Problemy z początkiem
Moderator: RedAktorzy
- Urlean
- Fargi
- Posty: 325
- Rejestracja: śr, 09 kwie 2008 18:15
Przypomniał mi się początek Fight Clubu. W moim tłumaczeniu leciałoby to tak:
"Tyler załatwił mi robotę kelnera, póżniej włożył mi lufę pistoletu do ust i powiedział, że pierwszym krokiem do wiecznego życia jest śmierć."
To tak na świeżo.
Jeśli chodzi o kwestię początków, to krąży opinia, ze nie powinno zaczynać się od przyrody, pogody.
Przeczytałem coś takiego na stronie Jurgena Wolffa, który prowadzi warsztaty literackie. Twierdzi, że to kicha zaczynać w ten sposób.
Nie jest on też zwolennikiem obszernych opisów miejsc, krajobrazów, itp.
"Tyler załatwił mi robotę kelnera, póżniej włożył mi lufę pistoletu do ust i powiedział, że pierwszym krokiem do wiecznego życia jest śmierć."
To tak na świeżo.
Jeśli chodzi o kwestię początków, to krąży opinia, ze nie powinno zaczynać się od przyrody, pogody.
Przeczytałem coś takiego na stronie Jurgena Wolffa, który prowadzi warsztaty literackie. Twierdzi, że to kicha zaczynać w ten sposób.
Nie jest on też zwolennikiem obszernych opisów miejsc, krajobrazów, itp.
There is always another secret.
O! a to dobre. znów macie rację z tą przyrodą.
To inaczej. Powiedzmy, że początek historii jest ważny, bo mówi to i owo o motywach bohaterki (w końcu skądś tam jakieś tam jej postawy i wybory wynikają) ale nie jest konieczne żeby czytelnik to wszystko dostawał na tacy na samym wstępie, bo może mu się niestrawność zacząć czy inne powikłania gastryczne. Skoro nie zaczynać historii od jej logicznego początku to jak potem sprawnie wprowadzić te informacje? Opowieści przy ognisku raczej odpadają, bo w historii nikogo tak naprawdę nie interesują takie rzeczy, a i bohaterka nie z gatunku duszę obnażających.
To inaczej. Powiedzmy, że początek historii jest ważny, bo mówi to i owo o motywach bohaterki (w końcu skądś tam jakieś tam jej postawy i wybory wynikają) ale nie jest konieczne żeby czytelnik to wszystko dostawał na tacy na samym wstępie, bo może mu się niestrawność zacząć czy inne powikłania gastryczne. Skoro nie zaczynać historii od jej logicznego początku to jak potem sprawnie wprowadzić te informacje? Opowieści przy ognisku raczej odpadają, bo w historii nikogo tak naprawdę nie interesują takie rzeczy, a i bohaterka nie z gatunku duszę obnażających.
- Dabliu
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 3011
- Rejestracja: wt, 22 sie 2006 20:22
- Płeć: Mężczyzna
Wszystko się da. W tym się właśnie objawia talent, właśnie tu jest on potrzebny. Jak zakręcić kamerą, jak ułożyć dialogi, jak sklecić fabułę, żeby było dobrze. Niedobrze natomiast sugerować się przepisami kolegów i koleżanek po piórze, bo to hamuje twórczą inwencję. To już nie jest kwestią językowego warsztatu, tu trzeba pocierpieć w samotności, wykrwawić się trochę ;) Bez bólu nie ma kołaczy.
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam
Uj, padło magiczne słowo "talent".
Podpatrywanie innych pisarzy nie jest niczym złym, zwłaszcza w kwestii nauki warsztatu. Zwłaszcza dla początkujących autorów.
Nie przeczę, zdarzają się złote samorodki, jak wspomniany już dziś w którymś wątku smarkaty Dukaj i jego absolutnie niesmarkata Złota galera. Czy choćby Marek Pąkciński i Owadzia planeta, żeby daleko nie szukać. Ale takich jest niewielu.
