Tam gdzie słychać strzały

Moderator: RedAktorzy

ODPOWIEDZ
Regis
Pćma
Posty: 278
Rejestracja: wt, 22 lut 2011 17:14
Płeć: Mężczyzna

Tam gdzie słychać strzały

Post autor: Regis »

Krótki apel do osób, które zrównają za chwilę moje opowiadanie z ziemią: oprócz wytykania mi błędów interpunkcyjnych, ortów itp. (na co również czekam) poprosiłbym kilka zdań o samej fabule, konstrukcji opowiadania, ponieważ dla początkującego "ałtora" takie rzeczy są bardzo przydatne.


Bojowy helikopter nowej generacji z polskimi oznaczeniami przeleciał tuż nad dachami kamienic. Różnokolorowe nitki laserów zatańczyły na jego kadłubie, a po chwili dostał rakietą i zaczął kręcić się wokoło własnej osi dymiąc z silników. Piloci rozpaczliwie próbowali zwiększyć pułap, ale maszyna ścięła jedną z wież Kościoła Mariackiego, po czym spadła z hukiem gdzieś między budynki i stanęła w płomieniach. Z naszego punktu obserwacyjnego na dachu Pocztu Głównej doskonale widzieliśmy słup gęstego czarnego dymu.
- Ależ pieprznął - mruknął Kapral. - Ruscy musieli zająć Rynek Główny. Zanim do nas dotrą mają jeszcze barykadę na Siennej, ale tam jest tylko jeden Rosomak z działkiem laserowym, więc za pół godziny możemy mieć ciepło przy dupie, panie sierżancie.
- Wozy bojowe nie przejadą przez Planty, tam wszystko zaminowane, a na ulicy za dużo gruzu. Ruscy będą musieli zdobyć Wawel, żeby ich użyć po tej stronie miasta. Albo wyślą piechotę, żeby nas stąd wykurzyć i rozminują drogę - odpowiedziałem. - A wtedy urządzimy sobie polowanie.
Po to nas tu wysłano i zamierzaliśmy wykonać swoją robotę najlepiej jak potrafimy. Byliśmy jedną z trzech par snajperskich, których zadaniem była obrona skrzyżowania przy Poczcie Głównej. O pozostałych dwóch wiedzieliśmy tylko tyle, że gdzieś tam są, równie zabójczy i skuteczni jak my, gotowi spaść na wroga i uderzyć niespodziewanie jak grom z jasnego nieba. Trzech shooterów i spotterów wyszkolonych w jednej z najlepszych jednostek na świecie po to, by być łowcami. Nieuchwytnymi, mogącymi czaić się wszędzie. Nie zamierzaliśmy okazywać litości, bo nie liczyliśmy na litość. Ruska piechota nienawidziła takich jak my. Żaden złapany snajper nie mógł liczyć na nic innego niż długa i bardzo bolesna śmierć. Gdzieś tam na zachodzie były różne prawa człowieka, konwencje genewskie i inne gówno. Kiedyś myśleliśmy, że u nas też tak jest. Do czasu, aż przyszli Rosjanie. Oni chyba nie słyszeli o czymś takim.
Szczekot kałachów, trzask szybkich serii zabójczych wiązek laserowych wypluwanych przez karabin zamontowany na Rosomaku i jęki rannych zlały się w jedną pieśń. Pieśń wojny. Potem nastąpiło kilka wybuchów i zobaczyliśmy dym. Zdobyli barykadę. Teraz kolej na nas.
- Czas na zabawę - powiedziałem przeładowując swój nowiutki karabin wyborowy, w którym pocisk nie był napędzany gazami prochowymi jak w starych broniach, ale niewielkim akumulatorem drugiej generacji wykorzystującym energię jądrową. - Graj muzyko!
Poczekaliśmy, aż cały oddział wyjdzie zza rogu ulicy, po czym prawie równocześnie wszyscy nacisnęliśmy spust. Zanim Ruscy zorientowali się, że ktoś do nich strzela na bruku ulicy leżało pięć drgających ciał. Oddział rozpierzchł się w poszukiwaniu osłony. Wypatrzyłem jednego z biegnących, wziąłem poprawkę na ruch i prędkość wiatru, wstrzymałem oddech, przymierzyłem i strzeliłem. Wszystko nie trwało dłużej niż dwie sekundy. Kula trafiła go w brzuch druzgocząc organy wewnętrzne. Tak właśnie wygląda wojna, pomyślałem mimowolnie. Nie ma czegoś takiego jak bohaterska śmierć. Kiedy umierasz taplasz się we własnej krwi, flakach i gównie. Kolejny próbował ukryć się za słupem przeciwczołgowym, ale wystawał mu kawałek głowy. Hełm nie miał prawa zatrzymać pocisku kalibru 7,62 NATO wystrzelonego z energią początkową równą 20kJ. Fontanna krwi siknęła na kilka metrów.
