Wyspa skarbów

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Tomek
Sepulka
Posty: 44
Rejestracja: śr, 12 lip 2006 16:59
Płeć: Mężczyzna

Wyspa skarbów

Post autor: Tomek »

Chłopak obejrzał się przez ramię. Zatoczka powoli znikała, mógł teraz rozróżnić tylko większe budynki. Uśmiechnął się i wiosłował spokojnie, słuchając plusku wody. Przed nim znajdował się bezkres morza, jego powierzchnią nie targał wiatr, a rybacy w niedzielne poranki nie pracują toteż było wyjątkowo cicho.
Oby nie obudzili się za wcześnie – myślał chłopak. – Ciekawe, czy znajdę złoto.
Zatoczka rozciągała się na kilometr od portu. Dno morza było w tym miejscu wyjątkowo zdradliwe, w jednej chwili statek kołysał się na falach, by w następnej ugrząźć na mieliźnie lub uderzyć w podwodny głaz i zatonąć. Każdego miesiąca zdarzał się co najmniej jeden wypadek. Często zawartość pokładu wypływała w morze, a fale znosiły ją na wyspę. Właśnie to miejsce stało się legendarne po znalezieniu sztabki złota. Nikt już nie pamięta, kiedy dokładnie się to wydarzyło i kto był znalazcą, ale najbardziej prawdopodobna wersja głosi, że był to dziewiętnastoletni Bubba. Pewnego dnia sztorm zniósł mężczyznę i łódź jego ojca na wyspę, na której wcześniej nie był. Bubba zrobił sobie szałas z gałęzi i liści i tam przeczekał. Kiedy się przejaśniło, zauważyłem, że łódź została rozbita na dwie części. Podniósłszy jedną z nich, poczuł, że stanął na czymś gładkim. Była to ciężka sztabka złota. Bubba spędził kilka godzin, siedząc i wpatrując się w nieskazitelną barwę metalu. Oprzytomniał pod wpływem silnego wiatru. Wciągnął pół łodzi do wody, siadł okrakiem i wiosłował jednym wiosłem. Po czterech godzinach powinien zobaczyć ląd, tak wynikało z jego intuicji, właściwej ludziom, którzy większość życia spędzili na wodzie. Niestety widział tylko błękit morza i nieba. Nic poza tym. Stracił całkiem nadzieję, kiedy słońce zaczęło chować się za horyzontem. Chwilę potem dostrzegł niewyraźny kształt przed sobą. Wiosłował jak opętany. Wkrótce rozpoznał statek, a po godzinie był już na pokładzie. Tego wieczora znalazł się w domu, ale bez złota. Opowiadał tę historię w kółko, na początku ludzie słuchali z zaciekawieniem, lecz potem drwili z niego i niedowierzali. Bubba przez kilka godzin był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i tak to już z ludźmi jest. Kiedy da się im nadzieję, a potem niespodziewanie ją zabierze, często tracą zmysły. Tak też było z Bubbą, trzy tygodnie po cudownym przetrwaniu sztormu i powrocie do domu, przed świtem ukradł łódź i wypłynął w morze, by już nigdy nie wrócić. Ojciec Bubby wyruszał na poszukiwania każdego dnia przez okrągły tydzień. Miał trzy łodzie, obsadził je krewnymi, po dwie osoby w każdej, wujek, ojciec i czterej bracia. Nikomu nie udało się dotrzeć do wyspy z opowieści Bubby. Po siedmiu dniach nikt nie miał złudzeń, chłopak przepadł na zawsze, ale ojciec wierzył, że syn żyje, znalazł wyspę, złoto i żyje jako bogacz na kontynencie. Te myśli doprowadziły go do szaleństwa.
Chłopak w łodzi znał tę historię i szczerze wierzył w jej prawdziwość. Miał czternaście lat i zakaz samotnego wypływania. Tego ranka jednak nic nie mogło go powstrzymać, miał sen a sny się sprawdzają, jeśli mocno się w nie uwierzy, jak mawiała jego matka. Wymykając się z domu, przeraził się na myśl o karze, która go spotka po powrocie. To zamroziło mu wszystkie mięśnie i walczył z nimi dobre pół godziny. Ostatecznie wyparł z głowy przykre myśli i starał się do nich nie wracać. Tak było znacznie łatwiej. Pomyślał, że to strach hamuje ludzi przed dokonaniem wspaniałych czynów. Postanowił, że już nigdy niczego się nie będzie bał.
Kolejny raz się obejrzał, ale tym razem nie zobaczył lądu. Dzień wcześniej opracował plan razem z bratem. Według niego chłopak powinien zrobić sobie półtorej godziny przerwy w wiosłowaniu w chwili, kiedy ląd zniknie z pola widzenia. Było to konieczne, żeby dać słońcu czas na znalezienie się w odpowiedniej pozycji. Ta wersja dotyczyła wyłącznie bezwietrznej pogody. W razie wiatru musiałby płynąć dalej, kierując łódź pod kątem w zależności od kierunku wiatru, bo inaczej fale zniosłyby go z prawidłowego kierunku i nie dotarłby do wyspy. Pamiętał wszystko rano, lecz dotarłszy w odpowiednie miejsce, mógł sobie przypomnieć wyłącznie wersję na bezwietrzną pogodę. Słońce było istotne, dzięki jego pozycji miał się odnaleźć pośród wodnej pustyni. Chłopak, którego imię brzmiało Muko, spojrzał na swój stary zegarek. Skórzany pasek był przetarty z jednej strony i trzymał się na kilku nitkach. Dostał go od jednego z badaczy z kontynentu.
- Masz go, synu. Był ze mną już pół roku i do niczego się nie nadaje – powiedział Mukowi badacz.
Dziwni ludzie – pomyślał w tej chwili Muko, wpatrując się we wskazówki zegarka, który obejmował dłoń chłopca przeszło dwa lata. Wycelował dużą wskazówkę w słońce. Zanotował w pamięci pozycję mniejszej po czym wyciągnął się w łodzi i zjadł przygotowane w domu kanapki. Czas płynął bardzo powoli, a Muko czuł, że to przez podniecenie dlatego starał się nie myśleć o złocie, którego stanie się właścicielem już niebawem. Pomyślał o Bubbie. Próbował odgadnąć, jakie błędy popełnił jego poprzednik i co sam może zrobić, by nie spotkał go podobny los. Na pewno muszę porządnie przywiązać łódź nim pójdę w głąb wyspy – mówił do siebie chłopak. – Pogoda bywa zdradliwa, a nikt nie wiem, w którym kierunku popłynąłem. Oprócz brata, ale on się nie przyzna. Złoto spakuję do lnianych worków. A co jeśli będzie za ciężkie? Że też o tym nie pomyślałem. Łódź wytrzyma? Mam nadzieję. A jeśli nie? Bzdura, utrzyma pięciu mężczyzn, a złoto nie może być przecież cięższe. Skąd wiesz? Ano, wiem, nie może być cięższe i tyle. Muszę wrócić tego samego dnia, to najważniejsze.
