Nie przypominam sobie, by padał jednolity termin. Najczęściej widywałam określenie "łącznik fabularny". :)))Beton-stal pisze:Po angielsku – linking phrase, a po polsku: "zapytaj Margot".No-qanek pisze:(BTW - ja tu sobie rzuciłem takim na poczekaniu skleconym określeniem, licząc na domyślność czytających. Ale czy to się jakoś profesjonalnie nazywa?)
ZWT5: Dopóki krople umysłu... - prace
Moderator: RedAktorzy
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
So many wankers - so little time...
- No-qanek
- Nexus 6
- Posty: 3098
- Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03
To tylko w tej kwestii na razie odpowiem.
Nie chodzi mi ogólnie o ładne rozpoczynanie następnej myśli, ale o przechodzenie od opisu sytuacji ("Szedłem sobie po lesie") do wydarzeń "aktualnych" ("aż tu nagle zwierz wyskoczył")
W francuskim mielibyśmy przejście od imparfait do passe simple.
Chodzi o zmianę uwagi czytelnika.
I najprościej wygląda to tak: "Pewnego dnia", "Nagle", "Wtem", "Właśnie kończyłem pranie, gdy", itd.
Choć zdolniejsi pisarze pewnie snują opowieść tak, że tych szwów nie widać :)
Pierwszy raz zwracam uwagę na istnienie czegoś takiego.
Nie chodzi mi ogólnie o ładne rozpoczynanie następnej myśli, ale o przechodzenie od opisu sytuacji ("Szedłem sobie po lesie") do wydarzeń "aktualnych" ("aż tu nagle zwierz wyskoczył")
W francuskim mielibyśmy przejście od imparfait do passe simple.
Chodzi o zmianę uwagi czytelnika.
I najprościej wygląda to tak: "Pewnego dnia", "Nagle", "Wtem", "Właśnie kończyłem pranie, gdy", itd.
Choć zdolniejsi pisarze pewnie snują opowieść tak, że tych szwów nie widać :)
Pierwszy raz zwracam uwagę na istnienie czegoś takiego.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- No-qanek
- Nexus 6
- Posty: 3098
- Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03
Nie o to chodzi.Nie zgodzę się, bo wcześniej co najmniej dwukrotnie użyłem słowa "plik" jako zamiennik zapisu klipu wideo. Kolejny to po prostu kolejny. Chyba nie do końca rozumiem uwagę.
Napisałeś coś w stylu: "Oglądałem pliki wideo. Kiedy otworzyłem kolejny plik..."
W tym momencie ja nie bardzo wiem, jak rozumieć ten "kolejny", zawsze się mówi o kolejnym względem czegoś, nie kolejnym ot tak. Tzn. gdybyś napisał "Obejrzałem plik wideo, nie było tam nic ciekawego. Otworzyłem kolejny..." to jest jasno - najpierw był ten pierwszy, potem kolejny, czyli drugi...
Inny przykład - "Jadłem maliny. Większość była kwaśna, ale kolejna okazała się słodka", nie czujesz, że "kolejna" tu zgrzyta?
Rozumiem, że u ciebie "kolejny" miało być po prostu synonimem słowa "pewny", ale mi tu zachrzęściło.
Ale w tym momencie to ja muszę interpretować, co takiego Robert widzi na ekranie. Czy są ta 2 czy też 3 osoby.I właśnie o to chodziło – "jego" może odnosić się do Roberta-oglądacza, jak i Roberta-oglądanego. Teoretycznie to ta sama osoba. Gdybym użył "swojego", zamknąłbym wątpliwości, a tym samym – zawęził pole interpretacji.
A chyba nie o to chodziło?
Nie chodzi o korzystanie z cudzysłowów, tylko usprawnienie, co takiego właściwie Czytelnik ma oczami Roberta widzieć na ekranie.
Prawda, zapomniałem, że takiej maszyny mogło nigdy nie być :P Jakoś uparłem się w głowie, że profesor musi być tu czegoś winien :P
Pinki: Deser
Błędów językowych chyba nie znalazłem, mogę się jedynie czepiać stylu, który momentami zmierzał ku Mrocznej Stronie Spoufalania Się Z Czytelnikiem. Ale to raczej degustibus.
(Aha, wiem, gdzie mi zgrzytnęło - przy tej wypowiedzi naukowca, jakieś paździerzowe to było, nie mówi się o stymulacji kubków smakowych)
Podobał mi się pomysł, udało ci stworzyć climax, a potem jeszcze go utrzymać dając Czytelnikowi do wyobrażania sobie "rodzinne spotkanie". Beton-stal zwracał uwagi na nieścisłości w kreacji świata, ja dorzuciłbym do tego może, że dopracowując ich psychologię można by tu stworzyć dobitniejszy obraz - zombie są przez chwilę ludźmi, uświadamiają sobie co robią i jakie zagrożenie stanowią, że chcą chronić np. swoją rodzinę, ale już po chwili wizja się kończy, zapominają o uczuciach i kontynuują swoją (auto)destrukcyjną misję ku poznaniu swojej tożsamości...
Ale to już moje grzebanie w koncepcji autorskiej.
Naprawdę dobry tekst, z ciekawym konceptem. Zmarnowany trochę początek - można tam było ubogacić świat, ty przeznaczyłaś (przeznaczyłeś?) go na durne szczegóły, podane w kiepskim, dowcipkującym nieśmiesznie stylu (taka łyżka dziegciu na pożegnanie)
Liczę, że jest coś od ciebie przeczytam ;-)
Zorckie: Porozumienie ponad podziałami
Nie podobało mi się, całość wygląda trochę jak nieśmieszny żart.
Koncept jest pusty, mnie, mimo, że nie cierpię na atrofię poczucia humoru, jak niektórzy, opowieść wcale nie bawi.
Błędów językowych nie znalazłem, a jednak styl jak wspomniałem mi się nie podobał. Bohater i jego przewodnik strasznie irytujący.
