Jonasza Duch Święty - szort ver 2.0

Moderator: RedAktorzy

Mighty Baz

Jonasza Duch Święty - szort ver 2.0

Post autor: Mighty Baz »

http://www.fahrenheit.net.pl/forum/view ... 66&start=0 - wejściówka

Teraz opowiadanie jest zamknięte :). Ostatnio napisany, polecam Waszej krytyce :(



Jonasza Duch Święty

- Do pieca, szybko! – krzyknął Jonasz w stronę nadchodzącego ministranta.
- Żar boży zaraz zgaśnie i zamkną nam kotłownię! – udawał przerażenie.
Chłopak nie zwracał uwagi na krzyki Jonasza. Sunął wolnym krokiem do paleniska, pchając przed sobą wózek z przezroczystymi kulkami – datkami od wiernych. Zatrzymał się przed kotłem. Ostrożnie wsuwał każdą kulkę do otworów wystających rur, otaczających zbiornik paleniska. Kulki, zwane pokutnikami, wpadały do środka i rozjarzały się jasnym światłem.
Kocioł, wykonany z różnych metali i kryształów, powoli wypełniał się Duchem Świętym. który wypełzał z wrzuconych kul, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy. Umocowany kryształowy kwiat na szczycie zbiornika rozchylił swój kielich i białe światło pomknęło w górę. Z łatwością przeniknęło przez sufit, po czym eksplodowało nad miastem jak świąteczne fajerwerki, opadając wolno i majestatycznie na siedziby parafian. W tym czasie, z wieży kościoła rozległ się docierający aż do granic miasta donośny dźwięk syreny, obwieszczając wszystkim mieszkańcom ponowne przyjście Pana.
Chłopcy uklękli, przeżegnali się i wymówili szeptem słowa modlitwy: „A oto Ty, Panie Boże Wszechmogący, w Dwójcy Jedyny, Jesteś z nami grzesznymi przez wszystkie dni, aż do skończenia świata. Amen.”
- No to mamy spokój do końca mszy. – Jonasz odprężył się. Duchowy ogień buchał jak należy. Ojciec Proboszcz będzie zadowolony, zdążyli zebrać ofiary przed końcem kazania.
Przed kościołem, w olbrzymich koszach leżały puste pokutniki. Po nabożeństwie, parafianie wezmą je i jak zwykle napełnią Duchem Świętym, by za tydzień złożyć następną ofiarę.
Piękne, misternie ozdobione urządzenie do zbierania Ducha Świętego - zwane oficjalnie Machiną - stało w kościele od wieków. Zostało skonstruowane przez Mystersów, tajemniczych braci zakonnych. Mnisi nosili zazwyczaj zwiewne, białe habity ze złotym szkaplerzem, przepasanym lśniącym pasem. Zakonnicy osiedlali się przeważnie w miejscach bardzo oddalonych od ludzkich siedzib. Ponoć na co dzień obcowali z Bogiem, doznając ciągłych objawień łaski Pańskiej. Z niedostępnych dla przeciętnych ludzi opactw zakonu, rozsianych po całym świecie, dostarczano wszelakich niezbędnych do codziennego życia dóbr. Dlatego ludzie nazywali ich Aniołami.
- Ty, młody, jak masz na imię? – zapytał Jonasz.
- Maryjan.
- Umiesz grać w różańce?
