Zakużona Planeta - czym jest, a czym nie jest
Moderator: RedAktorzy
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
Przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam, uciekł interesujący mnie temat :)))))Alfi pisze:Ośmielam się przypomnieć, że literatura jest sztuką polegającą na używaniu instrumentu, jakim dysponuje każdy przedstawiciel gatunku Homo sapiens. Czyli języka. To tak jak z chodem: każdy (poza osobami dotkniętymi kalectwem) chodzić umie, a Korzeniowski jest jeden...niewiem pisze: Czyli, jak rozumiem, utalentowany muzyk bierze instrument pierwszy raz do ręki i od razu umie grać?
Chciałam zauważyć, że choć posiadamy (bo uczymy się) język, wbrew pozorom, wcale nie używamy go tak wiele. W komunikacji bezpośredniej (rozmowa face to face w dowolnej grupie osób) język stanowi niewielki procent komunikatu, a co najzabawniejsze - wcale nie jest to czynnik najważniejszy => prymarne są w odbiorze bodźce pozajęzykowe, jak mowa ciała, intonacja i barwa głosu, rytm wypowiedzi, głośność, rozłożone akcenty. I, gdyby tak przeczytać to, co wtedy mówimy, chyba byśmy byli zaskoczeni. Bardzo podobnie jest w sytuacjach, gdy co prawda nadawca komunikatu nie jest przez nas widziany, ale go słyszymy (rozmowa przez telefon). Z moich obserwacji wynika, że w obu sytuacjach komunikat językowy bardzo często niebezpiecznie zbliża się lub zwyczajnie jest bełkotem.
Stąd wyraźne różnicowanie na mowę i język literacki/pisany, w którym nie zachodzi komunikacja bezpośrednia i nie istnieją żadne bodźce afektywne wspierające komunikat. I tak naprawdę wówczas dopiero okazuje się, że język, choć jest narzędziem niezwykle rozwiniętym i uniwersalnym, jednocześnie wymaga ogromnej wprawy i/oraz talentu, by używać go rownie sprawnie, jak mowy. Bo sprawdzianem umiejętności np. autora nie jest bynajmniej poprawność stylistyczna, lecz przede wszystkim umiejętność takiego użycia języka w piśmie, by wywołać emocje w odbiorze komunikatu (utworu). Zauważ, Alfi, że oceniamy wyżej tę literaturę, która budzi w nas emocje (wyłączając, rzecz jasna, wqrwę z powodu kalekiego tekstu).
Analogia o muzyku słuszna jest - dokładnie tak samo jest z językiem pisanym: uczyć się go trzeba u podstaw (poprawność), ale to, co stanowi o indywidualnym stylu i wirtuozerii, jest sprawą, jak myślę, talentu właśnie, wrodzonego wyczucia i umiejętności przeniesienia bodźców afektywnych z komunikacji bezpośredniej na kod pisany - w taki sposob, by komunikat był równie emotywny, jak w przypadku komunikacji bezpośredniej. I większość z nas tak naprawdę nie umie posługiwać się tym kodem.
Biorąc pod uwagę właśnie umiejętność stosowania kodu, jakim jest język w piśmie, mogłabym wyprowadzić definicję grafomana, częściowo zgodną z tą, o której mówił Mason => grafoman to nadawca, który posługuje się kodem nieumiejętnie <=> nie wzbudza rezonansu emotywnego w odbiorze komunikatu oraz (tu clue definicji Masona) jest przekonany, że jego kod jest co najmniej wyższej jakości.
W tym sensie jednak dla mnie do grafomanii niebezpiecznie zbliżają się również te utwory, które operują stylem typowym (czyli poprawnym, gdzie f(emotywna) -> 0) - popełnione przez autorów, których Mason nazwałby pseudografomanami (z racji braku funkcji emotywnej i z racji użytego stylu typowego - nie mam pojęcia, jaki stosunek do utworów ma autor).
