Babcia

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
sesi
Sepulka
Posty: 4
Rejestracja: wt, 29 sty 2013 21:09
Płeć: Mężczyzna

Babcia

Post autor: sesi »

1.

Bezsensowne byłoby mówienie o tym, jak bardzo nie spodziewaliśmy się śmierci babci.

Zaraz, mam na myśli kompletnie co innego! Nie mówię o tym, że odeszła niespodziewanie. Po prostu jej życie przyjęliśmy za pewnik, element oczywisty jak wschodzące codziennie słońce. Światło rozjaśniające dzień, ukazujące nam świat taki, jakim jest. Gdy odeszła, pozostał nam nikły blask księżyca, a kontury życia straciły ostrość. Dopiero później okazało się, że było to tylko krótkotrwałe zaćmienie.

To ja ją znalazłam. Siedziała w stojącym najbliżej kominka fotelu. Oczy miała zamknięte, a głowę lekko pochyloną. Nieraz tak robiła: spała cicho, cichuteńko, jakby wcale jej tam nie było.

- Zimno? - spytałam, wrzucając kilka szczap w ogień. Nie odpowiedziała, więc pomyślałam, że faktycznie śpi. Nie chrapiąc jak zwykle, ale tylko śpi.

Koc, którym otuliłam babcię, pamiętał czasy jej dzieciństwa. Co tu dużo mówić. Była to zwykła pocerowana szmata, której nigdy nie chciała się pozbyć.

- Przy nim się urodziłam i przy nim umrę - mawiała. Słowa dotrzymała.

Usiadłam w stojącym obok fotelu. Milczałam, patrząc, jak ogień walczy z wszechogarniającym mrokiem. Bitwa była straszna, ale patrzyłam na nią z nielichą satysfakcją. Kora trzeszczała z bólu, a żywica wypływała z grubej sosny. Moi bohaterowie.

Fałszywi bohaterowie. Z założeniu mieli zwalczyć mrok, ale tylko uwidocznili brzydotę mojej babki, jej obwisłą skórę i niezliczoną ilość zmarszczek. Patrzyłam na tę starczą twarz, która rzekomo była moją starszą o kilkadziesiąt lat kopią.

- W młodości byłam bardzo podobna do ciebie - powiedziała mi kiedyś. - Może nie jak siostra bliźniaczka, ale jestem pewna, że ten twój przystojniak by nas pomylił.

Roześmiałam się, baczniej analizując szczegóły jej twarzy.

- Podobna? - spytałam. - Naprawdę? Nigdy nie widziałam zdjęć.

-Hmmm... Nic dziwnego. Za moich czasów mogłabym zostać uwieczniona tylko pędzlem. Inna sprawa że twój dziadek miał problem nawet z wyznaczeniem miedzy. No dobra. - Machnęła ręką. - Umiał ją wyznaczyć, ale tylko na swoją korzyść. O postawieniu dwóch prostych kresek nie było mowy. Ale o czym to ja...? Ach, tak. Bo, widzisz, Kasiu, ładna z ciebie dziewczyna.

Wtedy też siedziałyśmy przy kominku, z którego bił potworny żar. Mam wrażenie, że był tylko częściową przyczyna mojego rumieńca.

- Dziękuję - powiedziałam, nakręcając na palec pukiel rudych włosów.

- Właśnie. - Babka wskazała palcem moje włosy. - Chłopcy latają za tym, co?

Śmiałyśmy się, a babcia patrzyła na mnie z zachłannością, jakbym była bramą, za którą rozciąga się wspaniała kraina. Świat tańców, przystojnych chłopców i marzenia o dorosłości. Snu, który zawsze staje się koszmarem.

Katharsis w końcu nadeszło. Niestety.

Zauważyłam wreszcie, że babcia nie oddycha. Tak po prostu. Odwróciłam wzrok od płomieni i spojrzałam na staruszkę. Nie wiem, jak wcześniej to przeoczyłam. Jej klatka tkwiła w jednym, strasznym położeniu. Aż sama wstrzymałam oddech.

- B... Babciu - wyszeptałam, łapiąc ją za rękę. Była cała lodowata.

Najpierw nie mogłam wymusić najdrobniejszej reakcji, by zaraz potem zerwać się na równe nogi. To było coś, jakbym trafiła pod zimny prysznic. Lodowaty strumień oblał moje ciało od stóp do głów.

Przecież starym ludziom zawsze jest zimno, pomyślałam. Nigdy nie mogą się dogrzać, opatulają się w grube łachmany nawet podczas trzydziestostopniowych upałów. Babcia taka właśnie była.

Głupia, pomyślałam o sobie. Studiuje medycynę, a nie pamięta o najprostszych rzeczach.

Podeszłam do babci, aby sprawdzić tętno. Złapałam jej dłoń. Tylko złapałam. Nie dało się z nią zrobić nic więcej. Tkwiła oparta na fotelu, jakby przykręcona.

Wybiegłam z salonu, pozostawiając staruszkę samą. Przebiegłam korytarz, zawadzając o róg szafki. Siniaka zauważyłam dopiero kilka godzin później.

- Co jest? - zapytał ojciec, gdy wpadłam do salonu. - Diabły jakie cię gonią?

- Babcia... - wysapałam. - Babcia nie żyje.

Podniósł swe cielsko z fotela i otrzepał spodnie z resztek chipsów.

- Zwiędła śliwka spała - powiedział, uśmiechając się pod nosem.

2.

- Ty masz lepsze oczy - powiedziała mama, po czym wyjęła z pudełka złoty łańcuszek. Nie widziałam go nigdy wcześniej. - Założysz go? - Wskazała na leżącą w trumnie staruszkę.

Przytaknęłam. Otrzymałam łańcuszek, z którym nachyliłam się nad babcią.

Po kilku próbach zapięłam ten przeklęty zamek. Nie dziwię się, że nigdy go nie nosiła. Zapinka była wielkości główki igły, a starcze oczy musiały zmniejszać ją do rozmiaru pojedynczego atomu. Masakra.

- Ładnie pachnie - powiedziałam, rozprostowując się.

- Ooo... Komuś sarkazm wykiełkował - roześmiał się ojciec. - Nareszcie!

- Ładnie pachnie - powtórzyłam. - Bez sarkazmu.

- Musi ładnie pachnieć - rzekł poważnie. - Jak w tym cholernym domu pogrzebowym tyle sobie zażyczyli, to musi ładnie pachnieć. - Podszedł do trumny i pociągnął nosem. - Faktycznie ładnie. Nawet naftaliny nie czuć.

- Dość - krzyknęła mama. - Trochę szacunku. To moja matka!