Nie rozumiem czemu bohater na początku kryje się przed Indianami - przecież wie, że jest martwy. W każdym razie tak wynika z jego podejścia do oskalpowania, do rozmowy z duchem, itp.
Bohater się gdzieś wlecze, niby wie gdzie, z drugiej strony wcale się to nie wyjaśnia, bohater też zdaje się w tym gubić.
I przede wszystkim zupełnie do mnie nie trafia koniec... Za co on tak dziękuje? Że niby trafia do nieba to humorek mu się poprawia i ma "inną perspektywę"? Nie przekonuje mnie to, nic z tego nie wynika.
Mamy tu koncept w postaci połączenia wszystkich religii, ale co ma z tego wychodzić? Pojawia się to tylko w tle, ot, dekoracja.
Toporniczka: Świadectwo Hugina
O ile brat nie nazywa się abyśmy, to potrzebny jest wyboldowany przecinek.Mój Pan po raz kolejny wyrusza w podróż. Tym razem jednak nie potrzebuje mnie i brata, abyśmy, unoszeni północnym wiatrem, zdobywali dla niego cenne informacje.
Byłem skłonny sądzić, że ów Pan Zmarłych to jakaś jeszcze inna osoba, bo nijak się to nie zgadza z pozycją wilków, które miały być gdzieś daleko od Odyna. Wygląda to na nieprzemyślane obrazowanie.Miast tego siedzą pod drzewem skomląc, zmartwione o losy opiekuna. Zorza polarna odbija się w ich zlęknionych oczach, gdy mokrymi jęzorami koją rozpaloną twarz Wielkiego Wędrowca, Pana Zmarłych, zwanego też Panem Powieszonych. On w odpowiedzi otwiera jedyne pozostałe mu oko po to tylko, aby zamknąć je w następnej sekundzie.
Zaczynając opis miałaś co innego w głowie niż, gdy go kończyłaś.
Tu już taki degustibus, ale trochę na pasi mi, że na razie słyszę tylko przechwałki, a nie wiem, co takiego ów bóg ma zrobić i po co.Owa umiejętność okaże się niezbędna w nowej, straszliwej wyprawie.
Chyba naturalniej byłoby "nie ma zamiaru osierocić swoich dzieci".nie ma on zamiaru osierocenia swoich dzieci.
"Zamiar osierocenia" wygląda prawie, że prawniczo.
Hola, hola, przed chwilą dostałem zapewnienie, że władcy, poeci i wojownicy będą mogli spać spokojnie.Kielichy w Walhalli przestają beztrosko postukiwać, słońce i księżyc wstrzymują żmudną pogoń, gdyż krople przytomności jednookiego Ojca Zwycięstwa wciąż nie spłynęły jeszcze w dół korzeni drzewa, stanowiącego oś komunikacji między światami.
Ogólnie zarysowałaś ciekawą historię, ale nie zrobiłaś z nią nic więcej. Przez całą opowieść słyszę głównie, czego bóg nie zrobi, oglądam przygotowania, słyszę co to się stanie, ale naprawdę nic się nie dzieje. To jest zarys fabuły i scenka, nie opowieść.
Nie rozumiem, jaką rolę pełni tu postać narratora. Jakie jest tu jego zadanie? Po co bóg ma zdobyć mądrość? Dla samej mądrości?
Koncept wyprawy po mądrość w taki sposób jest ciekawy, pewnie zwłaszcza dla miłośników tej mitologii. Tylko brakuje rozwinięcia.
Calthia: Krocząc ścieżką życia.
Rekordzistka tych warsztatów. Brakowało mi kolorków, by podkreślić wszystkie błędy. Już 7 zdań pod rząd, każde z nich zawiera inny błąd.
Nawet nie będę komentował fabuły. To raczej naiwna, nudna jak flaki z olejem i jak ów olej dziesięć razy już przetłaczana scenka. I jeszcze bardziej naiwne zakończenie.
Raczej kołysał lub zakołysał.Szum wiatru delikatnie pokołysał gałęziami dębu.
Bo zwykle to przylgnięcie do ziemi ludzie nic tylko rozmyślają, żeby sobie tak drgnąć.Nawet nie pomyślał, aby drgnąć.
Bohater się nie poruszył. A więc to słońce nagle skoczyło i rzuciło mu promieniami wprost w oczy?Promienie zachodzącego słońca oblały swym blaskiem krzaki i niskie drzewa padając wprost na lazurowe oczy.
Inna sprawa, że póki się człowiek specjalnie nie zasłania to promienie słońca padają mu raczej na wszystko.
Ciekawe jaką część dzikiego bawoła przypominał róg?Róg, który przyniósł jego ojciec z takiej samej podróży przypominał część dzikiego bawoła.
Może goleń? A może ogon? A może prawe płuco?
Bo zwierzęta dzielą się na nieprawdziwe, prawdziwe, bardziej prawdziwe, najprawdziwsze i nie mniej prawdziwe.Nie mniej prawdziwego.
Co w bestię? To nie łacina, żeby czytelnik bawił się w szukanie orzeczenia.W bestię, której nikt nie potrafił opisać...
Bo zwykle to co przeraża nie zapiera tchu w piersiach? Wręcz przeciwnie?przerażającej a jednocześnie zapierającej dech w piersiach
Przed chwilą narrator zapewniał nas, że mityczna bestia istnieje. Jeśli bohater nie może uwierzyć w kreaturę to po cholerę wałęsa się po lesie?trudno mu było uwierzyć.
To chyba oczywiste, że dostrzega się to, czego się wcześniej nie widziało?Kilka dni temu dostrzegł na ściółce ślady, których nigdy nie widział.
Kluczowe słówko to "których" - sugerujesz nim, że nie chodzi o rodzaj śladów, tylko o te konkretne ślady, w tym konkretnym miejscu.
Litościwie pominę powtórzenie "dostrzec" już w linijce pod spodem.Dała się przyłapać, dostrzec
Kto się dał przyłapać? Wynika mi, że ściółka.
Nie wiem, kto do kogo to mówi, ale nie uważasz, że to idiotyczne?- Nie jesteś leśnym elfem.
