Kiedy leżałem w szpitalu po operacji serca, dwie sale od mojej znajdowała się salka OIOM-u. Leżał tam czterotygodniowy (!) chłopczyk po operacji przegrody sercowej. Urodził się z wadą serca i trzeba go było operować. Na domiar wszystkiego leżał sam - zaraz po urodzeniu porzuciła go (wyrzekła się oficjalnie) matka. Wenflony, powbijane w ramiona i nóżki tego dziecka niewiele były od nich cieńsze.Othar pisze:...Nikt nie twierdzi, że kapłani są nadludźmi. Tym bardziej, że oni służą nam parafianom. Jako osoba niewierząca nie powinieneś od nich wymagać więcej niż od przeciętnego kowalskiego. Nawet powinieneś się po nich spodziewać rzeczy najgorszych, w końcu non stop chodzą i kłamią, prawda?
To czemu wymagasz od nich więcej niż do siebie?
Generale twoja wiedza o kapłanach i kościele zdaje się pochodzić zasadniczo z tabloidów, a nie z własnych doświadczeń.
Do szpitala przychodził proboszcz z pobliskiej parafii - wyjątkowo natrętny, gruby i lepki niczym wazelina klecha. Gdy go zapytałem, jaki cel ma Najwyższy tak ciężko doświadczając tego chłopczyka, ewentualnie czym Mu zawiniło czterotygodniowe niemowlę, pieprzył coś bez sensu o boskim planie. Nie zaglądał zresztą w ogóle do tego dziecka - nie mógł się spodziewać od niego żadnych datków. Pytałem sióstr - nawet go nie ochrzcił.
To tylko jedno z moich wielu doświadczeń z księżmi.
Są pasterze, którzy dbają o mięso owiec, i są tacy, co dbają o to, żeby miały gęste runo. NIE MA PASTERZY DBAJĄCYCH O OWCE!
Naprawdę uważasz, że do rozmowy z Bogiem są Ci potrzebni pośrednicy? Co, nie usłyszałby Cię, gdybyś pomodlił się np. u siebie w domu? Sam?