Ostatni pociąg

Moderator: RedAktorzy

Zablokowany
Awatar użytkownika
freemind
Mamun
Posty: 189
Rejestracja: ndz, 06 sie 2006 20:48

Ostatni pociąg

Post autor: freemind »

Witam i zapraszam do przeczytania krótkiego opowiadania. Jestem ciekawy, czy pomysł spodoba się, czy też nie.

Bilet: http://www.fahrenheit.net.pl/forum/viewtopic.php?t=2603

Ostatni pociąg

Nieskażone dusze dostępują łaski bogów. Patrzcie na znaki, one bowiem są światłem, które rozświetla mrok Nowych Dni.

Elficka Księga Czasu


Na nagrzany, suchy jak pieprz peron wjeżdża pociąg. Wagony błyszczą w słońcu niczym pełzający po pustyni wąż. Maszynista wystawia rękę przez otwarte okno, zmęczony po warcie szwab w sterczącej opodal wieżyczce macha mu na powitanie. Koła syczą. Diabelska maszyna staje.
Chwila, której nie cierpię.
Gorąco jak diabli, ze trzydzieści stopni w cieniu. W ustach mam Saharę. Sterczymy tu jak stare kołki od płotu, cuchnący na kilometr potem, moczem, gównem i czymś jeszcze. Czekamy. Trzydziestu wygłodzonych chłopa o ciałach chudych jak patyki.
SS-mani spuszczają rygle wagonów towarowych, rozlega się kanonada szczękających zamków.
Skazańcy. Witajcie w Auschwitz!
Jedni mrużą oczy, zasłaniając rękami twarze, inni wypadają z wagonów na peron jak szmaciane lalki. Zaczyna się. Na znak strażnika, podbiegamy z Karolem do pierwszego wagonu i zabieramy się za ładowanie trupów na taczkę. Jest ich zadziwiająco dużo.
Trup, i na taczkę, następny, i na taczkę…
Mężczyźni, kobiety, dzieci. Umierają w połowie drogi z wyczerpania. Dojeżdzają tu tylko dlatego, że reszta zamkniętych w wagonach przytrzymuje w pozycji stojącej ich ciała własnymi. Martwe niemowlęta, wypchane na świat gdzieś na trasie Warszawa – Auschwitz, całe sine, toną w objęciach zakrwawionych od pasa w dół matek.
Karol obsługuje taczki. Ja ładuję.
- Schneller, schneller! – powarkuje SS-man.
Udusiłbym gnoja, gdyby nie fakt, że od razu dostałbym kulkę. Uszy chowamy po sobie. Za spojrzenie żołnierzowi w oczy dostaje się kolbą karabinu w ryj. Doświadczyłem na własnej skórze. Poza tym, jestem zbyt zmęczony, by stawiać opór. Snujemy się jak cienie.
Grupa z Mirkiem na czele odziera kobiety z ubrań. Nie, nie w tym celu. Za gwałt też by ich rozstrzelano, choć nigdzie w regulaminie nie ma napisane, że nie można używać sobie na dostawie. Grabią płaszcze, suknie, pierścionki, naszyjniki, korale, kolczyki, spinki do włosów, skórzane paski, nawet drogie buty; wszystko to idzie na pakę, którą rozładowują później pod okiem naczelnika.
Palący papierosy SS-mani wytykają palcami nagie kobiety, które bezradnie próbują zakryć rękami intymne miejsca. Niektórzy mężczyźni zdejmują koszule i śpieszą im z pomocą. Śmiałków jednak ubywa, kiedy żołnierze leją najodważniejszych bohaterów po mordach. Dzieci ryczą, kobiety też, mężczyźni próbują zachować resztki godności, ale wielu tylko przeciera szklące się oczy.
Nie cierpię, ku**a, na to patrzeć.
Na peronie tłoczno. Trzeba się przeciskać, odpychać natrętne osobniki, które na pierwszy rzut oka postradały zmysły.
- Czy pan widział mojego męża? – słyszę delikatny jak piórko kobiecy głos, pasujący do tego miejsca jak psu buty. – Czy widział pan Aronstara de Michel? Czy widział pan…
Nawet się nie odwracam. Po chwili rozlega się głuchy dźwięk, jaki często słychać, gdy ktoś obrywa kolbą karabinu w twarz, i kobieta nagle milknie jak grób.
Przeklinam w myślach.
Z drogi!
Gdzie leziesz?
Rusz się, nie mam zamiaru znów dostać za „obijanie się w pracy”.
No, co tak stoisz i patrzysz, eleganciku, jakbyś spodziewał się bankietu powitalnego?
Hej, dziecko… puść moją nogawkę… nie wiem, gdzie jest twoja mamusia…
Dziewczynko, jakie ty masz pięknie, błękitne oczy…

