Z całym szacunkiem, nosiwodo, będę oponował przeciwko nazywaniu S-F drugim sortem fantastyki, w którym element fantastyczny nie jest istotą utworu. Przecież Asimov i jego roboty to jak najbardziej fantastyka naukowa, a sprobuj nazwać R. Daniela Olivaw ozdobnikiem. Moim skromnym zdaniem różnice pomiędzy fantastyką "naukową" i "nienaukową" mocno się pozacierały. Miałem niedawno przyjemność pracy nad pewną (bardzo dobrze napisaną) powieścią, w której - na przykład - moc zaklęć osłabiały zakłócenia elektromagnetyczne... Autor wykreował sobie taki świat, co jest jego dobrym prawem, ale spróbuj określić, czy jest to fantastyka naukowa, czy nie. I co jest, a co nie jest istotą utworu.nosiwoda pisze:...Dla porządku - to, o czym piszesz, to literatura science fiction, czyli SF, czyli fantastyka naukowa.
Skrót sci-fi zarezerwowany jest dla gier, seriali i nowelizacji (np. gwiezdnowojennych czy starcraftowych), czyli takiego, powiedzmy, drugiego sortu fantastyki, gdzie sam element fantastyczny nie jest istotą, lecz ornamentem, ozdobnikiem, gadżetem. Dlatego np. kanał TV nazywa się Sci-Fi, ale wydawnictwa książkowe są opatrzone etykietką science fiction.
Offtop jak cholera!
Edit: Chyba niesłusznie przypisałem Ci, nosiwodo, utożsamianie sci-fi i S-F, ale z drugiej strony dla mnie to dzielenie włosa na czworo...