Robert Silverberg - przereklamowany?

czyli o naszych albo cudzych autorach i ich dziełach - wszystko co chcielibyście wiedzieć, a o co (nie)boicie się zapytać

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3147
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Robert Silverberg - przereklamowany?

Post autor: Q »

Istnieje książka, która pechowo mi się przypomina, gdy myślę o Strugackich, bo i wszechświat trochę strugacki (obce planety ziemiopodobne, ale Obcy dość obcy), i autor na S. się nazywa, i symultanicznie z "Żukiem w mrowisku" to po raz pierwszy czytałem.

Powieść nosi tytuł "Człowiek w labiryncie". Robert Silverberg, ją napisał, a jej fabuła - z grubsza - leci tak: [md5]na obcej planecie (tak obcej, że tamtejsze zwierzęta można żryć ze smakiem ;D) starożytne miasto-labirynt jest, nikt nie wie po co. Kto tam wlizie - zginie, poza jednym. Ten jeden to ciekawsza historia. Gieroj kosmosa czysty, jak z Lema wyjęty, który wlazł tam się ukryć. Un się ukrył, bo jak wizytował jedne Obce, co wyglądali na homo rusticus wwioskożyjącus, to te rusticusy mu zrobiły operację na mózgu nieznanym sposobem (autora chyba też dopadły), w efekcie czego telepata się zeń zrobił, ale specyficzny, bo całą swoja świadomo-podświadomą treść emituje, czego nikt znieść nie może, bo w człeku taka ohyda. Skoro w szlachetnym taka, to jaka w mniej szlachetnym dopiróż? Ludzkość go tedy odrzuciła, acz ze współczuciem półfałszywym, to pół nie chcąc być ciężarem, pół obrażon na hipokrytów się zaszył tamój, a tera go wydobyć trza, bo Misję wykonać musi. Tedy poń ruszają - przyjaciel z młodości i syn przyjaciela (innego przyjaciela). Przyjaciel jest polityk i kanalia, ale kanalia samoświadoma i chyba nawet in plus dająca efekty dla społeczeństwa, jako polityk. Syn znów to prostaczek czysty, dwudziestotrzyletni, co ledwo nosa za Ziemię wyściubił, syn poległego gieroja innego (genialnego wynalazcy przy tem). Polityk młodym świadomie manipuluje, bo liczy, że ten wzbudzi litość labiryntowego, a o los ludzkości chodzi. (Mają oni i resztę załogi, załoga w labirynt lezie kolejno, a tam ginie, ów szlachetny szlachetny jest, ale patrzy obojętnie, czasem nawet im zginąć pomaga.) Wreszcie młody dociera do człeka wlabiryntnego. Dociera dosłownie i w przenośni; i to je 3/4 książki.
(Wydobywanie trwa długo, a finał dopisany jakby autorowi przestali płacić od wiersza, a domagali sie oddania dzieua w terminie.)
Skomasowany finał mówi o tym, po co go wydobywali. Otóż młody po tytułowego wlazł, bo ludzkość się zderzyła z arcypotężnemy Obcemi i tylko tytułowy im poradzi, w kontaktowem sensie. Obce te nawet oryginalnie wydumane są: takie jakby wieloryby, co umieją sposobem niepojętym, jakby telepatycznym, radiowym ponoć, zwierzęta niewolić, by na nich robiły. Ludzi też tak - odkąd spotkali - niewolą, bo biorą ludzką technologię za odpowiednik mrowisk, a. gniazd ptasich, a ludzi za bydło, ew. do pracy czasem przydatne. (Mimo ewidentnych bzdur byłoby to może niezłe, gdyby nie to, że jest to streszczone na szybko, po łebkach, obejętościowo jak ja to streściłem prawie.) Obcy nie są nam zresztą pokazani.
I tera kontakt z niemi polega po prostu na tem, że się jedemu z prominentnych wielorybów pod nos podstawi tytułowego, by odczuwszy ludzkie emocje uznał w ludziach braci w rozumie. Co się udaje... Ot, cała kontaktologia jednym mykiem załatwiona. "Jakie to jest piękne, jakie to wszystko jest piękne..."
Sam finał zaś taki, że tytułowy wraca od Obcaka, wyleczony przezeń z tego emitowania, a wypalony psychicznie. Wraca w glorii herosa, ale obrażon na ludzkość, że go tylko dla ratunku swego użyła (i za całokształt) do labiryntu znów myk.
Kurr...tyna. [/md5]