Muko nie przyznał się przed sobą, dlaczego powrót był tak ważny. Jednak w głębi serca czuł strach przed nieznanym. Wyobraźnia natarczywie podsuwała mu obrazy potworów z wyspy, które budzą się nocą, żeby wyruszyć na żer.
Średnia wskazówka zegarka znalazła się o dwie kreseczki od pozycji, która oznaczała, że półtorej godziny minęło od postoju. Nie odrywał od niej wzroku i były to najdłuższe dwie minuty w życiu chłopca. Wreszcie mógł ponownie wycelować dużą wskazówką w słońce. W pamięci odszukał pozycję mniejszej z poprzedniego pomiaru, spojrzał na jej obecną pozycję i wybrał kierunek pomiędzy nimi. Uradowany wiosłował co sił, mimo że ramiona piekły go boleśnie. Jeszcze nigdy nie przepłynął samotnie takiego dystansu. Fransi, jego starszy o dwa lata brat, sądził, że po pięciu godzinach dotrze tą drogą do wyspy. Fransi nie powiedział tego wprost nikomu, lecz ogół wierzył, że chłopak regularnie odwiedza wyspę, przywozi skarby i zbiera je, żeby zbudować ogromny statek rybacki. Młodych chłopców fascynował pomysł, starszych rybaków niepokoił, bo to skazałoby ich na śmierć głodową. W najlepszym wypadku na zupełny brak dochodu z połowów. Fransi również nie zaprzeczał plotkom, gdyż dawały mu uprzywilejowaną pozycję w hierarchii. Był ważny, nawet starsi od niego chłopcy zawsze pytali go o zdanie nim coś zrobili. Był sędzią, kiedy dwóch młokosów się pobiło o muszle, był wyrocznią, kiedy nikt nie wiedział o jakiej porze ryby biorą najlepiej w danym miejscu, był lekarzem jeśli komuś spuchła noga po ukąszeniu owada. Nie znał się na tych sprawach, ale miał szczęście, bo jeszcze nikt nie wyszedł źle po otrzymaniu rady od niego. Stanął przed trudnym wyborem, kiedy Muko zapytał o wyspę. Z jednej strony kochał brata i bał się o niego, z drugiej nie chciał stracić wizerunku wszechwiedzącego. Sława zwyciężyła miłość i naszkicował bratu mapę, mimo że nigdy tam nie był, przemawiał, jakby tam mieszkał, a w domu bywał w gościnie, co dodało mu wiarygodności. Nic dziwnego, że Muko mu zaufał, a teraz wiosłował daleko od domu i spoglądał na zegarek. Wiedział, że to bez sensu, ale nie mógł się powstrzymać i co kilka machnięć wiosłami sprawdzał godzinę. Jeszcze tylko dwie – dźwięczał jego własny głos w umyśle. Ale czy na pewno był jego? Niewypowiedziany głos brzmi całkiem inaczej niż ten, który wychodzi ustami i chłopiec zaśmiał się na tę myśl. To mógł mówić ktokolwiek. A może jego mama? Muko spróbował przypomnieć sobie głos matki, ale nie potrafił. Poczuł się winny i znacznie zwolnił. Obejrzał się delikatnie, żeby nie zmienić kierunku łodzi. Wokół tylko czysty błękit i trochę złota. Może to było złoto, które znalazł Bubba? Słońce. Po przeżyciu sztormu i będąc w szoku, można się pomylić, możliwe, że znalazł kamień, który w popołudniowym blasku wydał się mu złotem? Muko nie znał odpowiedzi. Zapatrzył się w odległy punkt, taki sam jak wszystko, ale tam słońce spadało na powierzchnię wody i łączyło się z nią. Tworzyło cudowny widok, jakby całe niebiosa stąpiły na ziemię. Chłopak zaśmiał się głośno, zapomniał o matce, o zgubie Bubby i znowu wiosłował żwawo w kierunku, którym rwało się jego rządne bogactw serce. Nikt go więcej nie spotkał w wiosce.
Wyspa wydawała się inna niż w opowieściach. Nie była taka ogromna. Była duża, ale nie ogromna. Z jednej jej strony znajdowała się plaża długa na jakieś sto metrów. Z tego miejsca ląd wznosił się coraz wyżej, by na końcu spaść pionowo w morze. Muko nie widział, jak wysoko tam było, ale postanowił, że to sprawdzi. Wciągnął łódź na metr po plaży, zaparł się nogami o piasek i pociągnął z całych sił. Grunt obsunął się pod jego stopami i chłopak upadł na wznak. Poczuł na plecach przyjemne gorąco piasku. Zmrużył oczy i leżał tak szczęśliwy, że bardziej nie mógł być. Wkrótce przypomniał sobie, co było celem podróży i poderwał się z ziemi. Spojrzała na wyspę. Nie był pewny, czy to magiczna sztuczka, czy po prostu nie zauważył wcześniej, ale teraz miał przed sobą dwadzieścia metrów plaży a za nią tak gęsty las, że Muko poczuł duszność. Odwrócił się od tego, w co później będzie musiał wejść, wyciągnął linę, przywiązał ją do boku łodzi i zaczął iść bokiem, uwalniając stopniowo linę. Zabrakło pięć metrów do najbliższego drzewa. Wrócił do łodzi i spróbował wciągnąć ją bardziej, nadaremno. Zrozpaczony chłopak siedział na piasku i myślał, co tu zrobić. Żałował, że nie ma z nim jego brata.
- Ja zostanę i będzie cię krył z lądu – powiedział mu Fransi dzień przed wyprawą. – Jak się ojciec obudzi, powiem, żeś poszedł do lasu po banany. Minie cały dzień nim się stary zorientuje, że nie ma łodzi, do tego czasu obrócisz trzy razy z wyspy. No i złotem, jeśli będzie go tyle. – Fransi uśmiechnął się szeroko, odsłaniając dwie szpary w zębach, po jednej na górze i na dole.
Tego dnia Muko nie miał wątpliwości, że zdoła sam wszystko zrobić, ale na wyspie poczuł się samotnie i zupełnie bezradnie. Bał się zostawić łódź nieprzywiązaną, z kolei skoro już dotarł do wyspy, nie może tak po prostu wrócić bez niczego. Wnet przypomniał sobie, co myślał o strachu, kiedy wymykał się z chaty. Nie może się bać, bo niczego nie dokona. Wstał, westchnął głęboko, zakopał koniec liny jak najgłębiej w piasku i zanurzył się w lesie, zostawiając łódź na łaskę pływów.