Wytrzymali może z dziesięć minut zanim grupkami wycofali się strzelając na oślep. Na drodze leżało kilkanaście ciał. Jeden zero dla nas. Nie udało im się wykryć naszych stanowisk. Mieliśmy nad nimi przewagę i umieliśmy ją wykorzystać. Może i w większości oddziałów Wojska Polskiego nadal królowała broń starego typu, ale jednostki specjalne miały dostęp do wszystkich nowinek technologicznych z zachodu.
Nagle od strony Wawelu usłyszeliśmy kanonadę.
- Za szybko nacierają. Mam nadzieję, że chłopaki im dokopią - powiedziałem.
- Nie ma innej opcji. Na Wawelu się tak okopali, że nie ma bata, żeby ich stamtąd wykurzyć. Mają tam…
Nie dokończył. W radiostacji nastawionej na podsłuch padło hasło po rosyjsku: „Rozpocząć akcję Leningrad” , a po chwili nad głowami śmignął nam klucz kilkudziesięciu MIGów. Leciały w stronę Wawelu.
- Nie rozumiem. Co oni robią? - zaciekawił się Kapral.
- Cholera - teraz zrozumiałem o co chodzi z tą „akcją Leningrad” - chcą naszych przytłoczyć ilością. Chłopaki zestrzelą kilkanaście samolotów, ale reszta zrówna Wawel z ziemią.
- Pieprzone kacapy.
Po chwili usłyszeliśmy gwałtowną kanonadę, kilka mniejszych wybuchów, a zaraz po nich potężną eksplozję i wymiana ognia ustała.
- Przygotuj RPG, możemy mieć za chwilę gości - rozkazałem.
Kilka minut później piechota wznowiła szturm od ulicy Siennej. Tym razem zaczęli się wstrzeliwać w nasze pozycje.
- Gołębie, tu Orzeł - wywołał nas przez radio dowódca. - Za 5 minut będą u was czołgi. Zacznijcie się wycofywać w kierunku Gniazda. Wawel padł.
- Dobra, zwijamy manatki - rzuciłem do Kaprala.
Podczołgaliśmy się do klapy w dachy, a potem ubezpieczając się wzajemnie zeszliśmy na tyły budynku i ruszyliśmy ulicą w stronę Wisły.
Wszystko szło zgodnie z planem, ulice były opustoszałe. Cywile, którzy zostali jeszcze w Krakowie schronili się w swoich mieszkaniach. Żal było patrzeć na to niegdyś piękne miasto teraz całe zawalone gruzem i śmieciami.
Ukradkiem, od osłony do osłony przemieszczaliśmy się ulicą Dietla. Niestety, tego dnia nie mieliśmy szczęścia. Wpadliśmy prosto na przyczajony w bocznej uliczce dziesięcioosobowy rosyjski patrol, który uziemił nas huraganowym ogniem. Próbowaliśmy się odgryzać, ale było ich zbyt wielu. Po chwili zginął trafiony w tętnicę szyjną Kapral. Pociski latały wszędzie wokoło mnie, odrywając kawałki asfaltu i świszcząc tuż nad głową. Słyszałem wydawane po rosyjsku komendy. Szykowali się do oskrzydlenia. Odbezpieczyłem granat i rzuciłem w ich stronę. Krzyki bólu były najlepszym dowodem na to, że trafiłem. Ostatni granat zostawiłem dla siebie. Nie wezmą mnie żywcem.
Odsiecz była równie niespodziewana dla mnie, jak i dla Rosjan. Jedna z pozostałych par snajperskich zaatakowała ich od tyłu. W ciągu minuty patrol przestał istnieć.
- Gołąb, żyjecie? - Usłyszałem w radiu.
- Wszystko ok, zabili mi spottera. Dzięki i powodzenia Gołębie - nadałem.
Nie mogłem do nich dołączyć, gdyż zabraniały tego rozkazy, więc samotnie podjąłem wędrówkę. Po kilku minutach nagle zadźwięczało radio.
- Do wszystkich jednostek Armii Kraków. Ruscy zdobyli ostatni punkt oporu. Natychmiast się wycofać! - krzyczał do radia Orzeł. Gdzieś w tle słychać było strzały i wybuchy. - Powtarzam, wycofujemy się na południe!
- Nie tym razem pułkowniku - mruknąłem do siebie. - Mam tu kilka spraw do załatwienia. Tu, gdzie słychać strzały. Nie zostawię mojego miasta na pastwę tych gnojów.