*

Siedziałem przy zasłanym pachnącym obrusem stole, czując aromat herbaty, którą sporządziła matka. Papa nie upił nawet łyczka. Obserwowałem go z fascynacją, jak dziecko często z podziwem patrzy na fizys ojca. Wtedy jednak, na pooranej zmarszczkami twarzy malował się grymas zwątpienia. W jego oczach dostrzegłem też coś, czego nie widziałem chyba nigdy wcześniej.
Strach. Tak, to był strach…
Stare, stojące pod ścianą radio było ściszone do minimum, a mimo to dobiegające z głośnika niemieckie pokrzykiwania i towarzyszace im oklaski kłuły w uszy niczym szpilki. Dla małego dziecka, którym wówczas byłem, słowa takie jak „wojna”, „ojczyzna”, „śmierć” nie były w pełni zrozumiałe. Jednak już w szkole, gdy z kolegami słuchaliśmy wizytująch oficerów wojska polskiego, miałem świadomość, że te hasła zmuszają do refleksji. Widząc przechodzącego ulicą żołnierza należało stanąć na baczność i salutować. Jednak uczucie, które rodziło się w umysłach ludzi, mających przed wizję obleganej przez wojska nieprzyjaciela Warszawy, poznałem tego dnia, gdy siedzieliśmy z moim staruszkiem przy stole, wsłuchani w przemówienie fuhrera.
- Papo, dlaczego on uważa, że Elfy to nie ludzie i zabiera im prawa? – powiedziałem, choć wówczas zwrot „zabiera prawa” nie był dla mnie jasny, usłyszałem go pewnie gdzieś na ulicy.
Choć wtedy rozumiałem z tego piąte przez dziesiąte, gdy dorosłem pojąłem już wszystko. Na początku nikt nie podejrzewał, że nacjonalizm może wyrządzić tyle szkody. Słyszano o jakiejś grupie niemieckich psychopatów, lecz machano ręką na ich skrajnie antyelficki program poltyczny. Teraz, gdy o tym myślę, mam wrażenie, że wszyscy mieli klapki na oczach. Poddali się halucynacji, ich umysły sączyły propagandę niczym gąbka wodę. I tak w ciągu prawie dziesięciu lat przeciwni istnieniu rasy Elfów ludzie doszli do władzy, uzyskując poparcie niemal całego społeczeństwa.
Papa ze zgrozą czytał artykuły w „Kurierze Warszawskim”, opisujące sytuację w Niemczech. Klnął ze złości, powtarzając pod nosem: „Jak można tak traktować ten szlachetny naród? Nie dość, że dawno temu ludzie pozbawili go ojczyzny, to teraz chcą go pozbawić prawa do normalnego życia!”. Sam też nie miałem pojęcia, dlaczego tak się dzieje. „Polityka jest jednak polityką, kto chce ją zrozumieć, musi najpierw upaść na głowę”. Tak też mawiał mój ojczulek.
Adolf Hitler, wódz, sfrustrowany artysta, rodowity Autriak, przemawiał z pasją. Słuchałem go, rozumiejąc co piąte niemieckie słowo, lecz ton głosu fuhrera wywoływał na pleach ciarki.
- Co teraz będzie, papa? – spytałem, lecz nie doczekałem się odpowiedzi.
Siedem lat później wybuchła wojna.
W trzy lata po zajęciu przez wojska hitlerowskie Warszawy, trafiłem z rodzicami do obozu zagłady w Auschwitz. Papa zmarł w drodze z wyczerpania. Zobaczyłem jak potem jeden z obozowiczów pakuje jego ciało na taczkę, zapełnioną po brzeg trupami. Matkę skierowano do komory gazowej.
Mnie przydzielono do pracy.