W lesie naprawdę było duszno, ale mógł oddychać, o co się martwił. Wkrótce zdał sobie sprawę, że na wyspie znajdowało się coś więcej niż złoto. Ptaki o przepięknych kolorach, czerwone jaszczurki, owady ze skrzydłami długimi jak dłoń człowieka. Widział to wszystko pierwszy raz. Nawet drzewa nie były podobne do tych z jego wyspy. Tutejsze miały gładką korę, gałęzie rosły wysoko i w górę. Muko podniósł jeden liść i uważnie się mu przyjrzał. Naczynia jego delikatnie odznaczały się na białej powierzchni. Z wierzchu zaś liść był jaskrawozielony. Długi ogonek dopełniał dzieła i Muko zawiązał na czole chustę, a za nią wetknął dwa liście. Posuwał się powoli pod wpływem uroku miejsca. Gdziekolwiek się obejrzał, dostrzegał coś nieznanego. Myślał, że to nigdy się nie skończy lecz potem drzewa rosły w nieco większych odstępach aż w końcu las kończył się gwałtownie i cały świat się urywał. Muko podszedł do grani na czworaka, ostrożnie wychylił głowę i spojrzał w dół. Do tej pory nie wiedział, że szedł pod górę i cała świadomość sytuacji spadła na niego potężnym ciosem, osunął się na brzuch i jęknął z bólu ramion i nóg.
- Chyba nie dam rady wrócić i będę musiał tu nocować – powiedział do ptaka, który przysiadł na gałęzi tuż nad chłopcem. Chwilę potem zasnął.
Obudził się krótko przed świtaniem. Noc była przyjemna, a nieboskłon wypełniony gwiazdami, które stopniowo znikały wraz z pojawieniem się światła słońca. Muko leżał na plecach i zastanawiał się, czy gwiazdy odchodzą na czas dnia, czy może słońce rozpuszcza jakąś substancję, która je zakrywa. Usiadł i rozejrzał się. Był w tym samym miejscu, w którym zasnął. Nic się nie zmieniło… z małą różnicą, po lewej stronie ktoś siedział zwrócony tyłem do niego. Chłopak obserwował nieznajomego, czekając aż przywidzenie zniknie. Minęło kilka minut, ale on wciąż tam był.
- Kim jesteś? – powiedział Muko niemal szeptem.
- Mieszkam tu. Na wyspie – odrzekł nieznajomy, nie ruszając się. Muko z przerażeniem spostrzegł, że ów człowiek siedział na skraju skarpy, nogi znikały mu w dole, a tułów miał przechylony do przodu w niebezpieczny sposób.
- Sam? Nie widziałem chat ani łodzi. Rozbiłeś się a morze wyrzuciło cię tutaj? Mam łódź moglibyśmy… - urwał Muko, spojrzawszy na twarz mężczyzny. Była trupioblada, napuchnięta, z sinymi ustami i pustymi oczodołami. Twarz nieboszczyka.
- A więc szukasz złota? – zabrzmiał głos jednak ustami pozostały nieruchome.
- Proszę, pozwól mi odejść! – Muko oparł się na rękach gotowy do szybkiej ucieczki.
- Szukasz złota? – powtórzył cierpliwie nieumarły.
- Boże, nie! Zgubiłem się, chcę stąd odpłynąć! – skłamał Muko.
- Zatopiłem twoją łódź. Ale dostaniesz złota tyle, ile zapragniesz.
Muko nie znalazł odpowiedzi. Obserwował trupią twarz i był coraz bardziej przerażony, zapomniał o obietnicy danej samemu sobie. Bał się i nie dokona niczego wielkiego.
- Chodź – rozkazał nieumarły.
Przeszli pięćdziesiąt metrów w głąb lasu po czym nieumarły zaczął kluczyć pomiędzy drzewami, a Muko stąpał kilka metrów za nim. Wkrótce zmniejszył dystans, żeby się nie zgubić. Pragnął uciec do łodzi i popłynąć do domu, ale był pewny, że spoczywa na dnie morza, a jego los zależy od tego, jak się zachowa. Próbował ukryć przerażenie, jednocześnie starając się coś wymyślić.
- Jak cię zwą? – zagadnął niby od niechcenia, ale głos mu zadrżał.
- Niegdyś zwali mnie Bubbą. Teraz jestem Bogatym Bubbą. Spotkałem tu kogoś, kto uczynił mnie bogatym, a teraz to samo zrobię z tobą. Wiem, że tego pragniesz. Jak każdy, lecz nie każdy ma tyle szczęścia, co ty, Muko. Będziemy pływać w złocie.
- Zabijesz mnie? Przecież ty nie możesz żyć! Zabijesz mnie?
- Nie. Mogę. Nie. Pokażę ci to, czego szukasz. Jeśli twoje serce nie przesiąkło zgnilizną, nie jest do cna zatrute rządzą bogactw, zatopisz skarb i zdejmiesz z nas klątwę. Tak, jest nas wielu. Żaden z nas nie zdołał tego uczynić, ale co jakiś czas ktoś przybywa i zostaje poddany próbie.
- A jeśli odmówię?
- Już prawie dochodzimy.
- Jeśli nie chcę?! Dlaczego nie pozwolisz mi odejść? Proszę, nie chcę złota.
- A ja nie chcę być zawieszony między światami żywych i umarłych. Musisz spróbować, nie masz łodzi i szybko umrzesz na wyspie. Musisz spróbować.
Ostatnie słowa dały Muko nadzieję. Zajdzie, gdzie trzeba, zrobi, co musi, wróci do domu i już nigdy więcej nie wsiądzie do łodzi. Zamieszka na kontynencie, jak najdalej od morza. Wystarczy wrzucić to cholerne złoto do wody i będzie mógł wrócić. Tylko tyle. Nagle pewna myśl zaświtała mu w głowie.
- Jak mam wrócić, skoro zatopiłeś moją łódź?
- Są inne, ukryte, pokażę ci, jak przyjdzie pora.
Nie za bardzo miało to sens, ale Muko był zbyt przejęty własnym losem, żeby zastanawiać się nad łodziami. Musi tylko wrzucić przeklęte złoto do przeklętego morza.
Wyszli z lasu na małą polanę otoczoną z trzech stron lasem. Jej koniec zatopiony był w wodzie. Na środku znajdował się mały wagon na kółkach, a wokół niego w dwóch równych szeregach stali nieumarli, którzy niegdyś przybyli tu z takimi samymi nadziejami, czuli to samo, co Muko. Chłopak cały czas szedł za Bubbą. Przeszli przez szeregi, które otworzyły się przed nimi, pozwalając dojść do środka. Gdy już znaleźli się na miejscu, Muko wiedział, co należy zrobić. Z tego miejsca teren delikatnie opadał ku morzu, wystarczy pchnąć i zatopić wagon. Spojrzał na szeregi. Każda osoba, a może nieosoba, różniła się, ale twarze mieli podobne, wszystkie skierowane na niego. Odwrócił się od nich, oparł dłonie na wagonie. Stalowa rama była nagrzana od słońca i chłopak syknął z bólu. Przesunął dłonie bliżej siebie, gdzie były drewniane elementy i zaparł się. Nagle poczuł chęć przyjrzenia się skarbowi. Rozluźnił dłonie i wdrapał się po drabince do środka wagonu. Nieumarli wiedzieli już, co się stanie.