Rozmówca, chyba wie, że nie jest wielbłądem, prawda?
I te leśne elfy... gimme a break!
Jakie odgłosy? Ciężko mi sobie je wyobrazić, jeśli wcześniej opisałeś tylko, że te odgłosy to po prostu... odgłosy.Odgłosy powróciły ze zdwojoną siłą.
Hałasu przyrody?! Byłaś/byłeś Ałtorko/Ałtorze kiedykolwiek w lesie?Zacisnął zęby z bólu przyzwyczajając się do hałasu przyrody.
Pomnóż sobie te odgłosy razy dwa... Ogłuszające prawda? W takim lesie to nie sposób konwersacji prowadzić, tupot mrówek wszystko zagłusza.
To da się nie drgnąć, czyli pozostać bez ruchu i jednocześnie opuścić łuk, czyli niewątpliwie ruch wykonać?Nie drgnął, choć opuścił łuk z naciągniętą strzałą.
Ałtorze/Ałtorko, zaprezentuj nam jak to się robi!Chłopak westchnął mrucząc coś pod nosem.
Coś tu się pokićkało ze składnią. "Był wysoki. Pomyślała, że jak na ludzi to nawet bardzo wysoki"Był wysoki, jak na ludzi to pomyślała, że nawet bardzo wysoki.
To włosy się pocą?!Krótkie, jasne włosy spocone na karku
Zwroty do postaci oddzielamy przecinkami.- Miło mi cię w końcu spotkać, Skull Whitebone.
Taaa... Właśnie widzę...Wszystko, co mówiła nie mieściło mu się w głowie.
Cała ta scena do bólu naciągana. Zero emocji, zachowanie bohatera kompletnie drewniane. Widać, że zwyczajnie gra, jak piszący mu kazał. W tekście ani zadziwienia, ani złości nie czuć.
Co zrobiła?! Może jednak nogawki... albo co.kobieta podwinęła nogi siadając na piętach.
Błąd tożsamości podmiotu. Tu wygląda na to, że na jakieś "niego" wpatrywał się unoszący powieki, czyli bohater.Powoli uniósł powieki i dostrzegł jak wpatruje się w niego zielonymi oczami.
Nie jestem pewny, czy jest coś takiego jak spływ wodospadu.ku spływie wodospadu.
Jednak: "tylko po to, by"Będziesz zadawał śmierć zwierzętom tylko, by zaspokoić głód.
Że niby jaka rzeka? Skąd nagle bierze się u ciebie zmasakrowana angielszczyzna?Rzeka Drops Mind naznaczy twe ciało. Dopóki żyjesz, Skull Withebone, dopóty lasy Tulus nie będą obawiać się niszczycielskiej siły człowieka.
Używasz nazw wziętych z konkretnego języka obcego, jak mam to interpretować?
Używając (karykatury) j. angielskiego dajesz mi znak, że ma to jakieś znaczenie dla tekstu, inaczej napisał(a)byś to po polsku.
No więc? Jak mam interpretować te nazwy?
I czy mogę wiedzieć skąd biorą ci się takie kaleki jak "Drops Mind"? I wypadałoby chociaż pamiętać, jak pisze się imię bohatera, bo nagle z Whitebone zmienia się on w Withebone...
A No-qanek na redakcję swojego tekstu musi jeszcze poczekać do jutra.
Na razie żądze krwi i flekowania zostały zaspokojone.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."
- Cordeliane
- Wynalazca KNS
- Posty: 2630
- Rejestracja: ndz, 16 sie 2009 19:23
Nie do mnie pytanie, ale odpowiedź oczywista, wziąwszy pod uwagę temat i ograniczenia ZWT. Tylko trzeba się momencik zastanowić.No-qanek pisze:Używając (karykatury) j. angielskiego dajesz mi znak, że ma to jakieś znaczenie dla tekstu, inaczej napisał(a)byś to po polsku.
No więc? Jak mam interpretować te nazwy?
Aha, ja nie bronię tekstu, żeby nie było - ale taka krytyka, co jak walec jedzie po wszystkim, czego krytyk nie zrozumie przy pierwszym czytaniu, też mi nie odpowiada. Podobnie, jak na przykład Twój zarzut pod adresem pierwszego zdania tekstu BMW. Przeczytaj sobie zdanie otwierające "Niezwyciężonego" Lema...
Zapowiadasz, że będziesz flekował własny tekst, i jeszcze każesz sobie czekać do jutra? Margo, hop hop! Pacjentowi kaftanik się poluzował! :)No-qanek pisze:A No-qanek na redakcję swojego tekstu musi jeszcze poczekać do jutra.
Na razie żądze krwi i flekowania zostały zaspokojone.
Light travels faster than sound. That's why some people appear bright until they speak.
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- No-qanek
- Nexus 6
- Posty: 3098
- Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03
Jeśli odpowiedź ma brzmieć - bo twórca tekstu nie potrafił inaczej spełnić tematu niż tylko wrzucić parę słów po angielsku, to odczytuj pytania jako ciężką ironię.Nie do mnie pytanie, ale odpowiedź oczywista, wziąwszy pod uwagę temat i ograniczenia ZWT. Tylko trzeba się momencik zastanowić.
Nie mam pod ręką tej książki. Co do pierwszego zdania tekstu BMW to był tam i zgrzyt stylistyczny, a cały czas nie jestem przekonany, żeby serwowanie czytelnikowi nieczytelnemu dlań pojęcia, które nie ma znaczenia ani dla fabuły, ani stylistyki całości/akapitu było dobrym posunięciem.
Choć mogę się czasami zapędzać - jestem jednak skłonny uzasadnić to mierną jakością omawianego tekstu i rozpaczliwą, choć nie zawsze precyzyjną, próbą wskazania winowajców :P
Nie widzę powodu, by nie sprawdzać własnego tekstu.
Napisany to on przeze mnie jest, ale czasu na redakcje zostało mi z 10 minut, więc krwistych błędów może tam być od metra.