Podejrzewam, że umiejętność jasnego formułowania tego, co pomyśli głowa, rodzi się na wzorcach. Nie chodzi mi o bezmyślne kopiowanie, tylko zwyczajną ludzką inspirację odnośnie rozwiązań warsztatowych.
A talent to - według mnie - jest to "coś", czego nikt, nigdy i żadną miarą nie zdefiniuje ani się tego nie nauczy.
To tak jak z urodą: jest albo jej nie ma. Owszem, mogę zastosować wymyślne kosmetyki (czytaj: środki stylistyczne) i zrobić sobie fantastyczny makijaż (czytaj: perfekcyjnie opanować warsztat), ale jeśli matka natura nie dała mi urody, dalej pozostanę nijaką, aczkolwiek bardzo zadbaną i pięknie umalowaną kobietą.
Urody od innych pisarzy się nie dostanie, fakt. Ale można uszczknąć im trochę kosmetyków;)
Podpatrywanie innych pisarzy nie jest niczym złym, zwłaszcza w kwestii nauki warsztatu. Zwłaszcza dla początkujących autorów.
Nie przeczę, zdarzają się złote samorodki, jak wspomniany już dziś w którymś wątku smarkaty Dukaj i jego absolutnie niesmarkata Złota galera. Czy choćby Marek Pąkciński i Owadzia planeta, żeby daleko nie szukać. Ale takich jest niewielu.
Podejrzewam, że umiejętność jasnego formułowania tego, co pomyśli głowa, rodzi się na wzorcach. Nie chodzi mi o bezmyślne kopiowanie, tylko zwyczajną ludzką inspirację odnośnie rozwiązań warsztatowych.
A talent to - według mnie - jest to "coś", czego nikt, nigdy i żadną miarą nie zdefiniuje ani się tego nie nauczy.
To tak jak z urodą: jest albo jej nie ma. Owszem, mogę zastosować wymyślne kosmetyki (czytaj: środki stylistyczne) i zrobić sobie fantastyczny makijaż (czytaj: perfekcyjnie opanować warsztat), ale jeśli matka natura nie dała mi urody, dalej pozostanę nijaką, aczkolwiek bardzo zadbaną i pięknie umalowaną kobietą.
Urody od innych pisarzy się nie dostanie, fakt. Ale można uszczknąć im trochę kosmetyków;)
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.
I dokładnie o takie, droga nimfo, porady mi chodziło. Nie pytam o konkretne sugestie typu: to może niech się jej przyśni coś z dzieciństwa, albo może niech ktoś ją walnie w głowę, żeby sobie po amnezji musiała przypomnieć...
Przeskoki w czasie? Ja wiem, że to ograne (i wg mnie trudne do zrobienia w sposób interesujący - a może ja jestem za bardzo wymagająca), ale jakiś tam sposób to jest.
Chodzi mi raczej o warsztatowe kruczki, np: ... no właśnie... ja początkująca jestem i nawet nie wiem jakie przykłady by tu można. Coś jak z tym opisem przyrody, nie zaczynać tak, bo znudzi, albo nie pisać o przeszłości bohatera bo mimo że ważna, połowa czytelników nie wyczuje bazy.
Czy ja w ogóle pisze do rzeczy? I czy jasno formułuję pytania, bo dziś śpiąca jestem jak diabli. Z góry przepraszam jeśli to powyższe to niezrozumiały bełkot :>
Przeskoki w czasie? Ja wiem, że to ograne (i wg mnie trudne do zrobienia w sposób interesujący - a może ja jestem za bardzo wymagająca), ale jakiś tam sposób to jest.
Chodzi mi raczej o warsztatowe kruczki, np: ... no właśnie... ja początkująca jestem i nawet nie wiem jakie przykłady by tu można. Coś jak z tym opisem przyrody, nie zaczynać tak, bo znudzi, albo nie pisać o przeszłości bohatera bo mimo że ważna, połowa czytelników nie wyczuje bazy.
