odbijał się blask popołudniowego słońca. I były koty. Dużo kotów.
Przyjechali jeszcze przed dziesiątą. Mężczyzna miał na sobie długi, czarny płaszcz i wysoki kapelusz. Niósł dwie stare, brązowe walizki. Zapłacił woźnicy i rozejrzał się za dziewczynką. Stała już na ganku. Drobną dłonią ujęła zimną, ciężką kołatkę w kształcie wieńca kwiatów. Dom niemal zatrząsł się przy potężnym akompaniamencie jej donośnych puknięć.
Tuż za drzwiami rozległy się ciche, pospieszne kroki. Babcia Adele postanowiła sama otworzyć swoim nowym współlokatorom. Drzwi rozwarły się ze skrzypnięciem zawiasów i oto znaleźli się wewnątrz.
Dziewczynka wydawała się mrówką w potężnym, białym holu. Rozglądała się z zainteresowaniem, wdychając całą gamę nowych zapachów… mokre drewno… dym… gotowane ziemniaki… jedzenie… starość… koty…
Pomarszczona dłoń kobiety złapała ciepłą, czerwoną rączkę dziewczynki. Babcia uśmiechnęła się przyjaźnie. Miała ładne zmarszczki przy rogach oczu. Dużą ich część zasłaniały okulary w czarnych oprawkach.
Dostali osobne pokoje. Tata miał większy, ale dziewczynka miała w swojej sypialni ogromne łóżko. I wielką szafę z mnóstwem sukienek. Bardzo ładnych sukienek. Babcia Adele pomogła jej się rozpakować. Ciuchy z walizki były brzydkie. Ale miś nie. Tylko stary. Miał obdartą łapkę. I dlatego ktoś jednak zobaczył morderstwo w ogrodzie.
Babcia Adele chciała zszyć misia. I posłała dziewczynkę po nitki i igły do swojego pokoiku. Znajdował się na samym dole. Miał ogromne drzwi wychodzące na ogród, w którym rosły wszystkie rodzaje roślin: róże, dęby, jesiony, olchy, tulipany, maki i wysokie trawy. Te szyby, jak i wszystkie inne były bardzo czyste. Ale zasłaniały je firanki. Firanki koloru cytrynowożółtego. Tak się składa, że dziewczynka bardzo lubiła ten odcień.
Pokój zrobił na niej ogromne wrażenie. Nie był duży. Stał tu bujany fotel, a na nim leżał mały, czerwony koc. Pod ścianą znajdowała się brązowa komoda, a naprzeciwko drzwi –szerokie łóżko. Babcia mówiła, że nitka jest w szufladzie. Dziewczynka wyciągnęła ją, ale wtem jej uwagę zwróciły firanki o tym doskonałym kolorze słonecznego poranka. Zbliżyła się do nich. Uchwyciła je w swoje małe rączki. I dlatego widziała morderstwo.
Materiał odsłonił szklane drzwi. A za nimi były schody. I trawnik. I dwoje ludzi. I duży, duży nóż. A później dużo, dużo krwi. I został tylko jeden człowiek. Stała jeszcze przez chwilę, przyglądając się mu i miętosząc w dłoniach cytrynowożółte firanki. Kiedy wreszcie zobaczyła, że człowiek chyba nie żyje jak mama wybiegła. Znalazła babcię. Wpadła jej w ramiona, płacząc. Poszły do ogrodu. Później przyjechała policja. Powozem. Wpakowali ofiarę (młodego mężczyznę) do worka. Mamę też.
- Kto był świadkiem? – spytała policjantka z wysoką kitką. Dziewczynce podobał się jej mundur, więc powiedziała, że ona. – Widziałaś drugą osobę?
- Tak.
- Możesz odpowiedzieć mi na kilka pytań?
- Tak.
- To była kobieta czy mężczyzna?
- To był pan.
- Był wysoki?
- Nie aż tak jak tatuś. Ale wyższy od babuni.
- Jakie miał włosy?
- Em… pan nie miał włosów.
- Jak był ubrany?
- Miał takie glanatowe ublanie. To się nazywa… - Podrapała się w głowę, zastanawiając się. – Galnitul!
- Dobrze. Widziałaś może coś jeszcze?
- Miał ładny klawat. Zielony. Lubię zielony, wie pani?
- Mam zielonego cukierka. Dam ci go, jak skończymy. Chcesz?
- Ocywiście!
- Dobrze. Co jeszcze możesz mi powiedzieć o tym panu?
- Miał niebieską twarz.
- Niebieską? Jesteś pewna?
- Jestem duża. Umiem odlóżniać kololy.
- Dobrze. To cukierek dla ciebie. – Policjantka wręczyła jej mały przedmiot i już chciała się oddalać, gdy…
- Plosę pani! Ten pan miał nóż. Duży nóż. I jedno skrzydło.
Kobieta pokiwała głową i oddaliła się. Podeszła do komendanta, stojącego przy miejscu zbrodni.
- Mamy problem… - szepnęła.
- Co?
- Wygląda na to, że to kolejny przypadek.
- Co mówi dziewczynka?
- Że napastnik był niebieski i miał skrzydło.
- Ktoś jeszcze słyszał…?
- Babka i ojciec.
- Ktoś jeszcze tu jest?
- Ofiara była ogrodnikiem. Oprócz niego w willi pracuje jeszcze pokojówka i kucharka. Stoją przy schodach. Były przesłuchiwane.
- Wiesz, co robić.
- Małą też?
- Nie wolno nam ryzykować, że w przyszłości sobie przypomni.
- Jest za mała.
- Nie wolno nam ryzykować.
Pierwsze cztery strzały zabiły dorosłych. Dziewczynka patrzyła na twarz babci jak kiedyś na mamy ze smutkiem. Słowo „dlaczego” zamarło na jej ustach, kiedy padła na zielono-czerwony trawnik.