- Ale to dobrze, że ładnie pachnie - kontynuował ojciec, powoli kierując się do wyjścia. - Naprawdę się cieszę. Przynajmniej robaki szybciej ją dorwą.

Matka nie miała nic pod ręką. Przynajmniej nic ciężkiego, a jednocześnie taniego. Opadła na stojące najbliżej ławkę, jedną z wielu dla mających zasiąść tu gości.

- Świnia - powiedziała.

- Wiesz, mamo. Zawsze się nie lubili.

Spojrzała na mnie, jakbym odtańczyła kankana nad otwartą trumną.

- Goście zaraz będą - odpowiedziała. - Przyszykuj Bartka.

Z ulgą wyszłam z salonu. Nie musiałam długo szukać brata. Stał w chodziku, na końcu korytarza, ubrany w same piżamy. Patrzył na mnie, rozczochrany, brudny od swojego papu.

- Baba spi? - zapytał.

Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że Bartkowi nikt nie powiedział, co tak naprawdę się dzieje. Wczoraj, gdy babcię zabrali sanitariusze, smacznie spał. Nazajutrz, obudziwszy się późnym południem, nie wiedział kompletnie o niczym. A nawet gdyby zastał ją czekającą i przystrojoną, czy zrozumiałby? Odgrodzony szczelnym kordonem kreskówkowych postaci dzieciak nie miał pojęcia o sensie całego życia, otaczającej go ohydzie i złu. Mógł podziękować za to matce, drogiej opiekunce, strażniczce ładu i porządku. Cóż, wszyscy piorą nam mózgi. Każdy na swoją stronę.

- Śpi - odpowiedziałam, uciekając wzrokiem w podłogę.

- Coś długo. Jej film zaraz będzie.

- Dzisiaj... dzisiaj babcia nie będzie oglądać.

- To naglamy jej na video?

- Bartek... Chodź. - Wyciągnęłam go z chodzika. - Pójdziemy się umyć. Musisz ładnie się ubrać. Mama kupiła ci nowe ubranko.

Chłopak krzyknął radośnie. Zamachał rękami, aż prawie go upuściłam.

- Z Puchatkiem? - zapytał.

Nie odpowiedziałam. Postawiłam brata na podłodze i wzięłam go za rękę. Ten chodzik był tylko dziecięcą fanaberią, więc Bartek bez kłopotu powędrował na własnych nogach do łazienki.

Oprócz żrącej oczy piany, nie było kłopotów w trakcie mycia. Bartek zachował się tak, jak każdy facet powinien. Niczym potulne ciele.

Po myciu poszliśmy do jego pokoju. Kazałam bratu wytrzeć się do sucha, a ja w tym czasie skoczyłam do sypialni rodziców, gdzie leżał nowy czarny garnitur w wersji mini. A na nim ojciec. Zajadał kiełbasę i czytał jakąś durną gazetę.

- Weź wstań - powiedziałam.

Popatrzył na mnie dziwnie, jakbym kazała zrobić mu ze sto pompek.

- Bo co? - zapytał. - Bo ty sobie tak życzysz?

- Nie bój się, nie będę cię prosić o wyniesienie śmieci. Leżysz na garniturze Bartka. Całego go wygniotłeś.

Ruszył swe obłe cielsko, spod którego wyciągnęłam ubranie. Miałam to, czego chciałam, ale nie ruszyłam się z pokoju.

- Jeszcze coś? - Patrzył na mnie z wyrzutem.

Zaczerpnęłam w płuca więcej powietrza.

- Trzeba wytłumaczyć Bartkowi, co tak naprawdę się dzieje. On myśli, że babcia tylko śpi.

- To matka mu nie powiedziała? Jezu. Ale miała mu powiedzieć - obruszył się. - Ustaliliśmy, że to ja mu powiem, skąd się biorą dzieci i do czego służy ten jego cholerny supełek. Ja mam trudniej...

- Mama nie ma do tego głowy. Pogadasz z nim?

Kiwnął głową. Nieprzekonująco, ale kiwnął

- Dzięki - powiedziałam. - Też się przebierz. Zaraz będą się zjeżdżać.

- Pieprzona dwójca - fuknął. - Wszystkie wy takie same. Jak będę chciał, to się przebiorę.

Fakt, teraz już dwójca, pomyślałam, opuszczając pokój.
***

Bartek nie wyglądał na zadowolonego. Stał przed lustrem, ubrany w swój pierwszy w życiu, kupiony bez jego udziału, garnitur. Był za duży.

- Wyglądasz, jak sflaczały kondom - powiedział ojciec, wchodząc do pokoju syna. Obaj wyglądali niemal identycznie. I nie chodziło tu tylko o ubranie. Te same rysy, orle, zakrzywione nosy i jasne blond włosy. Bliźniacy. - Będzie cię trzeba trochę pozaginać. - Podwinął rękawy, a także nogawki spodni. Było trochę lepiej.

I wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Melodyjny i radosny sygnał kpił sobie z zasady stosowności. Co prawda mieliśmy kilka dźwięków do wyboru, ale producent nie zainstalował sygnału o nazwie "Pogrzebowy gong". Czy coś tego typu.

- Ja otworzę - powiedziałam, posyłając ojcu wymowne spojrzenie.

Przeszłam przez korytarz, zerkając ukradkiem do salonu. Byłam pewna , że nie zobaczę tam nikogo. Przynajmniej nikogo żywego. Ale tak nie było. Mama siedziała dalej w tym samym miejscu. Patrzyła tępo na leżącą przed nią postać.

- Mamo - powiedziałam. - Już przyjechali.

Powoli odwróciła głowę w moim kierunku. Twarz miała mokrą od łez. Przez śmierć matki czy przez męża ch**? Nie wiem.

- Czekaj, trochę się ogarnę. - Podeszła do stojącego w kącie lustra. To zwierciadło, jak większość w domu, zostało zasłonięte. Po co? Nie jestem pewna, ale wydaje mi się, że nikt z gości nie chciałby widzieć siebie, swojego marnego ciała, by zaraz potem oglądać leżące ciało mojej babki. Ostatecznie czeka je taki sam los. Taka moja teoria co do głupich przesądów.

Mama próbowała przywołać do porządku niesforny tusz, ale słabo jej to wychodziło. Tylko rozmazała się bardziej.

- Pójdź do łazienki - powiedziałam. - Ja otworzę.

Wybiegła, powiewając swoją czarną sukienką.

Dzwonek rozbrzmiał ponownie. Był głośny i natarczywy. Zupełnie jak Bartek, który właśnie rozdarł się na całe gardło.

- Głupi tata - dochodziło zza zamkniętych drzwi. - Kłamczuch głupi!

