Wewnętrzny krytyk - zmora debiutantów
Moderator: RedAktorzy
- blazenada
- Fargi
- Posty: 363
- Rejestracja: czw, 14 cze 2007 11:34
- Płeć: Kobieta
niby wiem, ale lubie miec jakas mala (taka malutka, tycia) opinie na temat tekstu, nawet jesli nie jest jeszcze skonczony ; )
bo czasami sama mam watpliwosci odnosnie jakiegos fragmentu czy pomyslu w ogole i dobrze jest uslyszec czyjes zdanie na temat : )
chociaz z drugiej strony, poki tekst jest tylko moj, nie mysle podczas pisania: a czy spodoba sie x lub y?
bo czasami sama mam watpliwosci odnosnie jakiegos fragmentu czy pomyslu w ogole i dobrze jest uslyszec czyjes zdanie na temat : )
chociaz z drugiej strony, poki tekst jest tylko moj, nie mysle podczas pisania: a czy spodoba sie x lub y?
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Ani pochwał, ani zarzutów wobec tekstu nie powinno się formułować (niezależnie, czy własny, czy cudzy), jeżeli nie zna się całości. Po prostu.
Dlatego wewnętrzny krytyk winien przede wszystkim pilnować, żeby utwór stał się całością, czyli miał początek i koniec, a pomiędzy związki przyczynowo-skutkowe*, na których oparte są wątki, charakterystyki bohaterów, akcja. To, co Twain napisał: że opowieść winna do czegoś zmierzać.
Dopiero nad takim tekstem wewnętrzny krytyk może się rozpływać w komplementach lub stawiać zarzuty. Wcześniej, tak po prostu: NIE MA NAD CZYM SIĘ ANI PASTWIĆ, ANI ZACHWYCAĆ.
Ponieważ utwór niedokończony - w przypadku Autora, który dopiero zaczyna drogę ciernistą kariery literackiej - winien być dla krytyka tylko śmieciem. Niestety. Utwór dokończony - to inna sprawa, rzecz jasna.
________
*Kolejność elementów zależy od Autora, dla wygody podaję je linearnie.
edit: Źle sformatowałam i poprawiłam skrót myślowy, który zaowocował mącipolem. Czarodziejka miała rację, interpretując moją wypowiedź niezgodnie z intencją => moja wina.
Dlatego wewnętrzny krytyk winien przede wszystkim pilnować, żeby utwór stał się całością, czyli miał początek i koniec, a pomiędzy związki przyczynowo-skutkowe*, na których oparte są wątki, charakterystyki bohaterów, akcja. To, co Twain napisał: że opowieść winna do czegoś zmierzać.
Dopiero nad takim tekstem wewnętrzny krytyk może się rozpływać w komplementach lub stawiać zarzuty. Wcześniej, tak po prostu: NIE MA NAD CZYM SIĘ ANI PASTWIĆ, ANI ZACHWYCAĆ.
Ponieważ utwór niedokończony - w przypadku Autora, który dopiero zaczyna drogę ciernistą kariery literackiej - winien być dla krytyka tylko śmieciem. Niestety. Utwór dokończony - to inna sprawa, rzecz jasna.
________
*Kolejność elementów zależy od Autora, dla wygody podaję je linearnie.
edit: Źle sformatowałam i poprawiłam skrót myślowy, który zaowocował mącipolem. Czarodziejka miała rację, interpretując moją wypowiedź niezgodnie z intencją => moja wina.
Ostatnio zmieniony czw, 15 lis 2007 22:26 przez Małgorzata, łącznie zmieniany 1 raz.
So many wankers - so little time...