Na horyzoncie pojawiła się łódź. Stopniowo przybliżała się, a biały żagiel tańczył na wietrze. Po jakimś czasie można było dojrzeć twarze dwóch osób. Ojca i syna. Dotarli na wyspę. Ojciec wziął ze sobą dwa zwoje trzydziestometrowej liny. Na nic mu się nie przyda gdyż na wyspie były tylko wydmy i głębokie doły, a w jej połowie strzelały w niebo trzy potężne głazy. Tak wielkie, że ich cień osłaniał znaczną część wyspy. Zostawili łódź i oddalili się. Muko przyglądał się wszystkiemu z oddalonego o dwadzieścia metrów dołu. Będzie musiał zatopić łódź.


________________________________________

Proszę o uwagi, sugestie. Proszę również o porównanie tego tekstu z moim poprzednim:

http://fahrenheit.net.pl/forum/viewtopi ... =54&t=4473

czy jest jakaś poprawa?

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Wyspa skarbów

Post autor: neularger »

Autorze, nie prowadzimy badań porównawczych. Zwłaszcza pomiędzy tekstami wstawionymi w odstępie tygodnia. Czego można się w tak krótkim okresie nauczyć?
Mam wrażenie, że ten tekst wstawiłeś wyłącznie po to, by wymusić na Komentujących, poprzez porównanie, ocenę swojego poprzedniego tekstu. Ponieważ do tamtego tekstu, przed jego zamknięciem, dostałeś łapankę mam wszelkie podstawy aby i ten wątek zamknąć - złamałeś kolejny punkt regulaminu:
3. Prawo do zamieszczenia tekstu przysługuje każdemu chętnemu raz w miesiącu. W przypadku złamania tej reguły drugi tekst poleci w kosmos. Musimy zapewnić prawo do lansu wszystkim tym samym zakresie.
Czy, Autorze, masz problem z czytaniem ze zrozumieniem?
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Tomek
Sepulka
Posty: 44
Rejestracja: śr, 12 lip 2006 16:59
Płeć: Mężczyzna

Re: Wyspa skarbów

Post autor: Tomek »

Raz w miesiącu. W styczniu dodałem jedno i w lutym jedno opowiadanie. W regulaminie nie jest napisane, że odstęp między publikacjami musi wynosić 30 dni. Więc należy to sprecyzować.
Czego można się w tak krótkim okresie nauczyć?
Nauczyć może niewiele, ale budowałem krótsze zdania i inaczej narrację poprowadziłem.

Mam też wrażenie, że kiedyś było tu, na forum, milej, bez cwaniactwa ;)

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Wyspa skarbów

Post autor: neularger »

Raz w miesiącu. W styczniu dodałem jedno i w lutym jedno opowiadanie. W regulaminie nie jest napisane, że odstęp między publikacjami musi wynosić 30 dni. Więc należy to sprecyzować
Jednak złapałeś o co chodzi.
Jeżeli wcześniej miałeś wątpliwości,to należało dopytać zwłaszcza że już raz regulamin złamałeś.

Autorze, nie czytasz regulaminów i kiedy obrywasz za ich złamanie, to kreujesz się na ofiarę "cwaniactwa" moderatora, który powinien przymknąć oczy na Twoje lenistwo.
Narsil Twój post wyleciał jako niezwiązany z tematem.

Wątek zablokowany do 3 marca.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Cordeliane
Wynalazca KNS
Posty: 2630
Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23

Re: Wyspa skarbów

Post autor: Cordeliane »

Neu, regulamin powinien być jednoznaczny i nie poddawać się rozmaitym interpretacjom. Jeśli się poddaje, to Autor ma prawo interpretować na swoją korzyść, niestety. Sugeruję, byśmy zmienili ten zapis, bo rzeczywiście intencja była inna.

Tomku, narzucenie odstępu czasowego ma sprawić, by Autor ochłonął, przemyślał, przeanalizował. To, że czasem żaden moderator nie zwróci uwagi i nie dopilnuje konsekwentnie, czy wszyscy przestrzegają regulaminu, nie jest powodem, by próby utrzymania porządku określać jako cwaniactwo. To było określenie obraźliwe, nieadekwatne i IMO powinieneś za nie przeprosić.