Niemniej, nadal jest to definicja subiektywna, bo kluczowe kryterium - odbiór - jest właśnie subiektywne całkowicie :))))
A dlaczego kot się obraził, to nie wiem. Może rada dla autorów na poziomie drukowalności okazała się niewystarczająca?
So many wankers - so little time...
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam
- Ebola
- Straszny Wirus
- Posty: 12009
- Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
- Płeć: Nie znam
- nimfa bagienna
- Demon szybkości
- Posty: 5779
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
- Płeć: Nie znam
- Borsuk
- Ośmioł
- Posty: 609
- Rejestracja: śr, 08 cze 2005 20:12
- Płeć: Mężczyzna
kolega opowiadał mi o innym sposobie - trzeba zapiąć na ogonie kota spinacz do bielizny.nimfa bagienna pisze:Podrapać delikatnie po brzuszku. Zazwyczaj wtedy uciekają;))
Poz atym, po co kot? To pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, pies by co najwyżje położył łeb na kolanach, nigdy sam by się na klawę nie władował.
- Ebola
- Straszny Wirus
- Posty: 12009
- Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
- Płeć: Nie znam
Bo za duży i niezgrabiasz jest.Borsuk pisze:kolega opowiadał mi o innym sposobie - trzeba zapiąć na ogonie kota spinacz do bielizny.nimfa bagienna pisze:Podrapać delikatnie po brzuszku. Zazwyczaj wtedy uciekają;))
Poz atym, po co kot? To pies jest najlepszym przyjacielem człowieka, pies by co najwyżje położył łeb na kolanach, nigdy sam by się na klawę nie władował.
Jedz szczaw i mirabelki, a będziesz, bracie, wielki!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
FORUM FAHRENHEITA KOREĄ PÓŁNOCNĄ POLSKIEJ FANTASTYKI! (Przewodas)
Wzrúsz Wirúsa!
- niewiem
- ZakuŻony Terminator
- Posty: 319
- Rejestracja: wt, 27 gru 2005 14:13
Wracając na moment do definicji grafomana - tak sobie rozmyślałem, i wymyśliłem własną:
grafoman - człowiek nałogowo przelewający na papier mnóstwo słów, które nie są niezbędne dla fabuły utworu.
Coś jak piesek, który szczeka bo lubi słuchać własnego głosu. Wedle mojej definicji grafomanem jest np. Stephen King, który oprócz świetnych książek napisał tez kupę dziadostwa, z tym, że jego dziadostwo trzyma i tak niezły poziom i da się czytać bez bólu.
Kiedyś byłem bezkrytyczny w stosunku do jego twórczości, teraz, po latach, uważam ze gdyby z niektórych jego książek wywalić tak 1/3 zawartości, zyskałyby na tym.
W swojej ksiażce "Jak pisać..." bodajże, radził by unikac zbędnych słów, pisać tylko to, co niezbędne. Niestety sam nie potrafi się zastosować do tej zasady, bo jest grafomanem.
Oczywiście zaraz posypią się na mnie gromy - co ja w końcu mogę wiedzieć, King wie lepiej co jest niezbędne dla jego powieści itp. Cóż, ja wypowiadam się z pozycji czytelnika i wielbiciela twórczości Kinga, i twierdzę, że niekoniecznie King wie lepiej. Jako nałogowiec nie potrafi patrzeć z dystansem na swoje poczynania.
Oczywiscie fakt, że stał się ikoną horroru to nie przypadek - jest świetnym pisarzem i tego nie neguję. Ale znam pisarzy, którzy piszą równie dobrze, bez rozpisywania się, czy przyjaciółka brata żony nauczyciela będącego kuzynem komendanta policji który przymknął miejscowego pijaka, w dzieciństwie wolała jajecznicę czy kanapki z serem. To właśnie jest grafomaństwo moim zdaniem - jak widać grzech niewielki, jeśli się potrafi pisać tak jak King.
Przepraszam za tak długiego posta :)
EDIT: nie jest tak długi jak się spodziewałem :)
grafoman - człowiek nałogowo przelewający na papier mnóstwo słów, które nie są niezbędne dla fabuły utworu.