No i... czyż nie zapowiada się to na soczystą zabawę? :D
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- neularger
- Strategos
- Posty: 5230
- Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
- Płeć: Mężczyzna
Zorckie: Porozumienie ponad podziałami
Próba realizacji tematu przez ukazanie majaczeń umierającego – niezrealizowana. Niestety.
To jest scenka i to w zasadzie o niczym.
Nic.
Bohater pełznie. I kiedy tak pełznie, nawiedza go Manitu (tu dokonam pewnej nadinterpretacji – chodzi chyba o Githe Manitu, Wielkiego Ducha).
Bohater do niego gada. W zasadzie jest to monolog, wagą i znaczeniem, zbliżona do gadek podchmielonych kumpli:
I dlatego w tym miesiącu, za zbieracza dusz robi Githe Manitu!
Ha ha.
Zastanawiam się, o czym czytam, o „boskich porządkach w niebiosach” czy o majakach umierającego? Znaczy, jedno drugiemu nie przeszkadza, ale w sumie czemu to służy?
Kolejna scena
Githe Manitu szczuje hienę na pełznącego. Chodzi o to, żeby bohater, pełznąc, stracił siły i wykorkował. I żeby nie psuł boskiego grafiku. Czemu GM szczuje akurat hienę? Dlaczego w ogóle przyśpiesza śmierć pełznącego? Nie wiadomo.
I tę hienę.
A nie umarł. Pełznie dalej. Hiena popędza.
Kompletnie nie wiem, o co tu chodzi. Wszyscy bogowie, to ten sam Bóg? To jak rozumieć pracownika miesiąca? Sam sobie tytuł przyznaje, czy jak?
Ale to nieważne.
Autorze, zdecyduj się. Przedstawiasz swoją wizję niebios (wskazuje nawet na to tytuł)? Tylko dlaczego mówi o tym umierający i majaczący gość? Czy to sygnał, żebym nie brał tego poważnie? To po co to mówisz, Autorze? No i jak to się ma do bohatera scenki?
Wychodzi mi na to, że ten bohater to tylko element zdobniczy.
Zasadniczo, zupełnie nie mam pojęcia, o czym czytałem.
Próba realizacji tematu przez ukazanie majaczeń umierającego – niezrealizowana. Niestety.
To jest scenka i to w zasadzie o niczym.
Bezimienny i oskalpowany przez indiańskich powstańców bohater, umiera. Autorze, wytłumacz mi, jakie to ma znaczenie? Że oskalpowany i że indiańcy. Co by się zmieniło dla reszty fabuły, gdyby bohater umierał w szpitalu na, dajmy na to, raka wątroby?Teraz – kiedy straciłem resztki włosów – mam mniej powodów, aby przemykać w strachu między cieniami, zresztą sił zostało mi tylko na czołganie się. Nie, wcale mi nieśpieszno żeby dokończyli robotę,]więc za każdym razem gdy usłyszę ich pokrzykiwania, schowam łeb w ramiona i będę udawał trupa. Najwyżej co zapalczywszy kopnie raz czy drugi, przebiegając w poszukiwaniu dalszych ofiar. Polowanie przecież trwa. Przeklęta indiańska rewolta.
Nic.
Bohater pełznie. I kiedy tak pełznie, nawiedza go Manitu (tu dokonam pewnej nadinterpretacji – chodzi chyba o Githe Manitu, Wielkiego Ducha).
Bohater do niego gada. W zasadzie jest to monolog, wagą i znaczeniem, zbliżona do gadek podchmielonych kumpli:
Bohater mobilizuje się, gdzieś pełznie, gada, udaje trupa. I tak cały czas. Interesujące się za to pogrubione. Na początku myślałem, że to błąd, ale nie. To dowcip jest. Githe Manitu pokonał w boskiej rywalizacji Ahura Mazdę, Winszu i Jahwe.Dlaczego zwalniam? Czołganie przychodzi mi z coraz większym trudem, krew kolejny raz zalewa oczy, czacha dymi z bólu. Mobilizuję już resztki świadomości i uporu, zapomniałem nawet po co tak się wlokę. Tak, wiem przynajmniej gdzie, nie przeszkadzaj.
Chwila… Teraz cicho, muszę poudawać trupa, biegną twoi koledzy. Bądź tak dobry i mnie nie wydaj, dobrze?... Już? Poszli? Dzięki.
A w sumie co z ciebie za Manitou? Co to znaczy pracownik miesiąca? Nie powinieneś pomagać czerwonoskórym bydlak… khm… wojownikom zaciągać mnie na pal męczeński? Nie zasłużyłem? Masz ci los. Ale to chyba dobrze? Dobrze mówisz. Oczywiście że bredzę, przecież umieram. A tak, nie wolno mi jeszcze. Rzeczywiście. Dokąd to ja… Zapomniałem. Nie popędzaj. Bądź tak dobry i wskaż mi drogę. Gdzie? Nic nie widzę cholera. Tędy? Dziękuję.
I dlatego w tym miesiącu, za zbieracza dusz robi Githe Manitu!
Ha ha.
Zastanawiam się, o czym czytam, o „boskich porządkach w niebiosach” czy o majakach umierającego? Znaczy, jedno drugiemu nie przeszkadza, ale w sumie czemu to służy?
Kolejna scena
Tak, widzę światło. Jesteś pewny że to tam? Nie mogę szybciej, wszystko mnie boli. No dobra już, dobra, przyśpieszę, przestań szczuć tą hienę!
Githe Manitu szczuje hienę na pełznącego. Chodzi o to, żeby bohater, pełznąc, stracił siły i wykorkował. I żeby nie psuł boskiego grafiku. Czemu GM szczuje akurat hienę? Dlaczego w ogóle przyśpiesza śmierć pełznącego? Nie wiadomo.
I tę hienę.
Bohater widzi światło. Chyba już umarł. To dlaczego pełznie? Dusza pełznie? Czy ma to jakieś szczególne znaczenie, to pełzanie?Razi mnie to światło. Wcale nie jest takie przyjemne jak obiecywali. A swoją drogą co jest po drugiej stronie?
