Może zatem tylko echo inspiracji. :)))
No, to kolejna praca, bo nareszcie udało mi się zebrać myśli. I skończyło się na popisach wokalnych...
<niecosopran kolateralny mode/on>
Bardzo śmiesznie jest umierać, kiedy żyć byś chciał.
Nosić miano Oliviera, kiedy jesteś Brown.
<niecosopran kolateralny mode/off>
Po lekturze ogarnął mnie Wzorzec i przejął kontrolę, skojarzenie wypalone w pamięci zeszłego stulecia zaanektowało przestrzeń pojęciową mojego umysłu. I oto rozpoznaję znaki, widzę symbole, obejmuję problem nie linearnie – na osi przeszłość-przyszłość, lecz horyzontalnie – w nieskończonej teraźniejszości, gdzie nie istnieje uszeregowanie, gdzie zdarzenia splatają się w kalejdoskopową mozaikę chaosu wolnego od łańcuchów przyczynowo-skutkowych i ograniczeń czaso-geometrycznych, gdzie nie ma Euklidesa i nie ma Newtona. W tym obszarze nieciągłości każda interpretacja jest możliwa – jedyną barierę stanowi język, ostatnia przeszkoda i największe wyzwanie, a wtedy pozostaje tylko...
Wdech.
Od długich zdań można dostać zadyszki.
Tak mi się skojarzyło po przeczytaniu
„Poetyki” Thoro.
A ponad tym wszystkim czuję, że rozlewam się, rozlewam coraz dalej i coraz prędzej. Ciągów skojarzeń bez ustanku przybywa i nie wiem już, co interpretować. Za wiele tu sensów; ale strumień nie może się przecież zatrzymać, bo każda myśl odwołuje się do innej myśli, a ta opowiada o innej myśli – i tak bez końca. Umysły, wśród których tonę, nie działają wertykalnie, lecz horyzontalnie, operując nie wzdłuż problemu, lecz wszerz wielu innych; za dużo tu zmiennych, danych i możliwości. I paradoksalnie, dopiero w tej powodzi widać, jak niewiele tematów, obracanych na wszelkie sposoby, zaistniało przez wieki – że opowiadamy wciąż o tym samym, ale za każdym razem inaczej. I dryfuję pośród tych historii i nic już nie rozumiem, czy może raczej, rozlana, rozumiem wszystko, a więc nie rozumiem nic.
Dlaczego zawsze, gdy pojawia się choć wzmianka o typie myślenia wychodzącym poza proste łańcuchy przyczynowo-skutkowe, musi ona być podana tonem Wielkiego Odkrycia, Objawienia niemal, z uderzeniem dzwonu patosu w tle? Zawsze mnie to śmieszy, bo nie widzę w tym stylu myślenia nic nadzwyczajnego. Równie głupie to, jak rozróżnienie stylów myślenia wg płci. Litości!
Ale nie o tym chciałam – to wrażenie marginalne było.
Powiedziałabym, że to impresja, gdyby nie fabuła (no, powiedzmy...). Ale tak naprawdę wzbraniam się przed klasyfikacją, bo tekst mnie bezgranicznie wkur...zył. Jest tu cała masa nawiązań – zaczynając od strumienia świadomości (brawa za interpretację terminu), na semiotyce kończąc (prosto od Eco). Znaczy, teoria literatury w całej okazałości, czyli tytuł „Poetyka” jest kluczem interpretacyjnym. Tylko do czego?
Nie do fabuły, bo fabuła – pretekstowa i nijaka, a na dodatek niespójna – jest nieważna.
Do zrozumienia nawiązań zapewne. Znaczy, jest klucz, a czytelnik ma szukać zamka – taka łamigłówka. Nie mam nic przeciwko łamigłówkom, gry intertekstualne też lubię, a tu jest nawet nie inter- a metatekstualność (z braku lepszego określenia). I to wszystko jest OK. Włącznie z bardzo fajnym zabiegiem wtrąceń, by zaznaczyć równoczesność relacji – to mi się podobało szczególnie. Bardzo elegancko stylistycznie rozegrany strumień świadomości w tym dosłownym rozumieniu, jakie narzuciłeś, Autorze. Naprawdę, znakomite.