*****

Rosyjski generał kierujący Armią Południe Rosyjskiej Republiki Federacyjnej dwa dni po zdobyciu Krakowa odbierał defiladę swoich wojsk na Rynku Głównym. Miał nadzieję, że widok tylu żołnierzy złamie w Polakach ducha walki.
Najpierw przemaszerowała piechota, za nimi szło kilka mechatrooperów zdobytych na Polakach, zgrzytając stalowymi nogami po bruku. Na pancerzach miały świeżo namalowane oznaczenia rosyjskiej armii. Stąpały ostrożnie, technicy nie zdążyli zapoznać się dobrze ze sterowaniem. Tuż za nimi jechały czołgi. Stare, sprawdzone, będące na wyposażeniu armii od kilkunastu lat.
Generał nie był zwolennikiem modernizacji. Polacy mimo nowoczesnej technologii nie potrafili odeprzeć miażdżącej pancernej pięści Krasnej Armii. A polegli? Cóż, statystyki można zmienić. Trzeba będzie zmienić, bo mimo zwycięstwa straty w ludziach były ponad dwukrotnie większe niż przegranych.
Gdy czołgi przejechały generał podszedł do mównicy. Czas pozbawić Polaczków wszelkich złudzeń co do ich niepodległości. Czas pokazać im, kto jest panem, a kto poddanym. Powiódł wzrokiem po zebranym tłumie.
Nie poczuł bólu. Kula trafiła go centralnie między oczy i wyszła z tyłu głowy wraz z kawałkami mózgu i kości. Krew bryznęła na wiszącą za podwyższeniem rosyjską flagę ekspresyjnymi plamami. Żołnierze rozbiegli się w poszukiwaniu snajpera. Znaleźli jedynie na strychu jednej z kamienic okalających rynek nabój nowej generacji kalibru 7,62 NATO wykorzystywany w karabinach wyborowych napędzanych energią jądrową z wyrytą na nim sentencją: „Jeszcze Polska nie zginęła.”
Zanim nadeszła amerykańska i europejska ofensywa snajper miał na sumieniu kilkunastu oficerów i podoficerów. Wśród rosyjskich żołnierzy i mieszkańców Krakowa krążyły plotki o polskim snajperze - duchu. Nieuchwytnym i zabójczo skutecznym. Zawsze działał tak samo - oddawał jeden strzał, po czym znikał, a Rosjanie znajdowali łuskę z napisem „Jeszcze Polska nie zginęła”. Jego ofiarą padali oficerowie lub podoficerowie, często słynący z sadystycznego traktowania ludności cywilnej, rzadziej szeregowi żołnierze.
Po wyzwoleniu ludzie zapomnieli o swoim obrońcy, zajęci poszukiwaniem zaginionych i odbudową domów. Plotka stała się miejską legendą. Kilkanaście lat po wojnie nadal powtarzano sobie tę opowieść, ale nikt nie wiedział nic na pewno. Jedni mówili, że był on zemstą spoczywających na Wawelu królów polskich za zniszczenie miejsca ich spoczynku, drudzy zarzekali się, że to jeden z żołnierzy broniących Krakowa w roku 2024. Ale jak było naprawdę wiedziała tylko jedna osoba - pewien staruszek, którego często można było spotkać na rynku karmiącego gołębie i uśmiechającego się do siebie, gdy słyszał tę legendę opowiadaną przez przewodników zagranicznym turystom. Później szedł nad Wisłę i długo wpatrywał się w odbudowany most i ruiny na Wzgórzu Wawelskim. Dopiero po jego śmierci w należącym do niego niewielkim mieszkaniu znaleziono karabin z dwudziestoma czterema nacięciami i kilka nabojów do niego z wyrytym na nich napisem: „Jeszcze Polska nie zginęła”.