Bartek, gdy chciał, biegał naprawdę szybko. Wyskoczył ze swojego pokoju i niczym zawodowy sprinter pokonał długość korytarza. Zasiedziały przed telewizorem ojciec stracił wiele na starcie i nie był w stanie nadrobić straconej odległości.

Na szczęście stałam w przejściu. Złapałam brata pod pachy i uniosłam go do góry.

- Gdzie się wybierasz, mały?! - krzyknęłam mu w twarz. Ponownie rozległ się dźwięk dzwonka, ale nie on był tu najważniejszy.

- Babcię budzić - warknął. -Tylko śpi i śpi.

- Jeszcze trochę pośpi.

- Trochę?

Odstawiłam go na podłogę. Nie wyrywał się już, ale wyglądał zza mnie na leżącą w trumnie nieboszczkę.

- Tata jest głupi - powiedział, mażąc się. - Mama przecież mówiła, że jest głupi, bo gada same głupoty.

- Ale tata mówi teraz prawdę.

Ojciec przeszedł za plecami chłopaka ku drzwiom wejściowym. Bartek nie zauważył go. Patrzył na mnie jak na wyrocznię. Przełknął głośno ślinę, po czym powiedział:

- Ale on mówi, że babcia... babcia... nie...

- Nie żyje - dokończyłam.

Goście zostali wpuszczeni do naszego domu.
***

Babka, oprócz mojej mamy, nie miała innych dzieci. I dobrze. Tak, wiem. Każdy bogaty wujek w czasie Pierwszej Komunii jest na wagę złota. Przechwalające się prezentami koleżanki ochoczo to potwierdzały. Ale istnieją pewne rodzinne uroczystości, na których pożądana jest mniejsza frekwencja.

Było ciasno. Trzydziestka ludzi została ściśnięta w naszym największym, ale i tak za małym pomieszczeniu. Krewni i znajomi siedzieli ramię przy ramieniu. Wszyscy mruczeli pod nosem posępne modlitwy, aktywnie uczestnicząc w przedstawieniu.

Nie bardzo wiem, kto grał tu główna rolę. Babcia czy zawodzące w głos płaczki. Ona, milcząca, stanowiła jakby nędzny rekwizyt. Prawdziwe aktorki stały za naszymi plecami. Koleżanki babci intonowały smętne pieśni, standardowy zestaw prepogrzebowy. Hity.

Teraz, gdy patrzę na to z dystansem, mogę się pośmiać. Przynajmniej lekko uśmiechać. Bez tego dawno bym zwariowała. Jak co niektórzy.

Później był różaniec. Tajemnica radosna. Mówiona z racji danego dnia czy na osłodę? Tego też nie wiem, nikogo nie pytałam.

Wyszłam mniej więcej w połowie teatrzyku i ruszyłam do pokoju Bartka. Leżał na łóżku, ciasno otulony kołdrą. Położyłam się obok niego. Zasnęłam.

3.

- Wstawaj, wstawaj - krzyczał Bartek, szarpiąc mnie za ramię. - Babcia się obudziła!

Nawet słońce, zwykle bezlitosne, budziło mnie później. Ale, trzeba przyznać, Bartek zrobił to skuteczniej. Senność przeszła mi momentalnie.

Usiadłam na łóżku i popatrzyłam na świat. Nie wydawał się jakiś odmienny. Był twardy i kanciasty jak zawsze. Później spojrzałam na Bartka. Siedział obok mnie, ale niewiele brakowało, aby wstał i zaczął skakać po łóżku. Uśmiechał się od ucha do ucha.

- Co? - spytałam. Nic innego nie przyszło mi do głowy. Żadna sensowna myśl, która mogła by wyrazić absurd tej całej sytuacji. Pozostało pytanie nic nie wiedzącego, nie mającego pojęcia o świecie dzieciaka.

- Babcia się obudziła - powtórzył. - Słyszałem jak mówi, że jesteście głupi, bo kłamiecie. Słyszałem!

Wstałam, Bartek razem ze mną.

- I rozmawiałeś z nią?

Jakby nie słyszał mojego pytania. Zeskoczył z łóżka i pobiegł korytarzem. Niewiele brakowało a wyrżnąłby się w przejściu. Ruszyłam za nim wolnym, pewnym krokiem. Gdy dotarłam na miejsce, Bartek stał przed trumną. Wspinał się na palcach, aby obejrzeć jej zawartość.

- To tylko sen - powiedziałam.

Ale daleko był Bartek od naszej ziemi. Patrzył tam, w inny, odmienny świat, i widział coś strasznego.

- No budź się, no budź - krzyczał, tarmosząc ramię babki. Jej twarz pozostała niewzruszona.

Patrzyłam jak zaklęta na rozpaczliwą próbę Bartka, chyba mające nadzieję, że mimo wszystko mu się uda. Drewniana skrzynia kołysała się niczym łódź na wzburzonym morzu. Jeszcze jedna fala i pasażer wyląduje w mrocznej kipieli. Ale tak być nie mogło i tak się nie stało.

Ojciec wpadł do salonu i uciął wszystko. "Wpadł" to naprawdę dobrze dobrane słowo.

Szli we dwóch. Ojciec i Wacek, nasz wujek. Podpierali się. Musieli się podpierać, szczególnie, że przeważało ich trzymane w dłoni piwno. Niosąca się po domu pieśń, bynajmniej nie była pogrzebowa.

Ojciec, najwyraźniej zaalarmowany wydawanymi przez trumnę hałasami, odłączył się od brata i samotnie podążył do salonu. Źle zrobił. Jego plączące się nogi stanowił pułapkę samą w sobie, a gdy doszły do tego kolejne przeszkody nie było ucieczki przed upadkiem.

- Co do kur... - powiedział, zobaczywszy Bartka, targającego babkę. I wtedy wyrżnął się na progu. Co prawda próbował jeszcze się ratować. Szukał dłońmi ratunku, ale tylko oblał podłogę tryskającym z butelki piwem. Upadł prosto na pysk, tuż przed Bartkiem, między niezliczonymi ilościami kwiatów.

Mój śmiech nie był sprzężony z radością. Co najwyżej zadośćuczynieniem, które po części otrzymała babcia w zamian za wieczne wojny z zięciem. Bartek też się roześmiał, słabo i bezdźwięcznie, ale jednak.

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Re: Babcia

Post autor: Kruger »

Temat blokuję do czasu, póki autor nie zapozna się z forumokietą i poczyni zadość jej wymogom.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Babcia

Post autor: neularger »

Cóż gratuluję Autorze (bądź Autorko), udało Ci się popełnić tekst od początku do końca o niczym. Zupełnie. Tekst jest zapchany nieprawdopodobną ilością kompletnie zbędnych szczegółów - efekt jest taki jakby czytać książkę telefoniczną. Choć nie, może przy książce aż tak bym się nie nudził.
Oczywiście nie jest to utwór: nie wiem o czym to jest, nie ma to początku i nie ma to końca.


