Jak patrzyłem na koszty drukowania to jako prywatna osoba o przeciętnym dochodzie spokojnie mógłbym z własnej kieszeni sobie wydrukować książkę w 500 czy 1000 egzemplarzy.
A gdyby tak każdy autor szarpnął się na wydanie książki własnym sumptem, ale w jednej dla wszystkich serii i do złudzenia podobnej szacie graficznej, i jakoś dogadał się z innymi, aby zgrać wydawanie poszczególnych tytułów w czasie, po czym najobrotniejszy z nich, w imieniu wszystkich dogadał się w sprawie dystrybucji np. z Olesiejukami?
Każdy rozlicza się osobno, każdy jest niezależny i robi co chce (w ramach przyjętych reguł), kazdy współuczestniczy w promowaniu serii, itd.
To chyba byłoby niezłe rozwiązanie :)
Moja wypowiedź, A.Masonie, nie była próbą krytyki autorki - bo niby z jakiego powodu miałbym krytykować? Ani też niecnym szukaniem złych mechanizmów. Powstało kolejne wydawnictwo - jeszcze jedna brama łącząca dwa światy: autorski i czytelniczy. Pytałem jedynie, co by wynikło, gdyby drogą Brzezińskiej podążyli inni piszący, dla których jedynym sposobem na skrócenie łańcucha zależności byłoby stworzenie własnego wydawnictwa. I jak by na to zareagował czytelnik
edit bo się nagle zrobiło tłoczno.
Ostatnio zmieniony ndz, 11 sty 2009 14:00 przez terebka, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie spółdzielnia.
Każdy działa na własną rękę, a jedyne co ich łączy, to wygląd okładki (aby się kojarzyła z serią).
Kolejność wydawania tytułów jest o tyle istotna, aby hurtownia dostawała co jakiś czas świeży towar. Jak tam od czasu do czasu ktoś coś przyspieszy albo i opóźni, świat się nie zawali.
Istnieje wiele sposobów miłego spędzania czasu za własne pieniądze. Wydawanie swoich książek jest jednym z nich. Tadeusz Duda świadkiem! Ja jednak myślałem, że rozmawiamy tu o tym jak lepiej żyć z pisania...?
A.Mason pisze:Poziom wynagrodzen dla autorow oraz poziom redakcji ksiazek tez pozostawial wiele do zyczenia. Ania chciala to zmienic...
Buhahahahahahahahhahahahahhahahhahahahahahahahahahahaha!!!
O Jezu... Jak chcecie żeby Przewodas umarł ze śmiechu opowiadajcie mu więcej o tym jaka Ania Brzezińska jest miła i dobra... Hahahahahaha!
To taka sama konwentowa propaganda dla naiwniaków, jak opowieści o chorobie psychicznej Przewodasa. Jeżeli twardą walkę o swoje nazywa się chorobą, to świat zwariował. I to by się zgadzało...
Ale czytelnik raczej nie kupuje serii / wydawnictwa tylko autora / tematykę / promocję. Podobno niektórzy kupują losowych ludzi FS na podstawie marki FS, ale to chyba wyjątek a nie reguła wśród wydawnictw.
Myślę że czytelnikowi 500 mikrowydawnictw w niczym by nie szkodziło. Za to redaktorzy zaczęliby budować markę jako konkretne nazwiska a nie jako niewidzialna część wydawnictwa.
Szczególnie że "seria" polegająca na tym że przypadkowi ludzie wydają pod namiastką jednego sztandaru nie miałaby żadnej marki bo nie trzymałaby żadnych standardów ani nie miałaby żadnego kierunku.
nie rozumiem was, jestem nieradioaktywny i nie może mnie zniszczyć ochrona wybrzeża.
Jedno jest pewne, tego typu działalność spółdzielcza musiałaby mieć oparcie w sieci, najlepiej w portalu tematycznym lub czasopiśmie...
W ten oto sposób dochodzimy z powrotem to zagadnienia, które zapoczątkowało ten wątek. Kto z inicjatorów byłby zainteresowany takim rozszerzeniem rekrutacji?
