ElGeneral pisze:Wiesz, mam silne podejrzenia, że w oficjalnej "hramocie" takiego sformułowania nigdy by nie użyto - właśnie z powodu owej dwuznaczności.
W Panu T. Mickiewicz nie pisal o ostatnim z Horeszkow?
Nie wiem jak wczesniej, mozesz miec racje.
1) Artykuł 54. Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji.
2) Życie zmusza człowieka do wielu czynności dobrowolnych. Stanisław Jerzy Lec
Masonie, w "P. T" Mickiewicz nieustannie pisze o "ostatnich", bo całe dzieło jest swoistym hołdem oddanym przeszłości. "Ostatni, co tak poloneza wodzi", "Ostatni na Litwie woźny Trybunału", "ostatni zajazd na Litwie"... i w tym sensie jest też "ostatni z Horeszków, chociaż po kądzieli...". Mamy nawet 'ostatnie, znikające tony" w koncercie Wojskiego. Koncert Jankiela też jest ostatni.
Z carskimi gramotami było chyba jednak inaczej...
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.
Cieżka sprawa z błędami autora. Wydaje mi się, że mimo wszystko tłumacz musi przełożyć wszystko tak, jak zamierzał to przekazać autor, łącznie z błędami.
Na myśl przychodzi mi książka Richarda Overy'ego "Krew na śniegu", opisująca wysiłek radziecki podczas II Wojny Światowej. Powiem tak, że tematem sie bardzo interesuję, znawcą w życiu bym się nie określił, ale pasjonatem jak najbardziej. Nawet z moją ograniczoną wiedzą byłem przerażony ilością błędów, pomyłek, nieścisłości czy wprost fałszywych informacji (zdaje się, że autor, pracując w świezo udostępnionych poradzieckich archiwach, nie potrafil oddzielić faktów historycznych od sowieckiej propagandy).
W każdym razie tłumacze przełożyli wszystko dokladnie tak, jak to napisal autor, nawet fragmenty dość kreatywnie podchodzące do prawdy historycznej. W żadnym momencie nie odczuwało się, że winą za błędy są odpowiedzialni tłumacze, choc z każdą stroną rosła we mnie niechęć do autora. Korektą merytoryczną zajął się już po przełożeniu redaktor techniczny, który zmasakrował autora w swoich przypisach przy każdym poważniejszym błędzie. Dość śmieszne było, że już pod koniec książki widać było po tonie przypisów, ze redaktorowi puszczały już nerwy :)
Swoją drogą, myslałem, że książkę napisał jakis laik, ktos taki jak ja. Kiedy dowiedziałem się, że to uznany historyk, autor licznych książek o II WŚ, książka straciła dla mnie jakąkolwiek wartość.
W każdym razie myślę, że mimo wszystko tłumacz powinien przełożyć tekst jak najbliżej oryginału. To autor bierze na barki ciężar odpowiedzialności, a jesli pisze bzdury, zadaniem tłumacza jest przełożyć bzdury :)
Grrr... Dlaczemu pani Yarbro pisząc o Rasputinie używa określenia "Otyets". Uważa, że był to jakiś dworski tytuł Griszki, czy co? Mogłaby przecież pisać "Father". O innych popach (Rasputin nigdy zresztą tak naprawdę święceń nie zyskał) tak właśnie pisze - i dobrze.
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.
Nie będzie o poprawianiu, ale o stylu pisania...
Zdrzaźnię połowę userów (kobiety) ale NMSP.
Ludzie! Jak ja nie lubię tłumaczyć damskiej literatury!
Do pokoju wchodzi kobieta.
Mężczyzna napisałby, że miała na sobie niebieską suknię i na tym byłby skończył.
Kobieta musi opisać wszystkie fragmenty kroju sukni, pozachwycać się (z lekką nutką dekadencji) odcieniami jej barwy, opisać szczegółowo bieliznę widoczną spod rozmaitych frywolnie i celowo poumieszczanych nacięć i rozcięć sukni, zająć się krojem trzewików, dokładnie opisać biżuterię... Aaaargh! Dajcie mi maczugę! Przecież to wszystko niczego nie wnosi do powieści!
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.
Nie pocieszę Cię Generale, ale nienawidzę czytać takich opisów.
Nie jesteś odosobniony w odczuciach, choć nie zgodzę się, że to cecha jedynie autorek ;)
Wzrúsz Wirúsa!
Ha! Będziemy nieśmiertelni! To nie historia nas osądzi, lecz my osądzimy ją! (Małgorzata)
Chyba Tuwima jakaś zgorszona dama zapytała, czy on naprawdę bywał na niemoralnych balach...
- Szanowna pani, czy jest coś niemoralnego w aksamitkach na szyi?
- Cóż, nie...
- A może w krawatach?
- Nie, oczywiście nie.
- No więc na ostatnim balu panie miały na sobie tylko aksamitki na szyi, a panowie - krawaty.
Pozostaje mi życzyć opisów raczej takich imprez ;-)
Zachwycam się pomysłowością niektórych autorów w doborze nazwisk dla bohaterów ich powieści. Pflaume, Apfelobstgarten, Hohepfad... no, po prostu nazwiska spotykane w każdym niemieckim miasteczku. Albo Schloss użyte jako nazwa własna posiadłości... Jak mawiał Dodek Dymsza: "Cud, miód, ultramaryna..."
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.
Bywają jednak lepsze pomysły. W którejś z antologii (Dona Wolheima chyba) jest opowiadanie o serii portretów Giocondy, tworzących razem sekwencję striptizu. Obrazy zostały odnalezione w włoskiej wiosce Paesinoperduto, co należałoby chyba tłumaczyć jako Dziura Zabita Dechami.
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.
Z tym, że wnioskując po pomyśle, tym razem komizm został przez Autora założony ;-)
"Polski musi mieć inny sufiks derywacyjny na każdą okazję, zawsze wraca z centrum handlowego z całym naręczem, a potem zapomina i tęchnie to w szafach..."