Jak znajdę więcej czasu to tekst rozbiorę...

e. poprawki i zrozumiałość
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Iwan
Fargi
Posty: 344
Rejestracja: wt, 21 lip 2009 14:18

Re: Babcia

Post autor: Iwan »

Mam nudny dzień w pracy, więc się pobawię :)
Bezsensowne byłoby mówienie o tym, jak bardzo nie spodziewaliśmy się śmierci babci.
Źle zaczynasz. Już w pierwszych słowach sugerujesz czytelnikowi, że historia jest bezsensowna. Skoro mówienie o śmierci babki jest bezsensowne, jaki jest cel dalszego czytania?
Po prostu jej życie przyjęliśmy za pewnik, element oczywisty jak wschodzące codziennie słońce.
Powiedziałbym, że powyższe odnosi się do każdego człowieka, nie tylko do babci.
Światło rozjaśniające dzień, ukazujące nam świat taki, jakim jest. Gdy odeszła, pozostał nam nikły blask księżyca, a kontury życia straciły ostrość. Dopiero później okazało się, że było to tylko krótkotrwałe zaćmienie.
Brzmi ładnie, ale pogubiłem sié w metaforach. Chyba zbyt poetycko jak na mój gust. Mam wrażenie, że ostatnie zdanie jest sprzeczne z poprzednimi. Najpierw taka strata, że życie traci ostrość, a potem wzruszenie ramion i powrót do normalności.
Nie chrapiąc jak zwykle, ale tylko śpi.
To zdanie musisz koniecznie przerobić. Samo ZUO.
Usiadłam w stojącym obok fotelu.

Niezręcznie brzmi. Poza tym chyba wdarła się nadopisowość.
Milczałam, patrząc, jak ogień walczy z wszechogarniającym mrokiem. Bitwa była straszna, ale patrzyłam na nią z nielichą satysfakcją. Kora trzeszczała z bólu, a żywica wypływała z grubej sosny.
Ponownie bardzo poetycki fragment. Nie znam się na tym, więc nie będę się zgłębiał, ale trochę mi on tu nie pasuje. Babcia umarła, a bohaterka zajmuje się jakimiś pniakami w palenisku.
Moi bohaterowie.
Fałszywi bohaterowie.
Nie wiem, dlaczego rozdzieliłaś to nowym akapitem. Chyba powinno być razem? Do tego nie brzmi to najlepiej. Musiałem cofnąć się do początku fragmentu o ogniu, żeby się zorientować, o czym mowa.
Patrzyłam na tę starczą twarz, która rzekomo była moją starszą o kilkadziesiąt lat kopią.
Kopia nie może być starsza od oryginału. To wnuczka może być kopią, nie odwrotnie.
Roześmiałam się, baczniej analizując szczegóły jej twarzy.
Szczegóły twarzy... jakoś tak sztucznie brzmi.
- Za moich czasów mogłabym zostać uwieczniona tylko pędzlem.
Chwilę potem mały Bartek mówi o telewizji i nagrywaniu programów babci na wideo. Można więc założyć powiedzmy późne lata 80-te. Babcia chyba nie może być aż tak stara, żeby nie mieć nawet jednego zdjęcia z młodości. Bardziej prawdopodobne byłoby, gdyby wszystkie jej fotografie spłonęły w czasie wojny, czy coś w tym rodzaju.
Wtedy też siedziałyśmy przy kominku, z którego bił potworny żar. Mam wrażenie, że był tylko częściową przyczyna mojego rumieńca.
„ą” się zjadło w „przyczyną”. Co ona się tak rumieni? Jest jakaś babcia, która przy każdej sposobności nie mówi wnuczkom, że są ładne?
[...] jakbym była bramą, za którą rozciąga się wspaniała kraina. Świat tańców, przystojnych chłopców i marzenia o dorosłości. Snu, który zawsze staje się koszmarem.

Za często operujesz równoważnikami zdania. Po pewnym czasie robi się to męczące.
Katharsis w końcu nadeszło. Niestety.
O właśnie.
Zauważyłam wreszcie, że babcia nie oddycha. Tak po prostu.
I jeszcze jeden. Moim zdaniem o wiele za często. W niektórych fragmentach masz równoważniki co drugie zdanie.
To było coś, jakbym trafiła pod zimny prysznic.
Może zręczniej by było: „To było jak zimny prysznic”?
- Zwiędła śliwka spała - powiedział, uśmiechając się pod nosem.
Że co? To dopiero cięta riposta. Co on chciał przez to powiedzieć?
Otrzymałam łańcuszek, z którym nachyliłam się nad babcią.
Niby wszystko dobrze, ale jakoś tak dziwnie brzmi.
[...] do rozmiaru pojedynczego atomu. Masakra.
Trochę nieścisły narrator. Wcześniej był ponad swój wiek dojrzały i poetycki, a tu nagle jakimś gimnazjum zalatuje. Poza tym kolejny równoważnik. Za dużo ich tu.
Matka nie miała nic pod ręką. Przynajmniej nic ciężkiego, a jednocześnie taniego.
To mogło byc z powodzeniem jedno zdanie. Uniknęłabyś kolejnego równoważnika.
- Wiesz, mamo. Zawsze się nie lubili.
Tu też powinno być jedno zdanie.
brudny od swojego papu.
W ustach narratora dziwnie to brzmi.
- Baba spi? - zapytał.
„ś” zgubiło kreseczkę.
Cóż, wszyscy piorą nam mózgi. Każdy na swoją stronę.
A nie „sposób”?
- Coś długo. Jej film zaraz będzie.

Mały jest w chodziku i sepleni. Powyższe zdanie brzmi moim zdaniem trochę zbyt dojrzale.
Mama kupiła ci nowe ubranko.
Chłopak krzyknął radośnie.