Edit: Przepraszam za zamieszanie. ZWO zarządza Neu i byłam pochopna w podważaniu jego decyzji. Swoje zdanie przedstawiłam.

Edit: Skoro tak wiele osób uważa regulamin za nieprecyzyjny, poprawiliśmy z Cordi odpowiedni punkt.
Wątek odblokowany.
Neu.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3104
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Wyspa skarbów

Post autor: Juhani »

A co mi tam.
Tomek pisze:rybacy w niedzielne poranki nie pracują toteż było wyjątkowo cicho.
Chyba przecinka brakuje.
Tomek pisze:Często zawartość pokładu wypływała w morze, a fale znosiły ją na wyspę. Właśnie to miejsce stało się legendarne po znalezieniu sztabki złota.
Na pokładzie zasadniczo nie woziło się ładunku. Raczej w ładowni. A już złoto na pewno.
Tomek pisze:Pewnego dnia sztorm zniósł mężczyznę i łódź jego ojca na wyspę, na której wcześniej nie był. Bubba zrobił sobie szałas z gałęzi i liści i tam przeczekał. Kiedy się przejaśniło, zauważyłem, że łódź została rozbita na dwie części. Podniósłszy jedną z nich, poczuł, że stanął na czymś gładkim.
W której to jest w końcu osobie?
Tomek pisze:Wciągnął pół łodzi do wody, siadł okrakiem i wiosłował jednym wiosłem.
Jesteś pewien? Pływa deska, tratwa,itp., ale pół łodzi rzadko. Bywali rozbitkowie wolą rozwalić takie coś i zbić tratwę, bo pół łodzi jest zwyczajnie niesterowne, a pływanie na tym graniczy z cudem. Tyle moja wiedza, być może mam luki, nie wykluczam.
Tomek pisze:Niestety widział tylko błękit morza i nieba. Nic poza tym. Stracił całkiem nadzieję, kiedy słońce zaczęło chować się za horyzontem. Chwilę potem dostrzegł niewyraźny kształt przed sobą.
Deus ex machina.
Tomek pisze:Po siedmiu dniach nikt nie miał złudzeń, chłopak przepadł na zawsze, ale ojciec wierzył, że syn żyje, znalazł wyspę, złoto i żyje jako bogacz na kontynencie. Te myśli doprowadziły go do szaleństwa.
Właściwie czemu? Zlać takiego synka ciepłym moczem. Znalazł wyspę, żyje jak król, a ojciec i reszta rodziny od razu zaczęła mu wisieć. Żyje se panisko.
Tomek pisze:przeraził się na myśl o karze, która go spotka po powrocie. To zamroziło mu wszystkie mięśnie i walczył z nimi dobre pół godziny.
Bez komentarza. Osłabłem.
Tomek pisze:Pomyślał, że to strach hamuje ludzi przed dokonaniem wspaniałych czynów. Postanowił, że już nigdy niczego się nie będzie bał.
To się bardziej nadaje do opowiadania "Czternastoletni psychiatra". Moim zdaniem.
Tomek pisze:Według niego chłopak powinien zrobić sobie półtorej godziny przerwy w wiosłowaniu w chwili, kiedy ląd zniknie z pola widzenia. Było to konieczne, żeby dać słońcu czas na znalezienie się w odpowiedniej pozycji.
Swobodnie, że tak. Bez tego słońce nigdy by się w niej nie znalazło.
Tomek pisze:Ta wersja dotyczyła wyłącznie bezwietrznej pogody.
No tak jak było mówione wyżej. Wiatr mógłby przecież zepchnąć słońce z jego drogi.
Tomek pisze:Słońce było istotne, dzięki jego pozycji miał się odnaleźć pośród wodnej pustyni.
Wymiękłem. Sprawdziłem.
Wikipedia pisze:pustynie istnieją na obszarach skrajnie suchych o ujemnym bilansie wodnym
Tomek pisze:Chłopak, którego imię brzmiało Muko, spojrzał na swój stary zegarek. Skórzany pasek był przetarty z jednej strony i trzymał się na kilku nitkach. Dostał go od jednego z badaczy z kontynentu.
- Masz go, synu. Był ze mną już pół roku i do niczego się nie nadaje – powiedział Mukowi badacz.
LOL! A ja już zacząłem podejrzewać autora o brak poczucia humoru:)
Tomek pisze:Dziwni ludzie – pomyślał w tej chwili Muko, wpatrując się we wskazówki zegarka, który obejmował dłoń chłopca przeszło dwa lata.
A to nie pasek tak robił? A tak btw, zegarek nie nadawał sie do niczego po pół roku, a tu patrzcie! Dwa lata już chodzi!
Tomek pisze:Czas płynął bardzo powoli, a Muko czuł, że to przez podniecenie dlatego starał się nie myśleć o złocie, którego stanie się właścicielem już niebawem.
Muszę złożyć samokrytykę: nie zrozumiałem tego zdania.
Tomek pisze:Pogoda bywa zdradliwa, a nikt nie wiem, w którym kierunku popłynąłem.
Ponownie nie zrozumiałem. Coraz gorzej ze mną. Ale spróbuję jeszcze chwilkę.
Tomek pisze:Złoto spakuję do lnianych worków. A co jeśli będzie za ciężkie?
Ałtorze kochany... Zapewniam Cię, że będzie za ciężkie dla lnianych worków. Na plus dla Ciebie, że sporo zabawy dostarczasz:)
Tomek pisze:Bzdura, utrzyma pięciu mężczyzn, a złoto nie może być przecież cięższe.
Tutaj komentujący się poddał chwilowo, powalony napadem śmiechu. Postaram sie wrócić do komentowania za chwilkę,bo zanosi się na większy ubaw. ale to już wyślę, może przeczytasz.

e. literka.

