Ze mnie w sumie zaden tam autor (ot, dwa opowiadanka opublikowane in spe i pare, ktore maja nadzieje byc opublikowane), ale jakos nie moge sie zgodzic z tym mijaniem zapalu - przynajmniej tak bylo w moim wypadku. Oba teksty zaczalem od *napisania* zakonczenia i nie uwazam, zeby cokolwiek na tym stracily. Rednacz, ktory je przyjal, widocznie tez tak uwazal. No ale to juz degustibus.Matheous pisze:Rzeczywiście autor aż rwie się, by w końcu napisać tą kulminacyjną scenę, która jak na złość tkwi w wyobraźni i nie chce wyleźć. Ale jeżeli zaczniemy pisanie, mając tą scenę już *napisaną*, wiedząc, że oto już jakaś wersja ostateczna, że całe pisanie to już tylko doprowadzenie wszystkich nitek do tego jednego kłębka, którego nijak rozplątać, zmodyfikować... No, to jakoś tak mija zapał. Skoro pisząc chcemy tylko dobrnąć do jakiejś sceny, to po co pisać, gdy tą jedną scenę już mamy?
Jak jest u mnie z konspektami? Teraz raczej nie wyobrazam sobie pisania 'na powaznie' nie wiedzac, dokad zmierzam. Nie musi byc nawet na kartce - najczesciej, zwlaszcza przy mniejszych fragmentach, ukladam sobie w glowie. Do tego jakies abstrakcyjne rysunki, ktorych z czasem nawet ja nie rozumiem, jakies pojedyncze zdanka dla kluczowych momentow, etc.