- No umiem, dzisiaj już cztery razy grałem - bąknął Maryjan.
- E…tam, ja tak mogę cały dzień. Od dwóch lat jestem w lidze parafialnej. Nasza drużyna wygrała miedzianego Mojżesza. – Pochwalił się Jonasz. Oczami wyobraźni zobaczył wiwatujące tłumy na jego cześć. Z całego serca pragnął znaleźć się na stadionie narodowym i wygrać Wielkanocny Turniej Dewotów. Zasady gry były proste. Dwie drużyny po dwunastu graczy starały się zmagazynować jak najwięcej Ducha Świętego w swoich kulach, które stały na przeciwległych końcach boiska. Każdy z zawodników musiał zebrać Ducha Świętego od pozostałych graczy za pośrednictwem różańca, zbudowanego z malutkich kuleczek, złączonych w jeden łańcuch o średnicy dwudziestu centymetrów. Wygrywała ta drużyna, która zabrała najwięcej Ducha Świętego przeciwnikom. Duch Święty mógł być przekazywany między zawodnikami lub tracony, ale tylko do momentu, gdy nie został umieszczony w zbiorczych kulach drużyn.
- O, tam stoi. – Jonasz niedbale wskazał palcem nagrodę, małą figurkę, stojącą w szklanej gablocie obok wielu innych.
- Nawet raz udzieliłem wywiadu dla „Chóru Bożego”. - Wspomnienia stanęły jak żywe, gdy listonosz stanął na placu pocztowym i wyrecytował głośno wiadomości. Rodzice byli wzruszeni, gdy sąsiedzi zawistnie spoglądali w ich stronę.
- Zobaczysz, jeszcze zostanę zawodowcem w ekstraklasie. – Powiedział. Dumnie wypiął pierś, zerkając na stojącego obok chłopaka. Teraz dopiero przyjrzał się nowemu. Drobny, lekko zgarbiony o wygłodniałym spojrzeniu, ubrany w regulaminowe ubranie z parafialnego magazynu. Długie, przetłuszczone włosy spadały do ramion. Ponoć pochodził z ekskluzywnej dzielnicy - Nędzarni. Dobrze się prezentował. Wzbudzał poczucie winy i litość. Idealny kandydat do zbierania mszalnej ofiary. Przez chwilę poczuł zazdrość, że teraz on, jego następca, będzie zbierał Ducha Świętego od wiernych.
Jonasz wiedział, że czas jego niewinności minął bezpowrotnie. Jutro skończy szesnaście lat i wyniesie się na zawsze z miasta rodzinnego. Rozpocznie naukę w Seminarium Pamięci Bożej i stanie się szafarzem boskich przekazów, recytującym Księgę Tysiąclecia, opowiadając o historii świata. Matka nawet się ucieszyła, że tak doskonale wypadł na testach. Zawsze powtarzała, że lepsze stabilne zajęcie niż ciągłe bieganie z różańcem po boisku.
- Pochwalony! – krzyknęli chłopcy jednogłośnie na widok wchodzącego do zakrystii ojca Mateusza, proboszcza parafii.
- Na wieki wieków! – odpowiedział proboszcz i od razu pokraśniał na twarzy.
- O, widzę! Dobrze się sprawiliście. – Ksiądz spojrzał na kocioł, wypełniony po brzegi Duchem Świętym.
- Możecie już zmykać. No, już was nie ma! – proboszcz uśmiechnął się do nich dobrodusznie.