Nie, wcale nie uważam że jesteś majakiem. Albo dobra – może i jesteś, ale ta pierdolona hiena nie! Ok, ok uspokoję się. Już blisko. Prawie na wyciągnięcie ręki.
Co to w ogóle za pomysł, żeby nasyłać na ludzi jakieś drapieżniki, zamiast pozwolić w spokoju zdechnąć z wyczerpania…
A nie umarł. Pełznie dalej. Hiena popędza.
Ale zaraz, podobno jesteś Manitou, to chyba jednak nie ta religia? Jak to bez znaczenia? Znowu to powtarzasz… Nie, nic mi nie mówi zwrot „porozumienie ponad podziałami”. Powiedz, czy to parują właśnie resztki rozumu z mojej głowy, czy po prostu umieram już? Jedno i to samo? Wiesz, byłbym spokojniejszy w takim razie, gdybym napotkał wreszcie jakieś ucieleśnienie wierzeń z kręgu białych ludzi. Tunel i światło? Nie, to chyba nie są stricte „białe” wierzenia, wciskasz mi ciemnotę. No nie, po co zaraz gorejący krzew, ale coś znanego, rozpoznawalnego… Trochę bym się uspokoił, bo wiesz, może nie widać, ale mam tremę… Ok, poczekam.
Co tak długo? Gdzie byłeś? Ta paskudna hiena znów mnie obwąchiwała. No dobra, nie będę się skarżył. No, coś słyszę… Rzeczywiście, brzmi trochę jak chór anielski. Tak, a to – jak trąby sądu ostatecznego.
Kompletnie nie wiem, o co tu chodzi. Wszyscy bogowie, to ten sam Bóg? To jak rozumieć pracownika miesiąca? Sam sobie tytuł przyznaje, czy jak?
Ale to nieważne.
Autorze, zdecyduj się. Przedstawiasz swoją wizję niebios (wskazuje nawet na to tytuł)? Tylko dlaczego mówi o tym umierający i majaczący gość? Czy to sygnał, żebym nie brał tego poważnie? To po co to mówisz, Autorze? No i jak to się ma do bohatera scenki?
Wychodzi mi na to, że ten bohater to tylko element zdobniczy.
Do czego go przekonał GM i za co bohater dziękował - tyż nie wiadomo.Przekonałeś mnie. To dalej popełznę już sam.
Dziękuję.
Za wszystko.
Zasadniczo, zupełnie nie mam pojęcia, o czym czytałem.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką. - by Ebola
- calthia
- Sepulka
- Posty: 14
- Rejestracja: śr, 02 wrz 2009 15:51
Calthia: Krocząc ścieżką życia.
Chciałam stworzyć coś pozytywnego, a nie masakrę pełną wnętrzności, krwi, porozrzucanych kości.
Teraz wiem, że wyszło nieciekawie i nudno.
Wałęsa się po lesie, bo to jego ostateczny test w zostaniu wodzem swego ludu. To znaczy nie to wałęsanie, ale pokonanie bestii, z którą walczyli przodkowie. Nie był do końca przekonany o jej istnieniu, lecz starsi w nią wierzyli. Przynosili części pokonanego zwierza.
Poprzednim wodzom ukazywał się jako potwór ządny krwi, bo tak o nim myśleli, tak go chcieli widzieć.
Skull był inny. Pozbawiony chęci mordu za wszelką cenę, dostrzegający przesłodzone piękno przyrody:)
Mój błąd - nie jeden, nie ostatni:) Powinnam dokładniej opisać te odgłosy:) Ale gdy zapada totalna cisza, to zwykły szum wiatru, śpiew ptaków, kroki wiewiórki - nie mogą do głowy uderzyć? Tak nagle, niespodziewanie? Buuum!:)
Cóż, mogę tylko podziękować, że znalazły się osoby, które przeczytały mój tekst do końca:)
I jeszcze chciało im się go skrytykować.
Taak, już przy poprzedniej krytyce pisałam, że rzeczywiście tekst jest słaby. Wysłałam go zbyt szybko. Nieprzemyślany, niedopracowany.No-qanek pisze:Rekordzistka tych warsztatów. Brakowało mi kolorków, by podkreślić wszystkie błędy. Już 7 zdań pod rząd, każde z nich zawiera inny błąd.
Chciałam stworzyć coś pozytywnego, a nie masakrę pełną wnętrzności, krwi, porozrzucanych kości.
Teraz wiem, że wyszło nieciekawie i nudno.
Calthia pisze:Promienie zachodzącego słońca oblały swym blaskiem krzaki i niskie drzewa padając wprost na lazurowe oczy.
Tutaj chciałam zwrócić uwagę na mijający czas. Trochę tam czekał, nasłuchiwał:)No-qanek pisze:Bohater się nie poruszył. A więc to słońce nagle skoczyło i rzuciło mu promieniami wprost w oczy?
Inna sprawa, że póki się człowiek specjalnie nie zasłania to promienie słońca padają mu raczej na wszystko.
Calthia pisze:Róg, który przyniósł jego ojciec z takiej samej podróży przypominał część dzikiego bawoła.
Hmmm, chodziło mi o to, że róg nie był kozy, barana czy czegoś tam innego, a właśnie bawołu. Źle opisane, po raz kolejny:/No-qanek pisze:Ciekawe jaką część dzikiego bawoła przypominał róg?
Może goleń? A może ogon? A może prawe płuco?
Calthia pisze:trudno mu było uwierzyć.
Wszystkie uwagi dotyczące bestii, były dla mnie bardzo cenne.No-qanek pisze:Przed chwilą narrator zapewniał nas, że mityczna bestia istnieje. Jeśli bohater nie może uwierzyć w kreaturę to po cholerę wałęsa się po lesie?
Wałęsa się po lesie, bo to jego ostateczny test w zostaniu wodzem swego ludu. To znaczy nie to wałęsanie, ale pokonanie bestii, z którą walczyli przodkowie. Nie był do końca przekonany o jej istnieniu, lecz starsi w nią wierzyli. Przynosili części pokonanego zwierza.
