nosiwoda pisze:E tam, Dr. Pepper jest fuj. Root beer rządzi, jeśli idzie o amerykańskie napoje gazowane.
Ha, zgoda, jeśli chodzi o wariant amerykański Doktora Pieprza - przesłodzony. Ale w Holandii na przykład jest wersja euro, dużo lepsza.
A z amerykańskich napojów gazowanych mój stuprocentowy faworyt to Moxie. Słowo honoru.
"Anyone who's proud of their country is either a thug or just hasn't read enough history yet" (Richard Morgan, Black Man)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)
Tak już? A buzi?
A poza tym, to my tu przecież prowadzimy konwersatorium z inostrańskiej kultury masowej, dla tłumaczy rzecz niezbędna. O.
"Anyone who's proud of their country is either a thug or just hasn't read enough history yet" (Richard Morgan, Black Man)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)
To ja Was zajmę czymś konstruktywnym:
wiadomoż, że zgniły zachód posiada równie zgniłe nazewnictwo. Szczególnie ulic, placów itd.
Jak Waszym zdaniem nalezy to tłumaczyć i czy tłumaczyć?
Na przykład mamy "miastowe" nazwy ulic: First, Cherry, Main, Pine, South Industrial.
Przyznaję, że osobiscie dostrzegam jeszcze jakiś sens przekładu na: Pierwszą, Wiśniową, czy Sosonową, a nawet, na upartego - Główną. Tak przy Południowo Industrialnej - dostaję ataku głupawki :D
Podobież jak przy próbach spolszczenia: First Avenue South, albo South Forest.
Co Waszym zdaniem powinien zrobić tłumacz?
Przełożyć wszystko? Tylko to, co po polsku jakoś tam brzmi?
A może powymyślać?
I zamiast Pioneer Square wyczarować taki np. Plac Kościeleckich?
A musisz przekladac? Koniecznie musisz?
To sa, za przeproszeniem, nazwy wlasne. Jesli poprawnie jest zostawienie w oryginale nazwy miasteczka, np. Bosforth Creek, to dlaczego nie First Avenue South?
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.
IMHO nie ruszać. W ogóle. A jeśli ruszać, to konsekwentnie, czyli przekładać nie tylko nazwy ulic, ale wszystkie nazwy, włącznie z imionami (np. Kornelia zamiast Cornelia). Drugiego wariantu osobiście nie znoszę.
Tylko przy First Avenue South bym się wahała. Nad przełożeniem "południowa First Avenue", albo "południowa część First Avenue". Bo to może mieć znaczenie dla fabuły.
ŻGC
Imoł Afroł Zgredai Padawan Scissors, paper, rock, lizard, Spock. - Sheldon Cooper
Zdecydowanie NIE! Szczególnie, jeśli akcja dzieje się właśnie gdzieś na (Dzikim) Zgniłym Zachodzie. Tłumaczenie ulic, nazw własnych na siłę jest niepotrzebne, a przede wszystkim razi. Często sprawia, że tekst wydaje się po prostu śmieszny.
No bo jak to brzmi, kiedy bohater, w samym środku Nowego Yorku czy Chicago, przechadza się ulicą Główną czy Akacjową? Od razu narzuca się skojarzenie ze swojską ulicą z Pcimia Dolnego, Wąchocka, czy innego miasteczka w naszej, zapyziałej Polsce. A miało być światowo, a miało być z rozmachem.
Ja rozumiem, że o czystość języka trzeba dbać i że zalew popkultury, i że słowa brzydkie. Ale właśnie dlatego, że z angielskim obcujemy na co dzień, możemy być pewni, że czytelnika anglojęzyczne słowo nie zrazi. Wyjątek, to oczywiście książki dla dzieci, no i może słodkie opowiadania o księżniczkach w lukrowanych domkach, gdzie aż prosi się, żeby przetłumaczyć ulicę Cukierkową, Czekoladową i Sezamkową. Żeby wytworzyć taki swojski, sielankowy nastrój.