Gdyby już przyszło co do czego, byłbym za tym, by tą drogą wydawać zarówno książki polskie jak i zagraniczne.
Ze swojego skromnego doświadczenia - sam kiedyś, z jednym z forumowiczów i członkiem redakcji dwóch internetowych pism fantastycznych ;) rozmawiałem o tym, by rozpocząć taki cykl wydawniczy.
Samo wydrukowanie książki jest stosunkowo tanie, nawet przy założeniu, że chcemy mieć twardą okładkę, nawet przy 500 sztuk nakładu (tylu liczę bardzo optymistycznie, chętnych na płacenie stałego "abonamentu" i otrzymywanie jednej, ładnie wydanej książki miesięcznie. To jest sam druk. Do tego dochodzi grafika na okładkę (koszty grafika) koszty redaktora (tak, kocham literaturę fantastyczną i za redakcję jednego z Ksinów dostałem od wydawcy aż 200 zł*, ale wtedy byłem młody i naiwny, a teraz jestem duży, zarabiam na życie i na tym też chciałbym), korekty, składu. Plus honorarium autorskie.
Plus trochę kasy dla wydawcy, po to, żeby mu się chciało wydać kolejny tytuł serii, opłacić wszelkie badziewia związane z prowadzeniem firmy itepe.
I tak - żeby się to wszystkim opłacało, a Przewodas dostał swoje 10 tysięcy złotych przy 500 abonentach, mamy 200 zł od książki tylko dla Przewodasa. Około 8 zł od książki dla drukarza, co najmniej dwa złote dla grafika (dałem grafikowi 1000 złotych za pracę. Mało?), trochę złotych dla mnie (redakcja i koszty wydawnictwa, a co? ;) ), trochę dla koleżanki korektorki, razem około 300.
Sorry.
300 zł miesięcznie za jedną książkę? Jeszcze na dodatek bez gwarancji, że wyskrobię je co miesiąc, bo akurat mi się autor miesiąca nie podoba i nie mam ochoty mieć jego dzieła na półce?
Być może książka w dzisiejszych czasach to dobro luksusowe, ale nawet będąc (jeszcze) singlem i zarabiając swoją prawie średnią krajową odpuściłbym sobie chyba taki wydatek.
Ktoś tu musi zredukować swoje oczekiwania finansowe ;)
* Są tacy wydawcy, Przewodasie, którzy nie oszczędzają na autorach, ale na wszystkim innym to i owszem...
Ostatnio zmieniony ndz, 11 sty 2009 15:04 przez eses, łącznie zmieniany 1 raz.
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie
Szczególnie że "seria" polegająca na tym że przypadkowi ludzie wydają pod namiastką jednego sztandaru nie miałaby żadnej marki bo nie trzymałaby żadnych standardów ani nie miałaby żadnego kierunku.
Niekoniecznie.
Można ustalić jakieś zasady akceptacji tekstów do serii, wprowadzić jakąś selekcję. Już teraz jest duża wymiana informacji między twórcami o powstających książkach, więc to chyba nie jest problem.
Jedno jest pewne, tego typu działalność spółdzielcza musiałaby mieć oparcie w sieci, najlepiej w portalu tematycznym lub czasopiśmie...
Przecież prawie każdy piszący jakieś umocowanie w sieci ma, a i czasopisma pewnie taką inicjatywę rodzimych twórców by wsparły ;)
Tak, wiem, w jakich nakładach drukowane i sprzedawane są książki Przewodasa, Andrzeja Pilipiuka, czy Dukaja. I na tych trzech, plus jeszcze paru innych, zarobiłbym najwięcej i zebrałbym na nie spokojnie 10 tysięcy abonentów, jak przypuszczam. Ale - załóżmy - 10 tysięcy czytelników Przewodasa nie rzuci się w tej samej liczbie na książkę Piotrka Rogoży, Kuby Małeckiego, Kuby Nowaka czy Czarka Zbierzchowskiego (nazwiska dobrane przypadkowo z młodych twórców) tylko dlatego, że są w tej samej serii co Przewodas. A będąc wydawcą ich też chciałbym wydawać.