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3103
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: Juhani »

Regis pisze:Różnokolorowe nitki laserów zatańczyły na jego kadłubie, a po chwili dostał rakietą i zaczął kręcić się wokoło własnej osi dymiąc z silników. Piloci rozpaczliwie próbowali zwiększyć pułap, ale maszyna ścięła jedną z wież Kościoła Mariackiego, po czym spadła z hukiem gdzieś między budynki i stanęła w płomieniach.
To nie jest dobre. Helikopter dostaje z laserów, potem wali w niego rakieta, a piloci próbują zwiększyć pułap. Mam wrażenie, że już nie powinno być CZYM tego pułapu zwiększać.
Regis pisze:Trzech shooterów i spotterów wyszkolonych w jednej z najlepszych jednostek na świecie po to, by być łowcami.
Taka maniera, wiem, żeby lingwistycznie wyszło. Ale ja nie muszę wiedzieć, kim jest spotter. Chyba,że powinienem, a jeśli nie wiem, to nie powinienem czytać.
Regis pisze:Nie zamierzaliśmy okazywać litości, bo nie liczyliśmy na litość.
Nie wiem w jaki sposób mogą okazywać litość snajperzy. Nie strzelać? Walić w nogi? Trudno mi sobie to wyobrazić.
Regis pisze:Szczekot kałachów, trzask szybkich serii zabójczych wiązek laserowych wypluwanych przez karabin zamontowany na Rosomaku
O przepraszam, o tym przedtem nie było, że lasery trzeszczą jak strzelają.
Regis pisze:Czas na zabawę - powiedziałem przeładowując swój nowiutki karabin wyborowy
Ja nie jestem oczywiście specjalistą, ale chyba żaden snajper nie wziąłby na akcję nowiutkiego karabinu. Karabin powinien być przestrzelany, dobrze znany, niemal "zrośnięty" z właścicielem.
Regis pisze: w którym pocisk nie był napędzany gazami prochowymi jak w starych broniach, ale niewielkim akumulatorem drugiej generacji wykorzystującym energię jądrową
Brak mi wiedzy do zrozumienia.
Regis pisze: - Graj muzyko!
No tak, jako Regis możesz znać tę odzywkę.
Regis pisze:Poczekaliśmy, aż cały oddział wyjdzie zza rogu ulicy, po czym prawie równocześnie wszyscy nacisnęliśmy spust.
Jeden spust na spółkę mieli?
Regis pisze:Wypatrzyłem jednego z biegnących, wziąłem poprawkę na ruch i prędkość wiatru, wstrzymałem oddech, przymierzyłem i strzeliłem. Wszystko nie trwało dłużej niż dwie sekundy. Kula trafiła go w brzuch druzgocząc organy wewnętrzne
Bardzo techniczny opis. Czy on biegł w kierunku strzelającego? Raczej tak, bo dostał w brzuch. To poprawka na wiatr była chyba niepotrzebna.
Regis pisze:Hełm nie miał prawa zatrzymać pocisku kalibru 7,62 NATO wystrzelonego z energią początkową równą 20kJ. Fontanna krwi siknęła na kilka metrów.
Też technicznie. Nie wiem tylko, czy krew tak sika po trafieniu w głowę.
Regis pisze:Nie mogłem do nich dołączyć, gdyż zabraniały tego rozkazy, więc samotnie podjąłem wędrówkę. Po kilku minutach nagle zadźwięczało radio.
- Do wszystkich jednostek Armii Kraków. Ruscy zdobyli ostatni punkt oporu. Natychmiast się wycofać! - krzyczał do radia Orzeł. Gdzieś w tle słychać było strzały i wybuchy. - Powtarzam, wycofujemy się na południe!
- Nie tym razem pułkowniku - mruknąłem do siebie. - Mam tu kilka spraw do załatwienia. Tu, gdzie słychać strzały. Nie zostawię mojego miasta na pastwę tych gnojów.
Trochę nie tak. Bohater czegoś nie może zrobić, bo zabraniają mu tego rozkazy, a za chwilę, po otrzymaniu rozkazu, olewa go. Mało konsekwentny jest.
Regis pisze:Rosyjski generał kierujący Armią Południe Rosyjskiej Republiki Federacyjnej dwa dni po zdobyciu Krakowa odbierał defiladę swoich wojsk na Rynku Głównym. Miał nadzieję, że widok tylu żołnierzy złamie w Polakach ducha walki.
Skąd nagle ta wiedza, na co miał nadzieję generał? Nie pasuje mi.
Regis pisze:Znaleźli jedynie na strychu jednej z kamienic okalających rynek nabój nowej generacji kalibru 7,62 NATO wykorzystywany w karabinach wyborowych napędzanych energią jądrową
Jakbym już to czytał.

