Macwell wrócił znów do środka i wszedł za ladę. Prócz kilku zakurzonych kufli i szklanek, nic nie znalazł. Również w małym barku znajdującym się naprzeciwko baru, pozostały tylko wspomnienia po alkoholu.
Nie potrzebne powtórzenia. Nawet mnie bije po oczach. Ale to nie wszystko. Dalej wcale nie jest lepiej.Na pierwszym piętrze znajdowało się kilka pokojów gościnnych. Po lewej stronie znajdował się mały stolik, na którym stał pusty, szklany wazon po kwiatach
Przyznaję, zaplątałam się w tym fragmencie - nie wiem co, jak i gdzie. Jak metaliczny szmer może za chwilę być melodyjny?Macwell stanął na chwilę w miejscu i zaczął wsłuchiwać się odgłosom. Na początku nic nie słyszał, lecz im dłużej wytężał słuch, tym większe miał wrażenie, że słyszy jakąś melodię. Był to dziwny metaliczny, szmer, który zaczął wypełniać pusty korytarz. Z minuty na minutę stawał się coraz silniejszy. Mężczyźni mieli nie odparte wrażenie, że im dłużej stali w miejscu tym dźwięk był wyraźniejszy i głośniejszy, aż do momentu, w którym dało słyszeć się słowa dziwnej pieśni.
Dalej opisujesz to, jak Twoich bohaterów owy "metalicznie melodyjny szmer", zahipnotyzował. Wszystko niby ok, ale skoro
, to ja nie wiem, czy byli, czy jakby, czy w transie. Hmm?(...)byli jakby w transie(...)
No, tu przyznaję, że sama zaczęłam się zastanawiać, czy narrator jest ślepy, czy po prostu głupi. Autorze, pomyśl, skoro podróżnicy zauważyli kałużę krwi, to tym bardziej widzieli ranę, zwłaszcza tej wielkości.Na podłodze leżał nagi mężczyzna w kałuży krwi.(...) Na pierwszy rzut oka nie było widać śmiertelnej rany, lecz gdy Macwell z Gorthem weszli do pokoju, na plecach zauważyli długą, kłutą bliznę. Przebiegała ona od łopatki aż po miednice. Na wysokości serca z martwego ciała wystawał ostro zakończony przedmiot.
Nie mam więcej czasu, ale powiem tak:
1.Pierwsze zdanie zniechęciło mnie do dalszego czytania, ale przebrnęłam. Żałuję. Narrator lubi się powtarzać, a jego słownictwo jest ubogie. Przemilczę już skłonność do zaprzeczania samemu sobie. (Może narrator ma rozdwojenie osobowości i kłóci się sam ze sobą?)
2. Błędy, błędy i jeszcze raz błędy. O ile jestem w stanie wybaczyć Ci, Autorze, brak jednego, czy dwóch przecinków (sama nie jednokrotnie o nich zapominam, więc jak mogłabym nie przymknąć na to oka:)), o tyle tak złe ich rozmieszczenie wali mnie po oczach.
3.
??? Co to jest???dogasające ogniska, które rozpalali
Wewnątrz czego?odczuwali wewnątrz niepokój
Mała, malusieńka, maluteńka... Za dużo zdrobniana. Fuj!(...) małe pęknięcie(...)mała, (...) kropelka krwi
Chyba w niej?Drzwi od niej były wyważone.
4. Pogubiłeś się strasznie w tym co piszesz. Opis zimy- do kitu. Ale o tym już mówili i Małgorzata i Neu, więc nie będę parafrazować.
5.To nie jest opowiadanie - nie ma budowy napięcia - narrator jest drętwy, nie wprowadza czytelnika w nastrój. ŹLE! ( Wiem, teraz to mądra jestem, a sama u siebie tego nie widziałam:))
6. Za dużo chciejstwa. Nic nie wiem. Pamiętaj, że czytelnik musi mieć podane na tacy pewne dane, z których będzie mógł wyciągnąć całość. A z pustego to i Salomon...
7. Może pomysł da się uratować. Pracuj nad tym.
Ps. Przejrzałam poprzednie wątki i łatwiej mi wyłapać błędy, które popełniłam. Poza tym, wzięłam sobie kilka rad do serca i zwracam baczniejszą uwagę na to, co piszę i w jaki sposób.
< Zmyka >
edit; cytaty...