*

- Janek, co ty, ku**a, wyprawiasz?!
Głos Karola wydobywa mój umysł z głębin wspomnień i rzuca na spaloną słońcem rzeczywistość. Stoję w tłumie wyludnionych z wagonów Elfów, z rękami oplecionymi wokół kruchego jak ciasto ciała małej dziewczynki. Jej włosy koloru słomy przylepiają się do spoconej twarzy, jednak to tylko dodaje małej uroku. Jest piękna. Elfie, głębokie niczym studia oczy, przypominające parę maleńkich brylantów, wpatrują się we mnie. Nie zdziwiłbym się, gdyby w żyłach dziewczynki płynęła krew jednego z tych książęcych rodów, pozbawionych władzy i godności w niepamiętnych czasach. Teraz, zamiast zdobionej w złociste wzroce sukni, Elfka ma na sobie brudne, cuchnące i dziurawe w wielu miejscach „coś”, przywodzące na myśl worek na kartofle.
Patrzę na nią bez słowa. Nagle wspomnienie przecina przestrzeń umysłu, niemal zwalając mnie z nóg. Widzę ten sam rodzaj strachu, który dostrzegłem kiedyś u papy.
Moja kochana, mała dziewczynko, powtarzam w myślach. Moje bezbronne, naiwne dziecko. Nie powinnaś tu być. Nie powinnaś tego wszystkiego doświadczyć. To tylko zły sen, zły sen…
- Janek, cholera jasna, zostaw to dziecko i bierz się do roboty! – syczy Karol.
Kątem oka dostrzegam leżące nieopodal ciało może nastoletniego chłopca, którego twarz tłum wdeptał w ziemię. Mój wzrok rejestruje również pilnującego porządku SS-mana, z karabinem przewieszonym przez ramię. Odwrócony do mnie plecami, przeklina po niemiecku, szturchając co jakiś czas z nudów kłębiące się niczym muchy na gównie Elfy. Czy zauważy i wyciągnie mnie na spaloną ziemię, by strzelić w tył głowy?
W pewnym momencie słyszę jęk przyjaciela.
- ku**a mać!
Po chwili upiorny głos wrzyna mi się w głowę jak wojskowy bagnet:
- Hej, ty – krzyczy zza moich pleców Niemiec.
Nie odwracam się. Mam wrażenie, że czas rozciąga się niczym przyklejona do buta guma do żucia.
Dziewczynka spogląda na mnie jak na bohatera, żołnierza z bronią w ręku, umorusanego we krwi, który ma za zadanie uratować ją przed pewną śmiercią. Łza zastygła w kąciku jej oka i lada moment spłynie na gładki policzek. Patrzy tymi głębokimi oczkami, czeka aż coś zrobię.
To jest to, co ludzie nazywają „elfią magią”? Niemal czuję świdrujące pod czaszką spojrzenie, kiedy ta mała wgryza się w moje myśli.
„Uratuj mnie”.
Nagle słyszę dudnienie wojskowych butów, obwieszczających zbliżający się koniec. Czuję szarpnięcie w prawym barku. Padam na kolana, wciąż trzymając w ramionach jasnowłosą księżniczkę, i po chwili mam przed oczami kwadratową czaszkę niemieckiego żołnierza. Jego rozwścieczona mina mówi wszystko.
- Zostaw dziecko! Wracaj do pracy! – Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że przez zaciśnięte zęby zaraz tryśnie piana.
Lufa karabinu mierzy prosto w moje czoło. Wiem, że jeszcze chwila, a będzie ostatnią rzeczą, z którą porozmawiam na tym padole łez. Stojący obok Karol sprawia wrażenie zamienionego w kamień, gapi się tylko z otwartą gębą, to na mnie, to na wpienionego SS-mana, chyba nie zauważając żywego skarbu przylegającego mi do piersi. Czuję ciepło tej małej, wtulonej we mnie jak w pluszowego misia, którego dziecko nie odstąpia na krok.
Niemiec chwyta mnie za spoconą koszulę, pociąga i wypycha poza gruby sznur Elfów. Nie puszczając Elfki, potykam się o kamień, lecz po chwili łapię równowagę, jakimś cudem zbiegając z małej górki na złocący się w słońcu plac ubitej ziemi.
Sekundę później dociera do mnie, że klęczę, a spływające z czoła kropelki potu zaklejają mi oczy. Jak przez mgłę widzę sylwetkę żołnierza, który z uniesioną bronią zmierza w moim kierunku. Wszystko wydaje się takie nierealne. Tylko szmer głosów przerażonych Elfów daje mi poczucie, że jeszcze nie straciłem świadomości.
W tym samym momencie moje uszy pochwycają słowa, które w ustach dziecka brzmią zupełnie nieprawdopodobnie:
- Wszystko będzie dobrze, bohaterze – anielski głos przyklejonej do mnie Elfki jest jak miód.
Chwila trwa wieczność.
Niemal słyszę szept spustu, kiedy wilczur dotyka go wilgotnym od potu palcem. Spoglądam w otchłań karabinu, jakby tam znajdowała się odpowiedź na pytanie, co czeka mnie po nadciągającej szybkimi krokami śmierci. Ściskam dziewczynkę mocniej, a potem zamykam oczy i czekam na ostatni wystarzał.
Nie słyszę huku, kiedy nabój opuszcza komorę, zmierzając z odległości paru metrów w kierunku mojej czaszki. Świat spowija ciemność. Tracę wszystkie zmysły i odlatuję gdzieś daleko, w zaświaty…

