A po co aż tyle kłopotu, żeby ktoś nie mógł Cię czytać? Wystarczy nie pisać.Przewodas pisze:Gdyby nasz projekt doszedł do skutku zamówiłbym dobrej jakości drukarkę i sam wydrukował u siebie te 100 egz. i rozesłał pozostawiając kwestię oprawy odbiorcom. Postarałbym się też o papier utrudniający kopiowanie ksero, chyba są takowe? Np ulegające natychmiastowemu sczernieniu pod wpływem światła kserografu...
Cały czas myślałem, że mówimy o pomyśle wydawnictwa elitarnego, które zarazem nie hamuje normalnego obiegu książek (czyli wersja elitarna dla czytelnika, który zapłaci abonamentowo, dla niego jest szybciej, lepiej, w pierwszej kolejności, a po kilku latach wersja dla mas, za normalne 30 złotych). Ale jeśli ma pisarza czytać sto osób i tylko sto osób, oraz pisarz pisze tylko dla nich, to co chcą czytać, nic więcej, to ja się wycofuję. Nie lubię popierać utopistów - to raz. Dwa - to już z pisaniem nie ma nic wspólnego, to po prostu ekonomia.
Przez tą dyskusję przejawia się niewyartykułowana teza, że o genialności utworu świadczy to, za ile zostanie sprzedany. Ewentualnie ile egzemplarzy pójdzie w świat, by autor na tym zarobił.
Pytam się ja, prosty człowiek, ale mający świadomość, gdzie jest granica bełkotu, a gdzie sensowności - kto Ci w takie tezy Przewodasie uwierzy?
Aha, jeszcze jedno. Co zrobicie jeśli wersje dezinformacyjne, z zasady darmowe, bo dla wszystkich, będą lepsze niż wersja oryginalna? Za darmo oddacie świetne historie. No chyba, że świetna historia nigdy nie jest darmowa...