Nikt więcej by nie umarł, gdyby nie cytrynowożółte firanki babci Adele.
"-Czy sześciopalczaste jedzą gumowe buty?
- Zazwyczaj żywią się mózgami.
- E, to buty też powinny strawić. U niektórych wychodzi na jedno."

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3104
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Cytrynowożółte firanki

Post autor: Juhani »

Ja tak tylko, żeby nie było... Ona była malutka, prawda? Taka malutka, sepleniąca
Verus pisze: - Miał takie glanatowe ublanie. To się nazywa… - Podrapała się w głowę, zastanawiając się. – Galnitul! .
I miała drobne dłonie, nie mylę się?
Verus pisze: Drobną dłonią ujęła zimną, ciężką kołatkę w kształcie wieńca kwiatów.
Ale sił chyba za dużo jakby
Verus pisze: Dom niemal zatrząsł się przy potężnym akompaniamencie jej donośnych puknięć.
Jakoś tak mi to zgrzytnęło.

Awatar użytkownika
bejcej
Mamun
Posty: 105
Rejestracja: wt, 31 mar 2009 20:17
Płeć: Mężczyzna

Re: Cytrynowożółte firanki

Post autor: bejcej »

Może rozdziewiczę ten tekst. Tak, tekst.
Oczywiście zacznę standardowo - chociaż nie mam takich kompetencji, jak niektórzy użytkownicy forum, to chciałbym niniejszym zacząć od językowej łapanki. Itd.
Zawsze lubiła dom babci.
Jest parę problemów z takim wstępem. Największy jest taki, że owa tajemniczość, którą zdaje się takie zdanie wprowadzać jest całkowicie sztuczna i zazwyczaj zbędna (tak jest i w tym tekście). Bo kto lubił dom babci? Babcia? Możliwe. Oczywiście - mało kto będzie przypuszczał taki układ rzeczy, jednak dalsza część tego akapitu nie rozwiewa wątpliwości.
Był duży, stary, tajemniczy… pełen sekretów. I piękny. Miał ogromne, zawsze czyste okna, od których odbijał się blask popołudniowego słońca. I były koty. Dużo kotów.
Może mi się wydaje, ale w moim odczuciu pełen sekretów to zbędne dookreślenie, skoro jest tajemniczy. Z kolei i były koty jest po prostu kulawe. Poza tym te koty nie odgrywają najmniejszej roli w tekście, mogły być zastąpione przez psy. Albo kozy. Kozy by były przynajmniej ciekawe.
Przyjechali jeszcze przed dziesiątą.
Drugi akapit zaczynasz w ten sam sposób, co pierwszy. I tutaj nie jest to przyjemne.
Niósł dwie stare, brązowe walizki.
A mogłyby być czarne? Albo fioletowe? Albo nowe?
Rozglądała się z zainteresowaniem, wdychając całą gamę nowych zapachów… mokre drewno… dym… gotowane ziemniaki… jedzenie… starość… koty…
Nowe zapachy: gotowane ziemniaki (w czasie, kiedy jeździ się dorożką - bo wnioskuję, że woźnica powoził, a nie sterował śmigłowcem); jedzenie (najwidoczniej ziemniaki nie są jedzeniem, a dziewczynka nigdy nie czuła zapachu jedzenia); koty (mała dziewczynka nie miała styczności z kotami w czasie, kiedy jeździło się dorożkami. Mogę uwierzyć, ale mi przychodzi to ciężko). Poza tym, skoro już musiały być wielokropki, po nich należało zaczynać wielką literą.