Co tu powiedzieć... właściwie można prawie do każdego zdania komentarz umieścić. Za dużo tego.
Poza tym, brak umiejętności budowania napięcia, scenerii, postaci. Traktuję jako wprawkę z Twojej strony.

Regis
Pćma
Posty: 278
Rejestracja: wt, 22 lut 2011 17:14
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: Regis »

Juhani pisze:To nie jest dobre. Helikopter dostaje z laserów, potem wali w niego rakieta, a piloci próbują zwiększyć pułap. Mam wrażenie, że już nie powinno być CZYM tego pułapu zwiększać
Bo to jest helikopter bojowy nowej generacji. Akcja toczy się w przyszłości, gdzie sprzęt jest "bardziej wypasiony".
Juhani pisze:Taka maniera, wiem, żeby lingwistycznie wyszło. Ale ja nie muszę wiedzieć, kim jest spotter. Chyba,że powinienem, a jeśli nie wiem, to nie powinienem czytać.
Widzieć nie, ale sprawdzić można, jeżeli się chce.
Juhani pisze:O przepraszam, o tym przedtem nie było, że lasery trzeszczą jak strzelają.
Ja też nie, bo jeszcze nie widziałem działka laserowego. To zwykła fantazja, po prostu nie wiedziałem jak nazwać odgłos wydawany przez działka X-wingów z Gwiezdnych Wojen, więc został trzask.
Juhani pisze:Ja nie jestem oczywiście specjalistą, ale chyba żaden snajper nie wziąłby na akcję nowiutkiego karabinu. Karabin powinien być przestrzelany, dobrze znany, niemal "zrośnięty" z właścicielem.
Bardziej chodziło o to, że to jest nowa konstrukcja, ale masz rację - powinienem to zaznaczyć.
Juhani pisze:Brak mi wiedzy do zrozumienia.
Mam opisać całą konstrukcję? Wtedy byłoby to nudne. Dla mnie ważne, że jest inaczej i działa lepiej. No, ale mogę się mylić, to mój pierwszy tekst nie-fantasy.
Juhani pisze:
Regis pisze: - Graj muzyko!
No tak, jako Regis możesz znać tę odzywkę.
Małe zapożyczenie, ukłon dla Sapkowskiego za chwytne powiedzonko.
Juhani pisze:Bardzo techniczny opis. Czy on biegł w kierunku strzelającego? Raczej tak, bo dostał w brzuch. To poprawka na wiatr była chyba niepotrzebna.
Poprawka na wiatr jest potrzebna, jeżeli strzela się na otwartym terenie. A to gdzie biegł chyba nie jest aż tak ważnym aspektem, tym bardziej, że po chwili ginie?
Juhani pisze:Też technicznie. Nie wiem tylko, czy krew tak sika po trafieniu w głowę.
Technicznie, bo bohater jest wyszkolonym snajperem. A krew siknęła, bo nabój trafił go z ogromną mocą, przez co zabrał trochę z tego co było w głowie, w tym krew.
Juhani pisze:Trochę nie tak. Bohater czegoś nie może zrobić, bo zabraniają mu tego rozkazy, a za chwilę, po otrzymaniu rozkazu, olewa go. Mało konsekwentny jest.
Bohatera motywuje walka o swoje miasto. Po nadaniu komunikatu o wycofaniu wie, że sprawa jest przegrana, bo armia wycofuje się oddając Kraków w ręce wroga, więc zostaje, by samotnie podjąć walkę z okupantem. Jakaś konsekwencja w tym chyba jest.
Juhani pisze:Skąd nagle ta wiedza, na co miał nadzieję generał? Nie pasuje mi.
Tutaj trochę namieszałem, bo po "*****" następuje zmiana narracji z pierwszej na trzecią osobę.
Juhani pisze:Co tu powiedzieć... właściwie można prawie do każdego zdania komentarz umieścić. Za dużo tego.
Poza tym, brak umiejętności budowania napięcia, scenerii, postaci. Traktuję jako wprawkę z Twojej strony.
Dzięki za zaznaczenie błędów. I masz rację, to jest wprawka.