***

Jonasz skierował się prosto do domu. Mieszkał w najgorszej dzielnicy – na Żerowisku, położonym na wysokiej skarpie, tuż przy granicy miasta, Korytharu. W czasie kościelnych nabożeństw jej mieszkańcy nie odczuwali zanadto obecności Boga. Działanie Machiny nie obejmowało tak wielkiego obszaru. Miasto rozwijało się gwałtownie ostatnimi czasy, zaś peryferia podupadły i stawały się schronieniem dla heretyków, ściganych przez lokalne siły porządkowe - Katechetów.
Drzwi otworzyła jego młodsza, jedenastoletnia siostra, na jej twarzy malowała się złość.
- Co się stało, Jożefino?
- Pan Bóg jest naszym najwyższym sędzią! – powiedziała stanowczym głosem wyuczoną formułkę.
- Na wieki wieków. – Odparł odruchowo. Wiedział już, że niczego się nie wskóra. Zastał rodziców siedzących na drewnianych zydlach przy topornym, okrągłym stole w głównej izbie.
- Jonasz, zawołaj siostrę na naszą ostatnią wieczerzę. – Powiedział ojciec. Wyglądał na zmęczonego. Ostatnią? Czy znowu stracił pracę? Jonasz przestraszył się nie na żarty. Zajęcie ojca polegało na zbieraniu Ducha Świętego. Jako licencjonowany żebrak chodził po ludziach, zbierając jałmużnę. Niewiele zarabiał na urzędowym wikcie, manny nie starczało do końca miesiąca.
Dzisiaj, Jonasz nie widział ojca, ani matki w kościele. Nie wyglądali na obłożnie chorych. Matka siedziała nieruchomo wpatrzona w przeciwległą ścianę. Ojciec wyjął mannę, nerwowo obracał ją w dłoniach. Manna przypominała niewielki, cienki opłatek z chleba.
- Jożefina, na obiad! – krzyknął. Po chwili siostra dołączyła do nich, ostentacyjnie siadając przy stole. Ojciec rozpoczął posiłek.
- Panie Boże Wszechmogący, chleba naszego powszedniego, racz dać nam Panie, niech manna z nieba zaspokoi głód nasz i wiedzie nas przez życie wieczne. Amen. – Przeżegnał się i połamał opłatek na nierówne części. Nagle, ktoś załomotał do drzwi frontowych.
- Otwierać! W imię Jedynego!
Do domu wpadli uzbrojeni Katecheci. Iskrzące się pałki dyndały im u pasa. Jeden z nich, ubrany w skórzany, czarny płaszcz, pewnie ich dowódca, spojrzał surowo na Jożefinę.
- To ty zgłosiłaś dokonanie grzechu nieczystości rodziców?
- Taak. – Powiedziała, spuszczając nisko głowę.
- Chwała tobie dziewico! – dowódca podszedł do niej i pogłaskał po głowie. Po chwili, skutych kajdanami rodziców wyprowadzono na zewnątrz. Odczytano wyrok – natychmiastowa kanonizacja.
Jonasz nie mógł się otrząsnąć z szoku. O, Boże. Jak rodzice mogli TO zrobić? Słowo – kopulacja - nie mogła przejść mu przez gardło. Za naruszenie Przykazań groziła kara śmierci. Złamali fundamentalne prawo Niepokalanego Poczęcia. Nie dziwił się już siostrze, teraz dzieciaki będą ją pokazywać palcami i krzyczeć: „ Prawie dziewica! Prawie dziewica!” Na szczęście, jutro wyjeżdża do Seminarium. Sąsiedzi z czasem zapomną o całym zajściu. Rozmyślał, z obrzydzeniem spoglądając na parę ludzi, bitych i katowanych na ulicy przed domem. Kanonizacja przebiegła bardzo sprawnie. Po zakończonej egzekucji, Katecheci wrzucili zwłoki na wóz i odjechali. Dzieci zostały same. Gapie powoli rozchodzili się do swoich zajęć.
Uświadomił sobie, że ich dom na pewno pójdzie do licytacji, a jego siostra znowu trafi na loterię. Zastanawiał się, czy Jożefina będzie miała tyle szczęście co on.

***

Jonasz obudził się późnym rankiem. W domu nikogo nie zastał. Spakował swój niewielki dobytek i ruszył w stronę magistratu. Gdy dotarł na miejsce, na placu stała duża grupa ludzi, gadających z ożywieniem między sobą i pokazujących palcami stojącą na podwyższeniu Jożefinę i małego chłopca. Obok nich stał ubrany w szarą sutannę, przepasaną zieloną szarfą urzędnik kościelny. Grzebał obojętnie w metalowym pojemniku, po czym wyciągnął niewielki przedmiot. Podniósł go do góry i krzyknął:
- Czerwona, drewniana łyżka!
Z otaczającego tłumu wysunął się krępy mężczyzna. Urzędnik niedbałym ruchem wskazał Jożefinie nowego opiekuna. Tłum zafalował, część osób odchodziła wyraźnie zniechęcona, dla nich loteria zakończyła się.
Jonasz ucieszył i pomachał siostrze, ale nie zwracała na niego uwagi. Zeskoczyła z rampy i podeszła do nieznajomego mężczyzny. „Każdy kroczy swoją drogą ku wiecznemu zbawieniu”, przypomniał sobie słowa proboszcza. Z rozmyślań wyrwał go donośny głos kuriera.
- Wieża Tysiąclecia!
Jonasz podbiegł do zaprzęgniętego wozu z mułem i zziajany okazał przepustkę. Kurier spojrzał na miedziany krążek z pieczęcią Seminarium. Zmarszczył czoło, pokiwał głową i rzekł:
- O, hołdownik Księgi, zwą cię Jonasz?
- Tak panie!
- Wsiadaj, ino z tyłu. – Powiedział przewoźnik. Nie wyglądał na rozmownego towarzysza podróży. Trzasnął lejcami, muł z niechęcią ruszył z miejsca. Wóz potoczył się po nierównej, kamienistej drodze.
Gdy wyjeżdżali z miasta, słońce stało już w zenicie.