Chłopak, który się cieszy na myśl o przebieraniu i jeszcze do tego z takim entuzjazmem?
Oprócz żrącej oczy piany, nie było kłopotów w trakcie mycia.
Jezusie drogi, ona go ługiem myła? Żrąca oczy piana jest o wiele za ciężkim określeniem na szczypiące mydliny.
Zajadał kiełbasę i czytał jakąś durną gazetę.
Z tą kiełbasą to już chyba przesada. Przekoloryzowujesz. Brakuje już tylko przepoconej koszulki i gaci ze „skidmarkiem”.
- Weź wstań - powiedziałam.
Nawiązanie do nagrywania na wideo kojarzy mi się z przełomem lat 80-tych i 90-tych. Wtedy to ja byłem w wieku bohaterki (po zachowaniu zakładam, że to nastolatka). Gdybym w tamtych latach wyskoczył do ojca (bynajmniej nie gbura z kiełbasą i durną gazetą) z takim tekstem, dostałbym w ryja tak, że nie wiedziałbym, jak się nazywam. Pamiętam, że dopiero pod koniec podstawówki ośmieliłem się przestać zwracać się do rodziców w trzeciej osobie (proszę, niech tata wstanie). Może w dzisiejszych czasach „weź, wstań” by przeszło, ale nie wtedy.
Popatrzył na mnie dziwnie, jakbym kazała zrobić mu ze sto pompek.
I ona jest jeszcze zdziwiona?
- Nie bój się, nie będę cię prosić o wyniesienie śmieci.
W tym momencie zacząłem dochodzić do wniosku, że to opowiadanie fantasy. Dziecko z sarkazmem wytyka rodzicowi, że on nie lubi wynosić śmieci? Jedyne, co mi przychodzi do głowy to „what the f*ck?”. Od dawna uważam, że nastolatki to najbardziej wredne i złośliwe stworzenia na świecie, ale bohaterka chyba podnosi koleżankom poprzeczkę. Ojciec to gbur i prostak, to już bardzo łopatologicznie zostało nam przedstawione, jakim więc cudem trzyma nerwy (i pasek) na wodzy w obliczu takiego zachowania? Dobra, dość tego. Zauważam tu również nieścisłość w charakterze bohaterki. Wcześniej była poetycka, kochająca, wrażliwa, a tu nagle zmienia się w ordynarną, chamską, rzekłbym stereotypową dojrzewającą nastolatkę.
Bartek nie wyglądał na zadowolonego. Stał przed lustrem, ubrany w swój pierwszy w życiu, kupiony bez jego udziału, garnitur. Był za duży.
Bartek czy garnitur?
- Ja otworzę - powiedziałam, posyłając ojcu wymowne spojrzenie.
Domyślam się, że dlatego, iż to obowiązkiem rodziców jest biegać do drzwi? Pani nastolatka nie ma czasu na tak przyziemne czynności?
Przez śmierć matki czy przez męża ch**? Nie wiem.
Chyba niepotrzebny wulgaryzm. Przecież to ojciec miał być tym chamem, córka miała być delikatną, nierozumianą, wrażliwą duszą. Skąd więc to błotko w buzi?
- Głupi tata - dochodziło zza zamkniętych drzwi. - Kłamczuch głupi!
To naprawdę jakiś inny świat...
- Gdzie się wybierasz, mały?! - krzyknęłam mu w twarz.
Czemu ona krzyczy na malca? Sama traktuje ojca jak śmiecia.
Ale istnieją pewne rodzinne uroczystości, na których pożądana jest mniejsza frekwencja.

Nie wiem, czy jest na to jakaś reguła, ale nie zaczynałbym zdania od „ale”.
Nie bardzo wiem, kto grał tu główna rolę. Babcia czy zawodzące w głos płaczki. Ona, milcząca, stanowiła jakby nędzny rekwizyt. Prawdziwe aktorki stały za naszymi plecami. Koleżanki babci intonowały smętne pieśni, standardowy zestaw prepogrzebowy. Hity.
Nie wiem po co jest powyższy fragment. Nic nie wnosi, tylko podkreśla z jaką pogardą bohaterka traktuje otoczenie. Bardzo się zmieniła od początku tekstu.
Usiadłam na łóżku i popatrzyłam na świat.
Jak to się robi? Dobra, wybacz sarkazm, ale trochę się już zdążyłem obrazić na bohaterkę. Tak czy inaczej, popatrzeć na świat to mogą kosmonauci.
Ale daleko był Bartek od naszej ziemi. Patrzył tam, w inny, odmienny świat, i widział coś strasznego.
Bardzo dziwny fragment. Nic nie rozumiem. Pierwsze zdanie jest jakieś sztucznie wzniosłe, brzmi jak język z Pisma Swiętego. Drugie zdanie nie ma sensu, przynajmnej dla mnie. Nigdzie nie ma mowy o tym, że Bartek jest przestraszony, skąd więc siostra ma wiedzieć, że on widzi gdzieś coś strasznego?
Mój śmiech nie był sprzężony z radością. Co najwyżej zadośćuczynieniem, które po części otrzymała babcia w zamian za wieczne wojny z zięciem. Bartek też się roześmiał, słabo i bezdźwięcznie, ale jednak.
Nie obcięło ci przypadkiem zakończenia? Jeśli to jest koniec, to niestety okazuje się, że takst był o niczym. Brak rozpoczęcia, rozwinięcie goni w piętkę, zakończenie spada jak katowski topór bez żadnej puenty, logicznej konkluzji, czy choćby żartu. Jeszcze raz przytoczę pierwsze zdanie: „Bezsensowne byłoby mówienie o tym, jak bardzo nie spodziewaliśmy się śmierci babci”. Mogłem jednak posłuchac tej rady, iść za głosem rozsądku i przestać czytać. Jednak doczytałem i ... nic. No właśnie, Nic się nie stało. Rzeczywiście bezsensowne.
Jedna rzecz, nad którą na pewno powinnaś popracować, to eliminacja paskudnej dozy seksizmu. Jest to wyjątkowo nachalne i bardzo psuje odbiór tekstu. Ojciec to wulgarny leń i cham z czipsami na spodniach, kiełbasą w garści, dziadek to kretyn, który dwóch prostych kresek nie potrafi narysować, brat to potulne cielę, wujek to podpita kopia swego brata. Poza nimi pojawiają się też w tle wujkowie koleżanek, sprowadzeni do roli chodzących skarbonek. Narratorka ma wyjątkowo przedmiotowe podejście do mężczyzn.
Trzecia sprawa to odstręczający charakter bohaterki / narratorki. Jest przeżarty zgnilizną, choć dobrze wyperfumowany pozorami wrażliwości i szlachetności. Nie wiem, czy taki miałáś zamiar, ale jeśli tak, to rzeczywiście biję brawo. Dopiero zauważyłem, że to studentka medycyny. Nop to mam zagwozdkę. Jej zachowanie jest tak wybitnie nastoletnie, że nawet nie przeszło mi przez głowę, że ona może mieć więcej niż 15 lat. Zwróć uwagę na zdania kończące nemal każdy akapit. Są krótkie, często sarkastyczne, wręcz kpiące. To nadaje całej treści brzmienie marudnej, wrednej, wszystko-lepiej-wiedzącej smarkuli, która narzeka na swoich „starych”, którzy kazali jej pościelić łóżko i wyprowadzić psa. A taka była wzniosła i poetycka na początku...

edit: Musiałem poedytować cytaty, bo mi się rozjechały.
Ostatnio zmieniony wt, 05 lut 2013 15:28 przez Iwan, łącznie zmieniany 1 raz.
What doesn't kill you, makes you pissed off

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Babcia

Post autor: Małgorzata »

Iwanie, zarzut seksizmu dziwnie brzmi, skoro Autor przedstawił się jako mężczyzna. Nie, żebym coś do tego zarzutu miała, tak tylko zauważyłam. :P
I chyba cytowanie się posypało. Poprawisz?