Juhani
Laird of Theina Empire
Posty: 3103
Rejestracja: czw, 18 lis 2010 09:04
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: Juhani »

Ok, mam jeszcze chwilkę, to dopowiem.

1. Nie tłumacz co miałeś na myśli. Nigdzie nie było, że helikoptery są takie, ze wytrzymują działka laserowe z rakietą na dodatek.
2. Skoro uważasz, że powinienem sprawdzać terminy typu "spotter" to ok. Akurat nie musiałem, ale czy każdy musi chcieć?
3. No dobra, niech trzeszczą te działka laserowe, to właściwie wszystko jedno.
4. Nie opisuje się całej konstrukcji karabinu, chyba że się chce. Z tym, że jeśli się to zaczyna robić, to lepiej skończyć, bo karabin atomowy napędzany akumulatorem nie czyta się najlepiej.
5. Nie ma konsekwencji w tym, że bohater w jednym akapicie raz trzyma się rozkazów, a raz nie.
Co do pozostałych Twoich wyjaśnień, to niekoniecznie się z nimi całkowicie zgadzam, ale pal sześć, niewarte dalszego roztrząsania:)

Agarwaen
Dwelf
Posty: 519
Rejestracja: wt, 04 lis 2008 18:57
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: Agarwaen »

Kilka zdań o samej fabule. Scena z walk w mieście, w której jest za wiele atomowych bomb neutronowych wzmacnianych subkwantowym efektem Harbergena (tak to podśmiechujki ). Dalej śmierć generała, która otwiera serie zabójstw będących podstawą późniejszej "legendy za życia", która dla odmiany po śmierci okazuje się prawdziwą historią. Pomysł, przepraszam, zwyczajny, za to cały ciężar rozłożony niefortunnie. Jaka jest wojna każdy widzi, nic nowego, za to pomijając jak superbohatersko nie brzmi duch-mściciel-snajper-patriota to jakby jego losy opisać tak długo jak scenkę w Krakowie opowiadanie moim zdaniem zyskałoby. Bo to co MOŻE być ciekawe opisałeś zdawkowo, a nieszczególna scenka z walk w mieście dostała większą połowę (jak większą to już nie połowę w sumie) opowiadania.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: neularger »

To nie jest opowiadanie. Szerzej, to nie jest utwór. Nie udało się, Regisie.
Jak znajdę trochę czasu, to rozwinę...
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Kordylion
Pćma
Posty: 209
Rejestracja: pn, 18 lut 2013 19:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: Kordylion »

Zgadzam się zasadniczo z opinią Agarwaen. Opisy walk w mieście są za długie i przede wszystkim zbyt szczegółowe. Podkreślenie np, że został trafiony w tętnicę szyjną jest zbyteczne. No i tych sześciu snajperów powstrzymujących ruską armię - nierealne.
Ogólnie ciężar opowieści jest źle rozłożony. Cały opis walk powinien być tylko wstępem do przygód nieznanego nam niestety bliżej snajpera.
Nie wciągnęło mnie niestety. Może też dlatego, że pomysł zniszczenia Wawelu "fizycznie" mnie zabolał:(
Są rzeczy ważne, ważniejsze i te do zrobienia

Regis
Pćma
Posty: 278
Rejestracja: wt, 22 lut 2011 17:14
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: Regis »

W zasadzie na opisie walki i ucieczki miało się zakończyć, ale padłem ofiarą nierozpisania sobie opowieści. Bardziej zależało mi na budowaniu zdań i poprawności językowej, żeby trochę podszkolić warsztat, bo pomysłów mam sporo (zwykle kiepskich, ale parę dobrych też się znajdzie), ale później technicznie nie wychodzi.
W każdym razie dzięki za krytykę. :)

Awatar użytkownika
jaynova
Niegrzeszny Mag
Posty: 1718
Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: jaynova »

Kordylion pisze:No i tych sześciu snajperów powstrzymujących ruską armię - nierealne.
poczytaj o wojnie zimowej i fińskich snajperach - w szczególności Simo Hayha, Białej Śmierci.
O tym co zrobili 44. Dywizji Piechoty.
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.