Pomarszczona dłoń kobiety złapała ciepłą, czerwoną rączkę dziewczynki.
Dlaczego czerwoną? Jakoś mnie to zaciekawiło, bo zazwyczaj ciepła nie równa się czerwona. Dziewczynka się poparzyła?
Miała ładne zmarszczki przy rogach oczu. Dużą ich część zasłaniały okulary w czarnych oprawkach.
Jak wyglądają ładne zmarszczki? Tak jak zwykłe? Czy są mniej zmarszczkowe od brzydkich? Babcia miała rogi przy oczach, czy chodziło o kąciki oczu? A okulary... Hmm... Właściwie nie wiem, co zasłaniały, ale jeśli oczy, to babcia miała ciężkie życie.
Tata miał większy, ale dziewczynka miała w swojej sypialni ogromne łóżko. I wielką szafę z mnóstwem sukienek. Bardzo ładnych sukienek.
W jaki sposób jest to istotne? Na przykład dla fabuły? Chociaż, skoro nie ma fabuły... Niech se będzie.
Ale miś nie. Tylko stary. Miał obdartą łapkę.
Tak się źle. Mówi. Ja rozumiem, że to mogła być stylizacja, ale w takim wypadku nie łatwiej byłoby to opowiedzieć w pierwszej osobie, z perspektywy dziewczynki? Zresztą, nawet jeśli stylizacja - gryzie się to z bardziej rozbudowanymi zdaniami na początku.
Ale miś nie. Tylko stary. Miał obdartą łapkę.I dlatego ktoś jednak zobaczył morderstwo w ogrodzie.
Tutaj oberwałem obuchem w głowę, bo kiedy pozbyłem się wrażenia, że to zdanie znalazło się tam przypadkiem, to przypomniałem sobie, że Nikt nie zobaczyłby morderstwa w ogrodzie, gdyby nie cytrynowożółte firanki babci Adele.
Te szyby, jak i wszystkie inne były bardzo czyste. Ale zasłaniały je firanki. Firanki koloru cytrynowożółtego
To po co o tym wspominać? I skąd dziewczynka o tym wiedziała, skoro okna były zasłonięte? Poza tym, taka ekwilibrystyka stylizacyjna wylewa mi się przez uszy. Co się stało z prostym Okna były zasłonięte przez cytrynowożółte firanki?
Pokój zrobił na niej ogromne wrażenie. Nie był duży. Stał tu bujany fotel, a na nim leżał mały, czerwony koc. Pod ścianą znajdowała się brązowa komoda, a naprzeciwko drzwi –szerokie łóżko.
Super. Ale co z tego, skoro ważne są (co najwyżej) firanki i to, że podobały się dziewczynce? To chyba nie miał być scenariusz?
I został tylko jeden człowiek. Stała jeszcze przez chwilę, przyglądając się mu i miętosząc w dłoniach cytrynowożółte firanki. Kiedy wreszcie zobaczyła, że człowiek chyba nie żyje jak mama wybiegła.
To jest tak źle napisane, że nawet nie wiem jak to naprawić.
- Kto był świadkiem? – spytała policjantka z wysoką kitką. Dziewczynce podobał się jej mundur, więc powiedziała, że ona.
Dziewczynka powiedziała policjantce, że policjantka była świadkiem? I nagle dostała skądś mundur? Wiedziałem, że z tą dziewczynką jest coś nie tak. A może tajemniczy ufoludek jej wszystko podrzucił? Może on jest dziewczynką? Albo dziewczynka jest babcią? Albo babcia kozami, których nie ma? To musi być to...