Coś jak piesek, który szczeka bo lubi słuchać własnego głosu. Wedle mojej definicji grafomanem jest np. Stephen King, który oprócz świetnych książek napisał tez kupę dziadostwa, z tym, że jego dziadostwo trzyma i tak niezły poziom i da się czytać bez bólu.
Kiedyś byłem bezkrytyczny w stosunku do jego twórczości, teraz, po latach, uważam ze gdyby z niektórych jego książek wywalić tak 1/3 zawartości, zyskałyby na tym.
W swojej ksiażce "Jak pisać..." bodajże, radził by unikac zbędnych słów, pisać tylko to, co niezbędne. Niestety sam nie potrafi się zastosować do tej zasady, bo jest grafomanem.
Oczywiście zaraz posypią się na mnie gromy - co ja w końcu mogę wiedzieć, King wie lepiej co jest niezbędne dla jego powieści itp. Cóż, ja wypowiadam się z pozycji czytelnika i wielbiciela twórczości Kinga, i twierdzę, że niekoniecznie King wie lepiej. Jako nałogowiec nie potrafi patrzeć z dystansem na swoje poczynania.
Oczywiscie fakt, że stał się ikoną horroru to nie przypadek - jest świetnym pisarzem i tego nie neguję. Ale znam pisarzy, którzy piszą równie dobrze, bez rozpisywania się, czy przyjaciółka brata żony nauczyciela będącego kuzynem komendanta policji który przymknął miejscowego pijaka, w dzieciństwie wolała jajecznicę czy kanapki z serem. To właśnie jest grafomaństwo moim zdaniem - jak widać grzech niewielki, jeśli się potrafi pisać tak jak King.
Przepraszam za tak długiego posta :)
EDIT: nie jest tak długi jak się spodziewałem :)
- Ebola
- Straszny Wirus
- Posty: 12009
- Rejestracja: czw, 07 lip 2005 18:35
- Płeć: Nie znam
nimfa bagienna pisze: Hehehe... porównaj sobie Dukaja i Pilipiuka.
Pilipiuk jest całkiem niezły warsztatowo. Nauczył się tego. Strzela
swoimi książeczkami jak z karabinu maszynowego. I co? I nic. Jest
sprawnym warsztatowo wyrobnikiem.
Trzeba jeszcze mieć wytrwałość i czas. I motywacje. Do naśladownictwa.
Przeciez opowiadań o wampirach czy okolicach są tysiące. Kiepskie
obecnie i bardzo dobre klasyków. Mnie by się nie chciało pisać
kolejnego i pilnować czy w targecie się mieszcze (przecież pomijając
jakąś poprawność warsztatową to musisz się mieścić w targecie dla
plebsu bo nie wydadzą).
Tu się zgadzam. Pozatym "ZG" miała pomysł. Nie jest to też za bardzonimfa bagienna pisze: czepiam się jego niedokładności warsztatowej w 'ZG' (na pewno takie
są, w wieku 15 lat trudno ich nie mieć, ale całość dzieła sprawia,
że ich się nie dostrzega). I na tym polega różnica między wyrobnictwem
naśladownictwo (ja za bardzo nie kojarzę podobnej treści).
nimfa bagienna pisze: a talentem. Choćby Pilipiuk spędził na doskonaleniu warsztatu całą
wieczność, nie napisze 'Czarnych oceanów' ani 'Innych pieśni'.