*

Otwieram oczy.
Samotne kłęby chmur płyną żółwim tempem na błękitnym oceanie nieba. Leżymy, wtuleni w siebie, pod starym dębem, którego rozłożysta korona rzuca cień na nasze twarze. Trawa jest zielona jak dojrzałe jabłko, to śmieszne, ale mam ochotę ją polizać, by sprawdzić, czy również tak smakuje. Wiatr szumi w gałęziach, słońce delikatnie przygrzewa. Skądś dobiega pieśń konika polnego.
Czy ja umarłem?
W jednej chwili przychodzi odpowiedź w postaci bijącego pod klatką piersiową serca. A potem drugiego, nieco mniejszego serduszka, którego uderzenia rodzą w mojej głowie jakieś nieokreślone uczucia. Wspomnienia tego, co stało się na piaszczystym placu w Auschwitz, zatarte i zamglone, jakby były tylko dziełem sennego koszmaru.
Jasnowłosa podnosi głowę. Jej maleńki nosek styka się z moim.
Uśmiechamy się do siebie.
Czy ja umarłem?
To chyba nieistotne.

*

SS-man opuścił karabin i jął wpatrywać się w nieokreślony punkt, ze zdziwieniem malującym się na twarzy. W głowie miał obraz tego, co wydarzyło się przed chwilą. Zapomniał nawet o obowiązkach, i zamiast dopilnować, by segregowanie obozowiczów przebiegało bez większych trudności, stał jak wryty.
Może mu się wydawało? Może nie było żadnej eksplozji światła, znikających ciał mężczyzny i wtulonej w niego małej, jasnowłosej dziewczynki, która dziś miała zakończyć żywot w komorze gazowej? Czy egzekucja, którą wykonał… Zaraz. Nie było żadnej egzekucji! Oni po prostu wyparowali, w tym samym momencie, gdy oddał strzał! A może ułamek sekundy wcześniej?
Zmieniony w posąg żołnierz zawiesił spojrzenie na piaszczystym podłożu, jakby szukał jakiegoś śladu, może dwóch figurek zmniejszonych do rozmiaru mrówek.
Nie był pewien, czy to gęsto zbite w tłum Elfy za jego plecami nucą słowa tajemniczej modlitwy, czy może zupełnie zwariował i głosy innych osobowości dają o sobie znać w jego chorym umyśle. Wzdrygnął się. Drżącą dłonią sięgnął do kieszeni po papierosa, potem zapalił, odwrócił się, i nie dając po sobie poznać, że mało brakowało, a zmoczyłby się w majtki, pobiegł zameldować o wydarzeniu naczelnikowi obozu.
Elfy śpiewały smutno.
Aż w końcu ucichły.

Awatar użytkownika
Hitokiri
Nexus 6
Posty: 3318
Rejestracja: ndz, 16 kwie 2006 15:59
Płeć: Kobieta

Post autor: Hitokiri »

Fajne! Podobało mi się, zwłaszcza to dodanie elfów w czasy II wojny światowej. Tylko co do końcówki mam wątpliwości - to ta modlitwa pozostałych elfów sprawiła, że oni się teleportowali?

Językowo dobrze, błędów nie widzę, a poza tym sam styl pasuje do historii :) Oby tak dalej!
"Ale my nie będziemy teraz rozstrzygać, kto pracuje w burdelu, a kto na budowie"
"Ania, warzywa cię szukały!"

Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!

elantari

Post autor: elantari »

Skazańcy. Witajcie w Auschwitz!
To drugie dałabym w nowej linicje.
Trup, i na taczkę, następny, i na taczkę…
To jakbym już gdzies czytała... Podobne do Hanny Krall
Grabią płaszcze, suknie, pierścionki, naszyjniki, korale, kolczyki, spinki do włosów, skórzane paski, nawet drogie buty; wszystko to idzie na pakę, którą rozładowują później pod okiem naczelnika.
Palący papierosy SS-mani wytykają palcami nagie kobiety, które bezradnie próbują zakryć rękami intymne miejsca.
Jak powyżej.