Zaczynamy od domu, kończymy na morderstwie. Właściwie kończysz na początku. Bo kiedy pojawia się tajemnica, podrzynasz jej gardło deus ex machiną w postaci morderczych policjantów, którzy w dodatku mają jakiś związek z niebieskim ufoludkiem z jednym skrzydłem (fantastyka pełną gębą). Jaki? Po co on zabił ogrodnika? Dlaczego policjanci go chronią? Poczuli braterstwo z powodu jego koloru? Nic nie wiadomo. I nie wiadomo nawet po co nic nie wiadomo. Po co ten dom i dziewczynka, skoro wszystko się kończy bez jakiegokolwiek wyjaśnienia?
Raczej nie chcę się dowiedzieć, nie smakowało ;)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Cytrynowożółte firanki

Post autor: Małgorzata »

Też dorzucę swoje trzy grosze, żeby sobie umilić czekanie na omówienia Iki z WT.
Pewnie niektóre kwestie powtórzę po Przedpiścy, ponieważ odbiór mam podobny jak Bejcej.
Nikt nie zobaczyłby morderstwa w ogrodzie, gdyby nie cytrynowożółte firanki babci Adele.

Zacznijmy od początku. Na otwarcie pojawiają się trzy elementy, które powinny odegrać rolę w fabule: morderstwo, świadek i firanki (oraz babcia Adele).
Wszystkie te elementy pojawiają się potem w rozwinięciu => jest morderstwo, jest świadek (sepleniąca smarkula) i są firanki.
Jak dotąd wydawać by się mogło, że wątek biegnie jak należy. Nic bardziej mylnego jednakże.
Materiał odsłonił szklane drzwi. A za nimi były schody. I trawnik. I dwoje ludzi. I duży, duży nóż. A później dużo, dużo krwi. I został tylko jeden człowiek. Stała jeszcze przez chwilę, przyglądając się mu i miętosząc w dłoniach cytrynowożółte firanki. Kiedy wreszcie zobaczyła, że człowiek chyba nie żyje jak mama wybiegła. Znalazła babcię. Wpadła jej w ramiona, płacząc. Poszły do ogrodu. Później przyjechała policja. Powozem. Wpakowali ofiarę (młodego mężczyznę) do worka. Mamę też.
Poproszę tłumaczenie powyższego opisu. Dwoje ludzi, czyli mężczyzna i kobieta lub mężczyzna i dziecko. Zostaje tylko jeden – ten, który nie żyje. A matka wybiegła, znalazła babcię i razem poszły do ogrodu, gdzie leżał ów nieżywy człowiek. Następnie zjawia się policja, która wkłada do worka nieżyjącego człowieka (mężczyznę) oraz matkę.
W każdym morderstwie jest ofiara (przynajmniej jedna) i sprawca (przynajmniej jeden). Chciałabym wiedzieć, kto jest ofiarą.
Oczywiście, w tekście mam odpowiedź - podkreśliłam w cytowanym opisie. Jest też rozwinięcie:
- Ofiara była ogrodnikiem.
