One, te dwie małe glaniary, nie są złem tego świata. One są złem tego świata przytłoczone do tego stopnia, że rzucają się pod pociąg.
Aleszsz mhroookkk!
Co za siła wyrazu. I jakie piękne wykonanie... -anie... a nie. :P
W zasadzie nie wiadomo, dlaczego one (te glaniary, szt.2) rzucają się pod pociąg. No, rzucają się i tyle. Ma być rozpacz, dramat, tragedia. Nie ma, bo nie wiadomo, dlaczego to robią, czyli nie ma zawiązania tragedii.
Za to kwiatki, ptaszki, król lew i inne takie skłaniają do korzystania z uroków lata. Jednak okazują się mało przekonujące (kwiatki, ptaszki i król lew do spółki), więc glaniary jednak rzucają się, jako te Anny Kareniny (???, ach, nie, to będzie klasyczna nadinterpretacja), na tory.
A potem nagle jedna glaniara ląduje w mhrrrokku. O, tak, prawdziwą ciemność ujrzałam, czytając szczególnie drugą część tekstu.
Aleksandra Estera Pluta otworzyła oczy. A potem nimi zamrugała.
Ciekawe, jak się mruga oczami...
Że nie powiem: skutecznie lub nieskutecznie mruga oczami.
Podkreślona konkluzja wzięła się z sufitu - oparcia w tekście nie zauważyłam.nagle poczuła się bardzo, bardzo zmęczona. Chyba faktycznie wyśpi się dopiero po śmierci.
Taaak. Czemuś widzę na czerwono... Pewnie dlatego, że deklinacja polska zaimka "ta" jeszcze nie uległa modyfikacji. Czyli: w tę i z powrotem.drepczących po jej (...) ciele w tą i z powrotem
Na Boga, to Polska przecież! Tu się sakralizuje język, czy nam się podoba, czy nie.I, na boga, czuła!
Skoro westchnęła, to płuca pracują, bo nie da się westchnąć bez pracujących płuc. Co oznacza, że w tym zdaniu jest wewnętrzna sprzeczność. I tak, nie ma to zdanie sensu.Westchnęła głęboko i uświadomiła sobie że po śmierci chyba nie ma to sensu- w końcu płuca i tak nie pracują.
Wahałabym się, czy nazwać je refleksją. Ale Ty, Autorze, się nie wahałeś.
A powinieneś się zawahać.Chwila refleksji minęła
Bo efekt komiczny nie był raczej zamierzony, prawda?
Pogrubiony błąd stylistyczny.Pozbawiony wszelkiej intonacji, nie zabarwiony żadnym uczuciem głos odparł - numer dziewięć tysięcy sześćset sześćdziesiąt dziewięć zostanie poddany oczyszczaniu z grzechów wszelkich za pięć, cztery,…
Ola nagle zrozumiała. Stworki wejdą w nią i wyżrą z niej wszystko, wszystko co złe. Co grzeszne.
Podkreślona nadmiarowość opisu - dwa razy powiedziałeś to samo, Autorze, choć innymi słowami. Redundancja. Kompletnie zbędna jedna część opisująca głos. Do wyboru, która.
Kursywą natomiast kolejne związanie, które stawia opór logice. Tak się domyśliła bohaterka, bo piekielnie jest domyślna. Ot, jak oczyszczenie grzechów pada i po ciele łazi robactwo, to bez wątpienia odbędzie się wyżeranie na żywca? Zdumiewające, bo choć nie uważałam nigdy na religii, to jednak pamiętam, że mówiono mi coś innego...
Znaczy: chciejstwo, Autorze.
Mogłabym tak długo jeszcze, ale mi się nie chce. To nie jest opowiadanie, impresja czy inna miniatura. To jest tekst i tylko tekst. Część pierwszą z częścią drugą łączy postać drugoplanowa. Znaczy, w części pierwszej drugoplanowa, w części drugiej - pierwszoplanowa. Co zabawne, pierwszoplanowa Sylwia z części pierwszej znika w mroku Autorskiej niepamięci w części drugiej. Dlaczego? - uzasadnienia nie znajduję.
W części drugiej O, czyli Ola, czyli Aleksandra Estera Pluta (znajomość tych imion jest mi do czego potrzebna - nie wiem) popełnia w mroku konkluzje znikąd (ciemno jest, to pewnie z mroku te konkluzje wypływają), by wreszcie dojść do tytułowego sina, yyy... grzechu. Z konstrukcji wynika, że grzech spadł na O, a Sylwii Autor darował.
Poza tym, gra słowna słabo się łączy z sygnalizowanymi związkami logicznymi. Samobójstwo to grzech. Z grzechu oczyszczenie musi nastąpić. Ale dlaczego? Samobójstwo to grzech śmiertelny w religii chrześcijańskiej. Zatem nie ma oczyszczenia przez robactwo - w tej religii metody są inne. Jeżeli je zmieniasz, Autorze (a masz do tego pełne prawo), to nie tak sobie (do tego prawa nie masz), lecz w odniesieniu do tego, co jest znane odbiorcy. Inaczej nie wiadomo, o co chodzi.
Chciejstwo wychodzi li tylko.
Takoż wyszło.
O interpunkcji i pisowni, czyli podstawówce językowej, nie warto nawet wspominać. Autor, który nie umie opanować w stopniu podstawowym języka, w jakim pisze, raczej nie ma szans na popełnienie utworu. Przynajmniej mnie się jeszcze nie udało trafić na taki fenomen.
Mam upiornie obraźliwe podejrzenia, że nieumiejętność nauczenia się języka polskiego związana jest z dysfunkcjami intelektu bezpośrednio przekładającymi się na niemożność napisania sensownego utworu.
Notabene: Kochani Komentujący, ujrzałam przypadkiem brzydką manierę zapisywania rozłącznie przymiotników i przysłówków w stopniu równym z nie. Niewiarygodny błąd to jest. :P