Awatar użytkownika
Kordylion
Pćma
Posty: 209
Rejestracja: pn, 18 lut 2013 19:35
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: Kordylion »

jaynova pisze:poczytaj o wojnie zimowej i fińskich snajperach - w szczególności Simo Hayha, Białej Śmierci.O tym co zrobili 44. Dywizji Piechoty.
Slyszalem o tym, ale o ile pamietam finska armia prowadziła w zasadzie wojnę partyzancką, a nie regularne bitwy.
Są rzeczy ważne, ważniejsze i te do zrobienia

Awatar użytkownika
jaynova
Niegrzeszny Mag
Posty: 1718
Rejestracja: pt, 10 lut 2012 17:42
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: jaynova »

W zasadzie. Ta akcja z 44. DP ... masakra.
"Wśrod szczęku oręża cichną prawa.". - Cyceron.

Awatar użytkownika
neularger
Strategos
Posty: 5230
Rejestracja: śr, 17 cze 2009 21:27
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: neularger »

Ostrzegam.
You can do anything you like... but you must never be rude. Rude is being weak.
Ty, Margoto, niszczysz piękne i oryginalne kreacje stylistyczne, koncepcje cudne językowe.
Jesteś językową demolką.
- by Ebola ;)

Awatar użytkownika
Kruger
Zgred, tetryk i maruda
Posty: 3413
Rejestracja: pn, 29 wrz 2008 14:51
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: Kruger »

Mnie się nie podoba nazywanie przyszłościowej amunicji do broni z napędem jądrowym (nawiasem mówiąc - jak to działa???) mianem 7,62 NATO. Takie skrótowe miano (konkretnie 7,62 x 51 NATO) ma współczesna amunicja do broni palnej. Nie wyobrażam sobie, że nomenklatura NATO nazwie tak samo dwie różne rzeczy.

Edit.
Dodam jeszcze - skoro ich jako specjalsów stac na supernowoczesne zabawki, to czemu przeciwko czołgom mają tylko RPG? Ja wiem, że to znaczy każdy granatnik, ale skojarzenie jest oczywiste z siódemką, ładniej by było napisać coś zachodniego, jak gustav czy milan.

Edit 2.
Jeszcze polska nie zginęła to dość długi napis jak na nabój 7,62. Czym on to rył, zębami? Do tego by trza grawerki.
"Trzeba się pilnować, bo inaczej ani się człowiek obejrzy, a już zaczyna każdego żałować i w końcu nie ma komu w mordę dać." W. Wharton
POST SPONSOROWANY PRZEZ KŁULIKA

Regis
Pćma
Posty: 278
Rejestracja: wt, 22 lut 2011 17:14
Płeć: Mężczyzna

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: Regis »

Kruger pisze:Edit 2.
Jeszcze polska nie zginęła to dość długi napis jak na nabój 7,62. Czym on to rył, zębami? Do tego by trza grawerki.
Chodziła plotka, że Juba rył napisy na nabojach do SWD za pomocą noża wojskowego.
Kordylion pisze:No i tych sześciu snajperów powstrzymujących ruską armię - nierealne.
Carlos Hathcock, Dolina Słoni. Cała kampania Wietnamców pięć dni dni zalegała na polu ryżowym pod ostrzałem dwóch amerykańskich snajperów.

Awatar użytkownika
nimfa bagienna
Demon szybkości
Posty: 5779
Rejestracja: czw, 09 cze 2005 11:40
Płeć: Nie znam

Re: Tam gdzie słychać strzały

Post autor: nimfa bagienna »

Kruger pisze:Jeszcze polska nie zginęła to dość długi napis jak na nabój 7,62.
W porcie Rio de la Plata, w męskiej toalecie spotkali się dwaj marynarze, Amerykanin i Rosjanin. Stoją zgodnie obok siebie i sikają do sąsiednich pisuarów. Nie wypada im gapić się nawzajem na swoje przyrodzenia, ale jednak, tak niechcący, przypadkiem, obaj spostrzegają, że na owychż mają wytatuowany napis "...oria". To, co poprzedza litery "oria", zasłonięte jest już ubraniem.
- Co sobie wydziargałeś? - pyta Rosjanin Amerykanina.
- Imię mojej żony, Victoria - odpowiada Amerykanin. A ty?
Rosjanin nie ociąga się z odpowiedzią:
- Matrosy Bałtyjskawa moria pazdrawlajut matrosow Cziornawa moria.

Może z tym napisem na naboju też tak było...?
;) :D
Tłumaczenie niechlujstwa językowego dysleksją jest jak szpanowanie małym fiutkiem.

ODPOWIEDZ