Łooo, robi się INTERNET DRAMA w postaci klasycznej :)
Po primo:
najwyraźniej dwa lata temu wyrażanie pewnych poglądów nie było jeszcze naganne. Cóż się zmieniło? Ze trzy teorie spiskowe mogę zmyślić ot, tak, prosto z czapy...
Po secundo: Iko, link naturalnie jest do bloga. W którym to blogu obywatel MRW, tu i tam być może lepiej znany jako osakana, wziął i zacytował felieton Jeremiasza z ostatniej NF. I się do niego odniósł (co, mam nadzieję, zakazanym jeszcze nie jest). Obywatel MRW co prawda jest fanem azjatyckich komiksów i animacji, zatem ex definitione to gupi uj, ale gdyby za to ludzi skreślać, zabrakłoby towarzystwa do dyskusji. But I digress.
Do bloga link był m. in. dlatego, że nie chciało mi się nigdzie indziej szukać tego tekstu, ani go przepalcowywać, więc niecnie wykorzystałem panaMRWowy trud. W znacznej części podzielam też, i owszem, ocenę w owym blogowym wpisie wyrażoną, a sprowadzającą się w sumie do przysłowia o stole i nożycach. Jeśli ktoś w konstatacji (OK, uproszczonej, niemniej jednak niebezzasadnej) pewnego stanu rzeczy doszukuje się, że polecę ziobryzmem, zdań ocennych, po czym "daje odpór" w branżowym miesięczniku (i to w sposób, który raczej jest argumentem na korzyść konstatacji Trzech Panów :) )... no to ja przepraszam bardzo - rozstawiam leżaczek, biorę browca i popcorn i patrzę, jak meble latają. Darmowa rozrywka. To samo właściwie robi MRW: nie dzwoni na milicję, tylko urządza sobie jaja, chociażby, w kontekście Jeremiaszowego felietonu, przywołując parę dni później
ten felieton Dukaja (warto porównać daty).
Po tertio: Iko, a znasz resztę tego felietonu? Bo jednak się przemęczę i nieco popalcuję.
Jeremiasz pisze:Nie zabraniam nikomu czynienia z języka tworzywa artystycznego, faszerowania wszystkiego neologizmami, pisania choćby i od tyłu albo stylizując się na Orzeszkową, hip-hop lub Zespół "Mazowsze". W ogóle nikomu niczego nie zabraniam. Tyle że są też na świecie ludzie tworzący literaturę fabularną. W takiej sytuacji język ustępuje nieco samej historii. Fabule. Opowieści. Nawiasem mówiąc, w obrębie literatury polskiej istnieli także Hłasko, Borowski, Tyrmand, Wiech, a niechby i Broszkiewicz. A na świecie: Hemingway, Faulkner, Joyce, Capote, Greene, Clavell i Joyce. A w obrębie literatury fabularnej, prócz całej plejady autorów fantastycznych, np. Forsythe [sic! - tjt] albo choćby MacLean. Dlaczego więc zawsze i bez przerwy WITKACY? [...] Są autorzy mający, zupełnie świadomie, prawo uważać, że opowieść jest ważniejsza od narracji. Istnieje także możliwość, że autor fantastyki na progu dwudziestego pierwszego wieku z całą świadomością odrzuca tradycję Witkacego, Orzeszkowej i cały garb nouveau roman wleczony przez współczesną literaturę głównego nurtu.
Za znalezienie sensu w powyższym jestem gotów przyznać niewysoką nagrodę pieniężną.
I dalej pisze:[...](jakoś nieodmiennie są to "kiepskie" tłumaczenia, choć oskarżenie to jest rzucone przez kogoś, kto nie odróżniłby tłumaczenia "kiepskiego" od "niekiepskiego", choćby wylazło z lasu i kopnęło go w styję)
Niechłodne, człowieku. Niechłodne (z pozdrowieniami dla tych, co z "Roninem" Millera zapoznali się w polskim tłumaczeniu :) ).
No i konkluzja:
A ten swój portret, wsadźcie se koledzy w kałamarz i bądźcie zdrowi!
This is some classy sh*t.
I różnica między dyskusją a fochem staje się cokolwiek jakby oczywista.
"Anyone who's proud of their country is either a thug or just hasn't read enough history yet" (Richard Morgan, Black Man)
"Jak ktoś chce sypiać ze skunksami, niech nie płacze, że mu dzieci śmierdzą" (Etgar Keret)