Inaczej sprawa ma się chyba z innymi językami. Bo o ile prawie każdy jakieś angielskie słowo zna (z telewizji chociażby), o tyle proste słowa w niemieckim, francuskim, czy rosyjskim, mogą w tekście rzeczywiście wyglądać źle.
Ale to pytanie chyba przede wszystkim do językoznawców jakiś :>
There is no way to happiness. Happiness is the way.
Mnie najbardziej wqrza wersja pośrednia, tak jak ma to miejsce w polskim tłumaczeniu ksiażek Mieville'a - część nazw przetłumaczona na polski, a część nie... I czemu akurat te, a nie inne?
A generalnie jestem za tym, by nazwy własne zostawiać w oryginalnym brzmieniu w ksiażkach dla dorosłych. Poradzą sobie - jeśli ktoś nie zna języka, to straci raczej tylko pewne dodatkowe bogactwo, nie ważną informację. Bo dla dzieci to juz niekoniecznie - jak w ogóle po angielsku brzmi "Błotosmętek" albo "Zuchon", że wymienię tylko Narnię?
Ostatnio zmieniony pn, 08 paź 2007 15:28 przez eses, łącznie zmieniany 1 raz.
BB + PnL = 66,6%...
I więcej w formie książki nie będzie
Tak samo było u Cooka w "Czarnej Kompanii". Był Milczek, Konował, Pani itepe, ale był także Royal i Gossamer. Noż kurde.
Iko - IMO nie ruszać. A jeśli już, to nie Industrialna, tylko Przemysłowa - już nie tak głupawkowo, nie?
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA
No proszę, jaka się rozmowa na temat wywiązała.
Industrialna była przyznaję w stu procentach podpuchą :)
Przemysłowa brzmi za bardzo jak w Bydgoszczy :P, gdzie notabene mieści się kawałek Uniwersytetu Kazia Wielkiego.
Szczerze mówiąc, najbardziej, wybacz Jass, rozśmieszyła mnie argumentacja - dbajmy o czystość języka, z tym, że angielski nie szkodzi :)))
EDIT: Gdzie mieszkasz, Nosiwodo?
- A na Firstowej.
:P:P:P
Nie mówiłam, że dbajmy, ale angielski nie szkodzi. Tylko wiedziałam, że pewnie zaraz podniosłyby się głosy, że dbać trzeba, bo to be i nieładnie tak używać angielskiego (stąd moje "ja rozumiem, że") A ja właśnie mówię, że używać należy. Jak i większość tu wypowiadających się.
Taki to skrót myślowy był, ale chyba zrozumiały tylko dla mnie. :P Przepraszam, nie będę już. :)
EDIT: doprecyzowanie. Jak zwykle :P
There is no way to happiness. Happiness is the way.
Osobiscie nie tlumaczylbym nazw miejscowych w tekstach, ktore dzieja sie w jakiejs weryfikowalnej, lub fikcyjnej, ale realnej przestrzeni. Jesli akcja dzieje sie w miasteczku Dry Creek w Alabamie to z jakiej racji bohater mialby mieszkac przy Rozanej? W Dry Creek jest Rose Street i koniec, kropka. Tak samo jak i taki na przyklad Will Smith nigdy nie bedzie Kowalskim, bo to zwyczajnie nie jest jego nazwisko. Nazywa sie Smith i tyle. Zabawa zaczyna sie przy sf i fantasy, bo baza kolonistow na Marsie moze juz sie nazywac i New Hope i Nowa Nadzieja. A i sierzant Colon moglby byc bez wiekszych problemow sierzantem Dwukropem. Z kolei Twoflower zostal Dwukwiatem i tez jest dobrze. Wszystko wiec bardziej sprowadza sie do wyczucia, niz regul. Co wynika z takich wyborow widzielismy na przykladzie Skibniewska/Lozinski.