- inatheblue
- Cylon
- Posty: 1013
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37
Jest taki etap, kiedy człowiek uczy się tak szybko, ewentualnie tak szybko zmienia koncepcję... że pod koniec tekstu przestaje mu się podobać początek.michiru pisze:odnosnie monitora: *umarla z zachwytu (i zazdrosci)*
pieeekny jest : ) jak bede kiedys milionerka to sobie taki sprawie ; D
odnosnie wewnetrznego krytyka: akurat w chwili obecnej taki jeden mnie meczy : / pisze sobie od jakiegos czasu opowiadanie, jest milo, jestem zadowolona, az tu nagle pojawia sie mysl: przeciez to jest gniot!
no i ta mysl juz odejsc nie chce >.>
przydaloby sie, oj przydalo troche komplementow do polechtania ego ; )
Nie należy się wtedy w ogóle przejmować, tylko skończyć i przerobić początek tak, żeby pasował. ALE PO FAKCIE. Bo tak to się nigdy nie skończy.... znam zjawisko aż za dobrze, to wiem.
I syndrom porannego spojrzenia na wieczorne wypociny też znam.
Wszystko jest do obróbki. Tekst na szczęście nie ma wspólnego pewnego szczegółu z muzyką czy też taką sztuką, jak ten monitor - jak coś schrzanisz, zawsze możesz poprawić. Jesteśmy na uprzywilejowanej pozycji.
Przedwczesne dawanie ludziom fragmentu do oceny często powoduje, że się z niego wygadujemy i tracimy nim zainteresowanie. Najlepiej kończy się tekst wtedy, kiedy nikt nic nie wie.
Dla krytyka może, ale dla autora żaden tekst nie jest śmieciem, nawet niedokończony, nawet słaby. Nigdy nie wiadomo, czy ze starego tekstu po dziesięciu latach nie wygrzebiemy ciekawego pomysłu, sformułowania, fajnej postaci. Poza tym jak sobie człowiek masochistycznie obniża samoocenę, mówiąc "śmiecie" na stare, słabe teksty, to nie będzie mu się nawet chciało pisać.
Ciągnąc analogię dalej, "zapasowe części" to będzie akurat właściwe sformułowanie...
Edit: Nie chce mi się całkiem edytować - niech tak zostanie, może się przyda.
Ostatnio zmieniony czw, 15 lis 2007 22:42 przez inatheblue, łącznie zmieniany 1 raz.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Wypowiadam się jako zewnętrzny krytyk, nie Autor, Czarodziejko.
A dla mnie niedokończony, niedopracowany tekst, to śmieć. Gniot, muł tekstowy, błoto i szlam.
Dla mnie - krytyka - jest to tekst bez wartości.
Dla właściciela - to inna sprawa. Dlatego masz prawo się nie zgadzać, szanuję to. Niemniej, pozostanę przy stanowczości swoich podziałów. Nazbyt często widuję teksty, które są niedokończone, marnują pomysły przez to, abym nie była stanowcza. Co Autor robi ze swoimi śmieciami, nie moja sprawa. Ale kiedy mam taki twór przed oczyma... Cóż, wtedy jestem zła. :)))
A dla mnie niedokończony, niedopracowany tekst, to śmieć. Gniot, muł tekstowy, błoto i szlam.
Dla mnie - krytyka - jest to tekst bez wartości.
Dla właściciela - to inna sprawa. Dlatego masz prawo się nie zgadzać, szanuję to. Niemniej, pozostanę przy stanowczości swoich podziałów. Nazbyt często widuję teksty, które są niedokończone, marnują pomysły przez to, abym nie była stanowcza. Co Autor robi ze swoimi śmieciami, nie moja sprawa. Ale kiedy mam taki twór przed oczyma... Cóż, wtedy jestem zła. :)))
So many wankers - so little time...
- inatheblue
- Cylon
- Posty: 1013
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 16:37
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Co do wewnętrznego krytyka...
Piszę i piszę, a nagle wydaje mi się, że coś z tekstem jest nie tak. Szukam błędów, ale dalej czuję, że nie jest to to co chciałam osiągnąć. Jednak najgorsze jest to, że gdy tekst jest ukończony dostaje pozytywne opinie o nim, a ja wciąż szukam co jest nie tak.
A później tekst leży przez długi czas, by po kilku miesiącach znów wydostać się na zewnątrz. Wydaje mi się, że opowiadanie jest dobre, a gdy znów zaczynam korektę, dopada mnie niechęć, bo znów coś nie pasuje...