Co nie zmienia faktu, ze tak, z przyjemnością wziąłbym udział w projekcie wydawnictwa "abonamentowego". Czyżbyśmy zaczynali badanie rynku? ;)
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie
To dorzućmy jeszcze instytucję Krytyka Zaufania, który bezstronnie i fachowo rekomenduje młodzików. Da się wylansować kogoś takiego? Czy będzie jak w futbolu - totalne drukarstwo...?
eses pisze: w projekcie wydawnictwa "abonamentowego"
Może taki mechanizm, jak (nie wiem czy teraz,kiedyś na pewno) w Świecie Książki? Jeśliw tym miesiącu nic nie zamówisz, bierzesz to, co dla ciebie wybierzemy?
Przewodas pisze:To dorzućmy jeszcze instytucję Krytyka Zaufania, który bezstronnie i fachowo rekomenduje młodzików. Da się wylansować kogoś takiego? Czy będzie jak w futbolu - totalne drukarstwo...?
Jak druk, to druk;). Nawet gdyby książki miały być w formie kserokopii rękopisu.
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.
Przewodas pisze:Jedno jest pewne, tego typu działalność spółdzielcza musiałaby mieć oparcie w sieci, najlepiej w portalu tematycznym lub czasopiśmie...
Tak robią podziemne wydawnictwa z muzyką metalową - dzięki czemu oryginalne płyty znanych polskich zespołów średniej klasy (takich jak Hermh czy Dead Infection) kosztują od 6 zł do 25 zł, a nie 35 - 60 zł. Dystrybucja za pomocą sieci (strona www) i katalogu będącego jednocześnie zinem, gdzie są wywiady z muzykami (co ważne) nie tylko ze stajni tego akurat wydawnictwa. Do tego stoisko z płytami i koszulkami na każdym koncercie metalowym w okolicy "bazy" (w tym przypadku Białegostoku, bo mówię tu o Metal Jeers Distro). No i sami organizują trasy zespołom przez siebie wydawanym - co prawda skromne, tygodniowe, ale oblatujące większe miasta w Polsce. Do tego jeszcze dobre kontakty z innymi zinami, gdzie pojawiają się wzmianki o Metal Jeers oraz współpraca z jednym ze sklepów w mieście. Całkiem składnie im to wychodzi, nie wiem jak finansowo, ale ich asortyment powiększa się z imprezy na imprezę - jakiś czas temu weszły koszulki ich produkcji.
Twardy, kruchy i pozbawiony życia. (by Dabliu)
Dziękuję wszystkim za pomoc mojemu menelowi! I proszę o kolejne datki:p
To już naprawdę fantastyczne koncepcje :) O ile można ewentualnie wyobrazić sobie pisarzy ( nieważne młodych czy "starych") jako grupę wspierajacą się nawzajem w pewnych okolicznościach ( choć trudno, trudno, widząc jak jedni pods..wają drugich), a przynajmniej niezwalczającą czynnie konkurencji, to idea wydawniczej urawniłowki abonamentowej jest ekstremalnie odjechana. Już sobie wyobrażam jak Dukaj czeka cierpliwie w kolejce za Przewodasem, a Przewodas przepuszcza szarmancko przodem Białołęcką ;) Pisarze to indywidualiści ze względu na swoje ego ( każdy chce być najlepszy), a jakikolwiek biznes ( także wydawniczy) to walka o klienta ( dobrze, jeśli toczy się z zachowaniem pewnych zasad). Wydawnictwa zawsze chciały ( i będą nadal do tego dążyć) wydawać najlepszych, inni ich nie interesują, chyba, że jako narybek w który warto zainwestować.
"Panie, ten kto chce zarabiać na chleb pisząc książki, musi być pewny siebie jak książę, przebiegły jak dworzanin i odważny jak włamywacz."
dr Samuel Johnson