Czytałem to kiedysik całe. Na etapie jak się połapałem, [md5]do czego bohater służy i jak się tam Kontakt załatwia[/md5], książką przez pokój jak długi ciepłem, ale podniosłem i doczytałem. (Potem jeszcze mnie tegoż autora "W dół, do Ziemi" tak wkurzyło, o czym innym razem. Bo on zaczyna ładnie, psychologizująco, opisiki ładne, acz analfabetyzm naukowy dobrowolny - to mięso pozaziemskie :D, a kończy zawsze jakąś - za przeproszeniem - pierdołą. Rozkręca się i rozkręca i zostaje zegarek rozkręcony...)
Czytałem recenzje. Pisano, że ten "Człowiek..." to rzecz genialna, zastawiano z Lemem, Strugackimi, "Odyseją...". "Wielkie Dzieuo o Kontakcie", "potret psychologiczny herosa kosmosa lepszy niż u Lema nawet", tak pisali, a rozczarowanie było straszne (fakt, że powieść owa stanowi [md5]- nieudolne - przepisanie sofoklesowego "Filokteta" na język SF, co niby ma tłumaczyć finału skrótowość, zalety dla mnie szczególnej nie stanowi, skoro "Filoktet" ów istnieje[/md5]). Gdybym czytał, że średnizna może bym nawet i co pochwalił, bo utwór całkiem przyzwoicie napisany (tzn. pomijając, że heros stalowy patrzy z lubościa jak idące doń giną i telepatię samą, wiekszość ma sens; a i literacko niezgorsze). Przez owo rozczarowanie, do dziś mnie wkurza ten Silverberg, jak o nim pomyślę.
Taki np. "Przenicowany świat" b. mało mnie - po prawdzie - rusza, ale tak nie wkurza. A ten "... w labiryncie"... Pierwszy raz zwątpiłem w SF po jego lekturze, bo pierwszy raz czytałem SF tak głupią. Męczyła mnie czasem nienaukowość Dicka czy brak psychologii u Clarke'a, styl Lema młodemu łbu ciążył, ale ten Silverberg... Naprawdę furię poczułem, że toto mi zachwalano jako równe dziełom tamtych. Gdybym nie rzucił, to bym na pół rozdarł, pamiętam że tak wkurzony byłem (co tym bardziej nietypowe, że do książek mam stosunek czołobitny). Na zmianę z tym czytałem - jak wspominałem - "Żuka..." i mimo zbytniego oswojenia, uhumanoidzenia, Kosmosu mocno mnie uradował (a wyliczanka o ptakach-zwierzakach nadal u mnie ciarki i smutek niedookreślony wywołuje jako jakiś uniwersalny symbol zła intencjonalnego i bez-), a toto miałem ochotę podrzeć. (Potem zresztą, by stwierdzić czy nie jest to aby silverbergowy wypadek przy pracy sięgnąłem jeszcze po "Ciernie". To jest dopiero chała.)

Wracam do tego "Człowieka..." co jakiś czas, na zasadzie "jak tak chwalą, pewno jest za co, a ja ślepy"... Próbowałem znów, dni temu parę, i znów nic... Po paru stronach poległem.

ps. aż jestem ciekaw Waszych o Silverbergu opinii, bo może w istocie się nie znam? ;D

Edit: o! widzę, że Gaiman "Człowieka..." chwalił:
http://www.neilgaiman.com/p/Cool_Stuff/ ... troduction
za to recenzentom Biblionetki też się nie podobał:
http://www.biblionetka.pl/art.aspx?id=8102
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
BMW
Yilanè
Posty: 3578
Rejestracja: ndz, 18 lut 2007 14:04

Post autor: BMW »

Q
Powieść nosi tytuł "Człowiek w labiryncie". Robert Silverberg, ją napisał
Czytałem to kiedysik całe. Na etapie jak się połapałem, książką przez pokój jak długi ciepłem, ale podniosłem i doczytałem.
Hmm, książki powinno się traktować znacznie łagodniej.
Bo on zaczyna ładnie, psychologizująco, opisiki ładne, acz analfabetyzm naukowy dobrowolny
Możesz przytoczyć jakiś szczegół dotyczący analfabetyzmu naukowego. Być może coś przegapiłem podczas lektury, ale zawsze wydawało mi się, że Silverberg orientuje się w tej materii dostatecznie. Na pewno nie jest asem, ale biorąc na tapetę jakiś temat robi w nim pewne rozeznanie.
Czytałem recenzje. Pisano, że ten "Człowiek..." to rzecz genialna
Eee, przesadzili ździebko z tym entuzjazmem.
Przez owo rozczarowanie, do dziś mnie wkurza ten Silverberg, jak o nim pomyślę.
Cóż, Bob jest takim pisarzem, który nie pozostawia obojętnych wobec swojej twórczości. I nie bardzo wiem, jak Cię do niego przekonać. Jeżeli uznałeś "Człowieka..." za pozycję nieudaną, chyba już Silverberga nie polubisz. Jak dla mnie, właśnie w tej książce skupia się wszystko co u Boba charakterystyczne: niezła fabuła, pobudzające wyobraźnię plastyczne opisy, mistrzostwo stylu, historia niby znana, ale przedstawiona ze smakiem.
Czytałeś może "Autostradę w mrok"? Polecam opowiadanie "Gość".
A ten "... w labiryncie"... Pierwszy raz zwątpiłem w SF po jego lekturze, bo pierwszy raz czytałem SF tak głupią.
Dla porównania proponuję przeczytać "Adax z układu Adhary" J. Kolendo i wtedy zweryfikować osąd.
Potem zresztą, by stwierdzić czy nie jest to aby silverbergowy wypadek przy pracy sięgnąłem jeszcze po "Ciernie". To jest dopiero chała.)
Tu jestem do pewnego stopnia przyznać Ci rację. Psychiczny wampiryzm jakoś mnie nie porwał.
Sięgnij, Q, w takim razie po "Tom O'Bedlam". Od razu uprzedzam, to jedyna powieść Silverberga, której nie zdołałem dokończyć, choć zaczynałem dwa razy. Ale skoro mamy różne podejścia do twórczości Boba, być może Ty znajdziesz tam coś godnego uwagi.
Wracam do tego "Człowieka..." co jakiś czas, na zasadzie "jak tak chwalą, pewno jest za co, a ja ślepy".
Nie jesteś ślepy. Po prostu rozmijasz się z Silverbergiem. Więc nic na siłę.
Ja mam podobną sytuację teraz, kiedy brnę przez "Ślepowidzenie". Dookoła zachwyty nad treścią, a ja nie potrafię się do niej przekonać.
Próbowałem znów, dni temu parę, i znów nic... Po paru stronach poległem.
Daj spokój, jest wiele innych, przyjemniejszych rzeczy, które możesz zrobić w tym czasie. Silverberga zostaw dla mnie, zwłaszcza że planuję po raz kolejny wrócić do "Człowieka...".

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3147
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Post autor: Q »

BMW pisze:Możesz przytoczyć jakiś szczegół dotyczący analfabetyzmu naukowego. Być może coś przegapiłem podczas lektury, ale zawsze wydawało mi się, że Silverberg orientuje się w tej materii dostatecznie. Na pewno nie jest asem, ale biorąc na tapetę jakiś temat robi w nim pewne rozeznanie.
Kiedy ja nie uważam go za idiotę czy nieuka. Sprawa jest bardziej złożona. Facet jest inteligentny (vide jego felietony dla "NF") i ma znośny styl (przyznam się w tajemnicy, że sam jego styl nawet lubię - fajnie opisuje obce planety, to jego największa zaleta, psychiki bohaterów też tworzy przekonujące). Kłopot z nim jest taki, że nagina swój talent do najniższych czytelniczych oczekiwań i na czas pisania świadomie zapomina o posiadanej naukowej wiedzy. Włazi chyba w każdą utartą, nieoryginalną koleiną, w którą może wleźć pisarz SF, a do tego zaczynając powieści dość oryginalnie, a kończy byle jak.

Pytałeś o "dobrowolny analfabetyzm"...

Przykład pierwszy: "W dół, do Ziemi" (rzecz zresztą, w warstwie stylistycznej, urocza) podobieństwo obcej przyrody do ziemskiej sięga granic absurdu, a obcość rozumnych Obcych polega na tym, że przypominają słonie i nie wstydzą się czynności fizjologicznych (mistyczny finał pominę łaskawym milczeniem, bo [md5]takie metamorfozy[/md5] magią się da tłumaczyć, nie biochemią).

Przykład drugi: wspominane jadalne pozaziemskie zwierzaki w "Człowieku...". Skąd takie ich pokrewieństwo z ziemską fauną? Wolę huberathowych Sysunów, rzygających po ziemszczyźnie.

Przykład trzeci, tu już elementarny logiki brak: połączenie kultury braku indywidualizmu ze, zbudowanym jak wiadomo na "silnych jednostkach", feudalizmem w "Czasie przemian" - to bije po oczach absurdem. Rozumiem, że konwencja, że Burroughs, że Smith, że Van Vogt, że Asimov, że Herbert, że "Star Trek", że Le Guin, ale tu akurat ten feudalizm powoduje całowite zwichnięcie koncepcyjne w/w powieści.
BMW pisze:Eee, przesadzili ździebko z tym entuzjazmem.
Pewnie dlatego, że to jeszcze lata PRL były i posucha niejaka na rynku...
BMW pisze:Cóż, Bob jest takim pisarzem, który nie pozostawia obojętnych wobec swojej twórczości. I nie bardzo wiem, jak Cię do niego przekonać. Jeżeli uznałeś "Człowieka..." za pozycję nieudaną, chyba już Silverberga nie polubisz. Jak dla mnie, właśnie w tej książce skupia się wszystko co u Boba charakterystyczne: niezła fabuła, pobudzające wyobraźnię plastyczne opisy, mistrzostwo stylu, historia niby znana, ale przedstawiona ze smakiem.
Kiedy ja go nawet lubię. Z opowiadaniami - IMVHO - radzi sobie znacznie lepiej... Widać za krótkie są by zdążył zepsuć ;). Np. takie opowiadanko oparte na ogranym schemacie chronomocyjnych polowań na dinozaury zamieszczone kiedyś w śp. "Fenixie". Nauki w tym zero, element SF też da się bezboleśnie odciąć Brzytwą Lema, a urokliwe. Wracałem do niego z 10 razy. To samo utworek z cyklu "Roma AEterna" zamieszczony kiedyś przez polską edycję "Asimov's". Z fabuły nie pamiętam prawie nic, poza tym, że o ponownym wchłanianiu Bizancjum przez Zachód i o jakiejś księżniczce było; pamiętam za to, że było fajne.
Z tym, że odbierałem te opowiadania jak przeurocze błahostki, nie objawienia. Coś jak starocie Merritta, nie przymierzając.
BMW pisze:Czytałeś może "Autostradę w mrok"? Polecam opowiadanie "Gość".
Konkretnie "Tajemny gość". Tak. Znów (IMO) błahostka, ale bardzo fajna. Fabularnie w sumie prekursorskie wobec modnego nurtu transcielesnego, stylistycznie typowy Bob (czyli - wiem, powtarzam się - uroczo jest ;)).
BMW pisze:Dla porównania proponuję przeczytać "Adax z układu Adhary" J. Kolendo i wtedy zweryfikować osąd.
Mówię: po raz pierwszy. Potem czytałem znacznie gorsze rzeczy.
Po tego Kolendo sięgnę z ciekawości.
BMW pisze:Tu jestem do pewnego stopnia przyznać Ci rację. Psychiczny wampiryzm jakoś mnie nie porwał.
Za to w "Pasażerach" (znów SF bez S), nawet się fabularnie sprawdził.
BMW pisze:Sięgnij, Q, w takim razie po "Tom O'Bedlam". Od razu uprzedzam, to jedyna powieść Silverberga, której nie zdołałem dokończyć, choć zaczynałem dwa razy. Ale skoro mamy różne podejścia do twórczości Boba, być może Ty znajdziesz tam coś godnego uwagi.
Kartkowałem parę razy. Ale znów jest mistycznie. Mnie chyba mistycyzm w SF po prostu przeszkadza. Parę klasyków Martina też mi skutecznie obrzydził z "Pieśnią dla Lynanny" na czele.
BMW pisze:Ja mam podobną sytuację teraz, kiedy brnę przez "Ślepowidzenie". Dookoła zachwyty nad treścią, a ja nie potrafię się do niej przekonać.
Witaj w klubie ;D. Dla mnie to też po prostu b. przyzwoita średnizna (z górnych półek ze średnizną, zresztą), nie objawienie.
BMW pisze:Daj spokój, jest wiele innych, przyjemniejszych rzeczy, które możesz zrobić w tym czasie. Silverberga zostaw dla mnie, zwłaszcza że planuję po raz kolejny wrócić do "Człowieka...".
Spójrz na to z innej strony... Skoro tyle razy próbuję, to widać jednak mnie coś doń ciągnie ;-).

Edyty techniczne byli ;-).
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
mr.maras
C3PO
Posty: 839
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 14:34

Post autor: mr.maras »

Roberta Silverberga praktycznie nie znamy (albo znamy swietnie, zalezy jak na to spojrzec). Warto siegnac do wikipedii - napisal okolo 70 powiesci s-f, kilkaset powiesci ogolem (w tym dziesiatki erotykow) i setki opowiadan. Ja cenie go wlasnie za opowiadania, a moje ulubione to "Opowiesc laskawcy" (The Pardoner's Tale) w "Don Wollheim proponuje 1988" i "Skrzydla nocy" ("Fantastyka" - tlumaczenie NURS-a, zbior "Pozeglowac do...") . Pamietam ze "Czlowieka w labiryncie" czytalem po raz pierwszy jako moze trzynastoletni brzdac i bylem zachywcony. Po latach ten zachwyt gdzies ulecial ale nadal podobal mi sie klimat powiesci. Wiem, ze wydano to teraz razem ze "Stacja Hawksbilla", ktora takze zaliczylem w mlodosci w wydaniu klubowym (raczej srednio zachwycony). Do innych powiesci RS, wydawanych kiedys hurtem przez Rebis, serca nie mialem (a byly to najlepsze powiesci autora). Nawet Majipoor poznany w opowiadanich zamieszczonych w fanzinowej wersji "Feniksa" (PSMF) i opisach Krzysztofa Sokolowskiego z wydawanej w latach 80-tych "SFery" (takze Polskiego Stowarzyszenia Milosnikow Fantastyki), zachwycal jakos bardziej niz pozniejsza lektura "Zamku...", "Kronik..." i "Valentine'a..." Jest zatem dla mnie RS wielkim mistrzem science-fiction ale za cholere nie moge sobie przypomniec dlaczego. Swietnie opisal ten dylemat Wojtek Sadenko na swoim blogu.
PS Siedem nagradzanych opowiadan RS wydal Solaris Wojtka Sadenki w zbiorze "Pozeglowac do Bizancjum" i to warto przeczytac na pewno.
po przeczytaniu spalić monitor

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3147
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Post autor: Q »

mr.maras pisze:Jest zatem dla mnie RS wielkim mistrzem science-fiction ale za cholere nie moge sobie przypomniec dlaczego. Swietnie opisal ten dylemat Wojtek Sadenko na swoim blogu.
No i Sedeńko nas pogodził. Wyjdzie na to, że Silverberg jest mistrzem w pisaniu doskonałej stylistycznie średnizny, tworzonej na potrzeby rynku, ale - co się ceni - nie pod tegoż rynku absolutne dyktando.
mr.maras pisze:Siedem nagradzanych opowiadan RS wydal Solaris Wojtka Sadenki w zbiorze "Pozeglowac do Bizancjum" i to warto przeczytac na pewno.
Dawno już to uczyniłem. Urocze były ;-).

(Zresztą zbiorek "Autostrada..." też polecam, jakby kto pytał.)

ps. chyba se odświeżę, oba...
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
BMW
Yilanè
Posty: 3578
Rejestracja: ndz, 18 lut 2007 14:04

Post autor: BMW »

Q
Kłopot z nim jest taki, że nagina swój talent do najniższych czytelniczych oczekiwań i na czas pisania świadomie zapomina o posiadanej naukowej wiedzy.
Prawdopodobnie doszedł do wniosku, że zbytnie nasycenie tekstu terminologią naukową i szczegółami technicznymi nie chwyciłoby czytelnika, a i jemu (Silverbergowi) nie wyszłoby w ostatecznym rozrachunku na zdrowie (mniejsza liczba czytelników).
A czytałeś może Toma Clancy'ego? Jestem teraz w trakcie lektury "Polowania na Czerwony Październik" i chyba rozumiem Cię z tym rzucaniem książki precz. Tyle że uparłem się i brnę dalej przez opisy torped, łodzi podwodnych, systemów nawigacji, systemów wczesnego ostrzegania... Jak to dobrze jest radzić innym :)
Włazi chyba w każdą utartą, nieoryginalną koleiną, w którą może wleźć pisarz SF,
Przy takiej ilości utworów, po pewnym czasie pewnie stracił pomysły i poszedł po linii najmniejszego oporu. Ale jak się pisze przez sześć dni w tygodniu po 25 stron, można się wyjałowić.
Pytałeś o "dobrowolny analfabetyzm"...
"W dół, do Ziemi" (
Tak, prawda. Te dziwne przemiany nildora w sulidora, czy jakoś tak.
jadalne pozaziemskie zwierzaki w "Człowieku...". Skąd takie ich pokrewieństwo z ziemską fauną?
Może dlatego, że w atmosferze Lemnos było trochę tlenu, wodoru i azotu, a te pierwiastki te tworzą cukry, tłuszcze i białka – podstawowe budulce wszystkich żywych organizmów.
To samo utworek z cyklu "Roma AEterna" zamieszczony kiedyś przez polską edycję "Asimov's". Z fabuły nie pamiętam prawie nic, poza tym, że o ponownym wchłanianiu Bizancjum przez Zachód i o jakiejś księżniczce było; pamiętam za to, że było fajne.

Z Romy Eterny też nie za wiele pamiętam, ale zachwyciłem się zdolnością wykreowania plastycznego świata, po tylu przecież innych autorskich produkcjach.
Po tego Kolendo sięgnę z ciekawości.
Tylko proszę potem do mnie nie strzelać. Przeczytasz na własną odpowiedzialność:)
Za to w "Pasażerach" (znów SF bez S), nawet się fabularnie sprawdził.
Tu raczej zachwyciłem się doskonałością konstrukcyjną tekstu. No i ten przejmujący klimat. Jak najbardziej słuszna NEBULA.


mr.maras
Ja cenie go wlasnie za opowiadania, a moje ulubione to "Opowiesc laskawcy"
Witaj bratnia duszo. Osobiście dodałbym jeszcze "Pożeglować do Bizancjum".
Pamietam ze "Czlowieka w labiryncie" czytalem po raz pierwszy jako moze trzynastoletni brzdac i bylem zachywcony.
Hmm, czyżby panną Maribeth Chambers? :) Bo ja jak najbardziej tak. Wtedy. Też jako nastolatek.
Po latach ten zachwyt gdzies ulecial ale nadal podobal mi sie klimat powiesci.
Doskonale Cię rozumiem.
Jest zatem dla mnie RS wielkim mistrzem science-fiction ale za cholere nie moge sobie przypomniec dlaczego
Pewnie za tych kilkaset stron, dzięki którym przez jakiś czas znaleźliśmy się w innym, fantastycznym świecie.

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3147
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Post autor: Q »

BMW pisze:Prawdopodobnie doszedł do wniosku, że zbytnie nasycenie tekstu terminologią naukową i szczegółami technicznymi nie chwyciłoby czytelnika, a i jemu (Silverbergowi) nie wyszłoby w ostatecznym rozrachunku na zdrowie (mniejsza liczba czytelników).
Nieno, ja go rozumiem, że chce zarobić, to nie chce przytłoczyć (zresztą fachman klasy Clarke'a zeń nie jest i pewno sam to wie). Chodzi mi o co innego, wystarczy, żeby korzystał z tej wiedzy przy budowaniu świata, nie musi się z nią obnosić (jak Clancy np.).
BMW pisze:A czytałeś może Toma Clancy'ego? Jestem teraz w trakcie lektury "Polowania na Czerwony Październik" i chyba rozumiem Cię z tym rzucaniem książki precz. Tyle że uparłem się i brnę dalej przez opisy torped, łodzi podwodnych, systemów nawigacji, systemów wczesnego ostrzegania... Jak to dobrze jest radzić innym :)
Czytałem. Ale nie technikalia mnie męczyły, ino drewniany styl.
BMW pisze:Przy takiej ilości utworów, po pewnym czasie pewnie stracił pomysły i poszedł po linii najmniejszego oporu. Ale jak się pisze przez sześć dni w tygodniu po 25 stron, można się wyjałowić.
Kiedy on - zdaje się - już na początku w te koleiny właził. Przypuszczam, że kwestia rzemieślniczego nastawienia.
BMW pisze:Może dlatego, że w atmosferze Lemnos było trochę tlenu, wodoru i azotu, a te pierwiastki te tworzą cukry, tłuszcze i białka – podstawowe budulce wszystkich żywych organizmów.
Wykładnia bardzo życzliwa dla autora.
BMW pisze:ale zachwyciłem się zdolnością wykreowania plastycznego świata
Ha, tego nigdy mu nie odmawiałem. Pełnokrwiści bohaterowie. Plastyczność opisów. Łatwość tworzenia pozaziemskich planet.

(Chyba to mnie zresztą w nim wkurza właśnie, że mając i inteligencję, i ewidentny talent woli za rzemieślnika robić.)
BMW pisze:Tu raczej zachwyciłem się doskonałością konstrukcyjną tekstu. No i ten przejmujący klimat. Jak najbardziej słuszna NEBULA.
Tak. Jak nie gustuję w takich nowofalowych, anaukowych zabawach, tak ten tekst uważam za świetny.
BMW pisze:Pewnie za tych kilkaset stron, dzięki którym przez jakiś czas znaleźliśmy się w innym, fantastycznym świecie.
Tu racja. Ilekroć nadchodzi taka zgniło-upalna pogoda przypominam sobie "W dół..." i czuję się jak bym się znalazł na Bllzgrr (po naszemu: na Belzagorze), a ilekroć za lat młodszych, gdym po salonach brylował ;) trafiła mi się zła kobieta czułem sie jak ten z opowiadania o dinozaurach (wygrzebałem, zwało się "Łowcy w lesie"; a ta zasimovowa aeterna to była "Forpoczta imperium").
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3147
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Re: Robert Silverberg - przereklamowany?

Post autor: Q »

No i, BMW, przez Ciebie siadłem sobie po nocy czytać po raz n-ty "Pożeglować...". Przyznam, że tym razem pchnęło mnie to do dwojakich rozważań:
1. o osadzeniu tego tekstu w tradycji SF (bo gra w nim echo "Miasta i gwiazd" trochę i wellsowskich Elojów z jednej strony i "Możemy cię zbudować" z drugiej), a jednocześnie transhumanistycznym się jawi i pewne wątki "Ilionu" wprost antycypuje (Simmons był rżnął?*); zresztą gdy pomyśli się, kiedy powstał jeszcze bardziej się go docenia,
2. o świecie w nim przedstawionym i mózg mi się zapętlił w jałowym hipotezotwórstwie na temat tego jak powstał świat tam przedstawiony i jakie mogą być jego mechanizmy... zaiste Wielka, choć tak krótka i ulotna SF, kiedy tyle do myślenia daje.
Przy czym jednego jestem prawie pewien - zdaje mi się, że te roboty (czy ko tam rządzi) celowo sporządziły tego konkretnego Charlesa, by przekonał Gioię do wstąpienia na transhumanistyczną ścieżkę.
* Simmons zawsze zresztą jawił mi się jakoś pokrewnym Silverbergowi...
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3147
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Robert Silverberg - przereklamowany?

Post autor: Q »

Ukazało się polskie wydanie komiksowej adaptacji "W dół, do Ziemi" (scen. Philippe Thirault, rys. Laura Zuccheri).
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

Awatar użytkownika
Q
Nexus 6
Posty: 3147
Rejestracja: wt, 25 lis 2008 18:01

Robert Silverberg - przereklamowany?

Post autor: Q »

Powtórzyłem sobie "Skrzydła nocy", opowiadanie pierwsze, które z grubsza pamiętałem, i dalsze, które pamiętałem mniej. Utwór w stylu dying Earth, plasujący się gdzieś pomiędzy Vance'm a Wolfe'm, ale i nie tak daleko od "Quo vadis" - stare umiera, nowe się rodzi, a dawne grzechy mogą być odkupione, przesycony synkretyczną (czy może raczej - minimalistyczną) religijnością (na technologicznych wspomagaczach, jak i u Dicka bywało), i - nie będę oryginalny w tej konstatacji - hippisowskim "all you need is love". Gdy brać go pod zdroworozsądkową lupę rozłażący się miejscami w szwach (naciągane rozwiązania mające chyba robić za skróty myślowe, technologie, o których naukowy sens próżno pytać, b. ludzcy Obcy). Niemniej - tak barwny i przepełniony taką dawką nadziei i (niełatwego, choć pod koniec skręcającego w baśniowy happy end - co dla tego autora dość typowe) optymizmu, że pierwszy raz nazwę z czystym sumieniem R.S. mistrzem SF. Choć - gdy patrzeć na chłodno - rzecz jest zaledwie średnia, i z odrobiną złośliwej uciechy umiem sobie wyobrazić, jak by ją Lem potraktował w "Fantastyce i futurologii". Niemniej - zrobiła na mnie spore wrażenie (może po prostu potrzebowałem w tym momencie takiej lektury?). Swoją drogą - biorąc pod uwagę okoliczności jej powstania - chyba faktycznie przeżyte tragedie służą artyzmowi.
forum miłośników serialu „Star Trek”, gdzie ludzi zdolnych do używania mózgu po prostu nie ma - Przewodas

ODPOWIEDZ