I właśnie dlatego mnie tak wkur...zyła cała reszta.
Głupie potknięcia językowe wskazał już
No-qanek. Polecałabym przyglądać się rodzajom części mowy, które mają tę kategorię gramatyczną – to zwykle ułatwia stylizację.
Wszystek i
oczywista przeszłyby bez wpadek, gdyby się przyjrzeć właśnie rodzajowi... :P
A skoro jestem przy języku, to jeszcze parę drobiazgów.
Wiem tylko, że mój umysł rozlewa się wzdłuż i wszerz po okolicy i pełznie po jej powierzchni bez pośpiechu
Oj... Okolica (która, jak się okaże później jest plątaniną strumieni myśli) ma powierzchnię. Po mojemu, Autorze, czysty bełkot.
Pierwsza myśl, wylana, kiedy jeszcze czułam, była jak kropla, co uderza o taflę jeziora
Porównanie w porównaniu - o jedno za dużo. To pierwsze, IMAO.
Niezręczne, niespójne złożenie - wylewanie kropli?
miecz, świszcząc, wycinał haniebną posoką wzory w powietrzu, i że sekundował mu nieustępliwie topór, który dzierżył krasnolud
A tu poetyckość zawiodła Cię, Autorze, na manowce języka.
Ale z każdą chwilą czuję, że tracę świadomość, która rozlewa się szybciej i szybciej, szumiąc niczym wiosenny strumyk
A to, Autorze, jest zwyczajna i wulgarna łopatologia. Fuj!
i szybko stała się myślą wszystkich, dokąd tylko sięgnęły jej fale: waszą myślą.
I do kogo narratorka się zwraca? Zważywszy na jej stan i okoliczności, to ja przepraszam, ale ta apostrofa do odbiorcy jest zupełnie od czapy. Gry tekstowe grami tekstowymi, ale adresat tutaj jest bez sensu. Tytuł "Poetyka" zobowiązuje, Autorze.
Nie język jednak tu zawiódł, nie. Wręcz przeciwnie – do języka nie mam szczególnych zastrzeżeń. Zgrzeszyłeś konstrukcją, Autorze. A raczej jej niedoróbkami.
Po pierwsze, narratorka. Nie rozumiem, po co się zwraca i do kogo. Na dodatek nic, ale to nic mnie ona nie obchodzi. Sztuczna jest ta narratorka, absolutnie obojętna i nijaka. I papla. Zupełnie jak ja we wstępie do tego omówienia.
Narratorka gada, ale nie o umieraniu, bo umieranie jest tylko pretekstem, żeby sobie mogła paplać o rozlewaniu się w strumieniu świadomości „zbiorowej”, o myśleniu nielinearnym (czy, jak wolisz, Autorze, horyzontalnym), o stereotypach ze strzelanek w typie „DragonAge” pod Crecy (dlaczego akurat to – nie wiem i nie będę się zastanawiać, bo historia mnie brzydzi) czy przywołaniu mitu o Ikarze (po jakiego grzyba?! – jak pada „poetyka”, to Ikar wyłazi automatycznie, a przynajmniej tak mi wynika, bo Ikar jest tu równie potrzebny jak dziura w zębie, ale bez jej logicznej genologii). Nijak się nie mogę do tej narratorki ustosunkować, bo zwyczajnie nie wiem, czemu ona w ogóle umiera – plącze się w zeznaniach, do tego zero emocji – więc jak mam się przejąć? I nie, plątanie się narratora bezpośredniego nie stanowi zarzutu, Autorze. Zarzutem jest, że po lekturze nie mam pojęcia, po co w ogóle kwestia, skąd się narratorka wzięła, została poruszona – a powinnam wiedzieć. I nie, wyjaśnienie, że to dla podkreślenia, jak bohaterka traci siebie, nie będzie tu miało zastosowania, bo utratę tożsamości rozgrywasz w strumieniach świadomości zupełnie inaczej. Wychodzi mi, że tutaj wcisnąłeś elementy, które mają mnie przekonać, że to tekst fantastyczny, SF nawet, ale zapomniałeś jakoś zamknąć ten wątek rzeczywistości, którą narratorka zostawiła za sobą.