***


- Obudź się! Psychopaci! – bolesne szturchańce przewoźnika wyrwały Jonasza z objęć snu. Rozejrzał się nieprzytomnym wzrokiem. Przed nimi stało dwóch ubogo przyodzianych mężczyzn. Ich głowy zdobiły pióropusze ze spiętych włosów, zaczesanych do góry, tworzących wąski pasek, biegnący od czoła aż do karku.
- Tyś Jonasz z Korytharu?
- To on! – krzyknął kurier. Jego przerażone oczy wskazały leżącego chłopca. Mężczyźni podeszli do wozu. Z wielką wprawą związali zaskoczonego Jonasza.
- Pojedziesz z nami! Tylko spróbuj uciekać! – jeden z nich uderzył go prosto w twarz. Stracił przytomność.
- A ty, pomiocie jeden, won stąd! – usłyszał przewoźnik. Nie oglądając się za siebie, rzucił się pędem w stronę lasu.

***

Jonasz ocknął się. Szorstki, zalatujacy stęchlizną materiał zakrywał twarz. Otworzył oczy, zewsząd otaczała go ciemność. Uniósł się gwałtownie i natychmiast opadł z powrotem na twarde posłanie. Poczuł boleśnie wrzynające się w ciało żelazne łańcuchy.
- Leż spokojnie. Twój organizm oczyszcza się. – Usłyszał spokojny, kobiecy głos. Poczuł ukłucie w ramię. Zapadał w sen.

***

Ktoś gwałtownie tarmosił go za ramię, wyrywając z głebokiego snu.
- Obudź się wałkoniu jeden! - głos teściowej huczał Jonaszowi nad uchem...

Mighty Baz

Post autor: Mighty Baz »

hm...nikt się nie wypowie?

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Bez łapanki, nie jestem w tym dobry.

Generalnie opowiadanie mi się podoba - pomysł, wykonanie. Uwag będę miał dosłownie kilka, a inni Cię pewnie rozniosą na strzępy lepiej ode mnie.
Podoba mi się świat totalnie przemieniony na religijny. Choć opowiadanie nie ma tonu dowcipnego i żartobliwego - widzę tu sporą dozę złośliwego dowcipu z naszej rzeczywistości, choć ta, z której najbardziej można by pożartować minęła jakiś czas temu (wraz z odejściem ZChN, choć częściowo wraca z każdym co bardziej prawicowym rządem). Niemniej w opisie tej rzeczywistości, która nie jest aż tak nieprawdopodobna (wystarczy spojrzeć na kraje głębokiego islamu) jest kilka błędów polegających na pewnej logicznej niekonsekwencji. I tak:
- inkwizytorzy noszą nazwę "katecheci". Nie twierdzę że powinno być "inkwizytorzy" ale "katecheci" na pewno nie. Słowo ma swoje pochodzenie - katechezę, nauczanie religii, sa to zjawiska mające również rację bytu w Twojej rzeczywistości. Tam też nauczają religii więc i "katecheci" mieli by inną funkcję.
- "kanonizacja" ma tak niepejoratywny wydźwięk w naszym jężyku że aż nadmiernie razi jako słowo użyte wobec kamienowania.
Z tymi dwoma słowami mółgbyś się bardziej wysilić, poszukać w języku kościelnym określeń któe mniej by się kłóciły a bardziej pasowały.

SF/fantasy może się opierać na dwóch zjawiskach (w tym przypadku) - albo na czymś niezwykłym, niezrozumiałym, cudownym albo na budowanie innej wersji rzeczywistości alternatywnej. Tutaj mamy pomieszanie tych dwóch sfer, z jednej strony jest realna rzeczywistość, tyle że strasznie zkanonizowana, ureligijniona, z drugiej mamy tajemniczy Duch Święty który wypełnia machinę i wywiera dobroczynny wpływa na miasto, ktory można ofiarować na mszy i o którego toczy się gra sportowa.
Czytając to aż się czeka na jakieś obyczajowe wyjaśnienie czym ten Duch Święty jest, aż się jest przekonanym że to będzie coś prostego i zwyczajnego, tyle że wywyższonego samą nazwą.