Na Innych pieśniach padłem i się do tego bez bicia przyznaje. W
"Czarnych oceanach" dochodzi też wiedza ogólna, przewidywanie
przyszłości, ogólne wyrobienie (a "Perfektycjna niedoskonałość" to
już w ogóle jest odlot, te przestrzenie, komputery, haki, saki,
cywilizacje, wykresy, kosmologia z paroma przeróbkami jak nic,
nanotechnika, informatyka, ja widzę kontynuacje najlepszych wizji
Lema). Parę błędów by się znalazło (głównie w Oceanach, mi za szybko
zwłaszcza się rzeźbioni rozmnożyli, ja bym to wrzucił w 2100 czy
okolice, w każdym razie dołożyć warto by ze 100 do obecnych czasów,
tylko że rzeźbieni faktem swego rzeźbienia w zasadzie na nic nie
wpływali specjalnie) ale niewielkich. To ma rozmach, ta wizja jest
kompletna, działa. Przekonuje mnie ten świat przyszłości, może
taki być naprawdę, nie jest papierowy. Pilipiuk jakoś nie wychodzi
poza archeologie (to widać mocno w "Czytając w ziemi") ewentualnie
wiedzę podstawową (zdaje się że coś o silnikach na prąd stały było
w jakimś Wędrowyczu). Jakoś nie ma rozmachu. Jakiś bimbrwnik,
polska bieda w najgorszym scjologicznym wydaniu (nie chodzi już o
poziom życia tylko jakoś tak ogólnie). To nawet dość przygnębiające
w czytaniu jest nie mówiąc już ze kiepskie. Coś jak obecnie
amerykańskie filmy w większości. To nie jest tylko warsztat literacki
(jeżeli przez warsztat rozumiemy budowe tekstu) Linia podziału
(grafomani, inni) jest chyba dużo bardziej skomplikowana. Mi się
wydaje że właśnie warsztat się ćwiczy i każdy może jakoś do
określonego poziomu dojść (oczywiście jak się jest kiepskim akurat
w tym zakresie to trzeba puszczac teksty przez słowniki, później
wydrukować, poczytać i inne takie, pilnować budowy zdań etc. (to
co na zakurzonej planecie jest piętnowane) i pewnie tym co mają
tutaj problemy a terminy gonią się nie chce. Reszta jest kwestią
osobowości. W calokształcie. I tego się nie przejdzie ćwiczeniem.
Musisz też chcieć zawrzeć przesłanie, czasami mieć odwagę (zwłaszcza
w innych strefach geograficznych). Widzieć nie tylko kasę za kolejną
sztukę. Weź "Wrzesień" Pacyńskiego. Przesłanie jest jak nic. Może
dialogi szwankują, może akcja poszarpana ale mi to nie za bardzo
przeszkadza. Matyldy to ja już nie trawiłem ale "Wrzesień" dla
mnie ważną pozycją jest.
- Hitokiri
- Nexus 6
- Posty: 3318
- Rejestracja: ndz, 16 kwie 2006 15:59
- Płeć: Kobieta
A wracając do Zakużonej Planety...
Lubię czytać ten dział, ale sama nie zgodziłam się na to by mój txt tam trafił. Nie dlatego, że się boję, czy coś w tym stylu. Po prostu wiem jakie byki robię. Dowiedziałam się tego tu na forum i na forum NF. To po co mam zajmować innym miejsce w ZP? Jak mi tekst przyjmą, tzn. że jest dobry, jak nie przyjmą, tzn. że jest zły i jeszcze muszę się podszkolić. I tyle.
EDIT:
A samo ZP? Uważam, że jest potrzebne. I dla autorów recenzowanych tekstów i dla autorów, którzy to czytają. Np. mi się to przydaje...
Lubię czytać ten dział, ale sama nie zgodziłam się na to by mój txt tam trafił. Nie dlatego, że się boję, czy coś w tym stylu. Po prostu wiem jakie byki robię. Dowiedziałam się tego tu na forum i na forum NF. To po co mam zajmować innym miejsce w ZP? Jak mi tekst przyjmą, tzn. że jest dobry, jak nie przyjmą, tzn. że jest zły i jeszcze muszę się podszkolić. I tyle.
EDIT:
A samo ZP? Uważam, że jest potrzebne. I dla autorów recenzowanych tekstów i dla autorów, którzy to czytają. Np. mi się to przydaje...
"Ale my nie będziemy teraz rozstrzygać, kto pracuje w burdelu, a kto na budowie"
"Ania, warzywa cię szukały!"
Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!
"Ania, warzywa cię szukały!"
Wzrúsz Wirusa! Podarúj mú "ú" z kreską!