Otwieram oczy.
Samotne kłęby chmur płyną żółwim tempem na błękitnym oceanie nieba. Leżymy, wtuleni w siebie, pod starym dębem, którego rozłożysta korona rzuca cień na nasze twarze. Trawa jest zielona jak dojrzałe jabłko, to śmieszne, ale mam ochotę ją polizać, by sprawdzić, czy również tak smakuje. Wiatr szumi w gałęziach, słońce delikatnie przygrzewa. Skądś dobiega pieśń konika polnego.
Czy ja umarłem?
W jednej chwili przychodzi odpowiedź w postaci bijącego pod klatką piersiową serca. A potem drugiego, nieco mniejszego serduszka, którego uderzenia rodzą w mojej głowie jakieś nieokreślone uczucia. Wspomnienia tego, co stało się na piaszczystym placu w Auschwitz, zatarte i zamglone, jakby były tylko dziełem sennego koszmaru.
Jasnowłosa podnosi głowę. Jej maleńki nosek styka się z moim.
Uśmiechamy się do siebie.
Czy ja umarłem?
To chyba nieistotne.

Mnie się osobiście najbardziej podoba ten fragment.
to gęsto zbite w tłum Elfy za jego plecami nucą słowa tajemniczej modlitwy,


Tak były opisywane kobiety (greczynki). Tylko, że one śpiewały swoje ludowe piosenki. Było to podczas dezynsekcji. Naprawdę te dwa fragmenty wyglądaja znajomo. czy się mylę ?

Elfy śpiewały smutno. Aż w końcu ucichły
Rozumiem, że je zastrzelili, bo po co inaczej trzymali by je w "kupie".

Błędów to ja tutaj raczej nie widzę. Przynajmniej tak na szybko. Nie ukrywam, że nie porzepadam za literatura wojenna, a także lieraturą traktująca o Żydach.

Pomysł niby całkiem całkiem, wykonanie też. Ale ja ma książki Grudzińskiego, Krall i Nałkowskiej w miarę na świeżo i widzę za dużo podobieństw.

Jak dla mnie Żydów zstapiłeś Elfami. I gdzby nie ten drobny szczegól mielibyśmy literaturę faktu.

Mimo iż świetnie napisane zbyt podobne i przez to nijakie. Choć dehum,anizacja człowieka niczego sobie.

Awatar użytkownika
mirael
Mamun
Posty: 175
Rejestracja: sob, 13 paź 2007 22:59

Re: Ostatni pociąg

Post autor: mirael »

freemind pisze:
- Papo, dlaczego on uważa, że Elfy to nie ludzie i zabiera im prawa?
Jak myślisz dlaczego? Dlaczego elfy to nie ludzie? I dlaczego Elfy i ludzie?
Albo piszemy rasy z małych liter albo z dużych...
freemind pisze: Trawa jest zielona jak dojrzałe jabłko
To żart prawda? Prawda?

Temat, którego prawdziwie nie lubię, opisany w udany sposób... Mi sie nawet podoba...
..::Reality Is Almost Always Wrong::..

Komu potrzebna jest inteligencja, świadomość i takie tam podobne?

elantari

Post autor: elantari »

A tak przy okazji : jak to powinno być napisane - z małej czy dużej litery ?

wpis moderatora:
Gadulissima: Powinno być napisane małą lub dużą (wielką) literą.

Awatar użytkownika
freemind
Mamun
Posty: 189
Rejestracja: ndz, 06 sie 2006 20:48

Post autor: freemind »

Dzięki za komentarze. Kajam się.

Elentari, nie będą oceniać tego, jak bardzo są to podobne opisy do dzieł przez Ciebie wymienionych autorów. Prawdę mówiąc, inspirowałem się tylko jednym z opowiadań Borowskiego. Ale to też była inspiracja delikatna, wszak książkę autora tego czytałem bardzo dawno temu.

Mirael, dzięki za wytknięcia błędów. Gafa nr 1: położyłem tę kwestię na całego. Biję głową o podłogę. Dziwne, że tak durny błąd umknął mojej uwadze (mam wrażenie, że jest ich w tekście więcej). Gafa nr 2: wyobraziłem sobie duże, soczyste, dojrzałe zielone jabłko. Swojego czasu jedna sztuka takiego cudu kosztowała złotówkę, nie wiem jak teraz :P I cieszę się, że Ci się podobało.

elantari

Post autor: elantari »

Czyli miałam jak najbardziej poprawne skojarzenie.