Trzecia uwaga. Pierwotnie to opowiadanie zostało zamieszczone z dopiskiem że to fragment, ale tak naprawdę nie było fragmentem tylko rozpoczetym czymś większym ale zarzuconym, za to skończonym w takim momencie że można mówić spokojnie o zamkniętej formie. Mod usunął je i zapewne po wytłumaczeniu opowiadanie pojawia się kolejny raz, wzbogacone o ostatni fragment, akapicik. Który jest moim zdaniem totalnie niepotrzebny, burzy cały zamysł tego co było wcześniej, a w dodatku jest totalnie banalny. Idea zamkniętej spoleczności żyjącej wedle własnych reguł tak mocno, że nie zauważają albo nie chcą zauważać że ich otoczenie jest inne, zaś to otoczenie diagnozuje tę społeczność jako zbiorową psychozę i stara się pojedynczo wyłapywać i leczyć - jest ciekawa, wciągająca, choć oczywiście nie nowa (np. Dick jeśli się nie mylę). Ale nawet jeśli nie jest oryginalna w 100%, w jakiejś części jest i jest ciekawa. Ostatni fragment ją zniszczył :(

Generalnie brakuje w kilku nazwach mocniejszego podkreślenia bliskiego związku państwa (rządu) z kościołem, wzajemnego przenikania itp. Losowania dokonuje "urzędnik kościelny". Wydaje mi się, że mocniej by to zabrzmiało gdyby to był urzędnik państwowy z takim opisem jego ubrania i wyglądu by nie pozostawiało wątpliwości że jest duchownym.

Mighty Baz

Post autor: Mighty Baz »

Bardzo dziękuję...kanonizacja i katecheci - taki był zamysł od początku, nawet Bóg w Dwójcy Jedyny :))

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Na Dwójcę też zwróciłem uwagę, bo jakby nie było opisujesz katolicyzm, a usunąłeś z niego Chrystusa. Ale to mnie jakoś mniej raziło.

Mighty Baz

Post autor: Mighty Baz »

wcale nie katolicyzm, tylko nadaje słowom inne znaczenia - czyli korzystam ile wlezie

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Post autor: Kruger »

Powiedzmy "quasi-katolicyzm", nie katolicyzm bo Dwójca, ale coś na kształt bo jednak budując religię czerpiesz z katolicyzmu pełnymi garściami. Może powinieneś to nieco uzupełnić nazwami z innych religii? Byłoby lepiej widać że to nie katolicyzm.

Mighty Baz

Post autor: Mighty Baz »

kto wie, może z tego będzie kiedyś cos większego...
Ale wielkie dzięki za ciepłe słowa

Yoel

Post autor: Yoel »

Mighty Baz, wersja druga, a ten sam błąd co w tej czytanej, przeze mnie, jako pierwsza. Dat co prawda nie sprawdzałam, ale tamta nie miała żadnych dopisków, więc pozwolę sobie po raz drugi przyczepić się do fragmentu:

"Jonasz ocknął się. Szorstki, zalatujacy stęchlizną materiał zakrywał twarz. Otworzył oczy, zewsząd otaczała go ciemność. Uniósł się gwałtownie i natychmiast opadł z powrotem na twarde posłanie. Poczuł boleśnie wrzynające się w ciało żelazne łańcuchy."

Chodzi mi o jego reakcje. Chłopak wie, że szorstki materiał okrywa mu twarz, mimo, że dopiero co się rozbudza i nie otworzył jeszcze oczu. Otwiera je dopiero później. A jeszcze później podnosi się i opada na posłanie, a dopiero potem boli go wrzynanie się w ciało łańcuchów. W sumie to na dobrą sprawę można by się też przyczepić o to, że wie, że są to łańcuchy i z czego są zrobione, mimo materiału na twarzy.

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Wybacz, ale trochę nie zrozumiałem komentarza...
To, że materiał jest szorstki można poczuć nie widząc go, z zamkniętymi oczami. Ba, nawet otwarcie oczu jest mało potrzebne do oceny, czy materiał jest szorstki czy nie. Szorstkości przecież się nie widzi, a czuje.
Yoel pisze:W sumie to na dobrą sprawę można by się też przyczepić o to, że wie, że są to łańcuchy
Akurat łańcuch jest rzeczą dość charakterystyczną i bazując na samym dotyku można go odróżnić od czegoś innego (na przykład sznurka, drutu, czegokolwiek innego, co może się wrzynać w ciało).
Sasasasasa...