Czy ja w ogóle pisze do rzeczy? I czy jasno formułuję pytania, bo dziś śpiąca jestem jak diabli. Z góry przepraszam jeśli to powyższe to niezrozumiały bełkot :>
- Czarownica
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 1495
- Rejestracja: pn, 14 sie 2006 20:48
- Teano
- Kadet Pirx
- Posty: 1309
- Rejestracja: wt, 05 cze 2007 19:05
Bo my jesteśmy zblazowani i koniecznie szukamy jakiegoś haczyka albo jakiejś przynęty. Jak nie, to won.PP pisze:Wybrałbym dwójkę.
Chcę wiedzieć dlaczego ten rok był dziwny. Skoro dziwny, to i pewnie ciekawy, a zatem będą się działy interesujące rzeczy.
Natomiast zdanie:
"Było raz czworo dzieci..."
nie ma takiej siły. Co innego:
Było raz czworo martwych dzieci...
tutaj już jest jakiś haczyk, na który mogę się złapać.
Natomiast poczatki w rodzaju:
To doskonałe sceny otwarcia w literaturze dziecięcej.Było raz czworo dzieci
była raz sobie chłopiec
za górami za lasami...
Poczytajcie sobie pierwszą stronę "Poszukiwaczy skarbów" Edith Nesbit.
Narratorem jest tam chłopiec żalący się na jego zdaniem idiotyczne początki książek dla dorosłych w rodzaju:
Tak więc patrząc na początek trzeba patrzeć na target.Niestety - powiedziała Hildegarda z głębokim westchnieniem - po raz ostatni spoglądamy na nasz rodzinny dom
EDIT/
To dopowiedzenie, nie polemika z przedpiścami (tak żeby było jasne)
Mordor walnął maczugą Orbana w łysy czerep. Po chwili poczuł to samo.
Umowa sporządzona została w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach,
po jednym dla każdej ze stron.
� Dżirdżis
Umowa sporządzona została w dwóch jednobrzmiących egzemplarzach,
po jednym dla każdej ze stron.
� Dżirdżis
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam
Przykro mi, ale to jest robota, którą trzeba odwalić samemu.sulwen pisze:Chodzi mi raczej o warsztatowe kruczki, np: ... no właśnie... ja początkująca jestem i nawet nie wiem jakie przykłady by tu można. Coś jak z tym opisem przyrody, nie zaczynać tak, bo znudzi, albo nie pisać o przeszłości bohatera bo mimo że ważna, połowa czytelników nie wyczuje bazy.
To ty chcesz być autorką i to ty musisz sobie wypracować własny styl i sposób pisania. Obserwuj, jak radzą sobie inni autorzy, po pewnym czasie powinnaś mieć niejakie pojęcie.
To nie jest złośliwość, spychologia ani lekceważenie twoich pytań. To nauka. Nic nie przychodzi samo. Nikt ci nie poda przykładów, bo te muszą trafić bezpośrednio do indywidualnej wrażliwości autora. I dogadać się z tym niedefiniowalnym "czymś", co nazywamy talentem.
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.
Doskonale sobie z tego zdaję sprawę, jednak zapytać nie zawadzi, bo już chociażby z komentarzy na temat matecznika dowiedziałam się więcej na temat mojego pisania niż jakikolwiek z moich znajomych zaoferował mi kiedykolwiek po przeczytaniu moich opowiadań.
A w końcu po to na tym forum się zjawiłam ;)
Mało tego, wiem, że gotowych przepisów nie ma, ale wskazówki, co jest be a co dobre niekoniecznie muszą za mnie "odwalać robotę" :)
Dzięki. Pomyślę, poszukam i na pewno za jakiś czas, znów będę Was molestować moją wersją "Za górami, za lasami..." :)
A w końcu po to na tym forum się zjawiłam ;)
Mało tego, wiem, że gotowych przepisów nie ma, ale wskazówki, co jest be a co dobre niekoniecznie muszą za mnie "odwalać robotę" :)
Dzięki. Pomyślę, poszukam i na pewno za jakiś czas, znów będę Was molestować moją wersją "Za górami, za lasami..." :)
- Montserrat
- Szczurka z naszego podwórka
- Posty: 1923
- Rejestracja: ndz, 17 gru 2006 11:43
Wiesz, my mozemy wyptykac bledy w podanym tekscie, mowic: tu sie nudzi, a tu nie, ale nikt nie potrafi zdefiniowac co trzeba dokladnie robic, by nie uspic czytelnika. Kazdy jest inny, kazdy pojmuje to troche inaczej.