Poprzednim wodzom ukazywał się jako potwór ządny krwi, bo tak o nim myśleli, tak go chcieli widzieć.
Skull był inny. Pozbawiony chęci mordu za wszelką cenę, dostrzegający przesłodzone piękno przyrody:)
Calthia pisze:- Nie jesteś leśnym elfem.
Słowa wypowiada kobieta/elfka do chłopaka. Zbyt wiele rzeczy pominęłam, licząc na domysł czytelnika. Pomysł był taki, że do lasu wkraczali tylko przyszli wodzowie, ze względu, że szalały tam bestie:P Nikt inny się nie odważył.No-qanek pisze:Nie wiem, kto do kogo to mówi, ale nie uważasz, że to idiotyczne?
Rozmówca, chyba wie, że nie jest wielbłądem, prawda?
Calthia pisze:Zacisnął zęby z bólu przyzwyczajając się do hałasu przyrody.
Byłaś Ałtorko - Calthia to żeński nick - to tak na marginesie:)No-qanek pisze:Hałasu przyrody?! Byłaś/byłeś Ałtorko/Ałtorze kiedykolwiek w lesie?
Pomnóż sobie te odgłosy razy dwa... Ogłuszające prawda? W takim lesie to nie sposób konwersacji prowadzić, tupot mrówek wszystko zagłusza.
Mój błąd - nie jeden, nie ostatni:) Powinnam dokładniej opisać te odgłosy:) Ale gdy zapada totalna cisza, to zwykły szum wiatru, śpiew ptaków, kroki wiewiórki - nie mogą do głowy uderzyć? Tak nagle, niespodziewanie? Buuum!:)
Calthia pisze:Nie drgnął, choć opuścił łuk z naciągniętą strzałą.
:))) Tia, może miał nadprzyrodzoną moc, o której nawet ja zapomniałam;PNo-qanek pisze:To da się nie drgnąć, czyli pozostać bez ruchu i jednocześnie opuścić łuk, czyli niewątpliwie ruch wykonać?
Calthia pisze:Chłopak westchnął mrucząc coś pod nosem.
I tutaj ta nadprzyrodzona moc znów się objawiła:)No-qanek pisze:Ałtorze/Ałtorko, zaprezentuj nam jak to się robi!
Calthia pisze:Krótkie, jasne włosy spocone na karku
Głowa się poci. Raczej "zlane potem na karku." Lepiej, by było?:)No-qanek pisze:To włosy się pocą?!
Calthia pisze:Rzeka Drops Mind naznaczy twe ciało. Dopóki żyjesz, Skull Withebone, dopóty lasy Tulus nie będą obawiać się niszczycielskiej siły człowieka.
Nazwy wzięły się z tytułu warsztatów. Kalekie, może i kalekie, ale taki był pomysł. Nie można było użyć bezpośrednio tytułu to sobie kulejące nazwy wymyśliłam:)No-qanek pisze:Że niby jaka rzeka? Skąd nagle bierze się u ciebie zmasakrowana angielszczyzna?
Używasz nazw wziętych z konkretnego języka obcego, jak mam to interpretować?
Używając (karykatury) j. angielskiego dajesz mi znak, że ma to jakieś znaczenie dla tekstu, inaczej napisał(a)byś to po polsku.
No więc? Jak mam interpretować te nazwy?
Literówka. Whitebone poprawna.No-qanek pisze:I wypadałoby chociaż pamiętać, jak pisze się imię bohatera, bo nagle z Whitebone zmienia się on w Withebone...
Cóż, mogę tylko podziękować, że znalazły się osoby, które przeczytały mój tekst do końca:)
I jeszcze chciało im się go skrytykować.
- No-qanek
- Nexus 6
- Posty: 3098
- Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03
Czasem najwyższy na wyczekiwaną, bo jakże spektakularną, autoflekację!
No-qanek: więc było tak Krzysiu
To żeś się, Ałtorze, rozpisał. Bite 4 strony w Writerze.
Ale zaraz, połowa z tego to entery. Jak oryginalnie - prawdziwa awangarda w dobie emo.
Zgodnie z zaleceniem Ałtora (podyktowanymi mi przez moje niezwykle, paranormalne i paranormatywne zdolności) tekst należy czytać pozbawionymi emocji tonem, robiąc przerwy przy przejściu do następnej linijki.
Przydałoby się jeszcze mieć choć namiastkę szacunku do Czytelnika i usunąć takie literówki jak "myśle" czy "środu".
Nijak mi to sformułowanie z "co" nie pasuje do reszty, pożal się Boże, stylu tekstu.
I cała scenka z aptekarzem pozostawia we mnie krztynę konfuzji - po cholerę mi opowiadasz, Ałtorze, takie pierdoły?
Czy gdyby aptekarz sprzedał mu truciznę bez mrugnięcia okiem, to miałoby to jakiekolwiek znaczenie dla fabuły?
Chodzi o przedstawienie bohatera? Jego postać jest tu zbyt rozchwiana, żeby w jakikolwiek wzbogacało to psychikę.
I pojawiający się przez cały tekst problem - kim jest mówiący? Z jednej strony trzeci w kolejce do tronu, jakiś brat króla (wepchnąłbyś wtedy w jedną postać i Hamleta, i Klaudiusza, co byłoby trochę dziwne), z drugiej sam wybiera się do aptekarza, zaleca się do Beatrycze niczym podlotek - wygląda trochę na postać znikąd, prosty zabijaka, na pewno nie kogoś, komu mógłby się należeć tron.
I jeszcze większy problem - kim jest Beatrycze?
Nie wymieniasz jej, Ałtorze, jako członkini rodziny królewskiej (tym bardziej, ze wtedy chyba musiałaby być blisko spokrewniona z mówiącym), a jednak pije wino wraz z monarchą.