Autorze, rzuciła mi się w oczy zmiana stylu narracji. Początek to jeszcze język ogólny, ale już w części 2 robi się mocno kolokwialnie. Na tyle, że widać różnicę - narrator robi się... yyy... schizofreniczny?
Co do środków stylistycznych, ponieważ Iwan ich nie rozebrał, postaram się to później nadrobić. :)))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Iwan
Fargi
Posty: 344
Rejestracja: wt, 21 lip 2009 14:18

Re: Babcia

Post autor: Iwan »

Małgorzata pisze:Iwanie, zarzut seksizmu dziwnie brzmi, skoro Autor przedstawił się jako mężczyzna.
Ha! Rzeczywiście, nie zauważyłem. Po nicku założyłem, że pisała kobieta. Mea culpa! Nie chciałem zarzucić seksizmu, tylko raczej wytknąć, że on wynika z treści – wszystkie, co do jednej, postacie męskie aż do przesady przypominają skrzyżowanie Homera Simpsona z Alem Bundy.

Cytaty już poprawione.
What doesn't kill you, makes you pissed off

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Babcia

Post autor: Małgorzata »

Heh, zabawnie zabrzmiał ten seksizm w kontekście adresata, nie w odniesieniu do tekstu. :)))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Babcia

Post autor: neularger »

Ja sobie rozebrałem początek...
Bezsensowne byłoby mówienie o tym, jak bardzo nie spodziewaliśmy się śmierci babci.

Zaraz, mam na myśli kompletnie co innego! Nie mówię o tym, że odeszła niespodziewanie. Po prostu jej życie przyjęliśmy za pewnik, element oczywisty jak wschodzące codziennie słońce. Światło rozjaśniające dzień, ukazujące nam świat taki, jakim jest. Gdy odeszła, pozostał nam nikły blask księżyca, a kontury życia straciły ostrość. Dopiero później okazało się, że było to tylko krótkotrwałe zaćmienie.
To co powyżej fachowo nazywa się węzłem fabularnym - jest to po prostu miejsce gdzie autor informuje czytelnika o czym zamierza opowiadać. Może to być tresura szczurów, atak krwiożerczych pelargonii czy cokolwiek innego. W tym szczególnym przypadku mam prawo wnosić, że tekst będzie o babci, jej śmierci i roli jaką odgrywała w rodzinie narratorki. Z przedstawionego fragmentu wynika, że babcia była osobą ważną, niepospolitą, ukazywała świat jaki jest - była “światłem rozjaśniającym dzień” (coś w rodzaju drugiego słońca?). Po śmierci babci, co całkiem naturalne, rodzina zaczęła odczuwać braki oświetleniowe i miała problemy z ostrością widzenia (blask księżyca i zamazane kontury życia). Stan ten, choć wydawał się trwały, na szczęście minął stosunkowo szybko.
Oczekiwać będę, że Autor przekonująco przedstawi niepoślednie zalety babci, wyrwę jaki zniknięcie staruszki uczyniło w rodzinnej tkance oraz sposób zaleczenia rany.
He, he. Akurat. Niczego takiego tu nie ma, fragmentu powyżej mogłoby w ogóle nie być. Babcia odgrywa rolę leżącego w trumnie rekwizytu z rzadka wspomnianego przez bohaterów. Dodatkowo, z tych nielicznych fragmentów wcale nie wynika, że babcia była kimś szczególnym - raczej wręcz przeciwnie - zwykła teściowa nielubiana przez zięcia.
Fałszywe zawiązanie.
Bezsensowne byłoby mówienie o tym, jak bardzo nie spodziewaliśmy się śmierci babci.
Zaraz, mam na myśli kompletnie co innego!
Znaczy, co masz na myśli, narratorze? Że sensowne byłoby przypuszczenie, że na śmierć babci czekaliśmy z utęsknieniem? Że spodziewaliśmy się, wbrew zdrowemu rozsądkowi, że babcia nas wszystkich przeżyje i pochowa? Że po pierwszym zdaniu przyjąłem, że babcia uległa wypadkowi w rodzaju “spadająca doniczka” i trzeba mnie z błędu wyprowadzić?
Cholera, no nie łapię po co te dwa zdania ustawiono obok siebie...
Bezsensowne byłoby mówienie o tym, jak bardzo nie spodziewaliśmy się śmierci babci.

Zaraz, mam na myśli kompletnie co innego! Nie mówię o tym, że odeszła niespodziewanie.
To o czym, zasadniczo, mówisz? Pierwsze zdanie mówi, że śmierci babci się tak bardzo nie spodziewaliśmy, że aż mówienie o tym jest bezsensowne. Drugie, że chodzi o coś kompletnie innego. Trzecie, zdanie zaś stwierdza, że mówisz o czymś innym. Pomijając fakt, że informacje ze zdania drugie i trzeciego się powtarzają - potem jest tylko o tym jaka to babcia w naszej rodzinie była ważna. Jak to się ma do poruszonej kwestii niespodziewanego odejścia i następującego zaraz potem informacji, że masz zna myśli coś innego?
Te trzy zdania to kliniczny przypadek bełkotu.
Po prostu jej życie przyjęliśmy za pewnik, element oczywisty jak wschodzące codziennie słońce.
Się zastanawiam, czy czyjeś życie może nie być uznane za pewnik? Chodzi, śpi, je, wydala i zrobił piątkę dzieci, niemniej pewności nie mamy czy faktycznie żyje...
To ja ją znalazłam. Siedziała w stojącym najbliżej kominka fotelu. Oczy miała zamknięte, a głowę lekko pochyloną. Nieraz tak robiła: spała cicho, cichuteńko, jakby wcale jej tam nie było.