Tylko ciekawe czy tylko troszkę korzystałeś ;)

Awatar użytkownika
freemind
Mamun
Posty: 189
Rejestracja: ndz, 06 sie 2006 20:48

Post autor: freemind »

Elentari...
Powtarzam, że inspirowałem się tylko. To po pierwsze. A po drugie, Borowskiego czytałem wiele lat temu, nijak nie mogłem pamiętać czy kopiować Jego stylu. Jak na napisach końcowych filmów - "podobieństwo postaci i zdarzeń przypadkowe".

Awatar użytkownika
Keiko
Stalker
Posty: 1801
Rejestracja: wt, 22 sty 2008 16:58

Post autor: Keiko »

No właśnie przez te skojarzenia z Borowskim bardzo mi się nie podobało. Już pisze dlaczego:
1. Ja wiem które z opowiadań było inspiracja i gdyby z niego wyjąć słowo Żyd i zastąpić je elf to byłaby pierwsza część tego co napisałeś. Dla mnie osobiście zabrzmiało prawie jak plagiat. Ja wiem, że piszesz iż się tylko inspirowałeś, ale pokaże ci podobieństwa:
- narracja ze strony osoby rozładowującej transport
- opis jak wyglądają i zachowują się ludzie po wyrzuceniu ich z bydlęcych wagonów
- "mała dziewczynka/dziecko" - tam czepiała się nóg matki, która nie chciała się do niej przyznać a u ciebie czepiła się bohatera
To wszystko stanowi dużą cześć twojego tekstu
2. Poprzez to skojarzenie opowiadanie odebrałam jako chęć popłynięcia na drażliwej fali "umniejszania holokaustu" - wyrzućmy żydów i cyganów, wstawmy elfy - wojna, mordy to czysta fantastyka.... Nie wierzmy w nią.
3. Za mało wniosłeś autorze od siebie; fantastyka jakby wciśnięta na siłę.

Idea ciekawa, ale dla mnie potrzeba więcej świata stworzonego przez autora; może inny przywódca, nieco inny przebieg kampanii wojennej, inny narrator. Ja odebrałam ten tekst jako maksymalne pójście na łatwiznę. Oto pojawił się jakiś pomysł, a teraz sprawdźmy w jakim opisanym świecie możemy go zrealizować.
Wzrúsz Wirúsa!

Ha! Będziemy nieśmiertelni! To nie historia nas osądzi, lecz my osądzimy ją! (Małgorzata)

Awatar użytkownika
freemind
Mamun
Posty: 189
Rejestracja: ndz, 06 sie 2006 20:48

Post autor: freemind »

Dzięki, Keiko. Ustosunkuję się do Twojego posta.

1. Może i masz rację z tym plagiatem. Tym sposobem to opowiadanie traci nie tylko w Twoich, ale i moich oczach. Jednak podobieństwa wynikają w takim wypadku tylko i wyłącznie z jakichś podświadomych wrażeń, bo ani tego, że bohater był osobą rozładowującą transport, ani tego jak się zachowują ludzie po wyrzuceniu ich z wagonów, ani tego że mała dziewczynka czepiała się nóg matki - po prostu nie pamiętam. Z opowiadania Borowskiego (nawet nie pamiętam tytułu), kojarzy mi się tylko SS-man miażdżący wojskowym butem małe dziecko. Tylko i aż tyle.

Czy to plagiat? Nie wiem. Wiele utworów jest do siebie na tyle podobnych, że można je określić w ten sposób. Kwestia rasizmu względem Elfów występuje także u Sapkowskiego, jak dobrze pamiętam, nie jest to więc jakaś wyimaginowana sprawa. Na siłę, broń Boże, wciskać do tekstu Elfów nie chciałem, uznałem po prostu, że ciekawie może wyglądać umiejscowienie ich w Auschwitz zamiast Żydów. Być może, gdybym rozwinął nieco postaci, wyglądałoby to znośnie, trudno mi powiedzieć.

Tak czy inaczej, zgadzam się z tym, że podobieństwo fabuły do Borowskiego może u kogoś spowodować irytację. Dlatego wezmę sobie Twoją uwagę do serca.