Yoel

Post autor: Yoel »

Ale tak na zdrowy rozsądek. Jonasz najpierw stwierdził, że materiał zakrywa mu twarz, a dopiero potem otworzył oczy i zobaczył ciemność? Może i jest to do zrobienia, ale poprawniej byłoby na odwrót. W końcu chłopak dopiero co się przebudza i tak trochę nierealne jest że pierwsze co robi to pewnie myśli "O, mam śmierdzący materiał na twarzy! To może otworze oczy". Bardziej prawdopodobne, że najpierw powoli otworzył sobie oczęta, zobaczył, że jest ciemno, więc myśli "Oho! Coś nie tak", w jednej chwili zaczyna dolatywać do niego smród i uświadamia sobie, że ma zasłoniętą twarz.
Potem znowu. Chłopak najpierw opada a dopiero potem czuje. Też powinno być na odwrót, albo "natychmiast opadł z powrotem na twarde posłanie. Żelazne łańcuchy boleśnie wrzynały się w ciało". No bo takie opóźnione reakcje to są bynajmniej niepokojące ;)

Te łańcuchy dałam już tak na doczepkę co prawda, ale w które miejsce ten łańcuch wrzynał się w ciało? Skoro koleś nie mógł się podnieść to chyba gdzieś w okolicach tułowia, jeśli w okolicach tułowia to wyobraziłam go sobie ubranego, nic nie było wcześniej o jego ubraniu, ale nagi to chyba nie leżał... Łańcuchy wrzynały się w ciało... Po namyśle przychodzą mi też do głowy nadgarstki, tam mogłyby się one wrzynać w ciało, ale wtedy chłopak nie opadłby chyba od razu na posłanie... No chyba, że były też przymocowane do podłogi, ściany, czy gdzie on tam leżał. Kurczę, tyle domyślania się i różnych możliwości interpretacji, że gdzieś tam musiał być błąd. Może trzeba było zmienić narracje w tym fragmencie albo dać więcej szczegółów.

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Czy sprawa z kolejnością odczuwania jest aż tak bardziej poprawna w Twojej wersji?
Na dobrą sprawę w zacytowanym fragmencie IMO wersja autorska ma szanse się obronić. Zalatujący stęchlizną materiał mógł być impulsem, za sprawą którego Jonasz się ocknął. Pod jego wpływem otworzył oczy.
Natomiast łańcuchy, które wrzynają się w ciało... Wydało mi się że odczuł je dopiero po tym jak opadł na posłanie (twarde). Że werżnęły się w ciało pod wpływem mało szczęśliwego upadku (zwłaszcza gdyby imć Jonasz miał ręce splątane na plecach).
Ale to tylko moje odczucia... Szczerze powiedziawszy to chciałbym w tej kwestii przeczytać opinię autora. Przekonać się na ile jego pomysł jest zgodny z moim odbiorem.

EDIT
Yoel pisze:Kurczę, tyle domyślania się i różnych możliwości interpretacji, że gdzieś tam musiał być błąd.
Zwłaszcza jeżeli ten błąd chce się znaleźć xD
Chociaż w sprawie szczegółów masz rację, trochę więcej by się ich przydało, mogłoby nieco "usystematyzować" pewne domysły. Chociaż ich przesadny nadmiar też byłby szkodliwy... Oszczędność narracji bardzo mi w tym fragmencie przypadła do gustu.
Sasasasasa...

Mighty Baz

Post autor: Mighty Baz »

kolejność odczuwania jest prawidłowa - sam to sprawdzałem na sobie...może problem z interpretacja nie wiążę się li tylko z odbiorem bodźców jako takich, tylko z "czułością odbiorcy - czytelnika" - niektórzy są wzrokowcami , inni kinestetykami itd...stąd pewnie "zachwiana kolejność" odczuwania czegokolwiek. :)

Ale mam wrażenie, że tym razem tekst przypadł Wam do gustu :))

Yoel

Post autor: Yoel »

Bakalarz pisze:Zwłaszcza jeżeli ten błąd chce się znaleźć xD
Myślałam, że to o to tu chodzi, jeśli nie to powiedz, następnym razem będę tylko bezinteresownie chwaliła. Po za tym równie dobrze mogłabym powiedzieć, że jeśli chce się chwalić i wybronić to też każdy argument można przebić, czyż nie? Ale nic, nie lubię się kłócić. Zmykam.

Awatar użytkownika
Bakalarz
Stalker
Posty: 1859
Rejestracja: pn, 01 sty 2007 17:08

Post autor: Bakalarz »

Żeby była jasność. Co innego znaleźć błąd, jeżeli on faktycznie występuje, ale czymś zupełnie innym jest stworzenie błędu tam, gdzie go nie ma.
EOT
Sasasasasa...

Zablokowany