Iwan pisze:Została stworzona po to, by szerzyć rewolucję na świecie, a idee Lenina mówiły o agresywnej walce o wyzwolenie proletariatu. Armia Czerwona zawsze była przygotowywana do działań ofensywnych. To była czysta polityka. Armią kierowali dyletanci politycy, a im wydawało się, że idea bolszewizmu nakazuje armii stać na granicy i czekać na sygnał z Kremla do ataku.
Po przegranej w wojnie 1920 roku sowieci przystopowali z koncepcją niesienia pochodni rewolucji na zachód. Nie, żebym się czepiał, ale w 1941 roku Lenin gryzł już glebę, a razem z nim jego idee. Odejście od NEPu, wygnanie i zamordowanie Trockiego, wytępienie sporej części WKP(b), która popierała Lenina, przymusowa kolektywizacja - to już jest polityka Stalina. Sam Stalin zresztą mówił o "socjalizmie w jednym kraju", a więc odszedł od koncepcji ogólnoświatowej rewolucji, której zwolennikami byli Lenin i Trocki.
Zastanówmy się zatem. Skoro nie chcemy rewolucji roznosić tu i ówdzie, to po co koncentrować armię na granicy, po co szkolić spadochroniarzy, po co produkować masę nowoczesnych czołgów, po co uzbrajać żołnierzy w szybkostrzelne automaty?
Ja rozumiem - propaganda. Ale po co te pozory, skoro trzymamy kraj za mordę za pomocą armii czekistów?
To wszystko kupy się nie trzyma. Gdyby Armia Czerwona rzeczywiście stacjonowała, od 1921 roku, na granicy ZSRR, to byłaby świetnie przygotowana do obrony. Linie obrony przygotowano by tak czy inaczej, chociażby po to, żeby się wojsko nie nudziło i żeby ludowi pokazać, że każda napaść zostanie odparta i zmiażdżona przez Armię Czerwoną.
Tak, jestem zwolennikiem teorii pewnego eksagenta GRU, bo przedstawił on najbardziej logiczne wytłumaczenie sukcesu operacji Barbarossa. Nie wiem natomiast, z jakiej paki oskarża się go o tworzenie teorii spiskowych.
Faktem jest, że niektóre jego argumenty dosyć łatwo obalić (np. argument, że Rosjanie używali zawieszenia Christy'ego w swoich czołgach, bo miały jeździć po autostradach Europy Zachodniej), ale resztę już trudniej zbagatelizować.