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3104
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Wyspa skarbów

Post autor: Juhani »

Wróciłem po przetrawieniu informacji, że złoto nie może ważyć więcej, niż pięciu mężczyzn. Lecimy dalej:)
Tomek pisze:Wyobraźnia natarczywie podsuwała mu obrazy potworów z wyspy, które budzą się nocą, żeby wyruszyć na żer.
W dzień oczywiście żadne potwory nie żerują. Tak już mają i koniec.
Tomek pisze:Średnia wskazówka zegarka znalazła się o dwie kreseczki od pozycji, która oznaczała, że półtorej godziny minęło od postoju.
Oprócz średniej wskazówki, zegarki mają też prawą i lewą.
Tomek pisze:Fransi, jego starszy o dwa lata brat, sądził, że po pięciu godzinach dotrze tą drogą do wyspy.
Znaczy Fransi tam miał dotrzeć? A co z Muko?
Tomek pisze: Fransi nie powiedział tego wprost nikomu, lecz ogół wierzył, że chłopak regularnie odwiedza wyspę, przywozi skarby i zbiera je, żeby zbudować ogromny statek rybacki.
Nikt nie wie, że on płynie. Nikt nie wie, dokąd płynie. Jednak wszyscy widzą, że pływa tam regularnie. Buduje statek. Ze skarbów. W tajemnicy. Najpierw je przywozi, a potem zbiera. Te skarby.
Tomek pisze:Młodych chłopców fascynował pomysł, starszych rybaków niepokoił, bo to skazałoby ich na śmierć głodową.
Skarby zwykle tak robią. Każdy wie.
Tomek pisze:Był sędzią, kiedy dwóch młokosów się pobiło o muszle, był wyrocznią, kiedy nikt nie wiedział o jakiej porze ryby biorą najlepiej w danym miejscu, był lekarzem jeśli komuś spuchła noga po ukąszeniu owada. Nie znał się na tych sprawach, ale miał szczęście, bo jeszcze nikt nie wyszedł źle po otrzymaniu rady od niego.
Na niczym się znał, ale wszystko wiedział. Poseł czy senator on był?
Tomek pisze:Sława zwyciężyła miłość i naszkicował bratu mapę, mimo że nigdy tam nie był,
Jak wyżej, plus spora dawka śmiechu.
Tomek pisze:Niewypowiedziany głos brzmi całkiem inaczej niż ten, który wychodzi ustami i chłopiec zaśmiał się na tę myśl.
ROTFL! Uwielbiam Cię, Ałtorze!:)
Tomek pisze:Obejrzał się delikatnie, żeby nie zmienić kierunku łodzi.
W tym miejscu muszę to powiedzieć. Ałtorze, jeśli masz mniej, niż pięć lat, to świetne opowiadanie napisałeś:)
Tomek pisze:Wokół tylko czysty błękit i trochę złota. Może to było złoto, które znalazł Bubba?
Super! Zaczynam się wciągać!
Tomek pisze:Po przeżyciu sztormu i będąc w szoku, można się pomylić,
E, tam.
Tomek pisze:Chłopak zaśmiał się głośno, zapomniał o matce, o zgubie Bubby i znowu wiosłował żwawo w kierunku, którym rwało się jego rządne bogactw serce. Nikt go więcej nie spotkał w wiosce.
Naprawdę nie obiecuje, czy dotrwam do końca. Śmiech mnie zabija powoli. Wcale nie z powodu ortografii.
Tomek pisze:Wyspa wydawała się inna niż w opowieściach. Nie była taka ogromna. Była duża, ale nie ogromna.
A cięższa, niż pięciu mężczyzn?
Tomek pisze:Muko nie widział, jak wysoko tam było, ale postanowił, że to sprawdzi.
Dzielny chłopak. Bo nie po złoto przypłynął, ale geografem on był! Hej!
Tomek pisze:Nie był pewny, czy to magiczna sztuczka, czy po prostu nie zauważył wcześniej
Sztuczka, bez wątpienia. Jeśli przedtem było sto metrów bez lasu, a teraz jest dwadzieścia z lasem, to nie ma innego wytłumaczenia.
Tomek pisze:Odwrócił się od tego, w co później będzie musiał wejść,
Pozgadujemy, w co?
Tomek pisze:Ja zostanę i będzie cię krył z lądu – powiedział mu Fransi dzień przed wyprawą. – Jak się ojciec obudzi, powiem, żeś poszedł do lasu po banany.
Twardziel z tego brata. Nie zna się na niczym, wszystkim doradza, ma poważanie i jeszcze kryje z lądu.
Tomek pisze: Minie cały dzień nim się stary zorientuje, że nie ma łodzi,
No tak, bo po cholerę rybak miałby zajmować się swoją łodzią?
Tomek pisze:zakopał koniec liny jak najgłębiej w piasku i zanurzył się w lesie, zostawiając łódź na łaskę pływów.
Od razu mógł zostawić łódź na wodzie. Po co się męczyć kopaniem?
Tomek pisze:W lesie naprawdę było duszno, ale mógł oddychać, o co się martwił.
Upadłem i długo nie wstawałem. Uczyniłeś mi dzień, Ałotrze! :)
Tomek pisze:Do tej pory nie wiedział, że szedł pod górę i cała świadomość sytuacji spadła na niego potężnym ciosem, osunął się na brzuch i jęknął z bólu ramion i nóg.
A nie, teraz dopiero to zrobiłeś:))
Tomek pisze:Chwilę potem zasnął.
Ptak oczywiście? Bo tak wynika.
Tomek pisze:Mieszkam tu. Na wyspie
Ja też. Czasami. Piszę. Tak.
Tomek pisze:spojrzawszy na twarz mężczyzny. Była trupioblada, napuchnięta, z sinymi ustami i pustymi oczodołami. Twarz nieboszczyka.
i cały czas pamiętamy, że mężczyzna siedział tylem do bohatera.
Tomek pisze: Obserwował trupią twarz
Jak wyżej. Widzimy wszystko. Od tyłu też.
Tomek pisze:Pragnął uciec do łodzi i popłynąć do domu, ale był pewny, że spoczywa na dnie morza
Zakładam, że to łódź spoczywa? Na dnie morza circa metr od piaszczystej plaży?
Tomek pisze: - Zabijesz mnie? Przecież ty nie możesz żyć! Zabijesz mnie?
Mea culpa, nie załapałem ciągu logicznego.
Tomek pisze:Zamieszka na kontynencie, jak najdalej od morza.
Wiocha na wyspie już nie wystarcza??
Tomek pisze:- Jak mam wrócić, skoro zatopiłeś moją łódź?
- Są inne, ukryte, pokażę ci, jak przyjdzie pora.
No tak, mózgu to ten trup nie miał faktycznie. Topić łódź, żeby pokazywać inne, nieutopione.
Tomek pisze:Wyszli z lasu na małą polanę otoczoną z trzech stron lasem. Jej koniec zatopiony był w wodzie. Na środku znajdował się mały wagon na kółkach, a wokół niego w dwóch równych szeregach stali nieumarli,
Ja nic nie mam do tego fragmentu powyżej, tyko się popłakałem ze śmiechu, i chciałem to oznajmić:)
Na tym kończę i gorąco polecam przeczytanie tego opowiadania. Wszystkim, którym akurat jest źle, niedobrze, maja depresję czy po prostu zły humor.
Brawo Autorze! :))