Znaczy, mężczyzna i do tego ogrodnik (chociaż uprzedzając ciąg dalszy - zawód istotny jest tylko dlatego, że uzasadniał pobyt ofiary w ogrodzie, co nieszczególnie ma znaczenie dla toku zdarzeń). O wiele ważniejsze jednak jest to, co się stało z matką. No, właśnie, co się stało z matką? Pogrubiłam w opisie to, co wydało mi się istotne. Matka nie była ofiarą, ale też trafiła do worka? A może była? Drugą? Ale sprawca zniknął. Czyżby matka była sprawcą? A co z babcią? Czemu babcia przeżyła? (A przeżyła, o czym mowa w zakończeniu, gdy zostaje zabita z resztą dorosłych).
Co właściwie stało się w ogrodzie? I ile było ofiar? Kim jest sprawca – kobietą czy dzieckiem? (Drogą eliminacji usunęłam mężczyznę, ponieważ mężczyzna był ofiarą).
Z dalszego ciągu wynika, że... mężczyzną.
Oczywiście, trudno uwierzyć sepleniącej smarkuli, w jej opisie sprawca ma skrzydło, nóż i niebieską twarz.
A policja nie dość, że wierzy (dlaczego?!), to jeszcze od razu rozpoznaje zdarzenie, jako powtarzalne.
- Mamy problem… - szepnęła (policjantka – przyp. mój).
- Co?
- Wygląda na to, że to kolejny przypadek.
Okazuje się zatem, że już nie chodzi o jedno morderstwo (jak sugeruje początek), lecz o przynajmniej dwa, a pewnie więcej. Znaczy, akcja się rozwija, zagadka się rozbudowuje. Gdybym jeszcze wiedziała, jaki był przebieg morderstwa w ogrodzie, pewnie uznałabym, że OK.

Niestety, dalszych wydarzeń też nie rozumiem ani trochę.
Policja wierzy dziecku, rozpoznaje morderstwo w ogrodzie jako kolejne z serii, po czym... robi jatkę => likwiduje potencjalne źródło kłopotów, czyli wszystkich żywych i obecnych, ponieważ chce ukryć, że wyeliminowała niewygodnego, choć cokolwiek niewiarygodnego, świadka morderstwa.
Ergo: policja kryje sprawcę, do tego seryjniaka.
Nie wiadomo, dlaczego. Nie wiadomo, czemu jest to takie ważne. A z tego wynika, że nie mam pojęcia, dlaczego sepleniąca smarkula jest w ogóle niewygodnym świadkiem, którego koniecznie trzeba usunąć wraz z resztą rodziny (ich kłopotliwość dla policji w zaistniałej sytuacji jest dla mnie jasna, na szczęście).
Podobnie jak Bejcej nie wiem, dlaczego to, żebym nie wiedziała, jest istotne.
Z powyższego wynika tylko jedno - nie udało mi się dostrzec fabuły.
Wszystko się rozjechało, Autorko.
Na zakończenie również.
Nikt więcej by nie umarł, gdyby nie cytrynowożółte firanki babci Adele.
Nikt więcej, czyli kto? Nikt poza ogrodnikiem? Matką?
I jakie to ma znaczenie? Przecież na początku istotne było, że nikt by nie zauważył morderstwa.
Na dodatek ktoś jednak umarł i jako czytelnik oczekuję, że dowiem się: kto, dlaczego i przez kogo.
A nie mam nawet pewności, kto, nie wspominając o reszcie.
Na przykład o morderczej policji (skorumpowani gliniarze?), firankach (o sprzeczności już wspomniał Bejcej) i babci Adele (która nie miała żadnego udziału w zdarzeniach, poza tajemniczym przeżyciem swojej córki lub synowej)...