Awatar użytkownika
Keiko
Stalker
Posty: 1801
Rejestracja: wt, 22 sty 2008 16:58

Post autor: Keiko »

ja jak najbardziej rozumiem, ze można niepamiętać - nie twierdze, że naśladowanie było celowe - pech chciał, że podobieństwa wyszły za duże ;)
Wzrúsz Wirúsa!

Ha! Będziemy nieśmiertelni! To nie historia nas osądzi, lecz my osądzimy ją! (Małgorzata)

Awatar użytkownika
KPiach
Mamun
Posty: 191
Rejestracja: śr, 18 sty 2006 20:27

Post autor: KPiach »

Na początek kompletne drobiazgi. Pominę milczeniem kwestię interpunkcji, nad którą w kilku miejscach zastanawiałem się. Było również kilka literówek jak:
wystarzał, Autriak, pleach
Również nie wszystkie porównania uznałbym za trafione. Zresztą, mirael cośkolwiek już Ci wypomniała. Jeszcze z takich drobnych zgrzytów rzuciło mi się np. stwierdzenie: Koła syczą. Nie wiedziałem, czy masz na myśli odgłos hamulców (to chyba jednak nie syk) czy też syk pary (tylko dlaczego wówczas koła). Mógłbym kilka rzeczy jeszcze przytoczyć, ale nie ma to większego sensu, ponieważ od strony językowej czytało mi się bardzo dobrze. Twój styl konstruowania wypowiedzi odpowiada mi. Potknięcia da się wyeliminować przy kolejnej korekcie czy podczas redakcji tekstu.
W wypadku tego opowiadania co innego mi się nie spodobało. Wziąłeś na warsztat tekst osadzony w realiach, które są, hm, powiedzmy ryzykowne. Wiadomo, holokaust, II wojna światowa. Kwestia Żydów, która do dziś budzi rozmaite emocje. Tak, Żydów, bo kompletnie nie rozumiem czemu miał służyć zabieg zamiany Żydów na Elfy. Nie sankcjonuje go rozwój akcji. Nie wydarzyło się nic czego nie mógłbyś opisać nie dokonując tej podmiany. W rezultacie cały czas mam wrażenie, że uciekałeś przed, nazwijmy to odpowiedzialnością, czy też ciężarem gatunkowym zagadnień, które poruszałeś, poprzez wyeliminowanie tematu Żydów. Cholernie mi to przeszkadza w odbiorze tekstu.
Jeszcze słówko co do zarzutów dotyczących odtwórczości tekstu. Wydaje mi się, że jesteśmy w pewien sposób na to skazani. Temat II wojny światowej jest dla nas jednocześnie odległy i bliski. Odległy, bo nie dotyczy (w ogromnej większości) naszego pokolenia. Bliski, bo wielu z nas jednak miała nie raz okazję rozmawiać lub przynajmniej wysłuchiwać opowieści świadków tamtych dni. Bliski, bo zachowało się sporo materiałów filmowych, zdjęć, itd. Jednak przytłaczająca większość z nas wyobrażenie o II wojnie światowej ma ukształtowane przez te same obrazy, książki, itd. To jest jedna matryca. freemind, nie traktuj tego jako usprawiedliwienia, raczej jako ostrzeżenie i temat do przemyśleń.
I ostatnia uwaga. Są miejsca w tekście, gdzie zachowanie/przemyślenia postaci są dla mnie nieprawdziwe. Np.
Udusiłbym gnoja, gdyby nie fakt, że od razu dostałbym kulkę. Uszy chowamy po sobie. Za spojrzenie żołnierzowi w oczy dostaje się kolbą karabinu w ryj. Doświadczyłem na własnej skórze. Poza tym, jestem zbyt zmęczony, by stawiać opór. Snujemy się jak cienie.
Pierwsze zdania to rekacja emocjonalna, człowieka, który ma wolę walki. Chwilę później ajkbyś się mitygował i opisujesz ludzi kompletnie złamanych, bezwolnych. Ten drugi obraz jest dla mnie prawdziwszy. Jednak u Ciebie w tekście dostrzegam pewną huśtawkę. Bohater zachowuje się raz tak, raz siak. I nie bardzo widać uzasadnienie tych przemian.
Myślenie nie boli! Myślenie nie boli! Myślenie... AUĆ! O, cholera! To boli!