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Wyspa skarbów

Post autor: Małgorzata »

Juhani już się pobawił, ale i ja dorzucę swoje trzy grosze, bo pula błędów wcale się nie wyczerpała.
Przed nim (chłopakiem wymienionym na początku - przyp.mój) znajdował się bezkres morza, jego powierzchnią nie targał wiatr (ciach!)
Pogrubione zdradliwe zaimki. Pochylona niezręczność frazeologiczna.
(ciach!) na początku ludzie słuchali z zaciekawieniem, lecz potem drwili z niego i niedowierzali. Bubba przez kilka godzin był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie i tak to już z ludźmi jest.
Zróżnicowanie form fleksyjnych nie uprawnia do powtórek, Autorze. Tutaj popełniłeś nie tyle błąd, co grzech stylistyczny. Jest jeszcze niedowierzanie, któremu nie dowierzał nikt...

A skoro już przy drugim akapicie jesteśmy, rzuciło mi się w oczy coś jeszcze.
Początek opisu:
Dno morza było w tym miejscu wyjątkowo zdradliwe, w jednej chwili statek kołysał się na falach, by w następnej ugrząźć na mieliźnie lub uderzyć w podwodny głaz i zatonąć. Każdego miesiąca zdarzał się co najmniej jeden wypadek. Często zawartość pokładu wypływała w morze, a fale znosiły ją na wyspę. Właśnie to miejsce stało się legendarne po znalezieniu sztabki złota.
Podkreśliłam to, co stanowi konkluzję w tym fragmencie.
Ale pod koniec czytam:
Nikomu nie udało się dotrzeć do wyspy z opowieści
Początek sugeruje, że ta wyspa istnieje i nie ma wątpliwości, gdzie się znajduje. Pod koniec epizodu jest jednak inaczej. Mącipole, niespójność w przekazie.

W nawiązaniu do powyższego epizodu pada równie niespójne stwierdzenie (w kolejnym akapicie):
Chłopak w łodzi znał tę historię i szczerze wierzył w jej prawdziwość.
W co dokładnie wierzył chłopak? Że istnieje wyspa i że Bubba znalazł tam złoto, czy może w to, że ojciec Bubby oszalał i twierdził, że syn żyje i ma się dobrze? Nie wynika z zacytowanego zdania, co ma być prawdą, w jaką chłopak z łodzi wierzy.
Znowu mącipole.

Do tego dochodzi nieopanowanie polskiej gramatyki, o czym świadczą takie zdania, jak:
Fransi, jego starszy o dwa lata brat, sądził, że po pięciu godzinach dotrze tą drogą do wyspy.
Fransi sądził, że dotrze. Rzecz w tym, że nie Fransi wybrał się na wyprawę.
naszkicował bratu mapę, mimo że nigdy tam nie był, przemawiał, jakby tam mieszkał, a w domu bywał w gościnie, co dodało mu wiarygodności.
Po tylu domyślnych podmiotach przestałam się orientować, kto się kryje za zaimkiem. Mogę obronić dowolną opcję, ale nie o to chodzi, nieprawdaż?
Obejrzał się delikatnie, żeby nie zmienić kierunku łodzi.
Powstrzymam się od komentarza na temat tego, co zaznaczyłam pochyleniem. Zastanawia mnie jednak, co to łódź była, skoro obrót ciała wioślarza może nadać jej inny kierunek... yyy... kajak dmuchany?
Chłopak zaśmiał się głośno, zapomniał o matce, o zgubie Bubby i znowu wiosłował żwawo w kierunku, którym rwało się jego rządne bogactw serce.
Pochylenie - niejasność semantyczna.
Podkreślenie - składnia cokolwiek kulawa.
Pogrubienie - wiedziałam, że to musi nastąpić, Autorze. Porównaj zapis i znaczenie. Wbrew pozorom ortografia czasami się przydaje, żeby uniknąć bełkotu.

I tak dalej...

Naszła mnie refleksja. Dawno temu Progenitura, nie ukończywszy lat jeszcze fafnastu, napisał dziełło, a raczej dziełłko, które to dziełłko mi pokazał. Wyraziłam swoje zdanie szczerze, uznałam bowiem, że w edukacji smarkacza będzie to bardziej przydatne niż czcze komplementy. Progenitura nigdy już nie podjął prób pisarskich (przynajmniej takich, o których bym wiedziała) - ale po lekturze Twojego tekstu, Autorze, zastanawiam się, czy nie stłamsiłam wtedy przyszłego laureata Nike i Paszportu Polityki...
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Tomek
Sepulka
Posty: 44
Rejestracja: śr, 12 lip 2006 16:59
Płeć: Mężczyzna

Re: Wyspa skarbów

Post autor: Tomek »

Zabawni jesteście. Zwłaszcza ostatni akapit Małgorzaty mnie rozbroił. Jeśli to prawda i Progenitura tak łatwo dał się stłamsić, to zupełnie nie ma się czym chwalić, a raczej powinno drżeć o jego przyszłość hihi.
Dzięki za odpowiedzi.

PS. Chodzi o całokształt, czy błędy?