Znaczy, Autorko, jak zwykle – język poprawny, ale bez spójnej treści. Bełkot. Znowu.

e... styl
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Re: Cytrynowożółte firanki

Post autor: Kruger »

Ja dodam jeszcze, że widzę tu niespójność w narracji, są przeskoki w perspektywie. A że Neularger zaraz mnie będzie poprawiał to dodam - tak tak, perspektywę narracyjną zmieniać można, ale z głową i według zrozumiałego klucza. A tymczasem mamy:
Zawsze lubiła dom babci.

Początkowo więc narrator personalny towarzyszy dziewczynce, opowiada świat z jej perspektywy. Ale zaraz potem:
Przyjechali jeszcze przed dziesiątą. Mężczyzna miał na sobie długi, czarny płaszcz i wysoki kapelusz. Niósł dwie stare, brązowe walizki. Zapłacił woźnicy i rozejrzał się za dziewczynką. Stała już na ganku. Drobną dłonią ujęła zimną, ciężką kołatkę w kształcie wieńca kwiatów. Dom niemal zatrząsł się przy potężnym akompaniamencie jej donośnych puknięć.
Odsuwa się od dziewczynki na spora odległość. Jej tata nagle jest obcym mężczyzną a ona jest jakąś tam dziewczynką a nie bohaterką opowieści.
Wrażenie oczywiście jest takie, jakbyś opowiadała o innej osobie niż akapit wcześniej.
Potem różnice w perspektywie nie są tak widoczne, ale są.

Druga rzecz. Adele jest babcią dziewczynki? Bo można zgłupieć.
Z jednej strony nazywana jest babcią, pojawia sie opis wnętrza zanim dziewczynka tam wchodzi (czyli zna, czyli bywała, czyli babcia). Ale z drugiej strony:
Babcia Adele postanowiła sama otworzyć swoim nowym współlokatorom.
Tak się mówi o rodzinie, która przyjechała w odwiedziny? Nawet na dłużej?
Dziewczynka wydawała się mrówką w potężnym, białym holu. Rozglądała się z zainteresowaniem, wdychając całą gamę nowych zapachów… mokre drewno… dym… gotowane ziemniaki… jedzenie… starość… koty…
Rozglądała się - jakby pierwszy raz tu była.
Babcia uśmiechnęła się przyjaźnie. Miała ładne zmarszczki przy rogach oczu. Dużą ich część zasłaniały okulary w czarnych oprawkach.
Opisujesz, Verus, babcię, jakby dziewczynka ją widziała pierwszy raz.
Dostali osobne pokoje. Tata miał większy, ale dziewczynka miała w swojej sypialni ogromne łóżko. I wielką szafę z mnóstwem sukienek. Bardzo ładnych sukienek. Babcia Adele pomogła jej się rozpakować. Ciuchy z walizki były brzydkie. Ale miś nie. Tylko stary. Miał obdartą łapkę. I dlatego ktoś jednak zobaczył morderstwo w ogrodzie.
Dostali pokoje. Jak w hotelu.
Z tych elementów wyłania się wrażenie, jakby Adele była starszą panią prowadzącą pensjonat. Lubi gdy się o niej mówi "babcia Adele" (jak wiadoma babcia ze świata Dysku na ten przykład - jest "babcią" ale z nikim nie jest spokrewniona).
I dochodzi tajemniczy element - ładne sukienki czekające na dziewczynkę w pokoju. Nie jej, więc - czyje? Skąd?

Ale generalnie - powyższe kwestie mnie najbardziej ukłuły. Plus kwestia wspomniana wcześniej - ale o co chodzi? Konstrukcyjnie - ktoś kogoś zabija, dziewczynka to widzi, przyjeżdża policja i czyści, bo ten zabójca to... (jakiś popaprany niebieski jednoskrzydły anioł). I co dalej?
Mnie wychodzi, że to dopiero początek fabuły. Tekst niezamknięty (choć jest pozór zamknięcia).
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
Verus
Mamun
Posty: 101
Rejestracja: wt, 27 gru 2011 12:15
Płeć: Kobieta

Re: Cytrynowożółte firanki

Post autor: Verus »

Dzięki za uwagi i sorry, że pojawiam się ponownie dopiero teraz. Będę potrzebowała dłuższej chwili, żeby wszystko uważnie przeczytać, na razie rzuciło mi się w oczy jedno pytanie Krugera - tak, babcia Adele jest babcią dziewczynki, rozumiem jednak, że można mieć pewne wątpliwości jeśli o to chodzi.