Awatar użytkownika
freemind
Mamun
Posty: 189
Rejestracja: ndz, 06 sie 2006 20:48

Post autor: freemind »

KPiach, dzięki za komentarz! Nie tyle nawet za pozytywną ocenę stylu, ale za wytknięcia błędów, do których za moment się odniosę. Twój post jest dla mnie istotny, ponieważ ilustruje niektóre z moich problemów przy pisaniu.

Interpunkcja. To żałosne, ale czasem nie wiem, gdzie postawić przecinek. Potrafię wykazać w tekstach innych ałtorów, w którym miejscu taki powinien się znaleźć, ale gdy sam piszę - jakbym oślepł i zapomniał.
Charakter postaci. To jest problem związany z logiką postępowania bohatera, często łapię się na tym, że opis z jednego akapitu nijak pasuje do opisu pojawiającego się kilka akapitów dalej. Być może wynika to z tego, że postać, przed pojawieniem się na papierze, zbyt krótko dojrzewa w mojej głowie, nie ma czasu zapuścić korzeni, postarzeć się. Zakładam, że nie chce Ci się wałkować tego opowiadania od deski do deski, żeby wytknąć mi takie nieprzemyślane zachowania głównego bohatera, ale prawdę mówiąc, to właśnie mnie najbardziej zaciekawiło po przeczytaniu Twojego komentarza.
Tematyka. Po fakcie ugryzłem długopis, bo faktycznie, osadzenie Elfów w realiach II wojny światowej nic nie wnosi. Nic także z tego nie wynika, prócz zapowiedzi zbliżającej się apokalipsy. A to chyba nie wystarcza. Wybrałem taki temat, ponieważ kwestia rasizmu, antysemityzmu jest mi bliska; w sensie, że mnie interesuje jako zagadnienie historyczne. Przez myśl mi nie przeszło, że popełniając tekst z Elfami, będę podświadomie uciekał przed wymienionym przez Ciebie ciężarem gatunkowym. Ale ostrzeżenie biorę sobie głęboko do serca. Dzięki Ci, Panie.

elantari

Post autor: elantari »

Freemind nikt nie mówi, że to jest plagiat. Rozumiem, że nie chciałeś, żeby te podobieństwa wyszły. Iwierzę w to, że celowo z Pana Borowskiego nie "zjechałeś". Ale mimo szczerych chęci podobieństwo jest. Zgadzam się z Keiko fantastyka jest wciśnięta na siłę. Jedyne co Cie broni to to, że jest to bardzo porządnym językiem napisane i tutaj nie moge nic dodac nic ująć.

Awatar użytkownika
Małgorzata
Gadulissima
Posty: 14598
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11

Post autor: Małgorzata »

Ale wrażenia, że to kalka jest, trudno uniknąć. Zdawało mi się podczas lektury, że gdzieś już to czytałam, tylko nie Elfy, a Żydzi. I przed oczyma, jak na złość, sceny z "Listy Schindlera" jeszcze mi się pojawiały...

Tak mi się wydaje, że nieuniknione będzie jednak doznanie, że to kalka jest mniej lub bardziej - jak rzekł Wielki Piasek, matrycę mamy wspólną.
I matrix Cię więzi, Freemind.

Zastanawiam się, jaki był cel tego eksperymentu. Znaczy, podmiany z Żydów na Elfy? Czemu miało to służyć? Co pokazać odbiorcy, czego nie pokazała literatura obozowa pisana przez świadków zdarzeń, a przynajmniej przez ówczesnych pisarzy, którzy opisywali koszmar obozów zagłady, gdzie przemoc i okrucieństwo pozbawiały człowieczeństwa zarówno tych na wieżyczkach strażniczych, jak i tych wewnątrz ogrodzenia z drutu kolczastego? Gdzie zatarły się granice wartości, dobra i zła.
Co możesz do tego dodać, Wolny Umyśle? Elfy?

Napisałeś:
Wolny Umysł pisze:Wybrałem taki temat, ponieważ kwestia rasizmu, antysemityzmu jest mi bliska; w sensie, że mnie interesuje jako zagadnienie historyczne.

No, to wykorzystaj tę wiedzę. Wyjdź z matrixa. W takim temacie, niestety, trzeba głos własny dać. Nie hybrydę Borowski-Spillberg (użyłam tej nazwy, żeby Cię kopnąć, Autorze - wierzę, że nieświadomie się odniosłeś), ale swoje trzy grosze do dyskursu poważnego dorzucić.

Bo inaczej wyjdzie tekst dobrze napisany, ale... bezwartościowy.
So many wankers - so little time...

Zablokowany