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3104
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Wyspa skarbów

Post autor: Juhani »

Tomek pisze:Zabawni jesteście
Dzięki:) Ty też:) W każdym razie ja dawno się tak nie ubawiłem, popłakałem się ze śmiechu naprawdę, za opowiadanko ładnie podziękowałem:)
Bardziej serio: problem jest w tym, czy Ty taki właśnie efekt chciałeś osiągnąć? Jeśli tak, to ok. Jeśli zaś to miało być coś w rodzaju horroru, to gdzieś blisko miejsca zatopionej łodzi z opowiadania by się uplasowało.
Tomek pisze:Chodzi o całokształt, czy błędy?
Jedno i drugie.
Jedno, to już jak wskazałem wyżej. Płaska fabuła, infantylizm rozumowania, brak spójności, niezdarne opisy. Wszystko to dyskwalifikuje ten tekst. Podkreślam "ten", bo nie mam innych danych na temat Twojego warsztatu, być może jest to brak umiejętności, być może co innego.
Drugie, bo brak szacunku dla czytelnika, wyrażający się brakiem researchu, błędami ortograficznymi, błędami stylistycznymi, ułomną gramatyką. Ja nie zajmowałem się tym wszystkim, bo co drugie zdanie musiałbym wypunktować.
W sumie dało to dosyć kiepski efekt, z jednym zastrzeżeniem - jeśli ma się dobrą wolę, jak ja miałem, i potraktuje się opowiadanie jako parodię horroru, to można się pośmiać.
Dostałeś wypunktowanie, wiesz, gdzie było nie tak (prawie wszędzie), od Ciebie zależy, co z tym zrobisz.
Gdyby to jednak było na serio, włożyłeś w to serce i chciałeś coś stworzyć, a być może dalej będziesz chciał, to skorzystaj z tych uwag. I traktuj je jako uwagi do tekstu, nie do Ciebie. My tu oceniamy teksty, nie ludzi.
P.S. Na pocieszenie - moje pierwsze dwa opowiadania tutaj wystawione, też strzaskali. Nie wiem, czy następne były lepsze, ale nie miały już tych błędów:))

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Wyspa skarbów

Post autor: neularger »

Juhani pisze:Na pocieszenie - moje pierwsze dwa opowiadania tutaj wystawione, też strzaskali. Nie wiem, czy następne były lepsze, ale nie miały już tych błędów:))
Mówimy o "Opowiadaniu I"? To nieprawda, doskonale o tym wiesz. :)
Po pierwsze napisałeś opowiadanie (a nie tekst jak powyżej), po drugie Twoje opowiadanie miało tylko drobne usterki.
To co Autor wstawił i Twoje opowiadanie, to zupełnie nieporównywalne rzeczy.

e. x2
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Wyspa skarbów

Post autor: Małgorzata »

Tomek pisze:Zabawni jesteście. Zwłaszcza ostatni akapit Małgorzaty mnie rozbroił. Jeśli to prawda i Progenitura tak łatwo dał się stłamsić, to zupełnie nie ma się czym chwalić, a raczej powinno drżeć o jego przyszłość hihi.
Progenitura nie miał wystarczających kompetencji językowych, żeby zostać pisarzem in spe, ale z pewnością dość, żeby się zorientować, ile mu brakuje. :P
Czemu miałabym się bać o jego przyszłość? Przejawił sporo zdrowego rozsądku. :P

Ale refleksję obudziło we mnie co innego. Podejrzewam, że jesteś, Autorze, starszy niż Progenitura. Jednak to małoletni smarkacz napisał utwór - kaleki okrutnie językowo i koncepcyjnie wtórny, ale spójny fabularnie. Dlatego zaczęłam się zastanawiać. Bo Tobie, starszemu i bardziej doświadczonemu (również, jak przypuszczam, czytelniczo) ta sztuka się nie udała.
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Tomek
Sepulka
Posty: 44
Rejestracja: śr, 12 lip 2006 16:59
Płeć: Mężczyzna

Re: Wyspa skarbów

Post autor: Tomek »

No to wszyscy mieliśmy ubaw. Więc jest w porządku.
Bardziej serio: problem jest w tym, czy Ty taki właśnie efekt chciałeś osiągnąć?
Na pewno nie chciałem, żeby ktokolwiek drwił, a wszystko inne jest do zaakceptowania.
Na pocieszenie
Nie trzeba. Zwłaszcza, że jak piszesz, całe "opowiadanie" to jeden wielki błąd - haha.
Czemu miałabym się bać o jego przyszłość? Przejawił sporo zdrowego rozsądku.
Zrozumiałem twoją wcześniejsza wypowiedź tak: dziecko zrobiło coś nowego, powiedziałaś, że zrobiło to źle, dziecko się poddało. Po czterech latach studiów mogę stwierdzić, że to dość częsta przypadłość - rezygnacja po porażkach, nawet tych mniej dotkliwych. Wiem, że to nie to samo. Do pisania potrzebny jest talent, a żeby skończyć studia często wystarczy sam upór, ale jak przekonać się o talencie jeśli zabraknie uporu? Nie mówię tu o niczym konkretnym, zwykłe rozważania w próżni.
Bo Tobie, starszemu i bardziej doświadczonemu (również, jak przypuszczam, czytelniczo) ta sztuka się nie udała.
Nie wiem, o jakim doświadczeniu mówisz, ale w pisaniu twój progenitura pewnie mnie rozkłada na łopatki :P

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Re: Wyspa skarbów

Post autor: Małgorzata »

Nie wiem, czy Progenitura rozłożyłby kogokolwiek na łopatki w pisaniu - porzucił próby literackie na rzecz eksperymentów pirotechnicznych na balkonie (do dziś nie oddał mi moździerza i młynka). :P

Ale nauczył się korzystać ze słownika (ostatecznie ma w zasięgu wrzasku mobilny kontekstowy SJP z korektą) i od czasu do czasu sięga po książkę (niekiedy nawet taką, którą redagowałam). :)))
So many wankers - so little time...

Awatar użytkownika
Tomek
Sepulka
Posty: 44
Rejestracja: śr, 12 lip 2006 16:59
Płeć: Mężczyzna

Re: Wyspa skarbów

Post autor: Tomek »

Ok, ja przez ostatnie lata czytałem głównie podręczniki, a pisałem dużo, ale notatek na zajęciach dlatego powiedziałem, że mnie Progenitura rozłożyłby na łopatki, mimo że jestem już stary. Czasami mam ochotę coś stworzyć, wtedy brzdąkam sobie na gitarze, rysuję, a teraz chciałem napisać opowiadanie i chcę nadal więc do zobaczenia 3 marca - haha. Bez obaw, nie marzę o byciu pisarzem, pisanie to po prostu świetna zabawa. Zwłaszcza, że studiuję praktyczny kierunek (chociaż na zajęciach terenowych niejednokrotnie sceneria wydaje się wręcz stworzona dla twórczych dusz) - leśnictwo i ta połowa mnie chcąca tworzyć nie ma możliwości rozwoju :P

ODPOWIEDZ