Fakt, tekst może się również wydawać niezamknięty - z tego, co słyszałam od znajomej mam ponoć skłonność do pisania takich.
język poprawny, ale bez spójnej treści. Bełkot. Znowu.
Tak myślałam, że powiesz coś w tym rodzaju, Małgorzato. Może i racja, ale na razie nie mogę uważnie przejrzeć Waszych uwag.

Bajcej, rozbawiło mnie słowo "rozdziewiczę" w tym wypadku. PNMSP.
Tak się źle. Mówi. Ja rozumiem, że to mogła być stylizacja, ale w takim wypadku nie łatwiej byłoby to opowiedzieć w pierwszej osobie, z perspektywy dziewczynki?
Może i byłoby lepiej, ale zastosowanie narracji pierwszoosobowej przeczyłoby zakończeniu tego tekstu - jak ktoś, kto został zabity, mógłby to napisać?
I skąd dziewczynka o tym wiedziała, skoro okna były zasłonięte?
E, bo firanki były jasne (cytrynowożółte), a przez takie nietrudno coś zobaczyć. Ale chyba nie myślę o tym, że Czytelnik nie wie tego, czego nie napiszę.
"-Czy sześciopalczaste jedzą gumowe buty?
- Zazwyczaj żywią się mózgami.
- E, to buty też powinny strawić. U niektórych wychodzi na jedno."

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3104
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Cytrynowożółte firanki

Post autor: Juhani »

Nie żałuj, to nie był dobry tekst. Stać Cię na lepsze.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Cytrynowożółte firanki

Post autor: neularger »

Ju, wspieramy Autorów łapankami, nie poklepywanie po pleckach.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
bejcej
Mamun
Posty: 105
Rejestracja: wt, 31 mar 2009 20:17
Płeć: Mężczyzna

Re: Cytrynowożółte firanki

Post autor: bejcej »

Może i byłoby lepiej, ale zastosowanie narracji pierwszoosobowej przeczyłoby zakończeniu tego tekstu - jak ktoś, kto został zabity, mógłby to napisać?
Jest wiele możliwych rozwiązań, jeszcze więcej w fantastyce ;)
E, bo firanki były jasne (cytrynowożółte), a przez takie nietrudno coś zobaczyć.
To, że były jasne, nie implikuje tego, że były przejrzyste. Nietrudno sobie wyobrazić firanki cytrynowożółte, a ciężkie jak dywan. edit. Chociaż - OK. Może to byłyby bardziej zasłony. Mea culpa w takim razie.

Awatar użytkownika
Achika
Ośmioł
Posty: 609
Rejestracja: pt, 22 sie 2008 09:23

Re: Cytrynowożółte firanki

Post autor: Achika »

Jak dla mnie, dziewczynka mówi strasznie nienaturalnie - wydaje mi się, że jest rozdźwięk między jej wymową (odpowiednią dla dwulatka) a sposobem, w jaki buduje wypowiedzi. Ale największy problem mam z samą fabułą: po przeczytaniu pozostałam z wrażeniem, że powinnam zgadnąć, kim właściwie jest niebieski facet ze skrzydłem (i czemu policja go kryje), a tymczasem nic mi to nie mówi. Czy to jakaś postać z popkultury czy po prostu autor zestawił kilka elementów "żeby było dziwnie"?
No i czy w czasach powozów w policji pracowały kobiety, a zwłoki pakowano do worków? (chyba, że to celowe mieszanie realiów, jak w steampunku cz coś).
Było pokolenie X, teraz jest pokolenie Ctrl + X.

ODPOWIEDZ