- Zimno? - spytałam, wrzucając kilka szczap w ogień. Nie odpowiedziała, więc pomyślałam, że faktycznie śpi. Nie chrapiąc jak zwykle, ale tylko śpi.
Zdania boldem. Czyli Chciejstwo Autorskie w akcji... Najpierw babcia zwykła sypiać bezdźwięcznie, potem jednak Autor potrzebuje uzasadnienia dla bezsensownego pytania narratorki, więc na szybko modyfikuje zwyczaje babci, tak żeby pytanie było w jakimś stopniu uzasadnione - babcia do teraz zwykła chrapać.
Podkreślone, to nieuzasadniony komentarz do sytuacji. Wcześniej nie pada sugestia, że narratorka podejrzewa babcię o cokolwiek innego niż drzemka w fotelu, więc utwierdzanie się w przekonaniu, iż babcia “faktycznie śpi” nie ma sensu - narratorka była o tym przekonana od samego początku.
Usiadłam w stojącym obok fotelu. Milczałam, patrząc, jak ogień walczy z wszechogarniającym mrokiem. Bitwa była straszna, ale patrzyłam na nią z nielichą satysfakcją. Kora trzeszczała z bólu, a żywica wypływała z grubej sosny. Moi bohaterowie.
Poezja w akcji. Ogień vs. mrok. Opozycja wydaje mi się cokolwiek kulawa. No, ale ok, ogień daje światło. Narratorka patrzy na tę straszną bitwę (ogień vs. mrok) i opisuje płonące drewno - korę trzeszczącą z bólu. Czyli, jak rozumiem, opał reprezentuje tutaj mrok. Narrator nazywa korę i żywicę bohaterami.
Ciekawe to, nie powiem...
Fałszywi bohaterowie. Z założeniu mieli zwalczyć mrok, ale tylko uwidocznili brzydotę mojej babki, jej obwisłą skórę i niezliczoną ilość zmarszczek.
Nie, nie Autorze - pogubiłeś się. Twoi bohaterowie walczą po stronie mroku. Nie mają interesu w jego rozpraszaniu.
Zawsze trzeba ostrożnie wybierać strony, którym się kibicuje.
-Hmmm... Nic dziwnego. Za moich czasów mogłabym zostać uwieczniona tylko pędzlem. Inna sprawa że twój dziadek miał problem nawet z wyznaczeniem miedzy. No dobra. - Machnęła ręką. - Umiał ją wyznaczyć, ale tylko na swoją korzyść. O postawieniu dwóch prostych kresek nie było mowy.
Eee... Wychodzi na to, że do obowiązków męża w czasach młodości babci należało namalowanie portretu żony. To jest chyba ten element fantastyczny w tekście...
Pomijam już przekonanie Autora, że fotografia to wynalazek ostatnich, bo ja wiem..., dwudziestu lat...?

edit.
Iwan pisze:
Milczałam, patrząc, jak ogień walczy z wszechogarniającym mrokiem. Bitwa była straszna, ale patrzyłam na nią z nielichą satysfakcją. Kora trzeszczała z bólu, a żywica wypływała z grubej sosny.
Ponownie bardzo poetycki fragment. Nie znam się na tym, więc nie będę się zgłębiał, ale trochę mi on tu nie pasuje. Babcia umarła, a bohaterka zajmuje się jakimiś pniakami w palenisku.
Tyle że bohaterka jeszcze nie wie, że babcia umarła, sądzi że śpi. We fragmencie nie ma nic dziwnego, jeżeli chodzi o zachowanie bohaterki.

e. x2
Ostatnio zmieniony wt, 05 lut 2013 19:39 przez neularger, łącznie zmieniany 1 raz.
Powód: literka
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Babcia

Post autor: Małgorzata »

Właśnie coś mi się nasunęło przy przeglądaniu tekstu, więc na szybko się podzielę. Zauważyliście, że zawiązanie fabuły jest... na końcu?

Proszę wybaczyć, ale mam jeszcze opowiadanie do przeróbki, więc na razie jestem wycięta z dłuższych dyskusji, ale musiałam się oderwać, bo zaczynałam się gubić w wariantywnych epizodach.

A jeżeli chodzi o zawiązanie fabularne w tekście prezentowanym - tak, jest fałszywe. I może takie być, gdyby pojawiło się jakieś "ale" po tym węźle. Znaczy, w stylu, że mówienie o śmierci babci jest bezsensowne (tu wyjaśnienie, dlaczego, czyli to, co w tekście jest), ale... i tu powód, dla którego narrator łamie tę zapowiedź/regułę.
Zabrakło tego, IMAO.
Poza tym mnie akurat ujął początek - fraza "bezsensowne jest mówienie" od razu mi się spodobała. Ciąg dalszy już nie, ale początek uznałam za obiecujący => narrator, który mówienie (choć tylko na określony temat) uważa za bezsensowne, jest intrygujący. :P
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Babcia

Post autor: neularger »

Małgorzata pisze:A jeżeli chodzi o zawiązanie fabularne w tekście prezentowanym - tak, jest fałszywe. I może takie być, gdyby pojawiło się jakieś "ale" po tym węźle. Znaczy, w stylu, że mówienie o śmierci babci jest bezsensowne (tu wyjaśnienie, dlaczego, czyli to, co w tekście jest), ale... i tu powód, dla którego narrator łamie tę zapowiedź/regułę.
Zabrakło tego, IMAO.
Margot, mogłabyś to rozwinąć łopatologicznie? :D
Trochę się zgubiłem. Wydaje mi się, że zawiązanie mówi o babci i rodzinie w dłuższej perspektywie czasowej. Kim była babcia, co znaczyła itp. Tymczasem to co otrzymujemy, to scenki z rytuałów przedpogrzebowych. Znaczy, nie wiem czy nawet gdyby Autor poinformował zaraz po węźle, że dalej to będzie o czym innym jednak, bo (tu wstaw wyjaśnienie)... To czy taka konstrukcja miałaby obywatelskie prawo, skoro węzeł nie tyczy tekstu? (pytam konkretnie o ten tekst.)
BTW, pierwszych trzech zdań w ogóle nie wliczam do zawiązania. Dla mnie to tylko mało umiejętny opis szoku (którego w ogóle w treści zresztą nie ma - tatuś zadowolony, córeczka zdystansowana, synek rozmawia z duchami. Płacze mamusia - ale ona ma tylko krótką scenkę :D)
Ale może niesłusznie nie wliczam...?
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Babcia

Post autor: Małgorzata »

W pośpiechu pewnie poleciałam skrótem myślowym, przepraszam. Przed oczyma miałam pewnie już stringi... :)))

Nie wiem, czy teraz mi się uda lepiej. Usiłowałam powiedzieć, że zgadzam się - zapowiedź, o czym będzie opowieść (zacytowany przez Ciebie, Neu, początek tekstu), to fałsz => reszta tekstu wcale tego nie dotyczy.
Ale ponieważ spodobało mi się pierwsze zdanie, zapragnęłam się nad nim bardziej pochylić. Znaczy, chciałam powiedzieć, że można w ten sposób (pozorną sprzecznością) rozpocząć opowieść. Schemat wyglądałby np. "Nie ma sensu opowiadać o podróżach Odyseusza, wszak wszyscy doskonale je znamy. Ale nie wiemy, czy najprzemyślniejszemu spośród Achajów udało się zdjąć klątwę Posejdona. A mnie chyba się udało tego dowiedzieć..."
Znaczy, w takim otwarciu trzeba usprawiedliwić lub wyjaśnić, dlaczego się łamie przywołaną zasadę, zakaz, prawo, przekonanie, etc. Inaczej otwarcie nie jest "osadzone", pozostaje tylko sprzeczność, a sprzeczność bez wytłumaczenia nie intryguje, lecz wkur...za.
Chciałam powiedzieć w poprzednim niejasnym poście, że otwarcie opowieści jest niepełne. :)))
Teraz jaśniej?