Może o to chodziło - i mówiący, i Beatrycze mają być z tego świata wyrwani, ale kiepsko to wygląda, gdy ów świat przedstawiony jest nie bardziej spójny niż przeżuty przez wilki stary gobelin.
Przed chwilą pisałeś, że dodanie trucizny do wina było dziecinnie proste.
Jaki tu sens? Że niby kiedy bohater będzie królem, Beatrycze nagle spojrzy na niego łaskawszym okiem?
Czy też ze złości wymyśla, że zabije króla... na złość komu?
Coś sypie ci się ta konstrukcja postaci.
Chciejstwo autorskie wyłazi.
Trochę to idiotycznie brzmi, nie uważasz, Ałtorze?
Co do całego fragmentu to mam wrażenie, że sam zrobiłeś sobie wbrew, bo nijak nie pasuje on stylistycznie do reszty.
Wyliczenia czynności nie brzmią tak samo jak tautologie czy wyliczenia przedmiotów.
A może po prostu Szanownemu Ałtoru się styl obsunął jak za szerokie portki.
Ja rozumiem, że przy ukochanej mówiący mógł zacząć się silić na patos. Taka nieporadna jego forma mogłaby być nawet intrygująca. Ale ja tu tego nie widzę, nie zgadza mi się styl z początku ze stylem, którym nagle zaczął mówić bohater.
Zresztą i wcześniej zaczęło już się to dziać, takie drobne zgrzyty.
W dodatku, moim zdaniem, zaczynasz dziwnie, a niepotrzebnie wykręcać składnie.
Może po prostu trzeba było trochę dokładniej przysiąść nad końcówką, przeczytać na głos ze trzy razy i porównać z tym co na początku.
Kiedy zrozumiałem, zaczęło mnie to razić w oczy.
Jakby mieszanie trunków miało być takie istotne dla kondycji tytułowego Krzysia. A może po prostu nie spodobało mi się wciśnięcie tu na siłę potoczności.
O ile można to ratować wrzucając mnóstwo trzykropków i tworząc wyjątkowo pretensjonalną frazę to od razu zaburza to brzmienie i nie zgadza się z całą resztą tekstu - właśnie przez żałosną pretensjonalność.
Pozostaje więc potraktować to jako zwyczajny błąd przy pracy.
I to wyjątkowo paskudny, bo psuje całą końcówkę - Czytelnik stara się zrozumieć zdanie, traci rytm, ostatnie słowa tekstu mu wcale nie wybrzmiewają.
W dodatku ta obrzydliwa frazeologia ze spływającymi myślami. Nieczytelna dla nikogo, komu nie trzepnie się z delikatnością siekiery tematu między oczy.
Zaprawdę, oślep mnie Boże, abym nie musiał widzieć tego haniebnego "zdania".
Podsumowując: zabrakło mi tu spójności świata przedstawionego. Można stworzyć bohaterów od niego odstających, ale muszą oni w logiczny sposób z nim oddziaływać. Tutaj tego nie widać.
Sporo jest ponaciąganych wątków, jakbyś podczas pisania na bieżąco decydował się, jakie mają być motywacje bohatera. Ja do końca nie rozumiem, skąd ta cała sytuacja, choć przecież widzę ją oczami jedynego jej sprawcy.
Nie rozumiem jak połączyć motywacje bohatera z jego czynami. Zbytnio zaplątałeś, żeby można tu było mówić coś rozsądnego o koncepcie czy postaciach.
Kładąc papę na ławę - to nie był zły tekst. Ale zabrakło mu nakładu pracy i, niestety, sensu.
No-qanek: więc było tak Krzysiu
To żeś się, Ałtorze, rozpisał. Bite 4 strony w Writerze.
Ale zaraz, połowa z tego to entery. Jak oryginalnie - prawdziwa awangarda w dobie emo.
Zgodnie z zaleceniem Ałtora (podyktowanymi mi przez moje niezwykle, paranormalne i paranormatywne zdolności) tekst należy czytać pozbawionymi emocji tonem, robiąc przerwy przy przejściu do następnej linijki.
Przydałoby się jeszcze mieć choć namiastkę szacunku do Czytelnika i usunąć takie literówki jak "myśle" czy "środu".
Nie rozumiem tego rozbicia czasów. Znaczy co - już opartej nie ma, ale uznał za niezbędne, by poinformować, że jednak przed chwilą miał?i trzymam tę czaszkę a nogę miałem o krzesło opartą
Jak już się ktoś upiera, że w tekście nie stosuje żadnej interpunkcji to wypadałoby chociaż być konsekwentnym.wiesz trucizna, którą w winie podałem działa szybko i król umiera już we śnie
...ten nasz koleszka...więc było tak że aptekarz co w górach mieszka
Nijak mi to sformułowanie z "co" nie pasuje do reszty, pożal się Boże, stylu tekstu.
I cała scenka z aptekarzem pozostawia we mnie krztynę konfuzji - po cholerę mi opowiadasz, Ałtorze, takie pierdoły?
Czy gdyby aptekarz sprzedał mu truciznę bez mrugnięcia okiem, to miałoby to jakiekolwiek znaczenie dla fabuły?
Chodzi o przedstawienie bohatera? Jego postać jest tu zbyt rozchwiana, żeby w jakikolwiek wzbogacało to psychikę.
Jacy wszyscy? Nie dajesz nam tu, Ałtorze, żadnego tła dla wydarzeń, powiedzmy, politycznych. A bez niego, taka informacja nic dla mnie nie znaczy.mówiłem ci trzeba zdobyć władzę póki się da bo zaraz wszyscy się rzucą
I pojawiający się przez cały tekst problem - kim jest mówiący? Z jednej strony trzeci w kolejce do tronu, jakiś brat króla (wepchnąłbyś wtedy w jedną postać i Hamleta, i Klaudiusza, co byłoby trochę dziwne), z drugiej sam wybiera się do aptekarza, zaleca się do Beatrycze niczym podlotek - wygląda trochę na postać znikąd, prosty zabijaka, na pewno nie kogoś, komu mógłby się należeć tron.