Sorki za ogonki.
Sorki za ogonki.
"After all, he said to himself, it's probably only insomnia. Many must have it."
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Tak mi przyszło do głowy, że deliberowanie nad początkiem jest złe. Może tylko zue. Ale niedobre. Autorzy często nad początkiem się biedzą, męczą, w bólach niewymownych zdania rodzą...
I to ich męczy okrutnie. Tak okrutnie, że potem brak im sił na końcówkę. I następuje katastrofa, bo zakończenia albo nie ma wcale, albo jest kompletnie nieudane, słabe, bez wyrazu. Nie dziwne, skoro na początku Autor wypruł sobie żyły, by początek napisać olśniewający. Może powinien zacząć od końca, wypruć sobie żyły na napisanie końcówki, a potem dopiero siadać do początku? Efekt byłby tysiąc razy lepszy...
I to ich męczy okrutnie. Tak okrutnie, że potem brak im sił na końcówkę. I następuje katastrofa, bo zakończenia albo nie ma wcale, albo jest kompletnie nieudane, słabe, bez wyrazu. Nie dziwne, skoro na początku Autor wypruł sobie żyły, by początek napisać olśniewający. Może powinien zacząć od końca, wypruć sobie żyły na napisanie końcówki, a potem dopiero siadać do początku? Efekt byłby tysiąc razy lepszy...
So many wankers - so little time...
- Bebe
- Avalokiteśvara
- Posty: 4592
- Rejestracja: sob, 25 lut 2006 13:00
O Margoto, zgadzam się z Tobą. A do tego mogę stwierdzić z własnego doświadczenia, że nie ma nic gorszego niż zalążek początku opowieści, która nie wiadomo dokąd zmierza. Nawet pisanie publi idzie mi sprawniej, gdy wiem, do jakiego zakończenia dążę.
A spaprany koniec książki na przykład irytuje bardziej niż początek - bo zawsze można stwierdzić, że na początku było słabo, ale potem się autor rozkręcił i do końca było coraz lepiej.
A spaprany koniec książki na przykład irytuje bardziej niż początek - bo zawsze można stwierdzić, że na początku było słabo, ale potem się autor rozkręcił i do końca było coraz lepiej.
Z życia chomika niewiele wynika, życie chomika jest krótkie
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika
Wciąż mu ponura matka natura miesza trociny ze smutkiem
Ale są chwile, że drobiazg byle umacnia wartość chomika
Wtedy zwierzyna łapki napina i krzyczy ze swego słoika
To ja proponuję na Pasikowskiego:Skrzypnięcie. Szelest. W tej części puszczy niewiele było zwierząt, bez strachu, wydających takie odgłosy. Ponura, wilgotna matnia przyglądała się dziewczynce, z determinacją przedzierającej się przez mroczną gęstwinę.
" - O ku**a, ja pierdolę. - wyrwało się Andzi, gdy gałązka dzikiej jerzyny smagnęła ją po kostce. Kolce rozerwały pończoszkę i pozostawiły na skórze krwawy ślad. Dziewczynka potarła skaleczenie dłonią i nagle zamarła w bezruchu. Skrzyp. Szelest. Szelest jeszcze ujdzie, ale to skrzypienie... W tej części lasu niewiele było zwierząt wydających takie odgłosy."
1. Nie lubię słowa "puszcza" w tym kontekście. Mam wrażenie, jakby wstawienie tu "puszczy" zamiast "lasu" miało oznaczać, że dziewczynka jest już w drodze od tygodni ;)
2. Jestem fanem opisów mimo woli. Precz z "Nad Niemnem" :)[/quote]
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam