Napoleon też całe życie tylko jeździł po Polsce, co noc śpiąc gdzie indziej, by zaliczyć wszystkie te zajazdy, gdzie miał nocować.
Podobnie w każdym pałacu, pałacyku właściciel chciał wyłożyc posadzkę sali balowej złotymi rublami (markami, dukatami w zależności od zaboru). Wystąpił o zgodę do władz i otrzymał odpowiedź: zgoda, ale na sztorc, by nie deptać oblicza najjaśniejszego pana.
Nop i zawsze jest tunel od pałacu do mauzoleum czy pawilonu w parku, ewentulanie kościoła.
Miejskie legendy
Moderator: RedAktorzy
- Alfi
- Inkluzja Ultymatywna
- Posty: 20026
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29
- ElGeneral
- Mistrz Jedi
- Posty: 6089
- Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36
Lubisz poprawiać, sam poprawion zostaniesz...kaj pisze:Podobnie w każdym pałacu, pałacyku właściciel chciał wyłożyc posadzkę sali balowej złotymi rublami (markami, dukatami w zależności od zaboru). Wystąpił o zgodę do władz i otrzymał odpowiedź: zgoda, ale na sztorc, by nie deptać oblicza najjaśniejszego pana.
Tę anegdotkę przypisuje się francuskiemu korsarzowi, Robertowi Surcouf.
Jest jeszcze jedna pyszna opowieść o innym francuskim korsarzu, Jeanie Bart, któremu Ludwik XIV nadał szlachectwo.
Podczas ceremonii odbierania aktu nadania szlachectwa, Ludwik poprosił Barta, żeby opowiedział o bitwie pod Texel (Bart za to właśnie dostał szlachectwo, bo uratował konwój 120 okrętów wiozących Francuzom zboże z Rzeczpospolitej i ocalił Francję przed głodem). Jeden z okrętów Barta nosił miano Sława.
- Kazałem Sławie iść za mną - zaczął opowieść Bart.
- A ona była ci posłuszną - przerwał mu Ludwik.
Se non e vero, e bene trovato...
Ostatnio zmieniony czw, 29 gru 2011 09:39 przez ElGeneral, łącznie zmieniany 1 raz.
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.
- nosiwoda
- Lord Ultor
- Posty: 4541
- Rejestracja: pn, 20 cze 2005 15:07
- Płeć: Mężczyzna
A czy on tej Esterki nie trzymał przypadkiem w zamku w Szydłowie? Czy to też legenda?Alfi pisze: A Jeśli chodzi o przejścia podziemne, to było i takie, którym Kazimierz Wielki wykradał się z zamku w Kazimierzu Dolnym, by potajemnie odwiedzić Esterkę w odległej o 5 km Bochotnicy.
"Having sons means (among other things) that we can buy things "for" those sons that we might not purchase for ourselves" - Tycho z PA
- Alfi
- Inkluzja Ultymatywna
- Posty: 20026
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29
Kraszewski twierdzi, że w jakimś dworku w Łobzowie. Część historyków twierdzi, że Esterka nie istniała.
Edit:
Edit:
A kto w naszym rejonie Europy nosił taki pseudonim?ElGeneral pisze:
Jest jeszcze jedna pyszna opowieść o innym francuskim korsarzu, Jeanie Bart
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.
Hadapi dengan senyuman.
- ElGeneral
- Mistrz Jedi
- Posty: 6089
- Rejestracja: pt, 09 lis 2007 18:36
http://pl.wikipedia.org/wiki/Jean_Bart
Obie przytoczone opowieści dotyczą Francuzów. A co? Masz wiadomości, że oni nie mają legend?
Obie przytoczone opowieści dotyczą Francuzów. A co? Masz wiadomości, że oni nie mają legend?
Takie jest moje zdanie w tej materii, a oprócz tego uważam, że Kartagina powinna być zburzona.
- Alfi
- Inkluzja Ultymatywna
- Posty: 20026
- Rejestracja: pt, 10 cze 2005 10:29
Nie, to było tak na marginesie. Jean Bart był ulubionym bohaterem pewnego nastolatka, późniejszego oficera rumuńskiej floty, Eugeniu Boteza. Do tego stopnia, że w wieku dojrzałym Botez zaczął pisać powieści pod pseudonimem Jean Bart (na polski tłumaczone było chyba tylko Europolis - zresztą naprawdę dobra rzecz).
Le drame de notre temps, c’est que la bêtise se soit mise à penser. (Jean Cocteau)
Hadapi dengan senyuman.
Hadapi dengan senyuman.
- Narai
- Fargi
- Posty: 345
- Rejestracja: pn, 04 lut 2008 21:26
Hito, też znam tę opowieść o mężczyźnie z siekierą! :)
Moja ulubiona legenda jest o parze, która hodowała pytona (albo boa, nie pamiętam). Wąż był bardzo milutki, pełzał swobodnie po mieszkaniu i reagował na zawołanie jak piesek. Lubił też zasypiać ze swoimi właścicielami w łóżku, kładąc się wzdłuż nich. Któregoś razu para pochwaliła się swoim wężem pewnemu człowiekowi, który oświecił ich, że takie węże mierzą swoją ofiarę i zjadają ją wtedy, kiedy okazuje się od nich mniejsza.
Przez cały czas spali z gadem, który tylko czekał, kiedy dojrzeje do obiadu.
Usłyszałam ją jako przygodę, która przytrafiła się kuzynce koleżanki mojej kuzynki. Brzmiała bardzo podobnie, z tym, że kobieta jechała przez las i musiała się zatrzymać bo ktoś położył wielką gałąź w poprzek drogi. I wtedy, kiedy ją odsuwała, do samochodu wemknął się facet. Wtedy też zza zakrętu wyjechała ciężarówka, której kierowca wszystko zobaczył. Dalej historia bez zmian.Hitokiri pisze:Znajomy opowiadał kiedyś, że pewna kobieta jechała samochodem, kierując się z Kowal (dzielnica Gdańska, gdzie dojazd jest bardzo ciężki, jeśli nie masz samochodu) gdzieś indziej (nie pamiętam już gdzie). I tak sobie jedzie, a za nią jechała ciężarówka. I ta ciężarówka za nią miga światłami, trąbi, wjeżdża na nią - ogólnie, jej kierowca robi wszystko, by owa kobieta, zwróciła na niego uwagę. Babka przestraszona jedzie dalej, a ciężarówka za nią i w ogóle się nie oddalała - cały czas trzymała się z tyłu i było widać, że raczej się nie odczepi. Kobieta cała przestraszona, wjechała na stację i tam się zatrzymała. Ciężarówka za nią. Babka wysiadła i poszła na stację, koleś z ciężarówki też wysiadł, biegnie za nią i mówi: Kobieto, ty głupia jesteś! Ty wiozłaś z tyłu faceta z siekierą!!!
Podobno ów kierowca zauważył, że na tylnym siedzeniu samochodu tej kobiety przyczaił się mężczyzna z siekierą i postanowił ją ostrzec (tą babkę, nie siekierę). Kamery na stacji nagrały, jak z jej samochodu ktoś wysiada - i faktycznie miał siekierę. Niestety, na nagraniu nie było widać twarzy, a mężczyzny do dzisiaj nie odnaleziono.
Moja ulubiona legenda jest o parze, która hodowała pytona (albo boa, nie pamiętam). Wąż był bardzo milutki, pełzał swobodnie po mieszkaniu i reagował na zawołanie jak piesek. Lubił też zasypiać ze swoimi właścicielami w łóżku, kładąc się wzdłuż nich. Któregoś razu para pochwaliła się swoim wężem pewnemu człowiekowi, który oświecił ich, że takie węże mierzą swoją ofiarę i zjadają ją wtedy, kiedy okazuje się od nich mniejsza.
Przez cały czas spali z gadem, który tylko czekał, kiedy dojrzeje do obiadu.
"Wspaniała przyjemność estetyczna, zwariować w teatrze, muszę wyznać." L.Tieck
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven
"Pisarze, którzy chcą pisać dla innych pisarzy, powinni pisać listy." L. Niven
- savikol
- Fargi
- Posty: 407
- Rejestracja: pn, 27 mar 2006 08:04
Re: Miejskie legendy
Niedawno przez Rzeczpospolitą przetoczyła się fala plotek o piwie zafałszowanym żółcią cielęcą. Wystarczy wpisać w google „żółć bydlęca w piwie”, by otrzymać pełen obraz zbiorowej histerii. Niby browary oszczędzają na chmielu zamiast niego dodając do piwa żółci, by otrzymać goryczkę.
Bajka nie ma sensu, bo byłaby to żadna oszczędność. Piwo nie jest przecież napojem z chmielu, tylko ze słodu jęczmiennego, a chmielu dodaje się odrobinę, pod koniec warzenia. Koszty chmielu w produkcji są minimalne.
Co jednak przed chwilą znalazłem. Otóż pismo popularno-naukowe „Księga świata” w numerze z roku 1855 omawia wstrząsające pogłoski o fałszowaniu przez jeden z wielkich browarów piwa strychniną. Trucizny, bardzo gorzkiej (jeszcze bardziej niż żółć), dodano niby też zamiast chmielu. Powołano nawet dwóch profesorów, by zbadali sprawę i ci wykonali próby barwne z chromianem potasu, który barwi się od strychniny na fioletowo. Oczywiście piwo nie było sfałszowane.
Ciekawe, że niemal identyczna plotka wróciła po ponad 150 latach.
Czyżby to tradycyjny element walki między piwnymi korporacjami?
Bajka nie ma sensu, bo byłaby to żadna oszczędność. Piwo nie jest przecież napojem z chmielu, tylko ze słodu jęczmiennego, a chmielu dodaje się odrobinę, pod koniec warzenia. Koszty chmielu w produkcji są minimalne.
Co jednak przed chwilą znalazłem. Otóż pismo popularno-naukowe „Księga świata” w numerze z roku 1855 omawia wstrząsające pogłoski o fałszowaniu przez jeden z wielkich browarów piwa strychniną. Trucizny, bardzo gorzkiej (jeszcze bardziej niż żółć), dodano niby też zamiast chmielu. Powołano nawet dwóch profesorów, by zbadali sprawę i ci wykonali próby barwne z chromianem potasu, który barwi się od strychniny na fioletowo. Oczywiście piwo nie było sfałszowane.
Ciekawe, że niemal identyczna plotka wróciła po ponad 150 latach.
Czyżby to tradycyjny element walki między piwnymi korporacjami?