Po drugie – fabuła. Nie jest zarzutem, że pretekstowa, zaledwie zalążek – bynajmniej. Jest zarzutem natomiast, że niedokończona. Miała stanowić fundament, punkt wyjścia dla tytułowej poetyki śmierci. Ale nie stanowi, bo wrzuciłeś trzy różne wersje początku, które nic nie wyjaśniają – równie dobrze można się było bez nich obejść. Znaczy, narratorka umiera, przyczyny tego stanu są niejasne – ale nic z tej niejasności nie wynika, tu się sprawa urywa, bo zaczyna się lekki skręt i już nie umieranie jest tematem, lecz...
Po trzecie, czyli utrata tożsamości. Narratorka umiera i się nie boi ani nie cierpi - i to rozumiem.
Och, więc tak właśnie się umiera.
To dziwne. Nie jest tak, jak sądziłam – nie czuję strachu, (ciach!). Nie czuję bólu, ale przecież nie umieram w sposób, który mógłby boleć; na pewno nie ciało, duszę – już bardziej. W ogóle odczuwam coraz mniej. Nie ma kolorów, zapachów ani dźwięków; rozmyły się. Wiem tylko, że mój umysł rozlewa się wzdłuż i wszerz (ciach!) i odpływa ode mnie, choć przecież wciąż w nim jestem i też płynę.
Zapowiedziałeś zatem, Autorze, że będzie coraz bardziej obojętnie, bo wraz z rozpadem świadomości indywidualnej, jednostkowej, zanikają emocje i odczucia. OK.
I nagle wiem, że nie chcę tak skończyć, nie chcę zgniąć w ocaenie nosnesnu, zaopmniana i opuczszona
Nagle znowu świadomość i emocje się pojawiają. Problem w tym, że przez cały tekst nie ma wzmianki, że narratorka walczy, że próbuje coś z siebie ocalić – wręcz przeciwnie, biernie się daje unosić nurtom, opisuje je z dystansu, bez własnej refleksji, reportażowo.
A tu nagle taka aktywność. Sprzeczna, IMAO.
Może warto było jednak oprzeć koncepcję na próbie ocalenia siebie – obrony przed rozpłynięciem się w strumieniu świadomości zbiorowej, archetypiczno-symbolicznej. Miałbyś wtedy, Autorze, dramat w pigułce, a paplanie narratorki zyskałoby wymiar i ważność. Obojętność zapowiedziana na starcie spartaczyła zakończenie.
Przywołałeś też Eco, Autorze, więc zwróć uwagę, jak w powieści, z której wyciągnąłeś motto, zdarzenia fabularnie istotne stają się pretekstem dla wykładu o symbolach i tropach, jak te zdarzenia są zarazem ilustracją, przykładem praktycznym omawianych kwestii np. znaczeń symboli, powiązań między podstawowym i metaforycznym znaczeniem, etc. Nie jest tak, że stary i młody (jakże archetypiczna para) łażą (quest) po bibliotece (biblioteka to labirynt, a labirynt to symbol świata, ergo: biblioteka to świat – instant) tak sobie – jest tu cały wątek kryminalny z nawiązaniami do historii literatury pośrednio i bezpośrednio => jest spójna fabuła. I jest długi wykład o nazwach i znaczeniach, który ilustrowany jest zwrotnie tym, co się dzieje w fabule właśnie.
U Ciebie zabrakło tego sprzężenia zwrotnego, jak mi się zdaje.
Dręczy mnie także, że ta poetyka – poza strumieniem świadomości – jest taka (czy ja wiem?) sproszczona. Zabijanka, Ikar. Jakby w archetypach, stereotypach i symbolach nic ciekawszego nie można było znaleźć...
Ale to już mój gust niepodległy i może w ogóle nieważny.
Nie wątpię, że to utwór, choć irytujący mnie spłyceniem. Temat zrealizowany, choć mnie się zdaje, że tak ledwie-ledwie: dopóki krople umysłu..., to co, Autorze? Będę żyć, czy umierać?
<niecosopran kolateralny mode/on>
Chciałbyś słońca, musisz moknąć,
myśląc: w to mi graj.
Nie umieraj, Pinokio,
jeszcze jedną noc trwaj!
<niecosopran kolateralny mode/off>