Zaiste, popłynął strumień postów, że się tak wyrażę. Czuję się wręcz jak ta wiewiórka z żołędziem, co to doprowadziła do epoki lodowcowej.;-)nosiwoda pisze:Ojojoj, Radioaktywny, poruszyłeś temat-rzekę.
Argumenty forumowiczów brzmią jak dla mnie przekonująco. Chciałbym jednak zaznaczyć, że o ile kwestie "siadania po turecku" i "pekińczyka" faktycznie okropnie mnie dręczyły (może po powyższych postach przestaną), o tyle kwestię "króla" nie uznawałem za aż tak poważną. To znaczy, że nie krzywiłem się na każdą wzmiankę o królu w książkowych Neverlandach, nie rzucałem książki w kąt z okrzykiem: "W Śródziemiu (przykładowo) nie było nigdy Karola Wielkiego! Tam nie może być króli! Nie czytam tego!". Co to, to nie. Ów problem naprawdę nie dawał mi spokoju jedynie przez króciutki odcinek czasu, w trakcie którego rozważałem, czy nie zamienić króla z Neverlandu w mojej powieści na konunga? Ale niedługo potem skonstatowałem, że przecież w moim Neverlandzie są też cesarze, a cesarza nie mam za bardzo na co zamienić. Więc królowi upiekło się i pozostał.
Ja nie mówię, że każdy wyraz mający podłoże etymologiczne w nazwie własnej z naszego świata musi być zamieniany na jakiś inny, jeśli opisujemy świat fikcyjny. No i wiadomo, z terminologią nie wolno się zagalopować. Oczywistym jest, że lepiej będzie brzmieć dla czytelnika zdanie "Król wydał rozkaz oficerowi, by szykował żołnierzy do bitwy" niż "Korehegg wydał rozkaz lurtewinylowi, by szykował aramongów do stalomordni."Navajero pisze:Każdy tekst, nawet taki, który jest absolutnie nowatorski, musi się odwoływać do wiedzy czytelnika. Stąd nie ma co przesadzać z terminologią. To są rzeczy umowne. Oczywiście można przesadzić stosując współczesne pojęcia, ale granica jest tu płynna i każdy rozsądny czytelnik zdaje sobie z tego sprawę.
Nie wiem, jak jest u Brzezińskiej, ale Sapkowski nie tylko tworzy quasi-średniowieczny język, ale też chętnie wtłacza pomiędzy polskie i staropolskie zdania rusycyzmy. Gdzieś w "Czasie pogardy" padło zdanie: "A tyś aby nie zabył o czymś?"Navajero pisze: Typowym tego przykładem jest stylizacja języka. Nawet najlepsi ( IMHO Sapkowski i Brzezińska) tak naprawdę sami tworzą quasi - średniowieczny język.
Tak a propos: to mi przypomina, jak czytałem wprowadzenie do książki Artura Szrejtera "Mitologia germańska", popełnione przez profesora Wojciecha Nowakowskiego. Pan profesor wspomniał tam o germańskich agentach wywiadu. Aż się musiałem pytać mojej nauczycielki od historii, czy w tamtych czasach w ogóle funkcjonowały takie określenia jak "agenci" czy "wywiad" (tak jak sądziłem, odpowiedź była przecząca). Taki przykład wygodnictwa i celowej anachronizacji.Co innego jak umiejscawiamy np. akcje w Polsce w XVII w. Wtedy wypada stosować archaizację. I np. alfons byłby nie na miejscu. Chyba, że autor celowo anachronizuje.
Kiedyś, przyznaję z naprawdę, NAPRAWDĘ wielkim wstydem, popełniłem ów ciężki grzech. W moim baśniowym świecie wystąpił wojownik, mówiący językiem dzisiejszych nastolatków (a przynajmniej ich łysej części). Na szczęście szybko odkryłem głupotę tego zabiegu i ziomalski wojownik poszedł precz. Nigdy więcej takich grzechów.Meduza 710 pisze:Ale i nie wolno w usta pseudośredniowiecznych postaci wkładać wkładać współczesnego języka, w tym różnych slangów, np. języka hip-hopowców.
Raz jeszcze odwołam się do Sapkowskiego, który właśnie w ten sposób bawił się językiem, pisząc kwestie dialogowe dla swych bohaterów. Poza tym nietrudno zauważyć, że u Sapka zbóje i wieśniacy gadają staropolszczyzną, a pozostali mówią bardziej współczesną polszczyzną.GGG pisze:Można spróbować oddać ich mowę poprzez pseudośredniowieczną stylizację, a można czniać całą tę archaizację i poszukać ekwiwalentu w dzisiejszym języku