A jeżeli chodzi o zawiązanie fabuły, to nadal widzę je na końcu - gdy Bartek mówi, że zmarła babcia się obudziła. :P
Chociaż teraz mi się wydaje, że chyba wkraczam na tereny, gdzie pchać się mi nie wolno...
So many wankers - so little time...

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3104
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Babcia

Post autor: Juhani »

A ja, cholerka, muszę przyznać, że wyłożyłem się już na początku. Po tym fragmencie:
sesi pisze:Zauważyłam wreszcie, że babcia nie oddycha. Tak po prostu. Odwróciłam wzrok od płomieni i spojrzałam na staruszkę. Nie wiem, jak wcześniej to przeoczyłam. Jej klatka tkwiła w jednym, strasznym położeniu
.
Najpierw zacząłem się zastanawiać, czy babcia była trzymana w klatce. Wcześniej nic nie wspominano na ten temat. Jak już załapałem, że babcia nie była tygrysem, bo chodzi pewnie o klatkę piersiową, to znowu zacząłem wyobrażać sobie, czy można zauważyć ruch klatki u siedzącej cichutko i zgarbionej w fotelu starowinki. Wyszło mi, że przy odrobinie dobrej woli, jak się poprzyglądać z bliska, to pewnie tak. No to jak już odetchnąłem i opieprzyłem siebie, że się czepiam, to dopadła mnie wątpliwość, które to położenie wzmiankowanej klatki jest takie straszne? Bo już nie chodziło o ruch czy bezruch, tylko o położenie właśnie, które swą pozycją przeraziło narratorkę. Na wdechu? Na wydechu? Coś pośredniego? W poprzek? I nic już nie pomogło przywoływanie się do porządku, wyobraźnia się rozhulała. W związku z tym musiałem sobie odpuścić. Ale tak sobie pomyślałem, jak jedno zdanie może do dalszego czytania zniechęcić. Do czego się ze skruchą przyznaję.

sesi
Sepulka
Posty: 4
Rejestracja: wt, 29 sty 2013 21:09
Płeć: Mężczyzna

Re: Babcia

Post autor: sesi »

Widzę, że wiele tu nadgorliwców... ale to dobrze, tego szukałem.

Pozwolicie, że odpowiem na zarzuty, z którymi się nie zgadzam i oraz tymi co bardziej kontrowersyjnymi. Co mniejsze grzeszki jednak odpuszczę. Czas poświęcony na odpisywanie lepiej przeznaczyć na szlifowanie warsztatu.

Więc tak:
1. Początek tekstu jest chyba faktycznie, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, niezbyt szczęśliwy. Rozumiem, popieram.
2. Babcia umarła a narratorka opisuje ogień... hm.... Narratorka opisuje swoje emocje, przemyślenia w chwili, gdy jeszcze nie wiedziała o śmierci babki, więc...
3. Zwiędła śliwka spała. O Bożyszcze, kompletnie nie wiem jak to tam przeszło. Miało być zwiędła śliwka spadła.
4. Eh poetyckie opisy. Neulargerze, widzę, że kpiąco się do tego odniosłeś, ale to twoje subiektywne zdanie. Ja go nie popieram. Moim zdaniem opisy są dobre, jak najbardziej tu pasujące. A kora jest po stronie świata, zdecydowanie. To jest moje zdanie i ja je popieram:)
5. Zmiana charakteru bohaterki jasno wynika z kontaktu z postaciami, z którymi ma do czynienia. Powinna zachowywać się jak potulne ciele w obliczu gbura, chama i prostaka, nawet jeśli jest jej ojcem? Wtedy dopiero byłoby nienaturalnie, a postać jedno wymiarowa. ZDECYDOWANIE się nie zgadzam.
6. - Ja otworzę - powiedziałam, posyłając ojcu wymowne spojrzenie. Ta nić porozumienia dotyczy rozmowy, jaką miał odbyć ojciec z synem, a nie otwierania drzwi.
7. Zarzut seksizmu, no myślałem, że pęknę:P Ja bym raczej powiedział, że to świat jest odpychający, a nie bohaterka. No dobra, każdy widzi to jak uważa.
8. Juhani. Masz rację. Czepiasz się. I to bardzo. I moim zdaniem kompletnie bezzasadnie. W każdym razie byłbym bardzo wdzięczny, wypowiedział się na tematy, czy ten opis jest bezsensowny.

Ok, to chyba wszystkie zarzuty, jakie chciałem odeprzeć. Resztę sobie zapamiętam.
Pozdrawiam

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Re: Babcia

Post autor: Cordeliane »

sesi pisze:Powinna zachowywać się jak potulne ciele
CIELĘ. Jak książę, wymię, znamię. Za pierwszym razem (w tekście) myślałam, że to literówka, ale widzę konsekwencję, więc nie zdzierżę.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3104
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Babcia

Post autor: Juhani »

sesi pisze:Juhani. Masz rację. Czepiasz się. I to bardzo. I moim zdaniem kompletnie bezzasadnie. W każdym razie byłbym bardzo wdzięczny, wypowiedział się na tematy, czy ten opis jest bezsensowny.
Ba! Wiem o tym. Rzecz w tym, że Twoje zdanie, podobnie jak zdanie większości autorów na temat własnego utworu, to ja znam na wejściu, i zupełnie nie jestem nim zainteresowany.
Ty natomiast powinieneś być zainteresowany odbiorem Twojego tekstu przez zupełnie niezależnego czytelnika, takiego na przykład, jak ja. Wrzucasz tekst, dostajesz opinie i odczucia, koniec. Komentowanie komentujących mija się zupełnie z celem, dla którego wrzuciłeś ten tekst. Dostajesz uwagi, korzystasz z nich lub nie. Oki? Jak nie rozumiesz - pytasz. Ale komentowanie? Myślisz, że ktoś chce sobie poprawić wizerunek czy samopoczucie jadąc po Twoim tekście? Przyjmij, że ktoś to tak odebrał i koniec. I że nie był złośliwy. Inaczej wrzucanie tutaj tekstów będzie bez sensu.

e.

ODPOWIEDZ