Mój wewnętrzny krytyk na pewno jest kobietą (ciągle zmienia zdanie:P)
Piszę i piszę, a nagle wydaje mi się, że coś z tekstem jest nie tak. Szukam błędów, ale dalej czuję, że nie jest to to co chciałam osiągnąć. Jednak najgorsze jest to, że gdy tekst jest ukończony dostaje pozytywne opinie o nim, a ja wciąż szukam co jest nie tak.
A później tekst leży przez długi czas, by po kilku miesiącach znów wydostać się na zewnątrz. Wydaje mi się, że opowiadanie jest dobre, a gdy znów zaczynam korektę, dopada mnie niechęć, bo znów coś nie pasuje...
Mój wewnętrzny krytyk na pewno jest kobietą (ciągle zmienia zdanie:P)
- ElGeneral
- Mistrz Jedi
- Posty: 6089
- Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36
- Hitokiri
- Nexus 6
- Posty: 3318
- Rejestracja: ndz, 16 kwie 2006 15:59
- Płeć: Kobieta
A ja mam teraz tak:
Wymyślam tekst. Początek, środek, zakończenie, wszystko ładnie wymyślone, zapisane w konspekcie i dobra, piszemy.
To sobie siedzę, piszę, piszę i piszę, i właśnie mój krytyk się odzywa w trakcie pisania "to zdanie jest wujowe""a ten fragment okropny - weź napisz to jeszcze raz, ale inaczej" itd. Dlatego potrafię pisać jedno zdanie na setkę sposobów, tak jak i fragment. A tymczasem przydałoby się napisać resztę... ot, zakończenie na przykład, które siedzi w konspekcie i czeka, aż się za nie wezmę.
A kiedy tak siedzę i np. męczę się z jakimś fragmentem, to w końcu się denerwuję i piszę pogrubionymi literami: "tu ma być opis, jak Y napada na bank" [taki przykład :)]. I lecę dalej. Ale to chyba też nie jest dobry sposób. Jeden - prawie skończony tekst - wciąż nie ma ważnego dla fabuły fragmentu, a ja nie mam pomysłu na opisanie go tak, by ładnie wyglądał.
Wymyślam tekst. Początek, środek, zakończenie, wszystko ładnie wymyślone, zapisane w konspekcie i dobra, piszemy.
To sobie siedzę, piszę, piszę i piszę, i właśnie mój krytyk się odzywa w trakcie pisania "to zdanie jest wujowe""a ten fragment okropny - weź napisz to jeszcze raz, ale inaczej" itd. Dlatego potrafię pisać jedno zdanie na setkę sposobów, tak jak i fragment. A tymczasem przydałoby się napisać resztę... ot, zakończenie na przykład, które siedzi w konspekcie i czeka, aż się za nie wezmę.
A kiedy tak siedzę i np. męczę się z jakimś fragmentem, to w końcu się denerwuję i piszę pogrubionymi literami: "tu ma być opis, jak Y napada na bank" [taki przykład :)]. I lecę dalej. Ale to chyba też nie jest dobry sposób. Jeden - prawie skończony tekst - wciąż nie ma ważnego dla fabuły fragmentu, a ja nie mam pomysłu na opisanie go tak, by ładnie wyglądał.
"Ale my nie będziemy teraz rozstrzygać, kto pracuje w burdelu, a kto na budowie"
"Ania, warzywa cię szukały!"
Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!
"Ania, warzywa cię szukały!"
Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!
Ja lubię swojego wewnętrznego krytyka. Podam prosty przykład dlaczego: biorę opowiadanie sprzed paru lat, czytam, poprawiam, czasem zmieniam bebechy (wstęp, rozwinięcie lub zakończenie) i zadowolony zamykam tekst do szuflady. Po kilku latach czytam go znowu.
Mam taki tekst sprzed dziesięciu lat, który leży na twardym w chyba czterech wersjach. Mogę sobie zobaczyć jak zmieniały się moje koncepcje i styl z upływem czasu. Fajne.
Mam taki tekst sprzed dziesięciu lat, który leży na twardym w chyba czterech wersjach. Mogę sobie zobaczyć jak zmieniały się moje koncepcje i styl z upływem czasu. Fajne.