I jeszcze większy problem - kim jest Beatrycze?
Nie wymieniasz jej, Ałtorze, jako członkini rodziny królewskiej (tym bardziej, ze wtedy chyba musiałaby być blisko spokrewniona z mówiącym), a jednak pije wino wraz z monarchą.
Może o to chodziło - i mówiący, i Beatrycze mają być z tego świata wyrwani, ale kiepsko to wygląda, gdy ów świat przedstawiony jest nie bardziej spójny niż przeżuty przez wilki stary gobelin.
Jaka niby okazja?była okazja
Przed chwilą pisałeś, że dodanie trucizny do wina było dziecinnie proste.
I z powodu odrzuconej miłości idzie on zabić króla?ale ja chyba cały czas miałem Beatrycze w głowie
Jaki tu sens? Że niby kiedy bohater będzie królem, Beatrycze nagle spojrzy na niego łaskawszym okiem?
Czy też ze złości wymyśla, że zabije króla... na złość komu?
Coś sypie ci się ta konstrukcja postaci.
Chciejstwo autorskie wyłazi.
"Pożycz mi sztylet... bo swój gdzieś zapodziałem, obiecuję, że zaraz oddam"pożycz mi sztylet
popatrz na nią
zobacz czy jej twarz już całkiem zapadnięta
sprawdź oddech
Trochę to idiotycznie brzmi, nie uważasz, Ałtorze?
Co do całego fragmentu to mam wrażenie, że sam zrobiłeś sobie wbrew, bo nijak nie pasuje on stylistycznie do reszty.
Wyliczenia czynności nie brzmią tak samo jak tautologie czy wyliczenia przedmiotów.
W królubójcy się nagle poeta obudził.myślę skoro Beatrycze nie być to i mnie nie być
A może po prostu Szanownemu Ałtoru się styl obsunął jak za szerokie portki.
Ja rozumiem, że przy ukochanej mówiący mógł zacząć się silić na patos. Taka nieporadna jego forma mogłaby być nawet intrygująca. Ale ja tu tego nie widzę, nie zgadza mi się styl z początku ze stylem, którym nagle zaczął mówić bohater.
Zresztą i wcześniej zaczęło już się to dziać, takie drobne zgrzyty.
W dodatku, moim zdaniem, zaczynasz dziwnie, a niepotrzebnie wykręcać składnie.
Może po prostu trzeba było trochę dokładniej przysiąść nad końcówką, przeczytać na głos ze trzy razy i porównać z tym co na początku.
Na początku nie zrozumiałem, o co chodzi.zmieszasz wszystko co się da
Kiedy zrozumiałem, zaczęło mnie to razić w oczy.
Jakby mieszanie trunków miało być takie istotne dla kondycji tytułowego Krzysia. A może po prostu nie spodobało mi się wciśnięcie tu na siłę potoczności.
Niby styl osobisty, osobista składnia, ale podwojenie tego samego dopełnienia to przesada, niczym nie uzasadniona. Nikt tak nie mówi.wiesz mnie i Beatrycze myśli pod czaszką spływać będą już nam krótko
O ile można to ratować wrzucając mnóstwo trzykropków i tworząc wyjątkowo pretensjonalną frazę to od razu zaburza to brzmienie i nie zgadza się z całą resztą tekstu - właśnie przez żałosną pretensjonalność.
Pozostaje więc potraktować to jako zwyczajny błąd przy pracy.
I to wyjątkowo paskudny, bo psuje całą końcówkę - Czytelnik stara się zrozumieć zdanie, traci rytm, ostatnie słowa tekstu mu wcale nie wybrzmiewają.
W dodatku ta obrzydliwa frazeologia ze spływającymi myślami. Nieczytelna dla nikogo, komu nie trzepnie się z delikatnością siekiery tematu między oczy.
Zaprawdę, oślep mnie Boże, abym nie musiał widzieć tego haniebnego "zdania".
A to sformułowanie to z jednej strony mnie gryzie, a z drugiej jakoś intryguje... Jako "C'est la vie" brzmi żałośnie i banalnie, ale gdy potraktować to jako "takie [oto było moje] życie przyjacielu" to nabiera to stosownego wydźwięku ostatnich słów...takie życie przyjacielu
Podsumowując: zabrakło mi tu spójności świata przedstawionego. Można stworzyć bohaterów od niego odstających, ale muszą oni w logiczny sposób z nim oddziaływać. Tutaj tego nie widać.
Sporo jest ponaciąganych wątków, jakbyś podczas pisania na bieżąco decydował się, jakie mają być motywacje bohatera. Ja do końca nie rozumiem, skąd ta cała sytuacja, choć przecież widzę ją oczami jedynego jej sprawcy.
Nie rozumiem jak połączyć motywacje bohatera z jego czynami. Zbytnio zaplątałeś, żeby można tu było mówić coś rozsądnego o koncepcie czy postaciach.
Kładąc papę na ławę - to nie był zły tekst. Ale zabrakło mu nakładu pracy i, niestety, sensu.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11
- No-qanek
- Nexus 6
- Posty: 3098
- Rejestracja: pt, 04 sie 2006 13:03
in_ko, owszem, mógłbym. Ale pełne podziwu słowa wyrażane w stronę interlokutora mogłoby być uznane za przejaw zbędnego wazeliniarstwa :P
Margot, jestem pewny, że gdzieś tam były. Musiałaś się zagapić podczas wyżerania popcornu.
A striptiz intencji był zawoalowany - bo to taki perwersyjny striptiz, który perwersyjnie zasłania, to co drobnomieszczański striptiz by odkrywał.
Margot, jestem pewny, że gdzieś tam były. Musiałaś się zagapić podczas wyżerania popcornu.
A striptiz intencji był zawoalowany - bo to taki perwersyjny striptiz, który perwersyjnie zasłania, to co drobnomieszczański striptiz by odkrywał.
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."
- Małgorzata
- Gadulissima
- Posty: 14598
- Rejestracja: czw, 09 cze 2005 09:11